Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kazanie ognia - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
23 stycznia 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Kazanie ognia - ebook

Po 20 latach małżeństwa i 20 latach rozgrywanych w wyobraźni romansów Maggie Ellmann spotyka mężczyznę, wobec którego wszyscy poprzedni byli jak zapowiedź. Jak obcowanie z niedoskonałością przed objawieniem ideału. Ale im mocniejsze są uczucia Maggie, tym większa staje się jej determinacja, by zakończyć znajomość, zerwać kontakt i powrócić na łono rodziny. Być znów „dobrą żoną i matką”. I dobrą chrześcijanką. Dlatego Maggie zaczyna się modlić, aby Bóg wydarł ją z romansu, jak się wydziera węgiel z paleniska.
Lecz co, jeśli to nieodpowiednia modlitwa? Co, jeśli właściwą jest: „Pozwól mi spłonąć, ale krocz przy mnie w płomieniach”?

„Pochłonęłam tę powieść. Jamie Quatro jest nieustraszonym fenomenem. To kunsztowna historia o kobiecym pożądaniu, wierze i oddaniu, a także jeden z najbardziej przejmujących portretów małżeństwa, jakie kiedykolwiek widziałam” – LILLY KING, autorka „Euforii”

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-268-2791-4
Rozmiar pliku: 672 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Pamięci mojej babci,

Naomi V. Utz

Mnisi! Oto wszystko płonie otwartym płomieniem.

Spytacie, co płonie?

Budda, Sutta ognia

(przeł. A. Dalek)

Do Kartaginy przybyłem wtedy

Płonąc płonąc płonąc

O Panie Tyś wydarł mnie

O Panie Tyś Wydarł

Płonąc.

T.S. Eliot, Ziemia jałowa

(przeł. Cz. Miłosz)

JEDEN

Wrócimy na piechotę? zapytał James, gdy wyszliśmy z kina.

Chicago, kwiecień 2017. Chłodne powietrze, niebo bezchmurne po wieczornej ulewie. Uciekliśmy z seansu pół godziny po tym, jak się rozpoczął. Kiepsko napisana, kiepsko zagrana farsa. Chodnik był teraz pusty. Rozciągnięte między latarniami i witrynami sklepowymi światełka tworzyły nad nami migoczący baldachim. Urocze, powiedział z przekąsem, gdy zjawiliśmy się tu wcześniej; żadne z nas nie znało tej części miasta. Od rana miałam na sobie te same ciuchy: biały sweter, ołówkową spódnicę, zapinane na zamek zamszowe botki na obcasie.

Zamówię taksówkę, powiedziałam. Twój hotel jest po drodze do mojego.

Jechaliśmy w milczeniu. Mokry asfalt na skrzyżowaniach mienił się czerwienią i zielenią sygnalizatorów. Gdy zatrzymaliśmy się przed jego hotelem, James odwrócił się w moją stronę, poprawiając okulary. W porządku, powiedział. Napisz do mnie, gdy wrócisz bezpiecznie. Nachylił się, aby musnąć mój policzek wargami, ale kiedy portier otworzył tylne drzwi, James nie wysiadł. Siedział wciąż zapatrzony przed siebie, przeciągając ręką po swoim udzie, w górę, w dół, w górę, w dół.

Oboje mieliśmy po czterdzieści pięć lat, na świat przyszliśmy w tym samym roku w odstępie czterech miesięcy. Oboje tkwiliśmy w małżeństwie od lat dwudziestu trzech. Dwa podobieństwa spośród wielu, które zgromadziliśmy na przestrzeni naszej trzyletniej znajomości, aż zaczęły nam się jawić kosmicznym zrządzeniem losu: urodzeni i wychowani na pustynnym południowym zachodzie, uczuleni na orzeszki ziemne, zafascynowani chrześcijańską mistyką i teorią kwantową, i Moby Dickiem. Z dziećmi w tym samym wieku i tej samej płci – starszą dziewczynką i młodszym chłopcem – oraz dziewięćdziesięciosześcioletnimi babciami, które wciąż radziły sobie same. W końcu urobił mnie ten ostatni fakt: długowieczność zapisana w naszych genach.

Oto jak bezpiecznie zakochać się w kimś, kto nie jest twoim mężem: wyobraź sobie życie, jakie moglibyście wieść razem po śmierci waszych małżonków.

(Ale do czego zmierzam, skarbie: kiedy kochałam się z tobą tamtej nocy, kochałam się z tym wspaniałym starym mężczyzną, którym z pewnością się staniesz).

Czy mogę pomóc z bagażami? zapytał portier.

Zatrzymałaś się w Hyatcie? zwrócił się do mnie James.

Tak.

Proszę nas zawieźć do Hyatta, polecił kierowcy i zamknął drzwi.

Ale ta historia zaczyna się tam, gdzie większość kończy: chłopak i dziewczyna, zakochana para, ślub, życie długie i szczęśliwe.

Malibu, czerwiec. Panna młoda i cztery druhny na szczycie trawiastego urwiska nad Pacyfikiem. Poranek jest chmurny, jak to na wybrzeżu, a rozproszone światło doskonale nadaje się do zdjęć. Suknia panny młodej, uszyta z surowego jedwabiu w kolorze mlecznej bieli, sprawia wrażenie dodatkowo podświetlonej na tle szafirowego oceanu. Dekolt w serduszko, koronkowe rękawki, długa spódnica z trenem, który później podepnie się na kształt turniury. Dziewczyna tuli swój bukiet jak niemowlę, sześć tuzinów pudrowych róż w rozmaitych stadiach rozkwitu. Drużbów, kompanów ze studenckiego bractwa, już sfotografowano. Czekają w kaplicy, gdzie za pół godziny rozpocznie się ceremonia. Każdy ma na sobie szary smoking, pod szyją fular, a na stopach czarne lakierki. Trzech, w tym pan młody, nosi takie same okulary o okrągłych szylkretowych oprawkach.

Nieco dalej na wybrzeżu, w country clubie w Pacific Palisades obsługa przyjęcia montuje tort: pięć pięter polukrowanych tak, by brzegi odwzorowały splot koszyka, z prawdziwym bluszczem i różami opadającymi na jedną stronę. Panna młoda wybrała inny rodzaj ciasta dla każdego piętra: śmietankowe, czekoladowe, korzenne, red velvet. Najwyższe piętro – które trafi do zamrażarki nowożeńców w oczekiwaniu na ich pierwszą rocznicę i przetrwa tam aż do pewnej nocy, kiedy pod ich nieobecność zjarany młodszy brat żony, nic nie wiedząc o podobnych zwyczajach, zje całe – jest z białej czekolady wypełnionej malinowym kremem. Stoły przyozdobią okrągłe szklane wazony pełne bluszczu i róż – takich samych jak na torcie. Rośliny znajdują się w furgonetce z chłodnią na Pacific Coast Highway, za skrzyżowaniem z Sunset Boulevard. Kierowca ugrzązł wśród samochodów jadących z plaży.

Ale zostało jeszcze mnóstwo czasu.

Brat panny młodej, piętnastolatek, ma za zadanie udekorować limuzynę. „Nowożeńcy”, pisze raz za razem przy pomocy farby mydlanej. Ile razy wystarczy, żeby nie przedobrzyć? Rysuje ślubne gołąbki, ale wychodzi mu coś na kształt skrzydlatej rakiety, więc je ściera. Sięga do kieszeni, by dotknąć obrączek. Dzisiaj po raz pierwszy przedstawiano go innym w oficjalnej roli. Braciszek Margaret, świadek.

Siostra panny młodej kończy w tym roku liceum i jest oszołomiona swoim zadaniem. Pozostałe druhny wydają się wiedzieć, o czym należy mówić, jak wyglądać, jak się zachowywać; a ona zachodzi w głowę, dlaczego Margaret nie powierzyła funkcji druhny honorowej jednej z nich. Już prawie się nie znają. Kiedy Maggie wyjechała na studia, używała błyszczącej różowej szminki i tleniła swoje naturalnie kasztanowe włosy; teraz nie nosi makijażu i pozwoliła włosom ściemnieć. Rozmawia o grantach i stypendiach, i o przeprowadzce do Princeton, gdzie jesienią zacznie studia doktoranckie. Jej narzeczony – mąż – będzie pracował na Manhattanie.

Musisz nas koniecznie odwiedzić, powiedziała jej siostra. To kwatery studenckie, dawne koszary, nic szczególnego. Ale będziemy mieli pokój dla gości.

Matka panny młodej ma czterdzieści cztery lata, ojciec – czterdzieści sześć; oboje wyglądają wystarczająco rześko, by samemu uchodzić za nowożeńców. Zachwyt, duma, łzy. Ich najstarsza córka, która uzyskała dyplom z najwyższym wyróżnieniem w trzy lata, poślubia pierwszego chłopca, z jakim związała się na poważnie. Tak dojrzała na swój wiek, tak opanowana! I jeszcze ten prezydencki grant. Gdy się obroni, będzie jedną z najmłodszych doktorek w kraju. Ekspertką w dziedzinie zwanej „teorią postkolonialną”.

A co będzie robił jej mąż? pytają goście.

Praca w ścisłym centrum Nowego Jorku, odpowiadają rodzice. Firma konsultingowa, usługi finansowe.

W kaplicy gromadzą się uczestnicy ceremonii. Szelest zaproszeń, ściszone rozmowy, organista grający Haendla i Mozarta sotto voce. Pomocnicy wskazujący gościom miejsca – również członkowie bractwa studenckiego – prowadzą trzy owdowiałe babki (dwie ze strony panny młodej, jedną ze strony pana młodego), a za nimi matki wzdłuż głównej nawy. Matka młodego używa laski, ojczym jest o krok za nią. Rodzice młodego rozwiedli się, gdy miał trzy lata, i jego ojciec nie dostał zaproszenia na ślub. Pan młody jest jedynakiem. I w praktyce sierotą, jak przez lata powtarzał swojej przyszłej żonie.

Dzisiaj zyska nową rodzinę: teścia prawnika, teściową dyrektorkę gimnazjum. Dwoje rodzeństwa, dwie czerstwe babcie.

Potrafi słuchać, mówiła rodzicom panna młoda. A gdybyście widzieli, jaką ma rękę do dzieci. A gdybyście słyszeli, jak gra na gitarze.

Dobrze wiem, że niewiele na tym zyskasz, powiedział swojej narzeczonej w dniu ich zaręczyn.

Zyskam ciebie, odparła.

Thomas jest agnostykiem, ale to jej nie martwi. Gdy idzie o czyny, okazuje się lepszym chrześcijaninem niż większość chrześcijan, których Maggie zna. Jest wręcz – lepsze słowo nie przychodzi jej do głowy – układny. Modyfikuje swój sposób bycia w zależności od cudzych potrzeb. Gdy rozmawia przez telefon z matką, jego głos zyskuje pewną łagodność – tak jakby układał ją do snu. Jego gęste włosy; to, w jaki sposób rozchylają się jego usta, a język dotyka rzędu dolnych zębów, zanim przemówi – jest w nim skłonność do głębokiego namysłu.

Wie, jak się obchodzić z Margaret, wyjawiła jej matka bliskim przyjaciołom, nielicznym krewnym. Szanuje nasze przekonania. I wie, jak wytrzymać z jej – no cóż – z pewną zmiennością jej temperamentu. Maggie najpierw się czemuś kompletnie poświęca, a gdy już to osiągnie, przestaje jej zależeć. Ten naszyjnik z młotkowanego złota, o który mnie męczyła przez rok – założyła go dwa razy, a potem oddała.

Drużbowie stoją w rzędzie, pastor na pierwszym planie. Druhny wchodzą zbyt szybko, ale mała kwiaciareczka – trzyletnia córka kuzyna panny młodej – nigdzie się nie spieszy. Ze swego koszyka wybiera po jednym płatku i przykuca, by każdy umieścić na tkanym chodniku tak, jakby mocowała naklejkę. Nikt jej nie popędza, jest urocza, lampy aparatów błyskają. Wreszcie następuje pauza, milczenie. Cisza potężnieje nieznośnie aż do momentu, gdy matka pana młodego chwyta swą laskę i podrywa się z miejsca. Organy wybuchają dźwiękiem, a goście z potężnym chrobotem i skrzypieniem powstają i obracają głowy. Dopiero wtedy matka panny młodej uświadamia sobie, że zapomniała wstać jako pierwsza, a tylko tego jednego od niej dzisiaj wymagano.

Gdy pojawia się jego narzeczona, pan młody wpada w osłupienie. Łapiąc równowagę, wyciąga rękę i opiera się o świadka, który tego nawet nie zauważa. (Myśli o obrączkach: czy kobieta nakłada obrączkę mężczyźnie pierwsza, czy jest na odwrót?). Ojciec uśmiecha się do gości, spoglądając w prawo, w lewo, białe zęby błyskają na tle jego gładkiej cery i ciemnej karnacji. Twarz panny młodej mgli się za opalizującym woalem. Kto oddaje tę kobietę za żonę? pyta pastor. Swoim głosem wyćwiczonym na salach sądowych ojciec recytuje wyćwiczoną mowę: To chwila wielkiej dumy w życiu każdego ojca, ale dla mnie i dla mojej żony to chwila dumy szczególnej, bo wydajemy dziś za mąż pierworodną córkę, przed obliczem Boga i wszystkich tu zgromadzonych. Podnosi woal i składa pocałunek na rozpromienionym policzku. Panna młoda obraca się i oddaje bukiet swojej siostrze, która aż do tej chwili nie wiedziała, że trzymanie kwiatów podczas ceremonii będzie jej zadaniem. Nie wie, co zrobić z własnym bukietem. Zbija je oba w jeden i tuli do piersi.

Krótka homilia, tradycyjne przysięgi, wymiana obrączek (które brat wydobywa z kieszeni, po czym momentalnie czuje głód, wręcz umiera z głodu, więc zastanawia się, czy na weselu będzie prawdziwe mięso, czy tylko kurczak), zapalanie ślubnej świecy, dwa płomienie stają się jednym. Opuścić ojca swego i matkę swoją, by stać się jednym ciałem. Pan młody zaskakuje żonę i odebrawszy od jednego z drużbów ukulele, śpiewa jej piosenkę. Śmiech, łzy, pocałunek – krótki – i organy triolami rozpoczynają marsz weselny. Nowożeńcy wychodzą, ramię w ramię, machając do gości.

Ale panna młoda zapomniała bukietu. Jej siostra musi wrócić do ołtarza, a potem przejść z kwiatami po ślubnym kobiercu. Na zewnątrz odkrywa, że nowożeńców porwano na sesję fotograficzną. Odkłada bukiet pod kamienną ławkę, żeby się nie zniszczył, lecz w zamęcie uścisków i pocałunków, zdjęć, rozpaczliwego pakowania się do limuzyn kwiaty zostają porzucone. Dopiero godzinę po rozpoczęciu wesela panna młoda uświadamia sobie swoje przeoczenie. Prosi przyjaciółkę, by wróciła na miejsce i się rozejrzała, ale gdy ta przybywa do kaplicy, bukietu już nie ma. Wsunięta pośród obłupane z kolców róże była lniana chustka w kolorze jaja rudzika – Maggie dostała ją na szczęście od babci ze strony ojca – z ręcznie haftowanymi inicjałami DTH.

Czyje to inicjały, babciu? zapytała wcześniej.

A, to tylko ktoś, kogo dawniej znałam, odpowiedziała babka.

Dwadzieścia pięć lat później, gdy babcia umrze na niewydolność serca (spędziwszy pod tlenem trzy miesiące, które zakończy słowami „Jak to boli”), czterdziestosześcioletnia wnuczka otrzyma pocztą kopertę bąbelkową. W niej będzie jedenaście chustek, każda identyczna z tą, którą zgubiła w dzień swego ślubu. A także list napisany chwiejnym pismem babci.

13 czerwca 1993

Moja Kochana Margaretko,

wróciłam właśnie z Twojego ślubu. Jaka to była przecudna uroczystość! I uwielbiam Thomasa. Wszyscy uwielbiamy. Będzie wspaniałym mężem. Twoja mama wspomniała, że zgubiłaś chusteczkę. Nic się nie stało, bo – jak widzisz – mam ich więcej. Nazywał się Donald Trent Harper. Poznałam go tego lata, które spędziłam u Ruth w domku nad jeziorem. Pamiętasz ciocię Ruth z Michigan? Tę, która zawsze nosiła okulary na ozdobnym sznurku. Don hodował konie. Miał dwadzieścia siedem lat, o dziesięć więcej niż ja. Tego lata zakochaliśmy się w sobie i postanowiliśmy pobrać. Gdy wróciłam do Cleveland, pokłóciliśmy się przez telefon. O jakąś drobnostkę, nie pamiętam, o co dokładnie. Ale zachowałam się grubiańsko. Obraziłam go i się rozłączyłam. Byłam zbyt dumna, żeby oddzwonić i przeprosić; chciałam, żeby to on pierwszy zadzwonił. Czekałam rok, ale tego nie zrobił. Poślubiłam twojego dziadka Jacka na złość Donowi, a kiedy Jack młodo umarł, nie wyszłam ponownie za mąż – nie dlatego, jak zawsze mówiłam twojemu ojcu, że nie mogłabym nikogo pokochać tak, jak kochałam Jacka, ale ponieważ miałam nadzieję, że Donald i ja jeszcze się kiedyś odnajdziemy. Co się, oczywiście, nie stało.

No cóż, kochanie, teraz już wiesz. Przez ten rok, kiedy czekałam na telefon, każdego miesiąca haftowałam jedną chustkę. Bardzo bym chciała, żebyś je przyjęła. Może będą ci przypominać, żebyś zawsze oddzwaniała pierwsza.

Kocham Cię,

Babcia

PS Ufam, że nie podzielisz się tą historią ze swoim ojcem. Nie ma nic złego w tym, by myślał, że zawsze kochałam tylko twego dziadka. Kochałam go, naprawdę, ale po swojemu.

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: