Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kim Dzong-Il. Przemysł propagandy - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
18 listopada 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Kim Dzong-Il. Przemysł propagandy - ebook

"Prawdziwa historia pary gwiazd południowo-koreańskiego kina porwanych przez władze Korei Północnej. Rok 1978. Przyszły dyktator, Syn Wielkiego Przywódcy i jednocześnie szef Departamentu Propagandy i Agitacji, Kim Dzong-Il zleca porwanie reżysera filmowego Shin Sang-Ok i jego byłej żony, aktorki Choi Eun-Hee. Celem porwania jest zmuszenie Shina do pracy na rzecz północno-koreańskiego przemysłu filmowego. Po pięciu latach więzienia, indoktrynacji, głodzenia i tortur oraz dwukrotnej próbie ucieczki Shin ulega sile perswazji aparatu Kim Dzong-Ila. Przez kolejne 3 lata Shin i Choi pozornie służą systemowi, planując jednocześnie spektakularną ucieczkę. Ten plan realizują dopiero w 1986 roku.

Fascynująca i momentami surrealistyczna opowieść o Korei Północnej w przełomowym momencie jej historii. Książka o narodzie, który odizolował się od całego świata i obłędzie jego przywódcy zniewolonego przez własne aspiracje."

Kategoria: Sensacja
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7999-391-8
Rozmiar pliku: 1 000 B

FRAGMENT KSIĄŻKI

Notka o materiałach źródłowych, metodologii i nazwiskach bohaterów

Głównym materiałem źródłowym tej książki jest relacja z pierwszej ręki Shina Sang Oka i Choi Eun Hee, traktująca o ich doświadczeniach i życiu w Korei Północnej. Shin i Choi napisali kilka pamiętników oraz artykułów o latach spędzonych na pracy dla Kim Dzong Ila, które wykorzystałem jako punkt wyjścia do badań, rozpoznania i opowiedzenia niniejszej historii. Zestawiałem daty i fakty z innymi relacjami z epoki, nowszymi archiwami, pracami naukowymi oraz oryginalnymi wywiadami. Sam przeprowadziłem niemal pięćdziesiąt rozmów z uczestnikami wydarzeń zawartych w tej opowieści, a także z uciekinierami z Korei Północnej, zarówno tymi, którzy wspominani są przez Shina i Choi, jak i z tymi, którzy po prostu mieszkali w tym kraju w latach 70. i 80. XX wieku – dzięki nim mój opis tego okresu stał się pełniejszy. Korea Północna pozostaje dla ludzi z zewnątrz tajemnicą, ale dziś już istnieją instrumenty, na przykład Google Earth, pozwalające weryfikować różne informacje; narzędzie to wykorzystuje wiele osób zajmujących się badaniem Korei Północnej, które chcą zlokalizować budynki lub inne charakterystyczne elementy krajobrazu opisane przez uciekinierów z tego państwa. Gdy tylko było to możliwe, podróżowałem do miejsc akcji: Korei Południowej, Austrii, Niemiec, na Węgry, do Hongkongu oraz – oczywiście – do Korei Północnej.

Zawarte w tekście rysopisy ludzi opierają się głównie na współczesnych fotografiach lub materiałach filmowych. Dialogi wzięto w cudzysłów wtedy, gdy cytowane są w źródle oryginalnym, na przykład w pamiętnikach Shina i Choi. Zdarzało mi się je skracać, dokładałem jednak wszelkich starań, aby nie usuwać tych elementów, których brak zmieniłby zamierzony sens bądź ton wypowiedzi. Jeśli dany dialog dostępny był w kilku źródłach, wybierałem przekład, który w określonym kontekście wydawał mi się najtrafniejszy, albo wyszukiwałem oryginalny materiał źródłowy i zlecałem jego nowe tłumaczenie rodzimemu użytkownikowi języka, jednocześnie profesjonaliście. Mój koreański jest bardzo podstawowy, jeśli więc zdarzyły się jakieś błędy, są one – rzecz jasna – moją winą.

Powszechnie przyjęto, że w przypadku każdej opowieści z Korei Północnej – z powodu izolacji KRLD i braku jakiejkolwiek przejrzystości – trzeba po prostu wierzyć jej autorowi na słowo. Starałem się jednak potwierdzać wszystkie fakty, o ile było to możliwe. Bardziej szczegółowe omówienie procesu zastosowanego do weryfikacji osobistych wersji wydarzeń pana Shina oraz Madame Choi znajdzie czytelnik na końcu książki.

Jeśli chodzi o imiona i nazwiska koreańskie, jako pierwsze podaje się nazwisko rodowe, a potem dopiero imię: na przykład „Kim” to nazwisko rodziny, a „Dzong Il” imię osoby. Ponieważ brak jednoznacznych regulacji dotyczących ich zapisu (Kim Dzong Il transkrybowany jest niekiedy jako Kim Chong Il, a Choi Eun Hee jako Choe Un Hui), wybrałem najpowszechniejszy i zastosowałem go do wszystkich imion i nazwisk. Gdy miałem wątpliwości, starałem się zapisywać je w sposób naturalny, łatwy do odczytania dla zachodniego czytelnika.

Aż do początku XX wieku Koreańczycy tradycyjnie nie używali nazwisk. Dopiero cesarstwo japońskie, kolonizując półwysep, narzuciło mieszkańcom Korei prawny wymóg ich posiadania. Zdecydowana większość, widząc w tym szansę na pochwalenie się solidną genealogią, wybrała jedno z zaledwie kilku mian – Kim, Lee, Park, Pak, Shin – pochodzących od rodzin szlacheckich. Dlatego też dzisiaj ponad 75 milionów Koreańczyków używa tylko 270 nazwisk. Osoby o tym samym nazwisku występujące w książce nie są ze sobą spokrewnione, chyba że o tym wyraźnie wspomniano.Wprowadzenie Sierpień 1982 roku

Ostatnią rzeczą, jaką pamiętał Shin Sang Ok, było to, że siedział w celi, niezdolny odczuwać nawet bicia własnego serca, zbyt słaby, żeby poruszyć się lub wstać. Od prawie dwóch lat znajdował się w północnokoreańskim więzieniu, upchnięty w izolatce, w której ledwie mógł się położyć, z jedną maleńką szczeliną okienną na ścianie, wysoko w górze, za grubymi stalowymi kratami. W pęknięciach podłogi roiło się od robactwa. Z wyjątkiem półgodzinnej przerwy na obiad, dziesięciu minut na kolację oraz trzydziestu na „spacer” po więziennym dziedzińcu, musiał przez cały dzień siedzieć w tej samej pozycji, ze zwieszoną głową, bez ruchu, absolutnie nieruchomo – w przeciwnym razie groziła mu jeszcze surowsza kara.

Nim stracił przytomność, przez pięć dni prowadził strajk głodowy. Teraz, obudziwszy się w więziennej izbie chorych, z trudem łapał oddech. Sierpniowe powietrze było gorące i gęste od wilgoci. Oślepiający ból głowy mącił mu myśli. W ustach miał sucho, czuł metaliczny posmak, żołądek atakowały skurcze. Najdrobniejszy ruch sprawiał mu ból.

„Ten facet może przeżyje” – powiedział jakiś głos. – „Właśnie poruszył palcami u nóg”.

Shin zamrugał i otworzył oczy. Przy jego łóżku stał oficer śledczy, a obok niego wysokiej rangi wojskowy. Tuż za nimi zajął pozycję czujny strażnik. Dwaj mężczyźni rozmawiali ze sobą wzburzonym tonem, ani razu nie zwracając się do Shina bezpośrednio. Po chwili cała trójka wyszła.

Dopiero wtedy Shin zdał sobie sprawę z obecności w pokoju jeszcze jednego więźnia. Skazaniec przysunął krzesło do łóżka Shina, na którym postawił tacę z jedzeniem. Shin znał go. Był więźniem z przywilejami za dobre zachowanie, osadzonym, któremu powierzano wykonywanie podstawowych zadań – sprzątanie, pracę z mopem, roznoszenie jedzenia i poczty – w zamian za większą swobodę oraz możliwość spędzania czasu poza celą. Często ktoś taki był również kapusiem; dzięki temu właśnie zdobył swoją pozycję i dzięki temu ją zachowywał.

„Jedz” – powiedział osadzony.

Shin spojrzał na tacę: zupa ryżowa, miska z gulaszem, jajko. Jak na więzienne standardy żarcie było luksusowe. Mimo to Shin postanowił odmówić. Kiedy tamten nabrał łyżką trochę zupy i spróbował go nakarmić, Shin mocno zacisnął usta.

„Weź trochę” – nalegał więzień. – „Dobrze ci zrobi. Musisz jeść”.

Mężczyzna był uparty i Shin w końcu się poddał. Początkowo sądził, że od jedzenia zrobi mu się niedobrze, jednak poczuwszy jego smak, nagle potwornie zgłodniał. Szybko pochłonął większość pokarmu, ale z wdzięczności pozostawił trochę dla drugiego osadzonego.

„Co się stało?” – zapytał Shin.

„Nie było cię wczoraj na apelu” – odparł tamten. – „Przyszedłem sprawdzić i znalazłem cię nieprzytomnego na podłodze. Szkoda, że nie widziałeś ich min. Strasznie się bali, że przez nich umarłeś. Posłali po lekarza, który zbadał ci tętno i kazał tutaj zabrać. Ulży im, kiedy się dowiedzą, że będziesz żył”.

Mężczyzna uważnie badał go wzrokiem.

„Teraz wiem, że jesteś kimś naprawdę ważnym. Tutaj nikogo nie obchodzi, kiedy umiera jakiś więzień. Ja też raz prowadziłem strajk głodowy. Powiedzieli mi, że mężczyzna umiera z głodu po dziesięciu dniach, a kobieta po piętnastu. Nie trwało długo, zanim się poddałem i zacząłem błagać o jedzenie. Słyszałem, że nawet ważnych więźniów, którzy prowadzą strajk głodowy, karmi się siłą przez lejek – z tobą tego nie zrobili. Żeby nie narazić twojej godności osobistej, powiedzieli. Taki ważny jesteś”.

„Kim był tamten oficer?” – zapytał Shin. – „Ten obcy?”.

Minister bezpieczeństwa publicznego, wyjaśnił osadzony, szef wszystkich służb siłowych w kraju.

„Pierwszy raz widzę, żeby minister bezpieczeństwa fatygował się do więzienia tylko dlatego, że jakiś osadzony zagłodził się prawie na śmierć. Ochrzanił wszystkich z góry na dół”.

„Chyba sobie żartujesz”.

Tamten potrząsnął głową, zatopiony głęboko w myślach.

„Musisz stanowić dla nich sporą wartość, skoro obchodzi ich, co się z tobą dzieje. Znasz kogoś? Kogo znasz?”

Shin zamknął oczy. Rozmyślał o otaczającym go więzieniu: o osadzonych, stukających w ściany i w ten sposób się porozumiewających, o tych, których nagle, losowo, zabierano z dziedzińca na egzekucję, o okrutnych i agresywnych strażnikach. Prawie dwa lata żył w tej brutalnej, bezsensownej niewoli. A przecież nie znał w tym kraju ani jednej osoby.

Shin Sang Ok miał pięćdziesiąt pięć lat, czworo dzieci, był rozwiedziony. W swojej rodzinnej Korei Południowej był najsłynniejszym filmowcem, autorem kinowych przebojów, zdobywcą wszelkich możliwych nagród, kumplem prezydentów. Cztery lata wcześniej jego eksżona, Choi Eun Hee, najpopularniejsza aktorka w Korei Południowej, zniknęła podczas pobytu w Hongkongu, i kiedy Shin wyruszył na jej poszukiwanie, został podstępnie porwany. Teraz, po okresie łagodniejszego aresztu domowego, osadzono go w Więzieniu Numer 6, dwie godziny jazdy od Pjongjangu, stolicy Korei Północnej.

Nie, Shin nie znał tu nikogo i wciąż nie wiedział, dlaczego się tu znalazł. Wiedział tylko jedno.

Kto zlecił jego porwanie.

W Pjongjangu, wiele kilometrów od cuchnących cel i korytarzy Więzienia Numer 6, Kim Dzong Il wychylił koniak Hennessy, odstawił kieliszek i obserwował, jak kelner w milczeniu nalewa mu kolejny.

Trwająca wokół niego impreza należała do cotygodniowych bankietów, jakie urządzał dla najważniejszych członków Komitetu Centralnego Partii Pracy. Wielka jasna sala udekorowana była mnóstwem krzykliwie jaskrawych sztucznych kwiatów i tonęła w barwnym świetle ruchomych reflektorów. Przy stołach ustawionych wokół parkietu kadry partyjne i funkcjonariusze KC spożywali najbardziej wykwintne potrawy, zarówno te zachodnie (homary, steki, słodkie ciasta), jak i koreańskie (dania z zimnego makaronu, kimchi, boshintang, czyli psią zupę, zupę z płetwy rekina, jokbal – nogę wieprzową w sosie sojowym z przyprawami, stopy niedźwiedzia przywiezionego prosto z Rosji). Pili koniak, szampana, soju (likier ryżowy) oraz inne północnokoreańskie trunki, takie jak wino z żeńszenia, z korzeniami wciąż tkwiącymi w butelkach, a także wężową nalewkę – w każdej flaszce z żytnim alkoholem znajdowała się gruba jadowita żmija. Młode piękne kobiety, w wieku od piętnastu do dwudziestu dwóch lat, poruszały się po całej sali, roztańczone, przymilne, chichoczące. Miały na sobie ubrania, które niewiele zasłaniały; niektóre z dziewczyn oferowały masaż, a trochę później także usługi seksualne dla gości. Tworzyły Gippeumjo, czyli Brygady Radości; zostały one wyselekcjonowane ze szkół w całym kraju i przeszkolone – w ciągu sześciu miesięcy – w kwestii odpowiednich manier, postawy tudzież technik masażu i miłości fizycznej. Podczas służby miały zakaz wszelkich kontaktów ze swoimi rodzinami, które w zamian cieszyły się wieloma przywilejami, ze względu na fakt pełnienia przez córkę tak ważnej funkcji. Powiadano, że wszystkie członkinie Gippeumjo osobiście wybierał Kim Dzong Il.

Muzycy grali mieszankę ludowej muzyki północnokoreańskiej i rosyjskiej, a także współczesne popowe hity z Korei Południowej. W owych czasach niemal wszyscy dorośli Koreańczycy palili papierosy, powietrze było więc gęste od dymu tytoniowego. Po kolacji mężczyźni oddawali się grom hazardowym – madżongowi albo grze w oczko – z podsuniętymi im dziewczętami tańczyli fokstrota, disco lub bluesa.

Kim siedział przy głównym stole. Miał pyzatą, owalną twarz, czarne oczy, małe usta o pełnych wargach i szeroki, krótki nos. Nosił kwadratowe okulary, mniejsze od tych, które stały się później słynne, a jego mundur w stylu Mao był szaroniebieski, nie zaś w kolorze khaki, jaki wolał w ostatnich dekadach życia. Mierzył 157 cm wzrostu, ale poruszał się w butach na koturnach wysokości prawie trzynastu centymetrów i czesał bufiasto do góry, niczym chłopiec, by ukryć swą mizerną posturę (dziewczęta z Brygady Radości mogły mieć maksymalnie 157 cm, tak na wszelki wypadek). Był synem Wielkiego Marszałka Kim Ir Sena, bohatera wojennego, założyciela oraz Najwyższego Przywódcy Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej. Oficjalnie Dzong Il był zaledwie szefem Departamentu Propagandy i Agitacji, a także dyrektorem jego Wydziału Filmu i Sztuki, lecz jego ojciec władzę nad krajem sprawował jedynie nominalnie: w 1982 roku Dzong Il przejął nad nim faktyczną kontrolę. Dzieciom w całym państwie opowiadano, że jest miły, wrażliwy i troskliwy; uczyły się, że mają nazywać go Drogim Przywódcą. Liczył sobie czterdzieści jeden lat, a społeczeństwo Korei Północnej nigdy nie słyszało jego głosu.

Dzong Il bywał zwykle sercem i duszą tego rodzaju imprez, przechwalał się i opowiadał sprośne żarty, pouczał orkiestrę, delektując się lizusostwem i uległością swoich sługusów, którzy przypadali do jego nóg na każde skinienie.

Lecz tego wieczoru Kim siedział pochłonięty myślami. Rozmyślał o filmach.

Po przyjęciu, w godzinach wczesnoporannych, kilka osób udawało się wraz z Kimem, który cierpiał na bezsenność, do jednej z sal projekcyjnych, aby obejrzeć nowy obraz wyprodukowany przez którąś z państwowych wytwórni. Filmy powstałe w ciągu ostatniej dekady Kim odbierał jako coraz bardziej nudne i zniechęcające. Raczej nie nadawały się do pokazywania ludowi, nie mówiąc już o publiczności zagranicznej – wzbudzenie jej zainteresowania od zawsze stanowiło ambicję Kima. Po prostu nie były wystarczająco dobre. Przynajmniej jeszcze nie. Cztery lata temu Kim zaczął realizować plan, który miał ów problem rozwiązać, utknął on jednak w martwym punkcie. Przecież tak świetnie traktował swoich gości, Shina Sang Oka i Choi Eun Hee, oni jednak zdecydowanie odmawiali współpracy.

Na razie. Niecałe pół roku później Shin miał ulec Kimowi i zrealizować jego plany. Razem zmienili historię Korei Północnej.1 Fotografia na trawniku przed Niebieskim Domem

Dwadzieścia lat wcześniej

Dnia 16 maja 1962 roku Shin Sang Ok bawił na przyjęciu wydanym w rezydencji prezydenta Korei Południowej. Głównym tematem toczonych w niej, a także w całym Seulu rozmów był właśnie on.

Przyjęcie stanowiło część uroczystości kończących VII Festiwal Filmowy Azji i Pacyfiku, doroczny konkurs, na którym honorowano i wręczano nagrody za najlepsze filmy azjatyckie. Shin miał trzydzieści pięć lat, stał wyprostowany w swoim białym smokingu, wykrochmalonej białej koszuli oraz czarnych spodniach; był gościem honorowym oraz tematem pełnych ekscytacji szeptów wymienianych przez przybyłych. Pięć lat temu żadna z osób na tym trawniku nie znała jego nazwiska. Teraz należał do najmodniejszych filmowców w kraju, wyreżyserował największe kasowe hity dwóch ostatnich lat. Krytycy go uwielbiali. Jego żoną była najpiękniejsza i najsłynniejsza aktorka w kraju. A dziś wieczorem jego nowe dzieło, zatytułowane Moja matka i gość w jej domu, zdobyło na festiwalu nagrodę jako Najlepszy Film. To pierwsza południowokoreańska produkcja, która otrzymała tak wysokie wyróżnienie w międzynarodowym konkursie.

Shin nerwowo zaszurał nogami po suchej trawie przed Niebieskim Domem. Niegdyś był to królewski ogród dynastii Joseon, której władcy panowali na półwyspie przez ponad pięćset lat, a obecnie stanowił część kompleksu prezydenckiego, składającego się z tradycyjnych budowli o stromych, wykładanych niebieskimi kafelkami dachach. Owe legendarne kafelki wypalano według prastarej metody, każdą osobno, na słońcu; podobno były tak wytrzymałe, że mogły przetrwać setki lat. Granic kompleksu pragmatycznie strzegły wysokie mury oraz kilka punktów kontrolnych obsadzonych przez jednostki policji i wojska. Bardzo niewiele osób z zewnątrz mogło się dostać do budynków Niebieskiego Domu. Sam fakt stania na tym terenie był już zaszczytem.

Kilka metrów od Shina fotograf majstrował przy swoim aparacie, przygotowując lampę błyskową oraz nastawiając odpowiedni czas naświetlania, podczas gdy dygnitarze sami ustawiali się do zdjęcia wokół reżysera. Na fotografii znalazło się siedem osób, ale tak naprawdę koncentruje się ona na trzech stojących w centrum: Shinie, jego żonie (od dziewięciu lat) Choi Eun Hee oraz nowym prezydencie Korei Południowej, generale Parku Chung Hee, między nimi.

Prezydent Park był niski, miał czterdzieści cztery lata, przenikliwe ciemne oczy pod opadającymi powiekami i wielkie odstające uszy. Władzę przejął dokładnie rok wcześniej, 16 maja 1961 roku, w wyniku przewrotu wojskowego. Przedtem on również był człowiekiem nieznanym gościom zebranym na trawniku przed budynkiem, drugorzędnym generałem z chwalebnym przebiegiem służby, lecz bez politycznego doświadczenia. Miał jednak wielkie zamierzenia względem kraju, który kochał i którego powolny upadek obserwował; upadek, który nastąpił po podziale państwa, prowadzący do biedy, korupcji i chaosu. Wychowywał się na wsi na samym południu, w otoczeniu prostych, patriotycznie nastawionych ludzi, którzy chcieli rządu równie zdyscyplinowanego i pracowitego jak oni sami. Kiedy przejął władzę, jego pierwszą decyzją było aresztowanie dziesiątków skorumpowanych oficjeli oraz biznesmenów i przepędzenie ich ulicami Seulu, z tabliczkami na piersiach i plecach z napisem: „Jestem skorumpowaną świnią!”. Posunięcie to natychmiast zyskało mu uwielbienie mas, podobnie jak ogłoszenie nowej konstytucji, którą ratyfikowano w roku 1962; potem, w 1963, odbyły się wybory prezydenckie. Wielokrotnie pojawiał się publicznie, tak jak teraz, pracując na swój wizerunek, pokazując się w towarzystwie przedstawicieli najważniejszych branż, nie wyłączając filmowej, które zamierzał wykorzystać do kształtowania nowego obrazu Korei Południowej na świecie. Większość ludzi postrzegała Koreę Południową jako smutny, uzależniony od pomocy zewnętrznej kraj Trzeciego Świata, który miał niewiele do zaoferowania, a uhonorowanie filmu stwarzało okazję do o wiele bardziej pozytywnego przekazu. Dlatego tego samego dnia, tyle że wcześniej, w seulskim Centrum Rozrywki, to właśnie Park, stojąc na estradzie, wręczył Shinowi i Choi festiwalową nagrodę.

Tłum głośno wyrażał swój aplauz, gdy Shin i Choi razem wchodzili na scenę. Shin był reżyserem i producentem zwycięskiego filmu, ale główną rolę zagrała w nim Choi, podobnie zresztą jak w większości jego dzieł. Shin słynął z obrazów poświęconych kobietom (w których zwykle występowała Choi) i przeznaczonych dla kobiet – jego najwierniejszą publiczność tworzyli zwykli zjadacze chleba, mieszkający w Seulu i na wiejskiej prowincji. W powszechnej opinii ci dwoje, jako mąż i żona, byli nierozłączni, stanowili czarującą parę, a ich firma (jedyne w Korei Południowej studio filmowe Shin Film) oraz jej logo – płonąca pochodnia – znana była wszystkim bez wyjątku.

Zmierzając w kierunku sceny, Choi szła przed mężem. Subtelnie wskazywała tym samym nowoczesny typ łączącej parę relacji. Zbliżywszy się do prezydenta Parka, zatrzymała się i głęboko skłoniła, pozwalając sobie nawet uklęknąć na jedno kolano, z kpiącym uśmiechem na twarzy. Na tę bezczelną pantomimę służalczości prezydent i pierwsza dama wybuchnęli śmiechem. Stojący za żoną Shin niechętnie skłonił głowę, tylko tyle, ile wymagała przyzwoitość. Lubił popularność, ale nie przepadał za brataniem się z możnymi tego świata. A kłanianie się im sprawiało, że czuł się zdecydowanie niedobrze. Być może fakt ten miał coś wspólnego z jego głęboką nieufnością wobec polityków. Bądź co bądź wychował się w Korei, po 1300 latach niepodległego bytu wydanej przez polityków na pożarcie i kolonizację imperium japońskiemu. Kiedy skończył siedemnaście lat, wyjechał na studia do Japonii, by przekonać się po powrocie, iż nie może już wrócić do rodzinnego miasta, ponieważ znalazło się ono nagle w zupełnie innym kraju, Korei Północnej – wszystko z powodu manewrów polityków. Lewicowcy czy prawicowcy, dla Shina wszyscy byli tacy sami, byli poronionym płodem, który najlepiej, jeśli to tylko możliwe, po prostu wykorzystać.

Może właśnie o to chodziło. A może po prostu nie cierpiał, gdy w centrum uwagi znajduje się ktoś inny.

Na trawniku przed Niebieskim Domem Shin wyprostował ramiona i zerknął na Choi rozmawiającą z gośćmi kilka metrów dalej. Była zachwycająca w długiej ciemnej sukni, z wyrafinowaną biżuterią przyciągającą wzrok ku piersiom, jak gdyby długa linia giętkiej szyi niewystarczająco zachwycała. (Pierwsza dama, dla kontrastu, ubrana była w tradycyjną suknię hanbok, długą i workowatą poniżej pasa, która zakrywała kształt jej bioder i nóg niezliczonymi fałdami; kołnierz pod szyją miała zapięty). Gęste ciemne włosy Choi związała do tyłu, dla uwypuklenia fascynującej twarzy. Z jej uszu zwisały skrzące się kolczyki, a staranny makijaż podkreślał słynne ciemne oczy i pełne usta.

Choi cieszyła się sławą znacznie dłużej niż reżyser Shin czy prezydent Park; właściwie nazwisko wyrobiła sobie jeszcze na estradzie, przed zakończeniem wojny na Pacyfiku, kiedy Korea wciąż była jednym krajem. Od tego czasu nie przestawała zajmować twórców pisemek poświęconych kinu oraz plotkarskich gazet. Podczas traumatycznej wojny koreańskiej, która trwała od 1950 do 1953 roku, pracowała jako artystka estradowa dla obu stron; powiadano, że żyła też jako prostytutka w obozie wojskowym. Wieczorami rzekomo śpiewała i tańczyła na scenie, a nocą wchodziła nago do łóżek żołnierzy. Inne, sprzeczne plotki głosiły, iż większość wojny spędziła jako kochanka pewnego amerykańskiego generała. Skandal wybuchł po zawieszeniu broni, kiedy to Choi odeszła od swego pierwszego męża, starszego szanowanego operatora kamery – który cierpiał na gruźlicę, a w czasie wojny został kaleką – dla młodego, atrakcyjnego, walczącego o uznanie filmowca Shina Sang Oka. Z Choi jako odtwórczynią głównych ról kariera Shina rozkwitła, a wraz z sukcesem ich eleganckich, wyrafinowanych filmów aktorka – z krajowej skandalistki – przemieniła się błyskawicznie w skarb narodowy.

Fotograf machnięciem ręki kazał wszystkim zbliżyć się do siebie i stać spokojnie. Chwilę później błysnęła lampa, unieśmiertelniając tych troje, z których każde na własny sposób miało katapultować kino południowokoreańskie z epoki nierozpoznawalności ku międzynarodowemu uznaniu. Aparat uchwycił Shina z rękoma za plecami, ramionami wygiętymi w łuk, z dumnym, bezczelnym uśmieszkiem na twarzy. Stojący obok niego prezydent ma sztywną postawę wojskowego, jego czarny garnitur wtapia się w otaczającą ich ciemność, której lampa błyskowa nie jest zdolna rozproszyć; jego oblicze przybiera zagadkową, jakby nieco groźną maskę.

Jeśli chodzi o Choi, to stoi lekko zwrócona w prawo, jak urzeczona wpatruje się w męża.2 Reżyser Shin i Madame Choi

Nazywam swoją żonę Madame Choi” – napisał Shin wiele lat później – „na znak szacunku i uczucia, jakimi ją darzę”.

Poznali się w Daegu, 150 mil na południe od Seulu, w drugiej połowie 1953 roku, zaledwie kilka miesięcy po zakończeniu wojny koreańskiej. W czasie tego konfliktu Seul czterokrotnie przechodził z rąk do rąk, a wycofująca się strona za każdym razem wysadzała w powietrze most i zrównywała budynki z ziemią; Pjongjang został tak poważnie zbombardowany przez amerykańskie samoloty, że do chwili podpisania zawieszenia broni zachowały się jedynie trzy ważniejsze budowle. Jednakże Daegu pozostawało pod ochroną ONZ, dzięki czemu uniknęło aż tak wielkich zniszczeń. Dlatego teraz, tuż po zakończeniu walk, wciąż znajdowały się w nim czynne parki, w których można było spacerować, otwarte szkoły, nadające się do mieszkania domy oraz – co istotne dla Shina i Choi – teatry, do których można było chodzić.

Tego konkretnego wieczoru Shin zajął miejsce w jednym z miejskich audytoriów, niecierpliwie oczekując na rozpoczęcie przedstawienia. Treść sztuki mało go interesowała: przyszedł obejrzeć gwiazdę, Choi Eun Hee, i namówić ją do wzięcia udziału w jego drugim filmie, na poły dokumentalnym, zatytułowanym Korea, który – jak miał nadzieję – ukaże piękno kraju, znanego w świecie głównie z działań wojennych, nędzy i zniszczenia. Choi Eun Hee była wprawdzie uznaną aktorką, lecz Shin wiedział o niej bardzo mało. Przedstawienie miało charakter przygodowy, było pełne szermierki i akrobacji. W połowie wieczoru, jak zapamiętał Shin, Choi zemdlała. Publiczność wydała długie westchnienie. „Wskoczyłem na scenę” – mówił Shin – „i uklęknąłem przy niej”. Spytał aktorkę, czy nic jej nie dolega. Kiedy Choi nie zareagowała, Shin – na oczach zdumionego tłumu – wziął ją na ręce, przerzucił sobie przez ramię i wyniósł za kulisy, do najbliższego szpitala.

Przyczyną omdlenia Choi było wyczerpanie; gdy lekarz skończył ją badać, zaczął rozmawiać z Shinem. Shin martwił się o stan zdrowia Choi. Wyglądała na przemęczoną i niedożywioną. Jej mąż nie mógł zarabiać na życie z powodu odniesionych na wojnie ran. Choi była biedna, jak powiedziała Shinowi: zbyt biedna, aby mieć na ogrzewanie domu. Shin, który zawsze marzył o sukcesie i sławie, nie wyobrażał sobie, że tak sławna aktorka może cierpieć biedę. Jakoś jednak sobie radziła, dając upust emocjom w życiu zawodowym, co Shin szanował i podziwiał. Powiedział jej wtedy, że ma zamiar zacząć pracę nad Koreą, i zapytał, czy chciałaby wziąć w tym projekcie udział. Był młodym niedoświadczonym reżyserem, dlatego zgodziła się niechętnie – obiecał jej wysokie wynagrodzenie, maksymalne, na jakie go było stać. Choi przyjęła propozycję.

„Miał piękny uśmiech” – napisała później Choi o pełnym energii młodym reżyserze filmowym, którego poznała tamtego wieczoru. „Sprawiał wrażenie, jakby niczym się nie musiał martwić ani nie napotkał w życiu żadnych trudności”. Sceny w filmie Korea z jej udziałem kręcono głównie w Seulu, spędzali z Shinem dużo czasu razem, albo na planie, albo przesiadując w kawiarniach: Choi paliła, obserwując przechodniów, i rozmawiała o grze aktorskiej tudzież produkcji filmów, a Shin rozprawiał o swoich ambicjach i pomysłach, o tym, że marzy o prowadzeniu niezależnego, zintegrowanego studia, w rodzaju hollywoodzkiego Golden Age, gdzie mógłby robić dowolne filmy. Gdy Choi powróciła do pracy na scenie, po każdej jej próbie i przedstawieniu Shin czekał przed teatrem, aby odprowadzić ją do domu; oboje niespiesznie wędrowali ulicami. Zdarzało im się czasem zapomnieć o godzinie policyjnej i musieli przemykać się do domu jak nastolatki, które nie chcą zostać przyłapane na gorącym uczynku.

Część ludzi show-biznesu goniła za prestiżem, inni pracowali w tej branży z potrzeby znajdowania się w centrum uwagi. Shin i Choi różnili się od nich wszystkich: oboje odczuwali głęboką pasję związaną z pracą. Była ich całym życiem. Choi opowiedziała Shinowi, że jako dziecko oglądała przedstawienie w Pusan i z miejsca zakochała się w teatrze, ale jej konserwatywny ojciec nie chciał zaakceptować tych zainteresowań, ponieważ w Korei aktorki tradycyjnie postrzegano jako niewiele lepsze od kurtyzan. Poza tym obowiązkiem szanującej się dziewczyny było wyjść za mąż i wychowywać dzieci. Dlatego Choi, nieustępliwa już jako nastolatka, uciekła z domu w poszukiwaniu marzeń i w końcu odniosła sukces. W rewanżu Shin opowiedział jej o swoim dzieciństwie w Chongjin, na północy kraju, oraz o tym, jak będąc jeszcze młodym chłopcem, zakochał się w filmach, kiedy siedział w namiocie, w którym pokazywano ruchome obrazy cudzoziemskich twórców, takich jak George Méliès, Charlie Chaplin, D.W. Griffith i Fritz Lang. Cały ów proces miał w sobie coś wyszukanego i hipnotycznego zarazem: mężczyźni tłoczyli się wokół projektora, jeden nastawiał ostrość obiektywu, podczas gdy inni kręcili korbką, przesuwając taśmę; młodzi chłopcy nosili tam i z powrotem ciężkie rolki filmów, a jakieś dziecko wachlowało starszych facetów pocących się pod gorącym namiotem. W trakcie projekcji filmu byeonsa konferansjer opisywał czarno-białe obrazy, które ożywały na ekranie niczym w magicznym oknie na nieznany świat twardych mężczyzn, pięknych kobiet i dziwnego zabawnego włóczęgi. Mężczyźni jeździli tam konno po rozległych pustkowiach, a przestępcy wystawiali się wzajemnie do wiatru w zatłoczonych miastach, pełnych wysokich budynków i migoczących świateł. Między seansami ekran polewano wodą, by go ochłodzić i żeby nie zajął się ogniem.

Niemal codziennie Shin powtarzał Choi: „Chcę, żebyś występowała w każdym filmie, który zrobię”. Opisywał wszelkie możliwe role, jakie mogłaby zagrać, od znanych bohaterek popularnych baśni po ledwie naszkicowane postacie, które tkwiły tylko w jego umyśle. „W taki właśnie sposób” – mówiła Choi – „wyrażał swoją miłość do mnie”. Pewnego dnia, gdy siedzieli w kafejce, Choi skończyły się papierosy. Paliła lucky strike’i, ale w kawiarni nie mieli tego gatunku, Shin więc wstał, wybiegł na zewnątrz i wrócił z paczką papierosów tej marki. Choi była wzruszona. Otworzyła opakowanie, wsunęła papieros do ust i poczęstowała Shina.

„Nie palę” – powiedział.

„Dlaczego?”

„Nie lubię papierosów. Moja matka paliła”.

„Więc chyba nie podoba ci się, kiedy palę przy tobie?” – spytała.

Uśmiechnął się.

„Ależ proszę cię, rób, co sobie życzysz. Mnie to nie przeszkadza”. – Mówiąc to, pochylił się i zapalił Choi papierosa. Nikt nigdy nie zachowywał się wobec niej w ten sposób. Nie palił, nie pił, nie uprawiał hazardu; był łagodny i rycerski. Podobała jej się ta uprzejmość. Jeśli chodzi o Shina, nie miał najmniejszych wątpliwości co do swoich uczuć.

„Poznanie jej” – powiedział później – „było moim przeznaczeniem”.

Choi miała wtedy dwadzieścia siedem lat, ale zaznała już życia pełnego zmagań i cierpienia. Po ucieczce z domu w wieku lat siedemnastu jej kariera aktorska zaczęła się niespodziewanie w pewnym schronie przeciwlotniczym podczas ćwiczeń wojskowych: wtedy nagle zauważyła przycupniętą w pobliżu aktorkę, którą lubiła, Moon Jung Bok. W schronach nie istniały żadne różnice klasowe. Choi zebrała się na odwagę i nawiązała ze starszą kobietą rozmowę. Aktorka zaprosiła ją do odwiedzenia siedziby jej trupy teatralnej w Seulu. Spytała Choi, czy ma zgodę rodziców na wyjazd z domu i rozpoczęcie pracy. „Tak” – skłamała Choi.

Zaczęła pracować w dziale kostiumów, naprawiała suknie; po miesiącu pozwolono jej zagrać drobny epizod na scenie, a po dwóch latach jej własna kariera aktorska ruszyła z kopyta. Poza sceną była nieśmiała i cicha, podczas przedstawień odżywała. W 1947 roku, mając dwadzieścia jeden lat, po raz pierwszy znalazła się w obsadzie filmu, a wkrótce potem wyszła za mąż za operatora kamery, Kim Hak Sunga, starszego od siebie o dwadzieścia lat. Niebawem pożałowała tego kroku. Kim był już wcześniej żonaty z dziewczyną z baru, która od niego uciekła, ponieważ stosował wobec niej przemoc fizyczną. Bijał także Choi, oczekując, iż będzie realizować wszystkie obowiązki żony (pranie, sprzątanie, gotowanie, wychowywanie dziecka) oraz że stanie się główną żywicielką rodziny, skoro jej kariera rozwijała się świetnie, jego zaś znalazła na równi pochyłej.

Gdy w 1950 roku wybuchła wojna koreańska, Choi i jej mąż nie zdążyli dostać się do Seulu na czas, by uciec przed wojskami Korei Północnej. Nowo powstała lokalna komórka partii komunistycznej uznała Choi za artystkę estradową i wysłała na północ, gdzie miała zabawiać żołnierzy. Rok później Choi i paru innych artystów wykorzystało kilkugodzinną panikę w chwili odwrotu i uciekło z plutonu, do którego zostali przydzieleni. Dostawszy się w ręce armii Korei Południowej, znów otrzymali polecenie przystąpienia do pracy estradowej, tym razem dla strony przeciwnej. Pobyt wśród swoich powinien stanowić dla Choi ulgę, tymczasem oznaczał dla niej dwa lata piekła. O ile żołnierze północnokoreańscy byli zdyscyplinowani i skoncentrowani tylko na prowadzeniu walki, południowi Koreańczycy traktowali ją jak kawałek mięsa i gwizdali przeraźliwie, gdy szła przez obóz. Pewnego dnia jakiś oficer Żandarmerii Wojskowej wezwał ją do swojego biura, które znajdowało się w opustoszałej wiosce niedaleko linii frontu. Na stole przed nim leżał pistolet i stała otwarta butelka soju. Śmierdział alkoholem. Powiedział jej, że praca artystki estradowej dla wojsk Korei Północnej to zdrada karana śmiercią. Na szczęście, ciągnął, posiada on władzę, aby wymazać to przestępstwo, i teraz właśnie jest pobłażliwie usposobiony. Wstał z krzesła, podszedł do Choi i mocno ją uderzył. Powtórzył to jeszcze kilka razy, po czym przewrócił ją na ziemię i przyłożył jej pistolet do głowy. Czuła, jak mężczyzna grzebie przy rozporku, jak jego gorący oddech i zapach soju rozlewa się po jej twarzy. Gdy w nią wszedł, usłyszała z sąsiedniego pokoju krzyk. Za ścianą inna piosenkarka, która współpracowała z Choi od początku wojny, była gwałcona przez policjanta. Choi desperacko próbowała zrzucić z siebie pijanego mężczyznę, był jednak zbyt duży i ciężki. Nie mogła go powstrzymać.

Po wojnie odesłano Choi do domu, a jej gehenna – w społeczeństwie, w którym gwałtów nikomu nie zgłaszano, a kobiety uznawano za odpowiedzialne za hańbę, jaka z nich wynikała – pozostała jej wstydliwą tajemnicą. Męża znalazła w szpitalu, poważnie rannego w nogi wskutek wybuchu szrapnela. Do końca życia Kim miał już chodzić o lasce. Mąż i żona rozpoczęli nowe życie, codzienną rutynę obowiązków, nagle – jak wszyscy inni – biedni i mieszkający w ruinach, pełni niewypowiedzianej, przygniatającej udręki. Wkrótce miasto obiegły plotki o domniemanej rozwiązłości Choi podczas wojny. Kim Hak Sung stał się chorobliwie zazdrosny. Zaczął bić żonę laską, tak mocno, że znajdowano ją zalaną krwią i posiniaczoną. Pewnego dnia Kim rzucił ją na ziemię i brutalnie zgwałcił.

Choi nie wiedziała, jak od tego uciec. Koreańskie kobiety nie miały żadnych praw, jedynie obowiązki. „Mądra matka, dobra żona” – synteza kobiety idealnej – musiała być posłuszna mężowi, skupiona na wychowywaniu dzieci, lojalna i pełna szacunku dla teściów. Spoczywała na niej troska o rodzinę, niezależnie od tego, czy miała za męża człowieka świętego, czy też kogoś, kto ją zdradzał i bił. Jeszcze kilka dziesięcioleci wcześniej kobiety jadały przy osobnym stole – pozwalano im spożywać resztki po posiłkach mężów. Miały bardzo niewiele praw, a społeczeństwo patrzyło nieprzychylnie na te z nich, które przynosiły mężowi dyshonor i o nim plotkowały. Także rozwód nie stanowił wyjścia: był wprawdzie legalny, lecz według koreańskiego przysłowia – „z jednym do końca” – po wyjściu za mąż kobieta na zawsze pozostawała zamężna. Los, który decydowała się przyjąć w dniu zaślubin, był jej losem do końca życia.

Dlatego Choi pozostała z Kimem nawet po gwałcie, nawet wtedy, gdy wskutek pobicia na jej twarzy pozostała blizna, która nigdy już nie zniknęła. Nie miała dokąd pójść.

To właśnie Shin Sang Ok przywrócił Choi nadzieję i marzenia. Bezustannie rozprawiał o tym, że chce „przebudować kino koreańskie”. Miał aspiracje takie, jakie ona sama przejawiała dawno temu, jakby całe życie temu, gdy liczyła siedemnaście lat i uciekła z domu, przed tym biciem, przemocą i degradacją. Dzięki temu, że spędzała z nim czas, odżyła w niej nadzieja.

Życie Shina było o wiele łatwiejsze. Urodził się w majętnej rodzinie, jego ojciec był lekarzem medycyny wschodniej. Chodził do najlepszych szkół. Od najmłodszych lat wykazywał talenty artystyczne, dlatego wysłano go na studia malarskie do Tokio, tętniącej życiem metropolii i stolicy potężnego cesarstwa japońskiego, którego Korea była kolonią. Gdy wskutek II wojny światowej imperium upadło, Shin powrócił do Korei, którą ledwie mógł poznać: sprzymierzone mocarstwa podzieliły kraj na pół, tworząc dwa odrębne państwa. Shin osiedlił się w Seulu, na Południu, ponieważ jego rodzinne miasto Chongjin znajdowało się na Północy, obecnie dla niego niedostępnej. Zniknęło też wszystko co umiarkowane: nagle każdy był albo komunistą, albo prawicowcem, patriotą bądź terrorystą, byłym bojownikiem o wolność albo byłym kolaborantem. Dochodziło do buntów studentów brutalnie tłumionych przez czołgi i bandytów w policyjnych mundurach z pałkami. Wszędzie widać było amerykańskich żołnierzy, o szerokich ramionach i prostych zębach, z kieszeniami pełnymi pieniędzy, z uwieszonymi na nich koreańskimi dziewczynami.

Dziewiętnastoletni, pewny siebie, wysoki i zdecydowanie przystojny Shin zatrudnił się jako malarz afiszów propagandowych dla amerykańskich sił okupacyjnych oraz plakatów filmowych, kupowanych przez kilka wciąż jeszcze czynnych kin. Został stażystą w małym, podupadającym, ale niezależnym Studiu Filmowym Koryo z przestarzałym i fatalnie utrzymanym sprzętem, przypominającym dawne hollywoodzkie studia typu Poverty Row produkujące filmy klasy B. Gdy wybuchła wojna koreańska, Shin – teraz dwudziestokilkuletni – służył w Wojskowym Departamencie Promocji przy Siłach Powietrznych, produkując filmy dokumentalne, które informowały cywilów o przebiegu starć i przekazywały wiedzę na temat współczesnych konfliktów zbrojnych. Wykorzystał swoją szansę – a także 16-milimetrowe kamery klasy Mitchell oraz darmowe rolki filmów z magazynów Armii USA, dostarczane południowokoreańskim wydziałom propagandy, które „wypożyczał” – i wyreżyserował swój pierwszy film: Noc zła. Zamiast dzielić jednopokojowe „mieszkanie ewakuacyjne” z kilkoma rodzinami z Seulu, których domy zostały zbombardowane lub zniszczone, Shin wolał znaleźć sobie własne tanie zakwaterowanie. Mieszkał z dziewczyną zwaną yangbuin, „zachodnią księżniczką” – takim mianem określano prostytutki, które obsługiwały wyłącznie amerykańskich żołnierzy. Noc zła opowiadała historię takiej yangbuin; skromniutki budżet pochodził z pożyczek od ojca Shina, jego brata i nowej współlokatorki. Kiedy wojna się skończyła, film zyskał entuzjastyczne recenzje i niemal zerowe zainteresowanie publiczności.

Gdy poznali się rok później, Shin podarował Choi nową wiarę w samą siebie, a ona jemu – inspirację. Zakochali się w sobie. Niebawem zaczęli rozmawiać o Kim Hak Sungu, który groził, że pobije zarówno Choi, jak i Shina, jeśli nie skończą romansu. Puszczał plotki do brukowców – pod wielkimi nagłówkami pisano w nich o Choi Eun Hee, niesławnej cudzołożnicy porzucającej kalekiego męża dla młodszego mężczyzny. Shina oskarżono o bezduszne uwiedzenie cudzej żony, zachowanie godne potępienia w kraju głęboko przesiąkniętym konfucjańskimi wartościami szacunku dla rodziny, małżeństwa i ludzi starych. Młody reżyser nie miał czego szukać w większości konserwatywnych wytwórni filmowych w Korei Południowej.

Wreszcie Choi uznała, że czas z tym skończyć. Fakt, że ich romans stał się powszechnie znany, niemal sprawiał jej ulgę. Wcześniej dręczyło ją poczucie winy, lecz oto teraz wszystko wyszło na jaw; dzięki uczuciom Shina gotowa była walczyć o siebie. Wystąpiła o rozwód i go dostała. Zaraz po wyjściu z sali sądowej Choi udała się do młodego reżysera. Tropieni przez dziennikarzy, którzy czaili się wszędzie tam, gdzie oboje mogliby się pojawić, skryli się w pierwszym lepszym tanim motelu, jaki udało im się znaleźć. „Proszę, zapamiętaj dzisiejszy dzień” – powiedział jej Shin, przyciągając ją do siebie. „Siódmy marca 1954 roku. Niech to będzie nasza data ślubu”. Nie wierzyli w instytucje, ale swoje zobowiązanie traktowali z taką powagą, jakby zawarli małżeństwo w kościele. Nazajutrz rano obudzili się pokąsani przez insekty, a jednak z wielkimi uśmiechami na twarzach. Dla Choi ów motel był idealnym miejscem na spędzenie miodowego miesiąca, mimo zarobaczonych materacy, cienkich brudnych ścian et cetera.

Związek Shina i Choi miał się okazać udany zarówno na niwie zawodowej, jak i w życiu osobistym. W okresie trzech pierwszych lat małżeństwa stworzyli wspólnie cztery filmy. W czwartym, zatytułowanym Kwiat w piekle, utrzymanym w neorealistycznym stylu, zainicjowanym przez włoskiego reżysera Roberta Rosselliniego, Choi zagrała dziewczynę yangbuin, która ginie zastrzelona. Otrzymał on entuzjastyczne oceny krytyków – nadal uważa się go za najlepszy koreański film lat 50. XX wieku. Rok później, w 1959 roku, Shin znów umieścił żonę w obsadzie swego nowego melodramatu, pod tytułem Wyznania kobiety z college’u. Choi grała w nim biedną osieroconą studentkę prawa, przyjętą przez rodzinę miejscowego urzędnika, która ostatecznie zostaje sędziną. Film okazał się przebojem, szedł w kinach przez ponad miesiąc. W tym samym roku Shin wyreżyserował jeszcze pięć obrazów, same melodramaty z Choi w roli głównej – w ciągu zaledwie dwunastu miesięcy stworzył aż pięć kasowych hitów.

Bez wątpienia filmem, który uczynił z Shina Sang Oka i Choi Eun Hee niekwestionowane gwiazdy koreańskiej kinematografii, była Opowieść o Chunhyangu, wysokobudżetowa adaptacja jednej z najpopularniejszych baśni ludowych Korei, którą Shin zdecydował się nakręcić w roku 1960, mimo iż Hong Seong Ki, wówczas najbardziej wzięty koreański reżyser, już pracował nad własną wersją tej historii. Grała w niej jego żona, Kim Ji Mi, najpopularniejsza aktorka w kraju. Hong był właścicielem największej wytwórni filmowej w Seulu, a ze względu na rynkową wartość nazwisk swojego i swojej żony zagwarantował sobie wyświetlanie filmu we wszystkich kinach w całej Korei.

Żaden z tych faktów nie zbił Shina z tropu. Postanowił, że stworzy swój własny Chunhyang, ale nie tylko: nakręci go w technikolorze, w technologii CinemaScope, jako pierwszy film w kraju. Miało to kosztować blisko trzy razy więcej, niż wynosił największy ówczesny budżet filmowy, ponieważ wykorzystanie kosztownej taśmy filmowej Kodaka wymagało odesłania jej do obróbki w Japonii. Shin pozwolił, żeby Hong wypuścił swój film jako pierwszy, w pierwszy dzień nowego roku księżycowego w 1961; premiera jego obrazu odbyła się dziesięć dni później. Była to śmiała decyzja, zważywszy, o jaką stawkę toczyła się gra: porażka oznaczałaby bankructwo Shin Film.

Oba filmy kręcono niemal równocześnie, a cała krajowa kinematografia ekscytowała się tą rywalizacją do szaleństwa, próbując przewidzieć, kto okaże się tryumfatorem. Donoszono o wzajemnych aktach sabotażu; na kilka dni przed premierą wersji Shina ktoś włamał się do jego biura i porwał jednego z członków zespołu, nieskutecznie próbując zmusić reżysera do opóźnienia prezentacji filmu.

Nadszedł nowy rok, odbyła się premiera obrazu Honga. Liczba sprzedanych biletów była rozczarowująca, po dwóch tygodniach film zdjęto z ekranów. Dziesięć dni potem po raz pierwszy wyświetlono Chunhyang w reżyserii Shina, z Choi w roli głównej – film okazał się ekranowym hitem, pobijając wszelkie rekordy. W seulskim kinie Myongbo wyświetlano go przez siedemdziesiąt cztery dni z rzędu, bilety wyprzedano na pniu. W samej tylko stolicy zobaczyło go prawie czterysta tysięcy osób – ponad dziesięciokrotnie więcej niż w przypadku przeciętnego filmu, piętnaście procent całej populacji Seulu – rekord ten utrzymał się przez siedem lat. W tymże roku na dwie kolejne produkcje Shin Film (włącznie z melodramatem Moja matka i gość w jej domu) sprzedano po ponad 150 tysięcy biletów. Jak ujął to jeden ze współpracowników Shina: „Nie mogliśmy się doliczyć, ile zarobiliśmy pieniędzy. Każdego ranka przynoszono kilka worków gotówki. Mogliśmy robić, na co tylko mieliśmy ochotę”. Wtedy też Shin nakręcił wysokobudżetową epopeję historyczną zatytułowaną Książę Yeonsan; zrobił to w dwadzieścia jeden dni, ponieważ chciał, by premiera odbyła się w Nowy Rok i powtórzyła zeszłoroczny sukces. Obraz okazał się najbardziej dochodowym filmem 1962 roku, a Shina zaczęto nazywać noworocznym showmanem. Pięć miesięcy później Moja matka i jej gość zdobyła główną nagrodę na Festiwalu Filmowym Azji i Pacyfiku, a Shin Sang Ok spotkał się z prezydentem Parkiem Chung Hee, co rozpoczęło dekadę bezprecedensowej dominacji jednego człowieka i jednej wytwórni (Shin Film) w krajowym przemyśle filmowym.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: