Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kim są Polacy - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2013
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Kim są Polacy - ebook

„Po ponad dwudziestu latach niepodległości, tworzenia nowego ustroju i wolnego rynku potrzebujemy namysłu nad tym, jacy jesteśmy i co dalej. Polacy – często głęboko podzieleni – muszą ze sobą rozmawiać. To dlatego powstała ta książka – zbiór głosów wybitnych intelektualistów. Czytajmy, dyskutujmy, spierajmy się. Wymyślmy siebie na nowo. Po dwudziestu trzech latach tworzenia nowego ustroju i wolnego rynku, po trudnej transformacji, Polska potrzebuje namysłu nad tym, jacy jesteśmy i co robić dalej. Zwłaszcza że dzielą nas silne, nienawistne często podziały i pęknięcia. Aby zapytać o składniki polskiej tożsamości, profesor Jerzy Hausner, ekonomista, i Adam Michnik zaprosili do dyskusji wybitnych intelektualistów. Każdy przedstawił swój punkt widzenia na polskie sprawy. Mówią o nich w książce: publicysta, katolicki biskup, poeta oraz profesorowie, specjaliści zajmujący się historią, filozofią, literaturą i antropologią kultury, są to nazwiska takie jak: prof. dr hab. Agata Bielik-Robson, prof. dr hab. Przemysław Czapliński, ks. bp dr hab. Grzegorz Ryś, prof. dr hab. Janusz Tazbir, prof. dr hab. Joanna Tokarska-Bakir, Adam Zagajewski”.

Ze wstępu Jerzego Sadeckiego

Kategoria: Polityka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-832-681-189-0
Rozmiar pliku: 752 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Fragment

Jest o czym rozmawiać

Wydaje się, że moment na zadanie pytania „Kim są Polacy” jest odpowiedni. I że jest to konieczne.

Po dwudziestu trzech latach tworzenia nowego ustroju i wolnego rynku, po trudnej transformacji, Polska potrzebuje namysłu nad tym, jacy jesteśmy i co robić dalej. Zwłaszcza że dzielą nas silne, nienawistne często podziały i pęknięcia. Publicyści i politycy mówią o Polsce solidarnej i liberalnej, dzielą nas na „lemingi” i „lud smoleński”. Niektórzy uważają, że rozpadliśmy się na dwa odmienne narody.

Trzeba zatem rozmawiać o kondycji Polaków. Zwłaszcza że brakuje nam współczesnego, głębokiego spojrzenia na własną historię, własną wielkość i małość. Tak jak to zrobił w latach siedemdziesiątych zeszłego wieku w głośnym eseju Kim są Czesi? Jan Patočka, wybitny czeski filozof i opozycjonista, sygnatariusz i rzecznik Karty 77. Patočka dokonał precyzyjnego przeglądu dziejów swego narodu aż do roku 1938, wskazując, co składa się na czeską tożsamość.

Aby zapytać o składniki polskiej tożsamości, profesor Jerzy Hausner, ekonomista, i Adam Michnik zaprosili do dyskusji wybitnych intelektualistów. Każdy przedstawił swój punkt widzenia na polskie sprawy. Mówią o nich w książce: publicysta, katolicki biskup, poeta oraz profesorowie, specjaliści zajmujący się historią, filozofią, literaturą i antropologią kultury.

Debatę zaczyna Adam Michnik. W obszernym wywiadzie twierdzi, że Polacy nie zdiagnozowali swojej przeszłości. „Trwają więc nieprzerwanie wzajemne oskarżenia o zdradę, zaprzaństwo czy szaleństwo. Nie ma spojrzenia z lotu ptaka, tego, co miał Piłsudski, gdy patrzył na powstanie styczniowe. On oddawał hołd i Trauguttowi, i Sierakowskiemu, i Padlewskiemu, ale i Wielopolskiemu, bo w nim też widział wielkość”.

Biskup Grzegorz Ryś pyta: czy „przeszłość staje się w nas pamięcią rzeczywiście generującą dzisiejsze wybory?”. Ma co do tego wątpliwości. Proponuje, żeby się zastanowić, co to znaczy być Polakiem w dobie globalizacji i migracji. „Co znaczy być Polakiem w Londynie? W Dublinie? W Rotterdamie? Polakiem, który wyjechał do któregokolwiek z tych miast na pół roku, na pięć lat, na stałe?”. Pisze, że tytułowe pytanie „Kim są Polacy” warto doprecyzować i zobaczyć, jakimi ludźmi czyni nas nasza polskość, chrześcijaństwo, inna religia czy ateizm.

Profesor Janusz Tazbir w historycznym eseju dowodzi, że „na oczach naszego pokolenia zakończył się ostatecznie proces formowania polskiej świadomości narodowej”, ale też pękają stare kryteria patriotyzmu, a nowe chyba się jeszcze nie narodziły. „Pomówienie o jego brak pozostało ulubionym wyzwiskiem politycznym, ale konia z rzędem temu, kto odróżni na co dzień Polaka patriotę od Polaka kosmopolity” – uważa. Nie czujemy już takiego jak dawniej zagrożenia ze Wschodu i Zachodu, nasz patriotyzm nie jest tak mocno roszczeniowy na zewnątrz (że nam się coś należy od Europy za martyrologię, walkę o wolność naszą i waszą, za bycie bastionem chrześcijaństwa). Coraz częściej za to – zauważa profesor Tazbir – „przeciętny polski patriota zaczyna wymachiwać »wekslem wdzięczności« przed nosem własnego rządu. Zgadza się, aby ojczyzna była zbiorowym obowiązkiem, ale obowiązkiem godziwie opłacanym”.

Z kolei profesor Agata Bielik-Robson sądzi, że „nasz narodowy dyskurs tożsamościowy nie przyjął nowoczesnej formy, a polska tożsamość nadal tkwi w mitycznym bezczasie”. Nie ma czegoś takiego jak „nowoczesny Polak”, jest „fantomowa” polska tożsamość, a wszelkie próby jej syntezy z nowoczesnością „kończą się hucznym fiaskiem”.

Także profesor Przemysław Czapliński dowodzi, że w ciągu ostatniego ćwierćwiecza – okresu pełnego dramatycznych zmian – nie powstał żaden nowy wariant tożsamości polskiej. „Wszystkie koncepcje, idee, opowieści tego okresu tworzą w gruncie rzeczy repetytorium polskości ostatnich dwóch stuleci – są formami naśladownictwa, aktywnością przeróbkową, wytwórczością pastiszową”.

Mocno brzmi przeprowadzona przez profesor Joannę Tokarską-Bakir analiza zjawiska zwierania szeregów przez tych, którzy chcą gorliwie strzec wspólnoty narodowej, histerycznie bronić się przed przyznaniem się do polskich win (co miało miejsce choćby po wydaniu książek Jana Grossa), nie dostrzegać przejawów antysemityzmu albo je umniejszać.

Według poety Adama Zagajewskiego „Polacy nie wiedzą zbyt dobrze, jak być Polakami. Nie wiedzą też, nie są zbyt pewni, jak być patriotą”. Jego zdaniem „żaden chyba inny naród nie osiągnął takiej biegłości w scholastycznym rozróżnianiu niezliczonych odcieni patriotyzmu i nacjonalizmu”. Jednak Zagajewski jest umiarkowanym optymistą. Zauważa, że w ostatnich latach Polacy doznają istotnej, korzystnej metamorfozy, a „motory tej przemiany są liczne, wewnętrzne i zewnętrzne”. Przecież „narody nie są skazane na wieczne powtarzanie tych samych błędów, tej samej głupoty, tych samych uprzedzeń, nie muszą wiecznie wpadać w te same pułapki” – zauważa.

Jest o czym myśleć.

Jerzy SadeckiILE DAĆ WOLNOŚCI PRZECIWNIKOWI

Rozmowa z Adamem Michnikiem

JERZY SADECKI: 80 procent Polaków jest szczęśliwych – wynika z Diagnozy Społecznej 2011 przygotowanej przez Janusza Czapińskiego i Tomasza Panka. Z drugiej strony mamy obraz z warszawskiego Krakowskiego Przedmieścia i okrzyki opozycji: „Polska ginie!”. Jacy jesteśmy naprawdę?

ADAM MICHNIK: Żyjemy i w jednej, i w drugiej Polsce. Niedawno byłem na konferencji w Berlinie. W dyskusji o Europie prowadzący przedstawił mnie jako gościa z Polski, czyli kraju, który jest obecnie kotwicą stabilności Unii Europejskiej. Odpowiedziałem: „Żeby usłyszeć to od Niemca, warto było sześć lat przesiedzieć w więzieniu. Co wyście wiedzieli o Polsce dwadzieścia pięć lat temu: że jest polnische Wirtschaft, że to jest kraj, który ma wspaniałych złodziei samochodów i uwielbia umierać na barykadach? A dziś jest kotwicą stabilności Unii!”.

Polska widziana z Berlina, Moskwy, Kijowa, Waszyngtonu, Madrytu jest krajem godnym najwyższego szacunku. I Polak to intuicyjnie czuje. Zapytany przez ankieterów mówi: tak, jest lepiej.

Z drugiej strony żyjemy w świecie naszych emocji, naszych mitów, wyobrażeń i fobii. Gdy stadion zostaje oddany do użytku nie w sierpniu, ale w marcu następnego roku, jest bardzo źle. Premier ma się podać do dymisji albo opozycja wzywa do konstruktywnego wotum nieufności. To jest nonsens.

Czemu tak reagujemy?

– Jesteśmy jak ci „straszni mieszczanie” z wiersza Tuwima. Wszystko widzimy osobno. Osobno nasz los, który jest coraz lepszy, a nawet gdyby przez chwilę był gorszy, to i tak z perspektywy ostatnich czterech stuleci naszej historii te dwadzieścia trzy lata mieliśmy najlepsze. Ale gdy pojawi się konkretny przypadek: spieprzona refundacja leków, źle skonstruowana zmiana rozkładu jazdy PKP, odzywa się w nas struna reakcji na rzeczywistość sprzed 1989 roku. Żyjemy jakby w różnych rzeczywistościach: dzisiejszej i PRL-owskiej.

Jesteśmy optymistami, gdy chodzi o całość, ale w szczególe już nie. To proste do wytłumaczenia: siedzisz w fantastycznym gabinecie dentystycznym, ale wyrywają ci ząb, więc nie jesteś optymistą.

Stajemy się perfekcjonistami. Wkurza nas, gdy narodowy stadion ma usterkę, przycinamy trawę równiej niż gospodarz w niemieckiej Turyngii.

– Ale to dotyczy tej Polski, która się wspina do góry. Jest jednak jeszcze Polska zablokowana. Jeśli ktoś żyje w małej miejscowości, gdzie nie ma dużych inwestycji, brakuje wyższej uczelni, gdzie jest dość wysokie bezrobocie, to trudno zrobić mu skok do lepszej rzeczywistości. Jest lepiej, niż było: można wyjechać do Anglii, Norwegii i dorobić się, a potem założyć w kraju zakład fryzjerski czy sklep z warzywami. Jest lepiej, niż było, ale ciągle jeszcze ludzie mają poczucie zablokowania.

A co pan powie o takich danych: 61 procent gospodarstw ma dostęp do internetu, 93 procent uczniów podstawówki ma komputer, w cztery lata liczba posiadaczy laptopów wzrosła u nas z 11 do 30 procent, ponad 85 procent Polaków korzysta z telefonów komórkowych.

– A jak wysokie jest bezrobocie?

13 procent.

– O! Trzeba mówić o tych 13 procentach i ich rodzinach. Czasami łyżka dziegciu zepsuje beczkę miodu. To szalenie ważne. Spójrzmy na Francję: bogaty kraj, ale nie może sobie poradzić z integracją swych obywateli z muzułmańskich dzielnic. To jest ogromny problem, na którym może się Francja przewrócić. W Niemczech jest to samo z Turkami. U nas z „wykluczonymi” jest też taki paradoks, że jeszcze kilka lat temu profesor Ryszard Legutko mówił: „Nie znoszę słowa »wykluczenie«, nie znoszę słowa »tolerancja«”. Teraz politycy PiS-u i ich publicyści głoszą: „Jesteśmy nietolerowani. Jesteśmy wykluczeni”. To się wszystko odwróciło. Krótko mówiąc: było wszystko w porządku, kiedy PiS rządził państwem, w telewizji, w mediach. Przestało być, gdy przestał rządzić.

Co to jest naród polski?

Publicyści i politycy głoszą, że są dwie Polski: solidarna i liberalna, AK-owska i postkomunistyczna, ta, co chce się podobać w świecie, i ta, którą wiozą na lawecie, „lemingi” i „lud smoleński”. Jesteśmy jeszcze jednym narodem?

– Zawsze istniały u nas co najmniej dwa narody: szlachecki i chłopski. To do dziś naznacza nasz charakter narodowy i specyfikę. W zbiorowej mentalności zwyciężyła kultura narodu szlacheckiego. Każdy polityk, który chce odwołać się do tradycji, czyli do czegoś, co jest ciągłością wyznaczającą ramy polskości, sięga dziś do tradycji szlacheckiej, a nie chłopskiej. Mnie się wydaje, że ten podział ciągnie się do dziś.

Chodzi o to, że zwarły się wzorce kulturowe?

– O różne rzeczy. Jak bardzo różne, pokazał XIX wiek, gdy Polacy przez 123 lata istnieli jako naród bez państwa. Istotny był spór, w jaki sposób istnieć jako naród. Czy w kulturze, czy w filozofii insurekcji, powstań i konspiracji, czy też w etosie trwania, pracy organicznej, dążenia do stopniowych reform i uzyskiwania zmian krok po kroku. A wreszcie: co to jest naród polski? Czy są to obywatele Rzeczypospolitej Obojga Narodów, czy etniczni Polacy katolicy?

Ten spór najwyraźniej artykułował się w debacie między „obozem narodowym” a „ideałem Polski jagiellońskiej”. Piłsudski nie wyobrażał sobie Polski etnicznej. Z kolei Ksawery Pruszyński pisze w jednym ze swoich esejów, że w Polsce, gdzie jest miejsce tylko na kościół katolicki, a nie ma miejsca na zbór protestancki, cerkiew prawosławną, meczet czy synagogę – jest jak w obcym kraju.

Tymczasem logika rozwoju narodu podzielonego na części była taka, że siłą rzeczy zwyciężał nurt myślenia o Polsce etnicznej.

Mocno zakorzenił się mit Polaka katolika.

– Jako znak identyfikacyjny. Rosja była wielkim imperium i jeśli chciało się w nim zrobić karierę, należało przejść na prawosławie. A zatem trwanie przy katolicyzmie było znakiem wierności dla tradycji. Z kolei w zaborze pruskim mieliśmy fenomen kulturkampfu, więc katolicyzm był elementem trwania przy polskości.

Koniec XIX wieku to okres eksplozji nowych podziałów. W Królestwie Polskim i w Galicji narodził się nowoczesny nacjonalizm. Ale temu polskiemu towarzyszyły narodziny nowoczesnego nacjonalizmu ukraińskiego, litewskiego i syjonizmu. To, co przedtem było historycznie ukonstytuowaną całością, zaczęło się w wielu miejscach istotnie rozpadać. Oczywiście było wielu Ukraińców, Litwinów, Niemców, Żydów czy Czechów, którzy identyfikowali się z polskością. Ale z punktu widzenia nacjonalistycznego wszyscy oni byli podejrzani. Co znaczyło: możesz być zaakceptowany jako Polak pod dokładnie określonymi warunkami, a mówiąc ściśle – jeżeli będziesz endekiem. Czyli niezależnie od tego, jakie masz korzenie, musisz być Polakiem katolikiem wedle wzoru endeckiego, bo inaczej jesteś podejrzany. To też naznaczyło polskie myślenie.

Był to też czas eksplozji kwestii socjalnej.

– W nowy sposób została postawiona kwestia chłopska: toczył się spór o reformę rolną i o uwłaszczenie, czyli o pomysł, by chłopi stali się pełnoprawnymi obywatelami. To w sposób istotny dzieliło nasze społeczeństwo. Z drugiej strony pojawiła się kwestia robotnicza.

Zaczęto sobie też stawiać pytanie, jaka jest przyszłość świata. Z jednej strony było przekonanie, że jest nią państwo narodowe w konflikcie z innymi wspólnotami narodowymi. Ale z drugiej – powstał ruch socjalistyczny. Część jego działaczy widziała przyszłość w sojuszu z innymi ruchami socjalistycznymi, co oznaczało międzynarodówki, internacjonalizm. Inni chcieli, by wchodząc w międzynarodowe struktury, cały czas pamiętać, że obowiązkiem partii socjalistycznej jest dążenie do niepodległego państwa.

Zwycięstwo romantyków

W czasy II RP weszliśmy podzieleni.

– Okazało się, że zwyciężyli ci, którzy głosili hasła całkowicie nierealistyczne. A zatem: romantyzm Józefa Piłsudskiego, który w Krakowie stworzył Pierwszą Kadrową, co dla trzeźwo myślących było czystym awanturnictwem.

Po drugiej stronie były siły realistyczne, czyli endecja, która mówiła: my w tej sprawie musimy być z Rosją, ona wygra wojnę, bo ma poparcie aliantów. Wtedy pod berłem cara skupimy cały polski żywioł. Będziemy tak silnym krajem, że powstanie jakaś federacja i Polacy sami będą się rządzili na wzór Królestwa Polskiego po klęsce napoleońskiej, ale już w innym kontekście historycznym; albo okaże się, że gdy będziemy już razem, niepodległość polska stanie się nieuchronna.

Ale paradoksalnie zwyciężyli ci romantycy, o których w prasie endeckiej mówiło się: „jacyś niepoważni ludzie, awanturnicy”.

Lecz jednocześnie trwała dyskusja, co zrobić z innymi narodowościami, które stanowiły jedną trzecią mieszkańców II RP. Ta wielonarodowość była wyzwaniem, na które polska myśl polityczna nie umiała znaleźć odpowiedzi. Przede wszystkim był problem ukraiński. Endecy mieli pomysł na polonizację Ukraińców. Głosili, że tak naprawdę są to tacy „inni Polacy”. Nie przyjmowano natomiast do wiadomości, że istnieje nowy podmiot: naród ukraiński, który ma swoje prawa, aspiracje.

II RP nie znalazła dobrego pomysłu na wielonarodowość.

– To, że nie było wiadomo, co zrobić z mniejszościami, wplątało polską mentalność w logikę kraju zagrożonego przez wszystkich. Ta logika odzyskuje swoją witalność odniesieniem do XIX wieku, gdy istniał mit przedmurza. Polska miała być przedmurzem przed barbarzyństwem, a to pogańskim, islamskim, tatarskim, tureckim, a to azjatycko – rosyjskim. Wraca więc przedmurze, wraca mesjanizm. Przekonanie, że Polska jest obdarzona przez Boga szczególną misją dziejową, bo jest Chrystusem narodów.

Wydaje się, że w dwudziestoleciu międzywojennym istniał wymóg twardego realizmu kraju szarpanego konfliktami społecznymi, narodowymi, kraju biednego, który z trudem potrafi zrekonstruować się w jedno państwo, na przykład do 1932 roku obowiązywały w różnych częściach Polski różne kodeksy karne. Jednocześnie w całej Europie mieliśmy czas wielkiego nasilenia projektów totalitarnych. Pod tym ciśnieniem rodzi się polski projekt, w którym po śmierci Marszałka w obozie piłsudczykowskim zwycięża de facto myślenie endeckie. Tendencje liberalne czy konserwatywne przegrywają. Polska zaczyna przypominać kraj stający na progu półdyktatury pułkowników, którzy wywodząc się z sanacji, sięgają po endecki język. Także po chwyty, jakie były pod ręką – a takim dla żywiołów narodowych jest antysemityzm.

Bardzo silny był lęk przed Związkiem Radzieckim.

– Zwyciężyło przekonanie, że jest jakaś wieczysta dusza Rosji. Ojcem tego typu myślenia jest Jan Kucharzewski, skądinąd znakomity historyk i pisarz. Jego teoria „od białego caratu do czerwonego” wpisała się w polskie myślenie polityczne o naszym wschodnim sąsiedzie. Co ciekawe, były środowiska, które mówiły, że to nie tak. Stanisław Cat-Mackiewicz w swojej książce Myśl w obcęgach pokazywał, że bolszewizm nie jest prostym przedłużeniem caratu, bo ma w sobie coś specyficznego, ale mało kto to rozumiał.

Teza Romana Dmowskiego, że Polska jest między Rosją a Niemcami, zdominowała myślenie prawicowe. Ale jeśli przed 1914 rokiem można było orientować się na Rosję, to w czasie gdy rządził tam Stalin, już nie.

Jeżeli chcemy zrozumieć paradoksy czy paroksyzmy późniejszego myślenia, trzeba pamiętać, że było to myślenie społeczności, która znalazła się w kleszczach – i nie było dobrego wyjścia.

Nie odbieram ówczesnym patriotycznych intencji. Wszystkie postawy tamtejszego czasu skażone były tym, że powstawały w sytuacji beznadziejnej. Jednak można było popełnić mniej błędów, powściągać retorykę bojówkarsko-antysemicką, inną prowadzić politykę ukraińską, inaczej mógł zachować się Kościół. Ale podstawowej klęski nie udało się uniknąć, bo ona nie zależała od Polaków. 1 września 1939 roku przegrały u nas wszystkie szkoły myślenia politycznego. Wszystkie.

W stanie zamrożenia

Jakie znaczenie dla naszego dzisiejszego myślenia może mieć to historyczne tło?

– Wydaje mi się ważne. Jeśli nie zrobimy takiego wstępu, rozmaite dzisiejsze zachowania publiczne stają się niezrozumiałe. Przede wszystkim Polacy nie zdiagnozowali swojej przeszłości. Trwają więc nieprzerwanie wzajemne oskarżenia o zdradę, zaprzaństwo czy szaleństwo. Nie ma spojrzenia z lotu ptaka, tego, co miał Piłsudski, gdy patrzył na powstanie styczniowe. On oddawał hołd i Trauguttowi, i Sierakowskiemu, i Padlewskiemu, ale i Wielopolskiemu, bo w nim też widział wielkość.

Nie było szans na taką diagnozę. Przez pół wieku komuny trwaliśmy w stanie zamrożenia.

– Jeszcze gorzej: to było zamrożenie zakłamania. Swobodną debatę uniemożliwiała cenzura. Za granicą taką dyskusję prowadziła wprawdzie paryska „Kultura”, lecz zdecydowana większość publikacji emigracyjnych była ku pokrzepieniu serc, w stylu: nie mówimy o porażkach, nie robimy rachunków słabości, ale mówimy o przemocy nad nami, despotyzmie jednych, dyskryminacji drugich i że w gruncie rzeczy jesteśmy konsekwentnie niewinną ofiarą wszystkich innych. W przeciwieństwie do krakowskiej szkoły historycznej, która mówiła: szukajmy winy w sobie, to był regres.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: