Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Klejnot 3. Czarny Klucz - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Seria:
Data wydania:
25 listopada 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Klejnot 3. Czarny Klucz - ebook

Od niepamiętnych czasów mieszkańcy zewnętrznych Kręgów samotnego miasta służyli rządzącym w Klejnocie arystokratom. Ale oto nadchodzi czas pomsty i wyrównania rachunków. Sprzysiężenie Czarnego Klucza przygotowuje się do przejęcia władzy. Violet znajduje się w samym środku rebelii, ale konflikt z arystokracją ma dla niej również wymiar osobisty. Jej młodsza siostra, Hazel, została porwana przez Diuszesę Jeziora. Teraz Violet, która tak wiele ryzykowała, by umknąć z Klejnotu, będzie musiała użyć całej swej mocy, by tam powrócić i ocalić nie tylko swoją siostrę, ale również całe Samotne Miasto.

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7686-533-1
Rozmiar pliku: 938 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 1

Kiedy pada, Bagno naprawdę cuchnie.

Razem z Raven kulimy się pod umierającym drzewem tuż pod ścianą Południowej Bramy. Wielkie krople deszczu uderzają w kaptury naszych płaszczy i wsiąkają w nie, sprawiając, że gruba tkanina wydaje się miększa. Leje i pokrywający ulicę brud i pył zamieniają się w lepiące się do butów błoto.

Nie przeszkadza mi deszcz. Chcę odrzucić kaptur i pozwolić kroplom rozpryskiwać się na moich policzkach. Chcę połączyć się z wodą i poczuć, jak spadam z nieba, rozbita na miliony fragmentów. Ale to nie pora, by stać się jednością z żywiołem. Mamy robotę do wykonania.

To nasza trzecia od kilku miesięcy wizyta w Bramie Południowej, od czasu, gdy Hazel została porwana. Termin Aukcji przeniesiono z października na kwiecień, tak więc członkowie Sprzysiężenia Czarnego Klucza, tajnej organizacji skupiającej rebeliantów z niższych kręgów miasta, działającej pod wodzą Luciena, nie ustają w staraniach, by zwerbować kolejnych członków. Gromadzą również broń i materiały wybuchowe, a także próbują zinfiltrować przyczółki arystokracji w zewnętrznych, uboższych kręgach.

Ich starania na nic się jednak nie zdadzą, jeśli nie uniemożliwimy arystokracji ukrycia się za potężnymi murami oddzielającymi Klejnot od reszty wyspy. To zadanie należy do nas. Surogatki są silniejsze, gdy działają razem, a do obalenia niebosiężnego muru będziemy potrzebowały wszystkich dziewcząt, jakie tylko możemy pozyskać. Inaczej nie pozbawimy arystokracji ich głównej ochrony. Inaczej nasi ludzie nie dostaną się do Klejnotu.

Wspólnie z Raven oraz innymi surogatkami, które Lucien ocalił z Klejnotu, Jenną, Olive i Indi, odwiedziłyśmy wszystkie cztery Magazyny. Najgorsza była Brama Północna. Nagi kamień, żelazne drzwi, ponure uniformy i zakaz posiadania jakichkolwiek osobistych przedmiotów. Nie dziwię się, dlaczego Sienna tak bardzo nienawidzi tamtego miejsca. Nie była zachwycona powrotem do Magazynu, ale potrzebowaliśmy kogoś, kto orientuje się w planie budynku i zna mieszkające tam dziewczęta.

Pokazywałyśmy dziewczętom w Magazynach prawdę. Pomagałyśmy im jednoczyć się z żywiołami i przemieniałyśmy surogatki w coś więcej, w kogoś zupełnie innego. Raven ma niespotykaną umiejętność – potrafi przenieść się w pewne niezwykłe miejsce, na szczyt wznoszącego się ponad oceanem klifu. I umie zabrać tam inne dziewczęta. To niesamowity, magiczny obszar, w którym nam podobne natychmiast czują jedność z żywiołami. W trakcie ostatnich miesięcy byłam tam więcej razy, niż mogłabym zliczyć.

Bardzo ostrożnie wybieramy dziewczęta, werbujemy tylko te, które trafią na tegoroczną Aukcję, a więc wsiądą do jadącego bezpośrednio do Klejnotu pociągu. Lucien dostarczył nam listę.

Do Bramy Południowej nie ma tajnego wejścia, takiego jak to, które prowadziło do Sztuby Towarzyszy, w której szkolił się Ash, ale, na szczęście, nie kręcą się tu Gwardziści. Magazyn jest fortecą wybudowaną pośrodku morza żałosnych ruder. Bagno okazuje się nawet bardziej przygnębiające, niż pamiętałam. Słony odór błota pod stopami, nieliczne, skarłowaciałe drzewa i rozpadające się domy… Wszystko to krzyczy wręcz: bieda, bieda w sposób, którego nie rozumiałam, póki na własne oczy nie ujrzałam Klejnotu.

Nawet Dym i Farma wyglądają lepiej. Niesprawiedliwość jest jak celnie wymierzony policzek. Wielka część populacji Samotnego Miasta żyje w skrajnym ubóstwie i nikogo to nie obchodzi. Gorzej: prawie nikt o tym nie wie. Co tak naprawdę wiedzą mieszkańcy Banku albo Dymu o Bagnie? Dla nich to położone daleko miejsce, w którym mieszkają ci, którzy ładują węgiel do pieców, sprzątają ich kuchnie i służą w ich domach. Nie traktują go poważnie. Nie traktują go jak coś realnego. Dla nich Bagno właściwie nie istnieje.

– Zostały nam tu do wtajemniczenia tylko trzy dziewczyny – mówi Raven. – Za kilka dni pojedziemy do Zachodniej Bramy.

Raven znów przycięła krótko włosy, a jej skryte w cieniu kaptura oczy płoną czarnym ogniem. Nie jest tą samą osobą, która w październiku opuściła wraz ze mną Bramę Południową, ale nie jest również pustą skorupą, którą zabrałam z Klejnotu, cieniem człowieka poddanym okrutnym torturom Hrabiny Kamienia. Obecna Raven jest kimś pomiędzy. Wciąż śni koszmary o tym, co się działo, gdy tkwiła w klatce, w głębokim lochu Pałacu Kamienia. Wciąż słyszy urywki cudzych myśli i rozpoznaje cudze uczucia. Mówi, że szepcą do niej głosy. To efekt uboczny krwawych eksperymentów, które prowadził na niej lekarz hrabiny.

Na szczęście wrócił śmiech Raven, wróciła również jej kpiarskość, objawiająca się najsilniej wtedy, gdy rozmawia z Garnetem. Raven również codziennie ćwiczy z Ashem, a jej drobne, wychudzone ciało nabrało muskulatury i stało się po prostu silne i smukłe.

Raven spogląda na górującą nad nami wysoką ścianę. Nie ma mowy o wspinaczce, bo powierzchnia kamienia jest idealnie gładka i nie miałybyśmy gdzie zaczepić dłoni i stóp. Całe godziny spędziłyśmy razem z Sil przy stole, debatując nad tym, jak najlepiej dostać się do Magazynów. To Sienna wpadła na najbardziej sensowny pomysł. Nie mogłyśmy wspiąć się na ściany, nie mogłyśmy również przejść przez nie (a przynajmniej nie udałoby nam się tego zrobić cicho i nie wzbudzając niepożądanego zainteresowania).

Mogłyśmy jednak przedostać się dołem.

Moja siła przez ostatnie miesiące znacząco wzrosła. Sienna również jest silniejsza, tak samo jak Indi, surogatka z Bramy Zachodniej. Sienna może połączyć się z Ziemią i Ogniem, Indi jedynie z Wodą. Jak na razie tylko ja i Sil potrafimy zjednoczyć się ze wszystkimi żywiołami. Olive, drobna dziewczyna z Bramy Wschodniej, jako jedyna wciąż ma obiekcje, by korzystać z mocy żywiołów, z którymi może się łączyć, czyli Powietrza i Wody. Wciąż jeszcze używa Augurii. I tylko ona w Białej Róży ma do powiedzenia dobre słowo o arystokracji.

Ale Olive, Indi, Sienna i Sil są daleko stąd, w ceglanym, skrytym w lesie budynku, który przywykłam nazywać domem. Najpewniej śpią już, otulone kołdrami, w wygodnych łóżkach, bezpieczne w nieprzebytej głuszy otaczającej Białą Różę.

– Violet? – odzywa się Raven.

Kiwam głową.

– Jestem gotowa – oznajmiam, zamykając oczy.

Połączenie się z Ziemią jest dla mnie równie łatwe, jak wskoczenie do gorącej kąpieli. Po prostu staję się żywiołem. Pozwalam mu wypełniać się po brzegi, aż zlewamy się w jedno. Wyczuwam zbite warstwy piachu pod stopami, a moja pierś staje się ciężka. Wystarczy, że poproszę, i Ziemia mi odpowie.

Kop, myślę.

Ziemia w Bagnie jest inna niż ta na Farmie, szorstka, jałowa, chora. Krople deszczu natychmiast wsiąkają w otwierającą się przed nami szczelinę, rozmaczając brudny piach. Sięgam myślą dalej, prosząc Ziemię, by otwierała się głębiej i głębiej, aż wreszcie dosięgam miękkiej, brązowej gleby. Otwarcie przejścia nie sprawia mi trudności, Ziemia z rozkoszą ze mną współpracuje. Kiedy wyczuwam chropawy kamień, wiem, że dotarłam do podstawy muru. Kopię jeszcze dalej. Ściana jest gruba i muszę mieć pewność, że przedostałam się na drugą stronę.

Dziwnie jest jednocześnie mieć świadomość tunelu i stać ponad nim na twardym podłożu. Zupełnie jakbym miała dwie pary oczu, rąk, uszu i nozdrzy. Ciekawe, czy Raven czuje podobnie, słysząc szepty; czy słyszy cudze myśli jednocześnie z własnymi. Wyczuwam, kiedy wreszcie mur się kończy i nade mną pozostają tylko światło i piach. Tunel wznosi się, kiedy rozsuwam ziemię na boki. Wreszcie z cichym westchnieniem przebijam się przez ostatnią warstwę i otwieram się na leżący po drugiej stronie muru dziedziniec.

Po chwili rozluźniam połączenie z żywiołem i otwieram oczy.

Raven intensywnie mi się przygląda.

– Masz strasznie dziwną minę, kiedy to robisz – zauważa.

– Ash uważa, że to piękne. Trochę straszne, ale piękne.

Raven przewraca oczami.

– Ash uważa, że wszystko, co robisz, jest piękne – kwituje.

Ze wszystkich ludzi, którzy pozostali w Białej Róży, zapewne nie śpi tylko Ash. Choć przecież tak wiele razy wyjeżdżałam do różnych Magazynów, on wciąż się martwi. Wyobrażam go sobie na naszym stryszku, jak wpatruje się w listwy na suficie obory i rozmyśla, gdzie jesteśmy, czy nam się udało, czy przypadkiem nie zostałyśmy złapane i kiedy wrócimy do domu.

Ale nie mogę sobie teraz pozwolić na to, żeby dumać o Ashu dumającym o mnie. Spoglądam w głąb ciemnego tunelu.

– Chodźmy – mówię.

Przejście jest wąskie, nie zmieścimy się z Raven obok siebie. Na osypującej się ziemi nie sposób utrzymać równowagę, więc po prostu ześlizgujemy się na dół.

Jakieś dziesięć stóp poniżej muru panuje nieprzenikniona ciemność, w której brniemy przez jakąś minutę, by wreszcie znaleźć się po stronie Magazynu i ujrzeć mętne światło płynące z dziedzińca. Z dołu wydaje się, że od powierzchni dzielą nas całe kilometry.

Wspinamy się po krzywiźnie i jakiś czas później, ubłocone i zdyszane, wyłazimy spod ziemi.

Zaczyna robić się niebezpiecznie. Na ulicach Bagna, nikt poza najbliższymi członkami naszych rodzin by nas nie rozpoznał. Ludzie widzieli nas po raz ostatni, gdy miałyśmy dwanaście lat. Rodzina Raven mieszka daleko na wschód od Bramy, moja zaś na zachód. Ale u mnie w domu nie pozostał nikt poza mamą. Mój brat, Ochre, należy teraz do Sprzysiężenia i pracuje na Farmie. A Hazel, moja młodsza siostra, została porwana przez Diuszesę Jeziora, by zająć moje miejsce w jej pałacu.

Nie. Nie powinnam teraz myśleć o Hazel. Muszę się skoncentrować na zadaniu, bo przecież robię to, co robię, dla niej. Żeby ją ocalić. Ją i wszystkie surogatki.

Wciąż jednak nie umiem się nie martwić. Lucien powiedział, że Diuszesa zawarła porozumienie z Władcą. Zaręczyny. Zaręczyny między synem miłościwie nam panującego a przyszłą córką Diuszesy. Powiedział, że jej surogatka, moja rodzona siostra, jest brzemienna.

Jeśli to prawda, to Hazel jest właściwie martwa. Poród zabija surogatki.

Nie. Potrząsam głową i spoglądam na Raven. Była w ciąży, kiedy uratowałam ją z Klejnotu w grudniu. Przetrwała. I Hazel też przetrwa. Zadbam o to.

Ale teraz mam co innego do zrobienia.

Budynek majaczy przed nami w ciemnościach, odcinając się od ściany deszczu. Wydaje się mniejszy niż wtedy, kiedy tu mieszkałam, choć pewnie dlatego, że tak wiele czasu spędziłam w gigantycznych, pełnych przepychu pałacach w Klejnocie. Poza tym Brama Południowa to najmniejszy ze wszystkich Magazynów. Północna jest ogromna. Nawet Wschodnia i Zachodnia są większe niż ta. Bramę Zachodnią otacza duży ogród, a w samym jego środku znajduje się solarium. Właściwie tamten Magazyn jest całkiem ładny.

– Chodźmy – szepce Raven.

Wymijamy wielką hałdę ziemi, którą wypchnęłam z tunelu. Później, gdy będziemy stąd znikać, przywrócę ją na miejsce, by zatrzeć nasze ślady. Kierujemy się do cieplarni.

Szklana budowla połyskuje w deszczu. Wślizgujemy się do środka i zdejmujemy kaptury. Raven potrząsa włosami i rozgląda się wokół.

– Jesteśmy za wcześnie? – pyta.

Wyciągam z kieszeni zegarek Asha. Za trzydzieści sekund północ.

– Przyjdą – mówię.

W szklanym budynku jest ciepło, a w wilgotnym powietrzu unosi się woń roślin, ziemi, korzeni i kwiatów. Czekamy, a deszcz stuka o szyby.

Dokładnie pięć sekund po północy dostrzegam zakapturzone sylwetki spieszące ku nam przez dziedziniec. Chwilę później drzwi cieplarni otwierają się i do środka wchodzi grupka dziewcząt, na które czekałyśmy.

– Violet – szepcą niektóre z nich, podchodząc bliżej, by się z nami przywitać.

Na przód wychodzi Amber Lockring i odrzuca kaptur płaszcza. Jej oczy błyszczą.

– Jesteśmy w samą porę – oświadcza z grymasem zadowolenia.

– Właściwie to pięć sekund po czasie – wytyka jej Raven.

Nie przyjaźniłyśmy się z Amber, choć mieszkałyśmy na tym samym piętrze. Raven zdradziła mi kiedyś, że mojego pierwszego dnia w Magazynie Amber nazwała mnie „wariatką”, za co Raven wykręciła jej ramię za plecami i trzymała ją tak długo, póki nie przeprosiła. Nigdy się nie polubiły. Kiedy dostałyśmy od Luciena listę dziewcząt jadących na Aukcję, Raven natychmiast oświadczyła, że to Amber powinnyśmy uświadomić jako pierwszą. Kiedy zapytałam, dlaczego, popatrzyła na mnie zmrużonymi oczyma i oświadczyła:

– Nienawidzi arystokracji tak samo jak ja. A poza tym tylko ona oprócz mnie nosiła spodnie.

Nie mogłam się nie uśmiechnąć. Gdyby tak strasznie się nawzajem nie znosiły, mogłyby się zaprzyjaźnić.

– Przyprowadziłaś je? – pytam.

Amber z dumą wskazuje ciemne sylwetki wciąż kulące się przy drzwiach. Na twarzach dziewcząt maluje się mieszanina strachu i podejrzliwości.

– Tawny, Ginger i Henna. To ostatnie. Tylko tyle nas jedzie na Aukcję.

Pospiesznie przeliczam w myślach. Tylko dziewięć z siedemdziesięciu siedmiu dziewcząt biorących udział w tegorocznej Aukcji pochodzi z Bramy Południowej. I stoją właśnie przede mną.

– Nikt was nie widział? – dopytuje Raven.

Amber prycha pogardliwie.

– Oczywiście, że nie. Może kojarzysz, że robiłam to już wcześniej.

– Świetna robota – mówię.

– Gotowe? – mamrocze Raven.

Robię krok naprzód.

Pora pokazać tym dziewczynom, kim naprawdę są.Rozdział 2

Nim jednak zdążę otworzyć usta, ktoś się odzywa.

– Violet, co ty… Co… – Ginger potyka się na każdym słowie. Jest najstarszą z przybyłych dzisiaj dziewczyn. Ma szerokie ramiona i burzę marchewkowych włosów. – Co ty tu robisz? – wydusza z siebie i wbija wzrok w Amber. – Co ona tu robi? Mówiłam ci, że nie chcę mieć żadnych problemów.

– Nie marudź – ucisza ją Amber. – Wybrałyśmy cię z konkretnego powodu. Nie chcesz wiedzieć, o co chodzi?

Amber nie należy do najbardziej subtelnych osób, ale Raven nie mogła wybrać lepiej. Nikt nie ma ochoty kłócić się z Amber, a ona świetnie wie, w jaki sposób skłonić dziewczyny do zrobienia tego, co zrobić należy.

– Nie powinnaś być w Klejnocie? – dopytuje Tawny. Ma piętnaście lat i sarnie oczy, w tej chwili tak ogromne, że zdają się zajmować pół jej twarzy.

– Byłam w Klejnocie – odpowiadam. – Ale teraz jestem tutaj, by wam pomóc.

– Pomóc nam? – wcina się Henna. Drobniutka, ma śniadą skórę i czarne włosy skręcone w pierścionki. Coś w niej przypomina mi Hazel i serce kłuje mnie boleśnie. Nie wygląda na przerażoną albo zmieszaną, jest zaciekawiona. – Jak?

– Zobaczysz – odpowiada jej piękna rudowłosa Scarlet i obejmuje dziewczynę ramieniem. – To niesamowite.

– Ćwiczyłyśmy – oznajmia Amber. – Ostatniej nocy Scarlet zrobiła wir w jednej z wanien, a ja stworzyłam w dłoni maleńkie tornado, takie, jak mi pokazałaś, kiedy pierwszy raz tu przyszłyście.

– To cudownie – mówię unisono z Ginger, która z niedowierzaniem rzuca:

– Co zrobiła Scarlet?

– Tylko nie dajcie się nikomu przyłapać – ostrzega Raven.

Amber posyła jej pełne pewności siebie spojrzenie.

– Jesteśmy ostrożne.

Być może powinnam była się obawiać, że mnogość otwartych na żywioły dziewcząt zamkniętych w jednym miejscu okaże się problemem. Ale tak się nie stało. Wręcz przeciwnie. Zauważyłam to po raz pierwszy przy Indi i Olive. Nie doświadczyły tego dziwacznego stanu, w którym ja się znalazłam, gdy śniłam i nieświadomie wpływałam na otoczenie. Miały mnie, Siennę i Sil. Tak jakby im więcej z nas się przebudziło, tym kontrola nad żywiołami stawała się łatwiejsza. Jakbyśmy razem tworzyły bezpieczną sieć.

Co za szczęście. Gdyby tak nie było, jakaś biedna, niewinna dziewczyna mogłaby zniszczyć we śnie własny pokój. Trudno byłoby wyjaśnić taki incydent opiekunkom.

– No dobrze, to o co chodzi? – pyta stanowczo Ginger, splatając ramiona na piersi. – Jak się tu dostałyście? Dlaczego nie jesteście w Klejnocie? Po co wyciągnęłyście nas z łóżek w środku nocy?

– Wiedziałam, że z nią będą problemy – mruczy do mnie Amber. Raven chichocze pod nosem.

Biorę głęboki oddech i zaczynam wyjaśniać. Opowiadałam tę historię wiele razy, tak więc gładko mi idzie. Mówię im, co naprawdę oznacza bycie surogatką, mówię o smyczach, o pistolecie ze stymulantem, o upokorzeniu w trakcie wymuszanych przez arystokrację publicznych występów. Mówię o tym, jak jesteśmy traktowane, niczym sprzęty albo zwierzątka. Opowiadam im o Dahlii zamordowanej przez Diuszesę Jeziora ze zwykłej niechęci. Opowiadam również o Raven i o tym, jak Hrabina Kamienia dobierała się jej do mózgu. Raven wychodzi naprzód.

– Wciąż możecie je wyczuć – oznajmia, zachęcając Ginger, by dotknęła jej głowy.

– Co wyczuć? – pyta Ginger.

– Blizny.

Raven ma tyle blizn, że już za pierwszym razem palce Ginger natrafiają na jedną z nich. Dziewczyna cofa się gwałtownie.

– Violet uratowała mi życie – wyjaśnia Raven beznamiętnym tonem. Sięga do kieszeni koszuli i wyciąga z niej zdjęcia. Nie cierpię tego momentu. – Gdyby nie ona, skończyłabym w ten sposób. I was również to czeka, jeśli zostaniecie sprzedane na Aukcji.

Wbijam wzrok w zagubiony loczek na czole Henny. Nienawidzę tych fotografii. Byłam ogromnie wdzięczna Raven, gdy zaproponowała, że to ona będzie je pokazywała. Myślę, że wiedziała, jak bardzo boli mnie ich widok.

Na zdjęciach są cztery dziewczyny, wszystkie martwe, o sinych wargach i woskowej skórze. Mają zamknięte oczy, a na ich piersiach widnieją głębokie rozcięcia w kształcie litery v. Lucien wyjaśnił mi, że czasami, gdy lekarz był wyjątkowo zaintrygowany którąś z surogatek, dokonywano autopsji. Nie po to, by określić przyczynę zgonu, ta była już znana. Chciał po prostu zajrzeć do środka, zobaczyć, jak wyglądają nasze narządy wewnętrzne. Bo przecież byłyśmy inne…

Henna łapczywie zasysa powietrze, Tawny zaś odwraca wzrok. Ginger pochyla się nad fotografiami.

– One… One są prawdziwe? – pyta.

– Czy to Verdant? – wcina się nagle Henna. Głos się jej łamie. Każda fotografia przedstawia dziewczynę z innego Magazynu. Verdant została sprzedana na Aukcji rok przede mną.

Miny moja i Raven wystarczą za całą odpowiedź. Ginger cofa się, a jej twarz zastyga w maskę przerażenia.

– Ale przecież powiedzieli nam, że arystokraci będą się nami opiekować – wyrzuca z siebie. – Oni… Patience powiedziała…

– Patience kłamała – kwituję.

– Tak właśnie skończyły wszystkie surogatki, które zostały sprzedane na Aukcji – mówi Raven. – Poród nas zabija, chyba że wcześniej dopadnie nas któryś z Domów. Teraz, po raz pierwszy w historii mamy szansę coś z tym zrobić.

Wyciągam rękę i kładę ją na ramieniu Raven.

– Schowaj je – proszę. – One już rozumieją.

Tawny mruga, żeby powstrzymać łzy.

– Ale dlaczego? Przecież im pomagamy. Dajemy im dzieci. Dlaczego oni chcą… chcą… nas zabić?

– Nasza śmierć to skutek uboczny – wyjaśniam. – Wynik nienaturalnej ciąży. Nie jesteśmy pewne, dlaczego rodzenie dzieci arystokratów nas zabija. Może to z winy Augurii. Może dlatego, że to nie nasze potomstwo. Tak naprawdę tylko do tego im służymy. Nie widzą w nas ludzi. W Klejnocie nie mamy nawet imion. I nie mamy głosu. Nasze słowa się nie liczą. Ale – ciągnę – są w Samotnym Mieście ludzie, którzy chcą to zmienić. Ludzie, którzy ryzykują życie, żeby pozbawić arystokrację władzy. Dlaczego możni z Klejnotu odgradzają nas od siebie murami? Dlaczego dyktują nam, jak mamy żyć, gdzie mamy pracować, ile zarabiać? Dlaczego nie mamy prawa sami o sobie decydować?

– Zresztą nie tylko surogatki są traktowane jak przedmioty, które można zużyć i wyrzucić – dodaje Raven. – Prawie całe miasto żyje pod butem niewielkiej grupy uprzywilejowanych.

– Wyobraźcie sobie, co możemy osiągnąć, jeśli będziemy działać razem – mówię.

– Wybacz – odzywa się Henna, unosząc rękę, jakby siedziała w klasie. – Powiedziałaś, że wreszcie możemy coś z tym zrobić, ale… Przecież jesteśmy tu zamknięte. Pilnują nas Opiekunki. Jedyne, co mamy, to Augurie, ale… Nie umiem sobie wyobrazić, jak zmienienie koloru czegoś mogłoby nam pomóc.

– Zabierzmy je na klif – prosi ciemnowłosa Sorrel, pociągając Raven za rękaw. Jest najmłodsza w grupie.

– Tak, na klif – popiera ją Scarlet.

– Nie wierzę, że o tym wiedziałaś i siedziałaś cicho – irytuje się na nią Ginger.

Scarlet wygląda na zmieszaną.

– Nie mogłam, kazały mi przyrzec! – tłumaczy się. – Kiedy znajdziesz się na klifie, sama zrozumiesz. To zbyt niebezpieczne, żeby o tym rozmawiać. Gdyby ktokolwiek się dowiedział…

– Dobra, dosyć gadania – oznajmiam stanowczo. – Pora, żebyście zobaczyły.

Amber, Scarlet i pozostałe dziewczyny, którym pokazałyśmy klif, szybko formują krąg. Scarlet z przepraszającą miną bierze za rękę Ginger.

– Nie wściekaj się na mnie – prosi. – Będziesz zachwycona, gdy to zobaczysz.

Raven ściska moje palce. Uśmiecham się i zamykam oczy. Kocham podróżować na klif.

To dziwne miejsce, zawieszone gdzieś pomiędzy światem rzeczywistym i dawną twierdzą Paladynek. Paladynki były rasą wojowniczych, obdarzonych mocą żywiołów kobiet, których rolą była obrona wyspy. Ale pewnego dnia na statkach przypłynęli arystokraci, którzy ogłosili się panami tego miejsca i zabili wszystkie Paladynki.

A przynajmniej tak im się wydawało. Bo Paladynki przetrwały. My, surogatki, jesteśmy ich potomkiniami. Lucien uważa, że to kwestia genetyczna, iż niektóre kobiety (na przykład ja) mogą łączyć się z żywiołami, niektóre zaś (jak moja mama) nie. Uważa, że za tę zdolność odpowiada gen recesywny, podobny do tego, którego posiadanie skutkuje błękitnymi oczami. Sil powiedziała mu, że to gówno prawda i że nie wszystko można wyjaśnić w tak prosty sposób.

Tak czy owak, nie to jest istotne. Dziewczyny, które się tu spotkały, są Paladynkami i najwyższa pora pokazać im, co to znaczy.

Po raz pierwszy ujrzałam klif, gdy ocaliłam życie Raven tuż po tym, jak poroniła. Nie wiem, co przeniosło mnie w to miejsce, czy to było przeznaczenie, przypadek czy miłość, jednak gdy się tam znalazłam, w jednej chwili poczułam jedność z żywiołami, z moim dziedzictwem. Zrozumiałam siebie i świat w sposób, którego nie doświadczyłam nigdy wcześniej.

To samo stało się ze Sienną, Indi i Olive. To właśnie robiłyśmy z dziewczętami w Magazynach. Zabierałyśmy do nich Raven. Zabierałyśmy je na klif.

Ledwie sekundę po tym, jak zamykam oczy, spadam. Słyszę zduszony pisk, chyba Tawny, ale nic się nie stało, jesteśmy już w miejscu, w którym nie mogą nas dosłyszeć śpiący w najlepsze mieszkańcy Bramy.

Na klifie panuje noc i pada deszcz. Tutejsza pogoda często odzwierciedla tę, jaka jest w normalnym świecie. Zdarza się jednak, że odpowiada na skryte marzenia surogatki, jak wtedy, gdy zabrałyśmy na klif Siennę. Padał śnieg dlatego, że Sienna go kocha.

Krople deszczu są ciepłe i spływają po moich policzkach, gdy unoszę twarz ku zachmurzonemu niebu. Poniżej rozpościera się ocean i choć ledwie widzę go w ciemnościach, do moich uszu dociera grzmot fal rozbijających się o skały. Drzewa za moimi plecami szumią na wietrze. Pośrodku klifu stoi statua z błękitnoszarego kamienia, która, na podobieństwo zamarzniętej fali, wzbija się spiralą ku niebu.

Tęskniłam za tym miejscem, szepcę w myśli.

Ja też, wtóruje mi Raven.

I ja, dodaje Amber.

Niektóre z dziewcząt, które były tu wcześniej, rozbiegają się, by robić to, co ukochały najbardziej. Azure tańczy pod baldachimem drzew. Sorrel spogląda w mrok poniżej klifu, nasłuchując ryku oceanu. Ginger stoi jak słup soli, zszokowana, a Scarlet ściska ją za rękę. Tawny wydaje się rozdarta pomiędzy podekscytowaniem a lękiem.

Henna z oczyma jak spodki obchodzi posąg i ostrożnie wyciąga rękę, by dotknąć kamienia. Wiem, co czuje. Monument jest zaskakująco gładki, sprawia wrażenie, jakby stworzono go z zastygłej w bezruchu wody.

Nagle Henna wybucha głośnym śmiechem i wyrzuca w górę ręce, by schwytać w dłonie krople deszczu. Uśmiecham się, bo wiem, że jest jedną z nas. Już wie, kim powinna być.

Coś w jej śmiechu sprawia, że również Tawny parska, a potem razem z Sorrel podbiegają do klifu. Przez ułamek sekundy boję się, że mogą z niego spaść.

Ale nie spadną. To Paladynki stworzyły to miejsce i chronią je. Kiedy tu jesteśmy, chronią również nas.

Scarlet sprawia, że deszcz zaczyna tańczyć i wirować wokół głowy Ginger. Ginger jest zachwycona. Nie przestaje mnie zadziwiać, jak wolne i nieskrępowane jesteśmy w tym miejscu, jak dzikie i nieposkromione. Za każdym razem, gdy widzę, że kolejna z dziewczyn odkrywa swoje dziedzictwo, gdy czuje połączenie z innymi i z całym otaczającym nas światem, moja nadzieja rośnie.

Pora iść, oznajmia Raven i nagle klif oddala się, a my znów stoimy w cieplarni w Bramie Południowej. Tawny otwarcie płacze, a oczy Ginger są szkliste od łez. Henna jest makabrycznie rozczochrana i wyraźnie przeszczęśliwa.

– Co… Ja… – Ginger nie może znaleźć właściwych słów dla tego, co chce powiedzieć. Znam ten stan, nieźle go pamiętam.

– Co to było za miejsce? – dopytuje Henna.

– Spójrzcie w dół – mówię. Wszystkie trzy pochylają głowy i wydają zdumione westchnienia.

U stóp Ginger rozkwitają fioletowe, a u stóp Tawny bladoróżowe kwiatki. Kwiaty Henny są wściekle pomarańczowe. Przez kilka długich chwil dziewczyny po prostu patrzą na nie w zachwycie, a krople deszczu bębnią głośno o szklany sufit nad naszymi głowami.

– Powiedz im o Paladynkach, Violet – prosi Scarlet.

– I o Sprzysiężeniu Czarnego Klucza – dodaje Amber.

– A w ogóle to musisz nam powiedzieć więcej – nalega Azure. – Chcemy wiedzieć, co się dzieje poza tymi murami.

– Wszystko po kolei – oznajmiam, a potem biorę głęboki oddech i zaczynam mówić.Rozdział 3

Więc następnym razem Brama Zachodnia – mówię, z trudem dławiąc ziewnięcie. W Bramie Południowej siedziałyśmy niemal do świtu. – Za dwa dni.

– Nie mogę się doczekać, aż się wyśpię we własnym łóżku – mamrocze Raven, wzdrygając się w przemoczonym płaszczu.

Choć słońce wstało ledwie godzinę temu, wagon jest wypakowany robotnikami. Lucien załatwił nam wszystkim fałszywe dokumenty, w których napisano, że pomagamy na jednej z farm. Powiedział, że najlepszą metodą na swobodne przemieszczanie się między Kręgami jest ukrycie się na widoku. W końcu nikogo nie interesują pracownicy mieszkający w Bagnie.

Kiedy jechałyśmy tak po raz pierwszy, byłam sztywna z przerażenia. Bałam się, że wypatrzy nas jakiś Gwardzista, który od razu zorientuje się, że mamy lewe papiery, i ryknie: Aresztować je! Ale wszyscy w Klejnocie myślą, że Raven nie żyje, a mnie nikt nie szuka, bo oficjalnie przebywam dalej w Pałacu Jeziora. Moją funkcję pełni tam Hazel. Gwardzista, który nas legitymował, ledwie rzucił na nas okiem.

Tak samo jest wszędzie. Nikt nie zawraca sobie głowy nastoletnimi pracownicami jakiegoś gospodarstwa.

Patrzę, jak słońce wznosi się ponad zrujnowane budynki i zaczyna zaglądać w okna pociągu. Ta podróż jest zupełnie inna niż ta, którą odbyłam, kiedy jechałam na Aukcję. Wtedy miałam zacząć nowe życie w zupełnie obcym miejscu, byłam przerażona i nie wiedziałam, czego się spodziewać.

Dzisiaj dobrze wiem, dokąd jadę – z powrotem do Białej Róży. Nie mogę się doczekać, kiedy się tam znajdę.

Ciekawi mnie, jak przeżyją dzisiejszy dzień Ginger, Tawny i Henna. Na pewno czują się trochę dziwnie. Świat, który je otacza, nabrał życia, wszystko zdaje się nowe, pełne energii, kolory zdają się wyrazistsze, zapachy mocniejsze. Cieszę się, że mają Amber i inne dziewczęta, które je poprowadzą. Henna niemal natychmiast połączyła się z powietrzem. W jej oczach było radosne zdumienie, kiedy wiatr zawirował wokół niej, reagując na jej myśli. Scarlet pokazała Ginger, jak zrobić niewielkie pęknięcia w ziemi, a Tawny sprawiła, że krople deszczu wzbijały się w górę. Nigdy mi się nie znudzi patrzenie, jak dziewczyny odkrywają stopniowo swoją moc. Z każdą kolejną Paladynką moja nadzieja na powodzenie wzrasta.

Burczy mi w brzuchu. Spodziewam się, że Sil upiekła na śniadanie słodkie bułeczki. Ciepła, ciągnąca się bułeczka z dżemem truskawkowym to to, o czym w tej chwili marzę. No i marzę o pocałunku Asha. I może jeszcze o uścisku Indi. Indi uwielbia się przytulać.

Orientuję się, że przysnęłam, dopiero gdy Raven potrząsa mnie za ramię.

– Jesteśmy – oznajmia.

Wyładowujemy się z pociągu na stacji Bartlett. Serce rośnie mi w piersi, gdy dostrzegam w tłumie wózków i wozów sylwetkę Sil i potrząsającą piaskową grzywą Turnip. Sil ma na sobie swoje zwyczajowe ubranie, ogrodniczki i flanelową koszulę. Czarne, kręcące się włosy, oprószone na skroniach siwizną, okalają jej głowę niczym dziwaczna aureola.

– No więc – mówi, gdy już weszłyśmy na wóz, i lekko potrząsa lejcami, by Turnip ruszyła – jak poszło?

– Normalnie. Na początku były przestraszone i uparte, a gdy zobaczyły zdjęcia, a potem klif, wszystko się zmieniło – odpowiada Raven.

– Jego Królewska Kluczowatość będzie szalenie kontent, jestem pewna – sarka Sil. Łączy ją z Lucienem coś w rodzaju niechętnej przyjaźni. Podejrzewam, że tak naprawdę troszczą się o siebie nawzajem bardziej, niż byliby skłonni przyznać.

– A jak tam w Białej Róży? – pytam.

Sil prycha z rozbawieniem.

– Nie było was jedną noc. Czego się spodziewasz? Że Sienna zdążyła spalić chałupę?

– Nawet by mnie to nie zdziwiło – mamrocze Raven.

– Twój chłopak chyba się za bardzo nie wyspał, ale poza tym nic się nie zmieniło. Sienna nadal jest wkurzająca, a Indi łazi za mną i próbuje mnie ściskać, jakby nie miała nic lepszego do roboty. Olive zaczęła szyć kolejną kieckę. Mówi, że to suknia balowa. Zapytała mnie, czy mogłabym jej załatwić trochę szyfonu.

Parskamy z Raven śmiechem, ale tak naprawdę przywiązanie Olive do wszystkiego, co ma związek z arystokracją, raczej mnie martwi, niż bawi.

Sil uwielbia narzekać na dziewczyny, sądzę jednak, że tak naprawdę cieszy się z ich towarzystwa. Była samotna przez bardzo długi czas, póki nie odnalazła jej Azalea, siostra Luciena.

Gdy wjeżdżamy do lasu, znów zaczynam odpływać. Zapowiada się ciepły dzień. Ostatnie krople padającego w nocy deszczu skapują z liści i Raven naciąga na głowę kaptur. Ja tego nie robię. Uwielbiam czuć wodę we włosach.

Las staje się gęstszy, im bardziej się w niego zagłębiamy. Między starymi drzewami ukrywa się Biała Róża, chroniona przez dawną magię Paladynek, jak podejrzewa Sil. Wierzy, że to one poprowadziły ją na polanę, na której znalazła ruiny domu. W tym lesie drzewa mają dziwne kształty, ich pnie gną się niepokojąco, a gałęzie wrastają niekiedy prosto w ziemię.

Nagle odnoszę wrażenie, jakby ktoś delikatnie pociągał mnie ku sobie i wiem, że jesteśmy niedaleko.

Kilka minut później wjeżdżamy na polanę ze stojącym na niej domem z cegły. Cóż za miły widok. Wciąż jednak nie tak miły jak widok znajomej postaci stojącej na ganku.

Nim dojeżdżamy do połowy polany, Ash zbiega ze schodów i pędzi w naszą stronę. Zeskakuję z wozu i biegnę mu na spotkanie. Ash podnosi mnie i przyciąga do siebie, a ja wtulam twarz w jego szyję.

– Wróciłaś – szepce.

Całuję go w ucho.

– Mam nadzieję, że się nie zamartwiałeś.

Ash stawia mnie na ziemi.

– Zdrzemnąłem się godzinkę, może dwie. Powiedziałbym, że to postęp.

Przeciągam palcami po jego włosach, które przez ostatnie miesiące znacznie urosły, a potem muskam delikatnie cienie kładące mu się pod oczami. Ash bierze mnie za rękę i ruszamy w kierunku domu, w którym Sil i Raven zdążyły już zniknąć. Po drodze opowiadam mu o trzech dziewczętach z Bramy Południowej.

– Więc teraz wszystkie surogatki z tego Magazynu, które jadą na Aukcję, wiedzą, że są Paladynkami – mówię. – Jakieś wieści z innych kręgów?

Bagno właściwie nie odczuło na własnej skórze niepokojów, które ogarniają wyspę, ale sytuacja w Banku i Dymie staje się z każdym dniem coraz bardziej nieprzyjemna. Choć wiem przecież, że rewolucji nie da się przeprowadzić bezkrwawo, to jednak nienawidzę czytać artykułów w gazecie, wieści o wybuchach, zniszczeniach, kolejnych zgonach. Każdego dnia słyszymy o następnych aresztowaniach i aktach przemocy. Sprzysiężenie obiera za cel budynki należące do arystokracji: koszary Gwardzistów, budynki magistratu oraz banki. Staramy się ocenić szybkość reakcji wrażych sił i zdezorientować wroga. Nigdy nie uderzamy dwa razy w tej samej dzielnicy, nigdy w tym samym Kręgu. Na kolejnych ścianach i drzwiach pojawiają się czarne klucze. Jednak z każdym dniem dociera do nas więcej i więcej informacji o nieautoryzowanych atakach, bo ludzie dają upust swojej nienawiści do rządzących.

Ash szkoli grupę członków Sprzysiężenia, ale jego zasięg jest ograniczony. Musi trzymać się blisko Białej Róży, bo wciąż jest poszukiwany listem gończym i w razie pochwycenia grozi mu śmierć. W przeciwieństwie do mnie nie może udać się do innego kwartału Farmy ani do innego Kręgu.

– Nic się właściwie nie zmienia – oznajmia Ash, marszcząc ponuro brwi. – Nie mogę przestać myśleć o Towarzyszach. Gdybym tylko mógł się z nimi skontaktować, naprawdę by nam pomogli.

– Wiem – mówię cierpliwie. Już o tym rozmawialiśmy. – Lucien zapewnia, że robi dla nich, co tylko może. A ty wciąż jesteś zbiegiem.

– Lucien niczego dla nich nie robi, bo niczego dla Towarzyszy zrobić nie może. Nie zaufają mu – odpowiada Ash. – Takie są fakty.

Nie chcę znowu odbywać tej dyskusji. W trakcie ostatnich miesięcy Ash stawał się coraz bardziej niespokojny. Z każdym kolejnym atakiem w Banku rósł też jego strach o Towarzyszy.

– Przecież tak bardzo pomagasz nam tutaj – mówię. – Zobacz tylko, ile zrobiłeś dla Raven, dla Whistlera i jego ludzi, dla wszystkich członków Sprzysiężenia w Południowym Kwartale.

Whistler, jeden z najlepszych agentów Luciena, prowadzi salon tatuażu, w którym w tajemnicy zbierają się rebelianci. Z Whistlerem od jakiegoś czasu pracuje mój brat, Ochre. Ash trenuje innych młodych ludzi, zarówno kobiety, jak i mężczyzn, do walki, tak by mogli oni przekazać swoją wiedzę ludziom w sąsiednich kwartałach i Kręgach, skoro sam nie może tego zrobić.

– Jasne, ale tylko tutaj. I tylko nocą, kiedy nikt nie może mnie zobaczyć. I tylko jeśli Sil jedzie ze mną. – Ash milknie i siada na schodkach ganku, pocierając czoło grzbietem dłoni. – Rye jest w Klejnocie, w domu Diuszesy. Gdybym tylko mógł… Gdybym mógł jakoś się z nim skontaktować. I, błagam, nie mów mi o Lucienie. To geniusz, ale Towarzysze nie przepadają za dwórkami. Jeśli dwórka ma taki kaprys, może ci skutecznie uprzykrzyć życie.

Zawsze mnie zaskakuje, gdy Ash opowiada mi o tym, jak wygląda życie za pięknymi fasadami pałaców w Klejnocie. O walkach między służącymi albo o zakazanych romansach. O hierarchii, która obowiązuje wśród tych, którzy służą arystokracji.

– Robisz wszystko, co możesz – zapewniam. – Ash, ludzie dołączają do nas na dźwięk twojego imienia.

Ash stał się czymś w rodzaju legendy Samotnego Miasta. Jego status poszukiwanego zbiega działa na naszą korzyść. Buntowniczy Towarzysz, fałszywie oskarżony, który uciekł z Klejnotu… Nawet kolejne działania arystokracji nam się przysługują, bo Ash jest bohaterem, który uniknął pojmania. W kręgach Sprzysiężenia ma status herosa.

– Więc co? Mam po prostu siedzieć na tyłku i pozwalać na to, żeby moje imię działało za mnie, kiedy Towarzysze wciąż są wykorzystywani i umierają w osamotnieniu? – pyta gorzko Ash.

Życie Towarzysza jest ciężkie. Byłam w szoku, kiedy Ash wreszcie opowiedział mi, jak to naprawdę wygląda. Towarzysze często mają skłonności samobójcze, okaleczają się albo wpadają w nałóg, używając płynnej formy opium, by zapomnieć o bólu. Rye, z którym Ash kiedyś mieszkał, nadużywał błękitka, kiedy spotkałam go kilka miesięcy temu.

Kładę dłoń na karku Asha i próbuję choć trochę rozmasować napięte od stresu mięśnie.

– Wiem, że ci ciężko – mówię. – Ale to jedyna droga. W Banku jest dla ciebie zbyt niebezpiecznie. Tylko tutaj, w Białej Róży, nic ci nie grozi.

– Ale ty możesz ryzykować, prawda? – rzuca Ash. – Ty i Raven, i inne dziewczyny, z którymi jeździcie do Magazynów. Nie mów mi, że to bezpieczne.

Nim zdążę odpowiedzieć, frontowe drzwi otwierają się na oścież.

– Och, Violet, wróciłaś!

Indi podrywa mnie na nogi i zamyka w uścisku. Jest tak wysoka, że głową sięgam jej ledwie do ramienia.

– Jak poszło? Znalazłyście te dziewczyny?

– Tak – odpowiadam, poklepując ją po plecach. – Poszło świetnie. O wszystkim ci opowiem, ale najpierw muszę coś zjeść, bo inaczej padnę.

– Jasne, musisz umierać z głodu. Zaraz ci nałożę. – Rumieni się lekko, spoglądając na Asha. – A ty masz na coś ochotę?

Choć Indi zna Asha od kilku miesięcy, wciąż nie przestaje się w jego obecności czerwienić. Na szczęście Ash zachowuje się, jakby tego nie zauważał.

– Wrócę niedługo – oznajmia. – Najpierw odprowadzę Turnip do obory.

Ściska mnie za rękę, więc wiem, że na razie nie będziemy ciągnąć naszej dyskusji. Turnip, wciąż zaprzężona do wozu, leniwie skubie trawę. Ash prowadzi ją do stojącego nieopodal linii drzew budynku. Przyglądając mu się, myślę, że naprawdę chciałabym w jakiś sposób mu pomóc.

Ale nie pozwolę Ashowi jechać do Banku. To byłby dla niego wyrok śmierci.

– No dobra, to chodź, Violet – komenderuje Indi, odprowadzając Asha wzrokiem. – Chcę, żebyś wszystko mi opowiedziała. Wiesz, jak Raven opowiada, nie? Żadnych smakowitych szczegółów, sucha relacja. I na dodatek robi się zgryźliwa, kiedy o coś dopytuję.

– Indi! – Z wnętrza domu niesie się ryk Sil. – Twoje cholerne babeczki się palą!

Indi zapowietrza się na chwilę, po czym obraca się na pięcie i wpada do środka.

Przez chwilę po prostu stoję na ganku i pozwalam ciepłym promieniom słońca ogrzewać moją twarz. Chcę zapamiętać ten poranek, wyryć go w mózgu. Chcę, by stał się talizmanem, który rozjaśni mrok przyszłości, nieważne, jak głęboki by on nie był.

W tej chwili jestem bezpieczna i otoczona przez krąg przyjaciół.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: