Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kobieta, która nie odmieniła losów świata - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
14 czerwca 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Kobieta, która nie odmieniła losów świata - ebook

Prosty język, wielowątkowa intryga i dużo czarnego humoru przyniosą ulgę wszystkim zestresowanym.

Benita jest dziennikarką medialnej korporacji. Wyczerpana coraz gorszą jakością uprawianego fachu porzuca pracę, ale nie wie jeszcze, że firma ma wobec niej plany, które pomieszają jej szyki. Będzie musiała zmierzyć się z własną przeszłością pełną zabawnych przygód na całym świecie.

Przekonacie się, co robiła redaktor Benita Kluczman w gabinecie prezydenta Busha i jaką rolę odegrał w tym wszystkim rosyjski bimber. Poznacie też Miszę Krupowa, który uratował Jasira Arafata i odzyskał szczoteczkę do zębów Józefa Stalina. Raczej nie dowiecie się z tej książki, dlaczego smutny polski generał nigdy nie zdołał się uśmiechnąć, na pewno jednak zrozumiecie, dlaczego reszta kraju straciła poczucie humoru.

Książka pełna zabawnych i absurdalnych sytuacji, które nie miały prawa się wydarzyć, a jednak się wydarzyły. Polecam wszystkim, którzy nieustająco wierzą, że świat można zmienić, a najlepiej jest zacząć od siebie.

Magdalena Kawka, pisarka

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66217-67-6
Rozmiar pliku: 682 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ PIERWSZY

5 maja 2015 roku

Już nad ranem, gdy otworzyła oczy, wiedziała, że coś jest nie tak. Wiele wskazywało na to, że się zmieniła, ale o piątej dziesięć nie można mieć jeszcze pewności co do spraw, które mogą wywrócić życie do góry nogami.

Wygrzebała się z pościeli i chcąc, jak co dzień, lekkim krokiem ruszyć w stronę łazienki, zorientowała się, że ciało zastygło jak u ołowianego żołnierzyka marzącego o karierze otwieracza do butelek.

Nie lepiej było podczas mycia zębów. Szczoteczka uparcie wypadała z ręki prosto w pianę z pasty rozbryzganej na dnie umywalki. Dalsza część porannej toalety również nie przebiegła pomyślnie. Benita Kluczman utwierdziła się więc w przekonaniu, że stała się kimś innym, niż była jeszcze wczoraj. Kimś, kto stoi na mokrych kafelkach i zastanawia się, po co je wycierać, skoro lustro podpowiada, że są ważniejsze sprawy do ogarnięcia. Jeśli myślicie, że zwariowała, jesteście w błędzie. Jak w przypadku każdego, kogo uwiera życie, przyszedł czas, aby podjęła właściwą decyzję.

Z takim przekonaniem i kawą z ekspresu Benita Kluczman rozpoczęła zwyczajny dzień w redakcji lokalnego dziennika „Siła Torunia”. Jego mocną stroną byli coraz bardziej wyczerpani dziennikarze, słabą – coraz silniejsza władza korporacji, która przyjechała z daleka, aby uczyć tego, co nie sprawdzało się nawet w jej ojczyźnie. Nowa władza najpierw się rozgościła, później zadomowiła, a w końcu zauważyła pierwsze potrzeby. Na dobry początek kazała zaoszczędzić milion.

Praca dziennikarza to nie jest lekki kawałek chleba, ale teraz naprawdę skończyły się żarty. Na efekty oszczędności, zgodnie z życzeniem właścicieli, nie trzeba było długo czekać. Skrócił się czas przygotowywania informacji do druku i zapchała muszla klozetowa. Gdy produkcja newsa nabrała tempa jamajskiego biegacza Usaina Bolta, niektórzy zaczęli podejrzewać, że spięcie w starej instalacji elektrycznej nie było przypadkiem. Tak czy inaczej ostatni dwaj mężczyźni dziennikarze musieli sikać obok deski. Nawet dokładając starań, niełatwo zrobić to precyzyjnie po ciemku. Instalację w końcu naprawiono, ale nawyki trudno wyplenić. A wyglądały one mniej więcej tak:

Szybko żyjesz – wolniej się starzejesz. Chyba że szybciej umrzesz.

Szybko piszesz – napiszesz jeszcze szybciej. Pod warunkiem, że wystarczy ci cierpliwości, aby przeczytać przynajmniej instrukcję obsługi spinacza biurowego.

Szybko myślisz – szybciej zapomnisz. Jeśli w ogóle myślisz, co nie jest dobrze widziane w branży.

Szybko się męczysz – szybciej znajdą się inni na twoje miejsce. Jakby na to nie spojrzeć, wciąż rodzą się nowi ludzie, którzy muszą gdzieś pracować.

Kiedyś tym wszystkim zajmował się sztab dziennikarzy, teraz zostały trzy osobniki wyglądające jak zombie w parku rozrywki. W nocy najczęściej śniły im się literówki, a tym bardziej ambitnym – długie ciągi zdań pisane od końca. Żyli szybko, lecz śnili powoli. I były to, nie ma co ukrywać, sny popaprańców.

W mieście została już tylko jedna kobieta, która zajmowała się fachem dziennikarskim nazywanym przez wszystkich ugrzecznionych – podupadającym. Ona zaś dziś rano zdała sobie sprawę, że to, co robi, nie ma nic wspólnego z rzetelnym informowaniem społeczeństwa o bieżących wydarzeniach. Zostawiając łazienkę w stanie klęski żywiołowej, upewniła się, że w ogóle nie rozumie, co się w mieście dzieje, bo nie ma czasu, aby choć przez chwilę o tym pomyśleć.

Tego dnia w redakcji lokalnego dziennika Benita zebrała swoich ostatnich dwóch dziennikarzy na kolegium i powiedziała:

– To koniec.

– Jak to? A co będziesz robić? A kredyt? – zapytał z przymrużonymi oczami pierwszy z nich. Miał na imię Paweł. Czekał na odpowiedź, mrużąc wciąż oczy, bo skończył pracę o czwartej nad ranem. Właśnie wybiła dziewiąta na zegarze, ale jeszcze nie doszedł do siebie.

– Ach tak! – wykrzyknął drugi. Miał na imię Grzegorz i, co było silniejsze od niego, bez względu na sytuację, w jakiej się znalazł, reagował śmiechem na każdą nowość. Nie zważał przy tym na to, że prezentuje rząd wybrakowanych czarnych pieńków. – Wreszcie! – Cieszył się jak dziecko, bo czekał na to od dawna. Na kryzysie zawsze ktoś zarobi, a on właśnie zapragnął być tym kimś.

– Mam dość pracy ponad siły i widzę, co tu się wyprawia – powiedziała głośno, wstając. – Chciałabym być mądra, a jestem coraz głupsza!

A później opowiedziała ze szczegółami o sprawie, która nie dawała jej spokoju.

– Wymyśliłam, że zrobię cykl wywiadów z najmądrzejszymi ludźmi. Takimi, co wiedzą więcej niż inni i chcą się tym podzielić. Dajmy na to... dziesięć osób.

– Znajdziesz tyle? – zapytał Grzegorz.

– To wymaga czasu – zauważyła Benita.

– Tego towaru w tej robocie nie znajdziesz – stwierdził Paweł i uświadomił sobie, że właśnie zrobił coś, czego się po sobie nie spodziewał – po raz pierwszy od dawna nie skłamał.

– Szef zapewnił, że weźmie. Dwadzieścia złotych za sztukę.

– Majątek! – Grzegorz wyszczerzył pieńki.

– To by było jakieś dwieście złotych, ale kazał przejść na firmę, bo już nie ma wierszówki dla tych na etacie – powiedziała Benita.

– To by było minus dziesięć procent – obliczył szybko Paweł.

– Minus koszty paliwa – przypomniała Benita. – Jeśli pożyczysz mi samochód.

– Zostanie ci tyle, ile płacę miesięcznie za parking!

Nie miała złudzeń, wszyscy wiedzą, co tu się dzieje, ale nie spróbować tego obnażyć to grzech zaniechania. Co na to Bóg Wszechmogący? – prześlizgnęło się po jej głowie. Ale telewizja w owym czasie lżej nie miała. Zdaje się, że właśnie kupili ją Amerykanie.

Podsumowała, że narzeka po raz trzeci w ciągu dwóch miesięcy, a przecież nie chce taka być. Wolałaby się cieszyć z tego, co ma. Już dwa razy żaliła się przełożonym, którzy po usłyszeniu długiej listy skarg wsiedli do auta i odjechali, uprzednio odwiedzając jeszcze sklep z perfumami i odlotowymi ciuchami. Głośny trzask otwieranej puszki piwa w samochodzie zagłuszył ich wyrzuty sumienia – wszyscy jedziemy na tym samym wózku maksymalizacji zysków – podsumowali zgodnie z prawdą, siorbiąc solidny łyk schłodzonego żywca. I redukcji kosztów – dodali po drugim łyku, który przyspieszył namysł. A potem wpadli na pomysł, że trzeba zwiększyć zakres zadań, skoro podwładni mają jeszcze czas na myślenie.

Została sama w redakcji i siedziała tak, patrząc na latającą muchę, która w końcu narobiła jej na lampkę przy biurku.

Naczytała się gazet, tygodników, miesięczników, poradników pozytywnego myślenia, ćwiczyła jogę, oddychanie i skakanie na odreagowanie. Wiedza i energia kipiały z niej, zalewając rumieńcem bezradności. I nagle dotarło do niej, że przecież… kręci się w kółko. Nie ma szans zostać fizykiem, nigdy nie dokona żadnego odkrycia naukowego. Dla niej praca to być, istnieć w mieście, mieszkać w mieszkaniu, spłacać kredyt, a nawet wierzyć, że do czegoś się nadaje. Przecież nie potrafi nic więcej, tylko pisać.

Przynajmniej tak o sobie myślała, co – jak nietrudno zauważyć – nie było do końca mijaniem się z prawdą. W dodatku zbyt wiele osób jej unikało. Może zawsze było z nią coś nie tak?

Siadła więc za biurkiem po raz ostatni, wzięła głośny wdech i wtedy przyszło jej do głowy coś, co nigdy by nie przyszło, gdyby nie próg zmęczenia, który przekroczyła. Miała dość bycia tym, kim jest teraz.

– Pozwę ich – powiedziała, wypuściwszy powietrze. Koledzy powstrzymywali się, aby nie pęknąć ze śmiechu. – Nie mam talentów do spraw technicznych ani fizycznych, nigdy niczego nie odkryłam, zawsze cytowałam innych, ale mam jeszcze coś, o czym zapomniałam, a co na pewno się przyda.

Wybrała numer telefonu do kolegi prawnika.

– Pomożesz mi? – powiedziała do słuchawki. – Można zarobić milion polskich złotych. Dla ciebie dziesięć procent i sława. Gdy wystąpisz w telewizji śniadaniowej, będziesz miał nowych klientów.

– Zgoda – wymamrotał młody prawnik, jeszcze w pidżamie. Miał na imię Tomek.

Odkąd piętnaście lat temu skończył studia, czekał na okazje i od czasu do czasu żył z nich bez specjalnych starań. Zwlekł się z łóżka, podrapał po nagim tyłku i wsunął pluszowe kapcie. – I tak nie mam nic lepszego do roboty. Sprawy zwolnionych z pracy cieniasów zaczynają mnie nudzić. Cienias, który porywa się z motyką na słońce, to zupełnie inna sprawa.

Rozłączyła się i zaczęła porządkować rzeczy na biurku. Wszystko do śmietnika, nawet notes z ważnymi telefonami i adresami mailowymi. W końcu i tak nie wiedziałaby, o czym z tymi ludźmi rozmawiać.

Wtedy zadzwonił telefon.

– Dzień dobry, nazywam się Magdalena Sawko i dzwonię z sieci Polkomtel, chciałabym pani zaoferować…

– Dziękuję, nie potrzebuję żadnej nowej oferty – przerwała Benita, pamiętając słowa mamusi, że grzeczność jest jak poduszka powietrzna, niby nic w niej nie ma, ale potrafi uratować życie.

– Ale jeszcze nie powiedziałam, co mam pani do zaoferowania!

– Nie jestem niczym zainteresowana, jeśli będę, udam się do punktu w centrum miasta.

– Ale ja mam dla pani…

– Powtarzam, nic mnie nie interesuje od…

– Jak można nie być zainteresowanym, zanim nie usłyszy się, co jest do zaoferowania! – krzyknęła zdenerwowana pani z call center i rzuciła słuchawką.

Benita westchnęła ciężko i ugryzła kawałek marchewki, który od wczoraj kilkakrotnie zmieniał lokalizację na jej biurku. W jednej chwili poczuła, jak kruszy się jej dwójka. Co za pech, nie ma już czwórki, a piątka wymaga pilnego leczenia kanałowego.

Zarzuciła plecak na ramię i wyszła, by nigdy więcej tu nie wrócić. Dentystę musiała odłożyć na potem.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: