Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kobieta w gorsecie. Część III. Rozstania i powroty - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
30 lipca 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Kobieta w gorsecie. Część III. Rozstania i powroty - ebook

"Rozstania i powroty" to trzecia i ostatnia część cyklu powieściowego pt. "Kobieta w gorsecie". Przedstawia dalsze losy rodziny Chrostelskich, w której dominującą rolę odgrywa Beata, chociaż tworzy z mężem Piotrem związek oparty na solidnym partnerstwie. Małżonka jest po operacji i walczy ze swoimi przypadłościami zdrowotnymi, dlatego ten okres życia toczy się głównie wokół niej, ale nie tylko.  Obydwoje są nauczycielami i przeżywają przeróżne kłopoty, zarówno w pracy, jak i w domu.  Muszą się zmierzyć z problemami dorastających synów, a także własnymi, które doprowadzają do kryzysu. Chwile słabości, pokus – to samo życie, ale również  i przestroga dla każdego z nas! Czy tak samo byśmy postąpili jak oni?
Zachęcam do lektury, gdyż w przeważającej części jest oparta na zdarzeniach z życia wziętych i z pewnością wyciśnie niejedną łezkę wzruszenia. Możesz śmiało zacząć czytać od tej części, a jak Cię zainteresuje, to zapewne sięgniesz po wcześniejsze. Uważam, że jest to książka rodzinna i może ją czytać każdy z dorosłych czytelników.
Krzysztof Chmielowski

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8159-996-2
Rozmiar pliku: 1 019 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ I

Piotr mknął samochodem po autostradzie w drodze powrotnej do Polski, do Rzeszowa. Obok siedział jego starszy syn Adam, a na tylnej kanapie młodszy – Kuba. Atmosfera była nieprzyjemna ze względu na to, że mama została w Niemczech, w Norymberdze, w domu Weberów.

Z całej trójki Chrostelskich Piotr był najbardziej zamyślony. Martwił się tym, że pozostawił u siostry żonę chorą na ostre zapalenie oskrzeli, ropne zapalenie gardła, z podejrzeniem stanu grypowego i nasilonymi objawami astmy. Mimo iż jego synom też było smutno i współczuli rodzicom, to gorące myśli młodzieńców i ich zakochane serca frunęły do dziewczyn. Bardziej stabilny w uczuciach Adam, który od dłuższego czasu chodził na poważnie z Agnieszką, już za nią tęsknił. Chciał z nią być, gdyż czuł się jak stały partner, ale bez żadnych zobowiązań. Pragnął ją przeprosić za niezręczną sytuację sprzed kilkunastu dni, kiedy dziewczyna miała dojechać do nich do Norymbergi.

Aga uważała, że powinni ją od razu wziąć ze sobą, a nie proponować jej nazajutrz po wyjeździe szukania transportu i dojeżdżania autokarem lub busem do Norymbergi, i to w ostatniej chwili przed wycieczką w Alpy.

Kuba natomiast był zafascynowany nową koleżanką – Elą – kuzynką przyjaciela z klasy, Bartka, poznaną u jego cioci w Krakowie. Chciał się z nią też jak najszybciej zobaczyć, bo zaplanowali wspólny wypad w góry. Mieli jechać większą grupą znajomych pod namioty. Spanie z dziewczyną w jednym namiocie niesamowicie absorbowało jego myśli, tym bardziej że to miał być jego pierwszy raz.

– Pamiętacie to miejsce? – Tata przerwał milczenie.

– Nie… – pierwszy odezwał się Kuba, unosząc wzrok znad ekranu komórki.

– Skoro jesteśmy za Wrocławiem, to jest to miejsce z tego karambolu, tak? O… już poznaję ten zajazd z balonami reklamowymi. A to ta górka. – Adam rozpoznał miejsce, w którym niedawno, podczas podróży do Niemiec, najedli się strachu.

– Tak, to tutaj, na tym zjeździe, ledwo uciekłem przed ciosem w plecy – wspominał tato.

– Ciekaw jestem, czy wyhamowałbyś przed tym volkswagenem, gdybyś nie zjechał na prawy pas … – Adam niespodziewanie zadał ojcu trudne pytanie.

– Kurczę, nie wiem… Miałem już na całego hamować, bo było jakieś czterdzieści metrów, a na liczniku chyba jeszcze ponad siedemdziesiąt, więc nie wiem, jak by się to skończyło… To wszystko tak szybko się działo, a zależało też w dużej mierze od drogi hamowania tamtego – przyznał szczerze Piotr. – Lepiej zadzwoń do mamy i złóż meldunek z trasy, że wszystko w porządku. Wiesz przecież, jak ona to teraz przeżywa – zmienił temat.

Tymczasem Kuba był zajęty ciągłym pisaniem i odbieraniem esemesów. Zbliżali się do Krakowa, gdzie miał wysiąść i dołączyć do Bartka, który już czekał na niego u swojej cioci. Piotr zjechał z autostrady w Balicach i zatrzymał się na Prądniku Czerwonym. Mimo iż chciał podrzucić Kubę pod wskazany adres, chłopiec stanowczo odmówił. Wyjaśnił, że stamtąd już jest niedaleko i podjedzie tramwajem albo podejdzie pieszo.

Piotr nie nalegał. Nakazał synowi jedynie to, co mama kilka godzin wcześniej.

– No to skoro nie chcesz, żebym cię podwiózł, to podejdę z tobą, a Adam tu poczeka i popilnuje auta – powiedział poważnie, tak jakby zmienił zdanie, i wyszedł z samochodu za synem.

Kuba spojrzał niepewnie na ojca i zaczerwienił się ze złości. Nie chcąc się narazić na obciach, stanowczo zareagował:

– Tato! Nie będziesz mnie nigdzie odprowadzał! Nie jestem dzieckiem, a Kraków już dobrze znam!

– Kuba, spokojnie, ani mi w głowie się z tobą włóczyć, żartowałem! – zaczął się śmiać Piotr i jeszcze raz podał wystraszonemu synowi rękę na pożegnanie.

– Cześć, tato, a już myślałem… – Chłopiec nie dokończył. – Zadzwonię wieczorkiem i powiem, co i jak – obiecał.

– No… ja myślę, że nie zapomnisz zadzwonić. No to pa! – pożegnał się Piotr, po czym podszedł do bocznych drzwi samochodu, otworzył je i powiedział do drugiego syna, który siedział po prawej stronie kierowcy: – A ty, Adaś, jeszcze nie za kierownicą? Wskakuj mi zaraz, bo ty teraz jedziesz do samego domu, a ja odpoczywam.

Syna nie trzeba było długo namawiać. Szybko i z ochotą wysiadł i przeniósł się na miejsce kierowcy. Machnął jeszcze demonstracyjnie do brata i głośno się pożegnał:

– Cześć.

Kuba czekał, bo chciał zobaczyć, jak odjeżdżają. Adam ruszył dalej prosto, w kierunku Nowej Huty, a później na sugestię taty pojechał przez Niepołomice i z powrotem wypadł na autostradę.

Wjazd do Krakowa opóźnił ich dobry czas przejazdu o ponad godzinę. Mimo to bez żadnych dodatkowych przerw i niespodzianek na trasie, gdy nastała szarówka, minęli tablicę drogową z napisem „Rzeszów”.

ROZDZIAŁ II

Beata płakała i rozpaczała od kilku minut i widocznie za głośno, bo nagle rozległo się delikatne pukanie do jej drzwi. Kobieta momentalnie oprzytomniała i się opamiętała, przypomniała sobie bowiem, że w domu oprócz niej została jeszcze Karolinka.

– Proszę – powiedziała zdławionym głosem i jednocześnie przetarła dłońmi oczy. Tak jak się spodziewała, do pokoju weszła dziewczynka.

– Dzień dobry, ciociu. Dlaczego płaczesz? – zapytała od razu.

– Karolinko, przepraszam, ale zapomniałam, że ty też jesteś.

– Boli cię bardzo, prawda? Tato zaraz przyjedzie, to ci pomoże.

– Karolinko, ja płakałam nie z powodu choroby, chociaż to też mnie bardzo dobija, ale dlatego że nie mogłam wrócić do domu z wujkiem, Adasiem i Kubusiem… – wytłumaczyła się Beata.

– Tak, to bardzo przykre zostać tak samemu, ale ja cię, ciociu, rozweselę. Zobaczysz! – odpowiedziała rezolutnie Karolcia.

Na te słowa Beacie zrobiło się przyjemnie i uśmiechnęła się do dziewczynki, a oczy, jeszcze wilgotne, radośniej spojrzały na małą rozbrajającą pocieszycielkę.

Mimo iż Beata czuła się bardzo źle, to od momentu wyjazdu najbliższych martwiła się ich podróżą, co tylko zwiększyło jej kiepskie samopoczucie. Jednak zarówno pierwsza, jak i kolejne wiadomości od synów uspokajały ją coraz bardziej. Mniej więcej co godzinę dzwonili na zmianę, a w tym czasie puszczali jej esemesy z informacją, gdzie aktualnie są.

Z Piotrem porozmawiała chwilkę, gdy zatrzymał się w Krakowie, by wysadzić Kubę. Mąż nie powiedział jej jednak, że teraz kierowcą będzie Adam.

Beata traktowała Kraków jak swojskie bezpieczne tereny i z ulgą pokonywała w wyobraźni razem z nimi kolejne znane jej miasta, miasteczka, w których mieli jakichś dalszych krewnych, kolegów ze studiów lub przyjaciół i innych znajomych. Przejechaliśmy Dębicę, pa – dostała ostatni esemesowy komunikat z komórki Piotra. Zaczęła się nawet zastanawiać, jak mąż może pisać, skoro prowadzi, ale szybko doszła do wniosku, że może akurat tankował gaz.

Przeleżała cały dzień w pokoju, wychodziła tylko do łazienki. Nawet odmówiła szwagierce, która zaprosiła ją na obiad, bo kompletnie nie chciało się jej jeść. Piła natomiast dużo wody mineralnej i lokalnych wieloowocowych soków. Temperatura opornie, ale systematycznie spadała. Ostatni pomiar wskazywał jej stan gorączkowy na równym poziomie 39°C.

Wreszcie po dwudziestej zabrzmiała melodyjka telefonu. Dzwonił Piotr:

– Beata, już jesteśmy na miejscu. Akurat był w domu Józek i bardzo zdziwiony pytał o ciebie. A jak ty się czujesz?

– No to super, że dotarliście do domciu, ale wam fajnie…

– Byłoby fajniej, gdybyś z nami przyjechała, ale…

– Ale mnie spadł kamień z serca – przerwała teraz ona. – Do mamy zadzwonię za chwilkę i jej wszystko wytłumaczę. Mam nadzieję, że się nie będzie denerwowała i uwierzy, że niczego nie ukrywam.

– Podejdę do niej się przywitać, to ją dodatkowo uspokoję. Ale jak ty się, Beatko, teraz czujesz? Powiesz mi wreszcie! – dopominał się Piotr.

– Tak jak rano, chociaż spadła mi temperatura do trzydziestu dziewięciu stopni i mniej mnie rwie kaszel. A teraz ta dobra wiadomość ulży mi z całą pewnością.

– No to się cieszę, że jest postęp w leczeniu. Jak się wyśpisz całą noc i wygrzejesz, to gorączka ci jutro spadnie – pocieszył ją mąż.

– Piotruś, kończymy, bo połączenie dużo kosztuje. Mam nadzieję, że jeszcze dostanę na dobranoc esemeska. Kocham cię, pa!

– Oczywiście, że napiszę. Pa, kochanie. Dobrych snów i szybko wracaj do zdrówka. Pa, pa, pa – zakończył rozmowę.

ROZDZIAŁ III

Następnego dnia Beata obudziła się o ósmej. Mimo że usnęła późno, po północy, to wreszcie się wyspała. Czuła intuicyjnie, że kryzys mija. Nawet temperatura spadła o kolejne pół stopnia. Mogła już bez ostrego bólu przełknąć ślinę. Również w piersiach nie bolało tak jak przez ostatnie trzy dni. Teraz gorszy problem stanowiło osłabienie. Jak wstała do łazienki, to aż się jej zawróciło w głowie.

– Beata, musisz już dzisiaj coś zjeść! Bo jak nie, to zaraz jadę do szpitala pożyczyć kroplówkę i ci ją przymusowo podłączę dla wzmocnienia – zagroziła szwagierka, żartując.

– Zjem już dzisiaj, bo nawet czuję mocny głód i ściska mnie w żołądku. A poza tym nie chcę żadnych nakłuć w żyłę – uśmiechnęła się kobieta – ale jakbyś miała coś płynnego, to z chęcią, bo boję się, że przełykając kęsy chleba, podrażnię sobie migdały.

– No to ci zrobię płatki na mleku z miodem, może być?

– Oczywiście, że może być, bardzo dobre jedzenie – pochwaliła Beata.

– Widzę, Beatko, że wracasz do zdrowia. Na obiad przygotuję pożywny bulion mięsno-warzywny na grysiku. Zaraz cię postawi na nogi.

Resztę niedzieli Beata także spędziła w pokoju, oprócz wyjść na posiłki i co chwilę do łazienki, gdyż nadal piła spore ilości wody. Dodatkowo miała duże wyrzuty sumienia, że już drugą niedzielę opuszcza mszę. W ubiegłą nie znaleźli czasu, bo zwiedzali zamek w Neuschwanstein. Potem były szybka wyprawa nad Jezioro Bodeńskie i przejazd przez Alpy z powrotem do Füssen. Teraz przynajmniej czuła się usprawiedliwiona chorobą.

Po południu w domu Weberów zrobiło się gwarnie z racji powrotu syna Danusi, Wacka, który zaraz przybiegł do cioci Beaty z podziękowaniem za kopertę z pieniędzmi, którą zostawił mu jego chrzestny, Piotr.

Wieczorem dojechał syn Jurgena z pierwszego małżeństwa, Gregor. On też zajrzał grzecznościowo i miło się przywitał.

Z salonu dobiegały do uszu Beaty wesołe głosy. Synowie opowiadali Weberom wrażenia z urlopowych wojaży. Mimo że Beata została zaproszona do towarzystwa, to jednak odmówiła. Nie czuła się na tyle dobrze, żeby przez dłuższy czas trzymać odpowiednią formę. Nie chciała też się męczyć próbą zrozumienia rozmów, a tym samym zawracać głowy Danusi, która musiałaby tłumaczyć. Cała rodzina Weberów komunikowała się po niemiecku, tak żeby Jurgen wszystko rozumiał.

Beata w tym czasie odbierała esemesy i sama pisała do synów i męża. Cieszyła się, że przynajmniej u nich i w domu wszystko było w porządku. Dowiedziała się także, w jakim stanie są jej kwiatki i co słychać na ich ulicy.

Około dwudziestej drugiej rozległo się pukanie do drzwi. Po chwili weszli Danusia z mężem. Jurgen z pomocą żony wypytał Beatę, jak się czuje. Widocznie był zadowolony z wyników wywiadu. Na koniec przypomniał o jutrzejszej wizycie doktor Edyty wraz z jej kolegą ortopedą. Tego ostatniego zainteresowała bowiem informacja o nowej pacjentce u Weberów, która jest po zabiegu zespolenia kręgu. Zaintrygował go ten przypadek i bardzo chciał zobaczyć zespolenie kręgów w wykonaniu kolegów z Polski.

Danusia zaproponowała szwagierce dostarczenie swego kompa, żeby się nie nudziła i miała lepszy kontakt z domem i ze światem.

– Beatko, będziesz mogła sobie przejrzeć zdjęcia z pobytu w Norymberdze, no i z wycieczek. Masz wszystkie zgrane na pendrivie, tak?

– Tak, tak, Kuba mi zgrał, bo aparat zabrał do Krakowa. Danusiu, dziękuję ci bardzo, będę mogła napisać dłuższe mejle do Piotra i wreszcie wejdę na Naszą Klasę – ucieszyła się.

Po chwili Beata miała już na łóżku laptopa. Pierwszą rzeczą, jaką zrobiła, było sprawdzenie poczty. Spodziewała się, że skrzynka będzie zapchana, bo od dnia wyjazdu z Polski do Niemiec do niej nie zaglądała, choć mogła.

Synowie podczas pobytu u Weberów cały czas korzystali z ich laptopa, gdy wracali z wycieczek. Beata zaczęła przeglądać po kolei wiadomości i od razu czyścić z niepotrzebnych reklamowych śmieci i powiadomień. Na co ciekawsze informacje od razu odpowiadała. W końcu ją to znudziło i weszła na Naszą Klasę, gdzie znalazła wiadomość od Leszka, znajomego, z którym odnowiła kontakt. Znali się już z lat szkolnych, kiedy to Leszek próbował ją poderwać. Można powiedzieć, że dostał kosza i po kilku próbach dał sobie spokój. Nigdy już ze sobą nie rozmawiali, a najwyżej przypadkowo wpadali na siebie w tyczyńskim kościele lub na ulicy. Jednak Leszek udawał, że jej nie widzi lub nie poznaje. Dopiero teraz, po tylu latach milczenia, zaczęli ze sobą rozmawiać przez Internet, ale i tak tę starą znajomość zainicjowała i wskrzesiła Beata.

Witaj, Beata :)

Melduję się z Londynu i donoszę, że już drugi tydzień pracuję w magazynie.

Jest nawet fajna atmosfera, bo pracuję z dwójką Polaków, którzy pomagają mi językowo i tłumaczą, co mam robić. Praca ciężka, przewalam tony, ale za to dobrze płatna.

Mieszkam w małym pokoiku z łazienką wynajętym przez córkę u jej znajomych, tak że muszę być grzeczny i żadnych imprez :)

Jak na razie byłej nie spotkałem i raczej nie spotkam, bo mieszkam w innej dzielnicy niż ona.

Zamieściłem zdjęcie spod domu, w którym mieszkam.

Jak Twoje zdrówko? Jak się czujesz i co słychać?

Pozdrawiam

Leszek Tokarski

Beata ucieszyła się, że Leszkowi udało się z tym wyjazdem i że ma pracę. Miesiąc temu był w Rzeszowie bezrobotny. Gdyby jeszcze sobie znalazł odpowiednią kobietę, to spełniłyby się jej pobożne i ciche życzenia dla niego. Beata postanowiła od razu odpowiedzieć krótkim listem, a potem zrobić niespodziankę Piotrowi i jemu też napisać, co u niej słychać.

Witaj, Leszku!

Dziękuję Ci bardzo za wiadomość, którą, tak jak obiecałeś, wysłałeś. Nie zapomniałeś, mimo że jesteś już w innym świecie.

Bardzo się cieszę, że wszystko Ci się udało z wyjazdem i pracą.

W ładnej okolicy mieszkasz. Piękne domy i zieleń, i ten klimat angielski.

Brakuje mi tylko mgły :)))

Wyobraź sobie, że ja dzisiaj dopiero zajrzałam do kompa od czasu wyjazdu z Polski do szwagierki do Niemiec 14 sierpnia.

Zwiedziłam Norymbergę i okolice, a także byłam w Alpach Bawarskich, nad Jeziorem Bodeńskim i, co najważniejsze, byłam w „bajkowym zamku”, czyli w sławnym Neuschwanstein (tym z czołówki Disneya).

Spełniło się jedno z moich marzeń, ale okupiłam ten wypad chorobą (zapalenie oskrzeli i gardła) i musiałam zostać na leczeniu domowym u szwagierki, a Piotr z synami wczoraj pojechali z powrotem do Polski. Mam nadzieję, że w połowie tygodnia ja też wrócę do Rzeszowa, do domu :)

Leszku, życzę Ci dużo zdrowia w pracy i po też :)

Może jutro ja też się pochwalę jakimś zdjęciem.

Pozdrawiam serdecznie

Beata Chrostelska

Miał być krótki, a wyszedł znów dłuższy – pomyślała, gdy skończyła minirelację.

Mimo woli chciała się pochwalić turystycznymi wojażami przed wszystkimi swoimi znajomymi, a jak mniemała, była to najcudowniejsza wyprawa w jej życiu.

Nazajutrz, w poniedziałek, zaplanowała zająć się zdjęciami i zaprezentować kilka na NK. Czuła się już bardzo zmęczona, a koniecznie chciała jeszcze napisać do Piotra.

ROZDZIAŁ IV

Piotr po poniedziałkowej konferencji w szkole postanowił wpaść do Castoramy. Już od dawna chodził mu po głowie pewien plan: szybkie zainstalowanie w salonie kominka w tajemnicy przed Beatą. To miała być niespodzianka. Chciał się zorientować, ile kosztują rury na przewód spalinowy i inne potrzebne akcesoria, tak żeby mieć gotowe wyjście przewodu spalinowego z pokoju. Później należałoby tylko połączyć przewód jakimś łącznikiem z wystającym czopuchem samego kominka. Znajomy doradził mu, żeby zainstalował przewód ze specjalnej kwasoodpornej stali, przymocowany do zewnętrznej ściany i nie bawił się w żadne murowanie komina z cegły czy specjalnych pustaków, do którego musiałby jeszcze dodatkowo wylać mały fundament. O pozwoleniu na budowę nie wspominając, bo komin niezwiązany z podłożem nie wymagał takowego. Nie myślał na razie o wyszukanym, kunsztownym kominku wykonanym z jakiegoś ozdobnego kamienia i odpowiednim żeliwnym wkładzie, bo na jakiś czas w salonie miałaby stanąć jakaś tańsza żeliwna wolno stojąca „koza”.

Całą operację można było wykonać w ciągu jednego dnia. Najważniejszą czynność stanowiły obróbka blachy w miejscu przejścia rury w okapie dachu i przekucie otworu przez mur. Piotr chciał się koniecznie zorientować w kosztach takiej inwestycji i posłuchać ewentualnej porady jakiegoś fachowca.

Ledwie wszedł do marketu i przekroczył bramki wejściowe, usłyszał z prawej strony kobiecy głos:

– Cześć, Piotr! Co za spotkaaanieee!

Chrostelski skręcił odruchowo głowę i zauważył uśmiechniętą kobietę. Trwało sekundę, nim zorientował się, że to pielęgniarka Aneta Bratek.

– Oooo! Cześć, Aneta! Przepraszam, nie poznałem cię w pierwszej chwili.

– Co będziesz kupował? Jesteś z Beatką?

– Nie, jestem sam, a mam się rozejrzeć… – tu Piotr postanowił nie zdradzać celu swego przybycia – za nowym kranem do łazienki – wymyślił na poczekaniu. – A ty czego poszukujesz?

– A ja szukam fajnych dużych donic do kwiatów. Muszę coś przesadzić i chciałam wybrać jakieś eleganckie i trwałe. Uszkodziły mi się dwie plastikowe, więc pora je zmienić.

– Aha – mruknął.

– Powiedz, Piotr, jak się czuje Beatka?

Piotra zdeprymowało to pytanie i nie wiedział, co powiedzieć. Trochę się obawiał, czy mówić całą prawdę.

– Byliśmy całą rodziną u mojej siostry w Niemczech. Beata się rozchorowała i musiała zostać, tak radził niemiecki lekarz – odpowiedział po chwili.

– Coś takiego? Chyba nic poważnego, co?!

– Zapalenie oskrzeli, gardła i tam inne przy okazji. Ja musiałem wracać na dzisiejszą konferencję w szkole, tak jak i synowie w swoich sprawach. Ale jest już lepiej i mam nadzieję, że za trzy, cztery dni lekarz pozwoli Beacie pojechać autobusem do Rzeszowa.

– No to całe szczęście, że już jest lepiej i jest pod kontrolą…

– Nie ma strachu, siostra jest pielęgniarką w szpitalu tak jak ty – uśmiechnął się Piotr – a jej mąż lekarzem, tylko że okulistą, ale jego koleżanka dozoruje Beatę i dzisiaj ma być u niej po południu i ponownie skontrolować jej stan zdrowia.

– To Beata jest pod porządną opieką i nie masz się co martwić.

– Ale było niewesoło przez trzy dni, Beata miała czterdzieści stopni gorączki i pani doktor nas wystraszyła zapaleniem płuc albo powikłaniami, bo jeszcze podejrzewała, że jest stan grypowy, a kaszlała… – zaczął się za bardzo rozgadywać.

– Dobrze zrobiliście, że Beata została. Podczas takiej długiej podróży mogłoby się jej tylko pogorszyć. Zmiana powietrza, temperatury, przeciągi, a w drodze jest różnie. Długo byliście? – Aneta zmieniła temat rozmowy.

– W sumie to dwa tygodnie z dojazdem i powrotem.

– A gdzie twoja siostra mieszka?

– W Bawarii w Norymberdze.

– O… słyszałam, że jest tam pięknie. Pewnie nie próżnowaliście i zwiedziliście okolicę?

– Właśnie po powrocie z Alp, gdzie pojechaliśmy z siostrą na trzy dni, Beata się rozchorowała. Ale spełniła swoje marzenie i widziała ten piękny, niesamowity zamek w Neuschwanstein. Wiesz, ten bajkowy zamek z czołówki Disneya. Cudo światowe…

– Pewnie, że znam, chociaż nazwy miejscowości nie pamiętałam.

– Byliśmy też nad Jeziorem Bodeńskim i w cudownym miasteczku Lindau, gdzie jest pełno kwiatów i rosną nawet palmy – chwalił się Piotr.

– Piotrek, musisz mi to wszystko pokazać, chyba masz zdjęcia?

– Pewnie, że mam, musiałem dzisiaj koleżankom i kolegom z pracy coś pokazać na szkolnym laptopie – zaśmiał się.

– To masz przy sobie?! No to porywam cię do mnie na kawę i muszę na nie zerknąć. Proszę, proszę… – Aneta zrobiła milutką minę, tak że Piotrowi zrobiło się przez moment mdło.

Chrostelski nie wiedział, co zrobić, i był zły na siebie. Dlaczego się wygadał, że ma ze sobą zdjęcia z wakacyjnego pobytu w Niemczech?

– No dobrze… – odezwał się po chwili milczenia, która trwała dla niego jak wieczność, bo obawiał się, żeby Aneta nie pomyślała, że jest chytry i nie chce pokazać zdjęć, mimo że ma je przy sobie na pendrivie. – Zaaa pół godzinki umawiamy się na parkingu. Chyba przyjechałaś samochodem?

– Tak, samochodem. Zgoda, za pół godzinki przed Castoramą – odpowiedziała wesoło Aneta i spojrzała z wdziękiem w oczy Piotra. – Jakby co, to jesteśmy pod telefonem – dodała.

Mężczyzna tylko przytaknął uprzejmie.

Poszli każde w swoją stronę już bez słowa. Aneta skręciła zaraz w prawo w alejkę z donicami, a Piotr pogonił na koniec hali. Jednak po drodze zajrzał na moment do sektora z armaturą łazienkową, na wypadek gdyby znajoma go obserwowała. Spojrzał jeszcze na zegarek, była czternasta.

Przez chwilę oglądał rury, kształtki, rozety, konsole, uchwyty do budowy komina, lecz nie mógł się zbytnio w tym wszystkim połapać. W końcu zawołał pracownika, który odpowiadał za ten dział. Rozjaśnił mu on co nieco w głowie i wyszukał dużo materiałów reklamowych, cenników i innych przydatnych informacji. Teraz Piotr dowiedział się, że taki komin należy dobrze ocieplić, żeby spaliny w zimie się nie skraplały, powinien więc mieć podwójne ścianki. W końcu stwierdził, że i tak nie obejdzie się bez pomocy speca, który musi wszystko przewidzieć, od średnicy przewodu do średnicy czopucha czy wysokości komina, żeby był dobry ciąg. Piotr dostał także kilka wizytówek fachowców, którzy zajmują się takimi sprawami i będą mogli udzielić mu odpowiedniej rady. Postanowił też poczytać w Internecie o budowie kominów i instalacji kominków. Spojrzał na zegarek i zdziwił się, że ten czas tak szybko zleciał. Dochodziło wpół do trzeciej. Zakończył więc swój zwiad kominowy i pospieszył w kierunku wyjścia. Wyszedł szybko bramką dla klientów bez zakupów.

Gdy już sięgał po telefon, by zadzwonić do Anety, zauważył ją po prawej stronie od wyjścia, z drugiej strony drogi dojazdowej, tuż przy boksie z wózkami. Stała przy swoim samochodzie i machała do niego. Dał znać, że ją widzi, i pobiegł do swojego auta, które zostawił nieco bardziej na prawo i w głębi parkingu.

Po chwili srebrna toyota, a za nią czerwony opel przejechały przez próg zwalniający w kierunku ulicy Rejtana.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: