Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kroniki Lenny'ego. Syberia - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
17 lutego 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Kroniki Lenny'ego. Syberia - ebook

Jaka jest najbardziej szalona rzecz, którą mógłbyś zrobić w życiu? Lenny już wie: wyprawa ciężarówką w tajemnicze ostępy Syberii. W wyniku głupiego zakładu z kolegami z pracy, niebawem będzie miał szansę przekonać się, co znaczy prawdziwa, spontaniczna przygoda.

W tej szalonej podróży towarzyszyć mu będzie Asia. Na wykonanie zadania mają równo dwa miesiące. Czy uda im się je zrealizować? Jak ta niezwykła wyprawa wpłynie na ich związek? Czy scementuje ich uczcie, czy wręcz przeciwnie – stanie się kością niezgody? Jedno jest pewne: żadne z nich nawet nie podejrzewa, jak niesamowite zdarzenia czekają na nich po drodze i jak poważne decyzje będą musieli podjąć...

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8147-786-4
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wszystkie miejsca, postaci i sytuacje są w stu procentach fikcyjne. Jakakolwiek zbieżność z rzeczywistością jest zupełnie przypadkowa i niezamierzona…

Złamałam się… jak w przypadku Majki i Roberta mogę pisać bez szczegółowych opisów miejsc akcji, tak w historii Pawła jest to niestety niemożliwe. Niemniej jednak wykorzystane przeze mnie regiony są umieszczone względem znanej nam geografii z dokładnością nawet kilkuset kilometrów. To samo dotyczy opisywanych miejsc i zabytków. Pomijając już szczegół, że niektóre wymyśliłam na własny użytek.

Co prawda korzystałam z mapy, ale tylko po to, by mieć pożywkę dla wyobraźni.

Dlatego też nie odpowiadam za trafienie w autentycznie istniejące miejsca, choć sama kilka z nich chętnie bym odwiedziła.

Tak czy inaczej, wszystko jest wyssane z palca, a jakakolwiek zbieżność z rzeczywistością jest absolutnie przypadkowa, choć może nie do końca niezamierzona.

„No i stało się” – pomyślałem. „Jedno nie do końca przemyślane zdanie i nie wiadomo, jakie będą konsekwencje. Chociaż z drugiej strony… czemu nie… a może nawet Aśka dałaby się namówić? Tylko jak ją zapytać? Głupio się przyznać nawet przed samym sobą, ale boję się, że jak zaproponuję jej coś, co się jej nie spodoba, mogę ją stracić. Może poprosić o pomoc którąś z jej przyjaciółek? Tylko kogo? Muszę pomyśleć… Już wiem, poproszę Majkę… Tylko jak to zrobić, by nie wyglądało to na nietakt czy coś w tym rodzaju?

Echh… może powinienem trzymać gębę na kłódkę…”.

Przymierzałem się do rozmowy z Majką już w Sylwestra, ale cały czas była czymś zajęta i co chwila ją odrywali od tego, co robiła. Zrezygnowałem, chociaż cały czas czatowałem na odpowiedni moment.

Pierwsza okazja trafiła się, gdy tańczyliśmy po powrocie z kuligu, ale byłem w zbyt dużym szoku, by jakoś rozpocząć ten konkretny temat. Nie co dzień człowiek znajduje się na ślubie, o którym nie miał pojęcia… Udało mi się tylko wykrztusić gratulacje dla młodej pary i podziękowania za poznanie Aśki.

Doznałem dodatkowego szoku. Majka powiedziała mi, że Aśkę spotkałem półtora roku temu. Gdzie ja miałem oczy i rozum?

Przez własną głupotę straciłem tyle czasu…

Po Nowym Roku miałem kilka razy okazję porozmawiać z Aśką na ten konkretny temat. Tyle że cały czas nie bardzo wiedziałem, jak zacząć rozmowę. Przecież nie rzucę znienacka hasła:

– Wiesz, kochanie, jadę ciężarówką na Syberię. Pojedziesz ze mną?

W najgorszym wypadku dałaby mi po pysku, a później odwróciłaby się na pięcie i już bym jej nie zobaczył.

Druga sprawa, że po ślubie Majki i Roberta wszyscy zaangażowaliśmy się w spełnienie ich prośby o zbiórkę pieniędzy dla Moniki i Jacka. Trudno było znaleźć na cokolwiek siły po całym dniu biegania. Człowiek wracał do domu, coś zjadł, umył się i szedł spać. Czasami nie miało się energii na nic więcej, ale dla dzieci warto…

Nie. Jednak muszę poczekać na to, aż Majka znajdzie czas… szkoda tylko, że nie wiem, kiedy to nastąpi.

Kolejna okazja do rozmowy z przyjaciółką Asi trafiła mi się właśnie u Moniki i Jacka, na ich balu z okazji Trzech Króli. Tańczyłem z Majką i dowiedziałem się, że wspominała Asi o naszej rozmowie. Znowu w tańcu trudno się było skupić na jednym temacie, ale ponowiłem prośbę, by wysondowała swoją przyjaciółkę.

Którymś zmysłem wyczuła, że boję się sam zapytać. I nawet nie musiałem się za bardzo rozwodzić nad przyczynami.

„Robert to ma szczęście” – westchnąłem wtedy w myślach. „Oby mnie powiodło się równie dobrze…”

Następnego dnia rano… czyli jak już udało się wstać i Majce z Robertem, i mnie… poszedłem do nich do pokoju. Robert się ulotnił, a ja zostałem sam na sam z przyjaciółką Aśki. Tu w końcu usłyszałem długo wyczekiwane słowa…

– Wal, chłopie, co cię gryzie. Inaczej nie będę mogła ci pomóc.

– Masz rację. Wpadłem na pomysł, by wziąć udział w zimowym rajdzie na Syberię.

– Co w tym takiego dziwnego?

– Pomyśl przez chwilę. Zimowy rajd na Syberię. Jak ci się wydaje, czym będę tam jechać?

– Podejrzewam, że nie zwykłym samochodem, tylko czymś innym.

– Trafiłaś.

– To co za pojazd sobie wybrałeś?

– Jeszcze się do końca nie zdecydowałem, ale prawdopodobnie będzie to monster truck.

– Nieźle. A co ma z tym wspólnego Aśka?

– Chciałbym, żeby pojechała ze mną. Myślisz, że się zgodzi?

– Nie mam pojęcia. Skoro walimy prosto z mostu, to mam się jej zapytać?

– Mogłabyś? – ucieszyłem się.

– Mogę tylko spróbować ją wybadać.

– Będę wdzięczny nawet za to.

– No to ok. To kiedy wyjazd?

– Na początku marca, ale wcześniej trzeba pozałatwiać mnóstwo spraw.

– Jasne. Spróbuję ją namówić na plotki w cztery oczy jeszcze w tym tygodniu.

– Dzięki, Majka. Jesteś niezastąpiona!

– Jeszcze nic nie zrobiłam. Podziękujesz później.

Nieco spokojniej czekałem na efekt tej rozmowy. Byłem też nieco bardziej milczący i chyba zdenerwowany, jakbym miał jakiś ultraważny egzamin, od którego zależy cała moja przyszłość. W sumie… w jakimś stopniu tak było. To był egzamin z uczuć moich do Aśki i odwrotnie…

Rzeczywiście po kilku dniach Aśka powiedziała, że idzie na plotki i nie wie, o której wróci. Za to ja mniej więcej wiedziałem, o czym będzie rozmawiać.

Może to była wiedza, a może tylko nadzieja? Nie wiem… Wiem tylko, że bałem się reakcji Aśki na to, co usłyszy. O ile oczywiście ten temat rzeczywiście zostanie poruszony…

Siedziałem jak na szpilkach, aż w końcu postanowiłem trochę poćwiczyć, by choć przez chwilę o tym nie myśleć. Dałem sobie niezły wycisk.

Gdy Aśka wróciła, nie wiedziałem, czego się spodziewać. Jednak ona odezwała się pierwsza.

– Pawełku, ty wariacie. Naprawdę bałeś się mnie spytać?

– Tak, kochanie. I cały czas nie wiem, co ty o tym myślisz.

– Zaraz się dowiesz, tylko się przebiorę w coś wygodniejszego, a ty zrób herbatę.

– Dobra. Już się robi.

Po chwili Aśka była już z powrotem.

– Majka powiedziała mi, co cię gryzie. Zanim powiem ci, co o tym myślę, opowiedz mi wszystko ze szczegółami. Skąd ci się wziął ten pomysł?

Nie wiedziałem, od czego zacząć. W końcu wydusiłem z siebie:

– Wiesz, skarbie, nie dam rady tak bez czegoś na wzmocnienie. Też chcesz?

– Jasne. Skoro ma ci to pomóc, to poproszę.

Przygotowałem, co trzeba, i zacząłem od samego początku.

– Kilka dni przed Wigilią mieliśmy w pracy spotkanie opłatkowe. Połączone z urodzinami jednego z kolegów, sama więc rozumiesz, że na stole były nie tylko soki.

– Rozumiem. Mów, proszę, dalej.

– W pewnym momencie zaczęliśmy się przekomarzać i licytować na najgłupszą lub najbardziej ryzykowną czy ekstremalną rzecz, jaką można by zrobić.

– Znając ciebie, mogę przewidzieć, jakie padały pomysły. – Aśka uśmiechnęła się.

– Nie było aż tak źle.

– Podasz parę przykładów?

– Jak chcesz… Ktoś proponował wyścigi na monocyklach po torze żużlowym. Jeszcze ktoś bieg przez płotki w kostiumie zawodnika sumo z wesołego miasteczka. Innym pomysłem był wyścig w basenie z piłeczkami dla dzieci. Więcej ci nie powiem, bo pomysły były już zbyt ekstremalne i zbyt niebezpieczne.

– Zdradź chociaż jeden.

– Ok. Zjazd gokartem po torze do bobslejów.

– Rzeczywiście. Masz rację.

– Toteż takie niebezpieczne pomysły odrzucaliśmy.

– A skąd się wziął twój? – zapytała mnie.

– Coś mi się przypomniało i metodą skojarzeń doszedłem właśnie do tego. Nie wiem, czy dobrze zrobiłem, że powiedziałem o tym głośno.

– Dlaczego?

– No bo o te najciekawsze pomysły, jak ten mój ze slow rajdem czy wyścig w basenie, poszły zakłady. Kto zrealizuje zamiar i w jaki sposób.

– A co ja mam z tym wspólnego?

– Ja kumplom o tobie jeszcze nic nie mówiłem. Za świeża to sprawa, a poza tym ich znam i mogłabyś być narażona na różne ekstremalne numery. Kilka z ich pomysłów ci przedstawiłem, a oni są tacy cały czas.

– Nie rozumiem, co to ma wspólnego z tym, co planujesz…

– No bo któryś zażartował, że sam to bym może pojechał i wrócił, ale jakbym miał dziewczynę lub żonę, toby mi nie pozwoliła. Do niego dołączyli pozostali koledzy, a ja nie wiedziałem, jak zareagować.

– Pogdybajmy teraz. Co by było, gdybym z tobą pojechała?

– Wszystkim kumplom opadłaby szczęka.

– A gdybym z tobą nie pojechała?

– Miałbym dylemat. Jechać i tęsknić za tobą czy zostać i przegrać zakład.

– Na pewno nie chciałabym doprowadzić do tego, że przegrywasz zakład. O tym, czy pojedziesz, musisz sam zadecydować.

– A ty?

– Ja jeszcze nie podjęłam decyzji. Daj mi to na spokojnie przemyśleć.

– Dobra. W razie wyprawy jest do pozałatwiania trochę dokumentów. Tak mówię profilaktycznie, gdyby wycieczka doszła do skutku.

– Oczywiście. Powiedz mi jeszcze, o co się zakładacie?

– Gdy zastanawialiśmy się, o co się założyć, przybiegło jedno z dzieci i zaczęło się domagać ciepłych lodów. Popatrzyliśmy jeden na drugiego i stanęło właśnie na ciepłych lodach. Przegrywający zrzucają się na nie dla wszystkich dzieciaków, a wygrany je zawozi.

– Brzmi ciekawie. W takim razie ja też się dorzucę.

– Kochanie, ty nie musisz – zaprotestowałem.

– Wiem, ale chcę.

– Powiesz mi teraz, co o tym myślisz?

– Brzmi ciekawie, zwłaszcza gdy mówicie o nagrodach, ale z pomysłami to już chwilami nieco przesadzacie.

– Który ci się nie spodobał?

– Ten z wyścigiem na monocyklach.

– No tak. Może nie do końca przemyślany, ale po przeanalizowaniu wszystkich za i przeciw stanęło na tym, że będzie to wyścig na normalnym torze samochodowym.

– W takim to może i sama bym wzięła udział, tylko nie na monocyklu. Zróbcie festyn i podczas przygotowań możecie sobie urządzić wszystkie te zawody.

– Wiesz, że na to nie wpadłem?

– No to się na coś przydałam. Od razu możecie urządzić i inne wyścigi. A wasze wewnętrzne zakłady rozstrzygniecie przy okazji.

– A co z wyjazdem na ten slow rajd?

– Ale jesteś niecierpliwy. Najpierw trzy tygodnie zastanawiasz się, jak zacząć ze mną rozmowę na ten temat, a później chcesz uzyskać ode mnie odpowiedź po godzinie dyskusji.

– Dobra. Już milczę. Ale kiedy mi powiesz?

– Jak to wszystko przemyślę. Wiesz co? Mam pomysł. Przygotuj kąpiel, zrelaksujemy się i zobaczymy, co dalej.

– Się robi.

Pobiegłem do łazienki i przygotowałem wszystko tak, jak Aśka lubi. Świece, lampka wina, dużo piany w wannie i ciepłe, pachnące ręczniki. Po cichu liczyłem też, że kąpiel wprawi ją w dobry humor i odpowiedź poznam jeszcze dzisiaj. Nie lubię trwać w niepewności…

Jeszcze w wannie zacząłem delikatny masaż. Taki, jaki Asia lubi. Rozpocząłem od stóp. W pewnym momencie zorientowałem się, że ktoś tu za chwilę zaśnie. By zapobiec podtopieniu i utracie dobrego humoru, wyciągnąłem ją z wanny i, owiniętą w ręcznik, zaniosłem do sypialni. Tam kontynuowałem masaż.

Nie wiem, jakby się to skończyło, gdyby nie telefon. A może i wiem, tylko nie mam ochoty mówić o tym głośno…

Gdy wróciłem, Asia już spała. Nie chciałem jej budzić, bo obudzona bywa bardzo zła.

Dbanie o jej dobry humor postanowiłem zostawić na następny dzień, a sam poszedłem do drugiego pokoju, żeby popracować.

***

Wracałam z babskich plotek od Majki. To, co od niej usłyszałam, z jednej strony mnie uspokoiło, a z drugiej zaniepokoiło. Sama nie wiem, co myśleć o pomyśle Pawła. I chciałabym, i boję się zarówno pojechać z nim, jak i puścić go samego.

Muszę to sobie gruntownie przemyśleć, ale najpierw pociągnę jeszcze Lenny’ego za język. W końcu kto mi to przedstawi lepiej niż on.

Gdy weszłam do mieszkania Pawła, on czekał na mnie i patrzył tak niepewnym wzrokiem, że aż się wzruszyłam. Mimo wszystko musiałam poznać jego wersję.

Przy herbacie i czymś mocniejszym mój szaleniec opowiedział mi, skąd wytrzasnął ten pomysł.

Jednak cały czas nie byłam pewna, czy jechać, czy nie. Wiedziałam za to jedno: gdybym mu zabroniła jechać, to go stracę. A tego to bym nie chciała.

Gdy Paweł skończył opowiadać, rzuciłam hasło o kąpieli. Chyba bardzo mu zależało na odpowiedzi, bo przygotowując wszystko w łazience, dosłownie przeszedł samego siebie.

Było tak fantastycznie, że w chwili, gdy zaczął mi masować stopy, zaczęłam odpływać. Poczułam, że Paweł wyciąga mnie z wanny i dokądś niesie. Mogłam w ciemno przewidzieć, co będzie dalej. Nie pomyliłam się, jednak w najmniej odpowiednim momencie odezwał się telefon i nastrój prysł.

W głowie zrodził mi się iście szatański pomysł. Gdy Lenny skończył rozmowę, udałam, że śpię. Tak, jak przypuszczałam, zostawił mnie samą i mogłam na spokojnie pomyśleć i rozważyć wszystkie za i przeciw.

Bawiłam się różnymi scenariuszami, zarówno w wersji z wyjazdem, jak i w tej, że Paweł zostaje i przegrywa zakład.

Z każdą chwilą coraz bardziej podobała mi się myśl, że idę na żywioł. Wiadomo, istnieje pewne ryzyko, że po kilku dniach przebywania tylko we dwoje zaczniemy się kłócić i skakać sobie do gardeł, ale z drugiej strony kiedyś trzeba będzie podjąć takie ryzyko. Zwłaszcza gdy za partnera ma się takiego szaleńca.

Chyba nie powiem mu tak od razu, że zdecydowałam się z nim jechać. Chciałabym też zobaczyć tego monster trucka, który jest szykowany na wyprawę. A może to ciężarówka? Tak czy inaczej nie mam wyobrażenia, jak wygląda codzienna egzystencja w tak małej, ruchomej przestrzeni.

Dobrze przynajmniej, że o swoją pracę nie muszę się martwić. Szef nie będzie protestował, jak jedna z reporterek będzie robiła materiał „na żywo”. W końcu jakąś stronę w Internecie mamy, a materiały do wersji papierowej też pewnie uzbieram.

Swoją drogą ciekawie będzie sprawdzić te wszystkie nasze porady w praktyce. W końcu tytuł czasopisma „Szminka w podróży” do czegoś zobowiązuje.

Ciekawi mnie też kwestia codziennej higieny, przygotowywania posiłków czy choćby nocowania. Czyli innymi słowy: jak wygląda „normalne” życie w trasie.

Do tego stopnia mnie to zaintrygowało, że poszłam do drugiego pokoju owinięta tylko w prześcieradło…

***

Usłyszałem za ścianą jakieś szmery i zanim zdążyłem się zastanowić, co się dzieje, zobaczyłem Asię owiniętą w prześcieradło. Usiadła mi na kolanach, odrywając mnie od przeglądania neta, i zalała mnie istną powodzią pytań. Nad niektórymi z nich sam musiałem poważnie się zastanowić. Nigdy wcześniej nie byłem zdany sam na siebie w trasie. Nie mówiąc już o takim towarzystwie.

– Kochanie – zaczęła Asia – powiedz mi, proszę, jak takie auto wygląda od wewnątrz. Nie chodzi mi o fotel kierowcy i to, co jest w zwykłym samochodzie, tylko o to, czego w normalnym wozie nie ma.

– Jak chcesz, to pojedziemy do mojego znajomego i zobaczysz na własne oczy, jak to wszystko wygląda.

– Pewnie, że chcę, ale przedstawisz mnie jako kogo?

– To zależy tylko od ciebie.

– Musisz sam zdecydować. Nie wiem, jak długo chcesz mnie ukrywać przed światem.

– Nie bałabyś się moich znajomych?

– Nie wiem, ale chyba nie. W razie czego chyba obronisz mnie przed kolegami i ich pomysłami?

– Oczywiście. To ustalone. Przedstawię cię jako moją dziewczynę. Jeszcze większy szok byłby, jakbym przeszedł z narzeczoną lub żoną. – Uśmiechnąłem się.

– Czyżbyś coś insynuował? – Asia chyba mnie podpuszczała.

– A chciałabyś? – zażartowałem.

– Nie wiem. Zaskoczyłeś mnie. Pytanie na poważnie: To, co powiedziałeś o narzeczonej lub żonie, to żart czy nie?

W tym momencie to mnie zatkało. Nie wiedziałem, jak zareagować. Od odpowiedzi na to pytanie wybawił mnie dźwięk przychodzącej rozmowy na Skypie.

Asia, ze względu na swój strój, wycofała się poza zasięg kamerki. Usłyszałem jeszcze jak szepce, że zaraz wróci. Ciekawe, co kombinuje…

***

Paweł zaskoczył mnie tym pytaniem. Nie wiedziałam, jak zareagować. Biorąc pod uwagę jego poczucie humoru, mogło to być powiedziane zarówno na poważnie, jak i dla żartu. Próbowałam go o to dopytać, ale odezwał się Skype. Szepnęłam, że zaraz wrócę, bo wpadłam na pewien pomysł. W końcu Lenny i jego koledzy nie mają monopolu na kawały.

Doszłam do sypialni i ubrałam coś na tyle poważnego, by nie zaszokować nieznanego mi jeszcze rozmówcy, ale i na tyle kuszącego, by nie było wątpliwości co do relacji panujących między mną a Pawłem.

Ciekawe, jak zareagują i Lenny, i jego rozmówca.

Dam im chwilę, by wciągnęła ich rozmowa, a później dołączę do Pawła.

***

Nie wiedziałem, czy cieszyć się z przerwanej rozmowy z Asią, czy smucić. Z drugiej strony przerwa wymuszona przez Skype’a pozwalała mi pozbierać myśli.

Gdy zobaczyłem, kto dzwoni, musiałem zapomnieć o rozmowie sprzed chwili. Nie mogłem sobie pozwolić na żaden cień podejrzenia, że nie jestem w domu sam. Baltazar, przez wszystkich zwany Slack, uwielbia robić kawały, zwłaszcza wtedy, gdy nikt się tego nie spodziewa. Nie chciałbym narazić Asi na spotkanie z nim oko w oko bez przygotowania jej na to.

Zagłębiłem się w rozmowie ze Slackiem i zupełnie straciłem poczucie czasu. Nie wiem, po ilu minutach Asia do nas dołączyła, ale to, co zobaczyłem na monitorze, było bezcenne. Zwłaszcza że ta moja szalona dziewczyna jakimś cudem połączyła w swoim stroju powagę i seksapil. Usiadła mi na kolanach i objęła mnie w nietypowy sposób. Dopiero po dłuższej chwili zorientowałem się, co kombinuje. Pytanie tylko, skąd wytrzasnęła obrączkę…

– Kochanie, nie przedstawisz mnie swojemu koledze? – zapytała słodkim głosem.

– Sorki. Zapomniałem o dobrych manierach. – To mówiąc, cmoknąłem Asię w policzek. Po chwili odwróciłem się do monitora. – Kochanie, to jest Baltazar, przez wszystkich zwany Slack. A to moja… – Tu przerwałem na moment, który wykorzystała Asia.

– Żona, kochanie, nie bój się do mnie przyznać. – Uśmiechnęła się.

– No tak, to jest moja żona, Asia – kontynuowałem.

Slack był zszokowany.

– Miło mi cię poznać, Asiu. Ale jak? Kiedy?! – Chyba po raz pierwszy, odkąd go znam, Baltek nie mógł sklecić rozsądnego pytania.

– Normalnie, kilka dni temu – oznajmiła.

– Czemu nic nie mówiliście? Jak utrzymaliście to w tajemnicy? – Slack nie wiedział, od czego zacząć wypytywanie.

– Specjalnie nic nie mówiliśmy. A utrzymać to w tajemnicy nie było ani łatwo, ani trudno. Świetnie się bawiliśmy w podchody – powiedziałem.

– Musicie wpaść razem do bazy. Nikt nie uwierzy, jak to usłyszy.

– Ok. Wpadniemy, ale nie mów nikomu. Sami to oznajmimy w najbliższym czasie.

– Dobra. Dam wam kilka dni, ale nie dłużej.

– Tylko nie szykuj żadnych niespodzianek ani kawałów – poprosiła Asia. – Potrafię się zemścić.

– Pożyjemy, zobaczymy.

– Ok, panowie, zostawiam was samych. Tygrysie, nie każ mi na siebie zbyt długo czekać…

– Ma się rozumieć, Tygrysico, niedługo przyjdę – powiedziałem do Asi i odwróciłem się do Slacka. – To na czym stanęliśmy?

Dość szybko zakończyliśmy rozmowę, Baltazar był w zbyt dużym szoku, by skoncentrować się na tym, co mi było potrzebne. Wyłączyłem komputer i poszedłem do sypialni.

– Zdajesz sobie sprawę, co rozpętałaś?

– Mniej więcej. To kiedy zabierzesz mnie do bazy?

– Chcesz to kontynuować? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie.

– Skoro się powiedziało A, to trzeba powiedzieć i B. To kiedy?

– Nawet jutro, jeżeli naprawdę tego chcesz.

– No to ustalone. I tak miałeś mi pokazać ten pojazd.

– Masz jakiś pomysł na dalszy ciąg wieczoru i nocy?

– Coś wymyślę – powiedziała i zgasiła światło…

***

Rano obudziłam się z lekkim kacem moralnym. Nie znam wszystkich znajomych Pawła i nie mam pojęcia, na co ich stać. Jednak tak, jak mówiłam wczoraj, skoro powiedziałam A, to muszę powiedzieć i B. Z drugiej strony, ciekawie będzie pobawić się w teatr.

A tak przy okazji… zastanawia mnie fakt, na którym miejscu w tym ich rankingu wariackich pomysłów znalazłby się mój wczorajszy. Poszłam totalnie na żywioł, bijąc przy okazji wszystkie rekordy moich przyjaciółek, na czele ze ślubem Majki i Roberta.

– To co, mój mężu, przedstawienie czas zacząć – powiedziałam do Pawła.

– Nie zmieniłaś zdania?

– Jakoś nie. Przedstawisz mi plan dnia?

– Skoro chcesz. To najpierw podam ci śniadanie do łóżka, później pójdziemy pod prysznic, a jeszcze później pojedziemy do bazy. Ciąg dalszy będzie improwizacją. Masz przygotowaną jakąś historię, jak się poznaliśmy?

– Na tyle, na ile się da, bazujemy na faktach. Poznaliśmy się półtora roku temu. Spotykaliśmy się od czasu do czasu u znajomych, po kilku tygodniach zaiskrzyło. Szybko zostaliśmy parą. Widywaliśmy się tak często, jak pozwalały nam obowiązki. W andrzejki mi się oświadczyłeś. Dyskutowaliśmy o terminie, aż wpadliśmy na pomysł, by załatwić to w Trzech Króli, w gronie tylko rodziców i świadków. Później pojechaliśmy do moich przyjaciół, którzy organizowali bal, i tam ich poinformowaliśmy. Twoich przyjaciół mieliśmy zawiadomić przy najbliżej okazji, czyli w tym przypadku jutro. Jak ci się to podoba?

– Masz talent do opowiadania historii. Szczegóły są mniej istotne. W sumie naprawdę spotykaliśmy się dość często, tylko mało ze sobą rozmawialiśmy. Wystarczy więc trochę to zmodyfikować i będzie dobrze.

– No to już wszystko wiemy. Pora na realizację planu dnia. Proszę o punkt pierwszy. – Uśmiechnęłam się.

***

Asia to szalona dziewczyna, nie spodziewałem się nawet, jak bardzo. Boję się, jak to będzie, ale skoro sama to zaproponowała, to chyba wie, co robi. W sumie… kiedyś występowałem amatorsko w teatrze. Chyba nie zapomniałem, jak się gra.

– Mówisz i masz. Jakieś życzenia? – spytałem, idąc do kuchni.

– Może być niespodzianka – odpowiedziała.

– Dobra. To za chwilę wracam.

Rzeczywiście po chwili wróciłem, na tacy miałem to, co znalazłem w lodówce. Nie przewidziałem wyczynu Asi i nie zaopatrzyłem się na taką okazję. Mimo wszystko śniadanie wyglądało dość imponująco. Tosty z dżemem ananasowym, wędliną i ogórkiem, a do tego kakao.

Chyba się jej spodobało, bo gdy zobaczyła, co jest na tacy, uśmiechnęły się jej oczy. Podziękowała, a gdy skończyła jeść, poprosiła o przystąpienie do drugiego punktu planu dnia. Nie pozostało mi nic innego, jak tylko wypełnić polecenie.

Nie przeciągaliśmy prysznica, bo czekał jeszcze punkt trzeci, a w pracy musiałem być o określonej godzinie.

Kilka razy przed wyjściem upewniałem się, czy Asia wie, co robi. I cały czas słyszałem, że tak. To skoro tak, pora iść wziąć udział w spektaklu, do którego wczoraj był nieplanowany prolog.

Zanim ruszyliśmy do bazy, zastanowiła mnie jeszcze jedna sprawa. Chodziło mi o pierścionek zaręczynowy i moją obrączkę. Zapytałem o to i, ku mojemu zdziwieniu, Asia miała gotowe rozwiązanie.

– Myślisz, skarbie, że tego nie przemyślałam? Mam pierścionek po mojej babci, a ty nie nosisz obrączki, bo przeszkadza ci w pracy.

– Nie, kochanie. Co do drugiej kwestii to się zgodzę, ale co do pierwszej, to pierścionek kupimy nowy.

– Skoro chcesz. – Uśmiechnęła się.

– Chcę.

– No to załatwione. Tylko że teraz chyba nie mamy czasu.

– Masz rację. Nie mamy czasu. Jak to rozwiążemy?

– Najprościej, jak się da. Poszedł do jubilera, bo potrzebuje drobnej poprawki.

– No to wszystko jasne. Jedziemy?

– Jedziemy – odparła i zeszliśmy do samochodu.

Zanim wsiedliśmy do auta, Asia powiedziała mi, że zdecydowała się ze mną jechać. Zamurowało mnie na dłuższą chwilę. Gdy odzyskałem zdolność ruchu, chwyciłem moją szaloną dziewczynę w objęcia i zacząłem z nią wirować na chodniku. Trochę dziwnie się na nas ludzie patrzyli, ale nie zwracałem na to uwagi.

***

Nie wiem, czy nie zrobiłam głupstwa, mówiąc Pawłowi, że zdecydowałam się z nim jechać.

Nie chodzi mi o samą decyzję, bo jej byłam pewna. Chodziło mi raczej o moment, który wybrałam.

Przez chwilę poczułam się jak na karuzeli. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że Lenny jest wystarczająco rozsądnym kierowcą, by nas w całości dowieźć na miejsce.

Jechaliśmy więc do tej tajemniczej bazy. Dopiero teraz zaczęłam myśleć o konsekwencjach mojego wczorajszego pomysłu. Mimo to nie zrezygnuję. Pójście na żywioł ma swoje konsekwencje.

Ciekawe, co powiedziałyby moje przyjaciółki gdyby wiedziały, w co się władowałam. Chociaż… same mi to kiedyś radziły.

Nie ma co się zastanawiać. Dojechaliśmy na miejsce. Kurtyna w górę. Pora rozpocząć przedstawienie.

***

Stanąłem przy bramie wjazdowej do bazy. Zauważyłem, że jeden z ochroniarzy zrobił się mniej obowiązkowy, bo nie dopytywał się szczegółowo, kim jest moja towarzyszka. Wystarczył jej dowód osobisty i informacja, że jest ze mną. Nie wiem, czy cieszyć się tym, czy martwić. Postanowiłem powiedzieć o moich spostrzeżeniach odpowiednim osobom.

Zaparkowałem na swoim miejscu, wziąłem kilka głębokich wdechów. Zobaczyłem, że Asia zrobiła to samo. Wymieniliśmy się spojrzeniem i ruszyliśmy na spotkanie z nieuniknionym.

Zbliżyliśmy się do pokoju, w którym urzędowałem razem z moimi przyjaciółmi. Za nimi panował normalny gwar. Chwyciłem klamkę, przepuściłem moją towarzyszkę w drzwiach i… usłyszałem ciszę. Weszliśmy do środka.

Zobaczyłem istny żywy obraz, bo wszyscy w pokoju zastygli w bezruchu. Slack dotrzymał obietnicy.

Na fotelach przy komputerach, odliczając w prawą stronę od drzwi, siedzieli: Slack, którego Asia już poznała, dalej, jak zwykle przy jednym długim stole, bliźniacy Kajko i Kokosz, czyli Kajetan i Konstanty, dwóch speców od technologii wszelkich, i na końcu Mac vel Adam, nasza złota rączka. Miejsce Bossa, Mariusza, było puste. Pewnie znowu go gdzieś poniosło.

W takiej kolejności przedstawiałem Asi moich przyjaciół. Pomału dochodzili do siebie i powtórzyła się sytuacja z wczoraj. Sto pytań do: jak, gdzie, kiedy, dlaczego i tak dalej…

Hałas, jaki tu nagle zapanował, ściągnął wszystkich, którzy go usłyszeli. I znowu te same pytania… Chyba sobie nagram odpowiedzi albo wywieszę naszą historię na tablicy.

Po chwili zjawił się również Boss. Jak zwykle z kamienną twarzą i chochlikami w oczach. Jednak chochliki szybko zastąpiło zdziwienie i zaskoczenie. Jeszcze nigdy nie przyprowadziłem tu żadnej dziewczyny, nie mówiąc o żonie. Ciekawe, jak by zareagowali na wiadomość, że my tylko udajemy.

Za Bossem pojawiły się dwie panienki, Kaja i Gaja. Obie miały lekko rozczarowane minki. Chyba liczyły na to, że kiedyś zdecyduję się na którąś z nich.

Sądząc po zainteresowaniu, jakie wzbudziliśmy, nie będzie nam łatwo wyplątać się z tego teatru. Ciekawe, czy Asia zdaje sobie z tego sprawę…

Usiadłem przy komputerze, przy planach ciężarówki. Posadziłem sobie – trzymając się wersji dla moich przyjaciół – żonę na kolanach i pokazałem jej, jak to ustrojstwo będzie wyglądało wewnątrz. Jeszcze nie jest do końca zrobione zaplecze, więc gdyby miała jakieś uwagi, to nie będzie problemu z korektą planów.

***

„O kurczę, w co ja się władowałam?” – pomyślałam, gdy tylko usiadłam Lenny’emu na kolanach. Banda wariatów z tych znajomych Pawła, a co jeden to lepszy. Choćby bliźniaki. Niby Kajko i Kokosz, a u obu na głowach warkoczyki jak u gangsterów, i na dodatek powiązane różnokolorowymi gumkami.

Z kolei Mac miał fantastyczną koszulę z oszałamiającą liczbą różnych kieszonek. Tylko dlaczego ta koszula była w jadowicie żółtym kolorze?

Slack był w swoich klapkach, o których już wiedziałam.

No i Boss, w spodniach moro, z pokrowcem na telefon stylizowanym na kaburę pistoletu oraz białej koszuli w ludowe hafty. Nieco oryginalne ubranko jak na pułkownika rezerwy.

Na ich tle Lenny, ze swoimi koszulkami polo, różnymi w zależności od pory roku, to chodząca niewinność. Teraz już wiem, dlaczego na każdej miał identyczny haft. Pomijając już taką drobnostkę, że dla mnie każda jest doskonała na koszulę nocną.

Gdy zaczęłam myśleć, czy i jak w przyszłości się z tego udawania wyplątać, usłyszałam:

– Ziemia do Asi, zgłoś się. – Głos Pawła wyrwał mnie z zadumy.

– Asia do Ziemi, zgłaszam się – odpowiedziałam z uśmiechem.

– Gdzie błądziłaś myślami, słonko?

– Tak ogólnie myślałam. Powiem ci w domu. A teraz słucham już uważnie, jak to wszystko wygląda od wewnątrz.

– Niech ci będzie, to teraz skoncentruj się, bo masz jeszcze możliwość wprowadzenia zmian.

– Ok. Pokaż, co tam masz.

***

Asia mi się zamyśliła. Musiałem ją ściągnąć na Ziemię. Z trudem, ale jakoś mi się to udało. Nawet zaczęła zadawać pytania.

– Tu są fotele, starałem się wybrać najwygodniejsze, jakie mieli. Z tyłu jest wszystko mocowane na prowadnicach i nie będzie problemu z ewentualną zmianą ustawienia elementów. Był pomysł, by łóżko dać pod sufitem. Nie wiem, co ty na to.

– Raczej nie, bo u góry mogłyby być szafki. Myślałam raczej o dwóch szerokich słupkach za fotelami. Z jednej strony na ubrania, z regulowaną liczbą i wysokością półek, w drugim można by schować prysznic, obok umywalka. Wtedy wystarczy jedna instalacja hydrauliczna. Pod podnoszonym blatem mogłaby być przenośna kuchenka gazowa, taka na kartusze z gazem. Oczywiście musi być też miejsce na lodówkę. Najlepiej będzie po stronie kuchennej, pod zlewem albo obok niego. Kwestia do obgadania. Na tylnej ścianie łóżko podnoszone na dzień, pod łóżkiem również szafki. W którejś z nich można by schować przenośną toaletę. W środkowej szafce pod łóżkiem stolik podnoszony jak deska do prasowania, dodatkowo blaty na zawiasach. Im ich więcej, tym lepiej. Mogą być doczepiane w razie potrzeby. Wszystkie szafki zamykane roletami, takimi jak w samolotach, bo drzwiczki przy gwałtownym manewrze mogłyby się otworzyć. Na całym obwodzie u góry oczywiście też szafki. Skrytek nigdy za dużo, zwłaszcza przy dłuższej wyprawie. Jednak dokładne rozmieszczenie wszystkiego wymaga konsultacji z mechanikami. Co ty na to?

– Dla mnie bomba. Tylko jak sobie wyobrażasz montaż prysznica?

– Szafki prawdopodobnie będą czterdziestki. Myślałam o rozkładanej podłodze w kabinie z wysuwanymi bocznymi drzwiami. Tak, by po rozłożeniu kabina była mniej więcej siedemdziesiąt na siedemdziesiąt. Na jednej ze ścian byłoby też miejsce na kosmetyki.

– Widzę, kochanie, że myślisz o wszystkim.

– Ktoś musi. Jeszcze jedna kwestia. Dałoby radę zamontować na dachu jakieś panele słoneczne?

– Zapytam. A jakie kolory we wnętrzu?

– Chyba najlepsze by były jakieś ciemne, jak grafit. A ożywić wnętrze można czymkolwiek.

– No to wszystko wiemy. A zewnętrzne kolory?

– Też niezbyt jasne. W końcu nie będziemy codziennie zajeżdżać na myjnię. Masz jakiś pomysł?

– Co ty na to, by dać pole do popisu dzieciakom?

– Jestem za. Tylko trzeba będzie skombinować im jakieś ubrania jednorazowe, bo usmarują się farbami od stóp do głów. – Asia uśmiechnęła się.

– Masz rację. Czyli wszystko wiemy?

– Chyba tak. Jak co, to będzie można wprowadzić jakieś zmiany?

– Podejrzewam, że nie będzie z tym problemu. Dobra, wysyłam uwagi do producenta i jak chcesz, to oprowadzę cię po okolicy.

– Podoba mi się ten pomysł, chodźmy się przejść.

Zabrałem Asię na spacer, po chwili jednak odezwał się mój telefon i musieliśmy zakończyć wizytę w bazie. Obowiązki wzywały. Poszliśmy jeszcze powiedzieć moim kumplom „do widzenia” – i w drogę…

***

Oglądając zdjęcia różnych wnętrz ciężarówek – bo okazało się, że Lenny zrezygnował z monster-trucka – starałam się sobie wyobrazić, jak by to wyglądało w praktyce. Każdy ma inne potrzeby i wymagania, ale niektóre rzeczy po prostu muszą się znaleźć w takim pojeździe. W końcu udało mi się stworzyć jakąś spójną całość. Sądząc po tym, co widziałam, nie była to wersja ekstremalna. No i Paweł bez problemu ją zaakceptował.

By oderwać się na chwilę od ciężarówki, pociągnęłam Lenny’ego za język. W końcu to nic dziwnego, że interesowało mnie to, czym zajmuje się w pracy i z kim pracuje.

Obgadaliśmy jeszcze raz wszystkie kwestie dotyczące wnętrza i na dodatek sprawę potrzebnych dokumentów. Pozostało nam tylko przygotować się do wyjazdu.

Zaciekawiło mnie jeszcze jedno zagadnienie: Jak zareagują moje przyjaciółki?

***

Gdy tylko uporałem się z tym, co wyrwało mnie – a właściwie nas – z bazy, zacząłem się zastanawiać nad tym, co ta moja szalona dziewczyna powiedziała.

Asia zaskoczyła mnie swoimi pomysłami. Ja nie zastanawiałem się nad praktycznym wykorzystaniem przestrzeni. Pewnie obudziłbym się z ręką w nocniku na pierwszym postoju, gdy chciałbym się jakoś ogarnąć, coś zjeść i w miarę możliwości przespać. Dobrze, że zgodziła się ze mną pojechać. Będzie to coś w stylu naszej podróży „poślubnej”. Skoro moi przyjaciele uważają Asię za moją żonę, to niech i taki będzie umowny charakter naszej wyprawy.

Wystraszył mnie tylko komentarz Asi. Chyba nie był do końca przeznaczony dla mnie. Usłyszałem coś w stylu:

– Ciekawe, co powiedzą moje przyjaciółki? – Wymamrotała to pod nosem i westchnęła.

Zacząłem się zastanawiać, czy mam się czego bać.

Przyjdzie odpowiednia chwila i podpytam, co miała na myśli.

***

Przygotowania do wyprawy przerwało nam niespodziewane wydarzenie. Paweł został zaproszony w trybie „na wczoraj” na galę wręczenia nagród za konkurs plastyczny na Dzień Babci i Dziadka w przedszkolu integracyjnym. Jednym z tych, z którymi współpracował.

Byłby problem z wykręceniem się od tego, pomijając już taką drobnostkę, że dzieciakom byłoby przykro, gdyby nie przyszedł. A skoro byliśmy parą, musiałam iść i ja…

Było całkiem fajnie, choć nie przewidziałam tego, że dzieci przeciągną mnie przez małpi gaj. Władowałam się w jakiś labirynt i dopiero przy pomocy Pawła udało mi się jakoś wydostać. Nie musiał po mnie wchodzić, wystarczyło, że wskazał drogę do wyjścia.

Na szczęście nie tylko ja miałam problem z wydostaniem się z labiryntu, bo w innym przypadku byłby niezły obciach.

Po kilku dniach od tej nieplanowanej wizyty w przedszkolu Asia namówiła mnie na kolejne odwiedziny w warsztacie. Nie bardzo wiedziałem, po co tam iść, ale skoro chciała…

Kolejny raz mnie zaskoczyła. Nie spodziewałem się u niej wiedzy o różnego rodzaju narzędziach. Mechaników to chyba też zaskoczyło, bo bez zbędnych dyskusji dodawali do wyposażenia to, o co prosiła.

– Dobra, panowie, pokażcie mi skrzynkę narzędziową, mam kilka pomysłów i chciałabym zobaczyć, co tam jest – poprosiła.

– Nie ma problemu, ale proszę nam mówić po imieniu – powiedział jeden z mechaników.

– Dzięki. – Asia uśmiechnęła się i zaczęła przekopywać zawartość skrzynki. – Widzę, że pomyśleliście o wszystkim, ale, jak wspomniałam, mam kilka dodatkowych pozycji.

– O ile to nic ekstremalnego, to nie będzie problemu.

– Chyba nie uznacie tego za ekstrawagancję, po prostu myślę perspektywicznie. Wiecie przecież, że to nie jest normalna wyprawa.

– Faktycznie. No to słucham twoich propozycji.

– Po pierwsze, kilka kluczy chciałabym zdublować.

– Zaczynasz niewinnie. Podaj tylko, które chcesz podwójnie.

– Jasne, masz tu spisane. Dodatkowo chciałabym wiertarko-wkrętarkę akumulatorowo-sieciową z kompletem wierteł i bitów.

– To też nie ekstrawagancja. Masz jakieś życzenia co do firmy?

– Chciałabym jakąś porządniejszą, a nie z jakiegoś bazaru.

– Nie ma sprawy. Coś jeszcze?

– Tak. Jest taka elastyczna przedłużka, by manewrować w trudno dostępnych miejscach…

– Wiem, o co ci chodzi. Dołożymy kilka różnych.

– A co z kompletem śrubokrętów precyzyjnych?

– Dołożymy i to. Coś poza tym?

– Dzięki. Na chwilę obecną nie mam więcej pomysłów… poza jednym pytaniem.

– Wal śmiało!

– Byłaby możliwość zrobienia dostępu do tej skrzynki zarówno z zewnątrz, jak i od środka?

– Z tym może być pewien problem, ale damy sobie radę. Z której strony ma być?

– Chyba lepiej, by była od strony pasażera, ale wy wiecie lepiej.

– Ok. Zobaczymy, jak to będzie wyglądało przy montażu.

– Super. Nie przeszkadzam wam już – rzuciła Asia i uśmiechnęła się.

– Nie przeszkadzasz nam, miło się rozmawia z kimś, kto odróżnia jeden śrubokręt od drugiego. Powiesz, skąd to wszystko wiesz?

– Też jestem ciekawy, kochanie – wtrąciłem się do rozmowy.

– Proste. Mój wujek, a przy okazji ojciec chrzestny, był zapalonym majsterkowiczem.

– To wszystko wyjaśnia – westchnąłem i wszyscy parsknęliśmy śmiechem.

Znowu odezwała się moja komórka i ponownie trzeba było zakończyć wizytę wcześniej, niż planowaliśmy.

***

Zaskoczyła mnie mina Pawła, gdy rozmawiałam z mechanikami. Później jednak do tego stopnia wciągnęło mnie rozważanie dotyczące dodatkowego wyposażenia skrzynki, że przestałam patrzeć na jego wyraz twarzy.

Oczywiście po raz kolejny musiałam powiedzieć, skąd u mnie aż tak szczegółowa wiedza w tym temacie. Zanim jednak zaczęli się dopytywać o szczegóły, odezwał się telefon Pawła i znowu trzeba było wyruszyć w drogę.

Nie mogłam tam z Lennym pojechać, więc poprosiłam go, by wysadził mnie niedaleko galerii. Musiałam sobie kupić przed podróżą trochę ubrań.

W jednym ze sklepów wypatrzyłam kilka rzeczy, które mi się przydadzą; dodatkowo na jednym z regałów zauważyłam wypchaną saszetkę. Zajrzałam z ciekawości do środka, a tam rozmaite dokumenty, pieniądze, umowy, klucze i kilka innych drobiazgów.

Wśród tego wszystkiego znalazłam wizytownik, a na wizytówkach znajomo brzmiące dane. Postanowiłam to sprawdzić. Wyjęłam telefon i zadzwoniłam na widniejący numer. Elegancko się przedstawiłam i zanim zdążyłam powiedzieć cokolwiek innego, usłyszałam:

– Aśka?! Skąd masz ten numer?!

– Znalazłam twoją wizytówkę w saszetce – odpowiedziałam.

– O cholera, poczekaj! Taka czarna, skórzana, ze złotym ornamentem i ozdobnymi napami?

– Dokładnie.

– Dzięki, nawet nie wiedziałam, że jej nie mam, a tylko tam trzymam wizytówki.

– Nie ma sprawy. Kiedy chcesz ją odzyskać?

– Im szybciej, tym lepiej. Powiedz mi, gdzie jesteś.

Wytłumaczyłam to Monice. Nie minęło nawet pół godziny i przyjechała po swoją zgubę. Przegadałyśmy mniej więcej kolejną godzinę, aż ją wezwały obowiązki, a po mnie przyjechał Paweł.

Przez to, że Monika się spieszyła, ominęło mnie szczegółowe wypytywanie o niego. Skończyło się tylko na przedstawieniu ich sobie.

***

Odebrałem Asię z galerii. Ku mojemu zaskoczeniu nie siedziała sama. Jednak jej znajoma chyba się spieszyła, bo skończyło się tylko na przedstawieniu się i już uciekła. Może to i dobrze…

Jeszcze w samochodzie poinformowałem ją, że czeka nas nieplanowana wizyta w jednym miejscu. Na śmierć zapomniałem o rocznicy otwarcia jednej placówki i dopiero dzisiejszy telefon od dyrektorki mi o tym przypomniał. Nie miałem wyjścia. Musiałem potwierdzić przybycie, i to nie samotne. Asia przyjęła to nawet dość spokojnie.

– Mogłam się tego spodziewać – westchnęła. – To kiedy ta rocznica?

– Za tydzień. Bardzo jesteś zła? – spytałem.

– Nie. Zdążyłam się już przyzwyczaić do tego, że czasami zapominasz o czymś ważnym.

– Nie zapominam, tylko nie pamiętam.

– Jakby to była jakaś różnica. – Asia uśmiechnęła się.

– Skoro tak twierdzisz, to niech ci będzie, ale ja widzę różnicę.

Tydzień minął nam nawet nie wiem kiedy. Wybraliśmy się na tę imprezę.

Szkoda, że nie uprzedziłem Asi, że u nich ciężko się wymigać od prezentów. Może uniknęlibyśmy kilku kłopotliwych sytuacji.

***

Po raz kolejny Paweł zaskoczył mnie nieplanowaną wizytą towarzyską. Na szczęście już się do tego przyzwyczaiłam, ale może powinnam się zastanowić nad pilnowaniem jego kalendarza.

Sama uroczystość przebiegała w miarę normalnie, choć zaskoczyła mnie oszałamiająca liczba różnych zwierząt. Bez udziału mojej woli ręce same wyciągnęły mi się po młode króliczki miniaturki.

Jeden z pracowników zauważył to i podarował nam jedno zwierzątko razem z całą klatką i wyposażeniem.

Próbowaliśmy wykręcić się od przyjęcia prezentu, ale niestety się nie udało. Nie pomogła nawet informacja o naszym wyjeździe na dłużej.

– Możecie go u kogoś zostawić albo zabrać ze sobą – usłyszeliśmy.

– Ale my wyjeżdżamy na rajd samochodowy za granicę i to na co najmniej dwa miesiące – zaprotestowałam.

– Nie ma problemu. Skoro jedziecie samochodem, to będziecie mieć miejsce.

– Ale to rajd… – Paweł próbował tłumaczyć.

– To będziecie jechać ostrożniej. Koniec dyskusji.

Nie pozostawało nam nic innego jak podziękować i zabrać klatkę z króliczkiem.

W drodze powrotnej spytałam Pawła:

– Czemu mnie nie uprzedziłeś?

– Nie przewidziałem, że będą mieli nowy miot. Dorosłych nie rozdają.

– Tylko co my teraz zrobimy?

– Słyszałaś. Będziemy jechać ostrożniej – powiedział Paweł i oboje zaczęliśmy się śmiać.

– Mówi się trudno. Pozostaje tylko kwestia, czy rzeczywiście zabieramy go ze sobą, czy podrzucamy go komuś na przechowanie.

– Wszystko zależy od majstrów. Jak uda ci się ich przekonać, by znaleźli miejsce na klatkę, to możemy go zabrać, a jak nie, to poszukamy opiekuna.

– No to wszystko wiem. Jutro wizyta u mechaników.

***

Cholera, ale się narobiło. Nie mam pojęcia, co teraz będzie z naszym wyjazdem. Jedyna nadzieja w Asi i mechanikach. Jak oni nic nie wymyślą, to trzeba będzie realizować plan B albo i C. Czyli, jak kto woli, mój wyjazd solo lub podrzucenie króliczka komuś innemu.

Gdy próbowałem podpytać moją „żonę”, jak chce rozwiązać kwestię transportu, usłyszałem:

– Słonko, dowiesz się wszystkiego w swoim czasie.

– Dobrze, ale…

– Nie ma żadnego ale, skarbie – przerwała mi. – Mam pomysł, lecz to mechanicy muszą mi powiedzieć, na ile to jest realne.

– Ale… – dalej próbowałem coś powiedzieć.

– Kochanie, mówiłam, żadnego ale.

– Ale czy naprawdę uważasz, że powinniśmy zabrać króliczka ze sobą? – Powstrzymałem kolejny wtręt, kładąc Asi palec na ustach.

– Jeżeli tylko uda się znaleźć miejsce na klatkę, to owszem. Wyobrażasz sobie, o ile nam to ułatwi znalezienie miejsca na nocleg?

– Ułatwi albo utrudni.

– Co masz na myśli?

– Nie każdy może sobie życzyć zwierzątko w domu.

– Tylko że my mamy bazę noclegową. A królik to coś, co może nam otworzyć drzwi, by się gdzieś ogrzać i pogadać.

– Skoro tak twierdzisz, nie będę protestować.

– No i o to chodzi, słonko.

***

Nie mam pojęcia, jak mechanicy rozwiążą nasz problem, nie mogę tego jednak dać poznać po sobie. Mam wrażenie, że Paweł czeka na jakikolwiek sygnał, by wycofać się z podróży.

Nie pozwolę mu jednak na to, by zrezygnował. Nawet nie ze względu na zakład. Widzę, ile frajdy sprawiają mu same przygotowania, te nasze przekopywanie przewodników, rozważania różnych tras czy buszowanie w sieci.

Pozostało mi tylko przekonanie mechaników, by zmieścić gdzieś klatkę dla królika. Ja mam pomysł, nie wiem, co oni na to. Przekonamy się jutro.

Pojechaliśmy rano do warsztatu. Mechanicy nawet nie byli za bardzo zaskoczeni tym, że trzeba coś zmienić na ostatnią chwilę. Bardziej przeraziło ich to, na co potrzebne mi miejsce.

Na szczęście jeden z mechaników okazał się miłośnikiem zwierząt i jakimś cudem udało się wcisnąć apartament dla królika.

Tak jak myślałam: wystarczyła mała przeróbka jednej szafki i już był lokal dla nowego członka wyprawy.

Na dodatek wszystko tak sprytnie pomyślane, że wielkość klatki można zmieniać. Nie wiem, jak mu się to udało, ale ważne, że się udało.

Istotną sprawą było też wygłuszenie hałasu i zredukowanie wibracji koło apartamentu. Dobrze również, że na początku nie jest potrzebna przestrzeń – maleństwo przeważnie śpi.

Koniec końców, nasz króliczek dostał wszystko, co najlepsze. O ile nie zajdzie nic nieprzewidzianego, to powinien cały i zdrowy zwiedzić z nami kawałek świata.

Cała ekipa zasłużyła na gromkie brawa i może nawet na całusa w policzek… jak Paweł nie będzie patrzył.

***

Nie do wiary. Nie dość, że Asi udało się przekonać mechaników do modernizacji na ostatnią chwilę, to jeszcze dokonali oni cudu, mieszcząc wszystko, co potrzeba, na niewielkiej przestrzeni.

Oczywiście, jestem świadomy tego, że na każdym postoju królik będzie kicał po całej kabinie, ale może nie będzie tak źle. W końcu to maleństwo, stosunkowo niedawno odstawione od matki, a takie maluszki to większą część doby przesypiają. Zresztą postoje i tak będziemy mieli dość często, więc i z doglądaniem nie powinno być problemu.

Może podpuszczę panów, by dołączyli jakiś przenośny transporterek, mocowany gdzieś koło tablicy rozdzielczej, albo namówię Asię, by uszyła torbę dla króliczka. A może nawet załatwię obie sprawy. Zobaczę.

– Kochanie – usłyszałem, gdy już kawałek odjechaliśmy od warsztatu – możesz mnie podrzucić do Kaśki? Mam do niej pewną sprawę. Powinna mieć teraz parę minut wolnych.

– Nie ma problemu. Odebrać cię od niej?

– Nie. Wrócę spacerkiem.

– Ok. To do zobaczenia po południu.

– Pa. – To mówiąc, Asia wyskoczyła z zaparkowanego samochodu.

Sam tymczasem ruszyłem w stronę ambasady. Skoro jedzie z nami dodatkowy pasażer, to trzeba się dopytać o przepisy, no i przy okazji pobrać to, co będzie potrzebne dla nas.

Trafiłem na dobry humor pracownika, bo bez zbędnych dyskusji dostałem wszystko to, o co prosiłem, włącznie z odpowiedziami na moje pytania.

Asia się ucieszy z dobrych wiadomości.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: