Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kroniki Wardstone 10. Krew Stracharza - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
30 marca 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Kroniki Wardstone 10. Krew Stracharza - ebook

Zbliża się ostateczna walka ze Złym, który nie przebiera w środkach, by zawładnąć ziemią. Uczeń stracharza Tom Ward wydaje się być gotów do śmiertelnego starcia. Ale czy na pewno? Tom nigdy nie spodziewał się, jak wiele będzie musiał poświęcić w imię szlachetnych celów...

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7686-383-2
Rozmiar pliku: 2,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Kto jest kim

Tom

Thomas Ward jest siódmym synem siódmego syna. To oznacza, że urodził się z pewnymi zdolnościami, dzięki którym idealnie nadaje się na stracharza. Widzi i słyszy umarłych, jest naturalnym przeciwnikiem Mroku. Nie znaczy to jednak, że Tom się nie boi – a będzie potrzebował całej swej odwagi, by odnieść sukces tam, gdzie wcześniej zawiodło dwudziestu dziewięciu innych uczniów.

Stracharz

Stracharz jest człowiekiem jedynym w swoim rodzaju. Wysoki i groźny z wyglądu, nosi długi czarny płaszcz z kapturem i nie rozstaje się z laską oraz ze srebrnym łańcuchem. Podobnie jak jego uczeń Tom, jest leworęczny i urodził się jako siódmy syn siódmego syna.

Od ponad sześćdziesięciu lat strzeże Hrabstwa przed stworami Mroku.

Alice

Tom nie potrafi zdecydować, czy Alice jest dobra, czy zła. Dziewczyna umie przepłoszyć łobuzów z wioski, jest spokrewniona z dwoma okrutnymi klanami czarownic (Malkinami i Deane’ami) i zdarza jej się posługiwać czarną magią. Ale nauczono ją tej magii wbrew jej woli i kilka razy pomogła dzięki niej Tomowi w niebezpieczeństwie. Sprawia wrażenie wiernej przyjaciółki – lecz czy można jej ufać?

Mama

Mama Toma zawsze wiedziała, że jej syn zostanie uczniem stracharza. Nazywa go swym darem dla Hrabstwa. Choć jest kochającą matką i świetnie zna się na ziołach, różni się od innych kobiet. Pochodzi z Grecji i niewiele wiadomo o jej przeszłości. Jak również o wielu innych rzeczach z nią związanych…

Grimalkin

Grimalkin to obecna zabójczyni klanu Malkinów. Bardzo szybka i silna, kieruje się własnym kodeksem honorowym i nigdy nie zniża się do oszustwa. Choć jednak honorowa, ma też swoją mroczną stronę i ponoć zdarza jej się torturować jeńców. Niedawno zawarła osobliwy sojusz z Tomem Wardem przeciwko wspólnemu wrogowi, Złemu. Czy jednak można do końca zaufać prawdziwej służce Mroku?

Zły

Zły to ucieleśnienie Mroku, najpotężniejszy z jego mieszkańców i najstarszy ze starych bogów. Ma wiele innych imion: Diabeł, Szatan, Lucyfer, Ojciec Kłamstw. Tom Ward i jego sojusznicy zdołali odrąbać mu w starciu głowę, ale prawdziwa walka o to, by zniszczyć go na dobre, dopiero się zaczyna...Stracharz przysiadł na zwalonym pniu w swym ogrodzie w Chipenden. Przez gałęzie drzew przeświecały roztańczone promienie słońca, powietrze wibrowało od ptasich śpiewów. Był ciepły wiosenny poranek pod koniec maja – najpiękniejszy okres w Hrabstwie. Wyglądało na to, że sytuacja się poprawia. Ja siedziałem na trawie, łapczywie pochłaniając śniadanie, a tymczasem mój mistrz, dla odmiany wyraźnie zadowolony, uśmiechał się do siebie, patrząc w stronę domu.

Dochodziły stamtąd odgłosy piłowania; czułem zapach trocin. Robotnicy odbudowywali dom, poczynając od dachu. Budynek spalili żołnierze wroga, teraz jednak wojna w Hrabstwie dobiegła końca i nastał czas odbudowy, mogliśmy wrócić do swego życia stracharza i jego ucznia, walczących z najróżniejszymi stworami z Mroku – boginami, duchami, widmami i czarownicami.

– Nie pojmuję, czemu Alice odeszła ot tak, bez słowa – poskarżyłem się. – To do niej niepodobne. Zwłaszcza że wie, iż wkrótce ruszymy na wschód i nie będzie nas co najmniej parę dni.

Moja przyjaciółka Alice zniknęła trzy dni wcześniej. Rozmawiałem z nią w ogrodzie, na moment odszedłem, by powtórzyć coś stracharzowi, uprzedzając, że wrócę za kilka chwil. Kiedy się zjawiłem, jej już nie było. Z początku się nie martwiłem, potem jednak nie przyszła na kolację i od tej pory jej nie widziałem.

Stracharz westchnął.

– Wiem, że niełatwo ci się z tym pogodzić, chłopcze, ale możliwe, że odeszła na dobre. Ostatecznie przez dłuższy czas pozostawaliście razem, związani koniecznością użycia słoja krwi. Teraz Alice może wędrować swobodnie. A po tym, jak została zaciągnięta w Mrok i tam uwięziona, bardzo się zmieniła.

Słowa mistrza zabrzmiały surowo. Mimo faktu, że Alice od lat nam pomagała, nadal jej nie ufał. Urodziła się w Pendle i przez dwa lata pobierała nauki u wiedźmy; John Gregory byłby zadowolony, gdyby już więcej jej nie spotkał. Podczas wyprawy do Grecji Alice sporządziła słój krwi, by nie dopuścić do nas Złego; w przeciwnym razie porwałby nas oboje w Mrok. Teraz już go nie potrzebowaliśmy. Uwięziliśmy Złego i odcięliśmy mu głowę – obecnie pozostającą pod pieczą Grimalkin, wiedźmy zabójczyni. Grimalkin uciekała przed sługami Złego. Gdyby udało im się połączyć głowę swego pana z jego ciałem, znów mógłby swobodnie krążyć po ziemi i z pewnością zemściłby się straszliwie. Skutki tego byłyby potworne nie tylko dla Hrabstwa lecz i dla całego świata: zaczęłaby się nowa era Ciemności. Ale na razie zyskaliśmy nieco czasu, by znaleźć sposób, który zniszczyłby Złego raz na zawsze.

Ostatnie słowa mistrza zabolały mnie najbardziej. Zły zaciągnął Alice w Mrok; po powrocie uległa dramatycznej przemianie. Jej włosy zbielały, lecz prócz zmiany fizycznej obawiałem się też, że ucierpiała jej dusza – że bardziej zbliżyła się do Mroku. Alice lękała się tego samego. Może naprawdę już nie wróci? Może nie potrafi już przebywać w pobliżu ucznia stracharza? Po czterech latach wspólnego stawiania czoła niebezpieczeństwom bardzo się zaprzyjaźniliśmy i myśl o tym, że nasze drogi zaczynają się rozchodzić, bardzo mnie zasmuciła. Przypomniałem sobie coś, co powiedział mi kiedyś ojciec – choć był tylko zwyczajnym farmerem, nie brakło mu mądrości i gdy dorastałem, przekazał mi wiele prawd o życiu.

– Posłuchaj, Tomie – rzekł pewnego razu. – Musisz pogodzić się z faktem, że na tym świecie wszystko podlega nieustannym zmianom. Nic nie pozostaje wiecznie takie samo. Musimy nauczyć się z tym żyć.

Miał rację: byłem szczęśliwy, mieszkając w domu z rodziną. Teraz mama i tato umarli i nie zdołałbym już powrócić do swego dawnego życia. Miałem jednak nadzieję, że moja przyjaźń z Alice jeszcze nie dobiega końca.

– Co to za miejsce: Todmorden? – spytałem, zmieniając temat. Dyskusje z mistrzem na temat Alice nie miały sensu.

– Cóż, chłopcze, obowiązki nigdy nie zawiodły mnie do tego miasta, ale wiem o nim co nieco. Todmorden leży dokładnie na wschodniej granicy Hrabstwa, wyznaczonej przez rzekę Calder. Połowa miasta należy do Hrabstwa, połowa pozostaje poza nim. Bez wątpienia ludzie zza rzeki mają inne zwyczaje i tradycje. Przez ostatnie dwa lata sporo podróżowaliśmy – najpierw do Grecji, potem na wyspę Monę i w końcu do Irlandii. Każda z tych krain oznaczała nowe problemy i trudności do pokonania. Fakt, iż tym razem nasz cel nie jest aż tak odległy od domu, nie oznacza, że możemy pozwolić sobie na brak czujności.

Pożar, prócz domu, strawił też bibliotekę mistrza – dziedzictwo wielu pokoleń stracharzy, pełne wiedzy o tym, jak walczyć z Mrokiem. Teraz zaś otrzymaliśmy wiadomość, że w Todmorden można znaleźć zbiór ksiąg na temat Mroku. Tydzień wcześniej tajemniczy gość uderzył późnym wieczorem w dzwon na wierzbowych rozstajach i pozostawił nam liścik. Choć krótki, okazał się nader treściwy:

Szanowny panie Gregory,

z wielkim smutkiem dowiedziałam się o zniszczeniu pańskiej biblioteki w Chipenden. Proszę przyjąć wyrazy współczucia. Jednakże mam nadzieję, że zdołam jakoś panu pomóc, dysponuję bowiem bogatym zbiorem ksiąg na temat Mroku. Może niektóre przydałyby się panu? Jestem gotowa sprzedać je za rozsądną cenę. Gdyby był pan zainteresowany, proszę odwiedzić mnie wkrótce w Todmorden. Mieszkam w domu na końcu ulicy Krzywej.

Jejmość Fresque

Z całej biblioteki mojego mistrza pozostała tylko jedna księga – Bestiariusz, który własnoręcznie napisał i zilustrował. Było to jednak coś więcej niż książka – żywy, stale uzupełniany dokument, spisywany przez jego uczniów, w tym także moją ręką. Stanowił zapis jego pracy i tego, co odkrył z pomocą innych. Teraz mistrz miał nadzieję uzupełnić bibliotekę. Odmówił jednak zabrania książek z niewielkiego zbioru we młynie na północ od Caster, w którym niegdyś mieszkał Bill Arkwright, jego dawny uczeń. Mistrz miał nadzieję, że pewnego dnia znów osiądzie tam jakiś stracharz; wówczas nowy mieszkaniec także potrzebowałby owych ksiąg. John Gregory spodziewał się, iż wizyta w Todmorden stanie się pierwszym krokiem wiodącym do odnowy biblioteki.

Początkowo mistrz zamierzał wyruszyć natychmiast, lecz przede wszystkim zależało mu na odbudowie domu, toteż godzinami ślęczał nad planami i rozpiskami robót z majstrem. Miał wykaz najważniejszych spraw do załatwienia i ukończenie nowej biblioteki było jedną z nich. Zachęcałem go, bo chciałem opóźnić wymarsz, by dać Alice szansę powrotu.

– Jaki sens ma kupowanie nowych książek, skoro brak nam biblioteki, by je tam umieścić? – spytałem.

Stracharz zgodził się, dzięki czemu zyskałem więcej czasu. W końcu jednak nadeszła chwila, gdy mieliśmy wyruszyć na spotkanie z jejmość Fresque.

***

Po południu, godzinę przed ruszeniem w drogę, ja też napisałem liścik. Zaadresowałem go do nieobecnej Alice.

Kochana Alice,

dlaczego odeszłaś tak bez słowa? Martwię się o ciebie. Jeszcze dziś wyruszamy z mistrzem do Todmorden, by sprawdzić kolekcję książek, o której usłyszeliśmy. Powinniśmy wrócić za parę dni.

Uważaj na siebie. Tęsknię za tobą.

Tom

Gdy przypiąłem list do tylnych drzwi, poczułem chłód – pojawiające się czasami ostrzeżenie, że w pobliżu kręci się stworzenie z Mroku. Usłyszałem, jak ktoś się zbliża. Laskę odstawiłem wcześniej pod ścianę, toteż chwyciłem ją i obróciłem się twarzą do niebezpieczeństwa, unosząc broń w obronnej pozycji na ukos.

Ku swemu zdumieniu ujrzałem przed sobą Alice. Uśmiechała się, sprawiała jednak wrażenie zmęczonej i wymizerowanej, jakby odbyła właśnie długą męczącą podróż. Chłód szybko znikał. Alice nie była wrogiem, lecz to krótkie ostrzeżenie mnie zaniepokoiło. Zastanawiałem się, w jakim stopniu została skażona Mrokiem.

– Alice! Bardzo się o ciebie martwiłem. Dlaczego odeszłaś bez uprzedzenia?

Postąpiła krok naprzód i bez słowa uścisnęła mnie mocno. Po paru chwilach odsunąłem ją.

– Wyglądasz na porządnie zmęczoną, ale bardzo się cieszę, że cię widzę – oznajmiłem. – Twoje włosy odzyskują dawną barwę. Wkrótce staną się takie jak przedtem.

Przytaknęła, lecz uśmiech zniknął z jej twarzy. Wyglądała teraz na bardzo poważną.

– Mam ci coś bardzo ważnego do powiedzenia, Tomie. Najlepiej, żeby stary Gregory też tego wysłuchał.

Wolałbym jeszcze chwilę porozmawiać z nią sam na sam, Alice jednak uparła się, że musimy natychmiast zobaczyć się ze stracharzem. Poszedłem po niego. Popołudnie było słoneczne, więc mój mistrz skierował się w stronę ławki w zachodnim ogrodzie.

Obaj usiedliśmy, Alice natomiast stała. Z trudem powstrzymałem śmiech, bo przypomniało mi się, jak wiele razy stracharz stał tam, udzielając mi nauk, podczas gdy ja notowałem. Teraz wraz z mistrzem zamieniliśmy się w dwóch uczniaków.

Lecz to, co miała nam do powiedzenia Alice, wkrótce przegnało uśmiech z mojej twarzy.

– Uciekając z głową Złego, Grimalkin schroniła się w Wieży Malkinów – oznajmiła. – To długa historia, bez wątpienia sama opowie wam dokładnie, co ją spotkało…

– Czy głowa Złego wciąż pozostaje przy niej, bezpieczna? – wtrącił stracharz.

– Było ciężko, lecz Grimalkin jak dotąd zdołała ją ochronić. Łatwo jej jednak nie będzie. Mam złe wieści. Wyznawcy Złego zabili Agnes Sowerbutts.

– Biedna Agnes – ze smutkiem pokręciłem głową. – Bardzo mi przykro.

Agnes była ciotką Alice i w przeszłości kilka razy nam pomogła.

– Jedna z sióstr lamii także zginęła, pozostała jedynie druga, Slake. Tylko ona broni wieży. Oblegają ją i nie zdoła opierać się wiecznie. Z tego, co mówi Grimalkin, musisz się tam udać jak najszybciej. To bardzo ważne, Tomie. Lamie przestudiowały księgi twojej mamy i dowiedziały się, że to ona spętała Złego. Slake uważa, że analizując uważnie proces spętania, może zdołasz wymyślić, jak wykończyć go na dobre.

Pęta w pewien sposób ograniczały moc Złego. Gdyby jednak udało mu się mnie zabić, rządziłby naszym światem przez sto lat, a potem musiałby powrócić w Mrok. Oczywiście dla istoty nieśmiertelnej to bardzo krótki czas. A gdyby udało mu się namówić do tego jedno ze swych dzieci, syna bądź córkę czarownicy, wówczas Zły mógłby przez wieczność władać światem. Istniał jeszcze trzeci sposób, który na to pozwalał: musiałby jedynie przeciągnąć mnie na stronę Mroku.

– Zawsze podejrzewałem, iż to mama mogła go spętać – mruknąłem.

Ostatecznie byłem jej siódmym synem spłodzonym z tatą, także siódmym synem i tym samym byłem wybrańcem – bronią w walce ze Złym. Pęta dotyczyły właśnie mnie, a jaki inny wróg Złego był dość potężny, by tego dokonać?

Stracharz pokiwał potakująco głową, lecz nie sprawiał wrażenia zachwyconego. Każde użycie magii budziło w nim niepokój. W chwili obecnej sojusz z Mrokiem stanowił konieczność, ale mistrzowi się to nie podobało.

– Też tak myślałam – przyznała Alice. – Ale jest jeszcze coś, Tomie. Niezależnie od tego, czego trzeba i niezależnie od innych wymagań, musisz to zrobić w wigilię Wszystkich Świętych. Wchodzi tu w grę siedemnastoletni cykl. To musi się stać w następne Halloween – trzydziestą czwartą rocznicę pęt narzuconych przez twoją mamę. To zaś oznacza, że zostało nam niewiele ponad pięć miesięcy…

– Cóż, chłopcze – rzekł stracharz – lepiej udaj się jak najszybciej do Wieży Malkinów. To znacznie ważniejsze niż książki do nowej biblioteki. Z wizytą w Todmorden możemy zaczekać do twojego powrotu.

– A pan nie idzie? – spytałem.

Mistrz pokręcił głową.

– Nie, chłopcze, nie tym razem. W moim wieku wilgoć Hrabstwa zaczyna niszczyć stawy i stare kolana bolą mnie bardziej niż kiedykolwiek. Tylko bym cię spowolnił. Z pomocą dziewczyny zdołasz dotrzeć niepostrzeżenie do wieży. Poza tym masz już za sobą lata nauki; czas, byś zaczął myśleć i zachowywać się jak stracharz, którym wkrótce zostaniesz. Wierzę w ciebie, chłopcze. Nie wysłałbym cię samego, gdybym sądził, że sobie nie poradzisz.Po tej rozmowie spędziłem godzinę z psami. Szpon i jej dwa dorosłe szczeniaki, Krew i Kość, to wilczarze, szkolone do polowań na wodne wiedźmy. Należały do Billa Arkwrighta, stracharza, który zniknął, walcząc u naszego boku z Mrokiem w Grecji. Teraz uważałem je za własne – choć mój mistrz wciąż nie zgodził się dać im stałego domu. Obiecał, że zwróci uwagę na psy podczas naszej nieobecności, wiedziałem jednak, że jest zajęty planowaniem remontu domu; co więcej, dolegały mu kolana, toteż bez wątpienia przez większość czasu pozostawi je na łańcuchach. Zabrałem je na długi spacer, pozwalając, by się wyhasały.

Po godzinie od powrotu ruszyliśmy w drogę. Maszerowaliśmy szybko. Dźwigając torbę i laskę, podążałem w ślad za Alice na wschód, w stronę Pendle. Zamierzaliśmy dotrzeć tam tuż przed zachodem słońca, przekroczyć granicę pod osłoną ciemności, po czym skierować się wprost do Wieży Malkinów.

Pod ubraniem, w pochwie wykutej dla mnie przez Grimalkin, dźwigałem Klingę Przeznaczenia, broń, którą podarował mi jeden z największych bohaterów Irlandii, Cuchulain. Wiedźma zabójczyni nauczyła mnie, jak się nią posługiwać, teraz miecz stanowił cenną dodatkową broń.

Z parogodzinnym zapasem przeprawiliśmy się przez rzekę Ribble i zmierzając na północ, od zachodniej strony okrążyliśmy wielkie złowieszcze wzgórze, czując otaczający je chłód. Pendle to miejsce szczególnie zdatne do uprawiania magii Mroku. To dlatego mieszka tam tak wiele czarownic.

My jednakże znajdowaliśmy się w bezpieczniejszej części Pendle: wioski trzech głównych wiedźmich klanów leżały na południowym wschodzie, za wzgórzem. Wiedzieliśmy, że klany są podzielone: część z nich popierała Złego, część się mu sprzeciwiała. Sytuacja była wielce skomplikowana, lecz jedno pozostawało pewne – uczeń stracharza nie byłby mile widziany w tym okręgu.

Okrążyliśmy Downham, a potem północną stronę wzgórza i znów skręciliśmy na południe. Teraz z każdym krokiem zbliżaliśmy się do niebezpieczeństwa, toteż postanowiliśmy ukryć się w niewielkim zagajniku i zaczekać, aż zapadnie zmrok.

Alice obróciła się do mnie, jej blada twarz jaśniała w półmroku.

– Mam ci więcej do powiedzenia, Tomie – oznajmiła. – Równie dobrze mogę zrobić to teraz.

– Zachowujesz się okropnie tajemniczo. Czy to coś złego? – spytałem.

– Pierwsza część nie – choć druga może cię zmartwić, więc zacznę od łatwiejszej. Kiedy twoja mama spętała Złego, użyła dwóch świętych przedmiotów. Jeden z nich leży w skrzyni w Wieży Malkinów. Drugi może być wszędzie, musimy go odnaleźć.

– Zatem jeden już mamy, to jakiś początek. Co to?

– Grimalkin nie wie. Slake jej go nie pokazała.

– Czemu nie? Dlaczego lamia miałaby o tym decydować? Jest strażniczką skrzyni, nie jej właścicielką.

Alice zawahała się przez chwilę.

– To nie był pomysł Slake, tylko twojej mamy. Nakazała, by nikt prócz ciebie nie wiedział co to ani tego nie oglądał.

– Slake znalazła to w zapiskach mamy w skrzyni?

– Nie, Tomie. – Alice ze smutkiem pokręciła głową. – Twoja mama objawiła się lamii i jej to powiedziała.

Ze zdumieniem spojrzałem na Alice. Od śmierci mamy raz jeden miałem z nią kontakt, na statku w drodze powrotnej z Grecji – ale jej nie widziałem, poczułem jedynie ciepło. W owym czasie byłem pewien, że zjawiła się, by pożegnać się z synem. Lecz w miarę upływu czasu coraz bardziej wątpiłem, czy faktycznie takie zdarzenie miało miejsce. Teraz całe spotkanie wydawało mi się raczej snem niż jawą. Ale czy naprawdę mogła rozmawiać ze Slake? Po co miałaby mówić coś Slake? Czemu nie mnie bezpośrednio? Muszę to wiedzieć – jestem jej synem! Nagle poczułem gniew, usiłowałem nad nim zapanować, lecz oczy zapiekły mnie od napływających łez. Okropnie tęskniłem za mamą. Dlaczego nie skontaktowała się ze mną?

– Wiedziałam, że to cię zmartwi, Tomie, ale proszę, postaraj się nie myśleć w taki sposób. Być może łatwiej jej przyszło nawiązać kontakt ze Slake. Ostatecznie obie są lamiami. I powinnam powiedzieć ci coś jeszcze. Grimalkin wspomniała, że siostry lamie mówiły o niej, jakby wciąż żyła. I że oddawały jej cześć. Nazywały ją Zenobią.

Odetchnąłem głęboko, by się uspokoić. To miało sens. Mama była pierwszą z lamii – potężną i złą służką Mroku. Zmieniła się jednak: po ślubie z tatą w końcu odwróciła się od swojego dawnego życia i została nieprzyjaciółką Złego.

– Może pomówi ze mną, kiedy dotrzemy do wieży? – rozważałem.

– Niedobrze jest rozbudzać w sobie płonne nadzieje, Tomie. Ale owszem, to możliwe. Chciałabym cię prosić o coś jeszcze. To dla mnie ważne, ale zrozumiem, jeśli odmówisz.

– Jeżeli to dla ciebie ważne, Alice, nie odmówię. Znasz mnie przecież.

– Po prostu… W drodze do wieży będziemy przechodzić obok Wiedźmiego Jaru. Grimalkin mówiła, że jego część spłonęła od ognia podłożonego przez popleczników Złego, którzy ją ścigali, ale Agnes Sowerbutts mogła przetrwać. Była nie tylko moją ciotką, ale też przyjaciółką, Tomie. Bardzo mi pomogła. Jeśli wciąż tam jest, chciałabym porozmawiać z nią po raz ostatni.

– Sądziłem, że lepiej jest trzymać się z dala od martwych czarownic; im dłużej zostają w jarze, tym bardziej się zmieniają, zapominają o dawnym życiu, rodzinie i przyjaciołach.

– W większości to prawda, Tomie – ich charakter zmienia się na gorsze, co oznacza, że żywe i martwe wiedźmy rzadko zadają się ze sobą. Ale Agnes umarła całkiem niedawno i jestem pewna, że wciąż mnie pamięta.

– A co, jeśli jednak przeżyła? Nie możemy tak po prostu zapuścić się w dolinkę pełną martwych czarownic. Niektóre są naprawdę silne i niebezpieczne.

– Grimalkin mówiła, że w tej chwili najpewniej pozostała tylko jedna. Ale miałyśmy z Agnes sygnał, używałam go, gdy chciałam się z nią spotkać. Sama mnie go nauczyła. To krzyk ptaka trupiarza. On ją sprowadzi.

Słońce zaszło, w zagajniku zapadł mrok. Noc była pogodna, księżyc miał wzejść dopiero za kilka godzin, lecz niebo iskrzyło się od gwiazd. Trzymając się osłony żywopłotów, rozpoczęliśmy powolny marsz na południe, w stronę wieży i w końcu dotarliśmy do wschodniej granicy Wiedźmiego Jaru. Widzieliśmy stąd zniszczenia poczynione przez ogień – szerokie pasmo spalonych drzew przecinało jar na pół. Pożar musiał strawić mnóstwo martwych wiedźm, wiele sprzymierzonych ze Złym. Pojąłem, iż jego wyznawcy uczynią wszystko, byle tylko odzyskać głowę.

Zatrzymaliśmy się pięćdziesiąt jardów od południowego krańca dolinki. Dostrzegłem tu ślady straszliwej bitwy stoczonej przez Grimalkin z czarownicami wroga. Wiedźma zabójczyni była niezwykle groźna, zastanowiły mnie jednak rozmiary ścigającej ją grupy – a także rola, jaką odegrała w tych wydarzeniach Alice.

Moja towarzyszka uniosła dłonie do ust i posłała w ciemność upiorny krzyk. Trupiarz – albo kozodój – lata nocą, a jego okrzyk sprawił, że po plecach przebiegł mi dreszcz. Potężna wodna wiedźma Morwena używała jednego z tych ptaków jako swego pobratymca i pozostały mi po niej przerażające wspomnienia. Przypomniałem sobie, jak wyłoniła się z moczarów, zahaczyła mnie szponem i próbowała wciągnąć pod wodę, by wysączyć ze mnie krew.

Nie potrafiłem odróżnić krzyku Alice od prawdziwego głosu ptaka, wyjaśniła jednak, iż lekko go zmodulowała, by Agnes poznała, że to ona. Co pięć minut powtarzała krzyk. Za każdym razem drżałem, słysząc jego upiorne echo wśród drzew. Za każdym razem, gdy rozpływał się w ciemności, serce biło mi mocniej: złe wspomnienia powracały falą. Szpon odgryzła palec wiedźmy i ocaliła mi życie. W przeciwnym razie czarownica zawlokłaby mnie w głąb bagna i zanim zdążyłbym utonąć, wyssałaby mi krew. Odepchnąłem od siebie te myśli i próbowałem zachować spokój, spowalniając oddech, tak jak nauczył mnie mistrz. Alice już miała się poddać, gdy po ósmej próbie poczułem nagły chłód. Było to ostrzeżenie, że zbliża się coś z Mroku. Wokół zapadła nienaturalna cisza. Potem zaszeleściła trawa, coś cicho mlaskało. Jakiś stwór przesuwał się ku nam po błotnistej ziemi. Wkrótce usłyszałem szuranie i sapanie.

Po chwili ujrzeliśmy pełznącą ku nam martwą wiedźmę. To mogła być każda z nich, łaknąca krwi, biorąca nas za łatwą zdobycz, toteż zacisnąłem mocniej dłoń wokół laski.

Alice szybko powęszyła dwukrotnie, szukając zagrożenia.

– To Agnes – wyszeptała.

Słyszałem, jak wiedźma obwąchuje ziemię, odnajdując drogę ku nam. A potem ją zobaczyłem: żałosne stworzenie, na widok którego żal ścisnął mi gardło. Zawsze była z niej czysta i porządna kobieta, dumna gospodyni; teraz miała na sobie poszarpaną suknię pokrytą błockiem, w tłustych włosach wiły się robaki. Cuchnęła zgniłymi liśćmi. Nie musiałem się martwić, że zapomniała; gdy tylko dotarła bliżej, zaczęła płakać, łzy ściekały jej po policzkach i skapywały w trawę. W końcu usiadła i ukryła twarz w dłoniach.

– Wybacz, że tak się wlokłam, Alice! – zawołała, ocierając łzy grzbietem dłoni. – Kiedy zmarł mój mąż, sądziłam, że gorzej być nie może – tak bardzo za nim tęskniłam wiele długich lat – ale teraz widzę, że się myliłam. Nie mogę przywyknąć do takiego trwania. Żałuję, że ogień mnie nie strawił. Nigdy już nie wrócę do swojego domu, by wieść dawne wygodne życie. Nigdy już nie będę szczęśliwa. Gdybym choć zachowała siły. Mogłabym wówczas nocą wędrować i polować z dala od tego paskudnego jaru. Ale jestem za słaba, by schwytać cokolwiek większego. Mogę liczyć jedynie na chrząszcze, krety i myszy!

Alice długą chwilę milczała. Mnie też nie przyszła do głowy żadna odpowiedź. Jak mógłbym pocieszyć nieszczęsną Agnes? Nic dziwnego, że większość żywych czarownic trzymała się z dala od martwych krewniaczek. Widok kogoś w tak opłakanym stanie mógł sprawić wyłącznie ból. Żadne słowa nie zdołałyby jej pomóc.

– Posłuchaj, Tomie, chciałabym zamienić parę słów tylko z Agnes. Nie wadzi ci to? – spytała w końcu Alice.

– Oczywiście, że nie. – Wstałem szybko. – Zaczekam tam.

Oddaliłem się, dając Alice kilka chwil na osobności z ciotką. Po prawdzie chętnie stamtąd odszedłem. Bliskość Agnes budziła we mnie smutek i niepokój.

Po pięciu minutach Alice zbliżyła się ku mnie, jej oczy lśniły w blasku gwiazd.

– A co, gdyby Agnes była naprawdę silna, Tomie… Zastanów się, co by to oznaczało? Nie tylko trwałoby jej się lepiej, na co zasłużyła, ale też byłaby bardzo użyteczną sojuszniczką.

– O czym ty mówisz, Alice? – spytałem nerwowo, wiedząc, że moja przyjaciółka nie jest skłonna do próżnych rozważań.

– A gdybym uczyniła ją silną?

– Z pomocą magii Mroku?

– Tak. Mogłabym to zrobić… Pytanie brzmi, czy powinnam. Jak sądzisz?Sądziłem, że po śmierci czarownicę opuszcza cała magia, pozostawiając jedynie żądzę krwi. Jak więc mogą jej pomóc twoje czary? – spytałem Alice.

– To prawda, martwa wiedźma nie ma już magii w kościach. Ale mogę posłużyć się moją i na jakiś czas dodać jej sił – odparła. – Z czasem nowa moc osłabnie, lecz przez wiele lat ulżę jej trwaniu w jarze. Kiedy siły znów ją opuszczą, umysł i tak zacznie słabnąć, toteż nie będzie tęskniła za dawnym życiem. Nie ma w tym niczego złego.

Alice nie przekonała mnie jednak do końca.

– Ale co z jej ofiarami? Co z tymi, których zabije, pragnąc krwi? Teraz przynajmniej karmi się owadami i małymi zwierzątkami – nie ludźmi!

– Będzie piła wyłącznie krew sług Złego: starczy jej na długo! A każdy zabity zmniejszy grożące nam niebezpieczeństwo i zwiększy prawdopodobieństwo, że uda nam się zniszczyć Złego po kres czasów.

– Możesz być pewna, że ograniczy się tylko do nich?

– Znam Agnes. Dotrzyma złożonej obietnicy – każę jej to przyrzec, nim cokolwiek uczynię.

– Ale co z tobą, Alice? Co z tobą? – zaprotestowałem, lekko podnosząc głos. – Za każdym razem, gdy korzystasz ze swych magicznych mocy, przybliżasz się do Mroku.

Dokładnie ten sam argument przywołałby mój mistrz. Byłem przyjacielem Alice i martwiłem się o nią; musiałem to rzec.

– Korzystam z moich mocy, abyśmy przeżyli, żebyśmy mogli wygrać. Ocaliłam cię przecież przed czarownicą Scarabek i koźlimi magami z Irlandii, prawda? To magią powstrzymałam wiedźmy uciekające z głową Złego, przekazałam jej część Grimalkin, by mogła zabić naszych nieprzyjaciół. Gdybym tak nie zrobiła, ona by zginęła, ja także, a głowa Złego połączyłaby się z ciałem. To było konieczne, Tomie. Zrobiłam to, co niezbędne. Ta sprawa jest równie ważna.

– Równie ważna? Na pewno nie chcesz pomóc Agnes, bo ci jej żal?

– A jeśli nawet, to co? – odparowała gniewnie Alice, jej oczy zalśniły. – Czemu nie miałabym pomagać przyjaciołom tak jak tobie, Tomie? Ale uwierz mi, to coś więcej, znacznie więcej. Coś się wydarzy, jestem tego pewna. Wyczuwam, jak coś zbliża się ku nam z przyszłości – coś mrocznego i strasznego. Być może Agnes zdoła nam pomóc. Żeby przeżyć, będziemy potrzebowali silnej Agnes. Zaufaj mi, Tomie, tak będzie najlepiej.

Umilkłem, przepełniony straszliwym niepokojem. Alice coraz swobodniej posługiwała się magią Mroku. Przelała moc w Grimalkin, teraz chciała dodać sił martwej wiedźmie. Czym to się skończy? Wiedziałem, że cokolwiek powiem i tak nie posłucha. Nasza przyjaźń zmieniała się na gorsze. Alice nie ceniła już sobie moich rad.

Przez chwilę patrzyliśmy po sobie gniewnie, lecz po kilku sekundach moja towarzyszka obróciła się na pięcie i wróciła do Agnes. Przykucnęła, położyła lewą dłoń na głowie martwej czarownicy i przemówiła do niej cicho. Nie słyszałem, co mówi, ale odpowiedź Agnes zabrzmiała głośno jak dzwon. Składały się na nią zaledwie dwa słowa:

– Tak, przyrzekam.

Alice zaczęła mówić śpiewnym głosem. Wypowiadała mroczne zaklęcie. Nuciła coraz głośniej i głośniej, szybciej i szybciej – aż w końcu rozejrzałem się nerwowo, pewien, że wszystkie martwe wiedźmy z jaru usłyszą ją i przyjdą po nas. Przebywaliśmy teraz na ich terenie: zaledwie parę mil na południe leżały trzy wioski tworzące Diabelski Trójkąt. W pobliżu mogli kręcić się szpiedzy, hałas z pewnością zdradzi im naszą obecność.

Nagle Agnes wydała z siebie mrożący krew w żyłach wrzask i szarpnęła się do tyłu, odrywając od Alice. Padła na trawę, jęcząc i skomląc, młóciła dokoła rękami i nogami, jej ciałem wstrząsały spazmy. Zaniepokojony, podszedłem do Alice. Czyżby zaklęcie poszło nie tak?

– Za parę chwil się uspokoi – oznajmiła pocieszająco Alice. – Bardzo boli, bo to potężna magia, ale uprzedziłam ją, nim zaczęłyśmy. Pogodziła się z tym, o tak. Agnes jest bardzo dzielna. Zawsze była.

Po paru chwilach Agnes przestała się zwijać i podniosła na czworaki. Kilka minut kasłała i krztusiła się, po czym wstała z ziemi i uśmiechnęła się do nas po kolei. W jej twarzy dostrzegłem ślad dawnej Agnes. Mimo brudnej skóry i obszarpanych, poplamionych krwią łachmanów wydawała się spokojna i pewna siebie. Lecz w jej oczach płonął głód, którego nigdy nie widziałem u żywej Agnes.

– Chce mi się pić! – Rozglądała się dokoła zachłannym, skupionym wzrokiem; wyglądało to bardzo przerażająco. – Potrzebuję krwi! Potrzebuję mnóstwa, mnóstwa krwi!

Ruszyliśmy na południe. Alice szła przodem, tuż za nią dreptała Agnes, ja zamykałem pochód. Co i rusz rozglądałem się dokoła i zerkałem za siebie. W każdej chwili spodziewałem się ataku. Nasi wrogowie – czarownice służące Złemu – mogli podążać za nami albo też przyczaić się na naszej drodze; mimo swego stanu, Zły nadal mógł się z nimi porozumiewać. Wykorzysta każdą sposobność, byle nas dopaść. A Pendle nawet w najlepszych czasach pozostawało miejscem bardzo niebezpiecznym.

Maszerowaliśmy w całkiem niezłym tempie, a Agnes, która wcześniej jedynie mozolnie pełzała, teraz z łatwością dotrzymywała kroku Alice. Księżyc miał wkrótce wzejść – wiedziałem, że musimy dotrzeć do tunelu pod wieżą, nim jego światło ukaże naszą obecność wszystkim w okolicy.

Zastanawiałem się, jak się miewa Slake, jedyna pozostała przy życiu lamia. W jakim stopniu przekształciła się w swoją skrzydlatą postać? Możliwe, że nie potrafi już mówić – co oznacza, że nie będę mógł porządnie jej wypytać. Musiałem dowiedzieć się jak najwięcej o owych świętych przedmiotach. Liczyłem też, że w jakiś sposób zdołam nawiązać kontakt z mamą.

Wkrótce nasza trójka maszerowała już skrajem Wroniego Lasu. Nasz cel był blisko: gęsty zagajnik, który wyrósł na starym opuszczonym cmentarzu. Wejście do tunelu mieściło się mniej więcej pośrodku. Docierało się do niego przez ossuarium, zbudowane dla nieboszczyków wywodzących się z majętnej rodziny. Choć większość kości usunięto, gdy cmentarz został zdesakralizowany, ich szczątki pozostały.

Alice zatrzymała się nagle i ostrzegawczo uniosła rękę. Widziałem jedynie kilka nagrobków pośród chaszczy, usłyszałem jednak, jak węszy szybko trzy razy, szukając zagrożenia.

– Przed sobą mamy czarownice, czekają na nas, to zasadzka. Musiały zauważyć nasze przybycie.

– Jak wiele? – spytałem, ściskając mocniej laskę.

– Są trzy, Tomie. Ale wkrótce wywęszą naszą obecność i dadzą znać pozostałym.

– W takim razie muszą umrzeć szybko! – oznajmiła Agnes. – Są moje!

Nim zdążyliśmy zareagować, pomknęła naprzód, przedzierając się przez gąszcz ku niewielkiej polanie otaczającej ossuarium. Czarownice w różnym stopniu radzą sobie z węszeniem niebezpieczeństwa; o ile Alice jest w tym bardzo dobra, niektórym idzie to całkiem kiepsko. Co więcej, atak zaimprowizowany i natychmiastowy może kompletnie zaskoczyć wroga.

Wkrótce na polanie rozległy się krzyki, piskliwe, rozdzierające, przepełnione grozą i bólem. Gdy doścignęliśmy Agnes, dwie czarownice już nie żyły, a ona pochylała się nad trzecią: ręce i nogi kobiety szarpały się spazmatycznie, a tymczasem ciotka Alice wysysała z jej szyi krew wielkimi haustami.

Wstrząsnęła mną szybkość, z jaką Agnes się zmieniła: nie przypominała już wcale łagodnej, życzliwej kobiety, która tak często pomagała nam w przeszłości. Patrzyłem ze zgrozą, Alice jednak na widok mojego niesmaku wzruszyła tylko ramionami.

– Zgłodniała, Tomie. Kimże jesteśmy, by ją osądzać? Na jej miejscu zachowalibyśmy się tak samo.

Po paru chwilach Agnes uniosła głowę i uśmiechnęła się szeroko wargami splamionymi krwią.

– Zostanę tu i dokończę – oświadczyła. – Wy ukryjcie się bezpiecznie w tunelu.

– Wkrótce zjawi się więcej nieprzyjaciół, Agnes – przypomniała Alice. – Nie zostawaj zbyt długo.

– Nie obawiaj się, dziecko, wkrótce was dogonię. A jeśli po nich przyjdą następne, tym lepiej!

Z wielką niechęcią zostawiliśmy ją przy posiłku i ruszyliśmy w stronę ossuarium. Budynek wyglądał niemal tak, jak go zapamiętałem z ostatniej wizyty, niecałe dwa lata wcześniej, tyle że młodziutki jawor, który przebił jego dach, był teraz wyższy i szerszy, a liściasta kopuła okrywająca dom umarłych jeszcze grubsza, tak że wewnątrz zalegał gęsty mrok.

Alice wyciągnęła z kieszeni spódnicy ogarek i gdy razem weszliśmy w mrok ossuarium, na końcu knota zamigotał płomyk, ukazując pokryte pajęczynami płaskie nagrobki, a także ciemną dziurę w ziemi prowadzącą do tunelu. Przyjaciółka ruszyła przodem, zaczęliśmy się czołgać. Po jakimś czasie tunel rozszerzył się i mogliśmy wstać, przyspieszając kroku.

Dwakroć przystawaliśmy, by Alice mogła powęszyć, wkrótce jednak minęliśmy niewielkie jeziorko, niegdyś strzeżone przez zabójczego utopca – bezokiego trupa utopionego marynarza, zaklętego magią Mroku. Zniszczyła go jedna z lamii i nie pozostał po nim żaden ślad – rozczłonkowane ciało już dawno zatonęło w mule na dnie. Jedynie słaba nieprzyjemna woń przypominała, że kiedyś było to bardzo niebezpieczne miejsce.

Wkrótce dotarliśmy do podziemnych wrót starożytnej wieży. Szybkim krokiem mijaliśmy ciemne, wilgotne lochy, w niektórych z nich wciąż pozostały szkielety ofiar torturowanych przez klan Malkinów. Teraz nie było tu już żadnych dusz: podczas poprzedniej wizyty mój mistrz dołożył wszelkich starań, by odesłać je wszystkie do światła.

Niedługo znaleźliśmy się w olbrzymiej cylindrycznej podziemnej sali i ujrzeliśmy filar obwieszony łańcuchami: w sumie było ich trzynaście, do każdego uczepiono małe martwe zwierzę: szczury, króliki, kota, psa i dwa borsuki. Pamiętałem ich krew skapującą do zardzewiałego wiadra, teraz jednak stało obok puste, a martwe stworzenia skurczyły się i zaschły.

– Grimalkin twierdziła, że lamie zbudowały ten szafot podczas rytuału – głos Alice zabrzmiał niewiele głośniej od szeptu. – To ofiara dla twojej mamy.

Skinąłem głową. Podczas naszych poprzednich odwiedzin zastanawialiśmy się ze stracharzem, do czego miał służyć ów szafot. Teraz już wiedziałem. Miałem do czynienia z czymś, co zupełnie nie przypominało ciepłej, troskliwej osoby, którą zapamiętałem. Mama żyła znacznie dłużej niż zwykły człowiek i czas spędzony na farmie w roli kochającej żony i matki siedmiu chłopców był dla niej względnie krótki. Wcześniej była pierwszą z lamii; robiła rzeczy, o których wolałem nie myśleć. Dlatego właśnie nigdy nie zdradziłem mistrzowi jej prawdziwej tożsamości. Nie mógłbym znieść świadomości, iż wie o tym, czego dokonała, i że źle o niej myśli.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: