Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kroniki Wardstone 3. Tajemnica starego mistrza - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
18 marca 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Kroniki Wardstone 3. Tajemnica starego mistrza - ebook

Jesień nieubłaganie zbliża się końcowi, noce są coraz dłuższe, a dni chłodniejsze. Niedługo z targanych wiatrem drzew opadną ostatnie liście i Hrabstwo zaśnie w lodowatych objęciach zimy. Nadchodzi czas, by stracharz i jego uczeń – Thomas, udali się do Anglezarke, do zimowej siedziby Mistrza... Tom słyszał już opowieści o złowieszczej, budzącej grozę sadybie, nic jednak nie przygotowało go na spotkanie z ponurą rzeczywistością. Nie tylko domostwo, ale i jego okolice wydają się być przesiąknięte aurą tajemnicy. W przeszłości Starego Mistrza kryje się wiele, aż nazbyt wiele sekretów, które być może nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego. Ponoć prawda zawsze wychodzi na jaw, pytanie tylko – czy to dobrze, czy źle.

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7686-373-3
Rozmiar pliku: 5,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Kto jest kim

Tom

Thomas Ward jest siódmym synem siódmego syna. To oznacza, że urodził się z pewnymi zdolnościami, dzięki którym idealnie nadaje się na stracharza. Widzi i słyszy umarłych, jest naturalnym przeciwnikiem Mroku. Nie znaczy to jednak, że Tom się nie boi – a będzie potrzebował całej swej odwagi, by odnieść sukces tam, gdzie wcześniej zawiodło dwudziestu dziewięciu innych uczniów.

Stracharz

Stracharz jest człowiekiem jedynym w swoim rodzaju. Wysoki i groźny z wyglądu, nosi długi czarny płaszcz z kapturem i nie rozstaje się z laską oraz ze srebrnym łańcuchem. Podobnie jak jego uczeń Tom, jest leworęczny i urodził się jako siódmy syn siódmego syna.

Od ponad sześćdziesięciu lat strzeże Hrabstwa przed stworami Mroku.

Alice

Tom nie potrafi zdecydować, czy Alice jest dobra, czy zła. Dziewczyna umie przepłoszyć łobuzów z wioski, jest spokrewniona z dwoma okrutnymi klanami czarownic (Malkinami i Deane’ami) i zdarza jej się posługiwać czarną magią. Ale nauczono ją tej magii wbrew jej woli i kilka razy pomogła dzięki niej Tomowi w niebezpieczeństwie. Sprawia wrażenie wiernej przyjaciółki – lecz czy można jej ufać?

Mama

Mama Toma zawsze wiedziała, że jej syn zostanie uczniem stracharza. Nazywa go swym darem dla Hrabstwa. Choć jest kochającą matką i świetnie zna się na ziołach, różni się od innych kobiet. Pochodzi z Grecji i niewiele wiadomo o jej przeszłości. Jak również o wielu innych rzeczach z nią związanych…Był zimny, ciemny listopadowy wieczór. Siedzieliśmy z Alice przy kuchennym palenisku z moim mistrzem, stracharzem. Dni robiły się coraz chłodniejsze i wiedziałem, że już niedługo stracharz uzna, że czas ruszać do „zimowego domu” na ponurych moczarach Anglezarke.

Mnie jednak wcale się nie spieszyło. Byłem uczniem zaledwie od wiosny i nigdy jeszcze nie widziałem domu w Anglezarke, ale też jakoś nie czułem szczególnej ciekawości. Tu, w Chipenden, było mi ciepło i wygodnie, i tu właśnie wolałbym spędzić zimę.

Uniosłem wzrok znad książki z łacińskimi czasownikami, których próbowałem się nauczyć, a Alice złowiła moje spojrzenie. Siedziała na niskim stołku tuż obok paleniska, jej twarz oświetlał ciepły blask ognia. Uśmiechnęła się, a ja odpowiedziałem uśmiechem. Alice stanowiła drugi powód, dla którego nie chciałem opuszczać Chipenden. Była moją jedyną przyjaciółką i w ciągu ostatnich kilku miesięcy parę razy ocaliła mi życie. Bardzo się cieszyłem, że zamieszkała z nami: dzięki niej łatwiej znosiłem samotność, towarzyszącą życiu stracharza. Lecz mój mistrz wyznał mi w sekrecie, że Alice wkrótce nas opuści. Nigdy do końca jej nie zaufał, bo wywodziła się z rodziny czarownic. Uważał też, że wkrótce zacznie odciągać mnie od lekcji. Kiedy zatem wyruszymy do Anglezarke, ona nie pójdzie z nami. Biedna Alice nie wiedziała o tym, a ja nie miałem serca jej powiedzieć, toteż na razie cieszyłem się kolejnym cennym wieczorem, spędzonym razem w Chipenden.

Jak się jednak okazało, miał to być ostatni taki wieczór tego roku. Gdy siedzieliśmy z Alice, czytając w blasku ognia, a stracharz drzemał w swym fotelu, nagle nasz spokój zakłóciło bicie dzwonu przyzwania. Na ów dźwięk serce ścisnęło mi się i dreszcz przeszedł przez całe ciało. Bicie dzwonu oznaczało bowiem jedno: wezwanie dla stracharza.

Bo widzicie, nikt nigdy nie odwiedza domu stracharza, choćby dlatego, że oswojony bogin, strzegący domostwa i ogrodu, rozszarpałby na strzępy każdego gościa. Toteż mimo ciemniejącego nieba i zimnego wiatru musiałem pójść do dzwonu w wierzbowym kręgu i sprawdzić, kto potrzebuje pomocy.

Po wczesnej kolacji było mi ciepło i wygodnie, i stracharz zapewne wyczuł mą niechęć do wyjścia. Pokręcił głową, jakby zawiedziony, a jego zielone oczy rozbłysły groźnie.

– Zabieraj się, chłopcze – warknął. – To zła noc. Ktokolwiek tam jest, nie ma ochoty czekać.

Kiedy wstałem i sięgnąłem po płaszcz, Alice posłała mi współczujący uśmiech. Żałowała mnie, ale widziałem też, że cieszy się, iż może siedzieć i grzać ręce, podczas gdy ja muszę wyjść na mroźny wiatr.

Zamknąłem za sobą mocno tylne drzwi i, niosąc w lewej dłoni latarnię, pomaszerowałem przez zachodni ogród i dalej w dół zbocza. Wiatr tymczasem starał się usilnie zerwać mi płaszcz z pleców. W końcu dotarłem do łozin na rozstajach. Było ciemno, lampa rzucała niepokojące cienie, gałęzie i pnie skręcały się niczym groźne łapy, szpony i pyski goblinów. Nad moją głową nagie konary tańczyły i dygotały, a wiatr jęczał i zawodził jak banshee, upiorzyca, ostrzegająca przed nadchodzącą śmiercią.

Lecz te rzeczy niespecjalnie mnie trapiły. Bywałem tu już wcześniej po zmroku, a podczas podróży ze stracharzem spotkałem stwory, od widoku których włosy zjeżyłyby się wam na głowach. Nie przejmowałem się zatem paroma cieniami; spodziewałem się spotkać kogoś znacznie bardziej zaniepokojonego ode mnie. Pewnie to jakiś syn farmera, którego ojciec przysłał i który teraz, dręczony przez duchy, rozpaczliwie złakniony pomocy, umiera ze strachu, bo zbliżył się na pół mili do domu stracharza.

Lecz to nie chłopak czekał między łozinami. Zatrzymałem się zdumiony. Tam bowiem, tuż pod sznurem od dzwonu, stała wysoka postać, odziana w czarny płaszcz i kaptur, z laską w lewej ręce. To był inny stracharz!

Mężczyzna nawet nie drgnął, toteż ruszyłem ku niemu i zatrzymałem się w odległości kilku kroków. Miał szerokie bary, był nieco wyższy od mojego mistrza, nie widziałem jednak jego twarzy, bo kaptur rzucał na nią cień. Przemówił, nim zdołałem się przedstawić.

– Bez wątpienia grzeje się przy ogniu, a ciebie wysyła na ziąb. – Głos nieznajomego ociekał sarkazmem. – Nic się nie zmienia.

– Czy to pan Arkwright? – spytałem. – Jestem Tom Ward, uczeń pana Gregory’ego.

Był to logiczny domysł. Znałem tylko jednego stracharza, mojego mistrza Johna Gregory’ego, wiedziałem jednak, że istnieją też inni. Najbliżej mieszkał Bill Arkwright, wykonujący swój fach po drugiej stronie Caster i dbający o graniczne tereny Hrabstwa na północy. Istniało zatem duże prawdopodobieństwo, że to właśnie on – choć nie potrafiłem zgadnąć, po co przyszedł.

Nieznajomy odciągnął kaptur i odsłonił czarną brodę, przetykaną siwymi nitkami i potarganą szopę czarnych włosów, siwiejących na skroniach. Uśmiechnął się ustami, lecz jego oczy pozostały zimne i twarde.

– Nie twoja sprawa, kim jestem, chłopcze. Lecz twój mistrz dobrze mnie zna.

To rzekłszy, sięgnął za pazuchę, wyciągnął kopertę i wręczył mi. Obróciłem ją w palcach, oglądając szybko. Zapieczętowano ją woskiem i zaadresowano: Do Johna Gregory’ego.

– Teraz już zmykaj, chłopcze. Przekaż mój list i ostrzeż swego mistrza, że wkrótce znów się spotkamy. Będę na niego czekał w Anglezarke!

Zrobiłem, jak kazał, chowając kopertę do kieszeni nogawic, niezwykle rad, że mogę odejść, bo nie czułem się dobrze w obecności owego przybysza. Gdy jednak przeszedłem parę kroków, ciekawość kazała mi się obejrzeć. Ku memu zdumieniu, nie dostrzegłem ani śladu nieznajomego. Choć nie miał czasu przejść więcej niż kilka kroków, zniknął już między drzewami.

Zdumiony, ruszyłem szybko naprzód, nie mogąc się już doczekać powrotu do domu i schronienia przed zimnymi ukąszeniami wiatru. Zastanawiałem się, co kryje w sobie list. W głosie nieznajomego dźwięczała groźna nuta, a z tego, co mówił, wynikało, iż jego spotkanie z moim mistrzem nie będzie należeć do przyjacielskich.

Z kłębiącymi się w głowie myślami minąłem ławkę, na której w cieplejsze dni stracharz udzielał mi lekcji, i dotarłem do pierwszych drzew zachodniego ogrodu. Potem jednak usłyszałem coś, co sprawiło, że zachłysnąłem się ze strachu.

Z ciemności pod drzewami dobiegł rozdzierający ryk gniewu, tak gwałtowny i przerażający, że zamarłem jak sparaliżowany. Ów pulsujący dźwięk słychać było w promieniu kilku mil. Znałem go już. Wiedziałem, że oswojony bogin stracharza zamierza bronić ogrodu. Ale przed czym? Czyżby ktoś przyszedł moim śladem?

Odwróciłem się i uniosłem latarnię, patrząc niespokojnie w ciemność. Może nieznajomy szedł za mną?! Niczego nie zauważyłem, toteż wytężyłem uszy, nasłuchując nawet najlżejszych dźwięków. Słyszałem jednak tylko wiatr wzdychający wśród drzew i odległe ujadanie farmerskiego psa. W końcu, uznawszy że nikt mnie nie śledzi, ruszyłem dalej.

Ledwie postąpiłem krok naprzód, gniewny ryk rozległ się ponownie, tym razem znacznie bliżej. Włosy zjeżyły mi się na karku, poczułem jeszcze większy strach, pojmując, iż to ja jestem obiektem furii bogina. Ale dlaczego miałby być na mnie wściekły? Nie zrobiłem nic złego.

Stałem bez ruchu, nie ważąc się pójść dalej. Bałem się, że nawet najlżejsze poruszenie może wywołać atak. Noc była zimna, lecz na czole zaperlił mi się pot. Czułem, że grozi mi prawdziwe niebezpieczeństwo.

– To tylko Tom! – zawołałem w końcu między drzewa. – Nie ma się czego bać. Przynoszę list dla mojego pana…

Odpowiedział mi warkot, tym razem cichszy i dalszy, toteż po paru niepewnych krokach znów ruszyłem szybko przed siebie. Gdy dotarłem do domu, stracharz czekał w tylnych drzwiach z laską w ręce. Usłyszał bogina i wyszedł sprawdzić, co się stało.

– W porządku, chłopcze? – zawołał.

– Tak! – odkrzyknąłem. – Bogin był zły, ale nie wiem czemu. Już się uspokoił.

Stracharz skinął głową i wrócił do domu, zostawiając kij za drzwiami.

Gdy dotarłem do kuchni, siedział już zwrócony plecami do ognia, grzejąc nogi. Wyciągnąłem z kieszeni kopertę.

– Na rozstajach czekał nieznajomy, ubrany jak stracharz. – Podałem mu list. – Nie chciał zdradzić swojego imienia, ale prosił, żebym dał ci to…

Mój mistrz ruszył naprzód i wyrwał mi list z dłoni. Świeca na stole natychmiast zaczęła migotać, ogień na palenisku przygasł i kuchnię wypełnił nagły chłód. Alice, zaniepokojona, uniosła wzrok i o mało nie spadła ze stołka. Lecz stracharz z coraz większym zdumieniem otworzył kopertę, wydobył z niej list i zaczął czytać.

Kiedy skończył, uniósł brwi, z irytacją marszcząc czoło. Mamrocząc coś pod nosem, cisnął pismo w ogień. Papier natychmiast stanął w płomieniach, zwinął się i poczerniał, a potem rozsypał się w popiół. Ze zdumieniem przyglądałem się mistrzowi: jego twarz wykrzywiała furia, zdawało się, że drży od stóp do głów.

– Jutro wczesnym rankiem, nim pogoda jeszcze się nie pogorszy, ruszamy do mego domu w Anglezarke – warknął, patrząc wprost na Alice. – Ale ty będziesz nam towarzyszyć tylko przez część drogi, dziewczyno. Zostawię cię w pobliżu Adlington.

– Adlington? – powtórzyłem. – To tam przeniósł się twój brat, Andrew, prawda?

– Zgadza się, chłopcze. Ale ona tam nie zamieszka. Na końcu wioski żyje małżeństwo farmerów, którzy są mi winni parę przysług. Mieli wielu synów, lecz niestety tylko jeden przeżył. Co gorsza, ich córka utonęła. Chłopak obecnie pracuje poza domem, a że zdrowie matki zaczyna podupadać, przyda jej się pomoc. To będzie twój nowy dom.

Alice patrzyła na stracharza oczami okrągłymi ze zdumienia.

– Mój nowy dom? To niesprawiedliwe! – wykrzyknęła. – Czemu nie mogę zostać z wami? Czy nie robiłam wszystkiego, co chciałeś?

Od jesieni, gdy mistrz pozwolił zamieszkać Alice w Chipenden, nie postawiła nawet jednego fałszywego kroku. Zarabiała na utrzymanie, sporządzając kopie ksiąg z biblioteki stracharza. Opowiedziała mi też wiele rzeczy, których nauczyła ją ciotka, czarownica Koścista Lizzie, żebym mógł je zapisać i wzbogacić moją wiedzę na temat wiedźm.

– Owszem, dziewczyno, robiłaś to, o co prosiłem, nie mogę narzekać – rzekł mój mistrz. – Ale nie o to chodzi. Nauka fachu stracharza to ciężka praca. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebuje Tom, jest dziewczyna, rozpraszająca jego uwagę. W życiu stracharza nie ma miejsca dla kobiet. W istocie to jedyne, co łączy nas z księżmi.

– Ale skąd ta nagła decyzja? Pomagałam Tomowi, nie odciągałam od nauki – zaprotestowała Alice. – I nie mogłabym pracować ciężej. Czy ktoś napisał coś innego? – spytała ostro, wskazując gestem palenisko, na którym spłonął list.

– Co? – Stracharz zdumiony uniósł brwi, natychmiast jednak zorientował się, o co jej chodzi. – Nie, oczywiście, że nie. Lecz moja prywatna korespondencja nie powinna cię interesować. Poza tym już zdecydowałem. – Przygwoździł ją ostrym spojrzeniem. – Nie będziemy o tym dłużej dyskutować. Będziesz mogła zacząć wszystko od początku. To szansa, byś odnalazła swoje miejsce na tym świecie, dziewczyno. I pamiętaj, ostatnia szansa.

Bez słowa, nie patrząc nawet na mnie, Alice odwróciła się i pomaszerowała gniewnie na górę. Wstałem, żeby pójść za nią i choć trochę pocieszyć, ale stracharz mnie zawołał.

– Zaczekaj tu, chłopcze! Zanim wejdziesz na górę, musimy porozmawiać, więc siadaj.

Zrobiłem, jak kazał, usiadłem przy ogniu.

– Nic, co powiesz, nie przekona mnie do zmiany zdania. Pogódź się z tym, a będzie ci łatwiej – zaczął.

– Może i tak – odparłem. – Ale istniały lepsze sposoby powiedzenia jej o tym. Z pewnością mogłeś przekazać jej to łagodniej.

– Mam ważniejsze zmartwienia niż uczucia dziewczyny – oznajmił stracharz.

Kiedy był w takim nastroju, nie dopuszczał żadnych argumentów, toteż nawet nie strzępiłem języka. Nie byłem rad, ale i tak nic nie mogłem zrobić. Wiedziałem, że mój mistrz podjął decyzję kilka tygodni wcześniej i jej nie zmieni. Osobiście nie rozumiałem, dlaczego musimy w ogóle ruszać do Anglezarke. I czemu teraz, tak nagle? Zapewne miało to coś wspólnego z nieznajomym i tym, co napisał w liście. Bogin też zareagował dziwacznie. Może wiedział, że mam przy sobie list?

– Nieznajomy powiedział, że spotka się z tobą w Anglezarke – wypaliłem. – Nie sprawiał zbyt miłego wrażenia. Kto to był?

Stracharz spojrzał na mnie z irytacją; przez chwilę sądziłem, że nie odpowie. W końcu raz jeszcze pokręcił głową i wymamrotał coś pod nosem, po czym przemówił:

– Nazywa się Morgan, kiedyś był moim uczniem. Dodam, że uczniem, który nie sprostał wymogom, choć pobierał nauki niemal trzy lata. Jak wiesz, nie wszyscy moi uczniowie zostają stracharzami. Nie nadawał się do tej pracy i żywi do mnie urazę, to wszystko. Najpewniej w Anglezarke w ogóle go nie spotkasz. Ale gdyby się tak zdarzyło, nie zbliżaj się do niego. Zwiastuje wyłącznie kłopoty, chłopcze. A teraz zabieraj się na górę. Jak mówiłem, wyruszamy jutro rano.

– Czemu musimy przenieść się do Anglezarke na zimę? – spytałem. – Nie moglibyśmy zostać tutaj? Czy w tym domu nie byłoby nam wygodniej? – Według mnie to po prostu nie miało sensu.

– Dość już pytań zadałeś jak na jeden dzień. – W głosie stracharza dźwięczała irytacja. – Ale odpowiem ci. Nie zawsze robimy coś dlatego, że tego chcemy. A jeśli pragniesz wygód, to nie fach dla ciebie. Czy ci się to podoba, czy nie, tamtejsi ludzie nas potrzebują – zwłaszcza gdy noce stają się dłuższe. Jesteśmy potrzebni, toteż tam idziemy. A teraz uciekaj do łóżka i ani słowa więcej!

Nie była to odpowiedź, na którą liczyłem, ale stracharz miał zawsze dobry powód, by postępować, jak postępował, a ja jako uczeń jeszcze wiele musiałem się nauczyć. Toteż posłusznie skinąłem głową i poszedłem do siebie.Alice siedziała na schodach przed moim pokojem. Czekała na mnie. Stojąca obok świeczka rzucała na drzwi roztańczone cienie.

– Nie chcę stąd odchodzić, Tom – rzekła, podnosząc się. – Byłam tu szczęśliwa, o tak. Jego zimowy dom też nie byłby zły. Stary Gregory nie jest dla mnie sprawiedliwy!

– Przykro mi, Alice. Zgadzam się, ale podjął już decyzję. Nic nie mogę zrobić.

Widziałem, że płakała, ale nie miałem pojęcia, co jeszcze mógłbym rzec. Nagle chwyciła mnie za lewą rękę i ścisnęła mocno.

– Dlaczego zawsze jest taki? – spytała. – Czemu tak bardzo nienawidzi kobiet i dziewcząt?

– Myślę, że w przeszłości ktoś go zranił – odparłem łagodnie. Niedawno dowiedziałem się kilku rzeczy o moim mistrzu, lecz jak dotąd zachowałem je dla siebie. – Posłuchaj, powiem ci coś teraz, Alice, ale musisz przyrzec, że nie powtórzysz nikomu i nigdy nie zdradzisz stracharzowi, że usłyszałaś o tym ode mnie.

– Przyrzekam – wyszeptała, patrząc na mnie wielkimi oczami.

– Pamiętasz, jak o mało nie wtrącił cię do dołu po powrocie z Priestown?

Alice przytaknęła. Mój mistrz rozprawiał się z bezecnymi czarownicami, więżąc je w dołach. Jakiś czas temu zamierzał postąpić podobnie z Alice, choć tak naprawdę na to nie zasłużyła.

– Pamiętasz, co wtedy zawołałem?

– Niedokładnie słyszałam, Tom. Szarpałam się, byłam przerażona. Lecz cokolwiek powiedziałeś, zadziałało, bo zmienił zdanie. Zawsze będę ci za to wdzięczna.

– Przypomniałem mu tylko, że Meg nie uwięził w dole, więc nie powinien tego robić z tobą.

– Meg? – przerwała mu Alice. – Kto to? Nigdy wcześniej o niej nie słyszałam.

– Meg to czarownica, czytałem o niej w jednym z dzienników stracharza. Jako młodzieniec zakochał się w niej i chyba złamała mu serce. A co więcej, wciąż mieszka gdzieś w Anglezarke.

– Jaka Meg?

– Skelton.

– Nie, to nie może być prawda. Meg Skelton pochodziła z obcego kraju. Wróciła do domu wiele lat temu, wszyscy o tym wiedzą. Była lamią i tęskniła do swoich.

Sporo dowiedziałem się na temat lamii z książki w bibliotece stracharza. Większość z nich pochodziła z Grecji, gdzie kiedyś żyła moja mama. Dzikie lamie żywiły się ludzką krwią.

– Cóż, Alice, masz rację, że nie urodziła się w Hrabstwie, ale stracharz mówi, że wciąż tu jest i poznam ją tej zimy. Może nawet mieszka w jego domu…

– Nie bądź durniem, Tom. To raczej mało prawdopodobne. Jaka kobieta o zdrowych zmysłach zechciałaby z nim zamieszkać?

– Nie jest taki zły, Alice – przypomniałem jej. – Żyjemy w tym samym domu od tygodni i byliśmy tu szczęśliwi.

– Jeśli Meg mieszka tam u niego – twarz Alice rozjaśnił złośliwy uśmieszek – nie zdziw się, jeżeli uwięził ją w dole.

Odpowiedziałem uśmiechem.

– Przekonamy się, kiedy tam dotrzemy.

– Nie, Tom. Ty się przekonasz. Ja będę mieszkać gdzie indziej. Pamiętasz? Ale nie jest tak źle, bo Adlington leży blisko Anglezarke – dodała. – To niedaleko, więc będziesz mnie mógł odwiedzać, Tom. Prawda? Zrobisz to? Dzięki temu nie będę taka samotna…

Choć nie byłem pewien, czy stracharz pozwoli mi złożyć jej wizytę, chciałem, by poczuła się lepiej. Nagle przypomniałem sobie Andrew.

– A co z Andrew? – spytałem. – To jedyny żyjący brat stracharza, teraz mieszka i pracuje w Adlington. Mój mistrz z pewnością zechce się z nim widywać, skoro będą tak blisko siebie. I pewnie zabierze mnie ze sobą. Założę się, że często będziemy zaglądać do wioski, toteż będę cię mógł odwiedzać.

Wówczas Alice uśmiechnęła się i wypuściła moją dłoń.

– W takim razie dopilnuj tego, Tom. Będę cię oczekiwać, nie zawiedź mnie. I dziękuję, że opowiedziałeś mi to wszystko o starym Gregorym. Zakochany w wiedźmie, co? Kto by pomyślał, że ma to w sobie.

To rzekłszy, chwyciła świeczkę i wspięła się po schodach. Wiedziałem, że będę za nią tęsknił, ale znalezienie pretekstu do złożenia wizyty mogło okazać się trudniejsze, niż mówiłem. Stracharz nie przepadał za dziewczętami i po wielokroć powtarzał mi, bym się ich strzegł. Opowiedziałem Alice o moim mistrzu dość, może nawet za dużo. Ale w przeszłości stracharza kryła się nie tylko Meg, był też związany z inną kobietą, Emily Burns, zaręczoną już z jednym z jego braci. Brat ów teraz nie żył, lecz skandal podzielił rodzinę, powodując wiele kłopotów. Emily ponoć także mieszkała gdzieś w pobliżu Anglezarke. Każda historia ma dwie strony i nie zamierzałem oceniać stracharza, póki nie dowiem się więcej; mimo wszystko jednak oznaczało to dwakroć tyle kobiet, co w życiu większości mężczyzn z Hrabstwa. Stracharz z pewnością wiele przeżył!

Wróciłem do siebie i postawiłem świecę na stoliku obok łóżka. Na ścianie u jego stóp widniało wiele nazwisk, wyskrobanych tam przez poprzednich uczniów. Niektórzy z powodzeniem zakończyli nauki: nazwisko Billa Arkwrighta też tam było, w lewym górnym rogu. Wielu się nie udało i musieli przerwać termin. Niektórzy nawet zginęli. W drugim kącie widziałem nazwisko Billy’ego Bradleya. Był uczniem przede mną, ale popełnił błąd i bogin odgryzł mu palce. Billy zmarł z powodu wstrząsu i wykrwawienia.

Tej nocy starannie obejrzałem ścianę. Z tego, co wiedziałem, każdy, kto mieszkał w tym pokoju, zapisał na niej swe imię, łącznie ze mną. Zrobiłem to małymi literkami, bo nie zostało wiele miejsca, ale jednak tam było. Lecz jednego imienia brakowało. Jeszcze raz uważnie przebiegłem wzrokiem ścianę, by się upewnić, ale miałem rację: nie dostrzegłem na niej żadnego „Morgana”. Ale czemu? Stracharz mówił, że był jego uczniem. Dlaczego zatem nie dodał swojego nazwiska?

Czym Morgan różnił się od innych?

* * *

Następnego ranka, po szybkim śniadaniu, spakowaliśmy się i przygotowaliśmy do drogi. Tuż przed wyjściem zakradłem się do kuchni, by się pożegnać z oswojonym boginem stracharza.

– Dziękuję za wszystkie posiłki, które przyrządziłeś – powiedziałem w pustkę.

Nie byłem całkiem pewien, czy stracharz z zadowoleniem przyjąłby moją wizytę w kuchni i podziękowania: stale powtarzał, że nie należy zbytnio bratać się ze „służbą”.

Wiedziałem jednak, iż bogina ucieszyły podziękowania, bo gdy tylko przemówiłem, spod kuchennego stołu dobiegło mnie mruczenie tak głośne, że zagrzechotały rondle i patelnie. Bogin zazwyczaj pozostawał niewidzialny, lecz od czasu do czasu przybierał postać wielkiego, rudego kota.

Zawahałem się, przywołując całą swą odwagę. Nie byłem pewien, jak bogin zareaguje na moje słowa.

– Przykro mi, że wczoraj w nocy tak cię rozzłościłem. Wykonywałem tylko swoją pracę. Czy to list tak cię zaniepokoił?

Bogin nie mówił, wiedziałem zatem, że nie odpowie słowami. To instynkt kazał mi zadać to pytanie, przeczucie, że tak należało postąpić.

Nagle w kominie świsnęło, poczułem lekką woń sadzy. Z paleniska wyleciał skrawek papieru i wylądował na dywanie. Schyliłem się i podniosłem go; był przypalony na krawędziach, a jego część skruszyła mi się w palcach, pojąłem jednak, że to wszystko, co zostało z dostarczonego przeze mnie listu Morgana.

Na spalonym kawałku papieru widniało kilka słów. Wpatrywałem się w nie długą chwilę, nim zrozumiałem, co znaczą.

Daj mi to, co do mnie należy albo pożałujesz, że kiedykolwiek się urodziłeś. Możesz zacząć od

To wszystko, wystarczyło jednak, by mi powiedzieć, że Morgan grozi mojemu mistrzowi. O co w tym chodziło? Czy stracharz coś mu odebrał? Coś, co z prawa mu się należało? Nie mogłem sobie wyobrazić stracharza, który cokolwiek kradnie, po prostu taki nie był. Te słowa w ogóle nie miały sensu.

Z zamyślenia wyrwał mnie krzyk mistrza, stojącego przy drzwiach frontowych.

– No chodź, chłopcze! Co ty kombinujesz? Nie guzdraj się, nie mamy całego dnia!

Zgniotłem papierek i wrzuciłem z powrotem do paleniska, po czym zabrałem kij i pobiegłem do drzwi. Alice stała już na zewnątrz, lecz stracharz czekał w progu i przyglądał mi się podejrzliwie. U jego stóp leżały dwie torby. Niewiele rzeczy spakowaliśmy, ale i tak musiałem dźwigać obie.

Teraz stracharz dał mi już moją własną torbę, choć jak dotąd nie miałem zbyt wiele dobytku, który mógłbym do niej schować. Zawierała jedynie srebrny łańcuch, podarowany przez mamę, krzesiwo i hubkę, pożegnalny prezent od taty, moje notesy i parę ubrań. Niektóre skarpetki cerowałem tyle razy, że były niemal w całości udziergane z nowych nici. Stracharz kupił mi na zimę bardzo ciepły barani kożuch; założyłem go pod płaszcz. Miałem też własny kij – nowiutki, mistrz sam go wyciął z jarzębiny, świetnie działającej na większość czarownic.

Stracharz, mimo niechęci, jaką darzył Alice, ją także hojnie obdarował. Miała nowy zimowy płaszcz z czarnej wełny, sięgający niemal kostek, z kapturem chroniącym uszy przed mrozem.

Chłód zdawał się niespecjalnie wadzić stracharzowi, który zimą nosił ten sam płaszcz i kaptur co wiosną i latem. Przez ostatnich kilka miesięcy chorował, teraz jednak wydawało się, że odzyskał siły i był równie zdrów, jak kiedyś.

Zamknął za nami frontowe drzwi, mrużąc oczy, spojrzał w zimowe słońce i ruszył naprzód zdecydowanym krokiem. Dźwignąłem obie torby i podążyłem za nim najszybciej, jak umiałem. Alice dreptała za mną.

– A przy okazji, chłopcze – zawołał przez ramię stracharz. – W drodze na południe zatrzymamy się na farmie twojego ojca. Wciąż jest mi winien dziesięć gwinei, ostatnią część zapłaty za szkolenie!

Żałowałem, że muszę opuścić Chipenden, bo polubiłem dom i ogrody i było mi przykro, że musimy rozstać się z Alice. Ale przynajmniej będę miał okazję znów zobaczyć mamę i tatę. Serce zabiło mi mocniej ze szczęścia, pomaszerowałem naprzód z nowym zapałem. Zmierzałem do domu!Podczas marszu na południe co chwila oglądałem się na wzgórza. Spędziłem tak wiele czasu, spacerując tam pod chmurami, że niektóre wydawały mi się starymi przyjaciółmi, zwłaszcza Pika Parlicka, szczyt najbliższy domu stracharza. Lecz pod koniec drugiego dnia marszu te wielkie, znajome wzgórza stały się jedynie niską, fioletową linią na horyzoncie. Byłem bardzo rad z nowego kożucha. Pierwszą noc spędziliśmy, marznąc w pozbawionej dachu stodole. A choć wiatr osłabł, a na niebie świeciło blade słońce, z każdą godziną robiło się coraz zimniej.

W końcu zbliżyliśmy się do domu. Mój zapał i niecierpliwość rosły z każdym krokiem. Rozpaczliwie pragnąłem zobaczyć się z tatą. Podczas ostatniej wizyty właśnie dochodził do siebie po poważnej chorobie i raczej nie miał szans na odzyskanie pełni sił. I tak już wcześniej zamierzał się wycofać i na początku zimy przekazać farmę memu starszemu bratu, Jackowi, choroba jednak wszystko przyspieszyła. Stracharz nazywał dom farmą mego ojca, ale tak naprawdę już nią nie była.

Wreszcie zobaczyłem w oddali stodołę i znajomy budynek z pióropuszem dymu, wznoszącym się z komina. Otaczające go pola i nagie drzewa wyglądały ponuro i zimowo, i nagle zapragnąłem ogrzać dłonie przy kuchennym ogniu.

* * *

Mój mistrz zatrzymał się na końcu drogi.

– No, chłopcze, nie sądzę, by twój brat i jego żona ucieszyli się na nasz widok. Fach stracharza budzi lęk u większości ludzi, nie powinniśmy zatem mieć im tego za złe. Ruszaj i przynieś pieniądze, my z dziewczyną zaczekamy tutaj. Bez wątpienia nie możesz się już doczekać spotkania z rodziną, ale nie zwlekaj dłużej niż godzinę. Gdy ty będziesz siedział przy ciepłym ogniu, my będziemy marzli tutaj!

Miał rację. Mój brat Jack i jego żona nie przepadali za fachem stracharza i ostrzegli mnie w przeszłości, bym nie sprowadzał pracy za ich próg. Zostawiłem zatem Alice z mistrzem i pobiegłem dróżką na farmę. Gdy otworzyłem bramę, rozszczekały się psy i Jack wyłonił się zza rogu. Odkąd zostałem uczniem stracharza, niezbyt dobrze się dogadywaliśmy, lecz teraz wyraźnie ucieszył się na mój widok. Jego twarz rozjaśnił szeroki uśmiech.

– Dobrze cię znów widzieć, Tom – rzekł, obejmując mnie ramieniem.

– Ciebie też, Jack. Ale powiedz, jak się miewa tato?

Uśmiech zniknął z twarzy mego brata równie szybko, jak się pojawił.

– Po prawdzie, Tom, nie sądzę, by czuł się dużo lepiej niż wtedy, gdy byłeś tu ostatnio. Niektóre dni są lepsze, lecz rankiem kaszle i odpluwa tak mocno, że ledwie dycha. Boli mnie, gdy to słyszę. Chcemy mu pomóc, ale nic nie możemy zrobić.

Ze smutkiem pokręciłem głową.

– Biedny tato. Jestem w drodze na południe, gdzie spędzę zimę, i wpadłem po resztę pieniędzy, które ojciec jest winien stracharzowi. Bardzo chciałbym zostać, ale nie mogę. Mój mistrz czeka na końcu drogi, mamy wyruszyć za godzinę.

Nie wspomniałem o Alice. Jack wiedział, że jest siostrzenicą czarownicy i bardzo jej nie lubił. Raz już skrzyżowali klingi, nie chciałem oglądać powtórki.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: