Krótka wędrówka - ebook
Krótka wędrówka - ebook
Książka „Krótka wędrówka” pokazuje wartość i piękno religii katolickiej. Skierowana jest do ludzi niewierzących oraz słabej wiary. Napisana została z okazji Roku Wiary na podstawie źródeł katolickich. Zapraszam do przeczytania.
Spróbuj otworzyć się na Boga. Nie udawaj, że Go nie ma. Uwierz! On jest najlepszym lekarzem.
Tytuł „Krótka wędrówka” nawiązuje do wędrówki człowieka po ziemi. Życie ludzkie jest bardzo krótkie i nie warto robić złych rzeczy, bo nie starcza później czasu na ich naprawę. Henryka z Heleną wybrały się na pielgrzymkę do Częstochowy. Nigdy nie przypuszczały, że przeżyją tyle wrażeń i emocji, najpiękniejsze jednak chwile były związane z nawracaniem się ludzi.
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-63506-28-5 |
Rozmiar pliku: | 2,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
To wszystko wydarzyło się ponad 2000 lat temu w Nazarecie, w Galilei, malutkim miasteczku w Ziemi Świętej. Wtedy to Maryję nawiedził archanioł Gabriel. Najświętsza Maria Panna powiedziała wówczas „tak”, dzięki czemu stała się Matką Mesjasza, Jezusa Chrystusa, zapowiedzianego wszystkim narodom. Po tym wydarzeniu, gdy minęło 50 lat i więcej, czterech fenomenów: Mateusz, Marek, Łukasz i Jan pod natchnieniem Ducha Świętego opisało całe życie Jezusa, od narodzin aż do zmartwychwstania. Zostało to nazwane „dobrą nowiną”, co w języku greckim oznacza ewangelię. Nauki zawarte w Ewangeliach są wciąż aktualne, żywe, bo rozchodzą się po całym świecie każdego dnia. Zawierają one pewien kodeks praw stworzony dla istot ludzkich, gdzie na pierwszym miejscu jest Pan Bóg. Rolą człowieka jest podporządkowanie się tym prawom. Spisane są one w Biblii, aby zachowany był porządek i ład moralny tutaj na ziemi, a po śmierci, aby mógł człowiek osiągnąć zbawienie. Pan Bóg każdą istotę ludzką, która da się prowadzić za rękę ocali i da mu wieczną szczęśliwość. Tak zrodziło się chrześcijaństwo. Powstała piękna religia, w której kluczowe miejsce zajęła obok Jezusa, Jego Matka Maryja. W Nazarecie zaś, w miejscu, gdzie urodził się Jezus, powstało pierwsze przepiękne sanktuarium maryjne. Dzisiaj nie ma kraju na świecie, w którym nie byłoby chociaż jednego sanktuarium poświęconego Matce Bożej. Maryja stała się tak ważna, że swoją obecnością wypełnia świat na wszystkich kontynentach. Niektóre miejsca wielkiego kultu maryjnego stały się, poprzez obfitość łask, którymi promieniują, znanymi sanktuariami międzynarodowymi, odwiedzanymi przez miliony pielgrzymów każdego roku. Sanktuariów jest tak wiele, że nie jest możliwością nawet wymienić wszystkich. Warto nadmienić tylko, że w Polsce, w jednym z krajów europejskich, Polacy szczególnie czczą Czarną Madonnę w Częstochowie.Rozdział 1
Henryka, dzięki kościołowi w swoim mieście, stała się pobożną kobietą, podobnie jak wiele innych parafianek. Była wdzięczna swojemu kościołowi, że odprawiał przepiękne nabożeństwa, które tak wciągały, że z czasem nie można było bez nich żyć. Dzięki temu pokochała też modlitwę. Najbardziej podobała się jej modlitwa do Matki Bożej Częstochowskiej, której nauczyła się na pamięć. Brzmi ona w ten sposób:
„O Maryjo, nasza droga Pani Częstochowska, spójrz łaskawie na Twoje dzieci w tym udręczonym i grzesznym świecie. Obejmij nas Swoją kochającą i Macierzyńską opieką. Broń naszej młodzieży od bezbożnych ścieżek; pomóż naszym drogim dzieciom dożyć sędziwego wieku, aby się przygotowały do podróży do domu Ojca; osłoń nasze bezbronne, nienarodzone dzieci od horroru aborcji i bądź naszą siłą przeciw wszystkim grzechom. Zachowaj Twoje dzieci od wszelkiej nienawiści, dyskryminacji i wojny. Napełnij nasze serca, nasze domy i nasz świat tym pokojem i miłością, która pochodzi od Twojego Syna, którego Ty obejmujesz tak czule. O, Królowo i Matko, bądź naszą Pocieszycielką i Siłą! W Imię Jezusa my modlimy się. Amen”.
W młodości Henryka podróżowała trochę po świecie i miała to szczęście, że widziała niektóre miejsca kultu religijnego, poświęconego Najświętszej Panience. Gdyby ktoś ją zapytał, które było najpiękniejsze z tych, co widziała, nie umiałaby dać jednoznacznej odpowiedzi. Wszystkie były piękne. Wszystkie były przebogate, dostojne i tchnęły swoją indywidualnością. I wszystkie one stworzone były specjalnie dla Maryi, Matki Boga: prostej, pięknej i świętej niewiasty, która objawiła się wielu ludziom na ziemi i odegrała wielką rolę w zbawieniu człowieka.
Henryka lubiła modlić się w swoim kościele pw. św. Ludwika we Włodawie. Przychodziła do niego od dzieciństwa. Miała swoje stałe miejsce w ławce naprzeciw ołtarza. Pogrążając się w modlitwie i uczestnicząc we mszy świętej, wyciszała się wewnętrznie. A tak naprawdę to uciekała od otaczającego ją złego świata. Kościół był jej przystanią, w której czuła się bezpiecznie i gdzie było jej dobrze. Była wdzięczna kościołowi, że istniał, że zawsze był otwarty i zawsze można było tam wejść. Była szczęśliwa zwłaszcza wtedy, gdy nie miała dokąd pójść.
W roku 1992 kościół we Włodawie nad Bugiem wrócił w ręce braci paulinów, którzy sprowadzili do niego kopię obrazu jasnogórskiego, przedstawiającego Maryję z dzieciątkiem na rękach. Od tego momentu Henryka uwagę swą przeniosła z tabernakulum na obraz Pani Jasnogórskiej widniejącego nad nim. Uwielbiała specjalne nabożeństwa maryjne. Mogła w nieskończoność przyglądać się twarzy Maryi, która w jej oczach była bardzo smutna, zatroskana, pełna bólu wewnętrznego, ale jednocześnie piękna i posiadająca swój majestat.
Henryka urodziła się dziesięć lat po drugiej wojnie światowej w bardzo biednej rodzinie. Nie znała na tyle Boga, aby móc zrozumieć swoje przyjście na świat. Nikt jej tego nie wyjaśnił. Po co się urodziła, sama nie wiedziała, ponieważ w swoim środowisku zawsze było jej źle i czuła się bardzo nieszczęśliwa. Nie raz przeklinała Boga za to, że ją stworzył. Miała pretensje do Niego, że stworzył złych ludzi i w tym świecie przyszło jej żyć. Nie rozumiała, po co Pan Bóg zrobił z niej świadka niemoralnych wydarzeń, gdzie zło goniło zło i nigdy nie wiadomo było, gdzie jest początek, a gdzie koniec. A w tym wszystkim bezbronny, biedny człowiek ogarnięty niemocą, bezsilny.
Panujący system polityczny pozbawiał społeczeństwo wartości moralnych, zmuszał ludzi do dziwnych rzeczy, do osobistego zniewolenia. Na przykład obowiązkowe było uczestnictwo w Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej czy przynależność do służb bezpieczeństwa, zmuszano do wielu innych złych rzeczy, które doprowadzały ludzi do utraty godności osobistej. Ludzie często nawet sami nie wiedzieli, byli nieświadomi, jak odbierało się im człowieczeństwo, jak zacierały się różnice między dobrem a złem. Wielu z nich uciekało za granicę, jeśli tylko mieli taką możliwość, a ci, co pozostali w kraju modlili się bardzo gorąco, bo dla wielu z nich modlitwa była ostateczną nadzieją na przetrwanie.
Było to 1.08.1995 roku. W tym dniu wyruszała piętnasta z kolei piesza pielgrzymka z Włodawy do Częstochowy. Pielgrzymi mieli do pokonania 450 kilometrów. Henryka zawsze marzyła o pójściu na pielgrzymkę, ale w jej przypadku tylko na marzeniach się kończyło. Było jej po prostu bardzo trudno wyrwać się od obowiązków dnia codziennego. Zawsze coś wypadało. Jednak tym razem chęć przeżycia tak wielkiej przygody okazała się silniejsza niż wszystko inne. Sama osobiście wiedziała, że Maryja istnieje. Nie mogła zapomnieć, jak przyszła do niej pewnej nocy w szpitalu, gdy leżała w bólach porodowych. Była w kolorze nieba, promienista i miała wyciągnięte dłonie. Przyszła po jej dziecko, dziewczynkę. Po kilku latach po tym wydarzeniu, po zagojonych już w sercu ranach i gdy ból został lekko przyćmiony, nastał w końcu ten piękny dzień. Przyszedł ten wymarzony dzień, że ona również stała się pątniczką. Ostatniej nocy przed wymarszem źle spała, ponieważ głowa jej pełna była obaw i pytań bez odpowiedzi. Tłumaczyła sobie, że przecież jest zdrowa, że nic jej nie dolega i nie powinno być problemów. Poza tym bała się, aby nie zaspać, bo całe jej przygotowanie poszłoby na marne.
Wyszła z domu o godzinie 6.00, pozostawiając śpiących jeszcze domowników. Oddała bagaż do stojącego przy kościele samochodu ciężarowego i weszła do świątyni. Punktualnie o godzinie 7.00 rozpoczęła się msza święta, celebrowana przez przeora parafii. Henryka miała mieszane uczucia. Tak naprawdę to nie lubiła sama siebie. Czuła się bardzo grzeszna. Czuła, że jej dusza jest bardzo uboga i nieświadoma wielu rzeczy. Przyszła jej nawet do głowy myśl, że nie jest godna, aby uczestniczyć w pielgrzymce. W kościele był tłum ludzi, ponieważ oprócz pątników byli ci, którzy ich odprowadzali. Poranna msza święta, przy pełnym oświetleniu wnętrza, była cudowna. Henryka była bardzo wzruszona. W oczach kręciły się jej łzy szczęścia. Nie mogła uwierzyć, że znalazła się w środowisku, które czciło tak głęboko Maryję. Że stała się pewną jego cząstką. Że razem z nimi będzie iść tak daleko, do Częstochowy, aby powierzyć Jej to wszystko, co skrywała w sercu. Chciała tak jak inni powierzyć Jej swoje troski, zmartwienia, problemy dnia codziennego: aby Jej dziękować, aby Ją czcić, uwielbiać. – Jak bardzo jesteś wspaniała, Matko – myślała Henryka. – Jakim jesteś fenomenem, że przyjmujesz wszystkich, którzy do Ciebie idą, którzy się do Ciebie zwracają. Wytarła oczy chusteczką i postanowiła skoncentrować się na kazaniu.
Przeor był wysokim mężczyzną, dobrze zbudowanym, o jasnej cerze i uśmiechniętym spojrzeniu. Na głowie była już widoczna nieznaczna łysina. W jego głosie brzmiało przekonanie, że to, co mówi jest prawdą.
– Kochani pielgrzymi. Dzisiaj jest szczególny dzień. Dlatego chciałbym powiedzieć wam coś na temat naszej wiary. – Nastąpiła dłuższa przerwa, a po namyśle kontynuował swój wywód.– Statystyki podają, że chrześcijaństwo wyznaje 30% ludności świata. Oznacza to, że około 2,7 miliarda jest ludzi wierzących. Większość z nich stanowią katolicy – około 1,1 miliarda. Ale chrześcijanami są również takie wyznania jak: protestanci, prawosławni, zielonoświątkowcy, anglikanie, świadkowie Jehowy, Żydzi mesjanistyczni. Chrześcijaństwo zlokalizowane jest szczególnie w Europie oraz na terenach skolonizowanych przez Europejczyków – Ameryce i Australii. Oprócz chrześcijaństwa istnieje też druga wielka na świecie religia skupiająca 1,2 miliarda wyznawców. Nazywa się islam i zlokalizowana jest głównie na Bliskim Wschodzie, w Azji i Afryce. Istnieje również buddyzm, judaizm i hinduizm. – Znów nastąpiła krótka przerwa. Przeor przestąpił z nogi na nogę, odetchnął głęboko i spokojnie mówił: – Kochani, zobaczcie, ile mamy na świecie ludzi wierzących w Boga. Jeśli spojrzelibyśmy na statystyki, to według nich powinniśmy mieć raj na ziemi, ponieważ każda wiara jest czymś dobrym, pięknym. A co pokazuje życie? Życie pokazuje, że podziały na religie utworzone zostały przez ludzi. Między religiami istnieje niepotrzebna rywalizacja. Jedna chce być lepsza od drugiej, co w rezultacie prowadzi do prześladowań, do terroryzmu, do zniewalania człowieka i do wojen. Giną ludzie. W sumie do zła. – Przeor w tym momencie spuścił głowę i ściszył głos, mówił bardzo przekonywająco. – To wszystko jest niepotrzebne, to wszystko nie powinno mieć miejsca między ludźmi tutaj, na ziemi. Uważam, że nieważne jest, jak religia ma na imię. Każda powinna być dobra jak chleb powszedni. Nieważne też jest, jak Bóg ma na imię w poszczególnych religiach. Człowiek wierzący, a zwłaszcza chrześcijanin powinien wiedzieć, że Bóg jest jeden dla wszystkich ludzi na całym świecie, i tylko w Bogu mieści się dobro całego świata. W naturze człowieka od początku swego istnienia jest pragnienie religijności, czyli szczęścia, sprawiedliwości, spełnienia, pełni życia. Człowiek radykalnie potrzebuje Boga, bo sam z siebie skazany jest na klęskę. To jest proste i powinno być zrozumiałe dla każdego. Nie budzi żadnej wątpliwości fakt, że po naszej pielgrzymce tu, na ziemi staniemy twarzą w twarz z jednym Bogiem niezależnie od przynależności. Każdy umrze, a Pan Bóg cię zapyta: człowieku, pokaż swoje ręce, czy są czyste, pokaż swoje serce, czy mieszka w nim miłość.
Przeor zamilkł. Wierni byli wyciszeni. Po chwili mówił dalej:
– Kochani pielgrzymi. Cieszę się, że chcecie iść śladami Boga i przeżyć piękną przygodę w poznaniu Go. Właśnie na pielgrzymce jest ku temu najlepsza okazja. – Na twarzy przeora coraz częściej pojawiał się uśmiech. Jego twarz powoli się rozjaśniała. – Bo tak naprawdę, to wiele jest dróg, które prowadzą do Boga i do wspólnoty z Nim. Podczas prawdziwie przeżywanej wędrówki zobaczycie, jak otaczająca was przyroda przemówi do waszych zmysłów. Wasze serca, gdy się otworzą, odczują miłość i chwałę Bożą objawioną w dziele Jego rąk, w prawach natury. – W tym momencie mówiący zaczerpnął powietrza i dalej ciągnął swoją myśl: – To Bóg was zaprasza na pielgrzymkę, byście popatrzyli na to, co stworzył, i zastanowili się sami nad sobą, nad swoim charakterem. Byście mogli przyjrzeć się temu, co robicie, jak postępujecie w swoim życiu i kim tak naprawdę jesteście. Zastanówcie się przez chwilę i pomyślcie, jak doskonale stworzony jest wszechświat i wszystko to, co w nim istnieje. Każda gwiazdeczka na niebie ma swoje miejsce i przeznaczenie. Tak samo jest z człowiekiem. Bóg stworzył istotę ludzką również doskonałą i wobec każdej ma swój plan. Każdy z nas jest więc taką gwiazdeczką we wszechświecie, która powinna świecić. Nie wolno się więc buntować, lecz swoje życie zawierzyć właśnie Jemu, temu Jedynemu. Gdyby ludzie głęboko wierzyli w Boga, to życie wielu z nich na pewno nie byłoby takie ciężkie, zgorzkniałe i pełne rozczarowań. Bo dla Niego żadne troski nie są kłopotami ani ciężarem. Gdybyście tylko potrafili to zrobić, to przekonalibyście się, że dusza wasza stałaby się spokojna jak nigdy. Zrozumielibyście również, jak cennym skarbem jest spokój duszy. Kochani pielgrzymi – powiedział na zakończenie przeor. – Będziecie przeżywać waszą dwutygodniową pielgrzymkę właśnie z Bogiem. To On przemówi do was poprzez słowo Boże, poprzez Ewangelię, poprzez modlitwę, rekolekcje w drodze, pojednanie i życie we wspólnocie. Tą drogą zajdziecie do Maryi, do naszej polskiej Częstochowy, gdzie zaniesiecie swoje serca, w których ukryty jest niejednokrotnie ból, udręki i utrapienia. Tam też otworzycie swoje serca, bo przecież idziecie do tej najpiękniejszej i najlepszej z Matek, która zrozumie każdego. Ona na was już czeka, czeka na każdego z was i żadnej prośby nie odrzuci. Życzę wszystkim szerokiej i szczęśliwej drogi. Szczęść Boże.
Mszy świętej towarzyszyła piękna muzyka organowa i wielka jasność dzięki stuprocentowemu oświetleniu kościoła, co podkreślało jej uroczysty charakter. Wewnątrz było duszno. Zaraz po zakończeniu mszy świętej ponad stu pielgrzymów stało już na placu przed kościołem. Plac ten na pierwszy rzut oka nie wydawał się duży, jednak pomieścił wszystkich. Mimo że ludzie pomiędzy sobą rozmawiali skupieni w grupkach, przekazując sobie wzajemnie ostatnie rady i wskazówki, to panowała ogólna cisza. Powietrze z rana było rześkie, a na błękitnym niebie nie było widać żadnej chmurki, co zapowiadało piękny, słoneczny dzień.
Henryka była sama. Myślała o odprawionej mszy świętej. Doszła do wniosku, że wiele słyszała w życiu pięknych kazań, doznawała wielu wzruszeń, słuchając ich, ale później niewiele zapamiętywała. Nawet teraz, gdyby ktoś poprosił ją, aby powtórzyła dokładnie to, co usłyszała, to na pewno miałaby trudności. Stanęła z boku, aby nikomu nie przeszkadzać i przyglądała się ludziom z ciekawością. Wszyscy byli ubrani zgodnie z regulaminem pielgrzymkowym. Skromnie, zdrowo i wygodnie. Spodnie za kolana, a koszulki zakrywające ramiona. Nawet dzieci musiały podporządkować się regulaminowi. Obowiązkowe też było nakrycie głowy oraz wygodne, mocne i rozchodzone buty. W podręcznym bagażu: peleryna od deszczu, modlitewnik, karta uczestnika pielgrzymki, śpiewnik, notes, długopis oraz różaniec.
Każdy uczestnik pielgrzymki musiał być u spowiedzi przed wyjściem w trasę. Grupa włodawska była siedemnastą z kolei grupą i charakterystyczne było to, że każdy jej uczestnik posiadał znaczek oraz jedwabną, pomarańczową chusteczkę. Kategoryczny był zakaz palenia tytoniu i spożywania alkoholu pod każdą postacią. Obowiązywało też odpowiednie zachowanie pełne życzliwości, wzajemnej troski i pogody ducha. Wszystko to zapisane było w karcie uczestnika pielgrzymki, z którą każdy pątnik miał obowiązek zapoznać się i wziąć sobie do serca.
Powoli, w ciszy ustawiała się długa kolumna. Na przedzie jakiś mężczyzna trzymał duży, drewniany krzyż. Za nim ustawiło się dwóch młodych chłopców, z których jeden trzymał wizerunek Matki Bożej, a drugi wizerunek Pana Jezusa. Za nimi z kolei ustawiły się dwie nastolatki z długim, niebieskim transparentem, gdzie widniał napis: „Pielgrzymka włodawska, grupa siedemnasta”.
Wzdłuż kolumny z lewej strony przygotowane były do niesienia cztery głośniki połączone między sobą bardzo długimi kablami, które stanowiły jednocześnie barierę między pielgrzymami a lewą stroną jezdni. W momencie wyruszenia grupy kościelne dzwony głośno rozbrzmiewały na cztery strony świata, aby ogłosić miastu, że ten dzień jest szczególny dla jego mieszkańców. W tym zaś momencie pątnicy zostawiali za sobą, na najbliższe dwa tygodnie, całe swoje cywilizowane życie osobiste: mieszkania, domy, wygody, dobre lub złe nawyki i przyzwyczajenia. Wszystko tylko po to, aby przeżyć przepiękną wakacyjną przygodę duchową. Radio, telewizja, prąd, lodówki, pralki, a także niezręczne czy przykre sytuacje w pracy, w domu, być może jakieś kłopoty czy zmartwienia – to wszystko zostało. Teraz tylko liczył się trud na szlaku, i ważne było, aby szczęśliwie dojść do Maryi, do Częstochowy, aby dziękować, prosić czy czynić pokutę za przeszłe, grzeszne życie. Teraz najważniejsi byli oni, którzy mieli stanąć twarzą w twarz z przyrodą, modlitwą i z Bogiem. Czyż może być coś piękniejszego w życiu człowieka?
Wyruszyli z pieśnią na ustach:
Jest zakątek na tej ziemi,
Gdzie powracać każdy chce,
Gdzie króluje Jej oblicze,
Na Nim cięte rysy dwie.
Wzrok ma smutny, zatroskany,
Jakby chciała prosić cię,
Byś w matczyną Jej opiekę oddał się.
Ref.
Madonno, Czarna Madonno,
Jak dobrze Twym dzieckiem być.
O, pozwól Czarna Madonno,
W ramiona Twoje się skryć.
W Jej ramionach znajdziesz spokój
I uchronisz się od zła,
Bo dla wszystkich swoich dzieci
Ona czułe serce ma.
I opieką cię otoczy,
Gdy Jej serce oddasz swe,
Gdy powtórzysz Jej z radością słowa te:
Ref.
Madonno, Czarna Madonno,
Jak dobrze Twym dzieckiem być.
O, pozwól Czarna Madonno,
W ramiona Twoje się skryć.
Dziś, gdy wokół nas niepokój,
Gdzie się człowiek schronić ma,
Gdzie ma pójść, jak nie do Matki,
Która ukojenie da.
Więc błagamy, o Madonno,
Skieruj wzrok na dzieci swe,
I wysłuchaj jak śpiewamy,
Prosząc Cię:
Ref.
Madonno, Czarna Madonno,
Jak dobrze Twym dzieckiem być.
O, pozwól Czarna Madonno,
W ramiona Twoje się skryć.Rozdział 2
Mieszkańcy Włodawy odprowadzili pielgrzymkę aż do pobliskiego lasu, znajdującego się 5 kilometrów za miastem. Mimo wczesnej pory dnia, odprowadzających było wielu. Wśród pobożnych pieśni wciąż powiewały w górze pomarańczowe chusteczki. Gdy odprowadzający goście wrócili do swoich domów, jeden z braci paulinów natychmiast zaczął wprowadzać w grupie atmosferę pielgrzymkową.
– Teraz, gdy wyruszyliśmy w trasę, musimy zająć się sobą – mówił do mikrofonu. – Najpierw pomodlimy się wspólnie, a następnie będziemy zapoznawać się w grupie. Musimy między nami utworzyć pewną przyjazną wspólnotę, abyśmy byli jednością. Nie może tak być, aby człowiek żył tylko sam dla siebie, ale żył z innymi i dla innych – tłumaczył. – Zdrowaś Maryjo – zaczął brat.
– Święta Maryjo – odpowiadali wspólnie pielgrzymi.
– Oto ja służebnica Pańska – zaśpiewał paulin.
– Niech mi się stanie według słowa Twego – odpowiedziała śpiewająco grupa.
Brat paulin ubrany był w biały habit, a na głowie miał białą czapeczkę z daszkiem. Był młody, przystojny i wysportowany. Biła z niego pewność siebie, a gdy przemawiał, wydawał się mężczyzną o wielkiej sile ducha. Henryce biały kolor kojarzył się z niewinnością. Przyszło jej nawet do głowy, że gdyby miał przyczepione skrzydła, mógłby być prawdziwym aniołem zesłanym z nieba. Przyglądała się jego postaci i zgadywała w myślach, kim mógłby być na co dzień? – Jedno jest pewne, że jest grzesznym człowiekiem tak samo jak każdy z nas – rozważała w myślach. – Może ma kobietę, może jest zboczeńcem, może pali papierosy i pije alkohol, może pali trawkę? Kto to wie? Tyle złych rzeczy słyszała o księżach i chociaż ten wyglądał na anioła, to osobiście nie wierzyła tak do końca, że takim jest.
– Mam na imię Mateusz i jestem przewodnikiem grupy siedemnastej. – przedstawił się. Aby go lepiej mogli zobaczyć ci, co szli z tyłu kolumny, odwrócił się do tyłu i pomachał rękami. Rozległy się serdeczne, nieudawane, entuzjastyczne brawa. – Na końcu kolumny jest mój zastępca, brat Michał – powiedział, śmiejąc się braciszek – jest gotowy, aby spowiadać, jeśli ktoś ma tylko ochotę – witamy go serdecznie oklaskami. Za chwilę powiedział: – Gdzieś tam w środku kolumny powinien być nasz brat, kleryk Paweł. Powitajmy go również gorąco i podziękujmy, że zaszczycił nas swoją obecnością. – znów rozległy się oklaski.
W następnej kolejności brat Mateusz witał siostry i braci z zespołów muzycznych, lekarza i siostry pielęgniarki z opaskami na ręku przedstawiającymi czerwony krzyż. Podziękował za ich przybycie i prosił, aby w miarę możliwości korzystać z ich pomocy na postojach. Przywitał braci porządkowych w zielonych kamizelkach, znajdujących się na początku i na końcu kolumny. Kierowali oni ruchem drogowym i czuwali nad bezpieczeństwem całej grupy. Brat Mateusz aż do wzruszenia pamiętał o wszystkich. Witał tych, którzy szli pierwszy raz, a także tych, którzy szli piętnasty raz. Podziękował za przybycie osobom na wózkach inwalidzkich i prosił grupę, aby zrobiła wszystko, aby ludzie ci nie czuli się ciężarem, będąc w grupie siedemnastej. Nie zapomniał również o dzieciach. Najmłodszy uczestnik miał dwa lata.
Po prezentacji grupa szła w milczeniu. Dzień był słoneczny, taki normalny. Nie za gorący i nie za zimny. Gdy weszli głęboko w las, kierownik grupy zarządził wspólne zapoznawanie się w grupie. Polegało to na tym, że każdy brat i każda siostra wyciągali rękę do osób w najbliższym sąsiedztwie. Trzeba było przedstawić się swoim imieniem i wypowiedzieć słowa: „dobrze, że jesteś”. W tym czasie dziewczęta z zespołu muzycznego śpiewały: „Dobrze, że jesteś, dobrze, że jesteś, dobrze, że jesteś. Co by to było, gdyby Cię nie było, co by to było?”. Do śpiewu dołączyła się cała grupa. Gest zapoznawania był bardzo wzruszający. Henryce chciało się płakać z emocji. Przykro jej się zrobiło, że straciła już rodziców i braci, i już ich nie było wśród żywych. W głowie pulsowało jej krótkie zdanie: „dobrze, że jesteś”. Według niej tak wiele znaczyło: dobrze, że jesteś, dobrze, że żyjesz, że istniejesz, że jesteś na pielgrzymce, że jesteś moim bratem, że jesteś obok mnie, że kochasz mnie takim, jakim jestem – więc mogę na tobie polegać. Niektórzy w tym geście pod wpływem emocji ściskali się serdecznie, a nawet całowali w policzek.
Podczas dalszego marszu brat Mateusz przypomniał dokąd idzie grupa.
– Mamy dziś do pokonania 29 kilometrów – mówił. – W Krzywowierzbie zaplanowany mamy nocleg. Mam nadzieję, że wszyscy mają wygodne buty.
Henryka, tak naprawdę, nie była dobrze przygotowana do pielgrzymki. Nie miała wypróbowanych, wygodnych butów, o zawyżonej numeracji, ale normalne, nowe adidasy. Nie wzięła również namiotu. Nie chciała mieć z nim kłopotu. Pocieszała się myślą, że jakoś to będzie.
Obok Henryki cały czas, całkiem przypadkowo, szła pewna siostra. Kobiety bardzo szybko porozumiały się między sobą. Okazało się, że na imię ma Helena, że też nie ma namiotu i idzie w pielgrzymce sama, bez rodziny, również pierwszy raz. Obie były bardzo zadowolone ze swojej znajomości. Od razu zaprzyjaźniły się i sprawiały wrażenie, że znały się od zawsze. Śmiały się z faktu, że będą musiały sobie jakoś radzić w nocy. Henryka była pełna optymizmu. Wierzyła, że z pomocą Bożą można pokonać wszelkie trudności, choćby po ludzku wydawały się nie do pokonania. Uspokoiła się wewnętrznie. Nabrała pewności, że szczęśliwie zajdzie do Pani Jasnogórskiej, do Częstochowy.
Miasto zostało daleko w tyle. Pielgrzymi szli cały czas w gęstym, ciemnym lesie. Tylko słońce oświetlało słabo jezdnię. Czuło się chłód. Aby nie było za nudno, paulin zaproponował grupie naukę hymnu pielgrzymkowego: Pokorna służebnica Pana. Każdy uczestnik musiał się go nauczyć na pamięć.
– Za cicho – krzyczał do mikrofonu brat Mateusz. – To jest nasz hymn, więc śpiewajmy go głośno i z całego serca.
Dopiero za piątym czy szóstym razem wyszło całkiem dobrze. W ten sposób, nie wiadomo kiedy, przeszli już spory kawałek lasu.
– Za chwilę zatrzymamy się na odpoczynek, na drugie śniadanie – informował brat. – W związku z tym przejdziemy przez jezdnię na lewą stronę. Proszę to zrobić bardzo sprawnie, aby nie hamować ruchu na drodze. Tymczasem proszę przygotować karteczki z intencjami na różaniec.
Miejsce przeznaczone na odpoczynek było zwyczajną polanką, a raczej nieskoszoną łąką, gdzie pośród trawy przebijały dzikie czerwone maki, jakieś żółte kwiaty polne i błękitne chabry oraz dzwoneczki okrągłolistne. Gdzieniegdzie stała kępa dzikiej róży. Przed południem nie było jeszcze gorąco, więc pielgrzymi nie musieli szukać cienia. Posiadali w wysokiej trawie jak popadło. Henryka wciąż dotrzymywała towarzystwa Helenie. Wszędzie były razem. Teraz też usiadły obok siebie. Henryka przyglądała się z bliska siostrze, którą Pan Bóg przeznaczył jej do towarzystwa (tak to odebrała). Helena nie była ładna. Była bardzo wysoka, chuda, miała długi nos i pryszcze na twarzy. Robiła jednak wrażenie miłej i bardzo sympatycznej. Lubiła żartować i śmiać się, co spodobało się Henryce. Nie zdążyły jeszcze rozwinąć kanapek przyniesionych z domu, gdy na łąkę niespodziewanie wjechały dwie furmanki. Pielgrzymi siedzący zbyt blisko drogi pouciekali, aby konie ich nie stratowały. Zrobiło się zamieszanie. Furmanki były wykonane z masywnego drewna. Koła miały gumowe, a na nich przymocowane były drewniane blaty, przykryte białymi prześcieradłami. Dwie pary pięknych, lśniących koni posłusznie zatrzymały się na znak woźnicy. – Co to ma znaczyć? – nie kryła zdziwienia Helena.
– Coś mi się zdaje, że przyjechało do nas śniadanie – powiedział głośno brat Mateusz, zbliżając się do jednego z wozów.
Mężczyzna miał wesołą twarz, przyozdobioną wąsem i dwoma rumieńcami. Ubrany był w dżinsowe spodnie, białą koszulkę polo z krótkim rękawem. Energicznie ściągnął prześcieradło z wozu. Tak samo uczynił drugi woźnica. Potem razem zapraszali na wspólny poczęstunek. Furmanki pełne były jadła. Na białych obrusach przygotowano wiele smakołyków, którym nie sposób było się oprzeć. Na talerzach znajdowały się: przeróżna wędlina, jaja na twardo w majonezie, miód, masło, marmolada, ser żółty w plasterkach, twarożek, puszyste pączki, serniki, wyrośnięte babki drożdżowe. Nie brakowało też owoców: jabłek, bananów, wiśni. Były również termosy z gorącą wodą, kawą, herbatą. Dużo wody mineralnej.
– Jaki to musiał być wielki wydatek dla tych ludzi, aby przygotować taką ucztę. Czyżby ta wioska była tak bogata? – zapytała Henryka koleżankę.
– Czy ja wiem?– przeciągnęła Helena. – Nie wszystko w życiu przelicza się na pieniądze. Wioska jak każda inna, przeciętna. Ludzie, co to przygotowali, nie są wcale bogaci. Oni są po prostu gościnni. – Spojrzała w oczy Henryki.
– Coś takiego? – odpowiedziała ta z niedowierzaniem. – Nie chce mi się wierzyć, że tacy ludzie istnieją jeszcze na tym świecie.
Helena popatrzyła na siostrę jakoś dziwnie i pomyślała, że jej koleżanka nie doświadczyła wielkiej dobroci od ludzi. Nic się nie odezwała.
– Jedzcie, jedzcie, częstujcie się – mówił woźnica, śmiejąc się dobrodusznie. – W zamian prosimy o modlitwy za nas i za mieszkańców naszej wioski.
– Obietnicy dotrzymamy na pewno. Bóg zapłać za gościnę – zapewniał brat Mateusz w imieniu grupy.
Siedząc na trawie i zajadając smaczne śniadanie, Henryka zauważyła młodą dziewczynę, która siedziała samotnie z boku grupy i patrzyła gdzieś przed siebie, jakby kogoś obserwując. Poszła za jej wzrokiem i zrozumiała, że obserwuje ona trzech paulinów: Mateusza, Michała i Pawła. W tym czasie dwóch chłopców z wielkimi tacami przechadzało się między pątnikami. Wyglądali uroczo. Okrągłe buzie, gęste czupryny, śmiejące się oczy i wypieki na twarzy. Ubrani byli w spodnie za kolana na szelkach i kolorowe koszulki.
– Proszę, częstujcie się – zapraszali, podsuwając tacę prawie pod nos.
Kobiety, aby nie robić przykrości chłopcom, wzięły po jednym ciasteczku.
– Czy to wasz własny wyrób? – zapytała Henryka tajemniczo, zachwycając się ciasteczkiem. – Przepyszne.
– To nasza babcia jest specjalistką w tych sprawach – odpowiedział dumnie jeden z nich, a następnie obiej skierowali się do innych osób. – Obraz tych chłopców będę miała w pamięci chyba do końca życia – pomyślała Henryka. Spodobał się jej fakt, że ci mali chłopcy już umieli dawać. Niby nic, ale w imieniu swojej rodziny częstowali pielgrzymów ciasteczkami. Był to drobny, wzruszający gest miłości człowieka do człowieka i właśnie to wzruszyło Henrykę. Pielgrzymi mogli zrewanżować się tylko modlitwą. Posileni, szczęśliwi ustawili się spokojnie na jezdni. Nastąpiła zmiana braci i sióstr niosących krzyż, wizerunki Pana Jezusa i Maryi, transparent, a także głośniki. Gdy tylko wyruszyli przed siebie, jedna z sióstr szła od początku grupy do końca z kapeluszem w ręce i zbierała karteczki z intencjami na różaniec.
– Pomodlimy się teraz za mieszkańców wsi, którzy nas ugościli po królewsku, aby dobry Pan wysłuchał ich modlitw i miał ich w swojej opiece – mówił przewodnik grupy.
Rozległo się wspólne, głośne „Ojcze nasz…”, „Zdrowaś Maryjo...”, „Święta Maryjo…”. Następnie rozbrzmiała pieśń pt. Modlitwa do Matki Boga. Kierownik prosił chór o wsparcie. Powoli, coraz śmielej wszyscy włączyli się do śpiewu i szli krok po kroku jednostajnym rytmem. Patrzyli przed siebie, upajali się leśnym zapachem i nie myśleli o przebytej drodze. Nie myśleli też, co będzie później. Każdy z nich przeżywał na swój sposób obecną chwilę.Rozdział 4
Pielgrzymi szli jakiś czas w milczeniu. Mieli czas na przemyślenie swoich osobistych spraw. Nie wiadomo było, ile kilometrów już pokonali, ale wiedzieli, że przeszli już las. Na przedzie kolumny wyraźnie się rozjaśniało. Nareszcie południowe słońce zaczęło ich ogrzewać. Mijali jakąś wioskę, w której gdzieniegdzie stały wolno stojące domy, a w dali widać było pola uprawne. Ludzie powychodzili całymi rodzinami przed swoje domy i pozdrawiali pielgrzymów. Przy jezdni przygotowane były stoliki z piciem. Każdy, kto był spragniony, mógł ugasić pragnienie. Gdzieś w oddali słychać było bicie dzwonów na Anioł Pański. Brat Mateusz wyśpiewał pięknie tę modlitwę, do której dołączyli także inni. Na koniec pomodlili się za dusze cierpiące w czyśćcu, odmawiając wspólnie: „Wieczny odpoczynek…”.
Po bardzo krótkiej przerwie niestrudzony brat Mateusz patrzał w niebo, rozkładając ręce i mówił entuzjastycznie:
– Zobaczcie, kochani, jaki mamy dzisiaj wspaniały dzień: dzień pełen słońca i radości. Zaśpiewajmy więc Panu.
W struny gitary uderzała mocno jedna z sióstr z chóru. Pielgrzymi powyciągali swoje śpiewniczki i wtedy gdzieś ponad polami rozległa się pieśń mówiąca o dniu, który stworzył Pan Bóg dla człowieka. Dlatego powinni oni cieszyć się i radować z tego powodu. – Jeszcze raz, jeszcze raz – zachęcał wesoło przewodnik. Drugi raz wyszło lepiej, bardziej entuzjastycznie. Dochodziła godzina 13.00. Grupa zbliżała się na miejsce wypoczynku obiadowego.
– Prosimy zachować porządek i ciszę. Przerwa potrwa do godz. 14.00 – informował brat Mateusz.
Pielgrzymi po kolei szóstkami zachodzili do pięknego sadu owocowego należącego do prywatnego gospodarstwa. Tam nakryte już były białymi obrusami stoły z przygotowanym jedzeniem. Zielona skoszona trawa była niby-dywan specjalnie rozścielony dla zaproszonych gości. Taką samą soczystą zieleń miały liście zadbanych drzew owocowych. Dojrzewające brzoskwinie, jabłonie i grusze wydawały się zdziwione przyjściem pielgrzymów, którzy zakłócali ich ciszę. W tym zaczarowanym miejscu było naprawdę bardzo przyjemnie. Gdzieniegdzie słychać było wybuch radosnego śmiechu. Uśmiechnięte i dobroduszne kobiety z całego serca zapraszały wszystkich na poczęstunek.
– To wszystko jest dla was, moi kochani, najedzcie się wszyscy do syta, abyście mieli siłę iść dalej do naszej Pani – powiedziała jedna z nich, a w oku zakręciła się jej łza ze wzruszenia.
– Zobacz, Henryko – krzyknęła spontanicznie Helena – ile znowu jest jedzenia, a ja miałam nadzieję, że będę pościć. Chcę schudnąć.
Helena była wyraźnie zawiedziona.
– Jutro pościmy, bo jest piątek – odpowiedziała rzeczowo Henryka. – A ty, siostro, wcale nie musisz się odchudzać, i tak jesteś szczupła.
Część pielgrzymów zasiadała przy stole. Pozostali z pełnymi talerzami szli usiąść na trawie. Helena z Henryką usiadły z boku, aby rozprostować nogi i zdjąć ciążące buty.
Kobiety wiejskie w kolorowych chusteczkach na głowie i przepasane fartuszkami uwijały się jak mogły, aby nakładać na talerze pieczone kurczaki, kotlety schabowe, ziemniaki i różne przystawki warzywne. Był przepyszny, zimny kompot wiśniowy. Nie brakowało też różnego rodzaju wypieków.
– Nie uważasz, Heleno, że mamy lepiej niż w domu? Wszystko gotowe i podane do stołu łącznie z deserem, bez żadnego wysiłku. – Henryka wyraźnie marudziła. – Źle się czuję w sytuacji, gdzie jest przesyt.
Helena wstała w milczeniu i odniosła puste talerze do kuchni. Henryka miała już stopy lekko spuchnięte. Położyła się na moment. Wtedy znowu ujrzała rudą dziewczynę o nieznanym imieniu, która siedziała samotnie w trawie i wzrok utkwiony miała… o rany – Henryka złapała się za głowę – w kierowniku grupy.
– O mateczko – wyrwało się jej. – Czyżby Helena miała rację? Ta dziewczyna na pewno podkochuje się w naszym bracie Mateuszu – myślała przerażona. – Ciekawa jestem, jak to się wszystko potoczy.
Helena wróciła, zobaczyła siostrę bardzo podekscytowaną, ale nie wiedziała, o co chodzi. Henryka chciała tę sprawę wyjaśnić. Pokazała jej wzrokiem rudą dziewczynę. Helena w odpowiedzi zaśmiała się ironicznie i skinęła głową, jakby chciała potwierdzić, że się nie myliła.
– Zobacz, ta ruda dziewczyna zostawiła paulinów i usiadła zupełnie sama, z boku. – Próbowała ją bronić. – A ty myślałaś nie wiadomo o czym i podejrzewałaś ją o Bóg wie co.
– Chyba się pomyliłam – odpowiedziała cichutko skruszona Helena.
Nagle jeden z braci porządkowych zatrąbił głośno i krzyknął do mikrofonu:
– Wstajemy. Jak dyscyplina, to dyscyplina.
Powoli formowała się kolumna. Znów nastąpiła zmiana osób niosących wizerunki i głośniki. Po serdecznym pożegnaniu gospodarzy pielgrzymi wyruszyli w dalszą drogę z pieśnią na ustach. Słowa pieśni mówiły o pewnym grzeszniku, który idąc przez życie, upadał i podnosił się. Zwracał się do Boga, mówiąc, że jest ubogi i ręce ma puste, ale prosi, aby Bóg przyjął jego miłość, taką, jaką ma w swoim sercu. Jest bezradnym grzesznikiem, dopóki nie powstanie. Na jego twarzy pojawia się uśmiech dopiero wtedy, gdy Pan Bóg go rozgrzeszy. W końcu grzesznik rozumie, co to znaczy kochać Pana. Kochać to znaczy zrywać z grzechem.
Po krótkiej przerwie przewodnik zarządził wspólną modlitwę: „Ojcze nasz…”; „Zdrowaś Maryjo…”; „Chwała Ojcu…”, za mieszkańców wioski, która ugościła ich królewskim obiadem. Oby dobry Bóg wysłuchał ich prośby i miał ich w swojej opiece.
Grupa minęła już wioskę i powoli znów zatapiała się w las. Pachniało żywicą, a powietrze było wyjątkowo rześkie. Przez pewien czas panowała zupełna cisza. Punktualnie o godzinie 15.00 brat Mateusz zabrał głos mówiąc:
– 2000 lat temu ludzkość z utęsknieniem spoglądała w niebo, oczekując Mesjasza, który położyłby kres jej niedoli. Dlatego Bóg w swym niezgłębionym miłosierdziu dał światu swego syna. Całe ziemskie życie Jezusa było miłosierdziem: uzdrawiał chorych, karmił głodnych, wskrzeszał umarłych, pocieszał smutnych, nauczał szukających prawdy… Jednak szczytem Jego miłosiernej miłości do ludzi było oddanie życia na krzyżu. Z Jego przebitego serca wypłynęły zdroje miłosierdzia dla świata. – Cóż nowego? – Mógłby się ktoś zapytać. Tę prawdę słyszeliśmy już tyle razy, że nie robi już na nas większego wrażenia. Przez ponad 2000 lat ludzie omijali owo źródło, nie zauważając Go zupełnie. Gdy dziś cierpiąca ziemia wznosi ku niebu błaganie o litość, Bóg przypomina jej o swoim otwartym na oścież miłosiernym sercu. Objawiając się siostrze Faustynie, mówi: „Powiedz zbolałej ludzkości, niech się przytuli do miłosiernego Serca Mojego … Nie znajdzie ludzkość ukojenia, dopóki nie zwróci się z ufnością do Miłosierdzia Mojego”. Poprzez Koronkę do Miłosierdzia Bożego mamy okazję prosić o łaskę miłosierdzia dla każdego z nas, bez względu na to, jak bardzo jesteśmy grzeszni i kim jesteśmy.
Kierownik modlił się z różańcem, śpiewając: „Ojcze Przedwieczny…”. Śpiewem też odpowiadała grupa. Ta piękna modlitwa zakończyła się wspólnym, głośnym: „Święty Boże, Święty Mocny, Święty a Nieśmiertelny, zmiłuj się nad nami i nad całym światem” (3 razy).