Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Księga ras. Tom II. Bastion Gliwice - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Księga ras. Tom II. Bastion Gliwice - ebook

Zagadkowa śmierć Czesława Myrki w pożarze mieszkania na gliwickim osiedlu skupia uwagę Inkwizycji na mieście, które do tej pory było poza orbitą ich zainteresowania. Śledztwo prowadzone przez Śląski Pułk IHP nie przynosi rozwiązania sprawy, a zamiast odpowiedzi pojawiają się kolejne pytania. Kapituła Inkwizycji, tajne służby Watykanu, potężna międzynarodowa spółka i pracownicy Śląskiego Pułku krążą nad miastem jak sępy nad padliną, próbując nie dopuścić do katastrofy. Każdy z graczy ma inny punkt widzenia i wydaje się, że nikt nie ma pewności, o co tak naprawdę gra przeciwnik. Inkwizycja usiłuje pozyskać egzemplarz stuprocentowego człowieka, wyhodować czystą linię i raz na zawsze rozwiązać problem potworów. Watykan, który powinien mieć te same cele i przynajmniej nie przeszkadzać, z niezrozumiałych powodów utrudnia prowadzenie dochodzenia. W Gliwicach pojawiają się przedstawiciele papieża… Magiczni rozumieją, że sukces Inkwizycji, oznacza ich zagładę i zrobią wszystko, by do tego nie dopuścić, a potwory chcą po prostu przeżyć. Ale w jednej sprawie, wszyscy są zgodni. Kiedy trzeba ratować miliony: ludzi, magicznych czy potwory, śmierć jednostki nie ma żadnego znaczenia. Warto poświęcić jedno życie, by uratować świat…

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-951761-1-1
Rozmiar pliku: 3,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Watykan, Dom Świętej Marty

1 września

Poranek nad Rzymem wstał ponury i mglisty. Papież rozpoczynał dzień od mszy, ale teraz, po dziewiątej, był już po śniadaniu i miał za sobą pierwsze w tym dniu spotkanie. Jego grafik zaplanowano godzina po godzinie i zwykle sprawiało mu przyjemność odhaczanie kolejnych pozycji w kalendarzu.

Dzisiaj plan dnia przestał mieć jakiekolwiek znaczenie.

Jan Paweł III siedział przy wysłużonym biurku w małym prywatnym gabinecie w Domu Świętej Marty. Blat niemal całkowicie zawalony był papierami, ale uwagę mężczyzny w pełni pochłaniał jeden krótki raport. Ponad godzinę temu przyniósł go biskup Luigi Albani, podsekretarz stanu. Papież drżącymi palcami obracał kartkę w dłoniach, jakby dało się wyczytać z niej coś więcej niż te kilka krótkich zdań.

Kolejne lata jego pontyfikatu przemijały, nie odcisnąwszy żadnego trwałego śladu, i powoli nabierał pewności, że jego wielki poprzednik jednak się pomylił. Może uda mu się dotrwać do końca drogi, nie postawiwszy fałszywego kroku, i ten ciężar, pod którym zginał kark każdego dnia, spadnie na barki jego następcy?

Biskup Albani, młody, bo zaledwie czterdziestoletni, szef jednostki, nie okazał zaskoczenia ani strachu.

– To oznacza uruchomienie procedur, Wasza Świątobliwość – zakomunikował spokojnie.

A więc jednak Polak miał rację. Wszelkie działania, które podejmowali kolejni papieże przez ostatnie dziesięciolecia, prowadziły ich do tego dnia.

I nikt poza Bogiem nie miał pojęcia, jaki będzie ich finał.

*

Wszystko zmieniło się 13 maja 1981 roku. Zamach na pierwszego od wieków papieża spoza Włoch doprowadził do przebudowy układu sił, który do tej pory pozostawał w stanie delikatnej równowagi.

Stare włoskie rody, związane z inkwizycją, wydawały się rozumieć, że za działaniami IHP i decyzją o zamachu kryła się rozsądna kalkulacja. Ale nawet one burzyły się przeciwko podniesieniu ręki na biskupa Rzymu. Największa zmiana dokonała się w samym Ojcu Świętym. Po tym, jak prawie stracił życie, przestał otwarcie podważać zasadność istnienia inkwizycji i przesyłania miliardowych przelewów, które wpływały na konto tej organizacji.

Wszystkim, również jemu, wydawało się, że papież się poddał, że zapanował nad nim strach. Ograniczył się do drobnych złośliwości w stosunku do IHP, opóźniał wypłaty i żądał, by przedstawiano mu kolejne sprawozdania i raporty z działań inkwizycji.

Dopiero kiedy sam zasiadł na Tronie Piotrowym, zrozumiał, jak bardzo się pomylił. To wszystko, co tak skutecznie utrudniało czarnym życie, było jedynie zasłoną dymną, za którą Polak się ukrył.

Po zamachu, przez kolejne dwadzieścia cztery lata swojego pontyfikatu, polaczek, jak pogardliwie nazywali go oponenci, stopniowo odtwarzał struktury, które przestały istnieć wraz z końcem Państwa Kościelnego w 1870 roku.

Towarzystwo Jezusowe, Święte Przymierze, Centro d’informazione pro Deo dominikanina Morliona i SIV, czyli Watykańska Służba Informacyjna, powołana do życia w trakcie drugiej wojny światowej – jego poprzednik zebrał wszystkie okruchy i ułożył je jak puzzle w nowy obraz. Efektem tej pracy była jednostka – odrodzone służby wywiadowcze Watykanu, tak głęboko ukryte, że niektórzy teoretycy ciągle wątpili w ich istnienie. Agenci Polaka po raz pierwszy od wieków zinfiltrowali struktury IHP. Okazało się to dziecinnie proste. Organizacja, która cały wysiłek wkładała w ukrycie się i nieujawnianie swojej działalności na zewnątrz, była bezbronna, kiedy szpiedzy uderzyli od środka. Nie liczyło się to, co inkwizycja przekazywała niechętnie Watykanowi w wymuszonych sprawozdaniach. Wartość miały informacje zdobywane przez agentów umiejscowionych na różnych szczeblach IHP. Papież w swoich wytycznych nie określił dokładnie, czego mają szukać.

– Zaczęło się – powiedział – zegar już tyka. Będziecie wiedzieć, kiedy na to traficie, chociaż może przyjdzie nam czekać całe lata…

Tym sposobem Watykan wkroczył na drogę, z której nie było odwrotu. Wiedzieli, że w ciągu tysiącleci Kościół katolicki wielokrotnie zbłądził, ale nie mogli zmienić przeszłości. Pozostawała kwestia przyszłości, o ile Bóg da, ciągle nieprzesądzonej.

On i jego następcy, jeśli prawdziwie wierzyli, mogli tylko się modlić, by nie popełnić więcej błędów.

*

Polak miał rację. Kiedy to się już wydarzyło, nie było miejsca na wątpliwości. Można się było jedynie dziwić, że czarni dostrzegli tylko fragment, mały wycinek, nie obejmując całości.

Trzymał w rękach raport informujący, że do Centralnego Laboratorium IHP w Tuluzie dotarła nieoznaczona próbka. Przy jej badaniu zastosowano znacznik ludzkiego subgenotypu. Oznaczenie wykazało 100%.

Informacja, na którą czekali od lat, w końcu wypłynęła, a on poczuł się tak, jakby zimne ostrze topora dotknęło jego karku. Wszystkie dotychczasowe problemy przestały mieć znaczenie. Czuł nadchodzący przełom, bo idee uznawane za uniwersalne zużyły się ostatecznie jak sparciała szmata. W miarę upływu czasu rosła nadzieja, że może jakoś się z tego wywinie. Może uda się jeszcze przez dziesięć, dwadzieścia lat? Jak mógł być tak naiwny? W bombie odpalonej w osiemdziesiątym trzecim roku lont właśnie się dopalał.

Biskup Albani miał rację. Czas wyciągnąć tajne instrukcje. Dokładnie sto lat po objawieniach fatimskich, które takim sentymentem darzył jego wielki imiennik, nadszedł koniec istniejącego porządku.

Poczuł się kompletnie bezradny.

Wtedy w jego głowie pojawiło się skojarzenie. W tym wszystkim było coś, co dawało cień nadziei. Argument był zupełnie irracjonalny i pozbawiony logiki. Wczepił się jednak w jego umysł i nie chciał odpuścić. Próbka pochodziła z Polski. Nieoczekiwanie uśmiechnął się do swoich myśli.

Czy to zawsze muszą być Polacy? – pomyślał.Rozdział 1

Katowice, siedziba Śląskiego Pułku IHP

2 września, godzina dziesiąta

Ayaka Ido dopiero teraz, ponad dobę po akcji na Owsianej, poczuła się wypoczęta na tyle, że mogła stawić czoło rzeczywistości. Zauważyła to już kilka lat temu. Z każdym rokiem potrzebowała więcej czasu, aby odzyskać siły. Okresy, kiedy czuła się wypoczęta, się skracały, a te, w których była zmęczona, stawały się coraz dłuższe.

Kiedyś po prostu nie odzyskam sił – pomyślała. – Położę się wieczorem i rano już nie wstanę z łóżka.

Ale jeszcze nie dzisiaj. Po przespaniu kilkunastu godzin i lekkim śniadaniu znów była jak brzytwa. Szła korytarzem w kierunku gabinetu kapitana Marca, kiedy jej uwagę przyciągnęło dwóch młodych ludzi pilnujących wpółotwartych drzwi. Nie byłaby sobą, gdyby nie zajrzała do środka. Strażnicy jej tego nie zabronili. Musieli doskonale wiedzieć, kim była. W małym, pozbawionym okna pokoju stały tylko biurko i krzesło, na którym siedział przykuty za jeden nadgarstek starszy, łysiejący mężczyzna. Na biurku stała plastikowa butelka z wodą. W kącie pomieszczenia czuwał trzeci strażnik. Od razu się domyśliła, kim był ten człowiek. Ojciec Gawła Bartkowiaka noc musiał spędzić w areszcie, bo wyglądał na mocno sponiewieranego.

– Zostaw nas samych – poleciła funkcjonariuszowi.

– Mam rozkaz nie spuszczać aresztanta z oka.

– To mnie nie dotyczy. Wiesz dobrze, kim jestem…

– Rozkaz był wyraźny. Pod żadnym pozorem nie zostawiać go samego. Nie został jeszcze przesłuchany. Nie będę słuchał tego, co chce mu pani powiedzieć. – Chłopak wyciągnął z kieszeni słuchawki i wsadził je demonstracyjnie do uszu. – Ale muszę patrzeć – dodał.

Stary człowiek skulił się na krześle, zaniepokojony rozmową w języku francuskim. Odkąd wczoraj wyciągnęli go z domu, nie usłyszał żadnych wyjaśnień i mimo że zadbano o to, aby się wyspał i najadł, był mocno przestraszony obojętnością otaczających go ludzi. Na początku się awanturował i żądał adwokata. Po ponad dwudziestu czterech godzinach marzył tylko o tym, by powiedzieli, że to nieporozumienie, i go wypuścili.

– Nie wyjdziesz? – upewniła się po raz ostatni Ido. – Jestem członkiem kapituły… A ty odmawiasz wykonania mojego rozkazu.

– Przykro mi, ale nie.

Wyszła z pokoju przesłuchań. Dowiedziała się już tego, co chciała. Pozostało jeszcze wszystko sformalizować, zanim wróci do Tuluzy z nie najlepszymi wieściami.

*

Kapitan Piotr Marzec był szczęśliwy. To nie on odpowiadał za wtopę na Owsianej.

Akcją dowodził Jean-Jacques de Bocquel, a nadzór sprawowała Ayaka Ido. Szwadron wilków z Francji, członek kapituły z Tuluzy… I co?! Gówno! Następny trup do kolekcji.

Japonka siedziała przy jego biurku i nie zwracała najmniejszej uwagi na otoczenie. Po mniej więcej piętnastu minutach, kiedy poczuł, że zaczyna się pocić, oderwała się od czyichś akt osobowych, na które pieczołowicie nanosiła notatki.

– Proszę wezwać de Bocquela i Kamińskiego.

Pierwszy do gabinetu wsunął się wilk. Marzec miał dość czekania.

– Możemy zaczynać, przekażę młodszemu funkcjonariuszowi Kamińskiemu istotne szczegóły…

Ayaka Ido nie uznała za stosowne odpowiedzieć. Mężczyźni wymienili między sobą zdumione spojrzenia. Minęły kolejne długie minuty, zanim rozległo się pukanie.

– Wejść! – warknął Marzec.

– Przepraszam, byłem w Krakowie, w laboratorium, zależy mi, żeby jak najszybciej dokonali analizy śladów z Owsianej… Telefon szefa złapał mnie na autostradzie…

– Potrafią to zrobić? – Ido z impetem zamknęła teczkę.

– Może być problem. Postarają się, ale to nie jest priorytetem, mają wiele innych zleceń z całego kraju…

Japonka sięgnęła do skórzanej aktówki, trzymanej pod nogami, i wpakowała do niej szarą teczkę, która zaprzątała jej uwagę przez ostatnie pół godziny. Pogrzebała chwilę w dokumentach i tym razem położyła na biurku kopertę formatu A4. Wyjęła z niej cienki plik kartek.

– Zacznijmy od ciebie… – zwróciła się do de Bocquela. – Jesteś zawieszony – powiedziała, wręczając mu dokument.

JJ potoczył wokół zszokowanym spojrzeniem.

– On wyciągnął broń! Działałem w obronie własnej! Miałem dać się zastrzelić?

To było pytanie retoryczne, ale jednocześnie tak bezdennie głupie, że dwie osoby z trzech nie wytrzymały.

– Tak! – odpowiedział mu zgodny chór złożony z Ido i Kamińskiego.

Ayaka się roześmiała, prezentując wszystkim garnitur żółtych zębów.

– Niestety nie dałeś się zastrzelić, a my być może straciliśmy ostatniego świadka w tej sprawie. Nie wiemy, kim jest obiekt, a ty się zachowujesz, jakbyś był na strzelnicy! To prawdziwe zadanie, a nie ćwiczenia! Dałeś dupy i zostajesz zawieszony do odwołania, czy to jest jasne?!

– Tak jest…

– Ten wasz wilk… jak mu tam… Zawadzki?

Adam Kamiński zmrużył oczy.

– Tak, Seba Zawadzki.

– Obejmie dowództwo nad szwadronem.

– Zabiera pani Sebę do Tuluzy? – Dowódca śląskiego pułku nie mógł zrozumieć, po chuja centrali jakiś szeregowy wilk z lokalnego pierdziszewa.

Ayaka Ido przyglądała mu się z uwagą, jaką poświęca się upośledzonemu dziecku.

– Szwadron pozostaje w Gliwicach. W tym momencie nie jestem w stanie określić, czy nasi ludzie będą tu potrzebni, czy nie.

– To nie jest dobry pomysł. Jeśli ktoś, kto dostał błogosławieństwo kapituły, nie był w stanie prawidłowo określić priorytetów, to nie może pani wymagać tego od Seby Zawadzkiego.

– Czy to pan wydawał ostatnio rozkazy Zawadzkiemu, kapitanie?

– Nie wydawałem mu żadnych rozkazów, do cholery! Moi ludzie byli odsunięci od akcji na Owsianej. Spieprzyliście to we własnym zakresie…

Japonka skinęła głową.

– Właśnie. To nie pan wydał rozkazy Sebie Zawadzkiemu. Jakieś pół godziny temu przechodziłam obok pokoju przesłuchań. Ojca Bartkowiaka pilnują ludzie Zawadzkiego. Chciałam porozmawiać z nim sam na sam i wydałam im rozkaz, żeby opuścili pomieszczenie. Nie wykonali go.

Kapitan Piotr Marzec na chwilę się zapowietrzył.

– Co?! Jak to nie wykonali? Może nie wiedzieli, kim pani jest… Zajmę się tym…

– Nie! Naprawdę pan tego nie ogarnia? Ci ludzie otrzymali polecenie, że mają nie spuszczać go z oka. To na razie nasz jedyny ślad i oni o tym doskonale wiedzą. Rozumieją to lepiej niż pan i mój kapitan wilków. Seba Zawadzki otrzymał rozkaz, który dotarł do niego przez pośrednika. I wykonał go co do joty. Nie zawaham się przekazać pod jego dowództwo szwadronu wilków. Ma odpowiednio ustawione priorytety…

– To naruszenie hierarchii służbowej – bąknął Marzec, ale nie włożył w swój protest zbyt dużo zapału. Zawadzki ciągle mu podlegał.

– Tak, i to poważne naruszenie – zgodziła się nieoczekiwanie Ido. – Dlatego poleciłam przygotować wszystko na piśmie. Wylatuję za kilka godzin, muszę zdać sprawozdanie pozostałym członkom kapituły.

– No nie aż tak poważne… – krygował się Marzec.

– Jednak tak. Sprawę pod moją nieobecność prowadzi Adam Kamiński. I żeby była jasność: nie z ramienia śląskiego pułku, ale z ramienia kapituły. To, mam nadzieję, rozwiąże wszelkie dylematy, które pojawią się w kwestii zależności służbowej.

Ayaka Ido podała Marcowi i Kamińskiemu te same dokumenty.

– Nie szalej, młody człowieku. Masz po prostu zebrać wszystkie fakty i wyciągnąć, co się da, z ojca Bartkowiaka. Żadnych samodzielnych akcji do mojego powrotu. Musimy ustalić, gdzie jest obiekt. Minęło tyle czasu, że może być wszędzie.

– Dlaczego pani zakłada, że ona tu nie wróci? – Kamiński nie wytrzymał.

– Zapamiętaj sobie raz na zawsze: ja niczego nie zakładam.

W tym momencie dotarło do nich, dlaczego w Gliwicach pozostaje szwadron wilków. Sześćdziesięciu gotowych na wszystko morderców…

– Rozumiesz, co jest najważniejsze, prawda?

Adam Kamiński skinął głową z powagą.

– Tak, wiem. Ma przeżyć. Potem długo, długo nic. A dopiero później mogę ją złapać.

*
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: