Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kubańskie kłamstewko - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
26 marca 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
12,90

Kubańskie kłamstewko - ebook

„Kubańskie kłamstewko” Joanny Masiubańskiej to książka oparta na relacjach kubańskich emigrantów, którzy uciekli spod bezwzględnej dyktatury Fidela Castro.

Autorka publikacji, choć na Kubie przebywała tylko tydzień, poruszona sytuacją jej mieszkańców długo nosiła się z zamiarem opisania tego, jak naprawdę wygląda życie na w tym kraju. Poprosiła kilkoro kubańskich znajomych, by opowiedzieli o realiach życia w państwie rządzonym silną ręką rodu Castro. Każdy z nich wie, że jeśli nie dojdzie do radykalnych zmian, na wyspie nie zmieni się nic jeszcze przez wiele lat. Choć prasa zagraniczna rozpisywała się na temat zmian i reform przeprowadzanych w tym kraju, tylko osoby, które tam mieszkały, wiedzą, że nic się nie zmieniło. Życie na tej pięknej wyspie położonej na Morzu Karaibskim to ciągły strach, presja, niespodziewane aresztowania, brak pracy, a często także jedzenia.

Dziś, mimo że każdy z bohaterów książki żyje w Stanach Zjednoczonych, rozpoczął nowe życie i jest wolny, to wbrew pozorom tęskni za swoją opuszczoną ojczyzną. Dlaczego od lat na Kubie nic się nie zmienia? Ile pokoleń jeszcze musi minąć, by zaszły jakieś zmiany na tej wyspie? Autorka podczas wywiadu z emigrantami próbuje odpowiedzieć na te i wiele innych pytań.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7900-331-0
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp

Wystarczy jedna podróż, kilka dni, aby coś się w naszym życiu zmieniło. Moją podróż na Kubę odbyłam cztery lata temu. Spędziłam tam zaledwie lub aż siedem dni, które zmieniły moje podejście do życia i pozwoliły na zagłębienie się w temacie i problemie istniejącym na tej wyspie pełnej absurdów. Po powrocie do kraju nieraz pojawiła się idea napisania książki, wydania pewnego rodzaju świadectwa o tym, co tam się dzieje. Pomysłów było dużo, lecz nigdy nie było czasu. Zawsze pojawiały się inne, ważniejsze sprawy. Taki syndrom XXI wieku: ciągły brak czasu. Aż w końcu zrozumiałam, że jeżeli czegoś bardzo pragniemy, to musimy znaleźć na to czas. Bez względu na to, na ile byśmy byli zapracowani.

Książka powstała dzięki grupie przyjaciół z Miami, którzy zgodzili się, abym przeprowadziła z nimi krótki wywiad na temat ich życia na Kubie oraz
po przeprowadzce do Stanów Zjednoczonych. Stanowi ona zbiór historii kilku Kubańczyków zamieszkujących wybrzeża Florydy, dla których miejsce to zamieniło się w istną Ziemię Obiecaną. Zresztą, jak i dla pozostałych dwóch milionów. Są to historie ludzi, którzy
z różnych powodów nie wytrzymali presji na wyspie i zmuszeni byli do opuszczenia swojej ojczyzny. Napisana została w formie wywiadów, naturalnych rozmów, aby każdy czytelnik choć na chwilę mógł przenieść się na Kubę i zrozumieć w pewnym stopniu panujące tam realia. Poza tym książka dostarcza co nieco wiedzy o ludzkich umiejętnościach adaptacyjnych w ciężkich warunkach. Niektóre z historii wydają się być do tego stopnia nieprawdopodobne, że aż potrafią rozbawić. Jednak po chwili zdajemy sobie sprawę, że
w tych historiach nie ma nic śmiesznego. Nie bez powodu każda z tych osób jest zupełnie inna, zajmuje się zupełnie czymś innych. Wszystko po to, aby poznać i zrozumieć realia panujące na Kubie z różnych perspektyw. W pierwszej kolejności rozmawiam z człowiekiem, którego wielokrotnie zamykano na Kubie ze względu na swą działalność na rzecz praw człowieka oraz który od wielu lat szkoli Kubańczyków w temacie walki bez przemocy. Prekursorem strategii, która odniosła sukces między innymi w takich krajach jak: Indie, Polska, Serbia, Egipt czy Tunezja, jest Mahatma Gandhi.
Na rozmowę zgodziła się również między innymi jego siostra, którą pytam o kwestie socjalne oraz o warunki życia codziennego oraz człowiek, który wtargnął do ambasady Peru, prosząc
o azyl polityczny. Wydarzenie to zapoczątkowało otwarcie portu w Mariel i masowy exodus Kubańczyków. W rozmowach biorą udział również osoby niezaangażowane w politykę oraz niedziałające w opozycji, stąd bardziej obiektywne.

Na podstawie rozmów z tymi ludźmi oraz z Kubańczykami na wyspie zdałam sobie sprawę z kilku ważnych aspektów życia oraz wyciągnęłam pewne konkluzje. Mam nadzieję, że każdy kto sięgnie po tę książkę, wyciągnie swoje wnioski i chociaż w pewnym stopniu spróbuje uświadomić sobie, jakie realia panują na Kubie, zrozumieć charakter Kubańczyków oraz pojąć, dlaczego reżim braci Castro utrzymuje się przez tyle lat.

Skąd ten tytuł? Myślę, że niektórzy domyślają się już teraz, czytając ten wstęp. Niektórzy domyślą się po przeczytaniu kilku kartek, a jeszcze inni na końcu, kiedy wyjaśniam to w jednym zdaniu.Prolog

Kuba. To niewielkie, dwunastomilionowe państwo na półkuli zachodniej wciąż budzi liczne kontrowersje na świecie i nierzadko określane jest mianem wyspy absurdów i kłamstw. Dlaczego? A chociażby dlatego, że w początkowych latach zakazane było niepracowanie
na Kubie. Wsadzano za to do więzienia. A teraz? Kilka miesięcy temu na spotkaniu
z Władimirem Putinem, Raul śmiało stwierdził, że Kuba to kraj, gdzie powinno się odpoczywać, a nie pracować. Skąd ta zmiana? A co stało się z prostytucją, którą tak bardzo chciał wyeliminować Castro? Obecnie prostytutek można szukać w szkołach podstawowych, które za przyzwoleniem władz zamieniły się w domy publiczne. A kamery znalezione któregoś wieczoru w pokoju Jana Pawła II podczas jednej z jego wizyt na Kubie? Skąd się tam wzięły? Ludzie Castro chcieli podsłuchiwać Papieża? Ależ skąd! Te kamery jeszcze za rządów Batisty ukryto w tym pokoju i tak już po prostu zostały! A teraz mała zagadka. Mając do wyboru gwałciciela, handlarza narkotyków i więźnia politycznego, kogo w pierwszej kolejności wypuści z więzienia Castro? Odpowiedź jest prosta: na pewno nie tego ostatniego. A na koniec należy wspomnieć o kubańskich szczękach! Tak! Po sieci krąży krótki filmik, na którym grupa Kubańczyków na widok rekina w wodzie zamiast uciekać, wchodzi głębiej, żeby go wyciągnąć za ogon. Biedny rekin! Ale przynajmniej mieli trochę jedzenia! A jak smakuje pizza posypana rozstrzępioną prezerwatywą? To wie tylko Kubańczyk.

Castro przez wiele lat wmawiał ludziom, że na Kubie nie ma żebraków, złodziei, bezrobotnych ani narkomanów. Nie ma też korupcji. Wszystko funkcjonuje jak należy. Dlaczego zatem tylu Kubańczyków opuściło wyspę i drugie tyle właśnie w tym momencie obmyśla plan ucieczki? Wypaczona ideologia Fidela Castro oraz jego chore pomysły spowodowały, że społeczeństwo się podzieliło i wielu z nich opuściło Kubę, nie widząc innego rozwiązania.

Pięćdziesiąt lat dyktatury zwanej rewolucją załamało gospodarkę, zmusiło znaczną część obywateli do emigracji. Efekty exodusu z Mariel są widoczne gołym okiem, szczególnie właśnie tutaj, w Miami, gdzie napływ ludności przyczynił się do znacznego wzrostu demograficznego. W sercu miasta powstała Mała Hawana: miniaturowa Kuba
przy Calle Ocho.Omar López Montenegro

Dyrektor ds. praw człowieka w Narodowej Fundacji Kubańsko-Amerykańskiej z siedzibą w Miami. Urodził się 25 września 1954 r. w Hawanie. Studiował ekonomię na tamtejszym uniwersytecie. W 1988 roku rozpoczął działalność w organizacjach broniących praw człowieka oraz założył Stowarzyszenie na rzecz Wolnej Sztuki (APAL). 28 maja 1992 roku opuścił kraj i odtąd żyje w Miami na Florydzie. Specjalista w dziedzinie walki bez przemocy, przełożył na język hiszpański wiele tekstów na ten temat oraz współpracuje z Centrum Stosowania Akcji i Strategii bez Przemocy (CANVAS) w Belgradzie.

J.M. zastąpię inicjałami Gotowy?

Omar: Oczywiście, że tak.

J.M.: Na początek powiedz mi, ile miałeś lat kiedy zacząłeś swą działalność w opozycji?

Omar: Miałem 34 lata.

Ja: Skąd zrodziła się w tobie ta chęć walki przeciwko reżimowi? Dlaczego nie pozostałeś bierny jak inni?

Omar: Tak, jak ci powiedziałem, zacząłem swą działalność na szerszą skalę kiedy miałem
34 lata. Jednak to był długi proces i to nie tak, że pewnego dnia się obudziłem i po prostu stwierdziłem, że wstąpię do opozycji. Od dłuższego czasu rodziło się we mnie to poczucie,
że muszę coś zrobić ze swoim życiem i nie mogę biernie patrzeć na to, co się dzieje w moim kraju. Kiedy zacząłem studiować ekonomię na Uniwersytecie w Hawanie, dwóch moich kolegów zostało aresztowanych. Później zamknęli jeszcze jednego. Pamiętam, jak kilku policjantów weszło do klasy i po prostu ich wyprowadzili. Aż w końcu któregoś dnia zabrali także i mnie oraz trzech innych przyjaciół, oskarżając nas o konspirację przeciwko rządowi.

Ja: I co wam zrobili? Też wyprowadzili siłą z zajęć?

Omar: Nie, w naszym przypadku to wyglądało trochę inaczej. Pewnego dnia dostaliśmy telegram z Uniwersytetu z informacją, abyśmy udali się do rektora w celu omówienia naszych prac magisterskich.

Ja: Przeczuwaliście, o co może chodzić?

Omar: Jak tylko przeczytaliśmy telegram, od razu pomyśleliśmy: O kurczę, rektor chce osobiście z nami porozmawiać na temat naszych prac… Niemożliwe. To na pewno jakaś pułapka.

Ja: I co zrobiliście?

Omar: Oczywiście stawiliśmy się tego dnia w gabinecie rektora. Przebrani…

Ja: Jak to przebrani? Za co?

Omar: Wyciągnąłem z szafy najbrzydszą koszulę jaką miałem, założyłem okropne, ruskie spodnie oraz buty, których używałem do ścinania trzciny cukrowej.

Ja: Po co to wszystko? Nie mogliście pójść normalnie ubrani?

Omar: Zrobiliśmy to po to, żeby im pokazać, że się ich nie boimy.

Ja: Przypuszczam, że wasz widok ich nie rozbawił.

Omar: Nie bardzo. Tych ludzi mało co potrafi rozbawić.

Ja: No dobrze. I co było dalej?

Omar: Kiedy przyjechaliśmy na uczelnię, czekała już na nas Isaura Suárez, sekretarka rektora.

Ja: Pamiętasz do tej pory jak się nazywała?

Omar: Oczywiście! Jak mógłbym zapomnieć? Ta kobieta wystąpiła w wielu programach,
w których kłamała na temat aktywistów. Nieważne. Jak tylko nas zobaczyła, wiedziała kim jesteśmy. Zaprowadziła nas do auli i powiedziała, że rektor za chwilę do nas przyjdzie.
W tym momencie byliśmy już pewni, że to pułapka i będą nas przesłuchiwać. Wiedzieliśmy, że będą to robić pojedynczo, bo zawsze tak robią. Zdecydowaliśmy zatem, że powinniśmy mieć jakiś tajny kod i wymyśliliśmy, że pierwszy z nas, który wejdzie na przesłuchanie zostawi książki na zewnątrz, a kiedy po nie wyjdzie, musi położyć rękę po prawej bądź lewej stronie głowy. Jeśli położy po prawej stronie, to będziemy wiedzieli, że sytuacja jest opanowana i nic nam nie grozi. Natomiast jeśli położy po lewej, będzie to oznaczało,
że mamy kłopoty.

Ja: Kogo pierwszego wezwali?

Omar: Luís Colina był pierwszy. Przesłuchanie trwało długo, bardzo długo. W końcu uchyliły się drzwi auli, ale zamiast Luísa wyszedł jeden funkcjonariusz ze Służb Bezpieczeństwa
i zabrał jego książki. A kiedy stanął w drzwiach, zmierzył nas wzrokiem, zaśmiał się i położył rękę po lewej stronie głowy.

Ja: Podsłuchiwali was…

Omar: I pewnie nagrywali.

Ja: Kto był następny?

Omar: Héctor Estébez de Casabuena Ramos. Przesłuchanie trwało mniej więcej tyle samo czasu. Później zawołali mnie. Wszedłem do środka, a tam czekało na mnie trzech funkcjonariuszy ze Służby Bezpieczeństwa. Siwy, starszy mężczyzna, jakaś kobieta i ten trzeci, który prawie w ogóle się nie odzywał.

Ja: Jak wyglądało to przesłuchanie? O co was oskarżano?

Omar: O wszystko, o co tylko można było. Przede wszystkim uparcie twierdzili,
że spiskujemy przeciwko reżimowi oraz że często rozmawiamy z obcokrajowcami.
Pamiętam jeszcze jak mnie przesłuchiwali i nagle ni stąd, ni zowąd, odezwał się ten funkcjonariusz, który prawie nic nie mówił i zapytał: Jak ty je wymieniasz? Nie miałem pojęcia o czym on mówi. Dopiero za drugim razem dodał, że chodzi mu o dolary.

Ja: Dlaczego o to nagle zapytał?

Omar: Nie wiem dlaczego tak nagle, ale wiem, dlaczego zapytał. W tamtym czasie na Kubie nie można było posiadać dolarów. Mogli cię wsadzić nawet na 8 lat do więzienia
za posiadanie zielonych. Później zmieniono ustawę i zniesiono zakaz, ale mimo tego, ludzie, których wsadzono wcześniej za to do więzienia, musieli do końca odsiedzieć swój wyrok.

Ja: I co wtedy odpowiedziałeś, jak cię zapytał o pieniądze?

Omar: Że nigdy nie miałem dolara w ręce. Nawet nie wiedziałem, czy na banknocie widnieje zdjęcie Micheal`a Jacksona czy George`a Washingtona.

Ja: O co jeszcze cię oskarżali?

Omar: O czytanie książek kontrrewolucyjnych. W pewnym momencie na przesłuchaniu zaczęli nawet oskarżać mojego ojca o to, że był kontrrewolucjonistą. Wtedy już nie wytrzymałem tej farsy i powiedziałem, że nie będę o nim rozmawiać, a jeżeli chcą, to mogą mnie już teraz wsadzić do więzienia.

Ja: Jak zareagowali?

Omar: Powiedzieli na koniec, że to co robimy, jest straszne i że na zewnątrz czeka samochód, który zabierze nas na komisariat. Próbowali nas zastraszyć.

Ja: Jak się wtedy czułeś?

Omar: Prawdę mówiąc, bałem się. To był pierwszy mój kontakt ze Służbą Bezpieczeństwa
i nie wiedziałem, jak zakończy się cała ta historia. Ale na przesłuchaniu zdałem sobie sprawę z jednej bardzo istotnej rzeczy, a mianowicie, że oni tak naprawdę nic o nas nie wiedzą i nie mają na nic dowodów. Chcieli nas po prostu przestraszyć, wmawiając, że robimy jakieś ciemne interesy z nie wiadomo kim. To jest właśnie ich system przesłuchań,
który funkcjonuje do dziś. Próbują zastraszyć ludzi i wmówić im coś, czego nie robią.

Ja: Jak zareagowali twoi rodzice, gdy się dowiedzieli o całym tym zajściu?

Omar: Nigdy się nie dowiedzieli. Nie powiedziałem im o niczym.

Ja: A twoje rodzeństwo?

Omar: Też nie wiedzieli.

Ja: Wspomniałeś mi kiedyś o niejakim Hertico.

Omar: Tak, to on nas później wydał policji. Pewnego dnia na auli było zebranie wszystkich studentów. Przyszło kilku ludzi ze Służby Bezpieczeństwa i zaczęli coś mówić o tym,
że niektórzy studenci współpracują z CIA. W pewnym momencie zaczęli wymieniać nazwiska, wśród których oczywiście byłem ja i Dani, mój najlepszy przyjaciel. Ale na koniec wymienili także Hertico i powiedzieli coś w stylu: Nie moglibyśmy rozwiązać tego problemu bez pomocy naszego przyjaciela. Popatrzyłem wtedy tylko na niego, a on spuścił głowę i nie wiedział, gdzie się wtedy schować.

Ja: I co wam wtedy zrobili?

Omar: Pamiętam do dziś ich słowa: Jak widzicie, rewolucja jest łaskawa i demokratyczna, dlatego sami wybierzecie sobie karę. Niektórzy studenci na auli się buntowali: Nie! Trzeba ich zawiesić w prawach studenta na dwa lata! Wsadzić ich do więzienia! Wyobraź sobie,
że buntowali się ludzie, którym kiedyś pomogłem… Na uczelni przez pewien czas otrzymywałem kupony, które można było wymienić na stołówce na jedzenie. Jako że mój ojciec zawsze przynosił jedzenie do domu, to oddawałem moje kupony pewnemu chłopakowi. I ten sam chłopak teraz mówił, że powinienem pójść do więzienia.

Ja: Ciężko mi w to uwierzyć… A jak z pracą po studiach?

Omar: Na Kubie, kiedy kończysz studia, uczelnia wysyła cię w konkretne miejsce do pracy. Oni twierdzą, że musisz spłacić dług, bo przecież oni ufundowali ci edukację za darmo. Zatem, aby spłacić ten dług, wysyłają cię tam, gdzie oni chcą i w dodatku za najmniejsze wynagrodzenie.

Ja: Jak to? Po skończeniu ekonomii czy medycyny mogli cię na przykład wysłać na wieś albo do jakieś restauracji, żebyś pracował jako kelner?

Omar: Nie, praca musiała być adekwatna do skończonych studiów. Ja skończyłem ekonomię, więc mogli mnie wysłać na wieś, ale do jakieś firmy. Nie do pracy na polu. Po ukończeniu studiów nazwisko każdego studenta automatycznie pojawiało się na liście Ministerstwa Pracy i wtedy decydowali, gdzie cię wysłać. Mnie oczywiście nigdzie nie wysłali, bo byłem ich wrogiem, więc po studiach nie mogłem znaleźć nigdzie legalnej pracy.

Ja: I jak zarabiałeś na życie w tamtym czasie?

Omar: Musiałem poszukać sobie czegokolwiek, żeby w jakiś sposób zdobyć pieniądze. Malowałem domy, uczyłem innych angielskiego, sprzedawałem alkohol, który robiłem
w domu. Niestety to w pewnym momencie stało się niebezpieczne, ponieważ zacząłem dużo pić i o mało nie popadłem w alkoholizm. Nie miałem pracy, więc piłem. Yvonne, moja siostra, zaczęła nawet chować albo wyrzucać butelki. Prawdę mówiąc, w tamtym czasie myślałem, że moje życie się skończyło i nic dobrego już mnie nie spotka. Byłem naprawdę bardzo bliski upadku.

Ja: Jak długo trwał ten okres?

Omar: Prawie osiem lat. Prawie osiem lat wegetowałem, bo życiem tego nazwać nie mogę.
Z dnia na dzień, bez żadnej nadziei, że kiedykolwiek coś się zmieni i będę mógł opuścić wyspę.

Ja: Ale w końcu coś się zmieniło…

Omar: W 1988 roku odbyło się głosowanie w Komitecie ds. Praw Człowieka ONZ. Stany Zjednoczone oraz kilka innych państw przedstawiły protokół i oskarżyły rząd Kuby o łamanie praw człowieka. Głosowanie przebiegło pomyślnie i ONZ powołało wtedy Komisję ds. Praw Człowieka, której reprezentanci mieli odwiedzić Kubę, aby określić stan przestrzegania praw człowieka na wyspie. Wtedy zaczęło się coś dziać i założyliśmy Stowarzyszenie na rzecz Wolnej Sztuki.

Ja: A kiedy dowiedziałeś się o radiu José Martí?

Omar: W tym samym roku, kiedy powstało, to znaczy w 1985. Na początku radio José Martí nie mówiło o działalności aktywistów na wyspie, ponieważ krążyły plotki, że rząd Castro manipuluje nimi i cała ich działalność to jedno wielkie kłamstwo.

Ja: A jak z dostępem do radia? Wszyscy mogli słuchać audycji?

Omar: Może nie wszyscy, ale większość. Radio nadawało na bardzo dobrych falach,
ale niestety, jeśli zepsuł ci się odbiornik i chciałaś go oddać do naprawy, to pierwszą rzeczą, którą robiono, było odcięcie fali tak, aby nie można było słuchać radia José Martí.

Ja: I skąd dowiedziałeś się na przykład o upadku muru berlińskiego i działalności Solidarności? Z radia? Jaka była reakcja na wydarzenia z 1989 roku?

Omar: Tak, z radia. Kiedy upadł mur berliński, rozpadł się Związek Radziecki, a Polska odzyskała niepodległość, w wielu ludziach odrodził się duch walki i pojawiła się ogromna nadzieja na zmianę również na Kubie.

Ja: A w rządowej prasie o czym wtedy pisano?

Omar: O niczym istotnym. W mediach, które kontrolował rząd, nic się nigdy nie działo.
Tam wszystko było po staremu. Informowano tylko o katastrofach i niepowodzeniach
w krajach kapitalistycznych.

Ja: I co robiliście w tym Stowarzyszeniu na rzecz Wolnej Sztuki?

Omar: Było nas tam trzydziestu sześciu. Spotykaliśmy się, żeby rozmawiać na temat książek
i dyskutować o polityce. Któregoś dnia, wraz z kilkoma innymi członkami stowarzyszenia, wziąłem udział w pierwszej demonstracji opozycji w Hawanie. Domagaliśmy się wolności słowa, ale niestety zostaliśmy pobici przez policję, a niektórych z nas wsadzono do aresztu. Poza tym organizowaliśmy różne inne protesty, które bazowały wtedy na błędnej koncepcji, która niestety do dzisiaj istnieje wśród społeczeństwa kubańskiego. Mam na myśli idee spontanicznego protestu. Wielu Kubańczyków myśli, że jeśli kilka osób spontanicznie wyjdzie na ulicę i zacznie protestować, to reszta obywateli wyjdzie za nimi. Nic bardziej mylnego.

Ja: Gandhi mówił o czymś innym…

Omar: Dokładnie. Na przykładzie Gandhiego, Polski czy też Serbii możemy zauważyć,
że spontaniczne manifestacje nic nie dają. Najważniejsza jest organizacja. Gdybym w tamtym czasie wiedział to, co wiem teraz, zapewne bylibyśmy efektywniejsi.

Ja: Miałeś problemy ze względu na twój udział w Stowarzyszeniu?

Omar: Tak, kilkakrotnie próbowali mnie zastraszyć. Pamiętam, jak zadzwoniłem do radia Jose Marti, żeby ich poinformować, że chcieli mnie zastraszyć. Zaraz po tym telefonie przyszli po raz kolejny i zabrali mnie na komisariat. Tam jeden z policjantów powiedział mi otwarcie: Omar ja wcale nie muszę cię zastraszać. Wyciągam pistolet, strzelam i nic się nie dzieje. To jest właśnie problem na Kubie. Mogą kogoś zabić i nic się nie dzieje.

Ja: A jak podchodzili do działalności Stowarzyszenia?

Omar: Nasza działalność była traktowana jako przestępstwo, a sama organizacja według nich nie miała nic wspólnego z prawami człowieka, a z terroryzmem i konspiracją przeciw rządowi. 23 września 1988 roku rząd aresztował nas wszystkich i zaczęły się przesłuchiwania. Oskarżono nas o konspirację i dostaliśmy wyrok
w zawieszeniu.

Ja: Ile razy cię zatrzymali?

Omar: Nie pamiętam wszystkich zatrzymań, ale w ciągu moich ostatnich siedmiu miesięcy
na wyspie, zatrzymali mnie jedenaście razy. Pierwszy raz zabrali mnie na kilka godzin, później na jeden dzień. Następnym razem spędziłem za kratkami trzy dni, aż w końcu zatrzymali mnie na trzy tygodnie w Villa Marista. Miałem opuścić Kubę 23 kwietnia 1991 roku, a oni aresztowali mnie 19 kwietnia.

Ja: W końcu jednak wyjechałeś. Byłeś pewien swojej decyzji?

Omar: Nie do końca. Byłem rozdarty. Z jednej strony chciałem zostać na Kubie, bo wzrósł optymizm, a wraz z upadkiem Związku Radzieckiego pojawiła się nadzieja na zmianę.
Poza tym otuchy dodawała Solidarność. Ale z drugiej strony oni wciąż mnie prześladowali.
I co gorsza, nie tylko mnie.

Ja: Twoją rodzinę też?

Omar: Nie tyle rodzinę, co na przykład nękali jedną z moich ówczesnych dziewczyn.
Mówili jej, żeby ode mnie odeszła. Mimo że dziewczyna była bardzo silna, w końcu nie zniosła presji ojca, która też ją przede mną ostrzegał i nie pozwalał się nam spotykać u nich
w domu.

Ja: A jak wyglądała wtedy twoja relacja z rodziną?

Omar: Relacje z moją rodziną znacznie się pogorszyły. Oczywiście oni wcale nie popierali komunizmu. Absolutnie nie! Ale martwili się o mnie, stąd ciągłe kłótnie z bratem, siostrą, nawet mamą. Codziennie wracałem do domu i słyszałem to samo: Wsadzą cię do więzienia, zabiją. W pewnym momencie już nie wytrzymałem i powiedziałem im, że mogę walczyć
z tymi wszystkimi komunistami, ale nie z własną rodziną. Chciałem po powrocie do domu
po prostu usiąść, odpocząć, wypić piwo i tyle. A nie kłócić się ze wszystkimi.

Ja: Możesz mi opowiedzieć o nocy, kiedy przyszli po ciebie i zabrali cię do Villa Marista?

Omar: Tak, to był 19 kwietnia 1992 roku, a wyspę miałem opuścić cztery dni później. Tej nocy zrobiliśmy pożegnalną imprezę w domu mojego przyjaciela, Sergio. Pożegnałem
się wtedy z przyjaciółmi, bo wiedziałem, że niektórych z nich widzę po raz ostatni. Do domu wróciłem około pierwszej w nocy i od razu położyłem się spać. Niestety w pewnym momencie obudziło mnie głośne pukanie do drzwi. Byłem przekonany, że to moja babcia
i zacząłem przeklinać pod nosem: Nawet w niedzielę nie pozwoli się człowiekowi dać wyspać! Moja babcia zwykła była przychodzić do naszego domu nad ranem, pukała do drzwi i oczywiście wszystkich nas budziła. Otworzyłem zatem drzwi i położyłem się powrotem do łóżka. Jednak po chwili zdałem sobie sprawę, że nikt nie wchodzi.
Wstałem i w drzwiach zobaczyłem trzech mężczyzn. Zapytałem, czego chcą, a oni szorstko odpowiedzieli, że muszą przeszukać dom i mnie zabrać. Zapytałem, czy mają nakaz.
Kiedy okazało się, że nie mają owego dokumentu, bez wahania odparłem, że jeśli chcą cokolwiek tu przeszukać, to niech wrócą z nakazem. Wtedy jeden z nich popatrzył na mnie
i powiedział: Montenegro, nie cwaniakuj. Mężczyzna wrócił do samochodu i odjechał, a ja zamknąłem drzwi. Tych dwóch zostało przed domem.

Ja: Czyli w ogóle ich nie wpuściłeś do środka?

Omar: Oczywiście, że nie. Powiedziałem im, że nie są moimi przyjaciółmi i są tu niemile widziani.

Ja: Co zrobiłeś, kiedy ten jeden policjant odjechał?

Omar: Wiedziałem, że na pewno wróci z nakazem, bo zostawił tych dwóch pod moim domem. Zatem kiedy tylko odjechał, zacząłem pośpiesznie chować wszystkie papiery
do szafy i gdziekolwiek się dało.

Ja: Jakie dokumenty?

Omar: Przede wszystkim dokumenty z naszego stowarzyszenia ze wszystkimi podpisami.

Ja: Co się stało z funkcjonariuszami?

Omar: Zapukali po godzinie, kiedy wrócił ten trzeci z nakazem przeszukania domu. Weszli do środka i zaczęli szperać. Następnie wyciągnęli mnie z domu i chcieli zakuć w kajdanki,
ale powiedziałem im, że nie jestem przestępcą, więc schowali je do kieszeni.

Ja: Gdzie cię zabrali?

Omar: Do więzienia Villa Marista, owianą czarną legendą katowni opozycjonistów.
Krąży wiele legend na temat tego więzienia. Nie wiadomo czy są prawdziwe, czy zmyślone.

Ja: Jakie legendy?

Omar: Krążą plotki, że niektórym więźniom kazano zakładać żelazne buty, tak zwane buty pokutne i wchodzić po schodach. To podobno była jedna z tortur. Mnie nigdy fizycznie nie torturowali, więc nie mogę powiedzieć, że to prawda, ale nie mogę cię też zapewnić, że tego nie robili czy też nie robią do tej pory. Oni są zdolni do wszystkiego.

Ja: A psychicznie jak cię torturowali?

Omar: Psychicznie bardzo często to robili. Już sam fakt, że zamykają cię w celi, w której nie możesz się zbytnio poruszać i musisz załatwiać swoje potrzeby w tym samym miejscu,
gdzie bierzesz prysznic, to tortura. Ja zawsze traktowałem to jako tortury psychiczne, chociaż teraz jak o tym myślę, to sam nie wiem czy zaliczyć to do tortur psychicznych,
czy raczej fizycznych.

Ja: No właśnie, jak wyglądała sprawa kąpieli w więzieniu?

Omar: Wodę puszczali o jakiej godzinie chcieli i tyle minut, ile chcieli. Robili to raz dziennie, ale bez stałej pory. Mogli puścić wodę w najmniej oczekiwanym momencie.

Ja: Dlaczego?

Omar: Z prostego powodu. W większości więzień ludzie żyją, a może raczej wegetują,
na zasadzie rutyny, to znaczy żyjesz według pewnego rodzaju zegara, który ustawiasz sobie
w głowie i na podstawie pewnych czynności, takich jak na przykład śniadanie czy prysznic, ustalasz, która jest godzina.

Ja: Jak jeszcze was torturowali?

Omar: W nocy, kiedy spaliśmy, często zaczynali walić kijem w celę, aby nas obudzić
i przestraszyć. Często też wykrzykiwali nasze numery.

Ja: Jakie numery?

Omar: Każdemu więźniowi przydzielają numer, który służy zamiast nazwiska.

Ja: Jaki był twój?

Omar: 831.Zdjęcia

To jedno z nielicznych zdjęć jakie zachowało się z mojego dzieciństwa. Wtedy rzadko kto miał aparat, nigdzie nie można było kupić rolek ani papieru fotograficznego, a kiedy oddawało się zdjęcia do wywołania do profesjonalnego studia to okres oczekiwania wynosił nawet do dwóch lat. Uwielbiam to zdjęcie, ponieważ chyba zawsze widziałem się w roli takiego właśnie szeryfa, który naprawia całe zło i karze złych ludzi. I tak oto skończyłem, broniąc praw człowieka.

Omar López Montenegro

Jedno z moich ulubionych zdjęć z Lechem Wałęsą w Miami. Oboje uśmiechnięci. Jak tylko mnie zobaczył, natychmiast mnie rozpoznał.

Omar López Montenegro
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: