Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Las Potępionych - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
7 sierpnia 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Las Potępionych - ebook

Julia, uciekając przed niesprawiedliwym wyrokiem, dzięki pomocy przyjaciół rozpoczyna przeprawę przez Las Potępionych. Drzewa skrywają w sobie pewien sekret, który może wpłynąć na dalsze życie dziewczyny. Pozory, kłamstwa, nieporozumienia – nic nie jest oczywiste. Przepowiednia sprzed wieków zaczyna się wypełniać. Bolesne rozstania, chwile zwątpienia, uczucie, które jest w stanie przezwyciężyć śmierć. Jaki los szykuje dla Julii przeznaczenie? Czy wreszcie odnajdzie drogę do domu?

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7835-691-2
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

I. WSPOMNIENIA

Stałam nad brzegiem rwącej rzeki i tępym wzrokiem wpatrywałam się w swoje niewyraźne odbicie. Z targanej wiatrem i poskręcanej nurtem tafli wody patrzyła na mnie obca twarz. Czy to nadal byłam ja? Czy w tej wychudzonej istocie o nierówno obciętych włosach, ubranej w znoszony męski strój, nadal mogłam doszukać się znajomych rysów? Aby nie zwariować, powtarzałam sobie w myślach, kim naprawdę jestem. Do znudzenia, balansując na krawędzi obłędu, utwierdzałam się w przekonaniu, że mimo wszystko, na przekór okolicznościom, nie przestałam być Julią – dziewczyną z dwudziestego pierwszego wieku. Tak, to ja, ta sama Julia, która uwielbiała punktualność, ceniła sobie zorganizowanie, a planowanie zajmowało większość jej wolnego czasu. Tak, to ja, ta sama, a jednak inna. Rzucona gdzieś daleko od domu, przeniesiona w czasie i przestrzeni.

Jeszcze niedawno żyłam w Łodzi – dużym mieście w centralnej Polsce – i nie miałam najmniejszego pojęcia o istnieniu światów równoległych. Ba, wszelkie wzmianki mówiące o czymś takim traktowałam jak bajki. Świat jest jeden: ten, w którym przyszło nam żyć. Nie ma możliwości przenoszenia się w czasie i przestrzeni. Przecież nauka potrafi wszystko zważyć, zmierzyć, wyjaśnić. Tajemnice wszechświata stają się nam bliższe, docieramy na dno najgłębszych oceanów, wyruszamy w kosmos. Gdyby istniało coś takiego jak alternatywna rzeczywistość, to przecież już dawno byśmy ją odkryli.

Myliłam się. Dziś już to wiem. Nic nie jest tak oczywiste, jak by się zdawało. Ta genialnie rozwinięta nauka ma jednak białe pola, które nie zostały odkryte ani zapisane. Nie wiemy o nich i może dzięki temu życie jest łatwiejsze. Mnie jednak dane było poznać tę ukrytą część świata. Czy chciałam tego? Nie! To był zwykły przypadek. Ciekawość, a przede wszystkim głupota doprowadziły mnie do tajemniczego obelisku w lesie Stróża. Gdybym słuchała babci, gdybym nie uległa magii słów Mateusza… Właściwie on wcale mnie nie zachęcał, po prostu, niby przypadkiem, rzucił wzmiankę o dziwnym głazie, o którym krążyły legendy. Ziarno zostało zasiane i teraz zbierałam tego plony. Znalazłam się w świecie, którego nie znałam, zupełnie innym od tego, w którym do tej pory żyłam.

Początkowo myślałam, że trafiłam do średniowiecza: takie wnioski nasunęły mi się po pierwszych spostrzeżeniach. Brak asfaltowych dróg, krzywe lepianki, warowne zamki, rycerze na koniach, chociaż bez zbroi. Nawet mowa… Język rozumiałam, tylko sformułowania używane przez mieszkańców krainy były takie archaiczne, niedzisiejsze. Wkrótce poznałam zwyczaje panujące w Burii i dane mi było wnieść drobny wkład w rozwój tutejszej medycyny (niech żyje serial Chirurdzy i moje uwielbienie dla lekcji biologii). Później odkryłam, że oprócz przenosin w czasie dostąpiłam wątpliwego zaszczytu przenosin również pomiędzy światami. Ten, w którym się znalazłam, mimo iż na pierwszy rzut oka przypominał Ziemię kilkanaście wieków wcześniej, nie miał z nią jednak nic wspólnego.

Nie pasowałam do tego miejsca ani czasów. Wychowana w tak odmiennej kulturze odstawałam od Buriańczyków, a moja inność nie przysparzała mi, niestety, przyjaciół. Owszem, na kilku osobach mogłam polegać, co zresztą udowodniły czynami, ale wśród znaczących postaci na dworze księcia Ekharda naraziłam się jednemu z najpotężniejszych – samemu mistrzowi Dewinowi.

Aby dopełnić obraz moich ostatnich tygodni pobytu w Burii, muszę dodać, że coś takiego, jak udział w łowach, spadanie w przepaść, spotkanie ze skrzydlakami czy wreszcie tonięcie w lodowatych wodach wodospadu to dla mnie chleb powszedni. Tak samo rozmowy z wieszczbą, sąd, przymusowe zaślubiny i na końcu wyrok, który na szczęście nie zdążył zostać wydany.

W ten sposób, uciekając przed zemstą Dewina, potajemnie opuściłam zamek księcia Ekharda i wraz z towarzyszącymi mi osobami znalazłam się w Lesie Potępionych. Brrr, co za straszna nazwa! Już na sam dźwięk tych słów czuję nieprzyjemny, zimny dreszcz. Ten las to miejsce, gdzie żaden człowiek sam z własnej woli nigdy nie wejdzie. To las, do którego wręcz zabroniono wstępu, aby nie drażnić przerażających istot, jakie go zamieszkują.

Jednak nie tylko złe chwile spotkały mnie w Burii. Muszę przyznać uczciwie, że były także piękne momenty, które sprawiły, że mimo nadarzającej się szansy powrotu do swoich czasów wybrałam jednak niepewny los w tej dzikiej krainie.

Herman – mężczyzna, który sprawił, że zrozumiałam, co to znaczy kogoś kochać. Facet, dzięki któremu dokonałam wyboru – zamiast spokoju i bezpieczeństwa w domu babci wybrałam podróż przez Las Potępionych. Och, Herman! Moje serce pęka z rozpaczy, gdy widzę go czule opiekującego się żoną. Moje serce wyje, gdy spoglądam, jak troskliwie otacza ją ramieniem. Mimo że znajduje się teraz bardzo blisko mnie, tak naprawdę jest dla mnie nieosiągalny. Chciałabym znowu przytulić się do niego, chciałabym zatopić spojrzenie w jego ciemnych tęczówkach. Och, poczuć smak jego pocałunków, tak jak wtedy, nad wodospadem…

Dzięki niemu poznałam skrzydlaki i przekonałam się, jakie naprawdę są. To on nauczył mnie jeździć konno i wspierał w najtrudniejszych chwilach, gdy znaleźliśmy się na półce skalnej po upadku w przepaść. Tak szybko stał się częścią mego życia, że nie wyobrażałam sobie, aby mogło być inaczej. Miałam nadzieję, że razem pokonamy wszelkie przeszkody. Miłość, jaka między nami rozkwitła, była taka, jaka zdarza się tylko raz w życiu: prawdziwa, gorąca. Nad wodospadem spędziliśmy najpiękniejsze chwile.

A później nastąpił powrót do rzeczywistości. Trzymaliśmy się za ręce, wchodząc do komnaty księcia. Do dziś pamiętam wzrok Dewina, gdy zobaczył nasze splecione dłonie. Jakże triumfował, przekazując informację, że żona Hermana, o której myśleliśmy, że umarła, nadal żyje. To było jak cios prosto w serce. Chyba jestem bardzo podłym człowiekiem, gdyż w tamtej chwili życzyłam Baldurii śmierci. Wręcz modliłam się o nią. Utraciłam Hermana, bo dla niego słowo złożone pod przysięgą jest świętością. Wrócił do żony, do dziecka, a mnie pozostały tylko wspomnienia. Jednak nawet dla nich warto żyć. I ta świadomość, że znowu go zobaczę, że przejdzie obok mnie, że może zamieni ze mną kilka słów… Słodka udręka, na którą dobrowolnie się zgodziłam, podejmując decyzję o pozostaniu w Burii. Dla Hermana. Tylko dla niego.

Plusk wody gdzieś obok mnie sprawił, że zerknęłam w tę stronę, przerywając smutne rozmyślania. Lavena kucała nad brzegiem rzeki, zaledwie kilka kroków od miejsca, w którym stałam, i zanurzała dłonie w chłodnej toni. Westchnęłam, patrząc na nią. Od wczoraj, gdy wsiadłyśmy na konie, nie zamieniłyśmy ze sobą ani słowa, a i wcześniej nie miałyśmy sposobności spokojnie porozmawiać. Ciekawiło mnie, dlaczego, mimo iż deklarowała chęć wypełnienia woli swego wujka, przystała do naszej gromady, opuszczając zamek i udając się w pełną niebezpieczeństw podróż. Podeszłam do niej, a ona, widząc to, natychmiast się podniosła. Mokrymi dłońmi przeczesała krótkie włosy.

‒ Zimna woda, prawda? – Od czegoś musiałam zacząć rozmowę i dlatego zagadnęłam o rzecz najoczywistszą w świecie, tym bardziej że sama dopiero co się myłam.

‒ Zimna – przyznała, unikając ze mną kontaktu wzrokowego i odwracając się z zamiarem odejścia.

‒ Poczekaj – powstrzymałam ją. – Myślę, że powinnyśmy porozmawiać.

‒ O czym?

‒ Mam nadzieję, że nie obarczasz mnie winą za to, co się stało. Nie chciałam narażać was na niebezpieczeństwo. Naprawdę nie miałam takiego zamiaru. To wszystko jest takie zagmatwane. Trafiłam do waszej krainy… Nie wiem jak i dlaczego. Tu wszystko jest dla mnie takie obce, nieznane… Gdyby nie wy… Dzięki wam udało się mi przetrwać. Jestem wam za to wdzięczna i nigdy nie uczyniłabym nic, co mogłoby wam zaszkodzić. Uwierz mi, że moim jedynym pragnieniem było wrócić jak najszybciej do siebie. Nic więcej. Tylko wrócić. Nie myślałam, że to wszystko tak się potoczy. Przypadkiem spotkałam wieszczbę i… Cholera! Ja nawet nie wiem, kim jest ta cała wieszczba… Dewin osądził mnie, mimo iż nie posiadał wystarczających dowodów. On wyrok wydał już w chwili, gdy pierwszy raz pojawiłam się na waszym dworze. Od razu byłam dla niego wysłannikiem zła i nawet nie próbował dostrzec we mnie kogoś innego. Gdyby nie twój brat… To jemu zawdzięczam życie. Zachował się bardzo szlachetnie…

‒ Szlachetnie. – Prychnęła cichym śmiechem. – Weylin bardzo szlachetny jest. Zwłaszcza gdy serce dyktuje mu, co ma robić.

‒ O czym ty mówisz? – Zadrżałam. Przeczucie podpowiadało mi, abym o to nie pytała, jednak jak zwykle musiałam postąpić wbrew intuicji. – Przecież ja… Przecież… Nie osądzaj mnie źle…

‒ Nie musisz się tłumaczyć – przerwała mi. – Odkąd pomogłaś Baldurii, wiem, że zła w tobie nie ma. Niestety trzymają się ciebie kłopoty.

‒ To prawda – przyznałam. – Przez tego mojego okropnego pecha musiałaś opuścić bezpieczny zamek i udać się ze mną w podróż przez Las Potępionych – pospiesznie wróciłam do bardziej bezpiecznego tematu.

‒ Sama tego chciałam.

Ta odpowiedź totalnie mnie zaskoczyła. Lavena sama chciała nam towarzyszyć? Dobrowolnie zrezygnowała z wygodnego życia na buriańskim zamku? A może ta sprawa miała drugie dno? Może Lavena lękała się ślubu z kantońskim księciem i wykorzystała naszą ucieczkę jako pretekst do wymigania się od zamążpójścia?

‒ Chciałaś skazać się na los banity?

‒ Nie mogłabym brata ostawić. – Dopiero teraz zwróciła twarz ku mnie i spojrzała mi prosto w oczy. – Weylin szaloną decyzję podjął, a jam siostrą jego, więc obowiązkiem mym wspierać go i trwać obok. Tym bardziej teraz, gdy…

Obejrzała się za siebie, gdzie kilka kroków dalej stał Lann, pilnujący, aby jakieś złe licho, zamieszkujące Las Potępionych, nie porwało nas podczas porannej toalety. Rycerz czujnie lustrował okolicę, nie przysłuchując się naszej rozmowie. To ją najwyraźniej uspokoiło, jednak mimo wszystko zniżyła ton głosu, aby nawet przez przypadek nie usłyszał tego, co chciała mi powiedzieć.

‒ Gdy żeś zjawiła się na naszym zamku, wszystko uległo zmianie. Wniosłaś tyla radości i zabawy. Twoje sztuczki były przedziwne i najsampierw się ich bałam, ale później z niecierpliwością czekałam, abyś pokazała kolejne magiczne przedmioty, jakoweś ze sobą przyniosła. A potem uratowałaś Baldurię i jej dzieciątko… Wdzięczna ci jestem za to przeogromnie, chociaż… – Umilkła, a ja wiedziałam, o czym pomyślała.

Kochała Hermana tak samo, jak ja, ale nie miała nadziei na związek z nim. Biedna, nie zdawała sobie sprawy z uczucia, jakie w tak gwałtowny i niespodziewany sposób połączyło mnie z jej ukochanym. Gdyby dowiedziała się prawdy, zapewne nie mogłabym liczyć na wybaczenie.

‒ Po co mi to mówisz?

‒ Bo boję się, że ty ino bawisz się tem wszystkim. Że nie traktujesz Weylina poważnie, a on wiela dla cię ryzykuje. Wszystkiego się wyrzekł. Czy wiesz czemu?

Domyślałam się, ale nie chciałam tego przyznać. Łudziłam się, że dopóki nie usłyszę wypowiadanych na głos słów mówiących o tym, że Weylin coś do mnie czuje, to tym samym odsunę od siebie ten problem. Będę go traktować tak, jakby nigdy nie istniał. Dlaczego? Może dlatego, że najzwyczajniej w świecie bałam się tego uczucia. Nie byłam na nie przygotowana. Nie chciałam go. To Herman jawił mi się jako sens mego życia i ze wszystkich sił starałam się nie przyjmować do wiadomości faktu, że moje serce bije szybciej również i przy bracie Laveny. Te dwa pocałunki: jeden w korytarzu zamkowym, a drugi w schowku pod schodami, nie pozostawiły mnie jednak obojętną.

Ponieważ nie odpowiedziałam na pytanie Laveny, ta postanowiła sama dokończyć rozpoczętą myśl:

‒ Odkąd się pojawiłaś, Weylin bardzo się zmienił. Nie znałaś go wcześniej, więc nie masz o tym pojęcia. Dawniej było w nim coś, co mnie przerażało… Jakaś taka złość. Może żal. Może okrucieństwo… Nie wiem, jak to nazwać. Dla mnie zawsze był czułym bratem, jednak miałam wrażenie, że nie lubił ludzi i stronił od nich. Unikał uroczystości wszelakich i zawsze trzymał się z boku. Przy każdej sposobności wraz ze swymi towarzyszami uciekał z zamku… Odgadywałam, że zamek był mu więzieniem, wszak tu każdy znał jego historię i patrzył na niego z pogardą. To musiało boleć. Ta świadomość, że jest kimś spoza naszego świata, że jego ojcem był Mateo… Nie pytałam go nigdy o to, a i on sam nigdy nie mówił… ale to widać było w jego oczach. Tak smutnych zawsze… Smutnych, dopóki nie zjawiłaś się ty. Gdy patrzył na ciebie, pierwszy raz spostrzegłam w jego oczach inne uczucia. Gdy zaginęłaś podczas polowania, szalał z niepokoju. Nikogo słuchać nie chciał, ino samopas na poszukiwania się wybierał. Jako jedyny ciągle wierzył, że żyjesz. Wtedym zrozumiała… A teraz, gdy swej rodziny się zaparł, gdy porzucił wuja i zamek… Wszystko dla cię poświęcił. Stałaś się mu sensem życia. Zawsze chciałam, aby był szczęśliwy i radowałabym się wielce, gdybym pewność miała, iż także uczuciem go darzysz. Jednak ja w tobie nijakich oznak zauroczenia nie odnajduję. Nie odwzajemnisz jego miłości, nie odwdzięczysz się tak, jak on by oczekiwał. I wiem, że to zada mu cierpień przeogromnych. Dlategom wraz z wami wyruszyła, aby być przy nim, gdy będzie potrzebował wsparcia. Gdy go odrzucisz…

‒ Ja… – Poczułam się nieswojo. Wyznanie Laveny naprawdę mnie poruszyło. Nie miałam pojęcia, co mogłabym odpowiedzieć.

‒ Nie zaprzeczysz, prawda?

‒ Nie wiem, czy coś do niego czuję – zaczęłam niepewnie, zastanawiając się nad każdym słowem i dobierając je wolno, tak aby nieostrożną paplaniną nie urazić Laveny. – Weylin jest mi bardzo bliski i musisz wiedzieć, że doceniam to, co dla mnie robi. Jestem mu naprawdę wdzięczna. Ponadto lubię jego towarzystwo i…

‒ Ale to nie miłość, prawda? Przecie to się wie od razu. Gdy kogoś kochasz, jesteś zdolna do wszystkiego, nawet do tego, aby zaprzeć się samej siebie i podeptać ustanowione prawa. Może nie wyglądam na taką osobę, ale wierzaj mi, byłam gotowa uciec wraz z Hermanem i zapomnieć o moich przywilejach. Gdyby tylko zaproponował… Dla niego mogłabym wyrzec się rodziny, rozumiesz? Mimo iż nigdy nie wyznał mi swego uczucia, był… jest i będzie dla mnie całym światem. Czy ty potrafiłabyś tak kochać? Czy czujesz to do mego brata?

Nie powinna o to pytać! Tym bardziej wcześniej wspominając Hermana. I co mam jej teraz odpowiedzieć? Znowu kłamać? Jak długo? Jestem świnią! Perfidną świnią! Zdradziłam zaufanie Laveny, naraziłam Weylina i jego druhów na niebezpieczeństwo. Dlaczego zawsze muszę się pchać w kłopoty?

‒ Julio, czy ty kogo kochasz? – inaczej sformułowała pytanie.

Ona mi zawierzyła, zaufała, a ja… Trzeba być bardzo podłym człowiekiem, aby zachowywać się tak jak ja!

‒ Nie – skłamałam, a powieka nawet mi przy tym nie drgnęła. – Nikogo nie kocham.

Przez moment poczułam obrzydzenie do samej siebie, ale szybko usprawiedliwiłam się, że dobrze robię, zatajając prawdę. Gdybym wyznała swój sekret, unieszczęśliwiłabym tyle osób. Kurczę, przecież nie mogę myśleć tylko o sobie!

‒ Jeśli w twem sercu choć odrobina uczucia dla Weylina się tli, to daj mu szansę. Zaprawdę on prawdziwą miłością cię darzy i szczęśliwa bym była wielce, gdybyś i ty ją odwzajemniła. Ta miłość mogłaby go zmienić… – Umilkła na chwilę, aby, jak mi się zdawało, zaczerpnąć głębiej powietrza, po czym ciągnęła dalej: – Jeśli jednak wiesz, że twej miłości nie starczy, aby z nim spędzić resztę życia, to błagam, to zaklinam cię na wszystkie świętości, nie rób mu złudnej nadziei. Nie przyczyniaj się do jego zguby. Niech wie, że na nic więcej liczyć nie może. Teraz łatwiej mu to przyjdzie znieść, ale czas nie gra na jego korzyść. Z każdą chwilą będzie mu ciężej. Myśmy się tobą zajęli, gdy do Burii przybyłaś, nie odpłacaj się więc nam niewdzięcznością. Proszę cię jeno o to, Julio. – Lavena obiema dłońmi schwyciła mnie za ramię. – Błagam, miej to na względzie.

Cofnęłam się o krok, zaskoczona jej wybuchem. Nie spodziewałam się takiego wystąpienia po cichej, dobrze ułożonej Lavenie. Ponownie spojrzałam na Lanna, który słysząc podniesiony ton siostry Weylina, zainteresował się naszą rozmową.

‒ Zapewniam cię, że nigdy świadomie nie skrzywdzę Weylina – oświadczyłam z całą stanowczością. – Nie będę mu robić żadnych złudnych nadziei. Jeśli nie będę w stanie go pokochać, na pewno jasno dam mu to do zrozumienia.

‒ Obiecujesz?

‒ Tak. – Buriańczycy zbyt wielką wagę przykładają do tych przyrzeczeń. Ciekawe, co by powiedzieli na przedwyborcze obietnice naszych polityków? Oj, coś mi się zdaje, że wiele głów trafiłoby pod topór. – Obiecuję, że nigdy nie dam mu złudnej nadziei – powtórzyłam.

‒ Cóże to panienki taki hałas robią? – Lann podszedł do nas, chowając za plecami prawą dłoń, tak jakby chciał coś przed nami ukryć. – Ino miały się panienki obmyć, a ja stoję na warcie i stoję, a panienki dysputy jakowe prowadzą. Nie lepiej to w obozowisku porozmawiać niż gdzie na uboczu? Przecie to Las Potępionych – przypomniał.

Lavena puściła moje ramię i odwróciła się w kierunku rycerza.

‒ Wybacz, panie, aleśmy na osobności chciały ze sobą kilka słów zamienić, tak jak to niewiasty w zwyczaju mają. Zbyt wiela mężczyzn w obozie.

Teraz Lann się zaczerwienił, co w zestawieniu z jego rudą czupryną dawało niesamowity rezultat.

‒ Wracajmy bystro, bo Weylin niepokoić się będzie – wymamrotał niewyraźnie, a ja odniosłam wrażenie, że potężny rycerz przy Lavenie zachowuje się jak mały, speszony dzieciak. Oj, czyżby coś było na rzeczy?

‒ Tak, wracajmy – zgodziła się Lavena, nie dostrzegając rumieńca na twarzy Lanna.

‒ Panienko, jeśli panienka tak łaskawa… – Mężczyzna wyciągnął przed siebie dłoń z zaciśniętym w niej wątłym białym kwiatkiem. To jego tak pieczołowicie krył przed naszym wzrokiem. – Samem go dla panienki zerwał, aby się panienka troszkę uśmiechnęła. Ja wiem, że to nic takiego, ale przecie niewiasty lubią kwiecie.

No, proszę, wielki niedźwiedź potrafi być romantyczny. Obserwowałam, jak Lavena ostrożnie odbiera ten skromny, lecz jakże wymowny prezent. Lann szczerzył się do niej uroczo, a ona z trudem spróbowała przywołać na usta cień uśmiechu.

‒ Dziękuję ci, panie – wyszeptała, grzecznie dygając przed rycerzem. Nawet w środku Lasu Potępionych i odziana w szaty giermka zachowała maniery wielkiej damy. – Twój podarek raduje me serce i doceniam go…

W tej chwili spośród drzew wyłonił się Herman, prowadzący pod ramię Baldurię. Moje serce zaczęło niebezpiecznie szybko bić. Zbyt szybko. Zrobiło mi się gorąco. Tylko spokojnie, Julio! Spokojnie! Opanuj się! Nie możesz się niczym zdradzić!

Na szczęście nikt nie dostrzegł mojego zmieszania. Lann nadal wpatrzony był w Lavenę, a siostra Weylina, zupełnie jak ja, straciła głowę na widok Hermana. Nerwowym ruchem uniosła rękę, chcąc poprawić niesforny kosmyk włosów, przysłaniający jej oczy. Zapomniała o trzymanym w dłoni kwiatku, który wyślizgnął się z palców i majestatycznie, niczym motyl, osunął się wprost pod stopy dziewczyny. Lavena mimowolnie uczyniła krok do przodu, przydeptując go nogą. Uśmiech zniknął z twarzy Lanna, lecz ona nie zwróciła już na to uwagi, zafrapowana pojawieniem się swego ukochanego.

Herman mijając nas, spojrzał na mnie. Nie pamiętał wczorajszej nocy, gdyż wieszczba cofnęła czas, tylko mnie pozostawiając pamięć. Dla niego nasze wieczorne spotkanie nie miało miejsca. Znowu poczułam żal i tęsknotę.

Pospiesznie zwróciłam się w stronę Laveny.

‒ Chodźmy – przerwałam krępujące milczenie, próbując przy tym skoncentrować myśli na czymś innym, tylko nie na Hermanie. Dość tego! Nie mogę prawie mdleć na jego widok. Co się, do cholery, ze mną dzieje?

Lavena, słysząc mój głos, ocknęła się z transu i przeniosła wzrok na swoją pustą dłoń. Zawstydzona, uzmysłowiła sobie, co stało się z kwiatkiem. Schyliła się po niego, lecz gdy uniosła podarek od Lanna, zobaczyłyśmy złamany badylek z odpadniętą częścią płatków.

‒ Przepraszam – szepnęła, nie mając odwagi spojrzeć prosto w oczy rycerza.

‒ To ja błagam o wybaczenie, że takowy lichy kwiatek ośmieliłem się panience dać. – Lann zacisnął wargi i odwróciwszy się od nas, energicznym krokiem ruszył w stronę obozowiska.

Zrozpaczona Lavena zacisnęła dłoń na zmaltretowanej roślince i podążyła za nim. Na pewno wyrzuty sumienia nie dawały jej spokoju. Ja jeszcze na chwilę spojrzałam do tyłu. Herman pochylał się nad brzegiem rzeki i zamoczywszy w wodzie kawałek jakiejś szmatki, przemywał nim twarz i dłonie swojej żony. Podczas tej czynności uniósł głowę i popatrzył na mnie. Uśmiechnął się.

Ile jeszcze musi znieść moje serce? Z trudem powstrzymałam się przed podbiegnięciem do niego i wtuleniem w jego ramiona. Sama skazałam się na takie tortury. Dzień po dniu w jego obecności, a zarazem tak daleko. Jak mam żyć?
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: