Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Łotr - ebook

Data wydania:
5 maja 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
44,90

Łotr - ebook

Żyjąc wśród sachakańskich buntowników, Lorkin stara się dowiedzieć o nich i ich wyjątkowej magii jak najwięcej. Zdrajcy nie są jednak chętni, by podzielić się nią w zamian za wiedzę uzdrowicielską, którą tak desperacko pragną poznać. Choć Lorkin przypuszcza, że obawiają się ujawnić przed światem swoje istnienie, pojawiają się pewne przesłanki, że ich plany są bardziej ambitne.
Sonea szuka dzikiego maga, mając świadomość, że Cery nie może w nieskończoność uciekać przed zamachami na swoje życie, mag jednak ma znacznie większy wpływ na półświatek, niż się obawiała. Jego jedynym słabym punktem jest więziona w Strażnicy matka.
W Sachace Dannyl utracił poważanie wśród elity, po tym jak pozwolił Lorkinowi dołączyć do Zdrajców. Uwaga ashakich natomiast skupia się na nowym Ambasadorze Elyne, którego Dannyl zna aż za dobrze.
Tymczasem na Uniwersytecie dwie nowicjuszki przypominają magom Gildii, że czasami największy wróg kryje się wśród nich samych.

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-62170-23-4
Rozmiar pliku: 912 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PODZIĘKOWANIA

Jak za­wsze, książ­ka by­ła­by znacz­nie uboż­sza, gdy­by nie wspa­nia­ło­myśl­ność i od­zew czy­tel­ni­ków. Tym ra­zem otrzy­ma­łam sprzecz­ne opi­nie na te­mat wąt­ków i po­sta­ci, co po­mo­gło mi pod­jąć de­cy­zję, w jaki spo­sób nimi po­kie­ro­wać. Chcia­ła­bym po­dzię­ko­wać Pau­lo­wi Ewin­so­wi, Fran Bry­son, Liz Kemp, Fo­zo­wi Me­adow­so­wi, Ni­co­le Mur­phy, Don­nie Han­son i Jen­ni­fer Fal­lon za ich wni­kli­wość, opi­nie, su­ge­stie i zna­le­zio­ne błę­dy.

Jesz­cze raz dzię­ku­ję Fran i Liz oraz wszyst­kim wspa­nia­łym agen­tom na ca­łym świe­cie. Po­dzię­ko­wa­nia rów­nież dla nie­oce­nio­nych ze­spo­łów wy­daw­nic­twa Or­bit i wy­daw­ców w in­nych kra­jach, któ­rzy wło­ży­li wie­le pra­cy w udo­stęp­nie­nie mo­jej twór­czo­ści w for­mie pięk­nych ksią­żek, e-bo­oków i cza­ru­ją­cych wer­sji au­dio wszyst­kim czy­tel­ni­kom.

Wresz­cie ser­decz­ne po­dzię­ko­wa­nia dla wszyst­kich czy­tel­ni­ków. Pi­sa­nie książ­ki bez od­ze­wu z ich stro­ny nie spra­wia­ło­by mi tyle przy­jem­no­ści. Nig­dy też nie by­ła­bym w sta­nie po­świę­cić tak wie­le cza­su i ener­gii na pi­sa­nie, gdy­by lu­dzie nie wy­da­wa­li swo­ich cięż­ko za­ro­bio­nych pie­nię­dzy na moje opo­wie­ści. Wiel­kie dzię­ki za Wasz en­tu­zjazm i wspar­cie.

ROZDZIAŁ 1 JASKINIE TWÓRCZYŃ KAMIENI

Jak mówi sa­cha­kań­ska tra­dy­cja, tak za­mierz­chła, że nikt nie pa­mię­ta jej po­cząt­ków, lato za­wie­ra w so­bie pier­wia­stek mę­ski, a zima – ko­bie­cy. Przez całe wie­ki zwierzch­nicz­ki i pro­ro­ki­nie Zdraj­ców twier­dzi­ły, że prze­są­dy do­ty­czą­ce ko­biet i męż­czyzn – zwłasz­cza ko­biet – są cał­ko­wi­cie ab­sur­dal­ne. Zwy­kli lu­dzie byli jed­nak prze­ko­na­ni, że pora roku wy­wie­ra­ją­ca naj­więk­szy wpływ na ich ży­cie mia­ła wie­le cech ko­bie­cych. Zima, bez­li­to­sna i wszech­wład­na, zbli­ża­ła do sie­bie wal­czą­cych o prze­trwa­nie.

Za to dla miesz­kań­ców ni­zin i pu­styń Sa­cha­ki spra­wy mia­ły się od­wrot­nie – to wła­śnie zima była wy­ba­wie­niem, przy­no­sząc desz­cze, tak po­trzeb­ne upra­wom i zwie­rzę­tom. Lato było okrut­ne, su­che i ja­ło­we.

Kie­dy Lor­kin spie­szył z Her­be­ry, gło­wę za­przą­ta­ła mu je­dy­nie myśl, że w do­li­nie jest zim­niej, niż się spo­dzie­wał. Pa­nu­ją­cy w po­wie­trzu chłód niósł z sobą groź­bę śnie­gu i lodu. Mło­de­mu ma­go­wi wy­da­wa­ło się, że nie spę­dził w Azy­lu aż tyle cza­su, aby zima była już tak ostra. Mi­nę­ło za­le­d­wie kil­ka mie­się­cy, od kie­dy sta­nął w pro­gu se­kret­ne­go domu sa­cha­kań­skich bun­tow­ni­ków. Wcze­śniej prze­mie­rzał cie­płe, su­che ni­zi­ny, sal­wu­jąc się uciecz­ką w to­wa­rzy­stwie ko­bie­ty, któ­ra ura­to­wa­ła mu ży­cie.

Ty­va­ra. Po­czuł w pier­si nie­po­ko­ją­cy, ale dziw­nie przy­jem­ny ucisk. Ode­tchnął głę­bo­ko i przy­spie­szył kro­ku. Miał za­miar zi­gno­ro­wać to uczu­cie z taką samą sta­now­czo­ścią, z jaką Ty­va­ra igno­ro­wa­ła jego.

Prze­cież nie zna­la­złem się tu tyl­ko dla­te­go, że się w niej za­ko­cha­łem, wma­wiał so­bie. Ho­nor na­ka­zy­wał mu bro­nić Ty­va­ry przed jej lu­dem, gdyż ura­to­wa­ła mu ży­cie. Za­bi­ła skry­to­bój­czy­nię, któ­ra pró­bo­wa­ła go uwieść i za­mor­do­wać, ale – po­dob­nie jak Ty­va­ra – rów­nież na­le­ża­ła do Zdraj­ców. Riva dzia­ła­ła w imie­niu frak­cji, któ­ra uwa­ża­ła, że po­wi­nien zo­stać uka­ra­ny, po­nie­waż Ak­ka­rin, jego oj­ciec i były Wiel­ki Mistrz, nie do­trzy­mał ukła­du za­war­te­go ze Zdraj­ca­mi wie­le lat temu. We frak­cji nikt nie przy­znał się do zle­ce­nia Ri­vie za­bój­stwa Lor­ki­na. Ozna­cza­ło­by to dzia­ła­nie sprzecz­ne z ży­cze­nia­mi Kró­lo­wej, więc całą ini­cja­ty­wę przy­pi­sa­no skry­to­bój­czy­ni.

Wśród bun­tow­ni­ków tak­że są bun­tow­ni­cy, za­du­mał się Lor­kin.

Jego obro­na może i ura­to­wa­ła Ty­va­rę przed eg­ze­ku­cją, jed­nak ko­bie­ta nie unik­nę­ła kary. Być może to wła­śnie obo­wiąz­ki, któ­re wy­zna­czy­ła jej ro­dzi­na Rivy, spra­wia­ły, że nie zbli­ża­ła się do nie­go. Cier­piał sa­mot­ność ob­ce­go w ob­cym kra­ju, bez wzglę­du na jej przy­czy­nę.

Do­tarł pra­wie do stóp kli­fu ota­cza­ją­ce­go do­li­nę. Spo­glą­da­jąc na nie­zli­czo­ne okna i drzwi wy­ku­te w zbo­czach urwi­ska, po­my­ślał, że na­dej­dzie dzień, gdy po­czu­je się tu jak w pu­łap­ce. Nie z po­wo­du ostrej zimy, któ­ra zmu­si go do po­zo­sta­nia, ale dla­te­go, że cu­dzo­ziem­co­wi, któ­ry znał już przy­bli­żo­ne miej­sce po­by­tu Zdraj­ców, nig­dy nie po­zwo­lo­no by odejść.

Za tymi okna­mi i drzwia­mi znaj­do­wa­ły się po­miesz­cze­nia, któ­re mo­gły­by dać schro­nie­nie po­pu­la­cji ma­łe­go mia­sta. Ich roz­mia­ry były róż­ne – od za­głę­bień ma­łych jak spi­żar­nie po sale wiel­ko­ści Rady Gil­dii. Więk­szo­ści z nich nie wy­ku­to głę­bo­ko w ska­le z po­wo­du nie­gdy­siej­szych wstrzą­sów i za­wa­leń – lu­dzie czu­li się bar­dziej kom­for­to­wo, miesz­ka­jąc na tyle bli­sko ze­wnętrz­nej ścia­ny, by w ra­zie po­trze­by móc ra­to­wać się szyb­ką uciecz­ką.

Nie­któ­re ko­ry­ta­rze pro­wa­dzi­ły znacz­nie głę­biej. To tam mie­ści­ły się po­sia­dło­ści ma­gów Zdraj­ców – ko­biet, któ­re rzą­dzi­ły tym miej­scem, mimo że utrzy­my­wa­ły, iż w ich spo­łecz­no­ści wszy­scy są rów­ni. Ży­cie głę­biej pod zie­mią nie prze­szka­dza­ło im praw­do­po­dob­nie dla­te­go, że mo­gły użyć ma­gii, aby ochro­nić się w ra­zie za­wa­le­nia. A może chcą być bli­sko ja­skiń, gdzie po­wsta­ją ma­gicz­ne krysz­ta­ły i ka­mie­nie.

Na tę myśl Lor­ki­na prze­szedł dreszcz eks­cy­ta­cji. Prze­rzu­cił skrzy­nię na dru­gie ra­mię i wkro­czył łu­ko­wa­tą bra­mą do mia­sta. Może dzi­siaj się do­wiem.

Skal­ne ko­ry­ta­rze peł­ne były ro­bot­ni­ków wra­ca­ją­cych do swo­ich ro­dzin. W pew­nym mo­men­cie dzie­ci dwoj­ga Zdraj­ców, któ­rzy przy­sta­nę­li, aby po­roz­ma­wiać, za­stą­pi­ły Lor­ki­no­wi dro­gę.

– Prze­pra­szam – po­wie­dział au­to­ma­tycz­nie, pró­bu­jąc je omi­nąć.

Za­rów­no do­ro­śli, jak i dzie­ci wy­glą­da­li na roz­ba­wio­nych. Ky­ra­liań­skie ma­nie­ry in­try­go­wa­ły wszyst­kich Sa­cha­kan. Asha­ki i ich ro­dzi­ny, po­tęż­ne ludy ni­zin, mie­li zbyt wiel­kie po­czu­cie wyż­szo­ści, aby wy­ra­żać wdzięcz­ność za przy­słu­gi. Uwa­ża­li, że dzię­ko­wa­nie nie­wol­ni­kom za coś, co i tak mu­sie­li zro­bić, było nie­do­rzecz­ne. Mimo że Zdraj­cy nie uzna­wa­li nie­wol­nic­twa, a lud­ność w ich spo­łecz­no­ści była rów­na, nie prze­ja­wia­li zbyt do­brych ma­nier. Na po­cząt­ku Lor­kin pró­bo­wał za­cho­wy­wać się tak jak oni, ale nie chciał za­tra­cić swo­jej uprzej­mo­ści, aby jego wła­sny lud nie uznał go za gbu­ra, gdy­by miał kie­dyś wró­cić do Ky­ra­lii.

Niech Zdraj­cy my­ślą so­bie, że je­stem dziw­ny. Lep­sze to, niż gdy­by mie­li uwa­żać, że je­stem nie­wdzięcz­ni­kiem albo trzy­mam się na ubo­czu.

Zdraj­cy nie byli jed­nak wro­go na­sta­wie­ni ani po­zba­wie­ni życz­li­wo­ści. Za­rów­no ko­bie­ty, jak i męż­czyź­ni byli za­ska­ku­ją­co ser­decz­ni. Nie­któ­re ko­bie­ty pró­bo­wa­ły go na­wet zwa­bić do swe­go łoża, ale grzecz­nie od­ma­wiał. Może je­stem głup­cem, ale jesz­cze nie zre­zy­gno­wa­łem z Ty­va­ry.

W po­bli­żu sali opie­ki, miej­skie­go od­po­wied­ni­ka lecz­ni­cy, gdzie pra­co­wał przez więk­szość cza­su, zwol­nił krok, aby zła­pać od­dech. Salę pro­wa­dzi­ła Ka­lia, nie­ofi­cjal­na przy­wód­czy­ni frak­cji, któ­ra zle­ci­ła jego eg­ze­ku­cję. Nie chciał, żeby z ja­kie­go­kol­wiek po­wo­du my­śla­ła, że spie­szył się z po­wro­tem albo że za­le­ża­ło mu, by skoń­czyć zmia­nę o cza­sie. Gdy­by stwier­dzi­ła, że Lor­kin chce wyjść, przy­dzie­li­ła­by mu ja­kieś za­da­nie, aby go za­trzy­mać. Wie­dział też, że kie­dy chwi­lo­wo nie miał się czym za­jąć, nie po­wi­nien sie­dzieć i od­po­czy­wać, bo Ka­lia zna­la­zła­by mu coś do ro­bo­ty, naj­chęt­niej coś nie­przy­jem­ne­go i zbęd­ne­go.

Je­śli­by jed­nak wszedł do środ­ka po­wol­nym kro­kiem, jak gdy­by w ogó­le nie go­nił go czas, mo­gła­by uka­rać go i za to. Przy­jął więc swo­ją zwy­czaj­ną spo­koj­ną i sto­ic­ką po­sta­wę. Ka­lia do­strze­gła go, prze­wró­ci­ła ocza­mi i za po­mo­cą ma­gii ode­bra­ła od nie­go skrzy­nię.

– Dla­cze­go nig­dy nie wpad­niesz na to, żeby użyć swo­ich mocy? – wes­tchnę­ła i od­wró­ci­ła się, od­kła­da­jąc skrzy­nię do skła­du.

Zi­gno­ro­wał jej py­ta­nie. Nie chcia­ła­by słu­chać o Mi­strzu Ro­the­nie, jego sta­rym na­uczy­cie­lu z Gil­dii, któ­ry uwa­żał, że mag nie po­wi­nien cał­ko­wi­cie za­stę­po­wać wy­sił­ku fi­zycz­ne­go ma­gią, aby nie utra­cić sił i zdro­wia.

– Po­móc ci w tym? – za­py­tał. Skrzy­nia była wy­peł­nio­na zio­ła­mi, z któ­rych mia­ły po­wstać leki – chciał­by po­znać re­cep­tu­ry nie­któ­rych z nich. Spoj­rza­ła na nie­go wil­kiem.

– Nie. Zaj­mij się pa­cjen­ta­mi.

Wzru­szył ra­mio­na­mi, skry­wa­jąc fru­stra­cję, i od­wró­cił się, by spoj­rzeć na prze­stron­ną salę głów­ną. Nie­wie­le się zmie­ni­ło od po­ran­ka, kie­dy za­czął pra­cę. Łóż­ka usta­wio­ne były w rzę­dach. Tyl­ko nie­licz­ne z nich były za­ję­te. Kil­ko­ro dzie­ci do­cho­dzi­ło do sie­bie po ty­po­wych dzie­cię­cych cho­ro­bach lub ura­zach, star­sza ko­bie­ta zaś pie­lę­gno­wa­ła zła­ma­ną rękę. Wszy­scy spa­li.

To Ka­lia wpa­dła na po­mysł, żeby pra­co­wał w sali opie­ki. Był pew­ny, że chcia­ła w ten spo­sób pod­dać pró­bie jego po­sta­no­wie­nie, by nie uczyć Zdraj­ców le­cze­nia za po­mo­cą ma­gii. Do tej pory nie tra­fił na pa­cjen­tów, któ­rzy mo­gli­by nie prze­żyć z po­wo­du cho­ro­by lub ran moż­li­wych do wy­le­cze­nia wy­łącz­nie ma­gią, ale taki dzień mu­siał w koń­cu na­dejść. Gdy­by tak się sta­ło, Ka­lia za­pew­ne otwar­cie oka­za­ła­by wro­gość. Miał plan, aby się jej prze­ciw­sta­wić, jed­nak za jej mat­czy­nym wy­glą­dem i po­sta­wą krył się prze­bie­gły umysł. Mo­gła już znać jego in­ten­cje. Je­dy­ne, co mu po­zo­sta­ło, to ocze­ki­wa­nie.

Te­raz jed­nak nie mógł cze­kać. Mu­siał być gdzie in­dziej. Z każ­dą mi­ja­ją­cą chwi­lą był co­raz bar­dziej spóź­nio­ny, więc po­szedł za Ka­lią do skła­du.

– Wy­glą­da na to, że masz mnó­stwo pra­cy – za­uwa­żył.

Nie spoj­rza­ła na nie­go.

– Tak. Na całą noc.

– Nie zmru­ży­łaś oka od wczo­raj – przy­po­mniał jej. – Nie wyj­dzie ci to na do­bre.

– Nie bądź głu­pi – od­burk­nę­ła, rzu­ca­jąc mu pio­ru­nu­ją­ce spoj­rze­nie. – Świet­nie so­bie ra­dzę bez snu. Trze­ba to za­ła­twić wła­śnie te­raz. I musi zro­bić to ktoś, kto zna się na rze­czy. – Od­wró­ci­ła się. – Idź. Zrób so­bie wol­ne dziś w nocy.

Lor­kin nie dał jej szan­sy na zmia­nę zda­nia. Uśmiech­nął się do sie­bie krzy­wo i wy­mknął się z sali opie­ki. Uzdro­wi­cie­le z Gil­dii wie­dzie­li, jak źle na or­ga­nizm wpły­wa brak snu, gdyż wy­czu­wa­li efek­ty tego bra­ku. Zdraj­cy nie byli świa­do­mi swo­je­go błę­du, po­nie­waż nie po­tra­fi­li le­czyć przy uży­ciu ma­gii, i twier­dzi­li, że prze­spa­na noc to zbęd­ny luk­sus.

Nie pró­bo­wał ich prze­ko­ny­wać, że jest in­a­czej, gdyż wspo­mi­na­nie o rze­czach, o któ­rych nie po­sie­dli wie­dzy, było nie­tak­tow­ne. Wie­le lat temu jego oj­ciec przy­rzekł Zdraj­com, że na­uczy ich uzdra­wia­nia w za­mian za wie­dzę na te­mat czar­nej ma­gii, mimo że Gil­dia nie upo­waż­ni­ła go do prze­ka­zy­wa­nia ta­kich in­for­ma­cji, a przede wszyst­kim – mimo że czar­na ma­gia była dla ma­gów Gil­dii za­ka­za­na.

W tym cza­sie śmier­tel­na cho­ro­ba za­bra­ła Zdraj­com wie­le dzie­ci, a zna­jo­mość ma­gii uzdro­wi­ciel­skiej mo­gła je ura­to­wać. Czar­na ma­gia po­zwo­li­ła Ak­ka­ri­no­wi umknąć jed­ne­mu z icha­nich, u któ­re­go był nie­wol­ni­kiem, i wró­cić do Ky­ra­lii, lecz nig­dy nie po­wró­cił do Sa­cha­ki, aby wy­wią­zać się ze swo­jej czę­ści umo­wy. Lor­kin za­sta­na­wiał się nad róż­ny­mi po­wo­da­mi po­stę­po­wa­nia ojca, od kie­dy do­wie­dział się o zła­ma­nej przez nie­go obiet­ni­cy. Ak­ka­rin wie­dział, że brat czło­wie­ka, któ­ry go wię­ził, pla­no­wał na­je­chać Ky­ra­lię. Być może czuł, że jego obo­wiąz­kiem jest naj­pierw po­ra­dzić so­bie z tym wła­śnie za­gro­że­niem. Moż­li­we, że nie mógł po­in­for­mo­wać Gil­dii o nie­bez­pie­czeń­stwie, nie ujaw­nia­jąc jed­no­cze­śnie, że po­siadł wie­dzę na te­mat za­ka­za­nej czar­nej ma­gii. Albo też uznał sa­mot­ny po­wrót do Sa­cha­ki za zbyt nie­bez­piecz­ny, zwią­za­ny z ry­zy­kiem po­now­ne­go schwy­ta­nia przez icha­nich lub ze­msty bra­ta swo­je­go daw­ne­go pana.

A może nig­dy nie za­mie­rzał do­trzy­mać umo­wy. Prze­cież Zdraj­cy wie­dzie­li o jego tra­gicz­nej sy­tu­acji, za­nim za­pro­po­no­wa­li po­moc, a cały czas po­ma­ga­li in­nym – głów­nie ko­bie­tom z Sa­cha­ki – nie upo­mi­na­jąc się o za­pła­tę. Fakt, że nie po­mo­gli Ak­ka­ri­no­wi od­zy­skać wol­no­ści, do­pó­ki nie było to dla nich opła­cal­ne, z całą pew­no­ścią do­wo­dził, jak bar­dzo po­tra­fi­li być bez­względ­ni.

Ko­ry­ta­rze mia­sta już nie­co opu­sto­sza­ły, więc Lor­kin mógł iść szyb­ciej, a na­wet biec, gdy nikt nie pa­trzył. Je­że­li ktoś z frak­cji Ka­lii za­uwa­żył­by jego po­śpiech, mógł­by jej o tym do­nieść.

Tu­tej­sze ży­cie od­bie­ga­ło od przed­sta­wia­ne­go przez Ty­va­rę ob­ra­zu spo­łe­czeń­stwa spo­koj­ne­go – albo na­wet spra­wie­dli­we­go, mimo za­sad rów­no­ści pa­nu­ją­cych wśród Zdraj­ców. A jed­nak i tak ra­dzą so­bie le­piej niż inne kra­je, w szcze­gól­no­ści le­piej niż po­zo­sta­ła część Sa­cha­ki. Nie uzna­ją nie­wol­nic­twa i lu­dzie wy­ko­nu­ją pra­cę do­bra­ną do swo­ich umie­jęt­no­ści, a nie zgod­ną z ich po­zy­cją w sys­te­mie kla­so­wym. Być może nie trak­tu­ją rów­no ko­biet i męż­czyzn, ale tak samo jest w in­nych spo­łecz­no­ściach – tyle że na od­wrót. W więk­szo­ści kul­tur ko­bie­ty są trak­to­wa­ne znacz­nie go­rzej niż męż­czyź­ni wśród Zdraj­ców.

Przy­szedł mu na myśl nowy, a za­ra­zem naj­bliż­szy przy­ja­ciel w Azy­lu, męż­czy­zna o imie­niu Evar, z któ­rym miał się dziś spo­tkać. Mło­dy mag za­przy­jaź­nił się z Lor­ki­nem z cie­ka­wo­ści, po­nie­waż był on je­dy­nym ma­giem w Azy­lu, któ­ry nie był jesz­cze z ko­bie­tą. Lor­kin od­krył, że pierw­sze wra­że­nie, ja­kie od­niósł na te­mat sta­tu­su męż­czyzn bę­dą­cych ma­ga­mi, było myl­ne: wcze­śniej za­kła­dał, że sko­ro mogą po­słu­gi­wać się ma­gią, Zdraj­cy na pew­no ofe­ru­ją im te same moż­li­wo­ści na­uki co ko­bie­tom. Praw­da była jed­nak taka, że wszy­scy męż­czyź­ni ma­go­wie uro­dzi­li się z ta­len­tem ma­gicz­nym – ich ma­gia roz­wi­ja­ła się w spo­sób na­tu­ral­ny, co zmu­sza­ło ko­bie­ty ma­gów do za­ję­cia się ich szko­le­niem lub po­zo­sta­wie­nia ich na pew­ną śmierć, gdy tra­ci­li kon­tro­lę nad swo­ją mocą. Wro­dzo­ne zdol­no­ści były je­dy­nym spo­so­bem, w jaki męż­czyź­ni wśród Zdraj­ców mo­gli po­siąść wie­dzę o ma­gii.

Jed­nak ci nie­licz­ni szczę­śliw­cy, któ­rzy mie­li na­tu­ral­ny ta­lent, i tak nie do­rów­ny­wa­li ko­bie­tom. Męż­czyzn nie uczo­no czar­nej ma­gii. Dzię­ki temu po­śród ma­gów na­wet sła­be ko­bie­ty były sil­niej­sze niż męż­czyź­ni, gdyż mo­gły zwięk­szyć swo­ją moc, gro­ma­dząc ma­gię po­bie­ra­ną od in­nych.

Cie­ka­we, czy wpusz­czo­no by mnie do Azy­lu, gdy­bym znał czar­ną ma­gię.

Po­rzu­cił jed­nak tę myśl, gdyż wresz­cie do­tarł na miej­sce: do po­ko­ju męż­czyzn. Była to duża sala dla mę­skiej czę­ści Zdraj­ców, któ­rzy byli już na tyle doj­rza­li, że nie miesz­ka­li z ro­dzi­ca­mi, ale ko­bie­ty nie wy­bra­ły ich jesz­cze na swo­ich part­ne­rów.

Evar roz­ma­wiał z dwo­ma in­ny­mi męż­czy­zna­mi, ale po­rzu­cił ich to­wa­rzy­stwo, gdy zo­ba­czył Lor­ki­na wcho­dzą­ce­go do sali. Po­dob­nie jak więk­szość męż­czyzn tej spo­łecz­no­ści był szczu­pły i drob­nej bu­do­wy, w prze­ci­wień­stwie do ty­po­wych wol­nych Sa­cha­kan za­miesz­ku­ją­cych ni­zi­ny, któ­rzy zwy­kle byli wy­so­kie­go wzro­stu i mie­li sze­ro­kie ra­mio­na. Nie po raz pierw­szy Lor­kin za­sta­na­wiał się, czy męż­czyź­ni wśród Zdraj­ców ja­kimś dziw­nym spo­so­bem nie ma­le­li, do­sto­so­wu­jąc się do swo­jej po­zy­cji spo­łecz­nej.

– Eva­rze – rzekł Lor­kin. – Prze­pra­szam za spóź­nie­nie.

Evar wzru­szył ra­mio­na­mi.

– Zjedz­my coś.

Lor­kin za­wa­hał się, lecz ru­szył za in­ny­mi do miej­sca, w któ­rym go­to­wa­no stra­wę, gdzie po­da­no gar­nek go­rą­cej zupy przy­rzą­dzo­nej przez jed­ne­go z męż­czyzn. Tego nie było w pla­nie. Czyż­by się spóź­nił? Czy Evar się roz­my­ślił?

– Nadal wy­bie­ra­my się na ten spa­cer, o któ­rym mó­wi­łeś? – za­py­tał, sta­ra­jąc się za­cho­wać jak naj­więk­szą obo­jęt­ność. Evar przy­tak­nął.

– Je­śli nie zmie­ni­łeś zda­nia. – Po­chy­lił się bli­żej. – Kil­ka twór­czyń ka­mie­ni pra­cu­je do póź­na – po­wie­dział szep­tem mło­dy mag. – Trze­ba za­cze­kać, aż skoń­czą i wyj­dą.

Lor­kin po­czuł ucisk w żo­łąd­ku.

– Je­steś prze­ko­na­ny, że chcesz to zro­bić? – spy­tał, kie­dy po­de­szli do jed­ne­go z dłu­gich sto­łów, zaj­mu­jąc miej­sca na koń­cu, w pew­nej od­le­gło­ści od je­dzą­cych już męż­czyzn. Evar po­gryzł je­dze­nie, prze­łknął i uśmiech­nął się do Lor­ki­na uspo­ka­ja­ją­co.

– Nic z tego, co za­mie­rzam ci po­ka­zać, nie jest ta­jem­ni­cą. Każ­dy, kto chce, może się temu przyj­rzeć, pod wa­run­kiem że ma prze­wod­ni­ka, sie­dzi ci­cho i nie plą­cze się pod no­ga­mi.

– Ale ja nie je­stem jak każ­dy.

– Po­wi­nie­neś być jed­nym z nas. Z tą róż­ni­cą, że to­bie za­bro­nio­no odejść. Cóż, gdy­bym ja pró­bo­wał odejść, to bez ze­zwo­le­nia też nie za­szedł­bym da­le­ko, a zgo­dy na to ra­czej nie do­sta­nę. Nie lu­bią, gdy zbyt wie­lu Zdraj­ców prze­by­wa poza mia­stem. Każ­dy szpieg to ry­zy­ko, na­wet je­śli ma ka­mień blo­ku­ją­cy czy­ta­nie my­śli. Co by było, gdy­byś trzy­mał ka­mień w ręce, a ktoś by ci ją uciął?

Twarz Lor­ki­na wy­krzy­wił gry­mas.

– Na­wet gdy­by tak było, to wąt­pię, żeby ko­muś po­do­ba­ło się, że tu je­stem – od­parł, wra­ca­jąc do te­ma­tu. – Albo że mnie tam za­bie­rasz.

Evar prze­łknął ostat­ni kęs po­sił­ku.

– Pew­nie nie. Ale dro­ga cio­tecz­ka Ka­lia mnie uwiel­bia.

Choć Lor­kin nig­dy nie wi­dział, by Ka­lia po przy­ja­ciel­sku ga­wę­dzi­ła z Eva­rem, wy­glą­da­ło na to, że rze­czy­wi­ście ak­cep­tu­je swo­je­go sio­strzeń­ca.

– Bę­dziesz to jesz­cze jadł?

Lor­kin po­krę­cił gło­wą i od­su­nął na bok resz­tę swo­jej por­cji. Był zbyt zde­ner­wo­wa­ny, żeby się na­jeść. Przy­ja­ciel spoj­rzał krzy­wo na nie­opróż­nio­ną mi­skę, ale nic nie po­wie­dział, tyl­ko po pro­stu do­koń­czył reszt­ki. Po­nie­waż ilość zie­mi pod upra­wy i ho­dow­lę była ogra­ni­czo­na, Zdraj­cy nie po­chwa­la­li mar­no­traw­stwa, a Evar był za­wsze głod­ny. Wsta­li, po­sprzą­ta­li, spa­ko­wa­li swo­je sztuć­ce i wy­szli z po­ko­ju męż­czyzn. Lor­kin nie­cier­pli­wie wy­cze­ki­wał tego, co miał zo­ba­czyć, choć jego żo­łą­dek skrę­cał się w nie­pew­no­ści.

– Przej­dzie­my jed­nym z tyl­nych wejść – szep­nął Evar. – Mniej­sza szan­sa, że za­uwa­żą, jak wcho­dzisz.

Kie­dy wę­dro­wa­li przez mia­sto, Lor­kin za­sta­na­wiał się nad swo­imi ocze­ki­wa­nia­mi. Gil­dia przez wie­ki utrzy­my­wa­ła, że praw­dzi­we przed­mio­ty ma­gicz­ne nie ist­nie­ją. Ist­nie­ją naj­wy­żej zwy­kłe rze­czy ob­da­rzo­ne od­por­no­ścią na znisz­cze­nie lub o ulep­szo­nych wła­ści­wo­ściach – na przy­kład ma­gicz­nie wzmoc­nio­ne bu­dyn­ki czy błysz­czą­ce ścia­ny Uni­wer­sy­te­tu. Zo­sta­ły bo­wiem wy­ko­na­ne z ma­te­ria­łu, w któ­rym dzia­ła­nie ma­gii było po­wol­ne, to­też jej sku­tek utrzy­my­wał się dłu­go po tym, jak ma­go­wie prze­sta­wa­li nad nim pra­co­wać. Na­wet szkla­ne krwa­we klej­no­ty nie były ma­gicz­ne. Słu­ży­ły prze­ka­zy­wa­niu men­tal­nych wia­do­mo­ści po­mię­dzy no­szą­cym a twór­cą w spo­sób unie­moż­li­wia­ją­cy pod­słu­chi­wa­nie in­nym ma­gom, ale nie za­wie­ra­ły w so­bie ma­gii.

Po­dej­rze­wał jed­nak, że nie­któ­re klej­no­ty w Azy­lu ją za­wie­ra­ły. Więk­szość z nich była po­dob­na do krwa­wych klej­no­tów, po­nie­waż prze­kształ­ca­ły prze­sy­ła­ną do nich ma­gię, aby mo­gła słu­żyć od­po­wied­nie­mu ce­lo­wi. W in­nych praw­do­po­dob­nie była prze­cho­wy­wa­na w go­to­wo­ści do użyt­ku. Wszy­scy Zdraj­cy, któ­rzy za­pusz­cza­li się poza swo­ją ukry­tą sie­dzi­bę, mie­li pod skó­rą ma­leń­ki ka­mień. Nie tyl­ko po­zwa­lał on chro­nić ich umy­sły przed do­stę­pem sa­cha­kań­skich ma­gów, ale umoż­li­wiał tak­że wy­sy­ła­nie nie­szko­dli­wych, bez­piecz­nych my­śli. Ko­ry­ta­rze i sale mia­sta roz­ja­śnia­ły mie­nią­ce się świa­tłem klej­no­ty. W sali opie­ki, gdzie Lor­kin zaj­mo­wał się cho­ry­mi, znaj­do­wa­ło się kil­ka ka­mie­ni o po­ży­tecz­nych wła­ści­wo­ściach, od emi­tu­ją­cych cie­pły blask lub de­li­kat­ne wi­bra­cje da­ją­ce uko­je­nie bo­lą­cym mię­śniom po ta­kie, któ­ry­mi moż­na było przy­pa­lać rany.

Je­że­li hi­sto­rycz­ne za­pi­sy, na któ­re tra­fi­li Lor­kin i Dan­nyl, za­wie­ra­ły praw­dzi­we in­for­ma­cje, ozna­cza­ło to, że w klej­no­tach mo­gły się ku­mu­lo­wać ogrom­ne po­kła­dy ma­gii. Wie­le lat temu taki ka­mień ma­ga­zy­nu­ją­cy ist­niał w Arvi­ce, sto­li­cy Sa­cha­ki. We­dług Cha­ri, ko­bie­ty, któ­ra po­mo­gła Lor­ki­no­wi i Ty­va­rze do­trzeć bez­piecz­nie do Azy­lu, Zdraj­cy wie­dzie­li o ist­nie­niu ka­mie­ni ma­ga­zy­nu­ją­cych, ale nie po­tra­fi­li ich two­rzyć. Może mó­wi­ła praw­dę, a może kła­ma­ła, aby chro­nić swój lud.

Je­że­li gdzieś ist­nia­ła wie­dza na te­mat ta­kich ka­mie­ni, mo­gła uwol­nić Gil­dię od ko­niecz­no­ści ze­zwa­la­nia nie­któ­rym ma­gom na na­ukę czar­nej ma­gii na wy­pa­dek ko­lej­ne­go ata­ku Sa­cha­kan. Za­miast tego moż­na by ma­ga­zy­no­wać ener­gię ma­gicz­ną, któ­ra mo­gła­by po­słu­żyć obro­nie kra­ju.

Dla­te­go wła­śnie pod­jął ry­zy­ko wy­pra­wy do ja­skiń twór­czyń ka­mie­ni. Nie chciał się uczyć, jak wy­twa­rzać ka­mie­nie, chciał po­twier­dze­nia, że po­sia­da­ły one po­ten­cjał, któ­ry miał na­dzie­ję w nich od­na­leźć. Wte­dy być może mógł­by wy­ne­go­cjo­wać pe­wien układ po­mię­dzy Gil­dią a Zdraj­ca­mi: wy­twa­rza­nie ka­mie­ni w za­mian za uzdra­wia­nie. Taka wy­mia­na przy­nio­sła­by ko­rzyść obu lu­dom.

Wie­dział, że mu­siał­by się na­pra­co­wać, aby prze­ko­nać Zdraj­ców do ta­kiej umo­wy. Od wie­ków ukry­wa­jąc się przed asha­ki­mi, ści­śle chro­ni­li swo­ją sie­dzi­bę i spo­sób ży­cia. Nie uzna­wa­li ko­mu­ni­ka­cji men­tal­nej, aby nie przy­cią­gać uwa­gi do mia­sta. Je­dy­ny­mi Zdraj­ca­mi, któ­rym po­zwa­la­no opusz­czać do­li­nę, byli – z kil­ko­ma wy­jąt­ka­mi – szpie­dzy.

Kie­dy jed­nak Lor­kin po­dą­żał za Eva­rem co­raz głę­biej sie­cią ko­ry­ta­rzy, mar­twił się, że jest za wcze­śnie na wi­zy­tę w ja­ski­niach. Nie chciał, aby Zdraj­cy mie­li po­wód, by mu nie ufać.

Mo­gło się prze­cież oka­zać, że – jako cu­dzo­ziem­ca – nig­dy w peł­ni go nie za­ak­cep­tu­ją. Chciał je­dy­nie, aby za­ufa­li mu na tyle, by mógł ich prze­ko­nać do han­dlu z Gil­dią i Kra­ina­mi Sprzy­mie­rzo­ny­mi. W koń­cu może do nich do­trzeć, że ofi­cjal­nie nie za­bro­nio­no mi od­wie­dza­nia ja­skiń, i zro­bią coś w tej spra­wie. Mu­szę za­ry­zy­ko­wać wła­śnie te­raz.

Evar miał od­mien­ne zda­nie: „Zdraj­cy po­dej­mu­ją wła­sne de­cy­zje, a wła­ści­wie nie po­zwa­la­ją, aby de­cy­do­wa­li za nich inni. Je­że­li chcesz, że­by­śmy coś zro­bi­li, mu­sisz nas prze­ko­nać, że po­mysł wy­szedł od nas. Je­śli ktoś się do­wie, że by­li­śmy w ja­ski­niach, przy­najm­niej przy­po­mnisz wszyst­kim, że mamy coś, cze­go w za­mian za uzdra­wia­nie może chcieć Gil­dia”.

– Je­ste­śmy na miej­scu – po­wie­dział Evar, od­wra­ca­jąc się do Lor­ki­na.

Ko­ry­tarz był tak wą­ski, że nie mo­gli iść obok sie­bie. Evar za­trzy­mał się przed otwo­rem w bocz­nej ścia­nie. Po­nad jego ra­mie­niem Lor­kin do­strzegł ja­sno oświe­tlo­ne po­miesz­cze­nie. Ser­ce pod­sko­czy­ło mu w pier­si.

Je­ste­śmy na miej­scu!

Evar ski­nął na nie­go i wszedł do sali. Idąc za nim, mło­dy mag wo­dził ocza­mi po ol­brzy­miej prze­strze­ni. W za­się­gu wzro­ku nie było in­nych osób. Spoj­rzał na ścia­ny i za­par­ło mu dech w pier­si.

Były po­kry­te ma­sa­mi mie­nią­cych się, barw­nych klej­no­tów. Na po­cząt­ku zda­wa­ło mu się, że były roz­miesz­czo­ne nie­re­gu­lar­nie, kie­dy jed­nak przyj­rzał się ko­lo­rom, zdał so­bie spra­wę, że krysz­ta­ły two­rzą pa­sma, łuki i pla­my o po­dob­nych od­cie­niach. Od­wró­cił się, aby obej­rzeć dru­gą ścia­nę, i zo­ba­czył, że ka­mie­nie mają róż­ne roz­mia­ry, od ma­leń­kich dro­bin po krysz­ta­ły wiel­ko­ści pa­znok­cia.

Coś pięk­ne­go.

– Tu­taj ro­bi­my ka­mie­nie świe­tli­ste – po­wie­dział Evar, wska­zu­jąc olśnie­wa­ją­cą część ścia­ny i pod­cho­dząc do niej. – To naj­ła­twiej­sze za­da­nie, co jest oczy­wi­ste, je­śli zro­zu­miesz, jak po­wsta­ją. Nie po­trze­ba na­wet ka­mie­nia du­pli­ku­ją­ce­go.

– Ka­mie­nia du­pli­ku­ją­ce­go? – po­wtó­rzył Lor­kin. Evar kie­dyś o nich wspo­mi­nał, lecz Lor­kin nig­dy do koń­ca nie po­jął ich prze­zna­cze­nia.

– Ta­kie­go jak te. – Evar na­gle zmie­nił kie­ru­nek i za­pro­wa­dził Lor­ki­na do jed­ne­go z wie­lu sto­łów w sali. Otwo­rzył drew­nia­ną skrzyn­kę, w któ­rej na ak­sa­mit­nej tka­ni­nie le­żał po­je­dyn­czy klej­not. – W ro­sną­cych ka­mie­niach świe­tli­stych mu­sisz po pro­stu za­szcze­pić tę samą myśl, któ­ra słu­ży do wy­two­rze­nia świa­tła za po­mo­cą ma­gii. Ale je­śli cho­dzi o bar­dziej skom­pli­ko­wa­ne za­sto­so­wa­nia, ła­twiej jest przy­pi­sać wzo­rzec do pra­wi­dło­wo wy­ko­na­ne­go ka­mie­nia. Dzię­ki temu zmniej­szasz ry­zy­ko błę­dów i two­rze­nia ka­mie­ni ze ska­zą. Mo­żesz też stwo­rzyć kil­ka ka­mie­ni na­raz.

Lor­kin przy­tak­nął. Wska­zał inną część sali.

– A do cze­go słu­żą te?

– Do po­sta­wie­nia i utrzy­ma­nia ba­rie­ry. Uży­wa się ich do tym­cza­so­we­go po­wstrzy­ma­nia wody albo osu­wisk. Spójrz tu­taj…

Prze­szli wszerz sali, pod­cho­dząc do ścia­ny ma­leń­kich czar­nych krysz­tał­ków.

– Te będą blo­ko­wa­ły czy­ta­nie my­śli. Są tak skom­pli­ko­wa­ne, że ich wy­two­rze­nie zaj­mu­je dużo cza­su. By­ło­by ła­twiej, gdy­by mia­ły tyl­ko ukry­wać my­śli oso­by, któ­ra je nosi, ale mu­szą też po­zwo­lić jej na prze­ka­zy­wa­nie my­śli, któ­rych spo­dzie­wa się od­czy­tu­ją­cy, aby móc go zmy­lić.

– Evar wpa­try­wał się z po­dzi­wem w ma­leń­kie ka­mie­nie. – Nie są na­szym wy­na­laz­kiem. Ku­po­wa­li­śmy je od ple­mion Duna.

Przez myśl Lor­ki­na prze­mknę­ło ostrze­że­nie Dan­ny­la, że wie­dzę na te­mat two­rze­nia ka­mie­ni Zdraj­cy wy­kra­dli za­miesz­ku­ją­ce­mu pół­noc lu­do­wi. Moż­li­we, że tyl­ko ple­mio­na Duna za­pa­try­wa­ły się na to w ten spo­sób. A może to ko­lej­na nie­do­trzy­ma­na umo­wa, jak ta po­mię­dzy jego oj­cem a Zdraj­ca­mi.

– Wciąż z nimi han­dlu­je­cie? – za­py­tał.

Evar po­krę­cił gło­wą.

– Prze­wyż­szy­li­śmy ich pod wzglę­dem wie­dzy i umie­jęt­no­ści całe wie­ki temu. – Spoj­rzał w pra­wo. – Tu­taj są klej­no­ty, któ­re wy­pra­co­wa­li­śmy sami. – Po­de­szli do sku­pi­ska du­żych ka­mie­ni o opa­li­zu­ją­cej po­wierzch­ni od­bi­ja­ją­cej świa­tło, przy­po­mi­na­ją­cej Lor­ki­no­wi wnę­trze eg­zo­tycz­nych po­le­ro­wa­nych musz­li. – To ka­mie­nie przy­zy­wa­ją­ce. Są jak krwa­we klej­no­ty. Dzię­ki nim mo­że­my się ko­mu­ni­ko­wać na od­le­głość, ale tyl­ko po­przez ka­mie­nie wy­ho­do­wa­ne obok sie­bie. Nie jest ła­two śle­dzić, któ­re z nich są z sobą po­wią­za­ne, dla­te­go cały czas mu­si­my two­rzyć krwa­we klej­no­ty.

– A dla­cze­go mie­li­by­ście prze­stać je two­rzyć?

Evar spoj­rzał na nie­go za­sko­czo­ny.

– Chy­ba wiesz o ich nie­do­sko­na­ło­ściach?

– Niech po­my­ślę… Czyż­by twór­ca tych tu­taj miał nie wi­dzieć my­śli no­szą­ce­go przez cały czas?

– Wła­śnie, klej­not od­bie­ra tyl­ko wia­do­mość, któ­rą wy­śle użyt­kow­nik, a nie wszyst­kie my­śli i uczu­cia.

– Rze­czy­wi­ście, by­ło­by to uła­twie­nie. – Lor­kin od­wró­cił się w stro­nę sali. Wszę­dzie było całe mnó­stwo sku­pisk klej­no­tów, pod ścia­na­mi sta­ły zaś sto­ły ugi­na­ją­ce się pod cię­ża­rem róż­nych przed­mio­tów. – A do cze­go słu­żą te ka­mie­nie? – spy­tał, wska­zu­jąc dużą ster­tę.

Evar wzru­szył ra­mio­na­mi.

– Nie wiem do­kład­nie. To chy­ba ja­kiś eks­pe­ry­ment. Coś w ro­dza­ju bro­ni.

– Bro­ni?

– Do obro­ny mia­sta na wy­pa­dek ata­ku.

Lor­kin kiw­nął gło­wą i za­milkł. Py­ta­nia o broń mo­gły­by wy­dać się po­dej­rza­ne na­wet no­we­mu przy­ja­cie­lo­wi.

– Ka­mie­nie obron­ne mu­szą słu­żyć cze­muś, cze­go nie po­tra­fią jesz­cze ma­go­wie – po­wie­dział Evar. – Ko­muś, kto ma za małe umie­jęt­no­ści, lub ma­go­wi, któ­re­go moc się wy­czer­pa­ła. Mam na­dzie­ję, że po­pra­wia­ją cel­ność ata­ków. Nie by­łem zbyt do­bry w ma­gii bo­jo­wej, więc je­śli ktoś miał­by nas kie­dyś za­ata­ko­wać, będę po­trze­bo­wał jak naj­więk­sze­go wspar­cia.

– A wal­czył­byś w ogó­le? – spy­tał Lor­kin. – Z tego, co mi wia­do­mo, w bi­twach z czar­ny­mi ma­ga­mi lu­dzie ni­skie­go po­cho­dze­nia, tacy jak my, przy­da­ją się tyl­ko jako źró­dło do­dat­ko­wej mocy. Praw­do­po­dob­nie od­da­li­by­śmy na­szą moc czar­ne­mu ma­go­wi, a po­tem by nas ode­sła­no, że­by­śmy nie prze­szka­dza­li.

Evar przy­tak­nął i spoj­rzał na Lor­ki­na z uko­sa.

– Cią­gle nie mogę się przy­zwy­cza­ić, że na­zy­wa­cie wyż­szą ma­gię czar­ną ma­gią.

– W Ky­ra­lii czar­ny to ko­lor za­gro­że­nia i mocy – wy­ja­śnił Lor­kin.

– Tak, mó­wi­łeś już. – Evar od­wró­cił się, roz­glą­da­jąc się po sali, jak gdy­by szu­kał jesz­cze cze­goś, co mógł­by po­ka­zać Lor­ki­no­wi. Na­gle zro­bił wiel­kie oczy i wy­dał z sie­bie ni­ski po­mruk.

– Ojej.

Spoj­rzaw­szy w tym sa­mym kie­run­ku, Lor­kin do­strzegł, że łu­ko­wa­to skle­pio­nym głów­nym wej­ściem do sali wkro­czy­ła mło­da ko­bie­ta. Miał ocho­tę po­szu­kać mniej­sze­go tyl­ne­go wyj­ścia; pew­nie było kil­ka kro­ków od nich, ale ko­bie­ta mu­sia­ła ich za­uwa­żyć, za­nim tu do­tar­li.

Chy­ba jed­nak wpa­ku­je­my się w te kło­po­ty, o któ­rych mó­wi­ła nam Ka­lia.

Chwi­lę póź­niej ko­bie­ta pod­nio­sła oczy i zo­ba­czy­ła ich. Uśmiech­nę­ła się do Eva­ra, po czym jej wzrok po­wę­dro­wał ku Lor­ki­no­wi i uśmiech znikł z jej twa­rzy. Za­trzy­ma­ła się, spoj­rza­ła na nie­go w za­my­śle­niu, od­wró­ci­ła się i wy­szła z sali.

– Zo­ba­czy­łeś to, co chcia­łeś? Bo chy­ba pora wra­cać – po­wie­dział szyb­ko Evar.

– Tak – od­parł Lor­kin.

Evar zro­bił krok w kie­run­ku wyj­ścia i za­trzy­mał się.

– Nie, chodź­my głów­ną dro­gą. Le­piej, że­by­śmy nie spra­wia­li wra­że­nia win­nych, sko­ro ktoś nas już zo­ba­czył.

Wy­mie­ni­li po­nu­re uśmie­chy, ode­tchnę­li głę­bo­ko i ru­szy­li w kie­run­ku przej­ścia, za któ­rym znik­nę­ła ko­bie­ta. Byli już pra­wie przy łuku, kie­dy po­ja­wi­ła się ko­lej­na, groź­nie spo­glą­da­ją­ca. Za­uwa­ży­ła ich i po­de­szła.

– Co tu ro­bi­cie? – za­py­ta­ła Lor­ki­na.

– Wi­taj, Cha­vo – rzekł Evar. – Przy­szedł ze mną Lor­kin.

Spoj­rza­ła na Eva­ra.

– Wi­dzę. Co on tu robi?

– Opro­wa­dzam go – od­po­wie­dział Evar. Wzru­szył ra­mio­na­mi. – Żad­na za­sa­da prze­cież tego nie za­bra­nia.

Ko­bie­ta zmarsz­czy­ła brwi i spo­glą­da­ła to na Eva­ra, to na Lor­ki­na. Otwo­rzy­ła usta, znów je za­mknę­ła, a na jej twa­rzy po­ja­wił się wy­raz po­iry­to­wa­nia.

– Być może nie za­bra­nia – od­par­ła – ist­nie­ją jed­nak… pew­ne inne wzglę­dy. Wiesz, jak nie­bez­piecz­nie jest prze­szka­dzać twór­czy­niom ka­mie­ni i je roz­pra­szać.

– Oczy­wi­ście, że wiem. – Mina i ton gło­su Eva­ra na­bra­ły po­wa­gi. – Dla­te­go za­cze­ka­łem, aż uda­dzą się do do­mów na spo­czy­nek, i nie za­bra­łem Lor­ki­na do we­wnętrz­nych ja­skiń.

Unio­sła brwi.

– Nie do cie­bie na­le­ży oce­na, kie­dy jest na to wła­ści­wa pora. Otrzy­ma­łeś ze­zwo­le­nie na to opro­wa­dza­nie?

Evar po­krę­cił gło­wą.

– Nig­dy wcze­śniej go nie po­trze­bo­wa­łem.

Wi­dząc trium­fu­ją­ce spoj­rze­nie Cha­vy, Lor­kin za­marł.

– Po­wi­nie­neś je mieć – po­wie­dzia­ła. – Trze­ba to zgło­sić, a żad­ne­mu z was nie wol­no znik­nąć mi z oczu, za­nim od­po­wied­nie oso­by o tym nie usły­szą i nie zde­cy­du­ją, co z wami zro­bić.

Kie­dy od­wró­ci­ła się na pię­cie i ru­szy­ła w kie­run­ku wej­ścia, Lor­kin spoj­rzał na Eva­ra. Chło­pak uśmiech­nął się i mru­gnął. Mam na­dzie­ję, że rze­czy­wi­ście nie po­trze­bu­je­my tego ze­zwo­le­nia, my­ślał Lor­kin, gdy po­dą­ża­li za Cha­vą. Mam też na­dzie­ję, że nikt nie za­po­mniał mi po­wie­dzieć o pra­wie czy za­sa­dzie, któ­re po­wi­nie­nem znać. Mów­czy­nie za­le­ci­ły mu, żeby na­uczył się praw Azy­lu i ich prze­strze­gał, dla­te­go sta­ran­nie się do tego przy­ło­żył.

Nie po­tra­fił jed­nak za­cho­wać ta­kiej bez­tro­ski jak Evar. Na­wet je­śli obaj mie­li ra­cję, re­ak­cja Cha­vy po­twier­dzi­ła oba­wy Lor­ki­na: jego wi­zy­ta w ja­ski­niach nad­wy­rę­ży­ła za­ufa­nie Zdraj­ców. Miał tyl­ko na­dzie­ję, że nie po­zwo­lił so­bie na zbyt wie­le i nie za­prze­pa­ścił wszel­kich wi­do­ków na han­del z Gil­dią – albo na swój po­wrót do domu.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: