Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Lucifer - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
18 grudnia 2013
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Lucifer - ebook

Lucyfer - niesamowita opowieść o satanizmie i satanistach, o ludzkich losach, dekadentyzmie, poszukiwaniu sensu i celu życia, drogi życiowej, wyborach, skrajnościach i duchowych przemianach. Książka nie pozbawiona nadziei i pokazująca, że ze złej drogi można zawrócić, że Pan Bóg zna tajniki naszych serc i że łaska Boża działała i działa, że zawsze ma się szanse na powrót do Boga, jeśli się tylko nie odtrąci Jego ręki.

Kategoria: Wiara i religia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7950-108-3
Rozmiar pliku: 559 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Lucifer

Jam ciemny jest wśród wichrów płomień boży,

lecący z jękiem w dal - jak głuchy dzwon północy -

ja w mrokach gór zapalam czerwień zorzy

iskrą mych bólów, gwiazdą mej bezmocy.

Ja komet król - a duch się we mnie wichrzy

jak pył pustyni w zwiewną piramidę -

ja piorun burz - a od grobowca cichszy

mogił swych kryję trupiość i ohydę.

Ja - otchłań tęcz - a płakałbym nad sobą

jak zimny wiatr na zwiędłych stawu trzcinach -

jam błysk wulkanów - a w błotnych nizinach

idę, jak pogrzeb, z nudą i żałobą.

Na harfach morze gra - kłębi się rajów pożoga -

i słońce - mój wróg słońce! wschodzi wielbiąc Boga.

Tadeusz Miciński, Lucifer

Przyszedłem przed innymi. Stół zastawiony był w pierwszym pokoju, w którym Zieniewicz miał nie tyle pracownię, ile artystyczne atelier. Już się był wtedy rozszedł z Niną i w mieszkaniu gospodarował bezkarnie malec groom, największy z latawców i urwisów, wraz ze starą flądrą Leokadią, która była dawniej u Niny jako »ciotka«, potem jako kucharka, a w końcu pozostała po niej w spadku. To też ogromna izba, pełna wspaniałych makat i gobelinów, mosiężnych pająków i renesansowych brązów, przypominała w malowniczym swym nieładzie niezamiataną i niewietrzoną knajpę. Potężne wachlarzowe palmy po kątach żółciły się zeschniętymi i pokrzywionymi liśćmi, na mozaikowych stołach leżała gruba warstwa kurzu, na perskich dywanach walało się wczorajsze śmiecie. Zaraz przy drzwiach, po wielkiej szczerbie majolikowego wazonu, poznałem ślad wprawnej ręki Józka, a brak paru terakotowych figurek i talerzy z saskiej porcelany na ściennych półkach przekonał mnie, że śladów tych jest więcej.

Ale jeżeli w kątach, zapełnionych cieniem, znać było opuszczenie i brak kobiecej ręki, środek pokoju zalewała fala światła, barw, woni. Ponad rzeźbionymi kandelabrami i bogatą zastawą sreber i kryształów wznosiły się piramidy storczyków, pęki hiacyntów i kamelii. Od śnieżnej bieli adamaszkowego obrusa odbijały wieńce z róż, leśnych konwalii i fiołków, oplatające gerydony z owocami, kosze cukrów a nawet amfory z winem i srebrne wanienki, w których mroził się szampan. Ponad garściami płonących świec i strzelistymi łodygami tuberoz górowała w środku stołu znana dobrze brązowa grupa z neapolitańskiego Museo Nazionale: pijany Dionizos wśród szalejących bachantek.

To już sam on musiał urządzać...

Ale on właśnie wychodził do mnie i rękę mi podawał.

— Pogawędzimy tymczasem tutaj — wołał, wciągając mnie w głąb. — Tamci spóźnią się z pewnością.

Atelier i zarazem pokój gościnny Zieniewicza w tym starym, poklasztornym gmachu był kiedyś zapewne kapitularzem: wskazywały na to jego sześciokątny kształt i krzyżowe sklepienie, nadające się dobrze do dekoracji, w jaką ją ubrał wykwintny, choć w pomysłach swych nieraz tak dziwaczny esteta. Drugą izbę tworzyły dwie celki zakonne, połączone szeroką arkadą, i nic w nich nie było z cacek i bric-a-brac'u pierwszej. Nic, prócz dębowych szaf z książkami i kilku dzieł sztuki: prawdziwa pracownia myśliciela i pisarza. Zieniewicz sam powiadał, że tu dopiero zasługuje na przydomek, jakiego używał w naszym gronie: w atelier zwlekał skórę Giordana i stawał się Erazmem z Rotterdamu.

Lubiłem nad wyraz, gdy mnie wprowadzał do tego sanktuarium, otwierającego się dla niewielu. Imponowała mi, przygniatając ogromem swym ku ziemi, jego potężna inteligencja i genialna twórczość: sugestionował mnie i jako pisarz i jako człowiek. Nie mogłem przecie zapomnieć, jak za szkolnych jeszcze lat serce mi się tłukło pod mundurkiem, ilekroć na kartach czasopism spotkałem świeży jeszcze wówczas, a już palący duszę, jak rozpieczone żelazo, podpis: Giordano Bruno, — jak z entuzjazmem, rozsadzającym piersi, gardłowaliśmy na uniwersyteckich ławach o jego sławę przeciw garstce wsteczników, napastujących »apostatę« i »wywłokę«. I dziś, jak wtedy, czułem, że jedno spojrzenie tych oczu, bezdennie posępnych a głębokich, potrafi mnie powieść na kraj świata, że za jeden uśmiech tych ust, nie uśmiechających się nigdy, gotów-em oddać część życia.

Zieniewicz usiadł w swym wysokim, skórą obitym krześle, podobnym do konfesjonału, przysunął mi fotel i podał cygaro.

Siedzieliśmy przez chwilę w milczeniu. — Sklepiona izba o ciemnych obiciach i sztywnych, surowych liniach sprzętów, spowita, była w mrok: z jednej tylko strony podniesiona nieco nad lampą umbra otwierała wąską szczelinę światła na kawał ściany, wydobywając z cieniów w górze nad szafami kilka brązowych popiersi: kwadratową twarz Lutra, ostry profil Husa i małpi grymas Woltera. Za to w kręgu świetlnym nad Murkiem jaśniała w całej swej potwornej a przedziwnej piękności postać Judasza. Znany jest wszystkim z niezliczonych reprodukcji ten »paradoks w brązie«, jak któryś z krytyków nazwał arcydzieło Grygiera, — nie wszyscy wiedzą jednak, że obstalowując go, nie tylko pomysł, ale i dokładny rysunek tego wyidealizowanego i uszlachetnionego Judasza-Prometeusza dał Grygierowi sam Zieniewicz.

Postać ta z przenikającym ją wyrazem nadludzkiego cierpienia miała dla mnie zawsze dziwny urok. Tym razem za wzrokiem moim poszedł Zieniewicz.

— Patrzysz na mego Judasza? — rzekł mi — tak: to może najbardziej udane z moich dzieł!

Chciałem coś odpowiedzieć. Przerwał mi.

— Protestujesz w imieniu moich prac literackich, a mógłbyś dodać, że i twórcą Judasza jest przecie Grygier, nie — ja. Otóż nie! W tym jednym dziele Grygier był rzemieślnikiem i narzędziem: myśl, dusza — są moje. I to tak bardzo moje! W całej twórczości pióra jest tylko cząstka mojej myśli: tu jestem ja, ja cały! Więcej: tu jest ludzkość! Tak! W tym Zdrajcy typowym, w tym odwiecznym celu zniewagi i nienawiści wszystkich ludzkich pokoleń, w nim jest wcielona prastara niewolnica, wiecznie wyrywająca się ku światłu i woli, i wiecznie znów odrzucana w loch i jarzmo Psyche ludzkości, ta sama, którą filisterski świat przeklina w Kainie, ta sama, którą żyły silne duchy wszystkich buntowników, których twarze otaczają nas w tej izbie, ta sama, której wyrazem najwyższym, choć w abstrakcję ujętym — Szatan!

Wpiłem się weń oczyma. Zdało mi się, że rósł i promieniał ponurymi blaskami otchłani. Tak wyglądać musiał Lucifer, gdy wypowiadał bój Niebiosom!

Z całego naszego grona satanistów, z dekadentyzmu i mody on jeden w ideę Carducciego włożył duszę. Był jej fanatykiem. Cały dogmatyzm jego natury, na którym klerykalne wychowanie wycisnęło niezatarte piętno, zwracał się dziś przeciw staremu Bogu i budował ołtarz nowemu. I ten nowy bóg — on nie był u Zieniewicza abstrakcją, choć go tak nazywał; on był nawet więcej, niż uosobieniem wyzwalającej się z pętów dogmatu ludzkości: on był kimś żywym, znanym, owszem, jakoby bardzo bliskim i drogim. W walce na życie i śmierć, jaką prowadził od lat dziesiątka z wyznawanym niegdyś przez się dogmatem, Zieniewicz zdawał się spełniać z namaszczeniem i entuzjazmem, czasami nieledwie z ekstazą, akt tajemniczego jakiegoś kultu. Nazywano go też często arcykapłanem Lucifera.

Przez chwilę trwało milczenie.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: