Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Maciek w powstaniu: opowieść na tle powstania w r. 1863 - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Maciek w powstaniu: opowieść na tle powstania w r. 1863 - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 209 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Opo­wieść na tle po­wsta­nia w r. 1863

przez

Gryf­fa.

Kra­ków.

Na­kła­dem Dra Z. Kost­kie­wi­cza i K. Woj­na­ra.

Dru­kiem A. Ko­ziań­skie­go.

1897.

Na za­ło­że­nie obo­zu na­zna­czo­no Wą­chock, mia­stecz­ko po­ło­żo­ne u pod­nó­ża sto­ków gór Świę­to­krzy­skich, w oko­li­cy fa­bryk że­la­znych, wiel­kich sta­wów i gę­stych la­sów złą­czo­nych z pusz­cza­mi Ił­żec­ka i Świę­to­krzy­ską.. Miej­sce ob­ra­no szczę­śli­wie; lud­ność fa­brycz­na skła­da­ła ży­wioł spryt­ny, pe­łen ener­gii, ani­mu­szu i wro­dzo­ne­go po­cią­gu do par­ty­zant­ki. Każ­dy z ro­bot­ni­ków uro­dzo­ny żoł­nierz i cel­ny strze­lec…

Klasz­tor Cy­ster­sów, wiel­ką wal­cow­nię, skła­dy że­la­za i ma­ga­zy­ny zmie­nio­no na ko­sza­ry. W kuź­niach pra­co­wa­no dzień i noc; wy­cho­dzi­ły z nich set­ka­mi kosy pro­ste, dłu­gie, po­dob­ne do piór, gru­be w środ­ku, cien­kie i ostre po bo­kach. W mia­stecz­ku ro­iło się jak w ulu, gwar nio­sła woda sta­wu na lasy, wszyst­kie pla­ce za­ję­to pod mu­strę.

Ka­wa­le­ryi sta­nę­ło trzy szwa­dro­ny, cho­rą­giew­ki fur­cza­ły w po­wie­trzu, ko­nie mło­de i jeźdz­cy mło­dzi w bia­łych świt­kach i czer­wo­nych kra­ku­skach…. Ser­ca ro­sły, a du­sze pła­ka­ły z ra­do­ści!…

Co dzień przy­by­wa­ły od­dzia­ły strzel­ców uzbro­jo­nych w du­bel­tów­ki, kon­nych – i ochot­ni­ków do ko­sy­nie­rów; siły na­sze zwięk­sza­ły się co go­dzi­na.

Rano mu­stra… wie­czo­ra­mi mu­zy­ka; lud się ba­wił, jadł mię­so, śpie­wał, tań­co­wał i rwał się na Mo­ska­la!….

Z oko­lic Mir­ca i Iłży za­żą­da­no dwóch ty­się­cy kos; były go­to­we, tyl­ko je na drzew­ca osa­dzić. Sześć­dzie­się­ciu lu­dzi do póź­na w noc pra­co­wa­ło. Na­le­ża­ło każ­dy drze­wiec do­pa­so­wać, okuć na dole i ob­cią­gnąć że­la­zny­mi prę­ta­mi. Pra­ca cięż­ka i żmud­na, lecz gdy sta­nął las wbi­tych w zie­mię dwóch ty­się­cy kos, zda­wa­ło się, że nie­mi świat moż­na za­wo­jo­wać.

O dwu­na­stej w nocy za­je­cha­ły wozy i do eskor­ty sta­nął plu­ton strzel­ców, uzbro­jo­ny w bel­gij­skie ka­ra­bi­ny. Ru­szy­li… Dud­nia­ło na mo­ście, a kosy na wo­zach ja­koś ża­ło­śnie ję­cza­ły. Za­hu­cza­ło na szo­sie i uci­chło. Mie­siąc wyj­rzał z za Świę­to­krzy­skich gór, wzniósł się wy­so­ko i za­du­ma­ny świe­cił zna­cząc dro­gę, aż do­pó­ki po­chód nie znik­nął w ciem­nym le­sie…

Na­za­jutrz rano pa­tro­le przy­nio­sły wie­ści, że wiel­ka ćma na­szych nad­cią­ga. Z głów­nej kwa­te­ry dano roz­kaz, aby cała siła wy­stą­pi­ła na ry­nek z mu­zy­ką, od­dać ho­no­ry przy­by­wa­ją­cym.

Słoń­ce za­świe­ci­ło we­so­ło na wy­po­go­dzo­nem nie­bie, mro­zik ściął zie­mię, śnieg przy­krył wzgó­rza – cie­pło i su­cho na dwo­rze, ocho­czo i raź­nie w ser­cach.

Naj­dłuż­szy bok ryn­ku za­ję­li ko­sy­nie­rzy, strzel­cy sta­nę­li w plu­to­no­wych ko­lum­nach, ka­wa­le­rya w dwa sze­re­gi wy­cią­gnę­ła się po dwóch prze­ciw­le­głych bo­kach. Przed ko­sy­nie­ra­mi mu­zy­ka, sztab obok strzel­ców, lud mil­czą­cy, oszo­ło­mio­ny w środ­ku.

Na bia­łych wzgó­rzach rap­tow­nie po­czer­nia­ło, słoń­ce za­mi­go­ta­ło na ko­sach, zie­mia od stą­pań ludz­kich za­dud­nia­ła.

– Idą, idą! – za­hu­cza­ło w po­wie­trzu.

Z poza wzgó­rza wy­ła­nia­ły się ko­lum­na po ko­lum­nie. Na cze­le każ­dej je­cha­li na dziel­nych ko­niach do­wódz­cy. Pa­trzą­cym zda­wa­ło się, że idą mro­wia, go­to­we świat cały za­lać!…

Rap­tow­nie, nie­spo­dzia­nie w tłu­mie ludu po­wstał ryk zmię­sza­ny z pła­czem ko­biet.

– Kiej ta czar­nia­wa ru­szy­ła – wo­ła­ły – to na­sza wy­gra­na!

Płacz jest za­raź­li­wy, łzy pły­nę­ły z oczu ko­sy­nie­rom i strzel­com, pła­ka­ło całe woj­sko. Uczu­cia ludz­kie ze­strze­li­ły się w jed­no ogni­sko i za­pa­no­wa­ła chwi­la, któ­rej nig­dy nie za­po­mi­na się w ży­ciu, wże­ra się głę­bo­ko w ser­ce i zo­sta­je.

Czar­nia­wa zsu­nę­ła się w do­li­nę, prze­szła most, mu­zy­ka na ryn­ku za­gra­ła. Chłop w chło­pa jak dęby, ciem­no bron­zo­we suk­ma­ny, wy­so­kie cza­py ba­ra­nie, u ko­szul czer­wo­ne wstąż­ki, w rę­kach kosy, na ple­cach ko­biał­ki; szli szóst­ka­mi, spo­koj­ni, po­waż­ni. Czu­li, że są masą, siłą, po­tę­gą – przy­szło­ścią… Dłu­gim łań­cu­chem okrą­ży­li sztab, w oczach ich mi­go­ta­ły świa­teł­ka, woj­sko pre­zen­to­wa­ło broń, mu­zy­ka gra­ła, lud pła­kał, ko­bie­ty ner­wo­wo śmia­ły się przez łzy, do­wód­cy na ko­niach usta­wia­li sze­re­gi.

Ude­rzo­no we dzwo­ny, na cze­le szta­bu kon­no wy­je­chał ksiądz. Prze­mó­wił – głos za­marł mu w gar­dle, łzy go za­la­ły. Na­czel­nik ode­brał przy­się­gę; księ­dza na ko­niu przy­stro­jo­no w kapę, or­ga­ni­sta po­dał kro­pi­dło, lud zdjął ba­ra­ni­ce, ukląkł. Ci­sza za­pa­no­wa­ła, sły­chać było od­głos ko­pyt ko­nia nio­są­ce­go księ­dza i rzę­si­ste kro­ple wody spa­da­ją­ce na gło­wy klę­czą­cych.

Mu­zy­ka za­gra­ła hymn: "Jesz­cze Pol­ska nie zgi­nę­ła", całe woj­sko śpie­wa­ło go z eks­ta­zą re­li­gij­ną – gło­sy drża­ły w po­wie­trzu!… Na koń­cu marsz "Bar­to­szu nie tra­ćwa na­dziei" roz­ocho­cił sze­re­gi. Wy­su­nę­li się na­przód strzel­cy w plu­to­no­wych ko­lum­nach, za nimi ka­wa­le­rya, przy­by­łe ba­ta­lio­ny z pod Iłży, a za­my­ka­li pa­chód sta­rzy nasi ko­sy­nie­rzy z pod Szy­dłow­ca i San­do­mie­rza.

Uci­chło na ryn­ku, za­wrza­ło w ko­sza­rach. Dwa­dzie­ścia tłu­stych wo­łów pa­dło tego dnia. Na dwo­rze w wiel­kich ko­tłach go­to­wał się krup­nik, chleb roz­da­no na dwa dni, wód­kę wla­no do ma­nie­rek.

Tłu­my ko­biet, mło­dych bab i dziew­cząt oto­czy­ły wo­ja­ków. Ra­do­sne przy­wi­ta­nia i wy­krzyk­ni­ki zla­ły się w je­den wiel­ki gwar, le­cą­cy po mro­zie pro­sto w górę do nie­ba.

* * *

Na ra­dzie wo­jen­nej od­by­tej w po­łu­dnie, po­sta­no­wio­no część sił rzu­cić do Bo­dzen­ty­na, za­gro­dzić i prze­ciąć wiel­ką szo­sę mię­dzy Ra­do­miem a Kiel­ca­mi a z resz­tą sił for­sow­nym mar­szem rzu­cić się na po­łu­dnie, za­brać za­ło­gi w Opa­to­wie i San­do­mie­rzu, oczy­ścić, dwa wo­je­wódz­twa i po­dać rękę Ga­li­cyi, któ­ra wte­dy bu­dzić się do­pie­ro za­czy­na­ła. Lu­dzi nie bra­ko­wa­ło, szło głów­nie o broń i amu­ni­cyę.

O dru­giej go­dzi­nie dwie kom­pa­nie strzel­ców, dwa ba­ta­lio­ny ko­sy­nie­rów i plu­ton kon­nych kra­ku­sów od­ko­men­de­ro­wa­no do Bo­dzen­ty­na. Od­dział wy­ru­szył pod do­wódz­twem sta­re­go Da­wi­do­wi­cza, od­pro­wa­dzo­ny przez część szta­bu i garść przy­ja­ciół.

Przy wej­ściu z bi­te­go go­ściń­ca od­dział przede­fi­lo­waw­szy, że­gna­ny okrzy­ka­mi – po­su­wał się wą­wo­zem do góry.

Sztab wra­cał do Wą­choc­ka.

Go­ściń­cem biegł mło­dy, ro­sły chłop w ba­ra­ni­cy wy­so­kiej na ło­kieć, z kosą w ręku, obok nie­go mło­dziut­ka baba, w bia­łej chu­s­tecz­ce na gło­wie, a wiel­kiej kra­cia­stej na ra­mio­nach.

Do­wódz­ca za­trzy­mał ko­nia.

– Z któ­re­go ba­ta­lio­nu? – za­py­tał.

– Pono z pierw­sze­go… Bar­tek mó­wi­li, że z pierw­sze­go.

– Jak się na­zy­wasz?

– Ma­ciek z Mir­ca.

– Spóź­ni­łeś się?

– Zo­sta­ło tro­chę sper­ki, tom se nią buty wy­sma­ro­wał, com je do­stał od rzą­du na­ro­do­we­go.

– Wróć, pój­dziesz ju­tro z ba­ga­ża­mi i żyw­no­ścią.

– A buty?! – za­wo­łał Ma­ciek – dali mi nowe, moc­ne, toby po­wie­dzie­li, żem ukradł i uciekł.

Baba po­cią­gnę­ła go za suk­ma­nę, żeby przy­stał, lecz Ma­ciek się ob­ru­szył.

– Nie bo­isz się ko­za­ków, uwi­ja­ją się po dro­gach? Wi­dzie­li­śmy ich.

– Abo to da­le­ko do lasu? Kto­by się tam ko­zu­niów bał!… Po­ra­dzę ja so­bie z nimi.

Ma­ciek po­gro­ził kosą.

– Pój­dziesz?

– Go ni mam iść?… ze swy­mi mi­lej.

– Sztab od­je­chał, Ma­ciek zo­stał sam z mło­dziut­ką babą.

– La cze­go nie chcia­łeś wra­cać, kiej star­szy­zna po­zwo­li­ła?

– Oni mają swój ro­zum, a ja swój… ro­zu­miesz Kaś­ka.

– Głu­pi… a cóż po­ra­dzisz ze swo­im ro­zu­mem, jak cię ko­za­ki na­pad­ną i obe­drą?

Za­ła­ma­ła ręce.

Ma­ciek sta­nął, skrę­cił na ba­kier ba­ra­ni­cę i w gło­wę się po­dra­pał.

– Kaś­ka wy­gra­mol­że się na ten wzgó­rek i spoj­rzyj, czy hań… hań na za­krę­cie dro­gi nie wi­dać ko­zu­niów.

– Kiej się boję.

– Bój się i leź, ja se tym­cza­sem spo­cznę i faj­czy­nę na­ło­żę, spró­bu­je tego ta­ba­ku, co mi star­szy całą pacz­kę dał.

Wy­jął fa­jecz­kę, kap­ciuch, obej­rzał się, po­pa­trzał na dro­gę i po­wo­li na­py­chał ją ty­to­niem.

– Idże Kaś­ka, bo wi­dzisz, jak ich nie uj­rzysz, pój­dzie­my se ga­lan­to go­ściń­cem. A jak uj­rzysz…

– To mnie za­strze­lą – za­wo­ła­ła Kaś­ka.

– Je­że­li ino będą chcie­li strze­lać… niech ju­chy psu­ją proch.

– Głu­pi je­steś.

– No, no… a ty się drap.

Roz­siadł się na ka­mie­niach, na krze­siw­ku ukrze­sał ognia, hup­kę przy­ci­snął do ty­to­niu i py­kał we­so­ło, gdy Kaś­ka wy­braw­szy naj­ła­god­niej­szy spa­dek wzgó­rza brnę­ła po śnie­gu.

– No cóż? – za­wo­łał Ma­ciek, zo­ba­czyw­szy na szczy­cie babę.

– Ży­wej du­szy na ca­łym wiel­kim za­krę­cie.

– Szko­da – rzekł Ma­ciek.

– Ej nie kpin­kuj, pó­kim do­bra – od­po­wie­dzia­ła Kaś­ka, zbie­ga­jąc na dół.

– A zno­wu to może i le­piej, bo pój­dzie­my se go­ściń­cem, rów­no jak po sto­le.

Wstał, wy­trząsł po­piół, fa­jecz­kę scho­wał, pod­niósł kosę i od­dał ją ba­bie.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: