Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Data wydania:
8 listopada 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Majsterki - ebook

Majsterkować może każdy, bez względu na wiek, płeć czy wykształcenie

W czasach, kiedy wszystko można kupić, Majsterki uczą, że samemu da się zrobić coś bardziej oryginalnego. A dzięki temu zaoszczędzić, dać przedmiotom drugie życie i otoczyć się niebanalnymi rzeczami.

30 projektów DIY mebli i praktycznych elementów wyposażenia mieszkania, które można wykonać samodzielnie, krok po kroku: od drewnianej gwiazdy idealnej na Boże Narodzenie i fotela z palet, przez skrzynię przerobioną na siedzisko do przedpokoju, lustro glamour, krzesło z pasków, po renowację biurka znalezionego na śmietniku czy metamorfozę szafki z MDF.

  • ekostolarka
  • cuda z drewna
  • zwariowany upcycling (czyli nadawanie przedmiotom nowego, zaskakującego życia)
  • piękno ukryte w starych meblach
  • dla zupełnie początkujących – z podpowiedziami, od czego zacząć, jakie narzędzia stosować, które materiały są niezbędne
  • dla bardziej doświadczonych majsterkowiczów – z zaawansowanymi radami i inspiracjami do dalszej pracy

To idealna książka, by odkryć w sobie chęć do działania.

Gotowi na wspólne majsterkowanie? Zapraszamy!

Kategoria: Poradniki
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8053-316-5
Rozmiar pliku: 41 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP

OD ZRÓB TO SAM DO ZRÓBMY TO WSPÓLNIE!

Słoneczny poranek, 2 maja. Dzień Flagi, ale w Warszawie to przede wszystkim środek długiego weekendu. To oznacza jedno: miasto nagle kurczy się o jakąś połowę. Na ulicach pustki, kto żyw, wyjechał: na grilla, nad jezioro, do lasu. Pewnie tylko dlatego gdy przejeżdżamy samochodem przez osiedle na warszawskim Grochowie, jeszcze tam sobie spokojnie obok śmietnika stoi. Biurko! I to jakie! Fornir, lata siedemdziesiąte, klasyczny wzór, z jednej strony zgrabne nóżki, z drugiej szafeczka, obok dwie wyciągnięte szuflady. Szybka decyzja: bierzemy! Tylko jak pokaźny mebel władować do samochodu osobowego, w którym są już fotelik dla dziecka i torba z narzędziami? Kierowcy przejeżdżający obok przystają i z rozbawieniem obserwują proces rozkładania mebla i upychania go w bagażniku i na tylnych siedzeniach.

Spotkanie zawodowe. Elegancka kawiarnia, eleganckie buty, elegancka sukienka. Tyle że w drodze powrotnej na jakiejś wyprzedaży nad Wisłą nagle pojawiają się… wiosła. Tak, prawdziwe, drewniane wiosła od kajaka. Trochę podniszczone, ale wciąż użyteczne. A gdyby tak je kupić i zrobić z nich… ale o tym będzie dalej (a konkretnie na s. 89). W tramwaju jednak jest tłok i z wiosłami jakoś nie bardzo da się zabrać, więc na obcasach, w sukience i z dwoma drewnianymi wiosłami marsz przez most na kolejne zawodowe spotkanie. Miny – nie tylko ludzi wokół, ale i umówionego towarzystwa – są bezcenne.

– Słuchaj, jadę na Komisję Zdrowia do Sejmu i trochę się spieszę, ale tutaj stoją takie dwa piękne, stare krzesełka. Może byś jakoś dała radę podjechać i zgarnąć je do renowacji? – dzwoni koleżanka z pracy.

Znajomy rolnik, zagadnięty, czy przypadkiem nie ma jakiejś brzozy do wycinki, bo przydałaby się gałąź czy dwie do zrobienia świątecznych ozdób, zapala się i przywozi całe pocięte na mniejsze i większe kawałki drzewo. Co więcej, przywozi je do mieszkania jednej z nas i nagle w kawalerce około Bożego Narodzenia, gdy wszyscy robią porządki, człowiek ma stos drewna.

Lokatorski, wspólny dla wszystkich mieszkańców strych w ciągu kilku miesięcy zostaje całkiem zajęty przez kolejne meble i inne znaleziska z potencjałem do odnowienia i przerobienia. A sąsiedzi? No cóż, kilka miesięcy im to zajmuje, ale przestają już z niepokojem pukać w ściany na odgłos szlifierki czy piły o najdziwniejszych porach dnia i nocy.

To autentyczne sceny z naszego życia. Tak właśnie zaczyna wyglądać codzienność, gdy odkryjesz w sobie pasję do majsterkowania. Początkowo znajomi i rodzina słuchają z pobłażliwością: zmęczy się, pobrudzi, złamie sobie paznokieć czy poplami ubrania i jej przejdzie. Potem zaczynają się wciągać. Sami obserwują śmietniki, bo nie wiadomo, czy przypadkiem nie znajdzie się w nich perła designu z PRL. Wpierw nieśmiało, a potem już coraz chętniej zaczynają pytać, jak coś zrobić, jaka to farba, co to za piła, skąd drewno… I tak niespodziewanie coraz więcej ludzi wokół odkrywa w sobie majsterkową żyłkę. Więc ostrzegamy: sięgnięcie po tę książkę grozi rozpętaniem epidemii.

Zmarnowałyśmy wczesną młodość. Wmówiono nam, że liczy się ciężka praca, nauka i mityczna kariera. Jako dzieci wyżu demograficznego o wszystko musiałyśmy się ścigać. O to, byśmy do podstawówki chodziły na pierwszą zmianę, ścigali się nasi rodzice, potem trzeba było zawalczyć o miejsce w liceum, do którego zdawały tłumy innych dzieciaków z naszych roczników. To jeszcze nic, dopiero preludium. Szczyt nastąpił podczas egzaminów na studia: 10, 15, 20 osób na jedno miejsce na kierunkach, których nazwy brzmiały jak wstęp do dostatniego życia, usłanego różami rozwoju zawodowego.

Potem wyścig o miejsca na fakultetach, o staże, praktyki, pierwszą pracę i kolejną. Otrzeźwienie przyszło wraz z kryzysem gospodarczym. I to otrzeźwienie dla całego naszego pokolenia. Dzisiejsi trzydziestolatkowie odkryli, że poza coraz bardziej czasochłonną, coraz bardziej absorbującą i wyniszczającą pracą nie mają czasu, by żyć.

I zaczęli szukać nowego sensu, wyzwania, sposobu na to, jak zbalansować szybkie tempo zmieniającego się świata. Rozejrzyjcie się wokół siebie, a zobaczycie coraz więcej takich ludzi. Niekoniecznie wyprowadzają się w Bieszczady paść kozy. Czasem wystarczy im posadzenie własnych pomidorów na balkonie, wstawanie o poranku, by biegać, studiowanie książek kucharskich, by samemu upiec chleb, czy zwiedzanie świata na własną rękę.

Coraz więcej z nas zaczyna też sobie przypominać coś, co dla naszych rodziców czy dziadków było oczywiste: majsterkowanie. Dla nich było ono codziennością, ba, wręcz koniecznością, bo takie były czasy. Dla nas stało się sposobem na życie, choć przecież dziś wszystko możemy kupić gotowe, szybko i właściwie coraz taniej.

Z przekonania, a zarazem potrzeby, by samemu coś tworzyć i by były to praktyczne rzeczy, kilka lat temu zrodził się w nas pomysł na wspólne poprawianie i przerabianie mebli. A potem na stworzenie babskiego kolektywu Majsterki.

Najpierw, blisko cztery lata temu, jak to kumpele, spotykałyśmy się dla odreagowania codzienności, ciekawego spędzenia czasu, ale także po to by dokończyć meblowanie mieszkań.

Majsterkowałyśmy, piłyśmy kawę i plotkowałyśmy w naszych małych, naprawdę niedostosowanych do prowadzenia większych prac mieszkankach. Na czterdziestu metrach kwadratowych szlifowałyśmy stare półki, naprawiałyśmy rozpadające się krzesła, bejcowałyśmy meble wyciągnięte ze śmietników. Coraz częściej podejmowałyśmy też próby samodzielnego konstruowania kolejnych mebli – od prostej ekostolarki, przerabiania skrzynek czy palet po zabawy z upcyclingiem, czyli nadawaniem przedmiotom nowego, czasem zaskakującego życia.

W każdym kącie naszych mieszkań poupychane miałyśmy narzędzia, puszki z farbami, olejami, cykliny, lutownice, pistolety do klejenia czy takery do naprawiania tapicerek. Bo choć wreszcie nasze mieszkania urządziłyśmy tymi odrestaurowanymi meblami, to zaczęły się prośby rodziny i znajomych, by im także coś zmajstrować. A potem by porobić z nami i się od nas uczyć. Od nas, choć przecież nie skończyłyśmy szkół zawodowych, nie mamy rzemieślniczego wykształcenia.

To nas zmobilizowało, by zacząć się jeszcze bardziej rozwijać, i to w takim zaskakującym przecież u dziennikarek czy marketingowca kierunku. Kursy stolarki, renowacji mebli, szycia czy nawet ciesielstwa. I wreszcie decyzja, by znaleźć miejsce, w którym będziemy mogły się takiej pasji swobodnie oddać. I do którego będą mogli wpadać inni poszukujący podobnej odskoczni.

Szybko się bowiem okazało, że jest coraz większa grupa ludzi, którzy też tak chcą działać, którzy tego potrzebują. Nie chcą już mieszkać, ubierać się, jeść i podróżować tak jak wszyscy inni. Ani biegać bez opamiętania w korpowyścigu szczurów. I mają na to sposób: zamiast kupować więcej, zaczynają więcej robić sami. Zamiast mieć więcej, wolą mieć ciekawiej, inaczej, nie tak jak pozostali.

Szukając pomysłu, jak się za to zabrać, trafiają na setki podobnych im domorosłych rzemieślników, którzy uciekają od nudnych, przewidywalnych rozwiązań, którzy nie chcą gotowego, ładnego i prostego produktu. Wolą szukać, robić i poprawiać to, co już mają.

Przesadzamy? Nie wierzycie? Rozejrzyjcie się wokół siebie. My tak zrobiłyśmy. Kolega z pracy, oprócz bycia dziennikarzem, ma… własną pasiekę; inny, pracujący jako PR-owiec, z kumplem zaprojektował specjalny samochód, w którym latem sprzedają szron smakowy, a do tego jeszcze po godzinach robią samodzielnie longboardy; koleżanka, specjalistka od HR, najpierw hobbystycznie, a potem już zawodowo zajęła się szyciem naprawdę pomysłowych ozdób do dziecięcych pokoi; dwie inne trzydziestolatki bez wykształcenia chemicznego czy kosmetycznego stworzyły markę ręcznie robionych mydeł i olejków, która w kilka miesięcy tak urosła, że teraz budują minifabryczkę.

Dla niektórych to po prostu hobby, dla innych również dodatkowe źródło dochodu. Ale w każdym przypadku jest wspólny mianownik: oni robią to sami. Do tego tworzą rzeczy, które przecież można bez problemu kupić w pierwszym lepszym sklepie – gotowe, ładne, przewidywalne i często tanie.

Ale za tym zjawiskiem stoi coś więcej niż tylko poszukiwanie odskoczni od codzienności. Ono staje się elementem powszechnych zmian gospodarczych. Trwa przecież czwarta rewolucja przemysłowa. Rewolucja, która obok internetu, rozszerzonej rzeczywistości, mobilności, automatyzacji niespodziewanie zaczęła też przywracać rangę pracy rąk. Efekty już widać.

Na świecie poważnie i masowo mówi się o ruchu „makersów” – ludzi, którzy coś wytwarzają. I nie jest ważne, czy chodzi o zrobienie mebla, jego renowację, nagranie płyty czy nawet uwarzenie domowego piwa – o ile jest to zrobione własnym sumptem. Mówi się też o pokoleniu Y, które w przeciwieństwie do swoich rodziców czy starszego rodzeństwa nie chce już tkwić w kieracie praca–dom i uparcie szuka wyjścia z tego zaklętego kręgu. Ceni za to czas, który ma dla siebie – na hobby, na podróże, na nowe doświadczenia – i żartuje z korporacyjnego sznytu, nazywając go „mordorem”.

Zamiast tego zaczynamy doceniać takie umiejętności jak samodzielne odremontowanie mieszkania, urządzenie ogrodu, gotowanie niczym mistrzowie z telewizyjnych show. Chcielibyśmy przenieść się do czasów szkolnego ZPT, zostać wreszcie Adamem Słodowym, znów poczuć się tak jak wtedy, gdy mając kilka lat, razem z dziadkiem dorabiało się nogi do połamanego stołu lub z babcią dziergało obrus na szydełku.

Ten ruch „makersów” nie jest tak naprawdę niczym nowym także na naszym podwórku. Zanim w Polsce pojawił się MacGyver, działał przecież Adam Słodowy. Jego program Zrób to sam miał aż 505 odcinków. Popularności i oddziaływania Słodowemu pozazdrościć mogłyby dziś pewnie wszystkie gwiazdy telewizyjne. A jego książki! Chyba nie było domu, w którym by się nie znalazł jego poradnik Majsterkowanie dla każdego czy Lubię majsterkować. Coś tam się z nich i w naszych domach robiło, ale większość pomysłów była raczej jak te wypasione torty z książek kucharskich: stanowiły trochę odległą obietnicę, że jak się tylko zechce, to można wyczarować najbardziej zaskakujące meble i projekty.

Oczywiście dziś są inne czasy i mamy inne potrzeby niż w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Zmienił nam się gust, mamy dostęp do innych materiałów, robotyka i automatyka nie ominęły także prac domowych. Pojawił się również silny, prężny i – co ciekawe – o mocno kobiecym obliczu ruch DIY, czyli Do It Yourself. To nic innego jak nasze swojskie „zrób to sam”. Akronim DIY wywodzi się z subkultur punkowych i hippie. Tak początkowo określano samodzielne wykonywanie naszywek, koszulek, zinów czy nagrywanie i wydawanie muzyki bez zewnętrznej, korporacyjnej pomocy. Wkrótce akronim przejęło środowisko hakerów i fanów elektroniki, którzy zaczęli oznaczać nim porady dotyczące samodzielnego tworzenia i przerabiania kodów w oprogramowaniu, systemów, elektroniki, komputerów… Stosunkowo niedawno określenia DIY zaczęto używać w odniesieniu do rękodzieła, gotowania, szycia czy tworzenia domowych kosmetyków, czyli prac lżejszych, bardziej przystępnych dla kobiet.

Drugim terminem, który zaczął powszechnie określać domowe, niekoniecznie superzgodne ze sztuką rzemiosło, jest „upcycling”. Od razu wyjaśnijmy: to słowo nie ma dobrego polskiego odpowiednika. Na naszym blogu takie upcyclingowe projekty nazwałyśmy „przeróbkami” – są to przedmioty, które zyskały nowe, czasem zupełnie odmienne życie. Upcyclingiem może być toaletka zrobiona ze starej walizy, misa z płyt winylowych czy wieszak z wiosła.

Taki właśnie świat – powstały z połączenia tradycyjnego majsterkowania z czasów Adama Słodowego, podstaw pracy z drewnem i stolarki, zwariowanego upcyclingu, prostych DIY i odnajdywania ukrytego piękna w starych meblach – chcemy przed Wami otworzyć tą książką.

To nie ma być książka, która niczym kucharskie poradniki prowadzi czytelnika cały czas za rękę. Składników nie trzeba mieć idealnie dobranych i identycznych z tymi, które pokazujemy w naszych projektach. Ich dobór to sprawa indywidualna, kwestia gustu czy czasem przypadku. To ma być raczej inspiracja, co można zrobić, jak się przygotować, po jakie materiały sięgnąć. Jeżeli nasze projekty wykonacie inaczej, z indywidualnym sznytem, to jeszcze lepiej. O to przecież w „zrób to sam” chodzi.

To ma być nie tyle prosty wykaz przepisów na projekty do zrobienia, ile raczej przewodnik po tym, jak w ręcznych pracach odnaleźć radość z życia, nowe siły do działania i inaczej spojrzeć na swoje otoczenie. Jak do takiego spędzania czasu wciągnąć dzieciaki, męża, żonę, rodziców, brata, siostrę, koleżankę z podstawówki i kumpla z pracy. Nie bez powodu w Stanach Zjednoczonych coraz częściej się mówi, że DIY przekształciło się w Do It Together, czyli w „zróbmy to razem”.

To nie jest książka dla profesjonalistów. Nie jest to też podręcznik ani stolarstwa, ani renowacji mebli. Owszem, staramy się trzymać kluczowych, najważniejszych, wypracowywanych przecież przez lata zasad. Ale skoro świat się zmienia, to dlaczego czasem nie pójść na małe skróty i nie wykorzystać nowoczesnych technologii? Dlatego nie pokazujemy czasochłonnych i trudnych technik, takich jak snycerstwo. Staramy się też nie epatować drogim, profesjonalnym elektrosprzętem, którego amator naprawdę nie musi mieć, by działać.

Każdy z trzech rozdziałów, na które podzieliłyśmy książkę, oddaje główne zainteresowanie jednej z nas. Sylwia oprowadzi Was po świecie drewna i tego, co i jak można z nim zrobić w domowych warunkach. Alicja pokaże, jak patrzeć na otaczające nas przedmioty w taki sposób, by znaleźć w nich potencjał na coś zupełnie nowego, słowem – wytłumaczy, czym jest ten cały upcycling. Basia zaś zdradzi, jak zająć się starymi, czasem nudnymi, niekiedy mocno nadgryzionymi zębem czasu meblami.

Każdą z tych części rozpocznie krótki wstęp, w którym pokażemy podstawowe sprzęty, materiały i narzędzia, jakie warto mieć i znać, gdy rozpoczynamy taką przygodę. Projekty zaś ułożyłyśmy w taki sposób, by po kolei wprowadzać nowe umiejętności, nowe materiały i coraz bardziej zaawansowane narzędzia.

Oczywiście niekoniecznie trzeba je wykonywać dokładnie w takiej kolejności. Wszystko zależy od Was. Łączcie różne techniki, eksperymentujcie!

Chcemy pokazać, że każdy, naprawdę każdy, może coś „zrobić”. Ta książka to zaproszenie do włączenia się do przygody z majsterkowaniem. I nie tylko dla kobiet, choć firmują ją trzy dziewczyny. Chcemy zachęcić babki do sięgnięcia po poważniejsze narzędzia i pokazać, że nawet cięższe prace też są dla nich, facetom zaś zamierzamy udowodnić, że w kobiecych pracach są rzeczy, które idealnie przydadzą się przy majsterkowaniu.

Co najważniejsze, chcemy pokazać, że wcale nie jest potrzebne wielkie doświadczenie, nie musi się znać fachowych nazw różnych narzędzi i nie trzeba wydać majątku na drogi sprzęt ani mieć profesjonalnej pracowni czy warsztatu, by działać.

Uprzedzamy jednak, że apetyt rośnie w miarę robienia! I nim się obejrzycie, może się okazać, że i Wasze mieszkania będą za małe do realizacji pasji. Wtedy ponownie rozejrzyjcie się dookoła. W Warszawie możecie wpaść do naszej pracowni i wspólnie podziałać. Ale podobnych miejsc na mapie Polski jest coraz więcej. W stolicy to Cztery Deski, Wióry Lecą, Rękoczyn. W Zielonej Górze – Fabryka Pasji, w Łodzi – Fab Lab, we Wrocławiu Materia Fab Lab, a w Gdyni – Fab Lab Trójmiasto. Wszystkie te miejsca powstały z inicjatywy ludzi podobnych do nas i chętnie goszczą kolejnych pasjonatów majsterkowania.

W okolicy nie ma majsterkowni dla amatorów? Załóżcie własną! Nam się udało, więc każdemu może się udać! Namawiajcie szkoły, by reaktywowały pracownie ZPT z prawdziwego zdarzenia, bo to świetna nauka dla dzieciaków! Męczcie samorządy, by organizowały takie miejsca przy domach kultury! Zgadajcie się ze znajomymi, może też mają potrzebę popracować i wspólnie uda Wam się coś wymyślić.

Po prostu zacznijcie coś robić.
Najlepiej razem z nami!
Wasze Majsterki!DREWNO czyli porąb i zrób

Drewnoznawstwo to taki kierunek studiów, na którym pięcioletnią naukę spokojnie można by rozciągnąć na kolejne pięć lat. Nawet więc nie próbujemy tutaj zaoferować pełnego zakresu wiedzy na temat drewna. Nie będziemy też ściśle trzymać się zasad klasycznego stolarstwa. Owszem, umiejętność wykonania połączeń metodą czopową, wytłoczenia nogi stołowej czy snycerstwa jest bardzo satysfakcjonująca, lecz nie jest konieczna do tego, by z drewnem pracować i w nim tworzyć. A przynajmniej nie na początku. Dużo ważniejsze jest odnalezienie w tym przyjemności. Zapach drewna, szczególnie świeżego, jego struktura oraz to, jak reaguje na różne środki i jak pod ich wpływem się zmienia, zachwyca przecież ludzi od tysiącleci. Nawet dziś, gdy domy, meble, elementy wyposażenia możemy uzyskać z zupełnie innych, nowocześniejszych materiałów, drewno wciąż ma się świetnie. Co więcej, pojawiają się kolejne przedmioty, które na nowo pokazują jego właściwości. Zegarki, oprawy okularów, biżuteria, podstawki pod laptopy, obudowy sprzętu, ramy rowerów – to wszystko robi się dziś z drewna! Nawet w środku miejskiej dżungli budzi się w nas nostalgia i potrzeba choćby takiego zbliżenia się do natury.

Tęsknimy za prostym życiem, toczącym się niespiesznym tempem, pełnym kontemplacji, autorefleksji i bliskości natury. Takim z zapachem drewna o poranku.

Projekty, które wybrałyśmy do naszej książki, mają więc pomóc w realizacji takiej potrzeby, nawet wtedy gdy mieszkacie w środku miasta, nie macie w pobliżu tartaku, a wypad do lasu jest poważną wyprawą. Ale także wtedy gdy teoretycznie to drewno jest niedaleko, jednak zawsze wydawało Wam się trudnym materiałem przeznaczonym tylko dla specjalistów. Zamiast się go obawiać, wystarczy poznać kilka podstawowych zasad i skorzystać z rad, jak je zdobyć, jak wybrać i jak obrabiać, by rozpocząć przygodę z domową stolarnią.

PODSTAWOWE PYTANIE ZAWSZE BRZMI: SKĄD WZIĄĆ DREWNO?

Oczywiście nie z samowolnego wyrębu. Najlepiej mieć w pobliżu tartak, gdzie można zakupić drewno z drzew wyselekcjonowanych do wycinki. Jest to jednak zazwyczaj drewno trudne: jeszcze niewysuszone, często nieobrobione. Jeżeli więc macie do tartaków daleko, nie ma co rozpaczać, ale skierować kroki w trzy inne miejsca.

Warto zajrzeć do specjalistycznych sklepów i składów z drewnem, często położonych przy stolarniach. My nawet w środku Warszawy mamy kilka takich miejsc i zawsze możemy w nich znaleźć potrzebny materiał. Tarcica, fornir, drewna bardziej szlachetne lub po prostu ciekawsze niż najtańsza sosna. To po nie warto wybrać się do takich miejsc. Co ważne, pracują w nich specjaliści, więc pytajcie, radźcie się – nie trzeba się własnej niewiedzy wstydzić.

Drugie miejsce to markety budowlane. Nie ma w nich co liczyć na drewno szlachetne, ale za to jest naprawdę duży wybór takich materiałów, jak: kantówki, deski, półki, kołki i sklejka, czyli elementów już przygotowanych do mniejszych i większych prac majsterkowych.

Trzecie wyjście to ekostolarka, czyli drewno z odzysku. Drewniane palety transportowe, skrzynki na owoce i warzywa, elementy starych drewnianych mebli czy tak rozchwytywanych teraz starych stodół to także warte docenienia źródło drewna. Zwykle taniego (z wyjątkiem tego ze stodół) i czasem o bardzo ciekawym wyglądzie, ale także – wbrew temu, co by się mogło wydawać – wcale nie takiego prostego w obróbce, bo wymagającego odpowiedniego przygotowania, by mogło znaleźć się w domu.

JAKIE DREWNO WYBRAĆ?

Ile gatunków drewna, tyle jego właściwości i zastosowań. Różna jest ich wytrzymałość, odporność na ścieranie oraz naturalnie wybarwienie.

Najpopularniejsze, najłatwiej dostępne i najtańsze jest u nas drewno sosnowe. Jasne, beżowożółte, silnie nasycone żywicą, o kremowym, bardzo szerokim usłojeniu. Co ważne, jest miękkie, wytrzymałe i sprężyste, łatwo poddaje się obróbce i barwieniu. To z sosny są zazwyczaj wykonane drewniane elementy dostępne w marketach budowlanych. Mimo że nie jest to szczególnie ekskluzywny gatunek, naprawdę nie ma co się na niego obrażać, bo to drewno pozwala na uzyskanie wielu ciekawych elementów dekoracyjnych.

Drugim gatunkiem pod względem popularności w Polsce jest buk. To drewno twarde o wysokiej jakości. Za główną zaletę buku należy uznać to, że jest podatny na różne rodzaje obróbki. Można go bez obawy pokrywać bejcami w różnych kolorach, lakierami oraz naturalnymi olejami. Meble wykonane z buku charakteryzują się wysoką jakością, i to na lata. Jednak aby drewno bukowe nabrało takich właściwości, konieczne jest poddanie go działaniu pary wodnej. Ten zabieg zabezpiecza je przed paczeniem się i zniekształcaniem. Dlatego nie będziemy pokazywać projektów z tego gatunku drewna, ale jeżeli znajdziecie bukowe meble, to naprawdę warto rozważyć ich zakup.

Pokażemy natomiast kilka zastosowań brzozy. Drzewa tego gatunku są u nas bardzo popularne, więc drewno to jest łatwo dostępne, a zarazem bardzo ciekawe ze względu na gładką, białą korę i giętkie, delikatne gałęzie.

Oczywiście mamy też sporo gatunków drewna mniej lub bardziej szlachetnego, a ich charakterystyczną cechą są piękne, wyraźne słoje. Dąb, szczególnie ten sęczny, jest obecnie jednym z najmodniejszych gatunków. Dużym powodzeniem cieszy się też delikatniejszy, ale wciąż wyrazisty orzech. Pięknie wygląda jasne, delikatne drewno jesionu (ale jest też bardzo wymagające, można je tylko lakierować) oraz wyraziste drewno wiśniowe. Interesująca jest delikatna, jaśniutka topola. Najdroższe są zaś oczywiście gatunki egzotyczne – brunatnoczerwony mahoń, ciepłobrązowy, bardzo twardy palisander i twardy, bardzo ciemny, wręcz czarny, heban.

Gdy już mamy drewno, trzeba się do niego zabrać. I tu rozwiejemy obawy, że koniecznie potrzebny jest do tego ogromny zestaw niezwykle specjalistycznych narzędzi. Do prostych prac wystarczą podstawowe, tyle że dobrze dobrane narzędzia. Takie do obróbki, przycięcia, połączenia i wykończenia drewna.

NARZĘDZIOWY NIEZBĘDNIK MAJSTERKOWICZA MUSI ZAWIERAĆ:

PIŁY DO DREWNA

1 – japońska

2 – otwornica

3 – kabłąkowa

4 – grzbietnica

5 – uniwersalna

6 – z wymiennymi ostrzami

7 – uniwersalna precyzyjna

ŚCISKI

Unieruchamiają materiał, nad którym pracujemy, lub pozostawiony do wyschnięcia. Naprawdę warto w nie zainwestować, bo nawet nie mając profesjonalnego stołu, możemy znacznie usprawnić sobie pracę.

ŚRUBOKRĘTY

Przydadzą się w każdym domu, najlepiej cały zestaw albo uniwersalny wkrętak z wymiennymi bitami.

MŁOTEK

Wystarczy zwykły młotek, choć taki z łomem do wyciągania gwoździ przyda się jeszcze bardziej.

WIERTARKA LUB WIERTARKOWKRĘTARKA I WIERTŁA DO DREWNA

Najważniejsze jest odpowiednie dobranie wierteł. Nie tylko pod względem wielkości, ale i zastosowania. Te klasyczne do nawiercania dziur w drewnie mają specjalną, ostrą końcówkę zwaną bączkiem. Oprócz nich przydają się wiertła piórkowe (łopatkowe), frezy i otwornice (s. 32).

Jak widzicie, nie chodzi o żaden wielki magazyn, zresztą wiele z tych narzędzi i tak jest w każdym domu.

POTRZEBNE MATERIAŁY

PAPIERY ŚCIERNE

Wybierajcie takie na płótnie, bo są bardziej wytrzymałe. Zaczynamy od pracy gruboziarnistymi (gramatura 80–90), a potem przechodzimy do drobnoziarnistych (100–180).

WKRĘTY I GWOŹDZIE O RÓŻNYCH ROZMIARACH

BEJCE

Wodne i spirytusowe pigmenty zabarwiające drewno (więcej na s. 57).

WOSKI

Naturalne tłuszcze barwiące i zabezpieczające drewno (więcej na s. 38).

OLEJE

Gotowe mieszanki lub naturalne oleje idealne do drewna z wyraźnym usłojeniem (więcej na s. 44).

KLEJ DO DREWNA TYPU WIKOL

Powodzenia!PIERWSZA drewniana gwiazdka

ŁATWE | 1 GODZINA

Pamiętacie wyglądanie przez okno i wypatrywanie, czy już jest? Jedna z najbardziej popularnych bożonarodzeniowych tradycji to rozpoczynanie uroczystej kolacji dopiero wtedy, gdy na niebie jest widoczna pierwsza gwiazda. Choć niekoniecznie będzie to właśnie gwiazda, bo najczęściej pierwsza w Wigilię pojawia się na mapie nieba planeta Wenus.

Nie bez powodu na pierwszy projekt w książce wybrałyśmy właśnie drewnianą gwiazdę. Chciałybyśmy, by prostota jej wykonania przekonała wszystkich, że warto zabrać się też za kolejne prace. I dlatego do jej zrobienia będą nam potrzebne tylko najprostsze materiały i narzędzia.

MATERIAŁY I NARZĘDZIA

KILKA DESECZEK ZE STAREJ PALETY

RĘCZNA PIŁA DO DREWNA

PAPIER ŚCIERNY

LINIJKA, CYRKIEL I OŁÓWEK

MŁOTEK I MAŁE GWOŹDZIE

ZAWIESZKA

LAKIEROBEJCE

PĘDZLE

ZŁOTA FARBA

Chcesz obejrzeć, jak się robi taką gwiazdę? Zajrzyj na kanał Majsterek na YouTube.

1. PROMIENIE

Do stworzenia gwiazdy potrzebujemy sześć ramion (promieni). Każde wycinamy osobno z desek. Wykorzystałyśmy do tego resztki drewna z palety, idealnego do takiej domowej ekostolarki, ale mogą je zastąpić kantówki z marketu budowlanego. Deseczki powinny mieć 8–10 cm szerokości i 1–2 cm grubości. Najważniejsze, by były tej samej grubości.

Podstawą promienia gwiazdy jest trójkąt równoboczny. Łatwo go narysować. Wystarczy na deseczce narysować odcinek prostopadły do jej krawędzi i z obu końców odcinka zatoczyć cyrklem łuk o promieniu równym szerokości deski. Punkt przecięcia się łuków wyznacza wierzchołek naszego trójkąta.

1

Drugim elementem promienia jest trójkąt równoramienny. Rysujemy linię prostopadłą do podstawy trójkąta równobocznego i przechodzącą przez jej środek (powinna ona też przecinać wierzchołek narysowanego trójkąta). Na tej linii zaznaczamy punkt (w zależności od tego, jak długie chcemy mieć ramiona gwiazdy) i łączymy go z końcami podstawy trójkąta równobocznego.

Nasze trójkąty mają wymiary: 9 x 9 x 9 cm i 9 x 20 x 20 cm. Brzmi to nieco skomplikowanie, ale pomocne będzie zerknięcie na zdjęcia.

2. WYCINANIE

Po wyrysowaniu promieni gwiazdy każdy osobno wycinamy piłą ręczną. Najlepsza będzie płatnica lub mała uniwersalna piłka do drewna.

Po wycięciu każdy promień, a szczególnie jego boki, dokładnie przecieramy papierem ściernym.

2a

2b

3. MALOWANIE

By uzyskać rustykalny efekt i postarzyć wizualnie drewno, każde z ramion malujemy innym odcieniem lakierobejcy. Do naszej gwiazdy wybrałyśmy odcienie: palisander, palisander ciemny, kasztan, dąb, teak/drewno tekowe i orzech ciemny. Jeżeli nie macie tylu odcieni, wystarczą tylko dwa. Pomieszajcie je w różnych proporcjach, by uzyskać ciemniejsze i jaśniejsze kolory. Zostawiamy drewno do wyschnięcia na około pół godziny. W tym czasie odcinamy kawałek sklejki lub drewnianej deseczki. Powinna mieć kształt kwadratu o boku dopasowanym wielkością do rozstawu ramion (do naszej gwiazdy wystarczy 10–12 cm). Ten kawałek drewna także bejcujemy.

3

4. KONSTRUKCJA

Promienie układamy mniejszymi trójkątami do siebie, starając się zachować podobną odległość między nimi. Przykładamy na środku kwadratowy kawałek drewna i całość dokładnie zbijamy gwoździami (możemy go dodatkowo podkleić klejem do drewna). Gwoździkami przymocowujemy także małą zawieszkę.

4

5. ODROBINA ZŁOTA

Całość przecieramy papierem ściernym, by podkreślić usłojenie i wzmocnić efekt postarzenia drewna. Aby nadać naszej gwieździe świąteczny charakter, jej centrum i ranty promieni delikatnie – właściwie tylko rozcierając, a nie kładąc grubej warstwy – pomalowałyśmy złotą farbą kredową. I gotowe! Świąteczna pierwsza gwiazdka, i to w wersji „zrób to sam”, może już zawisnąć.

5

SYLWIA

Pociąg z Warszawy do Łucznicy jedzie 40–50 minut, a że wyruszał około południa, przed podróżą miałam umówiony wywiad dotyczący działania szerokopasmowego internetu. Na to poważne zawodowe spotkanie trzeba przyjść w sukience, w szpilkach, z laptopem w jednej ręce i podróżną torbą w drugiej.

Prosto z wywiadu szybko na pociąg, a z pociągu – cały czas w zawodowym mundurku – do białego, XIX-wiecznego dworku w dawnym folwarku rodu Potockich. To tam odbywa się kurs z podstaw ciesielstwa.

Nauczyciel na widok kursantki na obcasach miał minę, jakby chciał się rozpłakać. – Mam spodnie i trampki, dwie minutki i jestem gotowa – próbowałam go uspokoić.

Ale dopiero trzeciego dnia ostatecznie zatarłam pierwsze wrażenie, bo dopiero wtedy cieśla pozwolił mi samodzielnie podziałać z wielkim elektrostrugiem.

Kurs zaliczony, kilkadziesiąt kilogramów belek przerzuconych, oszlifowanych i połączonych złączeniami czopowymi, wszystkie palce zachowane. Całe szczęście, że tę sukienkę i obcasy miałam ze sobą, bo wracając do Warszawy, dostałam cynk o konferencji prasowej zaczynającej się zaraz po moim przyjeździe do miasta. I tylko te kawałki drewna i wystające z torebki dłuto (prezent od nauczyciela!) wywoływały spore zainteresowanie wśród kolegów dziennikarzy.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: