Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Malarz smoków - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
5 marca 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
15,36

Malarz smoków - ebook

W XIX-wiecznym Edo, świeżo przemianowanym na Tokio, mieszka sędziwy mistrz malarstwa tuszowego – Kano Indara, ostatni z rodu prominentnych artystów minionej epoki. Jego głównym zmartwieniem jest brak dziedzica i godnego spadkobiercy jego szkoły, lecz oto spotyka Tatsu, młodego geniusza pędzla. Jego niezwykły talent sprawia, iż stary Kano ignoruje osobliwą opowieść młodzieńca o tym, jakoby tysiąc lat temu zaręczył się z… córką smoka. Piękna historia o miłości, sztuce i Japonii pierwszych lat okresu Meiji (1868-1912), spisane przez Mary McNeil Fenollosę, żonę jednego z najwybitniejszych pionierskich badaczy kultury japońskiej, została w 1919 roku przeniesiona na ekran przez studio Sessue Hayakawy, bożyszcza amerykańskiego kina niemego.

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-62945-37-5
Rozmiar pliku: 478 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

II

Dźwięki i widoki wielkiej stolicy były drogie Andō Uchidzie. Czuł, że po pięciu latach harówki na wygnaniu w dalekich górach zasłużył wreszcie na odpoczynek i rozrywki.

Jego wizyta u starego Kanō nie tyle miała na celu odnowienie wartościowej znajomości, co uwolnienie umysłu od ciężaru samotnego rozważania tych niezwykłych zdarzeń, a rąk od pakunku, który przez całą podróż z Kiusiu do Tokio przyprawiał go o koszmary. Andō wiedział, że skryte w nim obrazy są niezwykłe. Miał nadzieję, że stary przyjaciel potwierdzi jego osąd – i tak się właśnie stało. Gdy to nastąpiło tydzień temu, był zadowolony, a Kanō uniesiony. Teraz jednak Andō żałował tej decyzji i na głos skarżył się, że gdyby wówczas mógł przewidzieć konsekwencje tej wizyty, nigdy nawet nie wspomniałby imienia Tatsu. Uchida bardzo liczył na czekające go w Edo rozrywki, a tymczasem niecierpliwy Kanō nachodził go co chwilę, bez względu na porę dnia i nocy – czy była to północ, czy blady świt. Raz po raz zadawał mu te same pytania, dzielił się z nim tymi samymi obawami i w marzeniach rysował tę samą wspaniałą przyszłość, aż w końcu Andō, zbudzony między drugą a trzecią w nocy, przeniósł się do małego hotelu na przedmieściach, gdzie zatrzymując się pod fałszywym imieniem, na jakiś czas zaznał nieco spokoju.

Jeszcze tego samego dnia, gdy Andō złożył wizytę Kanō, wysłali razem list do Tatsu z Kiusiu, załączając pieniądze na pokrycie kosztów podróży i prośbę, by jak szybko da radę, przybył do Tokio złożyć wizytę Kanō Indarze – jako że starzy mistrz sam nie był w stanie podjąć się tak długiej podróży. Wreszcie, po czasie, który niecierpliwemu autorowi listu (i w równym stopniu gnębionemu przez niego Uchidzie) wydawał się wiecznością, przyszła odpowiedź, lecz nie od Tatsu, a od mura osa, naczelnika wioski, który zawiadamiał, iż szalony malarz wyruszył od razu w drogę, nie zmieniwszy nawet odzieży. Którędy jednak jechał i kiedy można było spodziewać się jego przybycia, wiedzieli tylko bogowie.

Radość Kanō na te wieści była przelotna, bowiem zaraz zgasiły ją czarne myśli. A co jeśli chłopak nie dotrze? Jeżeli wsiądzie do jednego z tych obrzydliwych, zagranicznych pociągów, niechybnie przytrafi mu się coś złego. Z drugiej strony jednak, jeśli nie wybierze kolei, podróż zajmie mu tygodnie, a może nawet miesiące! A może przybędzie statkiem? Te za to często padają ofiarą wichrów i sztormów. Rozbudzoną wyobraźnię Kanō bezustannie nachodziły wizje tonącego Tatsu, Tatsu przygniecionego przez płonący wagon, Tatsu umierającego z głodu w leśnych ostępach, Tatsu napadniętego i zamordowanego przez rozbójników. To właśnie wtedy Uchida postanowił ukryć się i przybrać fałszywe nazwisko.

W kolejnym tygodniu łagodna Ume, zadręczana przez ojca, poczęła robić się stopniowo coraz bledsza i coraz bardziej milcząca. Mata bez ogródek twierdziła teraz, że chyba zaprosił do siebie demona we własnej osobie, skoro jeszcze nim się zjawił, potrafił zmienić ten dom w piekło. Odkąd Uchida przepadł, Kanō przebywał całe dnie w domu. Godzinami wystawał na wzgórzu w ogrodzie, patrząc to w jedną, to w drugą stronę biegnącej w dole ulicy, aż żal ściskał na jego widok. W domu zaś zamieniał się w słuch, wciąż zwracając ucho w stronę drzwi wejściowych. Jego nerwowość udzielała się obu kobietom; one również zaczęły nadsłuchiwać. Niejeden Bogu ducha winny gość przeraził się nie na żarty na widok tych trzech napiętych twarzy przy bramie i śledzących go zza niej trzech par oczu.

I wreszcie pewnego wieczoru pod koniec sierpnia przybył Tatsu. Po całym dniu niecierpliwego wyczekiwania Kanō właśnie zaczął przekonywać sam siebie, że jego nadzieje były próżne – Tatsu na pewno już nie żyje. Równie dobrze może wystawić dla niego ihai i zanosić modły za spokój jego duszy. Umeko, zmęczona upałem i nieustannym napięciem, leżała twarzą w dół na wyłożonej matami podłodze, słuchając ćwierkania świerszcza dochodzącego z malutkiej bambusowej klateczki nieopodal. Czyste dźwięki jego pieśni, przerywane regularnie przez pobrzękiwanie wietrznego dzwonka, działały na nią kojąco. Mata siedziała na kuchennym stopniu, przysypiając.

Nagle ten przelotny spokój przerwało głośne łomotanie. Kanō jednym susem rzucił się do wejścia. Mata, jako że była najbliżej, odsunęła bramę. Za nią stała istota przyodziana w obdartą niebieskawą szatę sięgającą ledwie do kolan, bosa, o nieujarzmionych włosach sterczących na wszystkie strony i oczach błyszczących jak u pantery.

– Czy to… czy to Tatsu? – zawołał starzec śpiesząc w stronę gościa.

– To jakiś szaleniec – oznajmiła służąca, chowając się za płotem.

Ume nic nie rzekła. Rzuciwszy okiem na twarz przybysza, wycofała się, sama przez niego niewidziana, w głąb domostwa.

– Jestem Tatsu z Kiusiu – przedstawiła się zjawa głosem o osobliwej głębi i słodyczy. – Czy to może dom Kanō Indary?

– Tak, jestem Kanō Indara – rzekł mistrz, niemalże czołgając się po ziemi. – Wejdź proszę, mój panie, musisz być zmęczony. Zechciej udać się za mną tędy, czcigodny młodzieńcze. Mata, przynieś herbatę do gościnnego pokoju.

Tatsu w milczeniu podążył za swoim impulsywnym gospodarzem. Gdy już dotarli do pokoju, Kanō wskazał mu poduszkę do siedzenia, gotowy zająć miejsce naprzeciw niego. Tatsu nagle opadł na kolana i począł sztywno kłaniać się raz po raz w sposób, w jaki od dawna już nie kłaniano się w nowoczesnym Edo.

– Zaniechaj proszę tych pokłonów – rzekł Kanō.

– Dlaczego? Czy tu się nie kłania?

– Owszem… do pewnego stopnia. Lecz między nami, drogi młodzieńcze, wszelkie ceremonie są zbędne.

– Dlaczego między nami są zbędne? – dociekał poważnie gość.

– Ponieważ obaj jesteśmy artystami, a więc jesteśmy braćmi – wyjaśnił Kanō przyjacielskim tonem.

Tatsu jednak zmarszczył brwi.

– Kim jesteś i po co mnie tu wezwałeś?

– Pytasz kim jestem? – powtórzył Kanō, nie wierząc własnym uszom.

– To właśnie chciałbym wiedzieć.

– Jestem Kanō Indara – starzec założył dumnie ramiona, spodziewając się, jakie wrażenie wywrze na gościu.

Tatsu poruszył się niecierpliwie na aksamitnej poduszce.

– No tak, to już wiem. Twoje imię było na tym skrawku papieru, przez który tu przybyłem.

– Czyżbyś nie wiedział, co kryje się za nazwiskiem Kanō? – spytał artysta z niedowierzaniem, a jego policzki poczerwieniały nieznacznie. Jego dziecinna próżność została właśnie zraniona.

– Jest w mojej wiosce jeden człowiek o tym nazwisku – odparł Tatsu. – To zamiatacz ulic. Często daje mi piękne, duże kawałki papieru.

Usta starego Kanō zadrżały.

– Nie jestem nikim w tym rodzaju. Ci, którzy mnie znają, nazywają mnie artystą.

– Ach, a więc artysta! Czy to znaczy, że malujesz smoki, jak ja?

– Rzeczywiście, wśród licznych rzeczy, które próbowałem malować, były też smoki – odrzekł Kanō.

– Ja maluję tylko je – oświadczył Tatsu i najwyraźniej stracił zainteresowanie rozmową.

Kanō spojrzał na niego podejrzliwie.

– Mówisz, że nie malujesz nic innego? – rzucił wyzywająco. – A czy to przypadkiem nie są twoje dzieła?

Tu wyciągnął zwój, który dostał od Uchidy. Ręce mu drżały, więc papiery wysunęły mu się z palców i potoczyły po podłodze, rozwijając się przy tym.

Ciemna twarz Tatsu od razu pojaśniała.

– Moje obrazy! Moje obrazy! – zawołał głośno, jak dziecko. – Zawsze uciekają mi z górskim wiatrem.

Kanō podniósł na chybił trafił jeden zwój. Przedstawiał górski staw skąpany w słońcu. Wokół jego brzegów w bezwietrznej ciszy pionowo w stronę nieba pięły się drzewa. Za nimi i ponad ich koronami wznosiło się kilka wysokich, smukłych i bladych pagórków, przecinających pustkę rozświetlonego nieboskłonu.

– Więc gdzie tu jest smok? – spytał oskarżycielskim tonem starzec.

– Śpi, pod taflą jeziora.

– A tu? – spytał szybko mistrz, starając się ukryć zmieszanie. Następny obraz przedstawiał chłostaną ulewą wioskę.

– Och, już wiem – sam sobie pospieszył z odpowiedzią, nim Tatsu zdążył choćby otworzyć usta. – Smok leży rozwinięty, wpół śpiąc, na tej deszczowej chmurze.

Tatsu ściągnął usta, lecz nic nie odpowiedział. Dłonie starca już przetrząsały nerwowo papiery.

– O, mam! Mistrzu malarzu, mam coś na ciebie! – zawołał z triumfem, podnosząc obraz z kołyszącą się na tle pochmurnego nieba smukłą sylwetką młodej dziewczyny. Cieniutki kontur jej szarego ubrania płynął delikatnie z jednej strony, unoszony wiatrem. Cała postać miała swobodę i lekkość zjawy, lecz w jej uśmiechu kryła się nieskończona ludzka czułość.

– Tu mi wskaż smoka – zażądał Kanō.

Tatsu wydawał się zakłopotany i po raz pierwszy uważnie przyjrzał się obliczu gospodarza.

– Czcigodny panie, jeśli jesteś malarzem, jak twierdzisz, twoje pytanie musi być próżne. Przyjrzyj się uważnie. Nie widzisz, na czym stoi ta dziewczyna?

– Oczywiście, że widzę – rzucił Kanō. – Stoi wśród skał i chaszczy i wygląda niesamowicie podobnie do… – tu urwał, uświadomiwszy sobie, że lepiej nie wymieniać imienia córki – …lecz powtarzam, nie ma tu żadnego smoka!

Tatsu wyrwał mu z ręki obraz i podarł go na strzępy. Potem zerwał się na równe nogi.

– Bywaj – rzekł. – Wracam czym prędzej do siebie. Ty jesteś jednym z tych ślepców. Mój obraz przedstawiał Smoczą Dziewicę stojącą na szczycie świata. Całe życie jej szukam. Przez nią ludzie w mojej wiosce uznali mnie za szaleńca. Maluję, ponieważ nie mogę jej znaleźć. Żegnam.

– Żegnam? – powtórzył starzec. – Jak to? Co ty mówisz?

Kanō uświadomił sobie, w jakim jest niebezpieczeństwie. Serce zakołatało mu mocno w chudej piersi, po czym zamarło na chwilę. Tatsu lada moment może odejść na zawsze.

– Tatsu, czekaj! – zawołał stary mistrz. – Przecież nie możesz już wracać, dopiero co przyjechałeś! Siadaj, nalegam! Muszę z tobą porozmawiać.

– Nie mam o czym z tobą rozmawiać. Kiedy coś trzeba zrobić, najlepiej zrobić to szybko. Żegnam! – po tych słowach obrócił się na pięcie w stronę pogłębiających się ciemności nocy, a podarta i brudna szata przylgnęła do niego niczym do postaci jakiegoś pierwotnego boga.

– Tatsu! Tatsu! – wykrzyknął Kanō zdjęty strachem. – Zatrzymaj się! Rozkazuję ci!

Tatsu odwrócił się z groźną miną, a potem roześmiał się.

– Nie, nie miałem na myśli słowa „rozkazuję”. Proszę cię, Tatsu, ponieważ ty jesteś młody, a ja stary, ponieważ cię potrzebuję. Drogi młodzieńcze, musisz być głodny i zmęczony. Pozostań tu przynajmniej na kolację.

– Nie chcę twojego jedzenia – odrzekł Tatsu. – Po co wzywasz mnie, skoro nie masz mi nic do powiedzenia? Nie jesteś artystą, a ja już tęsknię za górami!

– Skoro nie jestem artystą, zostań i naucz mnie malować. Tak, zechciej łaskawie mnie nauczyć. Z wdzięcznością przyjmuję twą reprymendę. Potrzebuję cię, Tatsu. Nie mam syna. Zostań tu i bądź moim synem.

W odpowiedzi Kanō znów usłyszał wybuch szyderczego śmiechu.

– Twoim synem?! Na co ci taki syn jak ja? Mieszkasz w kwadratowej klatce, nosisz miękkie, połyskliwe szaty. Jesz pozbawione smaku potrawy i sypiasz zawinięty w pościeli jak w kokonie. Moje życie należy do gór, moim jedzeniem są dzikie winogrona i jagody. Bażanty i dzikie koty są moimi przyjaciółmi. Duszę się tu, na nizinach. Nie mogę tu zostać. Muszę oddychać górskim powietrzem i tak, wśród wzgórz, pewnego dnia… pewnego dnia dotknę jej rękawa, rękawa Smoczej Dziewicy, której szukam. Daj mi spokój, starcze! Nie mam tu nic do roboty!

Tonący chwyta się brzytwy, więc w głowie Kanō zrodził się ostatni, szalony pomysł.

– Podejdź bliżej, Tatsu-san – szepnął, zmuszając się do grymasu przypominającego uśmiech. – Nachyl się tu do mnie. Jeszcze ci nie wyjawiłem prawdziwego powodu, dla którego cię tu wezwałem.

Zaniepokojony dziwnym wyglądem i zachowaniem gospodarza, Tatsu cofnął się o kilka kroków. W ciemnościach ogarniających pokój głos starca przybrał kuszące tony.

– W tym oto domu, pod moją skromną opieką śmiertelnika skrywa się Smocza Dziewica, której szukasz.

Tatsu zatoczył się w tył, po czym opadł na ziemię, starając się przeniknąć wzrokiem mrok, by dojrzeć twarz Kanō i znaleźć w niej potwierdzenie prawdziwości tych słów.

– Nie okłamałbyś mnie chyba w takiej sprawie, prawda? – spytał.

– Nie, Tatsu, zaklinam cię na dusze moich przodków, że ta dziewczyna mieszka w moim domu. Wkrótce ci ją pokażę. Musisz być tylko cierpliwy i zachowywać się spokojnie, a sama zjawi się przed tobą.

– Będę zatem cicho, Kanō Indaro.

Na to starzec, drżąc teraz dla odmiany z podekscytowania i ulgi, klasnął głośno w dłonie i zawołał służącą. Mata weszła, przezornie omijając „szaleńca” szerokim łukiem.

– Mata, patrz na mnie uważnie i słuchaj, co mówię – zaczął artysta. – Powiedz Smoczej Dziewicy, która mieszka w pokoju obok wielkiej śliwy, że ja, Kanō Indara, rozkazuję jej się tu pojawić. Musi mieć na sobie odpowiedni strój i ma tu przed nami zaśpiewać. To moje polecenie. Dopilnuj, aby wypełniła je co do joty. A teraz idź!

Jego przenikliwe spojrzenie ucięło wszelkie nasuwające się służącej pytania.

– Aha, jeszcze jedno! – zawołał za staruszką, która zatrzymała się w progu. – Przynieś nam tu zaraz grzanego sake, najlepszego jakie mamy, i uzupełniaj je na bieżąco w czasie kolacji.

– Kashikomarimashita – wymamrotała Mata posłusznie. Ale w bezpiecznych czterech ścianach kuchni wybuchnęła stekiem przekleństw, wieszcząc pod nosem najgorsze fatum i lamentując nad tym, jak szalony demon z gór zniszczył bezpowrotnie spokój ich życia.

Tymczasem Tatsu, który słuchał uważnie poleceń Kanō, odchylił teraz głowę i wziął głęboki wdech.

„Żyłem dotąd jedynie wśród dzikich zwierząt” – rzekł do siebie. – „Jak mam osądzać szczerość ludzi? Czy mam uwierzyć, że w tej pustyni domostw znajdę prawdziwą Smoczą Dziewicę?”

Tu znów zwrócił błyszczące oczy na swojego gospodarza.

„Nie ufam ci, Kanō Indaro! Twoja chuda twarz przypomina mi pysk lisa wyglądającego ze swej nory. Jeśli mnie oszukasz, ja… ale nie, muszę tu zostać, bo jeśli jednak ona się zjawi…”

– Wkrótce sam się przekonasz, Smoczy Młodzieńcze… – powiedział gospodarz. W tej samej chwili weszła Mata, niosąc gorące sake.

– Idź stąd! Sami się obsłużymy! – Kanō zwrócił się do służącej, ku jej wielkiej uldze.

– Ja rzadko piję – zastrzegł Tatsu, patrząc, jak starzec napełnia swoją czarkę. – Już raz alkohol zrobił ze mnie głupca. Teraz jednak łyknę nieco, bo jestem bardzo zmęczony po długim dniu.

– Nie wątpię o tym, lecz dobry trunek po równo odświeża ciało i umysł – odparł Kanō. Trudno było mu nalewać sake trzęsącymi się dłońmi, a jeszcze trudniej odwracać wzrok od pięknego, pochmurnego oblicza gościa, lecz zdołał zmrużyć powieki na tyle, by ukryć nowo zrodzoną radość rozświetlającą jego źrenice. Patrząc na niezwykłą uległość Tatsu, stary artysta czuł, że nad jego nazwiskiem wschodzi nowe słońce.

___

Kashikomarimashita – jap. Zrozumiałam! a. Tak jest!
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: