Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Marius Pośrodek - Misja słodycze - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
10 października 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Marius Pośrodek - Misja słodycze - ebook

Marius Pośrodek to historia zupełnie zwyczajnej rodziny. Spotkasz tu zwierzęta domowe, dzieci, zmęczonych rodziców i zdarzające się na co dzień małe i większe katastrofy…

 

Marius zakrada się do szafki kuchennej, skąd podprowadza przeznaczone na piątek słodycze, bo planuje ze swoimi dwoma najlepszymi przyjaciółmi, Carlosem i Knudsenem, szaloną „misję słodyczową”. Później jednak chłopcy na wszelkie możliwe oraz niemożliwe sposoby starają się odzyskać łakocie przed piątkowym wieczorem, kiedy w telewizji nadawany będzie blok Disneya ...

 

Pełna humoru książka nadająca się do czytania na głos dla chłopców i dziewczynek w wieku od sześciu lat.

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-87-11-86785-3
Rozmiar pliku: 90 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 1

Gdybym miał napisać jakąś historię, która mi się przydarzyła, zacząłbym pewnie od słów: „Był sobie zupełnie zwykły chłopiec, który miał na imię Marius i uwielbiał słodycze. I który potrafił być tak samo bezczelny, jak i miły”.

Ale sprawa wygląda tak, że chodzę dopiero do pierwszej klasy, więc jeszcze nie nauczyłem się pisać. To znaczy, potrafię napisać megaogromną ilość słów, ale kiedy przychodzi do zestawiania ich ze sobą, jest to bardzo trudne i zajmuje dużo czasu. Dużo lepiej wychodzi mi mówienie i dlatego wolę opowiedzieć historię o dniu, kiedy nasze piątkowe słodycze niespodziewanie zniknęły. Oznaczało to ni mniej, ni więcej, tylko katastrofę i tego dnia nigdy nie zapomnę. Mówimy tutaj bowiem o naprawdę dużych ilościach słodyczy, które zaginęły: dwa wielkie opakowania z mieszanką Haribo. Moja rodzina to bowiem nienasycone głodomory, jeśli chodzi o słodycze. W szafce kuchennej prawie zawsze trzymamy paczki ogromnych rozmiarów zawierające żelki i pianki, niektóre o smaku lukrecjowym, inne owocowe w ponętnym kształcie tłustych larw. Które niestety wolno mi jeść tylko raz w tygodniu, a dokładnie w piątek wieczorem, kiedy w telewizji leci „Disney Show”. Dlatego piątek to oczywiście mój ulubiony dzień.

Ale zanim zacznę opowiadać historię słodyczy, które zniknęły, powinienem najpierw powiedzieć trochę więcej o sobie. Właśnie ukończyłem siedem lat i mieszkam w pierwszym domu na naszej ulicy. Mam dwoje rodziców i troje rodzeństwa. Mamy cztery zwierzątka domowe, a w moim pokoju stoi pięć zdalnie sterowanych samochodów i sześć pudełek z klockami Lego. Ale moja rodzina nie jest zwyczajna. To trochę przechlapane, bo sam jestem zupełnie zwyczajny. Mama często mówi: „Marius, nie jesteśmy do końca zwyczajni, ale to dobrze. Bycie zwyczajnym jest takie nudne”.

Ja z kolei uważam, że bycie niezwyczajnym jest beznadziejne. Oczywiście kocham moją rodzinę – no, może nie zawsze, jeśli chodzi o młodszą siostrę – ale bardzo chciałbym mieć zupełnie zwyczajną rodzinę. Mamę i tatę, którzy każdego dnia jadą samochodem do biura, pracują przy komputerze i uśmiechają się do wszystkich, i wychodzą do domu o szesnastej, i odbierają po drodze dwoje słodkich dzieci, które nigdy nie zachowują się niegrzecznie. A na kolację chciałbym jeść kotlety mielone albo pieczony schab i zwykłe lody waniliowe. Niestety w mojej rodzinie tak nie jest. Mama i tata nie mają pracy biurowej przy komputerach. Mama pracuje w domu i potrafi na przykład wyjechać gdzieś z walizką, a tata jeździ każdego dnia czarnym samochodem ubrany w brązowy roboczy uniform. Nie jemy też normalnych potraw, tylko same dziwne, bo mama nienawidzi zwykłego jedzenia.

„Zjemy dziś coś egzotycznego!” – woła mama każdego popołudnia i rzuca strzałką do gry. Wszyscy pochylamy wtedy głowy, ale mama szczęśliwie zawsze trafia do celu. Pośrodku ściany w naszej kuchni wisi wielka mapa świata. Na kolację jemy jedzenie przyrządzone w sposób, jak się to robi w kraju, w który trafia strzałka. Wczoraj na przykład mama zrobiła jakąś beznadziejną potrawę z kraju, który nazywa się Etiopia. Jedyne, co mi się podobało, to że wolno nam było jeść palcami. Już dawno narysowałem wokół Danii czerwone kółko i mam cichą nadzieję, że mama kiedyś trafi w nie strzałką, żebyśmy w końcu zjedli parówki albo pieczeń schabową z ziemniakami polanymi gęstym brązowym sosem.

O czym to ja jeszcze miałem powiedzieć... Aha, mam dużo rodzeństwa. Na przykład starszego brata dziwaka, który ma jedenaście lat, a na imię Otto. Raz przezwano go „kotkiem Otto”, ale teraz to surowo zabronione, bo Otto strasznie się rozgniewał, kiedy nasza młodsza siostra krzyknęła: „Kotek Otto w mieście!”. Zaczął wtedy prychać i przebierać nogami jak prawdziwy kocur. Mimo wszystko uważam, że z Otto jest niezły chojrak, bo w swoim pokoju trzyma prawdziwego żywego węża. Węża zbożowego o imieniu Król Karl, który każdego dnia zjada mrożoną mysz i potrafi leżeć zupełnie nieruchomo przez bardzo długi czas, tak że wygląda, jakby nie żył. Otto też zachowuje się bardzo cicho. Prawie nigdy się nie odzywa ani słowem, natomiast Oline jest jego zupełnym przeciwieństwem. Oline to moja starsza siostra wariatka, która ma trzynaście lat.

„Jestem strasznie brzydka!” – wykrzykuje Oline za każdym razem, kiedy przechodzi obok jakiegoś lustra. „Jesteś bardzo piękna!” – odkrzykuje do niej wtedy mama, i tak potrafią w nieskończoność, aż tata zwraca im szeptem uwagę, że Otto właśnie szuka swoich nauszników przeciwhałasowych. Wtedy wszyscy się uciszają.

Ale Otto i Oline są moim rodzeństwem tylko w połowie. Oczywiście, niedosłownie w połowie, jak na przykład pół litra mleka w proszku albo pół chleba posmarowanego topionym serkiem. To trochę skomplikowane i nasza młodsza siostra jeszcze tego nie pojęła. Wciąż nie rozumie, dlaczego Oline zwraca się do rodziców „mama” i „Klaus od Kawy”, a Otto z kolei mówi „tata” i „Hanne”. Ale ja to rozumiem. To dlatego, że Oline ma innego tatę, a Otto ma inną mamę niż moja. Mama i tata poznali się bowiem, zanim ja się urodziłem. I byli strasznie szczęśliwi, ponieważ każde z nich miało już dziecko, którego imię zaczynało się na literę „O”, ale nie mieli nikogo, z kim mogliby spać w jednym łóżku. Dlatego kupili duże łóżko i duży stary dom w centrum miasta, tata zabrał ze sobą Ottona, a mama wzięła Oline.

Otto i Oline mieszkają z nami tylko przez połowę czasu. Wygląda to trochę tajemniczo, że co chwila się wprowadzają i wyprowadzają. Trochę jak czary. I mama, i tata, i ja i moja młodsza siostra zachowujemy się trochę inaczej, kiedy nie ma z nami Ottona i Oline. Albo też stajemy się kimś innym, kiedy tutaj mieszkają. Trudno to jednoznacznie stwierdzić, ale kiedy ich tu nie ma, wtedy ja jestem najstarszym chłopcem w rodzinie i muszę pomagać przy nakrywaniu do stołu, wynoszeniu śmieci i być miły dla młodszej siostry. A kiedy trampki Oline i Ottona w każdy poniedziałek przekraczają próg naszego domu, jestem zmuszony krzyczeć dużo głośniej, żeby mama i tata o mnie nie zapomnieli. Z drugiej strony, dobrze jest raz na jakiś czas być zapomnianym. Mam wtedy święty spokój i mogę się bawić wodą w łazience ile dusza zapragnie albo mazać po ścianie za drzwiami do mojego pokoju.

Otto i Oline bardzo się od siebie różnią. Właściwie w ogóle nie są ze sobą spokrewnieni, ale nie można o tym mówić głośno, bo mama i tata się wtedy gniewają. „Jesteśmy jedną wielką, dziwną rodziną!” – krzyczy w takich chwilach mama, wymachując rękami.

Moja młodsza siostra ma na imię Marie. Bez wątpienia najsłodsza jest, kiedy śpi. Z otwartymi ustami i pieluchą w górze. Kiedy nie śpi, nigdy nie wiadomo, co może się zdarzyć. Ma na imię Marie, ale wśród przyjaciół nazywana jest Marie Krzykaczką, bo zawsze krzyczy, kiedy coś dzieje się nie po jej myśli. Jest bardzo młoda i wciąż trzyma się z przedszkolakami. „Marie ma tylko pięć lat” – tłumaczy mama, kiedy jestem bliski uderzenia Krzykaczki. „Dlatego masz być dla niej dobrym starszym bratem, Marius”.

Ale dość trudno być dobrym, kiedy Marie zawsze się tak głupio zachowuje. Mama tego w ogóle nie rozumie. Może i Marie ma tylko pięć lat, ale za to jest przebiegła. I myśli tylko o słodyczach. Sam chętnie przyznaję, że też kocham słodycze, ale moja siostra ma na ich punkcie obsesję. A ponieważ wolno nam jedynie jeść smakołyki w piątek, to Marie przez resztę tygodnia zajmuje się tropieniem wszystkiego, co może zaspokoić jej cukrowy głód, i czasami udaje się jej także dorwać się do naszych piątkowych słodyczy, uprowadzić je i pożreć wszystko w największym sekrecie, tak że w piątek o godzinie siódmej wieczorem, kiedy zaczyna się „Disney Show”, nic już nie zostaje. Wtedy mama się na nią gniewa, a Marie zaczyna się drzeć. A ja jestem megarozczarowany, bo przez cały tydzień cieszyłem się na tę chwilę, kiedy będę mógł zasiąść przed telewizorem ze swoją miseczką i napychać buzię słodyczami.

Na szczęście mamy duży dom. Kiedy więc Marie krzyczy, po prostu biegnę do piwnicy – do pokoju Ottona i Króla Karla albo na poddasze do Oline.

Wchodząc do pokoju Oline, nigdy nie wiem, czy akurat przytuli mnie serdecznie i wepnie we włosy giętą spinkę czy też rzuci mi lodowate spojrzenie i wypchnie za drzwi. Natomiast u Ottona zawsze jestem mile widziany. Tam więc udaję się najczęściej. Otto siedzi zawsze przed komputerem i gra w różne gry, a jeśli zachowuję się zupełnie cicho i nie hałasuję ani nie oddycham, wolno mi nawet usiąść obok niego. I kiedy siedzę tak cicho jak mysz pod miotłą przez minimum godzinę, Otto podaje mi klawiaturę. „Masz” – mówi krótko. „Rozwal wszystkich w zielonych mundurach”.

Robię zatem, jak mi nakazuje brat, podczas gdy Król Karl wije się w klatce, i siedzimy tak aż do pojawienia się mamy, która mnie stamtąd wyciąga. Mama nie jest bowiem zbyt szczęśliwa z tego naszego rozwalania wroga. I nie lubi Króla Karla.

Oline też go nie lubi. Jeśli Królowi Karlowi uda się wyślizgnąć z klatki, Oline wrzeszczy jeszcze głośniej niż Marie. Prawie jak syrena przeciwpożarowa.

Na szczęście mamy jeszcze kota, a dokładniej kotkę – Karlssona, która potrafi szybko wytropić węża, zanim reszta rodziny zdąży ulec panice. Oline uwielbia natomiast nasze dwa króliki, Dolle i Dulle.

Ale Otto i Oline bardzo się od siebie różnią. Także z wyglądu. Oline jest wysoka jak wieża i ma długie, jasne włosy, natomiast Ottonowi nie wychodzi za bardzo rośnięcie wzdłuż, no i jego włosy są czarne, jest też napakowany niczym niezgorszy samochód ciężarowy, jak mówi tata. Ja jestem gdzieś pomiędzy nimi. Moje włosy nie są ani zbyt jasne, ani do końca ciemne. Można byłoby pokusić się o nazwanie ich jasnobrązowymi, nie jestem też jakoś specjalnie wysoki ani zupełnie niski. No tak, można mnie ulokować gdzieś pośrodku między nimi i dlatego Oline nazywa mnie Mariusem Pośrodkiem.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: