Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Marzenia kontrolowane - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
15 czerwca 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(3w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
19,90

Marzenia kontrolowane - ebook

Po wyjściu z więzienia, znajduje testament. Wynika z niego, że odziedziczyła dom na wsi i ma przyrodnią siostrę. Wyrusza więc, żeby ją poznać. Poznaje blaski i cienie życia na wsi i szybko przekonuje się, że to co spada z nieba nie zawsze jest tym czym wydaje się być na początku. Gdy lokalna społeczność poznaje prawdę o jej przeszłości robi wszystko żeby pozbyć się zdeprawowanej sąsiadki. Szereg kolejnych zdarzeń prowadzi do rozwikłania zagadki wstrząsającego morderstwa sprzed lat…

Powieść obyczajowo przygodowa z wątkiem kryminalnym, która opowiada o braku akceptacji, o trudnych wyborach i nieoczywistych przyjaźniach. Wyróżnia się specyficznym poczuciem humoru, naturalnymi dialogami oraz doskonale opisuje świat, w którym działa bohaterka.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8119-782-3
Rozmiar pliku: 2,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1
PIERWSZY DZIEŃ WOLNOŚCI

„System obronny mam szczelny jak sito” – pomyślałam, gdy nagle uruchomiony kombajn emocji postawił do pionu cały układ nerwowy, kiedy zdezelowany wiśniowy opel zajechał pod bramę więzienia. Zamaszystym łukiem otoczył klomb z raczkującymi pączkami tulipanów i stanął jak wryty.

Po krótkiej chwili wysiadł z niego mój ojczym, którego w dobrych chwilach nazywałam Wrednym Bufonem i lepiej nie mówić, jak nazywałam go w tych złych. Łupnął drzwiami starego opla i jakby miał stoczyć walkę z bykiem ruszył w stronę grupki osób, które, wyszedłszy zza metalowej bramy, nie zdążyły jeszcze zmieszać się z tak zwanymi przyzwoitymi obywatelami. Mimo że wiele razy wyobrażałam sobie chwilę, kiedy opuszczam ten upiorny gmach, teraz przez ułamek sekundy miałam ochotę wrócić do niego.

– Jakiś uroczy tatuś po kogoś przyjechał – zakpiła jedna z koleżanek, która również miała dziś opuścić te mury i uśmiechnęła się, ukazując ciemną plamę w miejscu, gdzie powinna być lewa trójka i czwórka.

Większość dziewczyn nie zwróciła na niego uwagi, zajęta wypatrywaniem swoich bliskich, inne zachichotały i po chwili bez słowa pożegnania rozeszłyśmy się w różne strony świata.

– To raczej wiecznie tykająca bomba – burknęłam do siebie, wychodząc mu na spotkanie.

Mogłam przejść obok niego, udając, że go nie znam, mogłam zamówić taksówkę albo skręcić w boczną ulicę, ale ponieważ nie miałam gdzie się podziać, po oschłym „dzień dobry” zdałam się na jego towarzystwo. Omiótł mnie wzrokiem od czubków lakierowanych pantofli po czubek głowy z niesfornymi, czarnymi włosami i skrzywił się, jakby wdepnął w krowie łajno. Odruchowo obciągnęłam krótką spódniczkę, aż zatrzeszczały jej wszystkie szwy, i podeszłam do samochodu. W milczeniu wyjął mi torbę z rąk, by wrzucić ją do bagażnika, a kiedy nachylił się, by ją schować, jego brązowy płaszcz, który pamiętam od zawsze, osiągnął skrajny poziom napięcia w pasie. Znałam go dobrze i widziałam, że kiedy wsiadaliśmy do wiśniowego opla, kipiał już ze złości i bez żadnych wstępów zaczął wylewać z siebie żółć zebraną przez pół roku mojej nieobecności.

– Taki piękny dzień dzisiaj, słońce w pełni, a ja muszę na stare lata jeździć po więzieniach za jakimś rozpijaczonym zerem! I co ja komu złego zrobiłem, że trafiłem na ciebie w swoim życiu, haaa? – Potrząsnął głową, aż drugi podbródek mu zafalował, a w kącikach ust pojawiła się piana. – Przecież ani w mojej, ani nawet w twojej rodzinie takie rzeczy nigdy nie miały miejsca!

– Trzeba było nie przyjeżdżać. Nie prosiłam cię…– próbowałam coś powiedzieć, ale natychmiast mnie zagłuszył.

– Nawet nie wiesz, jaki w domu był spokój przez te pół roku i jak odpoczęliśmy z Jankiem bez ciebie! Zaraz zaczną się te twoje nocne powroty, smród wódy, a twoi zdegenerowani kolesie będą nas zaczepiać na ulicy! A potem, tak jak poprzednio, będziesz się afiszować wymalowana jak dziwka i poniewierać po klatce schodowej!

Wyraźnie się rozkręcał, więc wcisnęłam w najdalszy kąt samochodu wszystkie swoje chude kończyny, by być jak najdalej od niego.

Na chwilę zapanowała błoga cisza. Przekręcił kluczyk w stacyjce, ale jak tylko usłyszał szum diesla, znowu zaczął nadawać:

– Janek już dawno wstydzi się wyjść na ulicę. A wiesz, co jego koledzy mówią o tobie? Że jesteś wulgarną zdzirą!

Przymknęłam oczy i usiłowałam się wyłączyć, bo prawdopodobnie zamierzał tak piłować do końca podróży.

– Aha, chciałem cię uprzedzić, że zabrałem ci telewizor i kilka innych rzeczy i dałem je Jankowi. Chłopak się uczy, mądry jest, to mu się przyda. Z ciebie już i tak nic nie będzie!

„O to ci chodziło, ty tłusty wieprzu” – pomyślałam, ale nie miałam siły na żadne kłótnie. Byłam za bardzo przytłoczona nadmiarem zdarzeń, więc znowu tylko pysknęłam:

– Nie miałeś prawa, bo to wszystko kupiła mi mama.

– Może i tak, ale ty jesteś zajęta czymś zupełnie innym. No i spójrz na siebie. – Kiedy stanęliśmy na czerwonym świetle, przekręcił lusterko, kierując je na moją twarz. – Czy nie wyglądasz jak dziwka? Po coś się tak wymalowała? Chcesz, żeby wszyscy od razu wiedzieli, z kim mają do czynienia?!

Rzeczywiście źle wyglądałam, bo w tej cholernej celi było tak ciemno, że zrobiłam za mocne kreski nad oczami, a ciemną szminką to już w ogóle pojechałam nie tam, gdzie trzeba. Mimo to nie zareagowałam na jego krytykę, tylko rozejrzałam się po ulicy, bo przecież nie widziałam świata pół roku.

Popołudniowy warszawski zgiełk trwał w najlepsze. Jedni wsiadali, a inni wysiadali z tramwajów. Jedni szli w prawo, a inni w lewo.

Jedni się uśmiechali, a inni byli wyraźnie wkurzeni. Jakaś roześmiana para przechodząca przez pasy obejrzała się, słysząc ryki w samochodzie, ale chłopak szybko objął dziewczynę o kasztanowych włosach i rozmyli się w tłumie.

– Co, zastanawiasz się, kogo znowu obrabować?

Ruszył ze świateł chyba zdezorientowany moim brakiem reakcji, bo wreszcie przestał ryczeć.

– Ja tak naprawdę nic nie zrobiłam… – Usiłowałam spokojnie porozmawiać o tym, co się wydarzyło, ale natychmiast mi przerwał, śmiejąc się na całe gardło.

– Zawsze miałaś wypasioną wyobraźnię! Nie od dziś wiadomo, że w więzieniach siedzą sami niewinni. Okradłaś listonosza, kopnęłaś w krocze sąsiada, tak że o mało nie wzywali pogotowia, i mówisz, że to nic?

– Kopnęłam go w jaja, bo się do mnie dobierał! – wydarłam się, bo już nie mogłam znieść jego wrzasków.

– Nie wyrażaj się! Nie jestem jednym z tych twoich kumpli od chlania i ćpania, a porządna dziewczyna nie musi nikogo kopać w jaja, żeby udowodnić, że jest porządna! Chcesz powiedzieć, że go nie okradłaś? A listonosz? A sąsiad, którego obrobiliście z twoimi głupimi kumplami? Żeby tak dać się złapać, to trzeba być skończonym idiotą. A babcia, której ukradliście emeryturę?

Te wszystkie pytania zawisły nade mną jak czarne chmury.

– Przecież oddałam jej pieniądze – mruknęłam cicho, bo akurat tego bardzo się wstydziłam.

– Bo musiałaś. – Zaśmiał się znowu. – À propos, masz oddać mi pieniądze, które gdzieś tam chowasz po kątach. – Obrzucił mnie niespokojnym spojrzeniem. – Skoro nie szukasz roboty, to nie myśl, że będziesz mieszkać za darmo. Wszystko kosztuje: gaz, prąd, woda, a ja mam na kogo pracować.

– Nigdy! Pieniądze dostałam od mamy, a pracę sobie znajdę! – Znowu podniosłam głos. „Muszę koniecznie zadzwonić” – myślałam gorączkowo, szukając komórki w torbie, którą oddali mi z więziennego depozytu. Mimo przewertowania wszystkich kieszonek, nie znalazłam jednak telefonu.

Na twarzy ojczyma pojawił się uśmieszek, który oznaczał, że raczej nie mam co tam szukać, no i że maczał w tym swoje tłuste paluchy. Nienawidził mnie od zawsze i czasem kłócili się o mnie z mamą do upadłego. Krzyczała, że nie daje mi żadnych szans, że cokolwiek zrobię, torpeduje moje decyzje, a on machał ręką i odpowiadał, że jestem miernotą i że szkoda na mnie czasu.

– Teraz, jak wyszłaś z pierdla, zszargałaś sobie opinię i narobiłaś bajzlu w papierach, to akurat znajdziesz pracę… Myślisz, że ktoś będzie chciał pracować z taką ześwirowaną recydywistką? – zapytał retorycznie.

„Z pewnością został poinformowany o niefortunnym zdarzeniu w pierdlu”.

– A jeśli nawet ktoś cię zatrudni, to wylecisz z wielkim hukiem, bo przecież zaraz się upijesz! – szydził dalej, ale ponieważ skręcał w lewo, co zawsze sprawiało mu problem, musiał się przymknąć, żeby się skupić.

Dzięki temu jakoś dotarliśmy pod dom. Z ulgą wysiadłam z samochodu i rozejrzałam się po betonowym blokowisku na warszawskiej Woli. Nic się nie zmieniło. Wszystko stało na swoim miejscu i wszystko było równie szare jak pół roku temu. Kiedy wchodziliśmy do windy, spotkaliśmy sąsiadów z trzeciego piętra, więc Bufon wysunął żółty zgryz w stronę mocno natapirowanej sąsiadki, która zawsze chodziła bez stanika. Nawet na niego nie spojrzała. My też nie patrząc na siebie, wjechaliśmy na dziesiąte piętro i weszliśmy do mieszkania.

Wewnątrz czekał na nas Ryży Gówniarz, czyli mój przyrodni czternastoletni brat. Na twarzy miał podobny do tatusia drwiący uśmieszek, którym przywitał mnie po kilku miesiącach nieobecności. W rękach trzymał mój tablet.

– Co tam, siostrzyczko? Znowu się troszkę narozrabiało? – zapytał szyderczo, a spod ryżych rzęs łypały na mnie bladoniebieskie oczka.

Nic nie odpowiedziałam, ignorując to niezbyt czułe powitanie.

Podeszłam do niego i wyciągnęłam ręce, żeby mi oddał ten tablet. W tym samym momencie usłyszałam za sobą jakiś szelest i poczułam, jak guziki kurtki wrzynają mi się w gardło. To ojczym złapał mnie od tyłu za kaptur i warknął:

– Ani się waż!

Wycofałam się, a wredny uśmieszek mojego braciszka stał się jeszcze bardziej esencjonalny. Dałam sobie spokój z tym tabletem, rozebrałam się i poszłam do swojego pokoju. Zrezygnowana usiadłam na brzegu łóżka i zaczęłam się rozglądać. Rzeczywiście Bufon zabrał mi sprzęt stereofoniczny i mały telewizor, a wszystkie książki i przedmioty były poprzestawiane. Przypuszczałam, że w poszukiwaniu pieniędzy zrobił gruntowną rewizję, ale było mi to obojętne. Zresztą i tak nijak miało się to do kipiszu, który urządzano nam w celach. I wcale nie chodziło o znalezienie narzędzi, które mogłyby posłużyć do jakiejś spektakularnej ucieczki, ale o zburzenie odrobiny porządku i prywatności, o którą każda z nas walczyła codziennie. Miałyśmy żyć w przeświadczeniu, że nic, co nasze, nie jest nietykalne i w każdej chwili ten porządek i tę nietykalność można zburzyć.

Na trzy tygodnie przed wyjściem przeszłam bardzo trudne chwile. Wprowadzili nam do celi bardzo wredną babę, zwaną Wielką Lucyną, która miała zostać kilka dni, a została do końca mojego pobytu. Napuszczała na mnie wszystkie dziewczyny i w końcu doszło to tego, co przez cały czas wisiało na włosku. Do babskiej bijatyki na pazury i przemycone pilniki do paznokci. Mimo że jestem bardzo szczupła i niepozorna, to ją wywieźli na noszach do szpitala, a dziewczyny zaczęły szeptać, że jestem porąbaną świruską. Na szczęście specjalna komisja, która miała ustalić szczegóły tego zdarzenia, orzekła, że zostałam sprowokowana i jednak wypuszczą mnie w terminie.

Siedziałam na krańcu łóżka, wspominając tamte chwile i zaczęłam ryczeć, bo ostatnio właśnie to wychodziło mi najlepiej. Nikt na mnie nie czekał, nie miałam z kim porozmawiać, nie miałam jak zadzwonić. Poczułam się samotna, obca i przez nikogo niekochana. Wzięłam z półki ramkę ze zdjęciem mamy, przytuliłam do serca i zasnęłam w ubraniu.

Obudziłam się w środku nocy, bo panowie chrapali jak lokomotywy, każdy na swojej częstotliwości. Zdjęłam z siebie ciuchy przesiąknięte specyficznym więziennym smrodkiem i postanowiłam się umyć. Ale gdy w łazience zobaczyłam swoją twarz, przyznałam ojczymowi rację. Wyglądałam jak kiepsko ucharakteryzowana dziwka z filmu klasy B, a makijaż rozmazał mi się po same uszy. Patrzyłam i patrzyłam i miałam dość siebie i tego, co widziałam w lustrze. Wiedziałam, że zasłużyłam na wyrok, ale obiecałam sobie, że nigdy więcej nie wrócę do więzienia. Właściwie to już po pierwszych zawiasach miałam skończyć z kradzieżami i włóczeniem się z szemranym towarzystwem, ale poza nimi nie miałam nikogo, więc znowu dałam się wciągnąć. Tylko że podczas ostatniego włamania wszystko poszło nie tak. To już przeszłość, ale przyrzekłam sobie, że jak tylko znajdę jakąś robotę, wyniosę się z tego domu. Do takiego wniosku doszłam już tydzień po śmierci mamy. Odeszła nagle i niespodziewanie na zawał serca tydzień przed moją osiemnastką. Bufon nie dał mi spokojnie przejść przez czas żałoby, a ja, by uniknąć awantur, spałam u chłopaka, u znajomych, a nawet w piwnicy. Jednak teraz musiałam coś wymyśleć żeby wreszcie się ode mnie odczepił.

Umyłam się, przebrałam w piżamę i palcem na zaparowanym lustrze napisałam: _Bufon to fiut_, po czym powlekłam się do swojego pokoju. Po chwili coś sobie przypomniałam. Zajrzałam pod fotel i z najodleglejszego kąta wyjęłam klepkę od podłogi, a spod niej trzy tysiące złotych. Mama dała mi je tuż przed śmiercią, jakby coś przeczuwała, i tylko dlatego jeszcze ich nie przebalowałam. „Kiepskie filmy panowie oglądacie, skoro ich nie znaleźliście” – pomyślałam, chowając je z powrotem w to samo miejsce i zapakowałam się do łóżka. Przykładając głowę do poduszki, miałam nadzieję, że jutrzejszy dzień okaże się dla mnie łaskawszy, a przymiotnik „dobry” nie będzie tylko wyświechtanym frazesem.

Niestety nie udało mu się.

– Ty mała dziwko, co ty tam bazgrzesz na lustrach!

Ktoś ryczał mi do ucha i szarpał za ramię.

– O co chodzi…? – bełkotałam, ledwo rozkleiwszy powieki.

Nad sobą zobaczyłam łysawą głowę ojczyma z zabłąkanym puklem włosów i małe oczka w kolorze guzików policyjnego munduru.

Po latach wreszcie doszłam do tego, co mi te jego oczy przypominały.

– O to, że bazgrzesz na lustrach jakieś głupoty! Jak ci się nie podoba, możesz się wynieść, bo tutaj już nikomu nie będziesz ubliżać.

Trochę oprzytomniałam i jakoś odzyskałam język w gębie.

– Chciałam zauważyć, że to ty ciągle mi ubliżasz, i przestań mnie tak szarpać. – Bez ładu i składu machałam rękoma, usiłując się od niego opędzić.

– Bo pracuję na ciebie i odrobina szacunku mi się należy. A poza tym to mój zamek i moje zasady, jeśli jeszcze nie zauważyłaś! Wstawaj i weź się za robotę, ty nieuku!

W oczkach w kolorze guzików policyjnego munduru pojawiły się iskierki radości, bo nie dostałam się na studia. Uwielbiał, jeśli coś mi nie wyszło, bo wtedy potwierdzała się jego teoria na mój temat.

– Daj mi spokój, muszę iść do łazienki. – Wreszcie udało mi się wygrzebać spod kołdry i wstać.

– Dobra, ale masz posprzątać dom, ugotować obiad i przygotować pieniądze, o których wczoraj rozmawialiśmy. Ty już zakończyłaś edukację, więc muszę kupić Jankowi jakiś porządny komputer.

W tym momencie Ryży Gówniarz włożył swoją ryżą głowę do pokoju i wyszczerzył zęby, które na szczęście nie były ryże.

– To niezły pomysł, nie uważasz? – zapytał bezczelnie.

– Nie odddam wam moich pppieniędzy, bo dddostałam je od mamy. – Niestety w stresujących sytuacjach często zaczynałam się jąkać.

Usiłowałam jakoś przedrzeć się do łazienki, ale wystający bęben Bufona ani drgnął.

– Posłuchaj, ty mała dziwko, ja nie żartuję. Jeśli zamierzasz tu mieszkać, masz się dostosować.

– Do kogo? Do ciebie? Musiałabym bardzo obniżyć swój poziom – odpowiedziałam mu bez zająknięcia, bo z kolei jak się bardzo wściekłam, jąkanie przechodziło mi jak ręką odjął.

– Siedziałaś w pudle i mówisz, że masz jakiś poziom? Ty, ty…

Zaciął się w poszukiwaniu bardziej wyrafinowanego przymiotnika niż dziwka, co natychmiast wykorzystałam.

– A ty, cwaniaku, zawsze miałeś kłopoty z puentą…

Nie dokończyłam, bo złapał mnie za zmierzwioną burzę włosów, zbliżył twarz do mojej twarzy i poczułam jego szokująco nieświeży oddech.

– Chyba powinieneś zainwestować w tiktaki… – wychrypiałam.

Wziął solidny zamach i walnął mnie pięścią pod lewe oko. W jednej chwili cała Mleczna Droga zawirowała mi przed oczyma i uderzyłam o ścianę, aż zadudniła. Mimo że ze wszystkich sił usiłowałam utrzymać pion, osunęłam się po niej jak roztrzaskane jajo.

– Tato, przestań, zabijesz ją!

Jak spod ziemi słyszałam przerażony głos Ryżego Gówniarza.

Zdziwiłam się, bo chyba po raz pierwszy stanął w mojej obronie.

– Nic jej nie będzie, synu, nie martw się – odpowiedział mu ojczym, ale przyglądał mi się bardzo uważnie.

Jakoś wstałam, a on, podtrzymując mnie za ramię, doprowadził do łóżka.

– Czy dobrze zrozumiałaś to, co powiedziałem? – zapytał, pochylając się.

Na szczęście nie przysuwał się już tak blisko. Przytaknęłam cicho, cały czas trzymając się za obolałą głowę. Marzyłam tylko o jednym: żeby już sobie poszli. Chciałam w samotności dojść do siebie.

– I tego się trzymajmy. A teraz odpocznij i przemyśl sobie moją propozycję, bo nie możesz mieszkać tu za darmo. Będziesz miała na to cały dzień, a po południu wrócimy do tego tematu. Idziemy! – rzucił komendę w stronę syna.

Janek posłusznie poszedł za nim, jednak cały czas oglądał się na mnie. Był wyraźnie przerażony tym, co zobaczył. Zarzuciwszy na siebie płaszcze i wziąwszy torby, wyszli z domu. Nastała cisza.

Obmacałam sobie całą czaszkę. Na szczęście nigdzie nie wyczułam krwi, choć jeszcze długo mi wirowało w głowie. Poczłapałam do łazienki, ale kiedy znowu przejrzałam się w lustrze, znów byłam przerażona. Zobaczyłam w nim tę samą co wczoraj wychudzoną twarz. Co prawda bez makijażu po same uszy, ale nieźle poobijaną. Z obu dziurek w nosie ciekła mi krew, a pod lewym okiem wpasował się perfekcyjnie czerwony placek.

– Tłusty skurwiel – zasyczałam, zbliżając twarz do lustra.

Byłam bardzo wkurzona. „Teraz będę musiała kilka tygodni chodzić w ciemnych okularach. A jak ja się w takim stanie pokażę Mariuszowi?” – To mój chłopak i choć ostatnio nasze kontakty nie były zbyt intensywne, bo poświęcał czas bardzo chorej mamie, miałam nadzieję, że znajdzie dla mnie jakąś chwilę. W jednej kwesti przyznałam ojczymowi rację: „Mam cały dzień na przemyślenia”.

Wzięłam gorącą kąpiel, wypiłam smolistą kawę i zaczęłam obmyślać plan. Już nie mogłam udawać, że nic się nie stało. „Muszę wyprowadzić się z tego domu i to jeszcze dziś, bo jak wróci, roztrzaska mi głowę, a i tak nie oddam mu pieniędzy. Mogę iść na policję, ale wczoraj wyszłam z więzienia. Zresztą potem i tak musiałabym tu wrócić” – myślałam intensywnie.

Nie miałam pojęcia, co zrobić i od czego zacząć. Prawie godzinę suszyłam wielką furę czarnych włosów – spadek genetyczny ze strony rodziny ojca. Potem wklepałam tonę fluidu pod lewe oko i zaczęłam się pakować. Jedyne, co przychodziło mi do głowy, to żeby odwiedzić ciotkę spod Chorzowa, ale była bardzo zrzędliwa i nie wiedziałam, jak długo byśmy ze sobą wytrzymały. Czułam, że ta teoria trzeszczy pod swoim ciężarem. Dalej nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Miałam dalekosiężny plan, ale tego najbliższego wcale. W końcu postanowiłam odwiedzić przyjaciółkę Paulinę, z którą pół życia spędziłyśmy w tych samych instytucjach. Od żłobka po liceum. Niestety nasze drogi się rozeszły, bo ona była studentką ekonomii, a ja od podszewki poznawałam kolejne komisariaty policji. Paradoksalnie z nauką szło mi zawsze lepiej niż jej, ale po śmierci mamy wszystko się zmieniło. Wagarowałam, więc maturę zdałam na oparach wiedzy zdobytej przez pierwsze dwa lata liceum. Paulina, patrząc na to co wyprawiałam, napuszczała na mnie swoją matkę, ale wtedy nie słuchałam nikogo.

Wyjęłam plecak z pawlacza i zaczęłam wrzucać do niego najpotrzebniejsze rzeczy: dżinsy, swetry, Tshirty, bieliznę, kosmetyki, spódnice, ulubione płyty, dokumenty, świadectwa szkolne, ale też zapałki sztormowe, latarkę czołową, scyzoryk. Ojczym miał bzika na punkcie teori spiskowych i w domu zawsze było pełno takich drobiazgów. W każdej chwili musieliśmy być przygotowani na nadejście jakiegoś kataklizmu.

Spakowałam plecak i z trudem zarzuciłam go sobie na grzbiet. Jego ciężar przygniótł mnie tak, że przysiadłam z powrotem na łóżku. Musiałam coś wyjąć. Wypakowałam wszystkie kosmetyki, sukienki i płyty, zostawiając ulubioną spódnicę i ukochaną płytę U2 „The Joshua Tree”. Dołożyłam za to zdjęcie mamy i pamiętnik, który pisałam w więzieniu. Psycholog polecił mi pisanie go w ramach terapii.

Spojrzałam na zegarek. Była punkt dwunasta, gdy pomyślałam o pieniądzach. Znowu dałam nura pod fotel i włożyłam trzy tysiące za stanik. Musiałam kupić nowy telefon, bo kiedyś od niego zaczynałam swój dzień i na nim się on kończył. Mama mówiła, że jesteśmy straconym pokoleniem epoplątanym, a ja mówiłam, że zrzędzi, no i że nie można cofnąć tego procesu.

Zamierzałam już wyjść, kiedy pomyślałam, żeby jakoś pożegnać się z tym domem. Przecież spędziłam w nim całe swoje życie. Najpierw weszłam do pokoju brata. Maleńkie pomieszczenie, a w nim ciemne meble, lakierowany plakat Roberta Kubicy na ścianie, rozmemłane łóżko i pełno kurzu jak to u faceta. „Z pewnością szybko zajmiesz mój pokój” – myślałam z goryczą. Nigdy nie mieliśmy za dobrych relacji. Jeśli czasem udało nam się trochę zbliżyć, wkraczał ojczym i torpedował ten nasz delikatny układ. Z czasem odpłynęłam w swój świat, a Janek tak się go bał, że tym bardziej się nie wychylał.

Wyszłam z pokoju brata i weszłam do pokoju ojczyma, który kiedyś dzielił razem z mamą. Mimo że zmarła ponad cztery lata temu, od razu poczułam jej obecność. Tym bardziej, że nic się nie zmieniło. Te same meble stały w tych samych miejscach i tylko kurzowe koty zawirowały w chocholim tańcu, kiedy weszłam. Mama była uczulona i choćby dlatego zawsze było tam idealnie czysto. Ostatni raz rzuciłam okiem na pokój. Po prawej stronie stała brązowa meblościanka z wypełnionym po brzegi, zamkniętym barkiem. Ojczym był urzędnikiem państwowym i zawsze mógł liczyć na wdzięczność obywateli. Kiedyś dobrałam się do tego barku i potem była awantura na cały blok. Dziś nie miałam czasu.

Już miałam wyjść, gdy na najwyższej półce meblościanki zauważyłam drewnianą szkatułkę z drobiazgami mamy. Zawsze stała wysoko, tak żebyśmy z Jankiem nie mogli jej sięgnąć, kiedy byliśmy mali. Wzięłam ją do ręki i usiadłam w rudym fotelu, tak jak kiedyś, kiedy żyła mama. Uwielbiałam w nim siedzieć, śmiać się i plotkować z nią. Albo fantazjować na temat ojczyma i tego, co by było, gdyby nagle rozpłynął się w nicości. Niestety ona nie była tym zachwycona.

Kiedy położyłam sobie szkatułkę na kolanach, natychmiast poczułam przenikliwe ciarki na plecach. Tak było, od kiedy popsułam unikatową broszkę ze srebra, wysadzaną kamieniami obsydianu i kalcytu. Broszka była bardzo cenna, przekazywana w rodzinie mamy od pokoleń. Bardzo mnie skrzyczała, bo potem musiała oddać ją do naprawy. Od tej pory mogłam dotykać szkatuły, jakby zawierała materiał nuklearny, tylko w jej obecności. Z namaszczeniem otworzyłam wieko pudełka. Miałam wrażenie, że mama stoi tuż przy mnie, patrzy mi na ręce i niemal poczułam zapach jej ulubionych perfum. Z rozrzewnieniem oglądałam poszczególne drobiazgi, których kiedyś dotykała. Obrączki ślubne, pierścionki, nowe kolczyki z brylantami. Pamiętałam, że dostała je od ojczyma na dziesiątą rocznicę ślubu. Było też kilka zdjęć, np. zapłakany i zasikany Janek przebrany za muchomora na przedstawieniu szkolnym.

Zupełnie straciłam kontrolę nad sobą, kiedy zobaczyłam swoje zdjęcie z mamą, kiedy byłyśmy na wczasach w Jantarze. Byłam taka szczęśliwa, że nie było z nami ojczyma, jakbym urwała się z łańcucha. Na zdjęciu stałyśmy nad brzegiem morza i w tym momencie poczułam ten sam ciepły piasek, który miałam wtedy pod stopami, delikatny, wręcz terapeutyczny szum wody. Nie wytrzymałam napięcia i rozryczałam się. Długo nie mogłam się opanować i zasmarkałam się jak dziecko. Wstałam, żeby sięgnąć po chusteczki, które leżały na stoliku i nagle szkatułka spadła mi z kolan. Była stara jak świat, więc klej ulotnił się, deszczułki powyginały i szkatułka rozpadła się na kilka części. Zdenerwowałam się, tak jakby mama rzeczywiście stała i patrzyła na mnie spod swoich subtelnie zarysowanych ciemnych brwi. Usiłowałam jakoś poskładać nieszczęsne pudełko, gdy zobaczyłam, że ma drugie dno i pomiędzy deseczkami obłożonymi aksamitnym materiałem wystaje jakiś papier. Mocowałam się, żeby go wyciągnąć, ale papier mocno się zaklinował, więc odrzuciwszy przesądy, grzmotnęłam resztką szkatułki o podłogę. To była pokerowa zagrywka, bo pudełko rozpadło się zupełnie, a pod nim leżał jakiś pożółkły, stary dokument. Rozwinęłam go, zaczęłam czytać i dobrze, że siedziałam, bo po raz drugi tego dnia osunęłabym się na podłogę. Czytałam kolejny i kolejny raz, ale nic nie mogłam zrozumieć. To był akt notarialny Małgorzaty Przybysz, czyli matki mojego zmarłego w dzieciństwie ojca. Mama niechętnie mi o niej opowiadała, bo się nie lubiły i nigdy nie utrzymywały ze sobą kontaktów.

_Małgorzata Przybysz zapisuje swoim wnuczkom_: _Annie Przybysz_ _i Blance Przybysz nieruchomość we wsi Przebłyski_, _przy ulicy Kosodrzewiny 13_, _w równych częściach_, _kiedy obie osiągną pełnoletniość_…

„Cholera jasna, jakie wnuczki? O ile wiem, byłam jej jedyną wnuczką. Pierwsze słyszę o jakiejś Annie, chociaż z tego, co mama mówiła o ojcu, był w stanie rozsiać po świecie i setkę dzieci”. – Mama mawiała, że lubił dobrą wódkę, młode dziewczyny i szybkie samochody, dlatego zginął tragicznie w wymarzonym mercedesie. To on uparł się, żebym miała na imię Blanka, po jakiejś swojej arystokratycznej węgierskiej ciotce. Tyle że Blanka w starogermańskim znaczy biała, blada, a ja miałam śniadą cerę i gęste, ciemne włosy. Na szczęście lubiłam swoje imię. „Zaraz, zaraz” – coś zaczęłam kojarzyć. „Mama powiedziała mi kiedyś, że na osiemnastkę dostanę bardzo niecodzienny prezent. Taki, jakiego nie dostaje przeciętna nastolatka, bo i ja jestem nieprzeciętna”. – Już nie byłam nastolatką, ale z przyjemnością to sobie przypomniałam, zwłaszcza teraz, gdy kilka razy dziennie wyzywana byłam od dziwek. „Tylko że mama nie dożyła mojej osiemnastki i nie zdążyła mi przekazać testamentu, a po jej śmierci nie miałam głowy, żeby się nad tym zastanawiać. Bufon nie miał o niczym pojęcia, bo dawno by mnie wyekspediował do tej rodzinki”. – Przekręciłam kartkę testamentu, gdy spomiędzy papieru wypadło jakieś małe zdjęcie. Zerknęłam na nie i w pierwszej chwili pomyślałam, że to ja i babcia, ale szybko skorygowałam swoje spostrzeżenia. „Przecież nigdy się nie spotkałyśmy”. – Zaczęłam wpatrywać się w tę podniszczoną fotkę i przeżyłam szok, bo to wcale nie byłam ja. To jakaś kilkuletnia, wystrojona w koronki i tiule osóbka siedziała na kolanach babci, ale był jeden bardzo istotny szczegół. Była do mnie bardzo podobna. Miała takie same jak ja czarne przyciągające uwagę włosy i duże ciemne oczy. „To może to jest ta Anna, moja… siostra…” – myślałam gorączkowo, jednak ewolucja nie przygotowała mnie na tę wiadomość. Ręce zaczęły mi drżeć, a serce waliło jak oszalałe. Co prawda miałam brata, ale poza wykradaniem czekolady i kablowaniem do ojczyma niczym szczególnym się nie wyróżniał.

Wróciłam do rzeczywistości, gdy stary zegar nad moją głową wykukał piętnastą. Błyskawicznie upchnęłam zawartość szkatułki w torebce i wygooglowałam te Przebłyski na tablecie, który przywłaszczył sobie Janek. Okazało się, że to maleńka miejscowość gdzieś na południu Polski. Byłam rozgorączkowana, bo oto nieoczekiwanie jak Afrodyta z morskiej piany wyłonił się mój nowy plan. Zamierzam jechać w miejsce, które wyszczególniono w testamencie babci i poznać ludzi, którzy tam mieszkali, bo wyglądało na to, że to rodzina, a ja nie miałam nic do stracenia. „Z pewnością przyda mi się zmiana otoczenia, bo ostatnio moją specjalnością stał się rzut kłodą pod własne nogi i, jeśli tak dalej pójdzie, to wyląduję albo w szpitalu psychiatrycznym, albo na odwyku”.

Ubrałam się i, żeby ukryć siniaka, założyłam ciemne okulary. Z wypchanym kasą stanikiem i brylantami w torbie stanęłam przed lustrem i szminką narysowałam dłoń ze sterczącym palcem środkowym. Zastanawiałam się, jakie treści nanieść pod rysunkiem i w końcu napisałam: _Bufon_, _ty skurwielu_, _zapłacisz mi za to!_ A gdy przechodziłam przez próg tego domu, wiedziałam, że palę za sobą ten most.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: