Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Maskarada w Moguncji - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Maskarada w Moguncji - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 225 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

OKO W OKO

Bal trwał w naj­lep­sze. Jed­nak­że opu­ści­li go puł­kow­nik von Win­slow, von Ra­ve­now, se­kun­dan­ci oraz Kurt wraz z hra­bią i pa­nia­mi.

Kurt, choć miał za­miar prze­spać się przed po­je­dyn­kiem, nie mógł za­snąć. Sie­dział w swo­im po­ko­ju i czy­tał zna­ko­mi­te dzie­ło ge­ne­ra­ła von Clau­se­wit­za.

Na­stał po­ra­nek; brzask zmą­cił świa­tło lam­py. Za­pu­ka­no ci­cho do drzwi. We­szła Ró­życz­ka, już ubra­na do wy­jaz­du.

– Dzień do­bry, Kur­cie! – po­wi­ta­ła go, wy­cią­ga­jąc rękę.

– Czy spa­łeś?

– Nie.

– Pi­sa­łeś te­sta­ment? – w gło­sie jej sły­chać było żar­to­bli­we nut­ki.

– Moja dro­ga Ró­życz­ko – po­wie­dział po­waż­nym to­nem – wy­nik po­je­dyn­ku na­wet dla naj­lep­sze­go szer­mie­rza i strzel­ca jest za­wsze nie­pew­ny. A je­śli się wy­cho­dzi zwy­cię­sko, to przy­gnę­bia myśl, że się za­bi­ło lub zra­ni­ło czło­wie­ka.

– Masz ra­cję, ale wca­le nie je­stem za­nie­po­ko­jo­na. A co się ty­czy two­ich prze­ciw­ni­ków, to nie miej wy­rzu­tów su­mie­nia. Sły­sza­łeś, że pra­gną two­jej śmier­ci.

– Ale ja ich nie za­bi­ję.

– Pro­szę cię jed­nak, abyś nie na­ra­żał się lek­ko­myśl­nie na nie­bez­pie­czeń­stwo. Po­wia­da­ją, że von Ra­ve­now jest do­brym szer­mie­rzem, a puł­kow­nik wy­śmie­ni­tym strzel­cem.

– Nie martw się! Czu­ję swo­ją prze­wa­gę.

– A moja ko­kard­ka, Kur­cie? Mia­ła być ta­li­zma­nem.

– No­szę ją na ser­cu – uśmiech­nął się.

– Za­sta­na­wia­łaś się, czy za­żą­dasz jej z po­wro­tem?

– To za­le­ży, czy będę z cie­bie za­do­wo­lo­na. Ale już pół do czwar­tej, pora iść.

– Wła­śnie na tę go­dzi­nę umó­wi­łem się z von Pla­te­nem na rogu uli­cy.

– Wyjdź­my więc po ci­chu.

Za­czę­ła za­pi­nać płaszcz, a Kurt ośmie­lił się po­ma­gać jej w tym.

– O Boże! Je­śli jed­nak tra­fi cię kula… wy­szep­ta­ła i jej oczy za­szły łza­mi.

– Nie lę­kaj się, Ró­życz­ko! Chodź nie mo­że­my się spóź­nić! Opu­ści­li dom tak ci­cho, że nikt ich nie usły­szał. Na rogu uli­cy cze­kał już von Pla­ten w po­wo­zie. Przy­wi­taw­szy się, wsie­dli. Z bocz­nej uli­cy wy­je­cha­ły dwa inne za­przę­gi.

– To puł­kow­nik i Ra­ve­now – wy­ja­śnił von Pla­ten, któ­ry ze swe­go miej­sca wszyst­ko do­sko­na­le wi­dział. – Są bar­dzo punk­tu­al­ni, ale my bę­dzie­my przed nimi. Hen­ry­ku, nie po­zwól się wy­prze­dzić! – za­wo­łał do stan­gre­ta.

Słu­żą­cy trza­snął z bi­cza na znak, że zro­zu­miał po­le­ce­nie. Ko­nie ru­szy­ły ga­lo­pem. Mknę­li tak szyb­ko, że dzie­sięć mi­nut przed czwar­tą do­tar­li do bro­wa­ru. Skrę­ci­li w bocz­ną ale­ję par­ku i wkrót­ce po­wóz za­trzy­mał się. Nie­ba­wem nad­je­cha­ły po­zo­sta­łe. Przy­wi­ta­no się lek­kim ski­nie­niem gło­wy. Słu­żą­cy sta­nę­li na war­cie, le­karz przy­go­to­wał in­stru­men­ty i opa­trun­ki.

Kurt ro­ze­słał pled na zie­mi pod sta­rym dę­bem.

– Stań tu­taj – zwró­cił się do Ró­życz­ki. – Stąd bę­dziesz mo­gła wszyst­ko do­brze wi­dzieć, a ten pled uchro­ni cię przed wil­go­cią; tra­wa bar­dzo mo­kra.

– Dzię­ku­ję ci – po­pa­trzy­ła na nie­go cie­pło.

Se­kun­dan­ci von Pla­ten i von Gol­zen obe­szli plac. Von Gol­zen pod­szedł do po­wo­zu Ra­ve­no­wa i przy­niósł tu­rec­kie sza­ble.

– Idź już, dro­gi Kur­cie – szep­nę­ła Ró­życz­ka. – Von Ra­ve­now cze­ka…

– Czy znie­siesz wi­dok krwi? – za­tro­skał się.

– Mam na­dzie­ję, że to nie bę­dzie two­ja.

Po­rucz­nik von Ra­ve­now stał nad sza­blą, któ­rą von Gol­zen po­ło­żył na zie­mi. Kurt pod­szedł do dru­giej. Rów­nież puł­kow­nik i ad­iu­tant, świad­ko­wie po­je­dyn­ku, po­de­szli bli­żej. Ma­jor von Palm, jako ar­bi­ter, był obo­wią­za­ny za­pro­po­no­wać po­jed­na­nie. Pod­szedł więc do prze­ciw­ni­ków i za­py­tał:

– Po­zwo­lą pa­no­wie, że po­wiem słów­ko?

– Pro­szę – ode­zwał się Kurt.

– Ale ja nie! – krzyk­nął von Ra­ve­now. – Zo­sta­łem cięż­ko znie­wa­żo­ny. Nie trać­my słów na pró­by po­jed­na­nia.

– Nic wię­cej zro­bić nie mogę. By­łem go­tów wy­słu­chać pana ma­jo­ra. Pro­szę to wziąć pod uwa­gę – po­wie­dział po­waż­nie Kurt.

– Tchó­rzem jest każ­dy, kto oświad­cza, że go­tów od­stą­pić od po­je­dyn­ku – zgryź­li­wie za­uwa­żył von Ra­ve­now, pod­no­sząc sza­blę. – Za­czy­na­my!

Kurt pod­niósł swo­ją. Obaj se­kun­dan­ci wy­cią­gnę­li sza­ble i sta­nę­li z boku. Wal­ka mia­ła się roz­po­cząć na znak dany przez ma­jo­ra von Pal­ma. Na­raz ode­zwa­ła się Ró­życz­ka:

– Po­cze­kaj­cie jesz­cze chwi­lę, pa­no­wie. Za­nim za­cznie­cie się po­je­dyn­ko­wać, chcia­ła­bym za­py­tać pod­po­rucz­ni­ka von Ra­ve­no­wa, czy wciąż jesz­cze twier­dzi, że mnie od­pro­wa­dził do domu?

Po­nie­waż oczy obec­nych skie­ro­wa­ły się na nie­go, nie mógł zlek­ce­wa­żyć tego py­ta­nia. Rzekł więc szy­der­czo:

– Dam od­po­wiedź sza­blą. Na ta­kie py­ta­nia od­po­wia­da się tyl­ko krwią!

Obaj prze­ciw­ni­cy za­ję­li sta­no­wi­ska. Kurt stał spo­koj­ny i opa­no­wa­ny. Von Ra­ve­now za­gry­zał war­gi.

Ma­jor pod­niósł rękę, da­jąc znak do roz­po­czę­cia po­je­dyn­ku. Von Ra­ve­now na­tarł od razu bar­dzo gwał­tow­nie. Jed­nak­że Kurt z ła­two­ścią od­pa­ro­wał cios i sam za­ata­ko­wał bły­ska­wicz­nie; w do­dat­ku tak sil­nie, że sza­bla wy­le­cia­ła z ręki von Ra­ve­no­wa. Se­kun­dan­ci skrzy­żo­wa­li szpa­dy mię­dzy prze­ciw­ni­ka­mi. Le­karz pod­niósł sza­blę i zwró­cił ją von Ra­ve­no­wo­wi, a ten na­tych­miast pod­jął wal­kę. Obie cięż­kie klin­gi iskrzy­ły się w zde­rze­niu. Na­gle roz­legł się ostry dźwięk sta­li i gło­śny krzyk. Wy­dał go von Ra­ve­now. Sza­bla prze­le­cia­ła du­żym łu­kiem nad pla­cem i świad­ko­wie z prze­ra­że­niem uj­rze­li od­rą­ba­ną dłoń na rę­ko­je­ści.

Kurt opu­ścił sza­blę.

– Pa­nie dok­to­rze, pro­szę po­twier­dzić, że pod­po­rucz­nik von Ra­ve­now jest nie­zdol­ny do służ­by! Taki był wa­ru­nek po­je­dyn­ku.

Von Ra­ve­now stał nie­ru­cho­mo. Z rany krew pły­nę­ła stru­mie­niem. Se­kun­dant pod­szedł, aby go pod­trzy­mać. Nie mó­wiąc ani sło­wa po­zwo­lił się uło­żyć na tra­wie i przez dłuż­szą chwi­lę pa­trzył na to, co po­zo­sta­ło z jego dło­ni, po czym przy­mknął po­wie­ki.

– No, jak dok­to­rze? – za­py­tał Kurt.

– Ręka jest stra­co­na.

– Są­dzę, że wa­ru­nek spo­tka­nia zo­stał speł­nio­ny.

– Tak. Pod­po­rucz­nik von Ra­ve­now bę­dzie mu­siał wy­stą­pić ze służ­by.

– A więc po­je­dy­nek skoń­czo­ny. Mogę odejść.

– I ja tak­że – oświad­czył von Pla­ten. Na­stęp­nie szep­tem po­wie­dział do Kur­ta: – Wła­da pan sza­blą jak ist­ny dia­beł! Wy­ka­zał się pan nie­spo­ty­ka­ną wprost zręcz­no­ścią. Dużo będą mó­wić o tym po­je­dyn­ku! Czy jest pan rów­nie wy­ćwi­czo­ny w strze­la­niu z pi­sto­le­tu?

– My­ślę, że tak.

– Nie lę­kam się więc o pana. A te­raz pro­szę wy­ba­czyć, ale mu­szę po­roz­ma­wiać z von Ra­ve­no­wem.

Kurt pod­szedł do Ró­życz­ki. Dziew­czy­na ser­decz­nie uści­snę­ła obie jego dło­nie. Tym­cza­sem le­karz za­jął się von Ra­ve­no­wem. Spo­ro mi­nut upły­nę­ło, nim zdo­łał za­ta­mo­wać krew i za­ło­żyć opa­tru­nek. Ran­ny zgrzy­tał zę­ba­mi z wście­kło­ści i bólu. Spo­glą­dał na ręce le­ka­rza i od cza­su do cza­su rzu­cał nie­na­wist­ne spoj­rze­nie w kie­run­ku Kur­ta.

– Ka­le­ka! – ję­czał. – Nie­szczę­sny ka­le­ka! – Zwró­cił się do von Win­slo­wa: – Czy przy­rze­ka pan, że go za­strze­li?

– Przy­rze­kam! Nie zgo­dzę się na żad­ne po­jed­na­nie.

– To je­dy­na po­cie­cha dla mnie! Dok­to­rze, mu­szę się przy­glą­dać tej wal­ce! Niech się pan nie sprze­ci­wia!

Le­karz na­my­ślał się przez chwi­lę.

– Do­brze. Ale ostrze­gam: naj­mniej­sze pod­nie­ce­nie może panu za­szko­dzić. Wła­ści­wie po­wi­nien pan na­tych­miast udać się do domu.

– To by mi jesz­cze bar­dziej za­szko­dzi­ło! Wię­cej: za­bi­ło­by mnie. Mu­szę wi­dzieć, jak ten czło­wiek zgi­nie! Je­dy­nie to zła­go­dzi mój ból po utra­cie ręki! Nie każ­cie mi cze­kać, za­czy­naj­cie!

Von Pla­ten sto­jąc obok przy­słu­chi­wał się roz­mo­wie. Ski­nął na ad­iu­tan­ta:

– Pa­nie ko­le­go, je­stem go­tów. A pan?

Von Bran­den kiw­nął gło­wą po­ta­ku­ją­co i obaj po­szli na śro­dek pla­cu. Od­le­głość wy­zna­czo­no za po­mo­cą dwóch we­tknię­tych w zie­mię szpad. Ad­iu­tant przy­niósł pu­dło z pi­sto­le­ta­mi puł­kow­ni­ka. Za­uwa­żyw­szy to, Kurt zbli­żył się, wziął w rękę je­den z pi­sto­le­tów i obej­rzał z miną znaw­cy.

– Wy­śmie­ni­ty! Po­nie­waż jed­nak nie znam tego typu, wol­no mi chy­ba od­dać strzał prób­ny?

– Strze­laj pan! – zgo­dził się von Bran­den. Ran­ny uśmiech­nął się drwią­co.

Kurt na­bił i obej­rzał się za ce­lem. Wy­so­ko na ga­łę­zi roz­ło­ży­stej so­sny wi­sia­ła wiel­ka szysz­ka. Wska­zał na nią i po­wie­dział:

– A więc tra­fię w tę szysz­kę.

Mie­rzył dłu­go, za­nim wy­pa­lił. Roz­le­gło się wie­lo­znacz­ne chrzą­ka­nie. Nie tra­fił bo­wiem w szysz­kę, lecz w od­le­głą od niej o metr ga­łąź.

Bogu dzię­ki, mar­nie strze­la! – ucie­szył się w du­chu puł­kow­nik. Tak samo po­my­śle­li po­zo­sta­li. Von Pla­ten od­cią­gnął Kur­ta na bok.

– Ależ, na mi­łość bo­ską, dro­gi Unge­rze – rzekł z tro­ską w gło­sie – je­śli pan tak strze­la, jest pan zgu­bio­ny! Puł­kow­nik za­pew­nił sło­wem ho­no­ru von Ra­ve­no­wa, że za­bi­je pana bez li­to­ści!

– Niech spró­bu­je! Prze­ko­na­łem się, że ten pi­sto­let jest istot­nie do­sko­na­łej ro­bo­ty.

– Kpi pan so­bie? Mimo zna­ko­mi­te­go pi­sto­le­tu spu­dło­wał pan.

– Wręcz prze­ciw­nie, do­kład­niej nie moż­na tra­fić. Wpraw­dzie wska­zy­wa­łem szysz­kę, ce­lo­wa­łem jed­nak w ten wła­śnie punkt, w któ­ry tra­fi­łem. Zgo­dzi się pan chy­ba ze mną, że kto oszu­kał prze­ciw­ni­ka, ten już w po­ło­wie wy­grał…

– Ach, na Boga, jest pan groź­nym prze­ciw­ni­kiem! Nie chciał­bym się bić z pa­nem!

Obaj se­kun­dan­ci na­bi­li broń. Okry­to ją chust­ką. Puł­kow­nik i Kurt wy­cią­gnę­li po pi­sto­le­cie. Te­raz znów na­stą­pi­ła chwi­la, kie­dy ma­jor po­wi­nien był in­ter­we­nio­wać.

– Moi pa­no­wie! – za­czął. – Czu­ję się w obo­wiąz­ku…

– Spo­koj­nie, ko­le­go! – prze­rwał von Win­slow. – Nie chcę sły­szeć ani sło­wa!

Przed chwi­lą wi­dział prze­cież, jak źle Kurt strze­lał. To spo­tę­go­wa­ło jego pew­ność sie­bie i butę.

– Ale ja pro­szę, aby pan ma­jor po­wie­dział, co ma do po­wie­dze­nia – ode­zwał się Kurt. – Nie na­le­ży się za­bi­jać, sko­ro są inne spo­so­by roz­strzy­gnię­cia spo­ru. Oświad­czam, że będę zu­peł­nie za­do­wo­lo­ny, je­śli pan puł­kow­nik po­pro­si mnie o wy­ba­cze­nie.

– O wy­ba­cze­nie?! – obu­rzył się puł­kow­nik. – Tyl­ko sza­le­niec może tak mó­wić! Nie ustą­pię, gdyż da­łem sło­wo ho­no­ru, że je­den z nas zo­sta­nie na pla­cu. Za­czy­naj­my!

Za­ję­li sta­no­wi­ska. Obaj jed­no­cze­śnie pod­nie­śli broń. Kurt ce­lo­wał w rękę von Win­slo­wa. Gło­wę lek­ko od­chy­lił w kie­run­ku ma­jo­ra, co mia­ło świad­czyć, że z uwa­gą cze­ka na jego ko­men­dę. Mu­siał wy­prze­dzić prze­ciw­ni­ka. Oczy­wi­ście nie aż tak, aby to po­czy­ta­no za nie­uczci­wość po pro­stu o se­kun­dę wcze­śniej na­le­ża­ło spu­ścić ku­rek. Ma­jor za­czął li­czyć:

– Raz… dwa… trzy! Pa­dły strza­ły.

– O, Boże! – za­wo­łał puł­kow­nik. Pi­sto­let wy­padł mu z ręki. Lewą dło­nią chwy­cił się za pra­wą.

– Ugo­dzo­ny? – za­py­tał se­kun­dant.

– Tak, w rękę – jęk­nął.

Le­karz pod­szedł i za­czął ba­dać ranę. Po­ki­wał gło­wą i spoj­rzał na Kur­ta, któ­ry wciąż stał na swo­im sta­no­wi­sku.

– Zmiaż­dżo­na, cał­ko­wi­cie zmiaż­dżo­na – oświad­czył roz­ci­na­jąc no­ży­ca­mi rę­kaw do łok­cia. – Kula prze­bi­ła dłoń, ro­ze­rwa­ła prze­gub i prze­szy­ła na wy­lot przed­ra­mię. Chy­ba leży nie­da­le­ko stąd.

– Czy ura­tu­je mi pan rękę? – wy­krztu­sił ze stra­chem puł­kow­nik.

– Nie, trze­ba am­pu­to­wać.

– A za­tem nie­zdol­ny do służ­by? – za­py­tał Kurt.

– Tak – po­twier­dził le­karz.

– Mogę więc już opu­ścić sta­no­wi­sko. – Kurt rzu­cił pi­sto­let i od­szedł. Ró­życz­ka ocze­ki­wa­ła go z błysz­czą­cy­mi ocza­mi. Ogrom­na duma ma­lo­wa­ła się w jej spoj­rze­niu.

– Zno­wu zwy­cię­ży­łeś! – szep­nę­ła ra­do­snym gło­sem.

Von Pla­ten od­je­chał, mło­da para pie­szo po­szła do domu. Był jesz­cze cał­ko­wi­cie uśpio­ny, do­sta­li się do środ­ka nie za­uwa­że­ni przez ni­ko­go. Ró­życz­ka od­pro­wa­dzi­ła Kur­ta aż do jego po­ko­ju.

– Wejdź na chwi­lę – po­pro­sił. – Mu­si­my skoń­czyć roz­mo­wę.

– Do­brze. A więc czy na­praw­dę nie wiesz, jak po­stą­pić?

– Nie wiem. Wła­ści­wie po­wi­nie­nem zło­żyć mel­du­nek puł­kow­ni­ko­wi, ale sko­ro sam brał w tym udział… Od­pocz­nie­my, Ró­życz­ko, a po­tem się za­sta­no­wi­my. W każ­dym ra­zie dzię­ku­ję Bogu, że mnie ustrzegł od śmier­ci. I dzię­ku­ję to­bie! Prze­cież mia­łem przy so­bie ta­li­zman, któ­ry mi da­łaś.

– Ach, tę ko­kard­kę! Mój ry­ce­rzu! Obro­ni­łeś ho­nor swej damy!

– A co bę­dzie z ta­li­zma­nem? Czy chcesz, bym ci go zwró­cił? Sta­nę­ła w pą­sach.

– Naj­pierw od­pocz­nie­my. Tak waż­na spra­wa wy­ma­ga na­my­słu.

– Te­raz je­steś na­praw­dę złą Ro­se­tą! Przy­rze­kłaś, że roz­strzy­gniesz ją po po­je­dyn­ku.

– Być może, że tak po­wie­dzia­łam, ale czy za­le­ży ci na po­śpie­chu?

– Ro­zu­mie się – od­parł we­so­ło. – Mu­szę wie­dzieć, czy ta­li­zman zo­sta­nie wy­ku­pio­ny czy nie.

– Po­ca­łun­kiem?

– Tak.

Sta­ła przed nim wzru­szo­na. Po­ło­ży­ła mu rękę na ra­mie­niu i rze­kła:

– Dro­gi Kur­cie! Jak mo­gła­bym nie być z cie­bie za­do­wo­lo­na? Prze­cież dla mnie na­ra­ża­łeś ży­cie! Dla­te­go pra­gnę wy­ku­pić ta­li­zman, je­śli tego so­bie ży­czysz.

Wy­jął spod mun­du­ru ko­kard­kę i po­dał jej.

– Oto on, Ro­se­to.

– A oto po­ca­łu­nek.

Za­rzu­ci­ła mu ręce na szy­ję, zbli­ży­ła usta do jego warg i de­li­kat­nie po­ca­ło­wa­ła.

– To ma być po­ca­łu­nek?

– A niby co to było? – ro­ze­śmia­ła się.

– No, po­ca­łu­nek, ale taki, ja­kim się na przy­kład ca­łu­je ciot­kę, któ­ra ma szpet­ny, dłu­gi nos i kil­ka bro­da­wek na nim.

– Czy wie­le cio­tek ca­ło­wa­łeś, że wiesz tak do­brze?

– O, nie! Sta­re ciot­ki ca­łu­je się nie­chęt­nie.

– A kogo chęt­nie?

– Mło­de, ślicz­ne Ró­życz­ki.

– Co ty wy­ga­du­jesz? Mu­szę cię za to uka­rać. Nie chcę wca­le tego ta­li­zma­nu. Bierz go so­bie z po­wro­tem!

Chwy­cił ko­kard­kę, po­ło­żył ją na sto­le i rzekł z po­waż­ną miną:

– W tak do­nio­słych spra­wach, jak zwra­ca­nie ta­li­zma­nu trze­ba po­stę­po­wać uczci­wie i bez ego­izmu.

– O czym ty mó­wisz?

– Za­pła­ci­łaś za ta­li­zman, praw­da? Sko­ro więc mi go zwra­casz, je­stem obo­wią­za­ny od­dać za­pła­tę.

Ser­ce jej ży­wiej za­bi­ło. Krew ude­rzy­ła do gło­wy, skro­nie i po­licz­ki pa­ła­ły! I na­raz ciem­no przed ocza­mi, co­raz ciem­niej… Za­mknę­ła po­wie­ki. I wte­dy po­czu­ła, że ręce Kur­ta ją obej­mu­ją.

– Ró­życz­ko, dro­ga Ró­życz­ko, spójrz na mnie!

– Nie! Nie mogę…

– Czy je­steś zła na mnie?

– O, nie, wca­le nie! – szep­nę­ła.

Za­czął ca­ło­wać jej oczy – pra­we, po­tem lewe. Póź­niej jego cie­płe war­gi do­tknę­ły jej po­licz­ków i… wresz­cie ust. Na­przód le­ciut­ko, po­tem moc­niej i z każ­dą chwi­lą gwał­tow­niej. To od­ry­wa­ły się, to znów przy­ci­ska­ły do nich. Czy mia­ła się bro­nić? Ani nie mo­gła, ani nie chcia­ła tego ro­bić.

– Zła je­steś na mnie, Ró­życz­ko? – spy­tał.

– Nie, Kur­cie!

Jego po­ca­łun­ki sta­ły się jesz­cze go­ręt­sze. Bóg wie, ile by to trwa­ło, ale w sie­ni roz­le­gły się kro­ki słu­żą­ce­go.

Otwo­rzy­ła oczy, a Kurt szyb­ko od­sko­czył od niej. Nig­dy go jesz­cze ta­kim nie wi­dzia­ła. Niby ten sam, a zu­peł­nie inny. Może dla­te­go zda­wa­ło się jej, że ich du­sze się ze­spo­li­ły? Ujął ją za ręce i rzekł mięk­ko:

– Wi­dzisz, Ró­życz­ko, to był wła­śnie po­ca­łu­nek. Od­zy­ska­ła swo­bo­dę.

– Nie ta­kim, ja­kim się ca­łu­je ciot­kę?

– Sta­rą…

– Z dłu­gim no­sem…

– I z bro­daw­ka­mi.

Ro­ze­śmie­li się obo­je. Ró­życz­ka za­po­mnia­ła o po­je­dyn­ku i o tym, że jest wnucz­ką hra­bie­go, Kurt zaś, że jego oj­ciec był zwy­kłym ster­ni­kiem. Dziew­czy­na pierw­sza ochło­nę­ła.

– Mu­szę już iść – po­wie­dzia­ła.

– Och, jaka szko­da!

– Do wi­dze­nia, mój dro­gi!

– Do wi­dze­nia, Ró­życz­ko! Spró­bu­ję tro­chę się prze­spać i na pew­no będę śnił o to­bie.

– A opo­wiesz mi sen?

– Oczy­wi­ście!

Kie­dy wy­szła dłu­go stał przy drzwiach i trzy­ma­jąc rękę na ser­cu, mó­wił do sie­bie:

– O, jak­że ko­cham, jak­że ją ko­cham!

A ona nie mo­gąc usie­dzieć na miej­scu, w kół­ko cho­dzi­ła po swo­im po­ko­ju i szep­ta­ła:
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: