Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Max Einstein. Buntownicy nie bez powodu - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
15 września 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
31,90

Max Einstein. Buntownicy nie bez powodu - ebook

Max Einstein nie jest typową dwunastolatką. Bierze udział w tajnych misjach, wymyśla genialne wynalazki i rozmawia z Albertem Einsteinem.

 

Jednak odwaga, wyobraźnia i wiedza Max oraz jej przyjaciół z Centrum Mądrych Inicjatyw zostają wystawione na prawdziwą próbę: młodzi geniusze muszą poradzić sobie z kryzysem wodnym i udaremnić niebezpieczne plany chciwej Korporacji.

 

Czy najinteligentniejszej dziewczynce na świecie i tym razem uda się uratować świat… i ocalić siebie?

 

To pierwsza i jedyna seria książek przygodowych autoryzowana przez Archiwum Alberta Einsteina.

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66981-38-6
Rozmiar pliku: 5,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

Max Einstein czuła się żałośnie, robiąc akurat to, czego nie znosiła najbardziej w świecie: NIC!

„A przecież świat się sam nie uratuje!”, pomyślała.

Wiedziała oczywiście, że za każdym rogiem czyha na nią niebezpieczeństwo, zwłaszcza po zakończonej niedawno sukcesem misji w Afryce. Miała jednak dość wykonywania cudzych rozkazów: „siedzenia jak mysz pod miotłą” oraz tego, że powinna „mieć się na baczności”. Czuła, że musi wyjść nareszcie z pokoju, który coraz bardziej zaczynał przypominać więzienie. Zwłaszcza że pilnowali jej strażnicy, którzy przebywali w pomieszczeniu po drugiej stronie korytarza i choć próbowali nie rzucać się w oczy, było to niezwykle trudne, ponieważ stanowili parę potężnie zbudowanych mężczyzn, metr osiemdziesiąt każdy, w starannie dopasowanych garniturach.

Z drugiej strony musiała uczciwie przyznać, że jednak byli to przecież jej ochroniarze i mieli za zadanie chronić ją przed Korporacją, czyli niebezpieczną grupą złoczyńców, którzy nie cofną się przed niczym, by pozyskać i wcielić w swoje szeregi najmądrzejszą ich zdaniem dziewczynkę na świecie. Tak czy owak Max wcale nie prosiła o to, by ktokolwiek ją chronił. Ochroniarze to był pomysł Bena, który stanowczo za dużo się martwił w życiu jak na czternastoletniego miliardera (ech…).

Max sprawdziła aplikację pogodową na smartfonie. Trzydzieści trzy stopnie Celsjusza przy dziewięćdziesięcioprocentowej wilgotności powietrza. Tego lata było niezwykle parno i Nowy Jork przeistoczył się tym samym w betonową saunę.

– Muszę stąd wyjść – powiedziała do figurki Einsteina z dużą głową, uśmiechającej się do niej ze środka starej i poobijanej walizki, którą rozstawiła sobie w kącie niewielkiego pokoju. Walizka ta, wypełniona przedmiotami związanymi z Einsteinem, była dla dziewczynki jak jej prywatna przenośna galeria. Max mieszkała kiedyś w bardzo przyjemnym, nowiuteńkim mieszkaniu położonym nad stajniami, jednak kilka miesięcy temu Ben uparł się, że powinna przeprowadzić się w bezpieczniejsze, lepiej chronione miejsce, gdzie mogłaby spędzać większość swojego czasu na tym, co robiła choćby przez cały obecny weekend.

CZYLI NA NICZYM!

„Jeśli na ciało nie działa żadna siła, pozostaje ono w spoczynku”, przypomniała sobie treść pierwszej zasady dynamiki sir Izaaka Newtona. „A ciało w ruchu pozostanie w ruchu”.

Zdaniem Max nadeszła pora, by wprawić jej ciało w ruch.

Związała swoją burzę kręconych rudych włosów, przypominających mop, po czym założyła szlafrok na krótkie spodenki i koszulkę (na której widniał napis nadrukowany fontem z Gwiezdnych Wojen: „Niech masa razy przyspieszenie będzie z tobą”) i wsunęła stopy w parę gumowych klapek. Spakowała do torby buty sportowe oraz skarpetki i przykryła je szamponem i gąbką naturalną. Wsunęła też do środka maleńkie lusterko.

Max wyszła z pokoju numer 723 na korytarz i ruszyła wzdłuż niego.

Jej dwaj ochroniarze opuścili przeciwległy pokój. Obaj mieli w uszach identyczne słuchawki ze skręconym w sprężynkę kablem.

– Cześć, chłopaki – przywitała się Max. – Lecę tylko wziąć szybki prysznic.

Mężczyźni skinęli głowami.

– Dobra, hm, tylko ostrożnie tam – powiedział ten o imieniu Jamal.

– Będziemy tutaj, gdybyś, no wiesz, potrzebowała czegoś – dodał młodszy, na którego wołano Danny.

Żaden z nich nie zamierzał nawet zbliżać się do wspólnych dziewczęcych łazienek w akademiku. Wprawdzie Max miała dopiero dwanaście lat, ale regularnie bywała na Uniwersytecie Columbia. Nie jako studentka, ale jako tak zwany adiunkt. A to oznaczało, że w trakcie tygodnia roboczego nauczała innych studentów.

– Dzięki, chłopaki – powiedziała do swoich ochroniarzy.

Następnie ruszyła dalej krokiem tak nonszalanckim, jak tylko potrafiła. Prysznice można było znaleźć tuż za pokojem numer 716.

Podobnie zresztą jak wyjście awaryjne.

Zerknęła w dół na lusterko, które trzymała pod takim kątem, żeby widzieć, co się dzieje za nią. I gdy minęła drzwi prowadzące na klatkę schodową i skręciła w prawo do łazienki, obaj mężczyźni wrócili do pokoju numer 722. Max spuściła wodę w toalecie, by usłyszeli jakiś wodny efekt. Następnie odwiesiła szlafrok, usiadła na szafie, zdjęła klapki i włożyła porządne buty.

Chwilę później za pomocą lusterka sprawdziła, co się dzieje na korytarzu.

Droga była wolna.

Postanowiła, że wróci później po torbę. Może nawet faktycznie weźmie prysznic.

Ale najpierw musi się wyrwać z tego „więzienia” i wreszcie ZROBIĆ coś… cokolwiek!

Na własną rękę.

I bez ochrony.2

Max zbiegła sześć pięter po schodach i wyszła z budynku o nazwie John Jay Hall.

Gdy dotarła do skrzyżowania Alei Amsterdam i Sto Czternastej Ulicy, skierowała się na północ żwawym tempem, czujnie rozglądając się raz po raz. Nikt jej jednak nie śledził.

Na Sto Dwudziestej Ulicy wyciągnęła swój zabezpieczony telefon (był to kolejny „prezent” od Bena) i za pomocą szybkiego wybierania zadzwoniła pod numer Charla i Isabl, czyli świetnie wyszkolonego duetu taktycznego kierującego ochroną Centrum Mądrych Inicjatyw, w którym Max traktowano jako tak zwaną Wybraną.

Na samą myśl o tym tytule Max zrobiło się słabo.

Wybrana.

Prawie jak w jakimś… Harrym Potterze.

W każdym razie Ben, kosmicznie bogaty mecenas, wybrał Max, aby ta poprowadziła elitarny zespół młodych geniuszy, którzy razem mieli uczynić świat lepszym miejscem.

No tak.

Ben był ambitnym młodym gościem o wielkich marzeniach i jeszcze większym portfelu. „Zamierzamy dokonać znaczących zmian i uratować tę planetę oraz zamieszkujących ją ludzi”, tak powiedziano Max, gdy po raz pierwszy zjawiła się w kwaterze głównej CMI w Jerozolimie. W dodatku Ben wierzył, że jedynie dzieci są w stanie mu w tym pomóc.

– Tak, Max? – odezwał się Charl. Mężczyzna miał ciekawy akcent, którego Max w dalszym ciągu nie była w stanie zidentyfikować. Izraelski? Wschodnioeuropejski? Tak czy owak był obcy i tajemniczy. – Gdzie jesteś?

– Na mieście.

– Że co? A czy Jamal i Danny są z tobą?

– Nie. Ale to nie ich wina. Są przekonani, że poszłam pod prysznic.

Charl westchnął do słuchawki.

– Max, rozmawialiśmy już o tym. Potrzebujesz ochrony. Korporacja wszędzie ma swoich szpiegów…

Korporacja. Istne imperium zła, usiłujące udaremnić starania CMI. Podczas gdy Ben i CMI próbują wprowadzić mądre zmiany i poprawić życie wielu ludzi na Ziemi, Korporacji zależy wyłącznie na zarabianiu pieniędzy i poprawie salda kont swoich członków. Jeden z nich, doktor Zacchaeus Zimm, dokładał wszelkich starań, aby wyciągnąć Max z ukrycia. Był on w Korporacji kimś w rodzaju Dartha Vadera i zawsze chciał przeciągnąć dziewczynkę na ciemną stronę Mocy.

Jak dotąd bez skutku.

Jak dotąd.

Jednak doktor Zimm dawał dziewczynce do zrozumienia, że wie coś na temat jej przeszłości. Być może wiedział nawet, kim byli jej rodzice i dlaczego nazywała się Max Einstein. Ona sama nie pamiętała mamy i taty. Całe życie mieszkała w sierocińcach, placówkach opieki i z innymi bezdomnymi. Rzecz jasna aż do chwili, gdy w jej życiu pojawiło się CMI i poleciała do Jerozolimy.

– Max! – Głos Charla brzmiał przez telefon zdecydowanie. – Do twoich zadań chwilowo należy ostrożność. Doktor Zimm i siły Korporacji cały czas cię szukają. Wróć, proszę, do swojego akademika. I to natychmiast.

– A kiedy rozpocznie się nasza następna misja? – zapytała Max, w gruncie rzeczy ignorując uwagi Charla. Pod wieloma względami przypominała swojego idola, profesora Einsteina. Ona również nie przepadała za słuchaniem rozkazów.

– Jeżeli doktor Zimm cię złapie, Max, CMI nie przeprowadzi już żadnej misji.

– No dobra – stwierdziła. – W takim razie sama muszę coś znaleźć.

– Max?

– Charl, ja po prostu zachowuję się zgodnie z pierwszą zasadą dynamiki Newtona. Jestem ciałem wprawionym w ruch. Nie zamierzam spocząć.

Po tych słowach rozłączyła się i wyłączyła smartfon, żeby Charl nie mógł oddzwonić.

Po dotarciu na bulwar Martina Luthera Kinga skręciła w prawo i ruszyła w stronę Harlemu.

Bulwar stopniowo przeszedł w Sto Dwudziestą Piątą Ulicę i Max dostrzegła grupę szczęśliwych dzieci stojących przed winiarnią. Skakały w obie strony przez strumień wody wylewający się z otwartego hydrantu, próbując się przy tym schłodzić.

– Hej, dzieciaki! – krzyknął wściekły starszy mężczyzna stojący na progu. Wokół pasa był owinięty ręcznikiem. – Próbuję na górze wziąć prysznic, a przez was spadło ciśnienie wody!

Dzieci jednak tylko się zaśmiały i chlapały dalej.

– Jak sobie chcecie! Dzwonię po gliny.

Starszy mężczyzna potrząsnął pięścią i ruszył do środka, bez wątpienia po to, by znaleźć telefon i wybrać numer 911.

Max wkroczyła do akcji. Czuła, że musi to zrobić. Nie mogła wiecznie mieć się na baczności ani siedzieć jak mysz pod miotłą. Zwłaszcza wtedy, gdy grupa dzieci miała wpaść w tarapaty tylko dlatego, że zachowują się jak dzieci.3

Na szczęście otwarty hydrant znajdował się w bliskim sąsiedztwie remizy strażackiej.

Co więcej, strażacy z tej konkretnej jednostki byli dłużni Max przysługę.

Jakieś dwa miesiące temu, zaraz po tym, jak wprowadziła się do akademika Uniwersytetu Columbia, pomogła chłopakom z trzydziestej siódmej jednostki podczas wezwania do płonącego budynku. Strażacy mieli problem z oceną sytuacji na wyższych piętrach, ponieważ ich nowiuteńki dron – który dysponował zarówno kamerą w jakości HD, jak i taką na podczerwień – nie chciał wystartować. Kamery drona miały poinformować dowódcę i resztę brygady na ziemi o lokalizacji strażaków stojących na dachu oraz miejsc, w których ogień płonął za ścianami.

A jednak dron nie mógł wzbić się w powietrze.

Dlatego też Max zdradziła im, jak obejść ten problem.

– Zdejmijcie kamery z drona – powiedziała szefowi brygady. – Następnie znajdźcie przezroczystą reklamówkę i druciany wieszak, z którego zrobicie takielunek dla tych kamer. Potem jeszcze trzeba kupić puszkę paliwa Sterno, podpalić ją i przymocować do takielunku z wieszaka. To wszystko pozwoli nam zbudować prototypowy balon na gorące powietrze, który uniesie kamery na wysokość dachu.

Szef brygady, na którego identyfikatorze widniało nazwisko Morkal, wpatrywał się w nią przez chwilę.

Max wytrzymała jego spojrzenie.

– Słyszeliście, co powiedziała ta mała – rzucił szef Morkal. – Ruszać tyłki i zrobić mi tu balon z gorącym powietrzem z worka na śmieci! Jazda!

– Proszę pana, tylko upewnijcie się, że worek czy reklamówka są przezroczyste – podsunęła Max. – W przeciwnym wypadku…

– No jasne. Będziemy widzieli na ekranach tylko czerń.

Strażacy w mig skonstruowali ministerowiec i posłali dwie kamery w górę, by wywiązały się z zadania.

Max liczyła, że będzie mogła poprosić tych samych strażaków o pomoc w sprawie miejscowych dzieciaków, które złamały prawo i zepsuły hydrant, chcąc się trochę schłodzić.

Wpadła do remizy i zobaczyła znajomą twarz.

– Panie Morkal?

– O, cześć, Max. Co tam nowego?

– Całkiem nieźle, proszę pana. Ale, hm, potrzebuję waszej pomocy.

– Co tym razem, chcesz skonstruować jeszcze większy balon? – parsknął szef Morkal. – A może marzy ci się włączenie go do programu jakiejś parady ulicznej?

– Nie, proszę pana. Chociaż to by było ekstra… Ale na razie mamy mały problem z hydrantem.

– Gdzie?

– Kawałek stąd. Brakuje nasadki zraszacza.

– Żaden kłopot.

– Sęk w tym, że trzeba ją zamontować w tej chwili. W przeciwnym wypadku grupka dzieci wpadnie w tarapaty. Nowojorskie przepisy mówią, że kara za coś takiego wynosi trzydzieści dni w więzieniu albo tysiąc dolarów grzywny.

– Dzieciaki otworzyły hydrant?

Max skinęła głową.

– Niech no tylko wezmę trochę narzędzi – powiedział szef brygady.

– Sam pan to zrobi?

– Hej, Max, mam u ciebie dług wdzięczności. Poza tym jest tak gorąco, że kto wie, może nawet dołączę do tych dzieciaków i poskaczę przez strumień wody!

Max i szef brygady poszli ulicą z nasadką zraszacza, sprytnym urządzeniem, które miało zmienić gwałtowny strumień wody wylatującej z hydrantu w łagodny spryskiwacz. Dysza, czyli otwór wylotowy, ograniczy ilość wylewającej się wody z czterech tysięcy litrów na minutę do około dziewięćdziesięciu pięciu.

– Nie będzie też tak mocno strzelało – powiedział dzieciom szef Morkal, kiedy już poprawnie założył nasadkę, a woda leciała ze środka kilkoma delikatnymi strumieniami.

Dzieci były zadowolone.

Zadowolony był też starszy mężczyzna, który zamierzał wziąć prysznic. Później włożył nawet kąpielówki i wyszedł na zewnątrz, by poskakać przez strumień wody ze swoimi młodymi sąsiadami.

Policjanci cieszyli się, że udało się „ostudzić” emocje, zanim przyjechali.

Max natomiast nadal trwała w przekonaniu, że każdy problem ma swoje rozwiązanie.

Trzeba je po prostu znaleźć i mocno się postarać, by wszystko się udało.

Ciąg dalszy w wersji pełnej
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: