Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Medalion z ametystem - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
20 listopada 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt chwilowo niedostępny

Medalion z ametystem - ebook

Warszawa u schyłku XIX wieku. Główna bohaterka – Katarzyna – uświadamia sobie, że jej mąż nie powróci z podróży do Ameryki. Konieczność utrzymania czwórki dzieci zmusza ją do wynajmowania części mieszkania lokatorom. Wkrótce jej salon przeobraża się w miejsce spotkań młodopolskich literatów, arenę światopoglądowych dyskusji, artystycznych sporów i gorących romansów. Czasy się zmieniają, kolejne stulecie przynosi miastu polityczne i społeczne niepokoje, wprowadza również inną modę i konwenanse. W opowieści Anny Boleckiej klimat Warszawy przełomu wieków zyskuje wyjątkowe oblicze – powracają słynne postaci i miejsca, odżywa historia jednego z najbarwniejszych okresów w jej dziejach.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66460-33-1
Rozmiar pliku: 1 000 B

FRAGMENT KSIĄŻKI

Od autorki

Od czego wszystko się zaczęło? Od początku. Tak mniej więcej od połowy XIX wieku. W jakim miejscu? W Warszawie. Jest czas, jest miejsce, tylko drogi, jakimi doszliśmy do dnia dzisiejszego, poznikały. Postanowiłam odnaleźć zatarte przez rewolucje i wojny rodzinne ścieżki.

Już od wczesnego dzieciństwa ciekawili mnie moi przodkowie. Dziadkowie umarli podczas wojny. Jednak babcie szczęśliwie przeżyły, i to one snuły swoje opowieści pełne pozornie niewiele znaczących szczegółów. Z ich pamięci wyłaniał się świat jak z baśni. W warszawskim salonie rozmawiano o polskich sprawach. Panny grały na pianinie i śpiewały. Brodaci panowie wpisywali im wiersze do sztambuchów. Czas umilały spacery w Aleje Ujazdowskie i corsa kwiatowe. Panny marzyły o długich sukniach i kapeluszach. Może, jak to bywa na starość, babcie zapamiętały opromienione nadziejami początki, zapominając resztę życia – niełatwego, często tragicznego.

Słuchałam tych historii z szeroko otwartymi oczami. Obrazy przesuwały się, dalekie i tajemnicze, a zarazem bliskie i zachwycające. Pozostało mi po babkach kilka pamiątek: kuferek z wyłamaną nóżką obity czerwoną skórą, album ze zdjęciami nierozpoznanych osób, portret dziewczyny w błękitnoszarej sukni i niewielka karteczka złożona we czworo. I jeszcze coś – opowieść o listach, tak ważnych dla mojej ciotecznej babki, że zobowiązała mnie do opieki nad nimi. Być może to właśnie chęć poznania tej korespondencji: i ten niewielki kawałek papieru sprawiły, że zapragnęłam opowiedzieć własną wersję historii sprzed stu lat. Listy zniknęły, a karteczkę, która była wiadomością zakochanego młodzieńca, przekazała mi, niedługo przed śmiercią, cioteczna babka. Przechowuję ten list do dziś. Słowa prawie całkiem się zatarły, ale mam je w pamięci.

Co czuli ludzie „pięknej epoki”? O czym marzyli, czego się obawiali? Te pytania nurtowały mnie od dawna. Należało zacząć od własnej rodziny, ale... Niewiele o niej wiedziałam. Jakieś imiona – niepewne, daty – pokręcone. Im dalej w przeszłość, tym większa pustka. A przecież była niegdyś pełna życia, spraw, uczuć.

W poszukiwaniach pomógł mi, jakżeby inaczej, internet. Wiedziałam, że prababka, której imienia ani daty urodzin i śmierci do niedawna jeszcze nie znałam, mieszkała w centrum starej Warszawy, ale gdzie dokładnie? Nazwy ulic mieszały się, lata biegły i nie było jak ustalić kolejnych adresów. W rodzinnych wspomnieniach zachowały się pewne wskazówki. Prababka prowadziła tak zwany salon literacki. Spotykali się w nim artyści, pisarze, dziennikarze. Władysław Reymont, Antoni Lange, Jan Lemański, Leon Rygier, Zygmunt Różycki i wielu innych.

Szukając informacji o tych osobach, trafiłam na duży artykuł poświęcony Antoniemu Lange. Zwłaszcza jeden fragment z jego autobiograficznej książki Pochodnie w mroku przykuł moją uwagę. „W roku 1896/97 przez dłuższy czas mieszkałem razem z Reymontem – przy ulicy Nowy Świat – w meblowanych pokojach u pewnej bardzo sympatycznej «wdowy dziecinnej» pani K. Prawdę mówiąc, mieszkaliśmy w jednym pokoju, tak zwanym salonie o staromodnych meblach wiśniowego koloru. Na suficie wisiała tam lampa z kloszem z białego biskwitu, na którym płaskorzeźbą wystawione były sceny z życia pasterskiego. Reymont zapewniał, że go uwieczni w jakiejś powieści”. To było olśnienie. Pani K., Reymont i ta lampa z abażurem z białego biskwitu. Taką lampę wspominała babcia. Wprawdzie pełne nazwisko prababki nie zostało wymienione (dyskrecja wobec damy), ale pierwsza litera się zgadzała. Mówiło się w rodzinie, że prababka znała Reymonta jako młodego jeszcze człowieka i że mieszkał u niej. A zatem nie salon literacki, ale zwykłe „meblowane pokoje”? U pani K. spotykali się lokatorzy i ich goście, przyjaciele i znajomi pani domu, elita intelektualna ówczesnej Warszawy.

Dlaczego prababka wynajmowała meblowane pokoje? Co stało się z jej mężem? Jak traktowało ją otoczenie w czasach, kiedy samotna kobieta była tylko w połowie człowiekiem? Otóż małżonek wyjechał do Ameryki, pozostawiając żonę z czwórką małych dzieci. Rzecz bardzo niefortunna, wręcz dramatyczna. Z czego żyła prababka, skoro pochodziła z rodziny wprawdzie szlacheckiej, ale bez majątku, zapewne też bez oszczędności? Jak tłumaczyła innym swój status ni to mężatki, ni rozwódki? Najprawdopodobniej podawała się za wdowę, choć nią nie była. A małżonek żył za oceanem. Przysyłał listy i kartki pocztowe, i swoje zdjęcia. Na jednym z nich jest bardzo przystojnym mężczyzną, a w całej jego postaci jest coś fantazyjnego, swobodnego, czego pozostający w zniewolonym kraju rodacy byli pozbawieni. Wystarczy spojrzeć na ich wizerunki uwiecznione na starych fotografiach, poważne, surowe, mocno brodate i wąsate. Żyli przecież w niewoli, bez wielkich nadziei na wolność. Ich siły żywotne, ich talenty i ambicje były ograniczane każdego dnia, tygodnia, miesiąca. Lata mijały, a przemoc zaborcy stawała się coraz większa.

W powieści poznajemy panią Katarzynę (wcielenie mojej wyobrażonej prababki) w roku 1896. Kończy się wiek XIX. Pozornie wszystko trwa niewzruszone w swoich posadach, w rzeczywistości zmiany już mocno podkopały fundamenty europejskiego świata. Pani Katarzyna nie poddaje się. Za wszelką cenę pragnie zachować ład i porządek w życiu swoim i dzieci. Musiało to być trudne, skoro jej świat się rozpadł wraz z końcem małżeństwa, podstawy życia kobiety tamtych czasów. Zazwyczaj dziewczęta, prócz domowej, nie miały innej edukacji. Kształcono przede wszystkim chłopców jako przyszłych obywateli i żywicieli rodziny. Na to musiały się znaleźć fundusze. Dziewczęta nadal zadowalały się namiastką nauki. Tak właśnie wychowano Katarzynę. Kiedy została z czwórką dzieci, bez finansowego zabezpieczenia, musiała radzić sobie sama. I poradziła sobie. Jednak dzieci wychowała według starych zasad. Syn się wykształcił na inżyniera. Córki skończyły pensje dla panien, młodsza uczyła się w konserwatorium. Na nauce gry, śpiewu i malowania zakończyły swoją edukację. Ich życiowym zadaniem pozostało zamążpójście, urodzenie dzieci i wychowanie ich. To niemało. Jednak dwie wojny, które przetoczą się przez Europę, postawią je w przyszłości wobec przeciwności, jakich ani ich matka, ani one same nawet sobie nie wyobrażały.

Bohaterowie tej powieści w nagłych przebłyskach, intuicjach, w snach przeczuwają, że ich świat nieodwołalnie się kończy, a ten, który nadchodzi, zapowiada rzeczy nie tylko dobre, ale i złe. O tym rozmawiają w saloniku pani Katarzyny jej przyjaciele. Wynalazków i postępu technicznego obawia się córka Katarzyny, Janka, podobnie jak obawiała się ich moja młodziutka babka. Niepokoje przełomu wieków łagodzono na różne sposoby: ostrym widzeniem rzeczywistości, bez złudzeń, albo oddawaniem się marzeniom i rojeniom. Jedni entuzjazmowali się nowoczesnymi udogodnieniami, inni w automobilach, aeroplanach i telefonach widzieli zagrożenie dla Ziemi.

Jaka była Warszawa przełomu XIX i XX wieku? Miasto na rubieżach potężnego Imperium Rosyjskiego, ponadpółmilionowa stolica nieistniejącego państwa? W tym czasie prócz Polaków zamieszkiwało ją prawdopodobnie ponad sto pięćdziesiąt tysięcy Żydów, gnieżdżących się w ciasnych i biednych uliczkach północnej dzielnicy. Rosjan było w mieście kilkadziesiąt tysięcy, głównie wojskowych, wyższych urzędników i nauczycieli. W Warszawie w ciągu zaledwie trzydziestu ostatnich lat XIX wieku trzykrotnie zwiększyła się liczba mieszkańców. Większość żyła w nędzy. W powstających jak grzyby po deszczu byle jakich czynszowych kamienicach, bez kanalizacji, w ciemnych podwórkach i ciasnych uliczkach. Ludzie obawiali się, że wkrótce zabraknie czystego powietrza, wody i żywności. Potworności, jakie miały wkrótce przynieść obie wojny, nie przewidziano. Chyba nie mieściły się jeszcze w ludzkich umysłach.

Czas – pierwsze dziesięciolecie XX wieku, i miejsce – Warszawa – okazały się o wiele ciekawsze, niż początkowo myślałam. I pouczające. Wprawdzie takiej przemocy i terroru, jakie panowały na ziemiach polskich w czasie rewolucji 1905 roku, w PRL nie zaznaliśmy, jednak wspólnota doświadczeń jest uderzająca. Można było współczuć dawnym ofiarom prześladowań politycznych i zwykłym ludziom, śledzonym i szykanowanym na każdym kroku. Można się było solidaryzować z poprzednimi pokoleniami Polaków, stawiających nie tylko bierny, ale i czynny opór obcej władzy. Podobne były cenzura, donosicielstwo, łamanie sumień, brak nadziei na zmianę. Wówczas wielka wojna wyzwoliła Polaków z opresji. Wychowankowie polskich szkół z początku XX wieku, nasi dziadowie i pradziadowie, byli pokoleniem, które wywalczyło i odbudowało wolną Polskę. Kilkadziesiąt lat później strajki robotników, działalność inteligencji, wreszcie ruch Solidarności pozwoliły po latach zmagań, oporu i ofiar, czynionych nie tylko z życiowych aspiracji, doczekać upadku znienawidzonej władzy.

Powrócę jeszcze do Warszawy, rodzinnego miasta, w którym mieszkam od urodzenia. Moje stałe trasy to Aleje Ujazdowskie, Rozdroże, plac Trzech Krzyży, Nowy Świat, Krakowskie Przedmieście, czasem plac Unii Lubelskiej, fragmenty Marszałkowskiej. Jeszcze do niedawna nie wiedziałam, że wędruję tymi samymi ulicami co moi przodkowie przeszło sto lat temu. Kamienicę przy Nowym Świecie, gdzie mieszkała prababka i gdzie umieściłam akcję mojej opowieści, mijałam zapewne więcej niż tysiąc razy, nie podejrzewając jej sentymentalnej wartości. Tymi samymi trasami chodziły dwie śliczne dziewczyny, moje przyszłe babki. A zatem nic się nie zmieniło, mimo dwóch strasznych wojen i prawie całkowitego zniszczenia Warszawy? A może tędy biegnie oś miasta? Oś naszego świata? Poruszamy się po tej osi z południa na północ, intuicyjnie, zgodnie z jakimś wewnętrznym kompasem. Jazdów, leżący pośrodku, to przecież miejsce, gdzie przed wiekami stanęły pierwsze chaty nad Wisłą. Być może stąd właśnie wzięła swój początek Warszawa.

Dziś formy zanikają... Te formy, które kształtowały życie naszych przodków. Pozwalały im zachować tożsamość. Wskazywały drogę w świecie, który zaczynał się chwiać. Bohaterowie tej opowieści zdają sobie sprawę z zagrożeń. Każdy z nich na swój sposób próbuje mierzyć się z wyzwaniami, jakie niósł upadek wiary, postęp techniczny czy coraz wyraźniejsza zmiana społeczeństwa stanowego w społeczeństwo masowe. Jedni poddawali się rytmowi czasów, w jakich przyszło im żyć. Inni w iluzjach szukali ratunku. Jeszcze inni osuwali się w zwątpienie.

Pani Katarzyna się nie poddaje. Nieco staroświeckie zasady stosuje z rozsądkiem i miłością, które są dla niej tak oczywiste, że nawet nie zdaje sobie z nich jasno sprawy. Chaos rzeczy porządkuje z właściwą sobie ufnością. W równowadze szuka spokoju. Jest wrażliwa na wszelkie przejawy harmonii i piękna.

Jej córki są w mojej opowieści wciąż jeszcze młode, charaktery i historie ich życia dopiero się kształtują. Inne postacie, te kiedyś żyjące naprawdę i te istniejące wyłącznie w mojej wyobraźni, tworzą fikcyjny świat powieści. Może jednak nie tak bardzo daleki od prawdy?

A zaginione listy? Tak, odnalazły się. Na szafie w mieszkaniu, w którym zmarł wiekowy właściciel, doczekały chwili, kiedy po przeszło stu latach zostały odkryte. Było ich więcej, niż się spodziewaliśmy. Listy miłosne pewnego młodego człowieka i kilkaset kartek z lat 1900-1943. Całe dorosłe ludzkie życie. Życie mojej prababki Katarzyny. A choć nieraz widzę to życie jak na starej, wyblakłej fotografii, ożywiam je własną wyobraźnią, bo wiem, że to, czego dokonały minione pokolenia, nigdy nie idzie na marne.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: