Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Medycyna holistyczna. Tom VII Układ hormonalny. - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Rok wydania:
2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Medycyna holistyczna. Tom VII Układ hormonalny. - ebook

Czy doświadczasz objawów długotrwałego stresu, którymi są otępienie i wrażenie pustki w głowie, zawroty głowy występujące podczas obrotów ciała albo związane z czynnością układu przedsionkowego, mdłości i panikę? Są to oznaki nieprawidłowej pracy hormonów spowodowane nadmiarem stresu. Jeśli je odczuwasz skorzystaj z podpowiedzi cenionej terapeutki, która w tej książce proponuje naturalne, bezpieczne i skuteczne techniki odzyskania równowagi hormonalnej organizmu. Dzięki nim zharmonizujesz pracę nadnerczy i tarczycy, poprawisz sferę seksualną i relacje. Poznasz zasady diety, która poprawia funkcjonowanie gruczołów dokrewnych. Naturalna recepta na równowagę hormonalną kobiet i mężczyzn.

Spis treści

O serii Medycyna holistyczna

Przedmowa

1. Układ gruczołów dokrewnych z perspektywy holistycznej

2. Nadnercza – korzeń siły życiowej

3. Energia sakralna żeńskich gruczołów płciowych

4. Sakralna przestrzeń męskich gruczołów płciowych

5. Trzustka – złoty rdzeń

6. Grasica – większa jaźń

7. Tarczyca – autoekspresja

8. Przysadka i szyszynka – regulacja zmysłów parapsychicznych

9. Terapie holistyczne dla układu gruczołów dokrewnych

Refleksje końcowe

Dodatek

Bibliografia

Spis rycin i tabel

Curriculum Vitae dr Rosiny Sonnenschmidt

 

Kategoria: Poradniki
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8168-364-7
Rozmiar pliku: 8,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

O serii Medycyna holistyczna

Temat „narząd – konflikt – uzdrawianie” stanowi syntezę mojego holistycznego sposobu myślenia i leczenia. Wielka popularność tej problematyki, o której przekonałam się podczas prowadzonych przeze mnie seminariów oraz na podstawie reakcji na tę serię książek, pokazuje, jak wielu kompetentnych terapeutów ceni szerokie podejście w traktowaniu układów narządowych. Bardzo gorąco zareagowali oni na mój entuzjazm dla fizjologii oraz zagadnień emocjonalnych, mentalnych i duchowych, które kryją się za manifestacjami w narządach fizycznych i nasuwają możliwości twórczych rozwiązań. Eliminuje to niepotrzebne podziały, do których doszło na scenie terapeutycznej. Chciałam połączyć wszystko w harmonijną całość – czy chodziło o różne spojrzenia na homeopatię, współdziałanie między różnymi rodzajami terapii czy prawa fizjologii – i to mi się udało. Moje kursy przesyca radość wzajemnego doceniania kompetencji oraz humor i kreatywność w podejściu do chronicznych dolegliwości. Kiedy paraliżujący lęk przed coraz bardziej destrukcyjnymi chorobami naszego wieku ustąpi miejsca wolnemu duchowi sztuki uzdrawiania, będzie mogła rozkwitnąć radość naszej pracy terapeutycznej.

Seria ta powstała też pod wpływem refleksji, że na Zachodzie następuje stopniowe przejście od stosowania terapii do sztuki uzdrawiania. Spotykam coraz większą liczbę przedstawicieli sektora opieki zdrowotnej, którzy ofiarowują swoją pracę sile wyższej, czując, że uzdrawianie jest cenną umiejętnością, której można nauczyć się (ponownie) tylko od natury. Rozwój ten nie odbywa się na targowisku mediów i ceremonii przyznania nagród, ale tam, gdzie zawsze miało to miejsce od niepamiętnych czasów: w cichych pozytywnych nurtach epoki. Działały one jak zdrowa przeciwwaga wobec destrukcyjnych ludzkich tendencji i ocaliły nasz świat przed impulsem, aby podciąć gałąź, na której sami siedzimy. Dobrze jest podjąć decyzję, w który z tych nurtów chcemy zaangażować naszą energię, gdyż pomnażamy to, ku czemu kierujemy świadomość – zarówno w dobrym, jak i w złym. Zatem holistyczne podejście do postrzegania, myślenia i działania nie jest już w sztuce uzdrawiania tylko modnym wyrażeniem, można je wyczuć wszędzie jako dążenie, które należy wcielić w życie. Świadczy to o rosnącej szczerości w traktowaniu istot chorych: ludzi, zwierząt, przyrody i planety. Ten drugi rodzaj myślenia – redukcjonistycznego i ilościowego – czyli technomedycyna, oczywiście wciąż istnieje. Ale nawet ta odmiana ludzkiego umysłu, która ją stworzyła, jest częścią wielkiej całości. Spirytualizację sztuki uzdrawiania, nauk przyrodniczych i konkretnych praktycznych działań poznajemy po tym, że nie wyklucza się niczego i nikogo. Wszystko ma prawo istnieć – ale wszystko może też być pozostawione takim, jakie jest: podejście to oznacza wolność i wyraża świadomość jakości.

Koncepcja leczenia holistycznego – niezależnie od tego, jak jest „skomponowana” w szczegółach – skupia się nie tyle na metodzie uzdrawiania, ile na obrazie własnym człowieka, który nosimy w sobie. Jakie jest moje wewnętrzne oparcie, które może wytrzymać życiowe burze? Czy jestem zintegrowany z większą całością natury? Czy ufam jej mądrości i jej odzwierciedleniu w istotach ludzkich? Czy lubię ludzi jako przedstawicieli własnego gatunku ze wszystkimi ich właściwościami i aberracjami? Każdy z nas musi odpowiedzieć sobie na te pytania zarówno w życiu, jak i w zawodzie medycznym. Moje własne doświadczenia życiowe nauczyły mnie dostrzegać za zewnętrznymi pozorami pozytywny potencjał każdego człowieka. W rezultacie wierzę, że istnieje zarówno „zewnętrzna” chora osoba znajdująca się przede mną, jak i całkowicie nietknięta osoba duchowa, która (podobnie jak ja, podobnie jak my wszyscy) poszukuje wewnętrznego skarbu, jedności, pokoju i natury światła – jakkolwiek TO nazwiemy. Któż z nas nie wybrał w swoim życiu drogi choroby, aby lepiej zrozumieć sens istnienia? Kto nie zdobył duchowych wglądów poprzez cierpienie? Tyle że wglądy te są wolne od religijnej czy filozoficznej nadbudowy, wyznań wiary, przykazań i zakazów. Niezależnie od tego, jak wygląda ten proces, uzdrowienie oznacza wolność i swobodę. Kiedy my – jako terapeuci i uzdrowiciele – uznajemy, że posiadamy te właściwości, akceptujemy też, że inni ludzie mogą zachorować, że niekiedy chorują bardzo poważnie albo nawet trzeba im towarzyszyć w umieraniu.

Dla mnie znalezienie odpowiedzi na te pytania jest zgodne z moją drogą życiową, co oznacza przejście z poziomu prowadzenia terapii do poziomu sztuki uzdrawiania. Sztuka jest dążeniem do najwyższego porządku i dawaniem mu wyrazu. Artysta ma taką intencję, ale o tym, czy jego praca okaże się sztuką, decydują widzowie bądź słuchacze doświadczający oddziaływania jego dzieł i dalszych tego efektów. To więcej niż tylko kwestia gustu! To samo dotyczy sztuki uzdrawiania. Do jakiego poziomu uzdrawiania dążę? Jakie są moje najgłębsze intencje w sztuce leczenia? Dla mnie jest to duchowe zadanie dotarcia do ludzkiej duszy. Właśnie dlatego zawsze inspiruję pacjentów do kreatywnego procesu autoekspresji, gdyż jest on strawą dla duszy. Zawsze odpowiada to mojemu zamysłowi przerzucenia wielkiego mostu między poziomem materialnym, fizjologicznym i patofizjologicznym a duchowym punktem widzenia, jak również włączania w odpowiedniej do tematu formie aspektu artystycznego.

Uważam, że jest rzeczą fascynującą i inspirującą przyjrzenie się najpierw potencjałowi, który człowiek ze sobą przynosi, źródłom, z których może czerpać, by żyć i zapanować nad swoim życiem. Zdarza się, że dostęp do tego źródła jest chwilowo niemożliwy dla świadomości z powodu kryzysu lub choroby. Ale to źródło wciąż tam jest. Co więcej, „głos”, który nazywamy Wyższą Jaźnią albo intuicją, przemawia jasnym językiem i zwraca na siebie uwagę – nawet jeśli przybiera to formę gwałtownych objawów choroby i bólu. Nasza uwaga jest skierowana na zewnątrz, ku komuś lub czemuś, więc nie słyszymy w tym momencie głosu tego źródła, podążamy zamiast tego własną ścieżką cierpienia. Jest to bardzo ludzkie i wszyscy doświadczyliśmy już tego w różnym stopniu. Ktoś, kto wylądował w takim ślepym zaułku, powinien być potraktowany holistycznie, co oznacza dla mnie widzenie więcej, zdolność wyczuwania, słyszenia i niejako zaglądania za kulisy, aby postrzegać, jakimi właściwościami, zdolnościami, darami i talentami – słowem: pozytywnym potencjałem – dysponuje dana osoba, aby wydobyć się z takiego niekorzystnego położenia. W ten sposób pewnego dnia odsłoni się przed nią głębsze znaczenie choroby.

Podczas szkoleń dla jasnowidzów i uzdrowicieli, które opracowałam i prowadzę od piętnastu lat wespół z Haraldem Knaussem, zauważamy stały wzrost liczby terapeutów chcących wykształcić u siebie właśnie te zdolności. To coś więcej niż tylko fascynacja możliwością postrzegania dzięki zmysłom wewnętrznym znacznie więcej, niż to umożliwiają zmysły fizyczne. Nade wszystko wspaniałą sprawą dla naszego własnego duchowego wzrostu jest móc dostrzegać poprzez chorobę, cierpienie i udrękę to, co całe i zdrowe. Te pozytywne siły rozwijają się jedynie dzięki aktowi postrzegania tego poziomu. Możliwości sukcesu pracy terapeutycznej zostają wzmocnione, ponieważ widzimy nie tylko to, co pozostaje w opłakanym stanie, lecz także wnoszony przez pacjenta potencjał odzyskania pełni zdrowia. W ten sposób wyłania się holistyczna świadomość, którą nazywam świadomością duchową, gdyż ponownie z ufnością integruje się ona z większą całością natury, której odzwierciedleniem jest ludzki organizm. Stanie się uczniem natury oznacza codzienny zachwyt i pokorę. A to dlatego, że gdy ciało zdrowieje w łączności z umysłem, przyćmiewa to wszelkie leki i środki, które wymyśliliśmy w sztuce leczenia.

Obserwacja przebiegu chorób i kuracji pozwoliła mi poczynić pewne spostrzeżenia:

- Miejsce w układzie narządu, gdzie objawia się choroba, ma głębsze znaczenie.
- Poziom świadomości, na którym powstają wzorce myślowe, jest blisko związany z wibracjami emocjonalnymi i komórkowymi. Dlatego właśnie choroba objawia się fizycznie dokładnie w miejscu o optymalnej odpowiedniości energii i materii.
- W stanie zdrowia wszystkie układy narządów współbrzmią harmonijnie niczym utwór muzyczny, tworzą bowiem synergie i podlegają prawom harmonicznym.
- Skupiska komórek należące do danego narządu także mają własny „głos” – własną częstotliwość, ruchliwość lub rytm – jak w utworze muzyki polifonicznej.
- Wspólna tożsamość naturalnej częstotliwości komórkowej (narządu), emocji i wzorca myślowego tworzy ludzki temat lub potencjał. Można go przekształcić w konflikt bądź rozwiązanie: może on uczynić zdrowym lub chorym.
- Konflikt jest umiejscowiony dokładnie tam, gdzie można też znaleźć rozwiązanie. Przełożenie tego na rzeczywistość jest realnym procesem leczenia. W rezultacie nie wystarczy być świadomym rozwiązania w teorii; trzeba go też doświadczyć i je przeżyć, aby stało się realne.
- Organizm dysponuje niezwykle inteligentnymi mechanizmami samoregulacji. Podejmuje dzięki nim próby leczenia, które nazywam rozwiązaniami biologicznymi. Jednak takie rozwiązanie nie oznacza jeszcze uzdrowienia. Tylko rozwiązanie inteligentne, przeprowadzane przez całą świadomość, powoduje uleczenie na poziomie mentalnym, emocjonalnym i fizycznym.
- Każda chroniczna choroba rozpoczyna się od jakiegoś nieszkodliwego ludzkiego tematu, przeważnie związanego ze skórą w sensie zarówno dosłownym, jak i przenośnym. Ale ponieważ nie jest on rozwiązywany ani na poziomie mentalnym, ani emocjonalnym, staje się coraz bardziej rozległy, intensywny i stopniowo zagłębia się w odpowiednią manifestację komórkową. W tym procesie system energetyczny człowieka wykorzystuje dla przetrwania sensowne strategie kompensacji.
- Moją misję terapeuty postrzegam jako stopniowe dawanie fizycznych, emocjonalnych i mentalnych impulsów na drodze do uleczenia najpoważniejszej manifestacji choroby, aby cały system energetyczny przechodził na coraz mniej poważny poziom, aż choroba opuści go przez skórę.

Na początku mojej pracy terapeutki konkluzje te doprowadziły mnie do źródeł Tradycyjnej Medycyny Chińskiej z jej teorią odpowiedniości – dlatego tematowi temu poświęciłam trochę miejsca w każdym z tomów tej serii. W ciągu 4500 lat pomysłowa teoria odpowiedniości (inaczej: korespondencji) została rozwinięta dzięki coraz bardziej wysubtelnianemu ujęciu, według którego układ narządowy/meridian oraz problematyka mentalna/emocjonalna tworzą nierozdzielną całość.

Życie przebiega w rytmach i cyklach. Procesami tymi zawiadują biegunowe siły (yin-yang). Wglądy te uzyskano bez pomocy mikroskopów, ultrasonografii, tomografii mózgu i sekcji zwłok. Dzięki mistrzostwu obserwacji według zasady hermetycznej „jako na górze, tako na dole; jako wewnątrz, tako na zewnątrz” oraz powiązaniu tych odkryć Chińczycy stworzyli naturalną naukę, która do dzisiaj pozostaje aktualna. Stanowi ona podstawę mojego homeopatycznego sposobu myślenia i działania, bo pozwala niejako „jednym rzutem oka” sklasyfikować zależność narząd – konflikt – rozwiązanie/uzdrawianie. Odwoływanie się do świadomości cyklicznej z chińskiej teorii odpowiedniości chroni mnie przed popadaniem w liniowe myślenie typu „objaw – lekarstwo, objaw – lekarstwo” (które przeważa niestety w homeopatii), a zarazem pomaga postrzegać i leczyć różne poziomy istnienia człowieka, w tym również duchowy aspekt jego narządów.

Oprócz chińskiej klasyfikacji narząd – konflikt – rozwiązanie uwzględniam też oczywiście w mojej pracy aktualne dokonania neurofizjologii i badań nad mózgiem. Ta ostatnia dyscyplina intensywnie eksplorowała przede wszystkim zależności między narządem a konfliktem i czyni to nadal.

Struktura i treść poszczególnych tomów tej serii została tak opracowana, aby korzyści z lektury wynieśli zarówno terapeuci, jak i laicy. Podejmują one następujące tematy:

- układ narządowy z perspektywy fizjologicznej i duchowej;
- choroby związane z danym układem narządowym;
- tematy emocjonalne/mentalne danego układu narządowego;
- związane z danym narządem konflikty i ich rozwiązania;
- środki homeopatii miazmatycznej, organotropowej i konstytucjonalnej;
- zalecenia dietetyczne;
- terapie naturopatyczne.

Nacisk kładziony w różnych tomach na poszczególne tematy bardzo się może różni, ale zawsze tworzą one wszechstronny, niedogmatyczny, elastyczny mentalny „organizm”, który – mam taką nadzieję – nadal będzie inspirować moich kolegów do własnych przemyśleń i działań. W końcu takie jest właśnie głębsze znaczenie mojej działalności szkoleniowej. W konsekwencji nie zamieszczam tutaj opisów fizjologii organizmu, każdy może bowiem przeczytać o tym w książkach medycznych. Moje wysiłki skupiam na próbach uwolnienia układów narządowych organizmu od obiektywizacji, a także traktowania ich jako żywe istoty mające określone cechy oraz potencjał konfliktów i ich rozwiązań oraz wpisania tego w szerszy kontekst. W procesie tym pozwalam sobie na pełną swobodę skojarzeń i twórczych punktów widzenia, gdyż podtrzymuje to moje zdumienie cudem natury i duchowym dostępem do fizycznego ciała.Przedmowa

Magiczna liczba siedem zawsze mnie fascynowała, gdyż najzwyczajniej odzwierciedla naturalne procesy ludzkiego rozwoju i rytmu życia. Każda opowieść o Stworzeniu relacjonuje, jak proces ten ustał dnia siódmego. Jest to opis głównego cyklu kosmicznego, który sięga aż do mikrokosmosu ludzkiego organizmu. Liczba siedem oznacza też początek nowego rozwoju, który następuje po ukończeniu „szóstki”, co wyraża heksagram serca i jego harmoniczne prawa 1, 2, 3, 4 i 61. Siódemka jest pierwszym krokiem do następnej triady – czyli dziewiątki – która ucieleśnia dodatkowy przypadek ukończenia. Wiadomo też powszechnie, że ludzie przechodzą zmiany na wszystkich poziomach istnienia właśnie w rytmie siedmioletnim.

Układ gruczołów dokrewnych jako temat siódmego tomu wybrałem też z jeszcze innego względu, od tysięcy lat bowiem w różnych systemach treningu duchowego widziano w tym układzie fizyczne zakotwiczenie różnych niewidocznych dla oka ośrodków energetycznych. Innymi słowy: żaden układ narządowy nie podlegał spirytualizacji w takim stopniu, jak siedem gruczołów dokrewnych. Nie odbywało się to w sposób intelektualny, lecz opierało na doświadczeniu niezliczonych jednostek, które osiągnęły samowiedzę dzięki parapsychicznemu postrzeganiu energii gruczołów. Na tej podstawie tysiące lat temu mistrzowie systematyzacji – Hindusi – badali zależności między umysłem a materią, a także między energią a przejawieniem, i kultywowali swoje osiem ścieżek jogi (ćwiczeń duchowych). Natomiast mistrzowie obserwacji natury – Chińczycy – poznali w sposób parapsychiczny różne szlaki meridianów i porządek punktów energetycznych i na tej podstawie opracowali swoją holistyczną medycynę. Wszystko, co zostało przekazane do naszej epoki z tych dwóch głównych źródeł ludzkiej mądrości, pozostaje aktualne i jest stopniowo potwierdzane nowoczesnymi metodami zachodnich nauk przyrodniczych. Niekiedy potrzebne jest może przetłumaczenie dawnej obrazowej prozy na nasz język racjonalności, ale każdy, kto zagłębi się w te najdawniejsze dojrzałe nauki, będzie zdumiony logiką, precyzją i holistycznym podejściem tych systemów myślenia i ich praktycznej realizacji. Wspominam o tym, ponieważ hinduskie i chińskie arcydzieła holistycznej medycyny przekazują jednocześnie duchowy obraz ludzi i świata. Uczą nas, że ścisłą diagnozę można też postawić przy użyciu całkiem odmiennych zdolności postrzegania. W dawnych kulturach Azji duchowy rozwój, do którego ludzie dążyli od niepamiętnych czasów, nie był generalnie oddzielany od ciała. Jedyny wyjątek stanowiły kierunki ascetyczne. Ciało postrzegano jako „wehikuł duszy”, świątynię oraz poziom urzeczywistniania doświadczeń duchowych. Już przyjrzenie się nieprzerwanej linii przekazu buddyjskich mistrzów zen, która sięga czasów współczesnych, pokazuje, że zawsze wybierali oni oddech i „subtelną” aktywność gruczołów dokrewnych jako wehikuł poszerzania świadomości. Stworzyli niezliczone ćwiczenia mające kierować promienio­wanie energii na zewnątrz, a jej skupienie do wewnątrz. Obejmo­wało to zawsze świadome doświadczenie odśrodkowej i dośrod­ko­wej efektywności sił wewnątrz naszego organizmu i ich energetycznych zależności. Duchowość była i jest syntezą energii fizycznych, emocjonalnych i mentalnych. Żaden wyraz życia nie jest ważniejszy niż inny. Doświadczenie tego i urzeczywistnienie wymaga uważności.

W każdej epoce żyły indywidualności cechujące się tak silnym pragnieniem wewnętrznego wyzwolenia i obserwacji własnej natury, że popadły w fanatyzm. Pouczające w kontekście naszego tematu jest przyjrzenie się, jak mistrzowie radzili sobie z tą sytuacją. Genealogię mistrzów zen z Indii, Chin, Japonii, Wietnamu i Korei przekazywano w sposób prawie nieprzerwany przez 2500 lat, nawet jeśli obejmowała ona tylko po kilka wierszy czy ideogramów dla każdej osoby. Ale w ramach tradycji pisanej najwyraźniej uznano za konieczne przekazanie przyszłym adeptom rad dotyczących „stabilizacji umysłu”. Daje nam to wgląd w praktykę związaną ze zdolnością współbrzmienia gruczołów dokrewnych i ośrodków energetycznych. Były wśród nich ćwiczenia wizualizacji, rytmicznego oddychania lub świadomego kierowania energii przez ośrodki energetyczne. Podkreślano też, że praca z energią musi przynosić korzyści ciału. Siddharta Śakjamuni, czyli historyczny Budda (budda = „przebudzony”), osobiście przekonał się, że lata umartwień i ascetyzmu doprowadziły go nie do oświecenia, lecz na granicę śmierci. Doskonałego oświecenia doświadczył dopiero, kiedy zasiadł w milczeniu pod drzewem i posilił się ofiarowaną mu przez ludzi strawą. Był to początek treningu duchowego bez konceptualizacji i wyznań wiary, którego jedynym celem było doświadczenie jaźni. Kiedy doświadczamy czegoś osobiście, uznajemy to za doświadczenie żywe, czyli z pierwszej ręki. Poniższe stwierdzenie pozostaje prawdziwe od czasów Buddy:

To nie nauki
umożliwiają doświadczenie oświecenia,
ale doświadczenie oświecenia
umożliwia zrozumienie nauk.

Jest to szczególnie trudne do zaakceptowania dla świadomości Zachodu, ponieważ uczymy się tu czegoś wręcz przeciwnego, dlatego rozbudzamy w sobie określone oczekiwania dotyczące przyszłości – teoretycznie postulujemy koncepcje, opinie i osądy, a następnie obserwujemy, jak te teorie sprawdzą się w praktyce. Jesteśmy zatem bardziej przywiązani do wiedzy książkowej, toteż czytając święte pisma, wierzymy, że zawierają one iskrę mądrości. Czytanie mądrych ksiąg ma sens, gdyż lektura może nas zainspirować do przemyślenia życiowych celów.

Ale droga do własnego doświadczenia – do wiedzy z pierwszej ręki – nie jest możliwa bez dyscypliny, wewnętrznej kontemplacji (medytacji i modlitwy) oraz pracy z tematami cieniami, gdyż każda autentyczna ścieżka duchowa konfrontuje nas z fizycznymi, emocjonalnymi i mentalnymi „placami budowy” – słowem, ze związaną energią świadomości ego. Częścią takiej ŚCIEŻKI są też frustrujące okresy zobojętnienia i zwątpienia w siebie.

Czytelnik zapyta może: „A cóż to wszystko ma wspólnego z gruczołami dokrewnymi?”.

Otóż bardzo wiele! Świadomość przejawia się w komórkach, a komórki wibrują i promieniują energią. Najsilniejszym źródłem energii są gruczoły dokrewne, które z kolei są ściśle związane ze splotami nerwowymi i określane sanskryckim terminem „czakra”2. Niektórzy terapeuci rzekomo pracują z „energią czakr”, przykładają lecznicze kamienie do niektórych okolic ciała w celu pobudzenia czakr, obracają przestawione, jak twierdzą, czakry „we właściwą stronę”, by je naładować, zamykają je, otwierają, oczyszczają – i tak dalej. Są to poszukiwacze, którzy chcą zrobić coś dobrego i czują, że mamy tu do czynienia z bardzo subtelnymi częstotliwościami. Jednak na scenie ezoterycznej termin „czakry” jest już używany w sposób, który go niemal dewaluuje. W rezultacie zwykle największą uwagę zwraca się na ich energię, ale związane z czakrą miejsca fizycznych narządów – gruczołów dokrewnych – są zaniedbywane. Scena ezoteryczna przepuściła właściwie wielką szansę, aby w zdecydowany sposób pobudzić medycynę holistyczną do zreformowania nudnych przedstawień endokrynologii. Prąd duchowy New Age – dziś już przestarzały – istniał od wczesnych lat sześćdziesiątych dwudziestego wieku i utorował drogę nowemu modnemu trendowi zwanemu „wellness”. Ten ostatni propaguje albo utrzymywanie ciała materialnego w zdrowiu dzięki niezliczonym zdrowym dietom („jedynym prawdziwym”), albo przezwyciężenie go za pomocą umysłu. Zatem ciało i umysł rozchodzą się również w świadomości New Age. Ezoteryka tego kierunku nie wpłynęła zapładniająco na holistyczną sztukę leczni­czą; świadomość tę wyrażają raczej zasadniczo naiwne koncepcje i pragnienia przeżycia sensacyjnych doświadczeń w możliwie najkrótszym czasie. To podejście staje się zupełnie oczywiste w kontekście tematyki czakr. Jak już wspominałam, rozumiem potrzebę docenienia podświadomych poszukiwań doświadczeń z czakrami. Wzięłam sobie jednak do serca spostrzeżenia wynikające z własnego treningu duchowego. Liczą się tu dla mnie tylko moje osobiste doświadczenia, ponieważ w pewnym stopniu otworzyły one przede mną wymiar czakr.

Słowo „czakra” znaczy w dosłownym przekładzie „koło”. Jak w przypadku wszystkich terminów sanskryckich, zawsze obejmuje to poziom materialny, emocjonalny i duchowy, przeskakując między nimi w wirtuozerski sposób – w zależności od kontekstu i poziomu obserwacji. Energie czakr i ich fizyczna korelacja z różnymi gruczołami dokrewnymi, rozważane z najwyższej perspektywy, są etapami świadomości, przez które przechodzi każdy człowiek albo w jednym życiu, albo na przestrzeni kilku inkarnacji. Gruczoły dokrewne komunikują się między sobą, są od siebie uzależnione i wzajemnie się zasilają, dotyczy to także ich aspektu duchowego bądź energetycznego. Wszystko w ludzkim życiu – zarówno wewnętrznym, jak i zewnętrznym – przebiega rytmicznie i cyklicznie oraz tworzy pętle w większym i mniejszym sensie, przechodząc przez progi transformacji. Progi takie tworzy zarówno gruczoł fizyczny jako dostawca hormonów, jak i różne poziomy energii. Tam właśnie niższe częstotliwości są przekształcane w wyższe. Dlatego naiwnością jest wyobrażanie sobie liniowych hierarchii energii czakr świadomości uszeregowanych od dołu do góry, a także mówienie o czakrach niższych czy wyższych. Powinno się przynajmniej opisywać, o którym poziomie czakry się mówi i gdzie go postrzega. Musimy poważnie traktować prawo hermetyczne obecne w każdej praktyce duchowej: jako wewnątrz, tako na zewnątrz; jako na dole, tako na górze.

Fakt, że płytka scena ezoteryczna obiecuje szybką dojrzałość duchową dzięki kursom „otwierania” i „stymulowania” trzeciego oka albo czakry korony, pokazuje, że nie obejmuje to świadomości cyklicznej i od samego początku nie bierze się pod uwagę definicji czakry („koło” lub „krąg”). Wiele osób chciałoby mieć otwartą czakrę korony bez wykonania podstawowej pracy i zadbania o świątynię, w której obraca się koło istnienia. Albo też obierają bardzo pragmatyczne podejście do świadomości czakr, dokonując manipulacji na różnych okolicach ciała przy użyciu dłoni lub różnych przedmiotów. Nic tu nie świadczy o percepcji, tacy ludzie robią coś z duchowymi odpowiednikami gruczołów dokrewnych i zajmują się po dyletancku tak zwaną pracą z energią. Także w tym przypadku obecna ezoteryka nie wykorzystała dobrej okazji, by zrewolucjonizować holistyczną medycynę poprzez wyjaśnienie koncepcji, że nie jest możliwe manipulowanie (wywieranie wpływu) stopniem świadomości i eliminowanie progów transformacyjnych – i bardzo dobrze, że nie jest! Nawet najlepsze aromaty, kamienie lecznicze czy terapie manualne nie przekształcą świadomości. Mogą to zrobić jedynie sami zainteresowani, jeśli zintegrują te uzdrowicielskie impulsy ze swoim codziennym życiem. Tylko osobiste doświadczenie człowieka może zmienić jego świadomość.

W kontekście tej tematyki oznacza to, że musimy postrzegać zaburzenia gruczołów dokrewnych nie tylko przez pryzmat ich objawów, ale także mając na uwadze aspekty duchowe. Upłynął długi czas, zanim poczułam się gotowa na takie podejście. Podczas mojego szkolenia mediumicznego – które rozpoczęło się ponad dwadzieścia sześć lat temu – chciałam najpierw wysubtelnić u siebie percepcję energii czakr. Moja mistrzyni zen roshi Koun-An Doru Chiko (Brigitte D’Ortschy) – oficjalnie uznana za następczynię dharmy mistrza Yamady Kouna – udzieliła mi instrukcji, jak wyczuwać promieniowanie czakr na plecach medytującego i o czym świadczą te energie, ale również to była wiedza z drugiej ręki – nawet jeśli ręka była uznana. Najpierw musiałam zdobyć własne doświadczenia w tej dziedzinie, aby lata później przekonać się, że choroby gruczołów są także chorobami duchowymi. W tym celu moja percepcja parapsychiczna pola ludzkiej energii, zwanego też „aurą”, musiała ulec wysubtelnieniu w wiarygodny i przystępny sposób. Sama percepcja nie wystarcza, gdyż musi okazać się prawdziwa. To z kolei skłoniło mnie do obserwacji prawidłowości przebiegu procesów leczniczych. Nauki, jakie z tego wyniosłam, wzbogaciły moje rozumienie holistycznego podejścia i wyznaczyły początek metody leczenia. Uznałam konieczność zrozumienia ludzi chorych na różnych poziomach istnienia oraz rozwijania koncepcji holistycznego leczenia. Stopniowo pogłębiała się moja pewność dotycząca sensowności włączenia w przypadku osób chronicznie chorych oprócz poziomu fizycznego także duchowego. W sposób nieunikniony doprowadziło to także do uwzględniania układu gruczołów dokrewnych, nawet kiedy aktualnie nie występują żadne dolegliwości z jego strony. Układ hormonalny (dokrewny) nie jest zamkniętym systemem narządowym jak serce, wątroba, nerki i tak dalej, obejmuje natomiast całość ludzkiej egzystencji. Wyraźnie uczy to nas, jak wszystkie elementy współpracują ze wszystkimi innymi, stanowiąc sieć wewnętrznych obwodów regulacyjnych i tworząc doskonałe synergie.

Jeszcze jedna rzecz zainspirowała mnie do bardziej gruntownego zbadania przy udziale zmysłów parapsychicznych zależności między czakrami, gruczołami dokrewnymi a układem nerwowym. Po publikacji mojej książki o lekach parapsychicznych w homeopatii (Mediale Mittel in der Homöopathie, Sonntag Verlag) zaobserwowałam wzrost liczby pacjentów skarżących się, że ich czakry obracają się w niewłaściwą stronę, zbyt słabo albo w ogóle tego nie robią. Zauważyłam zarówno „choroby ezoteryczne”, jak i choroby będące wynikiem praktyk ezoterycznych. Czy objawy te należało traktować poważnie? Co w rzeczywistości oznaczają pojęcia ezoteryczne? Co mają opisywać? Czy są to jedynie wytwory wyobraźni? Czy są jakoś powiązane z układem hormonalnym? Czy ludzie ci rzeczywiście cierpieli na zaburzenia pracy gruczołów? Nie chciałabym i nie mogłam odpowiedzieć po prostu na te pytania w sposób intelektualny. Ale tym bardziej nie byłam skłonna odrzucać tych przybranych w ezoteryczną szatę opisów objawów jako „ezo-śmieci”. Pomimo mojego poczucia humoru i komizmu bardzo poważnie traktuję uskarżanie się na dolegliwości – niezależnie od tego, jak osobliwe się wydają. Chciałam dokładniej przyjrzeć się sprawie i przekonać, gdzie pojawiają się one w organizmie. Były powody, aby wyjść poza sferę zwykłego zmysłowego postrzegania i posługując się wewnętrznym wzrokiem i słuchem zbadać zależności między ciałem fizycznym a warstwami energetycznymi. Z jednej strony umocniło to moje miazmatyczne podejście do homeopatii, gdyż obejmowało rozpoznanie dynamicznych procesów organizmu, prób samoleczenia i wzorców kompensacji. Z drugiej zaś – w przypadkach problemów energetycznych raz po raz napotykałam kwestię gruczołów dokrewnych.

Jeszcze jedno spostrzeżenie zainspirowało moje zainteresowanie układem hormonalnym. Ponad czterdzieści lat temu byłam śmiertelnie chora w następstwie konwencjonalnie leczonej błonicy. Doszło przy tym do daleko posuniętej deformacji i zbliznowacenia mięśnia sercowego. Potem leczono mnie już tylko metodami naturopatycznymi. Najistotniejsze były tu rytmiczne oddychanie i ćwiczenia gruczołów. W owym czasie holistyczni doradcy zdrowotni nie byli nawet zainteresowani diagnozami klinicznymi, ale ufali podstawom procesów leczniczych: odżywianiu zgodnemu z porami roku (w jakim okresie które pokarmy mają najwyższą wartość leczniczą w naturze?), rytmicznemu oddychaniu, rytmicznym ćwiczeniom gruczołów oraz harmonizacji organizmu za pomocą samogłosek i ruchu ciała. Po roku objawy ustąpiły, ale dla zachowania zdrowia podtrzymywałam ten wyuczony od podstaw rytm życiowy przez następne dziesięć lat, ponieważ już wówczas zainteresowały mnie korelacje między ciałem, oddechem a rytmami gruczołów. Intensywnie zajęłam się pradawną indyjską jogą oddechu oraz specjalnymi tantrami („dla uzyskania mocy psychofizycznych”) z nauk jogi3.

W 1972 roku wyruszyłam w moją pierwszą podróż badawczą do Indii i miałam to szczęście, że poznałam w Kalkucie pandita Trayę Lokę Ranę (zmarł w 1985 roku), pochodzącego z Nepalu jednego z ostatnich mistrzów tantry. Obsypywany niezliczonymi tytułami honorowymi, zasłynął w całych Indiach jako żywa encyklopedia, gdyż znał na pamięć wszystkie tantry.

Ryc. 1. Pandit Traya Loka Rana

Pozwolił mi zostać przez kilka miesięcy swoją uczennicą i udzielił dokładnych instrukcji w temacie, który podówczas, podobnie jak dzisiaj, głęboko mnie interesował: energetyki systemów gruczołów dokrewnych. Najpierw objaśnił, co właściwie znaczy termin tantra – a mianowicie „tkanina, zależność lub ciąg­łość”. Nie chodzi tutaj o tkani­nę materialną, ale eteryczną czy energetyczną, o rytmicznie pulsujące ciało energii istoty ludzkiej, splecione z niemal niezliczonych kanałów energetycznych. Jest to zatem tkanina niematerialna, utkana ze światła. Na długo przed naszą erą była ona dla jasnowidzących oczu staroindyjskich mistrzów jogi oraz chińskich lekarzy widoczna w sposób równie naturalny, jak ciało fizyczne.

Ryc. 2. Staroindyjskie przedstawienie ciała energetycznego człowieka, utkanego z kanałów energii

Ta eteryczna tkanina została nawet dokładnie opisana, ponieważ te jakby linie widoczne na rycinie 2 to sanskryckie nazwy kanałów energetycznych (nadi), które z kolei, podobnie jak chińskie meridiany, dokładnie odpowiadają wewnętrznym narządom i układom narządowym.

Ta „nauka o tkaninie” stała się centralną doktryną o „boskiej energii i sile stworzenia”, tworząc podstawę wszystkich duchowych traktatów hinduizmu i buddyzmu. Obejmuje ona zawsze trzy siły określające naszą egzystencję: męską siłę prokreacyjną (Śiwa) ognia i słońca z głównymi cyklami życiowymi, kobiecą siłę rodzenia i odżywiania małego cyklu księżycowego (Śakti), oraz siłę, która ponownie niszczy wszystko, co należy do cyklu stawania się i przemijania (Kali). Na przestrzeni wieków w następstwie doświadczeń wielu pokoleń adeptów duchowego treningu wyłoniły się stąd różne szkoły.

Na Zachodzie najbardziej znana jest kundalini joga, ponieważ uczy dokładnie tego, o co walczono tutaj ogniem i mieczem przez ostatnie dwa tysiące lat: opanowania sił seksualnych i ich duchowej sublimacji. Dzieli się ona na dwa kierunki. Tantra lewej ręki przekazuje ćwiczenia dyscyplinujące ciało i umysł w celu osiągnięcia mocy psychofizycznych. Drugi kierunek, zwany tantrą prawej ręki, uczy osiągania stabilnego zdrowia i długiego życia dzięki bezwzględnemu poświęceniu żeńskiej sile twórczej za pomocą ćwiczeń fizyczno-mentalnych. T. L. Rana wyjaśnił mi, że ta tantra służy też jako podstawa dla osiągania mocy siddhi poprzez nauczenie się świadomej kontroli nad gruczołami dokrewnymi i spowalniania ich funkcji dla wywoływania stanu zbliżonego do śmierci. Niezależnie od tego podczas mojej drugiej podróży badawczej do Benaresu w 1978 roku mogłam gruntownie studiować takie moce siddhi, bo tak się akurat złożyło, że guru ze wszystkich szkół tantrycznych zgromadzili się wtedy nad Gangesem podczas największego hinduskiego festiwalu religijnego Khumba Mela.

Ludzie Zachodu mogą zadawać sobie pytanie, jaki sens ma to, że takie jednostki zanurzają się na tydzień na dno rzeki albo spędzają siedem dni zamurowane w hermetycznym pomieszczeniu. Możliwe, że także żądza sensacji pcha ludzi do tego, aby z powodów religijnych poświęcać dziesiątki lat życia na przygotowania do przeprowadzania takich eksperymentów. Uznałam wyjaśnienia Rany i niektórych sadhu (mistrzów mocy sidhhi) – których poznałam osobiście – za bardzo ważne, gdyż mieściły się w zakresie moich zainteresowań badawczych. Osiągnięcie takich paranormalnych zdolności wymaga jedynie regulacji wydzielania hormonów gruczołów dokrewnych. Przede wszystkim przysadki i szyszynki, ale obejmuje także wytwarzanie hormonów żołądka, jelit, nerek i serca. Zrozumiemy, jak niesamowite są te zdolności, kiedy zdamy sobie sprawę, że ci ludzie – poza bardzo nielicznymi wyjątkami – nie mają żadnej wiedzy o strukturze organizmu fizycznego, a jednak dokładnie znają funkcje poszczególnych gruczołów oraz części ciała i uczą się je kontrolować.

Ryc. 3. Indyjski lekarz jako mistrz tantry mocy siddhi (tantry prawej ręki)

Żywię szacunek i wdzięczność wobec pewnego człowieka o wyjątkowej osobowości, którego obecności dane mi było doświadczyć i który zechciał na podstawie swojego zrozumienia wiedzy Zachodu wyjaśnić mi w pewnym stopniu to, co niepojęte.

Ten mistrz tantry studiował medycynę w Oksfordzie i przez wiele lat pracował w Anglii i Indiach jako lekarz. Jak to opisuje, pewnego dnia przypomniał sobie o tradycji tantry i zadał sobie pytanie, czy lekarz wykształcony na Zachodzie i obeznany z anatomią i fizjologią byłby w stanie uzyskać takie zdolności. Rozpoczął więc trwające dziesięciolecia ćwiczenia pod kierunkiem mistrzów tantrycznych. Opanował szczególną zdolność „przezwyciężania gorąca poprzez chłodzenie”. Jak się naocznie przekonałam, oznacza to, iż kazał się zamurować w palących promieniach słońca tak, że nie mógł poruszać się ani nawet oddychać. Z mojego okna widziałam, jak tuż wokół siedzącego jogina wznoszono do wysokości jego głowy ze spajanych zaprawą murarską nieobrobionych kamieni mur w kształcie ściętej piramidy. Nikomu nie pozwolono podchodzić doń bliżej niż na odleg­łość pięciu metrów, a tym bardziej fotografować. Przez pięć dni i nocy uczniowie jogina strzegli tego miejsca, medytując przez cały dzień, wystawieni na bezpośrednie światło słoneczne. Trudno opisać niesamowite promieniowanie energii i atmosferę tego miejsca. Zrobiłam więc sobie przerwę w badaniach terenowych i pięć dni spędziłam w moim mieszkanku, aby obserwować wszystko, co działo się na miejscu. Po pięciu dniach mur rozebrano, odsłaniając mężczyznę, który siedział tam nieruchomo w pozycji pełnego lotosu. Jego uczniowie zaczęli wykonywać rytmiczne ruchy przypominające kołysanie i recytować głębokim głosem mantry. Po mniej więcej trzech godzinach jogin „odżył”. Pozwolono mi zbliżyć się doń na odległość dwóch metrów, a nawet zrobić zdjęcie na zakończenie rozmowy.

Ten bezimienny sadhu i nauczyciel jogi dla niewielkiej grupki uczniów odpowiedział na moje pytania w przyjazny i cierpliwy sposób. Dał mi dwadzieścia minut, ponieważ potem, jak stwierdził, musiał przez dłuższy czas pożuć niewielki kawałek rzodkwi dla stymulacji czynności gruczołów. Dopiero potem miał się czegoś napić.

Patrząc z perspektywy czasu, było to najcenniejsze dwadzieścia minut mojego życia jako badaczki. Lekarz ten wyjaśnił mi, że ćwiczenie rozpoczyna się na poziomie fizjologicznym w dwóch miejscach: w podwzgórzu z przejściem do przysadki i szyszynki oraz w trzustce. Największe wyzwanie, jeśli chodzi o kontrolę układu hormonalnego, stanowią gruczoły dokrewne pełniące podwójną funkcję, jak trzustka i męskie gruczoły płciowe. Wielu sadhu przeciążających się przesadnymi wyczynami cierpiało według niego na cukrzycę, gdyż dla zapobieżenia chorobom należy zawsze zachowywać optymalną równowagę w środkowym ośrodku energetycznym (splot słoneczny). Jako lekarz wziął to sobie do serca. Nie uskarżał się na żadne dolegliwości, a przede wszystkim mimo starszego wieku nie miał cukrzycy.

T. L. Rana potwierdził te informacje, sam był diabetykiem i wyjaśnił, że te szczególne zdolności mają swoją cenę w kategoriach zdrowotnych.

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej

1 Zostało to obszerniej omówione w tomie szóstym tej serii: Układ krążenia.

2 Słowo cakra może znaczyć „dysk, dysk Wisznu, koło, moc przepływająca przez ośrodki energetyczne, koło władcy”.

3 Studiowałam indologię i etnologię muzyki ze szczególnym uwzględnieniem Indii, Chin i Japonii.NERKI I PĘCHERZ – MEDYCYNA HOLISTYCZNA TOM V

dr Rosina Sonnenschmidt

W piątym tomie serii Medycyna holistyczna najpopularniejsza terapeutka opisuje tematy i konflikty związane z układem moczowym. Książka przedstawia szczegółowy obraz chorób pęcherza, nerek i dróg moczowych, takich jak kamica nerkowa, kłębuszkowe zapalenie nerek, ich niewydolność, złośliwe guzy i nadciśnienie naczyniowo-nerkowe, zapalenie pęcherza, problemy z mikcją i moczeniem nocnym. Autorka opisuje także zaburzenia nadnerczy jak choroba Addisona i zespół Cushinga oraz podaje sposoby na ich rozwiązanie. Poznasz kompleksową terapię naturopatyczną, która obejmuje sugestie dietetyczne, leki roślinne, niezwykle skuteczne ozonowane oleje roślinne (rizole), odkwaszanie organizmu oraz chińskie teorie odpowiedniości i terapie zachodnie. Zadbaj o swoje nerki a oczyścisz cały organizm.

UKŁAD KRĄŻENIA – MEDYCYNA HOLISTYCZNA TOM VI

dr Rosina Sonnenschmidt

Serce poprzez obieg krwi jest ściśle związane z całym organizmem i wpływa na najodleglejsze obszary ciała. Jest najważniejszym dostawcą sił witalnych i optymalizuje funkcjonowanie innych narządów. W tomie szóstym serii Medycyna holistyczna Autorka opisuje choroby serca i układu krążenia, takie jak miażdżyca, zawał serca, nadciśnienie, zaburzenia rytmu serca, niewydolność serca i żylaki. Analizuje również przełomowe odkrycia kardiologii, konflikty związane z sercem i układem krążenia, a także podaje metody ich rozwiązania. Poznasz zastosowanie sprawdzonych środków homeopatycznych oraz metody naturopatyczne, takie jak ćwiczenia rytmiczne, odkwaszanie i dieta, najskuteczniejsze zioła na serce oraz środki lecznicze według św. Hildegardy. Droga do zdrowego serca.

SERIA MEDYCYNA HOLISTYCZNA

dr Rosina Sonnenschmidt

Tom I Krew. Dotlenianie, odżywianie i oczyszczanie wszystkich komórek

Tom II Wątroba i pęcherzyk żółciowy. Oczyszczanie organizmu, odkwaszanie, usuwanie kamieni

Tom III Narządy trawienne. Wzmocnienie odporności, lepsze trawienie i przyswajanie

Tom IV Układ oddechowy. Dotlenienie organizmu i usuwanie toksyn

Tom V Nerki i pęcherz. Oczyszczanie, filtracja, wytwarzanie hormonów i witaminy D

Tom VI Układ krążenia. Prawidłowe ciśnienie, transport tlenu i składników odżywczych

Tom VII Układ hormonalny. Równowaga hormonalna i emocjonalna

Tom VIII Układ rozrodczy. Płodność, atrakcyjność, zdrowe libido

Tom IX Układ nerwowy. Pamięć, koncentracja i równowaga psychiczna

Tom X Zmysły. Odczuwanie przyjemności i unikanie zagrożeń

Tom XI Układ ruchu. Sprawność mięśni i stawów oraz mocne kości

Tom XII Układ limfatyczny i skóra. Detoks, odmłodzenie i eliminacja patogenów

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: