Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Między nami Lechitami - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
10 kwietnia 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Między nami Lechitami - ebook

Czy Polacy to PoLachy ?

Nazwa "Polska” może wywodzić się od "pola" lub "polus" (północny), albo "na PoLuLen" czy "PoleLnu", zaś Lechistan od Lecha, Lędzian ... lub łachy... Ale czy tylko ?

Dla Litwinów Polska to LENKIJA, a Polak to LENKUS. Przyznajmy, że kojarzy się to nam z lnem. Niemcy i Szwedzi mówią POLEN, jak gdyby przyjeżdżali tu po ... len, albo ... lenno. Dla Wschodu pozostajemy albo "POLJAKI" albo po prostu LACHY, a gdzie LACHY tam i LASZKI. Dla Turków pozostajemy LECHISTANEM, a dla Irańczyków (Persów) LACHISTANEM. Z kolei dla Węgrów Polska to Lengyelország, zaś Polak to Pólus. Nie lekceważmy tej pamięci ukrytej w językach. Być może tylko ona nam pozostaje wobec braku innych źródeł. Jak mawiał Platon, warto zaufać przodkom, tym którzy byli przed nami. Widać, że język zachował wspomnienie o krainie, która nie nazywała się jeszcze POLSKĄ. Także w języku polskim przetrwały nazwy i imiona typu LECH, LESZEK czy LECHIA. Jan Długosz, jeszcze w XV wieku, pojęć Polacy i Lechici używał zamiennie. Paweł Jasienica przypominał zaś, że jeszcze za czasów Władysława Jagiełły w Krakowie mówiło się o Wielkopolsce w stylu: "Co też ci Polacy knują?". Widać, że długo trwały odrębności regionalne i rodowe w Rzeczypospolitej. Spytajmy więc:

Co z tą Polską? Skąd jej nazwa? Dlaczego akurat tak o sobie mówimy i myślimy?

Spis treści

1. PraDawniej
2. Bursztynowy szlak skojarzeń
3. Gryfy i Gryfici
4. Venaia, Wendowie, Wenetowie
5. Lakisz. Tell Lachisz
6. Craccoa
7. Lechistan, Lachistan, Lachy i Lechoi
8. Jarlowie u władzy ?
9. Xoszocz
10.Czy Polacy to PoLachy ?
11. Dagome Iudex
12.Mesco dux baptizatur est
13.Denar Chrobrego
14.R1A7A7
15.Vip zone czyli szkodliwa woda sodowa
16.Parter, zerówka i składki zus
17.Mieszko z importu ?
18. Biało-czerwoni z Tlaxcali
Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-922851-2-0
Rozmiar pliku: 539 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PraDawniej

Przed Mieszkiem nie było tutaj próżni. Istniał tu spory kraj, z rodami, grodami i organizmem stanowym. Z rozwiniętymi wytwórczością, hutnictwem, kowalstwem i rolnictwem. Gospodarczo współpracujący z Imperium Rzymskim, którego kres miał wpływ także na tutejsze realia.

Słowian na tych terenach podobno poprzedzali Prasłowianie (Łużyczanie), a ich z kolei twórcy "kultury wstęgowej" czyli Etruskowie vel Wenetowie. Badacze ustalają zasięg i czas trwania różnych kultur na tej ziemi. Społeczność na tym terenie to przedziwna mieszanka, na którą złożyli się Łużyczanie, Weneci, Biali Chorwaci, Lędzianie, Morawianie, Bałtowie, Wikingowie, Słowianie, Germanie, Scytowie, Sarmaci i inne ludy. Być może większość z nich połączył handel z Rzymem i dobre warunki do uprawy roli. Profesor Józef Kostrzewski stwierdził, że„Prastare, w ogromnej swej przewadze rdzennie rodzime imiennictwo topograficzne Polski świadczy o odwiecznym zaludnieniu ziemi naszej przez Słowian, którzy mieszkali tu przynajmniej (…) od połowy drugiego tysiąclecia przed Chrystusem” (Kultura prapolska)

Nie wiemy, na ile Rzymianie odróżniali Germanów od Słowian. Być może dla nich wszyscy tutaj byli mieszkańcami krainy nazywanej Germania Magna. W końcu słowo germanus oznacza po łacinie brat. Ponadto, dopóki istniało Imperium Rzymskie i szlak bursztynowy, możemy być pewni intensywnych, wzajemnych kontaktów gospodarczych Upadek Rzymu wpłynął na regres także ziem, na których żyli "dostawcy" Rzymu, w tym krainy Sarmatii lub Wandalii, jak niekiedy określano ziemie na północ od Sudetów i Karpat.

Jeszcze wcześniej egzystowały tutaj m. in. kultura pucharów lejkowatych (nieindoeuropejska), Etruskowie (Wenetowie?), Celtowie, Milczanie, Bojowie (Czesi), kultury amfor kulistych i urn twarzowych. Z czasem ludzie ci zrośli się z żywiołem prasłowiańskim albo i one go współtworzyły. Tam gdzie były złoża kruszców i minerałów, tam powstawały pierwsze ośrodki przemysłu, a na trasie szlaku bursztynowego rozwijał się handel. Z czasem RODziny rozrosły się w RODy, a te założyły gRODy. Pojawiły się ośrodki dominujące. A stąd już o krok do walki o wpływy i władzę. Banalnie, zwyczajnie, jak wszędzie.

Prapoczątki Lechistanu nikną nam z oczu. Badania archeologiczne wskazują jednak na to, że od bardzo dawna ziemie te były zamieszkane, uprawiane i eksploatowane. Nizinny charakter tych ziem, stosunkowo łatwych do przebycia, jest i był dość gościnny dla przybyszów zewsząd. Z Bohemii i Panonii przez Bramę Morawską, zza Odry i Wisły, a także zza morza. Prapolska to oczywisty mix różnych kultur, w tym słowiańskiej, celtyckiej, etruskiej i tzw. ludów morza, być może pochodzących znad Atlantyku (megality na Pomorzu).

Wydaje się zatem, że było tutaj podobnie jak w innych miejscach na świecie. Pracywilizacja miała i tutaj swoje gniazda. Po kataklizmie tylko garstka dysponowała technologiami i umiejętnościami, które do dziś nas dziwią. Potop spustoszył Ziemię, potem nadeszło znaczne ochłodzenie i oczywisty regres cywilizacji. Pojawił się kult matek, bez których nie byłoby kolejnych pokoleń, a także obyczaje dość bliskie innym starożytnym. Czasami coś z nich możemy wydedukować, ale częściej pozostajemy bezradni…

Badania Witolda Hensela rzucają sporo światła na prehistorię tych ziem. Oddajmy mu głos: „W okresie ostatniego zlodowacenia ludzie tutaj potrafili produkować ,tworzyć sztukę, zbiorowo tańczyć, grać na instrumentach, wydobywać węgiel oraz organizować się społecznie” ("Polska starożytna" s. 25) „Przybyły znad Atlantyku zwyczaj grzebania w grobach z ogromnych kamieni - megalitach, dotyczył wyłącznie współrodowców. Maksymalny czas powstania owych grobów datuje się na ok. 3,6 tys lat p. n. e.”(tamże s. 125-129). „W kulturach wstęgowych, pucharów i amfor, czyli w tych najstarszych, znajdujemy dowody stosowania trepanacji czaszek. Procent wyzdrowień był nawet wyższy niż w czasach historycznych. Umiejętności "chirurgów" pradziejowych stały wyżej niż następnych” (tamże s. 175).

Badacz wspomina także, że w Złotej k. Sandomierza odkryto grób kogoś ważnego. Uznaje się, że był to naczelnik gromady. Miał wydłużoną czaszkę.( tamże s.162-163) Autor twierdzi, że było to sztuczne zniekształcenie. Nawet jeśli tak, to dlaczego? Czy nie przypomina to zachowań kulturowych w innych częściach świata? Czy nie prowadzi to do wniosku, że i my, i nasi praprzodkowie nie jesteśmy znikąd?Bursztynowy szlak skojarzeń

Przeważnie wyruszano z Akwilei, niedalekiej od Wenecji. Dobrymi drogami docierano do Emony, dzisiejszej Lubljany, potem do Calai, dzisiejszej Celje i Poetovio, czyli Ptuj. Stamtąd ruszano na północ, na tereny naddunajskie. W czasach rzymskich prowincję tę nazywano Panonią. Po przebyciu terenów dzisiejszych Węgier docierano do wielkiego obozu wojskowego o nazwie Carnuntum.

Obóz ten leżał nad Dunajem, na terenie dzisiejszej Austrii. Tam wówczas przebiegały rubieże imperium. Przekraczając granice cesarstwa kupcy wkraczali na mniej znane tereny. Kierując się na północ wytyczali różne odnogi tzw. bursztynowego szlaku. Przez Morawy i Czechy, przez góry harceńskie, w tym dzisiejsze Sudety, przez tereny ludów nazywanych Kwadami, Markomanami i Wandalami. Kierowano się dolinami dwóch rzek. Doliną Morawy przez Bramę Morawską oraz doliną Sitawy, z Vindbony, czyli Wiednia, do Bramy Kłodzkiej. Obie trasy wiodły do miejsca, gdzie odkryto duże magazyny bursztynu – do Wrocławia.

Dalej szlak prowadził przez dzisiejszy Milicz, Kępno i oczywiście Kalisz, ówczesną Calisię. Stamtąd docierano do Konina, a potem, wzdłuż jezior, na północ. Wisłę przekraczano w okolicy Torunia, by potem jej prawym brzegiem dotrzeć w końcu do Zatoki Wenedyjskiej, dzisiaj Gdańskiej. Tak wyglądała typowa, choć na pewno nie jedyna, trasa wielu wypraw po złoto północy, czyli bursztyn.

Rzymski szlak bursztynowy korzystał zapewne ze szlaków jeszcze wcześniejszych. Handlem jantarem na dużą skalę zajmowali się już Fenicjanie, Etruskowie i Grecy. A około 3 tys. lat p. n. e., czyli już 5 tysięcy lat temu, ludy nazywane kulturą pucharów lejkowatych. Ślady po nich znajdowane są m. in. na Pomorzu.

Kim byli, skąd przybyli? Nie wiemy. Być może gdański Neptun z trójzębem w dłoni jest poszlaką na ich związki z tzw. Ludami Morza, którzy mieli pojawić się w Europie właśnie ok. 5000 lat temu. W Egipcie nazywano ich harpunnikami, zaś znak trójzęba odnajdziemy w wielu miejscach w Europie i świecie, a nawet w alfabetach rosyjskim, chińskim, arabskim i hebrajskim.

Wydaje się, że właśnie te ludy, które pozostawiły po sobie głównie dziwnie ogromne kamienne obiekty – dolmeny i menhiry, były prekursorami handlu bursztynem. Dlaczego akurat bursztynem?

Do dziś pozostaje on bardzo popularny. Podobno łączono go wówczas ze słońcem. Od greckiej nazwy bursztynu – elektron i rzymskiej - elektrum, wywodzi się przecież znane nam słowo elektryczność. Ta skamieniała żywica także się pali. „Bernstein” oznacza „palący się kamień”. Więc łączono go ze światłem i ciepłem. Wiedziano więc o nim sporo. Na co dzień przyjęła się u nas jego niemiecka nazwa, możemy więc przyjąć, że i Germanie żywo się nim interesowali, i na tych terenach byli aktywni.

Germanie to określenie łacińskie ludów na północ od cesarstwa Rzymu. Dosłownie oznacza ono „bracia”. Musimy przyznać, że to dość sympatyczne określenie sąsiadów zza miedzy. Nie powinno nas zatem dziwić, że Claudius Ptolemeusz swoją mapę terenów dzisiejszych Niemiec i Polski zatytułował „Magna Germania”, co moglibyśmy uznać za zwrot typu „Wielka brać”, albo „Wielkie tereny z braćmi”. Czy zatem także Słowianie to Germanie? Wychodzi na to, że w sensie łacińskim jak najbardziej. Przecież nie było jeszcze pojęć Polska czy Niemcy, zaś rozróżnianie ludów raczej kojarzono z rodem niż narodem.

Tym sposobem możemy dojść do wniosku, iż antyczne zainteresowanie bursztynem łączyło wiele ludów. Bursztyn niejako zbliżał ludzi. Chyba możemy mówić o nim ciepło. No jasne.Gryfy i Gryfici

Gryf to zwierzę z ciałem lwa oraz głową i skrzydłami orła. Znany nam z wielu herbów. Czy istniał naprawdę? Wszystko wskazuje na to, że tak. Jest obecny od bardzo dawna w wielu miejscach i kulturach świata. Od starożytności i właściwie do dziś. Także na Pomorzu i Skandynawii pozostał stałym ozdobnikiem herbów rodów, miast i regionów.

Ten ni to lew, ni to ptak, ni to smok wspominany jest w Mezopotamii, Grecji, Scytii, Skandynawii, Indii, w kulturze celtyckiej, a nawet w Księdze. W Biblii Gdańskiej napisano o nim w 5 księdze Mojżeszowej w rozdz. 14, w wersecie 12, jako o ptaku nieczystym, którego nie należy spożywać. Tuż obok orłów, sokołów i sępów. Z kolei w Biblii Tysiąclecia w księdze Powtórzonego Prawa w rozdz. 14 w wersecie 12 nazwano go czarnym sępem. Niezbyt to jasne, gdyż werset dalej znowu wymienia się sępy, jako cały gatunek „nie do jedzenia”. Zostawmy to.

Interesuje mnie jednak praprzyczyna umieszczania gryfów w tak wielu herbach. Zarówno na polskim, jak i niemieckim Pomorzu, i nie tylko, gryf to stały ozdobnik symboliki miast, a nawet ich nazw, typu Gryfino, Gryfice, Gryfów czy Greifswald. Oczywiście wiążemy to z rodem Gryfitów, ale tu postawmy pytanie: dlaczego Gryfici to akurat gryfici, a nie akurat orlici, sokolici czy sępowici ?

Mamy tylko poszlaki. Albo przejęli symbol gryfa od swych przodków i potem rozpropagowali go na te tereny, albo ich protoplaści zetknęli się z tym stworzeniem.

Słyszeliśmy legendę o smoku wawelskim, czyli ogromnym jaszczurze, który pustoszył Kraków i okolice. Zapewne na ówczesnym Pomorzu można było spotkać gryfy. A skoro możliwe było spotkanie ludzi i gryfów, odnotowane przynajmniej potem w architekturze, na gzymsach, w herbach czy nawet w kościołach, wówczas, jeśli nie był to ów czarny sęp, pytanie brzmi: czym „to to” było?

Scytowie wspominali, iż odnajdywali ich szczątki. Być może więc to oni wyrysowali pierwowzór gryfa, biorąc go z odnalezionego w swych kopalniach szkieletu. Właśnie w Scytii odnaleziono takie ślady. Współcześni badacze wskazują, iż owe skamieniałe szkielety należały do protoceratopsów. Były to roślinożerne dinozaury. Łudząco podobne do gryfów.

Duże oczy, niecały metr wysokości ale prawie 200 kg wagi. Spotkanie z takim osobnikiem musiało budzić żywe emocje i pozostawało w pamięci… Pokonanie takiego czegoś niosło sławę, którą uwieczniano w swym herbie.

Nie wiemy czy gryfy to właśnie protoceratopsy. Tym bardziej, że tym drugim brakuje skrzydeł. Uznałbym jednak za bardzo prawdopodobne, iż ludzie i gryfy, czymkolwiek by były ( bardziej jaszczurem czy ptakiem ), spotkali się kiedyś.

Dawne herby, pełne smoków i gryfów, mówią więcej niż się nam wydaje. U ich początków musi leżeć pradawny przekaz kulturowy. Mówiony, opowiadany. O spotkaniu ludzi z tymi stworzeniami.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: