Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Mieszkając z playboyem - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
Grudzień 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
10,99

Mieszkając z playboyem - ebook

Holly Valiant poszukuje tematu do kolejnych felietonów. Jej tymczasowy współlokator, seksowny argentyński sportowiec Ruiz Acosta, mimowolnie podsuwa Holly idealny temat. Któż nie chciałby poznać sekretów o życiu z playboyem? Historia przyciąga tłumy czytelników, lecz Holly coraz trudniej zachować dystans wobec Ruiza…

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-276-1875-7
Rozmiar pliku: 773 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Przeciągając potężne ramiona, Ruiz Acosta odebrał telefon od swego brata Nacha z Argentyny. Podczas rozmowy spoglądał na panoramę Londynu z okna swojej eleganckiej rezydencji. Pokochał to miasto nie mniej niż dzikie bezkresy pampasów. Różnica między nimi była olbrzymia i przynosiły zupełnie odmienne wyzwania, ale były równie stymulujące. A tutejsze kobiety? Blade, zabiegane, okutane w zbyt wiele ubrań.

– Czy zdążę do domu na coroczny mecz polo? – Ruiz skupił się, żeby odpowiedzieć na pytania brata. – Dzikie konie nie odciągną mnie od tej awantury. Zadbaj tylko, żebym dostał ogiera, który może prześcignąć tego zionącego ogniem potwora, na którym jeździ Nero. Wrócę na czas, żeby chronić twoją flankę, Nacho.

– A jak tam firma? – przerwał mu brat twardym, męskim głosem.

– Świetnie. Dokończyłem reorganizację. Pozostało mi tylko przyjąć dwóch nowych pracowników. W przyszłości będę dzielił czas pomiędzy Argentynę i Londyn, ale…

– Nie zapominaj o rodzinie na drugim końcu świata – przerwał mu Nacho. – Jesteś spoiwem, które trzyma nas razem.

– Spoiwo może się rozluźnić.

Urażony Nacho szybko zmienił temat.

– Miałeś ostatnio jakieś wieści od Lucii?

– Nie. Czemu pytasz?

– Nasza siostra znowu zniknęła nam z radarów. Zmieniła numer telefonu.

– Zawsze była nieznośna. – Kto by ją zresztą za to winił, skoro czterej bracia nieustannie spoglądali jej przez ramię. Ale jej bezpieczeństwo było najważniejsze. – Zajmę się tym. Wpadnę do jej mieszkania i sprawdzę, czy wróciła albo czy zostawiła jakieś ślady.

Nacho ucieszył się i głos mu złagodniał, gdy spytał:

– Znalazłeś sobie jakąś kobietę?

Ruiz roześmiał się, a w tej samej chwili ktoś lub raczej coś musnęło jego kolana.

– Nie, za to mnie znalazł pies.

Brat zaklął po drugiej stronie linii, ale Ruiz to zignorował.

– Wielki czarny kundel przywlókł się z ulicy w momencie, kiedy przywożono mi meble. Po prostu rozłożył się wygodnie przy kominku. Prawda, Bramkarz?

– Dałeś psu imię? – Nacho wszedł mu ostro w słowo.

– Nie tylko imię. Dałem mu dom. Bramkarz jest teraz częścią umeblowania. – Potargał wielkie uszy psa.

– Jakie to do ciebie podobne. – Nacho przybrał ton starszego brata. – Zawsze miałeś miękkie serca dla bezdomnych zwierząt. Dios! Pozbądź się tego kundla.

– Odczep się! – Nie byli już chłopcami, żeby Nacho nim komenderował. Jeśli chodziło o zwierzęta, Ruiz nie uznawał kompromisów.

– Widzimy się na meczu polo – warknął Nacho. – Bez kundla.

– Do widzenia, bracie. – Nacho miał z tym problem. Przed laty po śmierci rodziców przejął odpowiedzialność za rodzeństwo. Czasami zapominał, że wszyscy są już dorośli, a Ruiz osiągał w Londynie sukcesy.

Wyczuwając irytację pana, Bramkarz zaskomlał. Ruiz pogłaskał go uspokajająco.

– Może powinienem wziąć na Nacha poprawkę? – Pełne wyrazu oczy psa zapraszały go na spacer. Brat zarządzał w Argentynie posiadłością o rozmiarach niewielkiego kraju. Miał prawo być zmęczony. – Okej, piesku, idziemy.

Taki duży pies jak Bramkarz wymagał wielogodzinnego ruchu. Tak jak jego pan, pomyślał Ruiz, dostrzegając w lustrze odbicie swojej smagłej, nieogolonej twarzy. Jeszcze jedna długa i rozczarowująca noc. Nie pociągała go żadna z poznanych w Londynie kobiet, z tymi ich kościstymi figurami, ciężkim makijażem i jednakowo ufarbowanymi na blond włosami. Niewątpliwie był trochę zblazowany. Może Nacho miał rację? Może Ruiz powinien wrócić do Argentyny i znaleźć tam jakąś doświadczoną czarnooką piękność? Pełną ognia i południowoamerykańskiej pasji, z którą byłoby mu dobrze w łóżku i która umiałaby dzielić z nim radość życia. Taka kobieta przydałaby się jego bratu. Może wtedy złagodniałby, pomyślał Ruiz cierpko, zamykając frontowe drzwi. Nie przyszło mu do głowy, że tuż za rogiem podobne wyzwanie czeka na niego…ROZDZIAŁ PIERWSZY

Pamiętnik prowadzę od zawsze. Można powiedzieć, że pisuję nałogowo. Ponoć ludzie zapisują swoje myśli z braku kogoś, komu mogliby się zwierzać. To pierwszy dzień mojego nowego życia w Londynie. Mój pociąg właśnie dojeżdża do stacji, więc muszę się streszczać. Istnieją dwie podstawowe zasady:

1. Polegać wyłącznie na sobie.

2. Żadnych mężczyzn. Przynajmniej dopóki nie zostanę wziętą dziennikarką, która może dyktować warunki.

Po karku spływał jej deszcz ze śniegiem. Jakiś mocno starszy pan uznał, że Holly potrzebuje pomocy.

– Czy szuka pani autobusu jadącego na dworzec? – zagadnął.

– Nie, ale dziękuję za zainteresowanie. Właśnie tu przyjechałam. – Uniosła wysoko brodę i uśmiechnęła się szeroko. Przestań wklepywać zapiski i odłóż komórkę, powiedziała do siebie. – Czekam na przyjaciółkę – dodała, uspokajając wiekowego samarytanina. Cóż, to była prawie prawda. Czekała, aż uda jej się złapać przyjaciółkę przez telefon.

Starszy pan pożyczył jej powodzenia i ruszył w swoją stronę. Zrywając ten przelotny kontakt z drugim człowiekiem, Holly poczuła się zagubiona w dwójnasób. Hałaśliwy Londyn, nieustanny ruch i tłumy przyzwyczajonych do tego ludzi, a ona – dziewczyna z małego miasteczka. Przemokła całkiem i zmarzła.

Jak sprawy mogły się potoczyć aż tak źle? Zaplanowała przecież w najdrobniejszych szczegółach przyjazd do Londynu do pracy w magazynie „Rock!”. Podstawą tych zamierzeń był hojny gest jej najlepszej przyjaciółki ze szkoły. Do czasu znalezienia własnego lokum Holly miała się zatrzymać w jej mieszkaniu w centrum Londynu. Ale dom, przed którym wysiadła z taksówki, nie okazał się gościnny. Stojąca w drzwiach nieznajoma nie znała nawet jej imienia.

Ocierając krople deszczu z twarzy, Holly wyciągnęła telefon, próbując po raz kolejny dodzwonić się do przyjaciółki.

– Lucia? – wykrzyknęła. – Słyszysz mnie?

– Holly – odwrzasnęła Lucia równie podekscytowana. – To naprawdę ty?

– Gdzie jesteś, Lucia?

– W St Barts. Nie słyszysz szumu morza? Tu jest cudownie. Spodobałoby ci się.

– W St Barts na Karaibach? – Holly przerwała z drżeniem, uchylając głowę przed kolejnym atakiem wiatru i lodowatego deszczu ze śniegiem. Lucia pochodziła z bardzo zamożnej argentyńskiej rodziny, więc wszystko było możliwe. – Pewnie jest tam teraz u ciebie jakaś upiorna godzina?

– Nie mam pojęcia, jestem na imprezie!

– Czyli… nie dostałaś mojego esemesa?

– Jakiego esemesa? – W głosie Lucii brzmiało zdziwienie.

– Tego, w którym napisałam, że chętnie zamieszkam u ciebie, zanim sobie coś znajdę.

– Nie słyszę cię. Fatalne połączenie, Holly. Dlaczego po prostu nie złapiesz najbliższego samolotu i tu nie przylecisz?

Hm, bo nie mam kasy? Ani kostiumu bikini? Ani ochoty, bo moje życie właśnie przechodzi przez niszczarkę? Może i uczyły się w tej samej szkole, ale ona znalazła się tam tylko dzięki pełnemu stypendium. Zaś obecność Lucii oznaczała dla szkoły nową halę sportową, basen o wymiarach olimpijskich i stajnie z krytą ujeżdżalnią. Szkoła dla dziewcząt w St Bede miała bardzo zaradną dyrektorkę.

– Gdzie właściwie jesteś, Holl? – W tle słychać było brzęk kieliszków.

– Pod twoim domem. „Do zobaczenia dwudziestego listopada, mieszkanie numer dwanaście” – zacytowała esemes Lucii. Ominęła ten fragment, jak to przyjaciółka nie może się już doczekać.

– Tak napisałam?

– Tak, ale to żaden problem – skłamała Holly lekko.

Lucia jęknęła.

– Tak! Mówiłam, że możesz się u mnie zatrzymać. Teraz sobie przypominam. I oczywiście możesz. Przynajmniej mogłabyś, gdybym tam była. Tylko że właśnie wynajęłam moją część domu. Ojej, moje biedactwo, zupełnie o tym zapomniałam. Ale chyba możesz wziąć pokój w hotelu?

– Oczywiście. Przepraszam, że zawracam ci głowę na wakacjach, Luce…

– Nie, czekaj. Penthouse!

– Penthouse?

– Londyński penthouse mojej rodziny jest wolny. Na pewno. Pod tym samym adresem. – Głos Lucii zabrzmiał triumfalnie. – Dodatkowe klucze są w skrzynce przy bocznym wejściu. Daj mi dziesięć minut. Upewnię się tylko, czy na pewno jest wolny, i ustalę kod wejściowy.

– Jesteś pewna?

– Czy słońce świeci w St Barts? – Lucia była podekscytowana możliwością rozwiązania problemu. – Naprzeciwko domu jest kafejka. Widzisz ją? Napij się kawy i czekaj na mój telefon.

Tylko klan Acostów mógł trzymać pusty apartament w Londynie, pomyślała Holly cierpko. Po drugiej stronie ulicy dostrzegła kawiarnię z zaparowanymi szybami. Lokal sprawiał wrażenie gościnnego i dobrze ogrzanego. A także bardzo eleganckiego. Zaczęła tracić pewność siebie. Ciemne szkło i brąz. W takich miejscach bywał jej chłopak, w przerwach między spektakularnymi interesami, które, jak twierdził, prowadził. Były chłopak, przypomniała sobie samej, taszcząc nieporęczną walizę. Nie tylko znużone kobiety w średnim wieku mogą stracić wszystko za sprawą przystojnego oszusta. Także te młode i ambitne. Ale nie zamierzała pozwolić, aby jeden błąd rządził jej życiem. Wyrzuci z pamięci Pana Mendę w Spodniach, sięgającego chciwymi łapskami do jej konta. Zacznie wszystko od nowa. W tym momencie miała za cel dotrzeć do kawiarni i w oczekiwaniu na telefon od Lucii napić się czegoś gorącego i wysuszyć.

Kiedy ruszyła, by przejść przez ulicę, waliza utknęła na krawężniku na wystarczająco długo, by nadjeżdżająca ciężarówka mogła ją ochlapać od stóp do głów. Nie zdążyła otrząsnąć się z szoku, kiedy nie wiadomo skąd, pojawił się ogromny czarny pies i zaczął ją lizać. Do tego młyna dołączył przystojniak w dżinsach.

– Pani pozwoli – powiedział głębokim zachrypniętym głosem z intrygującym akcentem. Unosząc jednocześnie walizkę i psa, próbował usunąć Holly z jezdni.

– Odczep się! – zabełkotała, nadal w szoku, każdą sylabę artykułując coraz wyżej i usiłując go odepchnąć. Ale ten był nieugięty jak skała, a, co gorsza, niesamowicie wręcz przystojny. Brunet w typie egzotycznym, schludny i bardzo wysoki. Holly natychmiast poczuła się strasznie niezdarna, ubłocona i zirytowana.

– Przepraszam – nieznajomy próbował uspokoić nadmiernie podekscytowanego psa.

– Najwyraźniej nie panuje pan nad tym zwierzakiem. Może lepiej radziłby pan sobie z jakimś mniejszym?

Przytyk nie osiągnął celu. Facet wydawał się tylko ubawiony. Jakimś cudem wyglądał jeszcze seksowniej.

– Bramkarz jest ulicznym psem ratunkowym – wyprostował się, górując nad otoczeniem. – Muszę go tylko nauczyć manier. Mam nadzieję, że mu wybaczysz.

Ten głos brzmiał niezwykle zmysłowo. O wiele za długo patrzyła w te czarne, wymowne oczy. Zamiast zachować resztkę godności i natychmiast zakończyć tę znajomość, usłyszała swój głos:

– Mógłbyś postawić mi kawę, a wtedy się zastanowię.

– Mógłbym. – Zasada numer dwa „żadnych mężczyzn” wylądowała w koszu.

Mężczyzna był piękny surową męską urodą, bez cienia pozy, z kilkudniowym zarostem i doskonałymi zębami. Intrygujący był zarówno jego egzotyczny akcent, jak i sposób, w jaki na nią patrzył. Nie ześlizgiwał spojrzenia niedbale po jej twarzy, jak były chłopak. Wpatrywał się w nią z uwagą.

– Wyglądasz na przemarzniętą.

I była. Pod uporczywym spojrzeniem przystojniaka poczuła się nieswojo. Zwykle tacy się nią nie interesowali. Oczywiście musiało się to zdarzyć akurat wtedy, kiedy tak fatalnie wyglądała.

– Kawa chyba mi nie zaszkodzi.

– Mocna i gorąca, właśnie tego ci trzeba. Zanim wejdziemy do środka, czy wybaczysz mojemu kudłatemu przyjacielowi? – Jak mogłaby odmówić takiej prośbie? Wielki pies wpatrywał się w nią z pełnym nadziei ziajaniem. – Bramkarz nieźle urządził twoją garderobę.

– Owszem. – Choć to nie była żadna garderoba, ot, zbieranina z wyprzedaży. Trzymała te ciuchy na dnie szafy zbyt długo, żeby móc je zwrócić do sklepu.

– Może zapłacę za pralnię?

– O, nie. Nie ma problemu. Błoto się spierze.

– Jesteś pewna? Z przyjemnością pokryję koszty.

Facet gotowy płacić za byle co, to także była nowość.

– Naprawdę, nie ma sprawy. – Zawstydzona odwróciła się do psa. – Hej, Bramkarz. – Jak się można było spodziewać, natychmiast zakochała się w jego wilgotnym spojrzeniu. Zaczęła głaskać go po uszach, co pies uznał za zachętę do przewrócenia się na plecy i machania olbrzymimi łapami w powietrzu.

– Masz podejście do zwierząt.

– Tylko jeśli nie próbują zalizywać mnie na śmierć.

– Wejdziemy? – powiedział, kierując się w stronę drzwi kawiarni. Był typem mężczyzny, który może przewrócić życie dziewczyny do góry nogami. Dowartościowanie samej siebie po niszczącym romansie na pewno nie oznaczało ucieczki. W końcu chodziło tylko o kawę. Facet był tak ogromny, że idąc za nim, poczuła się filigranowo. Kolejne nowe doświadczenie. W dodatku był dobrze wychowany, zauważyła, kiedy przytrzymał dla niej drzwi.

W środku powitało ich ciepło wypełnione aromatem kawy. Holly straciła czujność na tyle, że otarła się o mężczyznę, mijając go w przejściu. To dotknięcie spowodowało dreszcz, który ją otrzeźwił. Powinna bardziej uważać. Ale przecież nie znalazła się w kawiarni z jego powodu. Był wprawdzie pięknie opalony i przystojny jak gwiazdor filmowy, a ona blada i mało interesująca. Coś ich jednak łączyło. Holly czuła się w Londynie zupełnie nie na miejscu, on zaś wydawał się tu zadomowiony niczym niedźwiedź polarny na plaży. I równie niebezpieczny.

Sięgnął za kontuar i rzucił jej ręcznik.

– Niezły refleks – powiedział, kiedy go złapała. – Zetrzyj z ubrania błoto.

– Nie będą mieli pretensji? – Rzuciła pełne poczucia winy spojrzenie na barmana.

– Na pewno będą mieli, jeśli nie wytrzesz się porządnie, zanim usiądziesz. – Ktoś tak przystojny jak on zawsze robi to, co mu się podoba, stwierdziła, patrząc, jak zwraca ręcznik z podziękowaniem. Nie było żadnych wymówek. Kiedy ściągnął z siebie kurtkę, wszyscy się obejrzeli. Komu nie podobałby się widok takiego ciała? Śledziła wzrokiem pośladki w obcisłych dżinsach i wykrochmaloną białą koszulę z podwiniętymi rękawami, odsłaniającymi imponująco umięśnione ramiona. Nieoczekiwanie ten dzień stawał się całkiem udany.

– Pójdę po kawę. A ty znajdź jakiś stolik. – Zadrżała, kiedy dotknął jej ramienia. – Może zetrzesz też błoto z pupy, zanim usiądziesz? – wyszeptał dyskretnie. To, że obejrzał ją sobie z tyłu, było podniecające.

– Damska toaleta jest tam – podpowiedziała jedna z kelnerek.

– Zaopiekuję się twoją walizką. – Spojrzała z niepokojem. Nie chciała jednak taszczyć walizy przez zatłoczoną kawiarnię. – Możesz mi zaufać – chyba czytał jej w myślach.

Zostawiła walizę. Próbując ignorować rozbawione spojrzenia, przepchnęła się z pałającą twarzą przez lokal. I tak nie zamierzała więcej tu przychodzić. Za latte liczyli sobie pewnie dwa razy drożej niż w popularnej sieciówce na końcu ulicy. Ale nowa Holly miała nigdy nie uciekać. Miałaby użyć jakiejś żałosnej wymówki i zostawić tak atrakcyjnego mężczyznę? Oczyściła płaszcz i wróciła na miejsce, zastając go nad gazetą finansową i lunchem, z walizką bezpiecznie stojącą przy nodze.

– Musiałem zgadywać, na co masz ochotę. – Odłożył gazetę.

– Latte z chudym mlekiem i grzanka z ciabatty z serem i pomidorem. Rozpieszczasz mnie.

– Zamawiałem po prostu lunch. Pomyślałam, że też miałabyś ochotę.

– Dziękuję. Wygląda apetycznie…

– Ruiz. – Wyciągnął nad stołem rękę.

– Holly.

– Bardzo mi miło, Holly.

Nie powinna gapić się na niego w taki sposób.

– Ruiz? Podoba mi się to imię. Niespotykane.

– Mama pożerała romantyczne powieści, gdy była ze mną w ciąży. No wiesz, śródziemnomorscy bohaterowie…

– A ja się urodziłam w Boże Narodzenie.

Roześmiali się. Kiedy ostatnio czuła się równie swobodnie w towarzystwie mężczyzny? Jej były chłopak oczekiwał, że będzie się śmiała z jego dowcipów. Wręcz tego żądał. Gdy jednak śmiała się, bo było jej po prostu wesoło, słyszała, że ryczy jak osioł. Więc przestała.

– Smakuje ci kawa?

– Jest pyszna. Dziękuję.

Czarne oczy pełne były ciepła i prawdziwego zainteresowania. Chciała się czegoś o nim dowiedzieć.

– Pewnie masz teraz przerwę między sezonami i dlatego siedzisz w Londynie?

– Między sezonami? Co masz na myśli?

– Narty i surfowanie? Ta opalenizna, muskulatura…

– Odbiegam od szablonu?

– Owszem – Powstrzymała uśmiech, kiedy rozejrzał się dookoła. W pomieszczeniu pełnym osobników bladych i wymiętych wyróżniał się opalenizną i elegancją. – Ale masz psa, więc musisz mieszkać w okolicy.

– Ach tak? Zawsze bawisz się w detektywa, kiedy kogoś poznajesz?

– Przepraszam, to nie moja sprawa.

– Nic się nie stało, Holly.

Podobał jej się sposób, w jaki wymawiał jej imię. Przynajmniej je zapamiętał. Stwierdziła jednak, że najlepiej będzie dopić kawę i wyjść.

– Hej, a gdzie się podział ten ogień? – spytał, gdy wychyliła filiżankę do dna.

Jak ktoś mógł wyglądać tak niebezpiecznie, uśmiechając się?

– Naprawdę powinnam już iść – powiedziała, przytomniejąc. Dlaczego nie dzwonił jej telefon? Co się dzieje z Lucią?

– Skąd ten pośpiech?

– Myślałam, że ucieszy cię zakończenie tego śledztwa.

– Nie, podobają mi się twoje pomysły. Masz wyobraźnię, Holly. Czy przypadkiem nie pracujesz w reklamie?

– Mam nadzieję, że zostanę dziennikarką. – Czy jednak dotrwa do pierwszej wypłaty? Pałała chęcią przeprowadzania wywiadów. Nadal nie miała pojęcia, skąd Ruiz pochodzi, czym się zajmuje…

– Masz na oku jakąś posadę?

Na samą myśl rozjaśniła się.

– Tak, w poniedziałek zaczynam staż w magazynie „Rock!”.

– Gratulacje. Nie każdemu dana jest taka szansa.

– To nic takiego. Najniższy możliwy szczebel.

– Powiedz mi o sobie coś więcej.

– Zatrudniono mnie jako gońca w zespole redagującym rubrykę porad sercowych. Stanowisko tak skromne, że aż niewidoczne. Jeśli spodoba im się moja technika parzenia kawy, to sobie poradzę.

– Cóż, przynajmniej prowadzisz poszukiwania.

– A ty? – Zarumieniła się. – Przepraszam, znowu to robię, prawda? Pewnie myślisz, że jestem niegrzeczna, zadając te wszystkie pytania, skoro dopiero co się poznaliśmy.

– Ależ nie. Uroczy z ciebie dzieciak. To znaczy, pewnego dnia będziesz znakomitą dziennikarką.

– Elegancko sugerujesz, że mam w genach wścibstwo?

– Nie. Interesuje cię świat i ludzie naokoło.

Nie chciała się spierać, zwłaszcza że teraz jej świat ograniczał się do rozmiaru ich stolika.

– A zatem, Holly, przyszła dziennikarko, dla twojej wiadomości, uwielbiam narty i deskę. Co do tego miałaś rację. Ale nie obijam się po świecie.

– A czym się zajmujesz?

Znowu ten uśmieszek.

– Spójrz na to w ten sposób: twoja technika prowadzenia wywiadów może być z czasem tylko lepsza niż w tej chwili.

Będzie musiała, bo w przeciwnym razie nie będzie miała o czym pisać.

– Cóż, dzięki, że pozwoliłeś mi ją na sobie wypróbować.

– Drobiazg.

W tym momencie kelnerka wręczyła im rachunek. Kawiarnia pęka w szwach, wyjaśniła, wzruszając przepraszająco ramionami.

– To czas lunchu, ludzie chętnie wchodzą, żeby się schronić przed deszczem. – Holly wstała. Zabrała Ruizowi już wystarczająco dużo czasu. Sięgnęła po rachunek, ale on był szybszy. – Ja stawiam, pamiętasz? A jeśli zmienisz zdanie w kwestii pralni…

– Nie zmienię. – Sięgała właśnie po walizkę, kiedy w końcu zadzwonił telefon. Z ulgą rozpoznała numer. Odebrała i szybko powiedziała – Dasz mi minutę? – Trzymając telefon przy piersi, spławiła Ruiza najgrzeczniej, jak umiała. – Wszystko w porządku, naprawdę. Muszę odebrać, przepraszam.

– Znowu przepraszasz? Dużo czasu zajmuje ci przepraszanie, Holly…

Miała nadzieję, że zapamięta to wymowne spojrzenie i tę rozkoszną reakcję zmysłów, jaką w niej budziło.

– Do widzenia, Ruiz. Dzięki za lunch.

– Do widzenia, Holly – zawołał za nią, kiedy wybiegała na zewnątrz, żeby odebrać telefon.

Lucia wymieniła pięć cyfr.

– Zapamiętałaś?

– Tak – potwierdziła Holly, z ciężkim sercem z powodu rozstania z Ruizem.

– Słyszę, że jesteś zdyszana – zauważyła Lucia podejrzliwie. – Chyba nie przeszkodziłam ci w czymś ważnym?

– Nic z tych rzeczy, które masz na myśli. W kafejce było gwarno. Musiałam wybiec na dwór, żeby odebrać telefon.

– Zapamiętałaś kod?

Holly powtórzyła. Wspaniała przygoda rozpoczyna się, pomyślała, patrząc na imponującą rezydencję Palladium po drugiej stronie ulicy.

Miła. Bardzo miła. Może ciut naiwna jak na jego gust. Różnorodność nadaje jednak życiu smak, przypomniał sobie, wracając do domu z Bramkarzem na smyczy. Czy ją jeszcze kiedyś zobaczy? Może zniknęła w wielkim tyglu metropolii. Podobała mu się. Nie pamiętał, żeby jakaś kobieta zrobiła kiedyś na nim tak wielkie wrażenie w tak krótkim czasie. Może dlatego, że go rozśmieszała. A może to te jej czyste zielone oczy, szeroko otwarte i pełne wyrazu. Zapamiętał nawet zapach jej perfum. Świeży, cytrusowy, z delikatną nutą wanilii. Podobały mu się jej usta, zwłaszcza kiedy je przygryzała, próbując nie zadawać mu kolejnych pytań. A kiedy się uśmiechnęła…

– Hej, piesku, tobie też się spodobała, prawda?

Smutne psie oczy przypomniały mu o konieczności znalezienia rozwiązania w jego sprawie przed wyjazdem na mecz polo. Nie. Zapomnij. To idiotyczny pomysł. Ledwo znał Holly, a szanse, że ją jeszcze kiedyś zobaczy, były nikłe. Ale nie mógł nic na to poradzić, że chciałby tego.

Nie zważając na paskudną pogodę, poszedł z psem do parku. To nie pampasy, ale przynajmniej duży zielony teren w środku miasta, gdzie pies mógł cieszyć się odrobiną swobody. Kiedy Bramkarz zjawił się w życiu Ruiza, zamierzał początkowo odprowadzić go na policję. Jednak jakoś nie mógł jednak się zebrać, by to zrobić. Uznał ostatecznie psa za znajdę i zabrał go do domu. Odtąd byli nierozłączni. Trafienie na miłośnika psów w tym świecie, gdzie w ogóle nie widywało się zwierząt, było dla Bramkarza swoistą nagrodą, pomyślał, sięgając do kieszeni po piłkę i rzucając ją na skraj parku. Musiał przyznać bratu rację. Nie mógł zabrać ze sobą w podróż wielkiego psa. Musiał urządzić go wygodnie w Londynie.

– Czas ucieka, staruszku. – Na widok radośnie pędzącego w jego stronę zwierzaka poczuł drgnienie serca. Czy los się do nich uśmiechnie? Przypomniał sobie Holly. Może to już się stało?
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: