Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Milczenie krużganków - ebook

Data wydania:
27 lutego 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Milczenie krużganków - ebook

Poślubiając architekta Marcosa Artigasa inspektor Petra Delicado nie sądziła, że jej nowe życie zaprowadzi ją do klasztoru. Zakonnice, które udzielają lekcji religii najmłodszej córce Marcosa zostają okradzione z cennej relikwii. Co gorsza znajdują w swojej kaplicy trupa. W Hiszpanii, gdzie prasa brukowa tylko czeka na okazję, żeby ruszyć do ataku, tworzone są na ten temat coraz bardziej nieprawdopodobne teorie. Na szczęście Petra Delicado i Fermín Garzón stoją mocno na ziemi i postanawiają rozwiązać zagadkę.

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7392-644-8
Rozmiar pliku: 1,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

(...)

Klasztor sercanek mieścił się w pobliżu placu Sant Just i Pastor. Portal, utrzymany w stylu najbardziej zbliżonym do baroku, znajdował się między innymi starymi budynkami, co stwarzało niepokojące, a zarazem kojące wrażenie, jeśli to możliwe. Dzwonek, dyskretnie ukryty, był łącznikiem tych murów z nowoczesnością. Zadzwoniłam i po sekundzie w szumiącym domofonie odezwał się miły głos, pasujący raczej do zabieganej pani domu niż do anielskiej nowicjuszki. Przedstawiłam się: Petra Delicado, inspektor policji, i ogarnęło mnie poczucie nierzeczywistości. Co ja, u licha, tu robię? Co mnie czeka za tymi starymi murami? Do czego jestem potrzebna tej religijnej wspólnocie? Pomyślałam, że pewnie chodzi o jakieś głupstwo: jedna z dziewczynek, które się tu uczą, coś zmalowała, albo jakiś niby kulturalny turysta podwędził im wartościowy kielich. Prawdopodobnie moja rola ograniczy się do przekazania sprawy kolegom, ale miałam też nadzieję zrobić dobre wrażenie, żeby przyniosło to jakieś korzyści Marinie i jej bliskim.

Zakonnica, która mi otworzyła, miała tyle samo lat, ile dioptrii w okularach. Zmierzyła mnie wzrokiem zza grubych szkieł. W czarnym habicie wyglądała jak groźny, czarny ptak. Chcąc mi się lepiej przyjrzeć, uniosła głowę i zmarszczyła nos.

– Pani jest z policji? – upewniła się. – Proszę tędy. Matka Guillermina zaraz panią przyjmie.

Zaprowadziła mnie do słabo oświetlonego pokoiku. Unosił się tam zapach wybielacza, kadzidła i, o dziwo, dymu papierosowego. Usiadłam na przedpotopowej kanapie i patrzyłam na obrazy wiszące na ścianach zakrystii. Były na nich umięśnione, niczym ochroniarze z dyskoteki, anioły z płonącymi mieczami, wizerunki świętych w kwiecistych girlandach na szyjach, z oczami uniesionymi do góry w ekstazie... ale najbardziej kiczowaty był obrazek, na którym Dzieciątko Jezus, z wyraźną nadwagą, przyjmuje trzech królów, żywcem wyjętych z ludowego karnawału. Gdyby było włamanie do tego klasztoru i gdyby takie obrazy znalazły się wśród łupów złodziei, nie trzeba by było wzywać posiłków, przyjęłabym tylko zgłoszenie i natychmiast o tym zapomniała. W tej chwili weszła siostra furtianka, czy jak się tam zwała, i kazała mi iść za sobą.

– Idziemy do gabinetu matki przełożonej – wyjaśniła.

Szłam za nią długimi, ponurymi korytarzami, pozbawionymi wszelkich oznak, że ktoś tu żyje. Jednak w gabinecie wszystko wyglądało inaczej. Było to duże pomieszczenie, wygodnie umeblowane, a na stojącym na środku stole zobaczyłam komputer najnowszej generacji. Dzięki ogrzewaniu nie było tu tak niegościnnie i naprawdę, teraz byłam pewna, potężnie śmierdziało papierosami. Usiadłam na krześle obok stołu. Matka Guillermina kazała na siebie czekać dłużej niż jakiś minister, a to mogło oznaczać, że problem, który miałam rozwiązać, nie był bardzo poważny. Wreszcie otworzyły się drzwi w rogu pokoju i weszła zakonnica, około pięćdziesiątki, wysoka, mocno zbudowana, z jasnymi oczami patrzącymi zza okularów. Wyciągnęła do mnie rękę, jej uścisk był męski, silny aż do bólu.

– Pani inspektor, dziękuję, że pani przyszła. Jestem Guillermina de Arrinoaga, matka Guillermina Najświętszego Serca Jezusowego. Proszę nie wstawać.

Usiadła ciężko i westchnęła. Prześwidrowała mnie wzrokiem i znowu westchnęła. Byłam pod wrażeniem siły i energii, jaką emanowała.

– Petro... Czy mogę tak się do pani zwracać? Marina ciągle nam o pani opowiada. Bardzo panią kocha i mówi, że jest pani najlepszą policjantką w mieście.

– Po prostu nie zna innych – odpowiedziałam. – Wątpię, żeby wśród znajomych jej matki byli jacyś policjanci.

Roześmiała się dość oschle.

– Tak, policjanci i zakonnice nie mają dobrej sławy u mieszczaństwa. Brakuje nam tego, co teraz zwą glamour. Pali pani?

– Nie muszę, mogę poczekać, aż wyjdę.

– No cóż, w porównaniu z tym, co zobaczy pani tutaj, nie sądzę, żeby panią oburzył fakt, że palę. Spędziłam piętnaście lat w Miami, wraz z innymi organizowałam tamtejszą wspólnotę, a większość zakonnic pochodziła, rzecz jasna, z Kuby. W związku z tym odkąd wróciłam, mam dwie poważne wady: nie cierpię chłodu i palę. Cóż począć! Przy ludziach zwykle się powstrzymuję, ale przez tę dzisiejszą historię jestem tak zdenerwowana...

Otworzyła szufladę i poczęstowała mnie papierosem. Przyjęłam. Nie chciałam niczego przyśpieszać, postanowiłam pozwolić jej mówić. Razem wypuściłyśmy pierwszą chmurę dymu. Rzeczywiście paliła jak komin przemysłowy.

– Pochodzi matka z Kraju Basków?

– Z Pamplony.

– Porządne miejsce.

– Zakonnice nie mają swojego miejsca, rodziny, nawet imienia, najczęściej je zmieniają. To trudniejsze, niż się wydaje. Ale dostajemy coś w zamian. Wie pani co?

– Wiarę?

– Otóż to. Wiarę i spokój. Wewnątrz klasztoru panuje spokój, pani inspektor. Owszem, jest praca, papierkowa robota, walka o przetrwanie, ale jesteśmy chronione przed wichurami, które szaleją na zewnątrz. Rozumie mnie pani, prawda?

– Bardzo dobrze rozumiem.

– Dlatego do pani zadzwoniłam. Wydarzyło się coś okropnego, coś, co może rzucić nas lwom na pożarcie, przekreślić całe nasze życie. Tak więc potrzebna jest tutaj dyskrecja, absolutna dyskrecja.

– O co właściwie chodzi?

– Lepiej, żeby to pani zobaczyła, później pani opowiem.

Rozpłaszczyłyśmy pety w popielniczce z matowego szkła i wstałyśmy. Poszłam za nią, dopasowując swój chód do jej ciężkich kroków atlety. W takich chwilach staram się nie zgadywać, mieć czysty umysł, ale serce bije mi jak przed zawałem – niecierpliwie, zastanawiam się, co zobaczę. Matka przełożona zatrzymała się gwałtowanie przed dwudzielnymi drzwiami ze szlachetnego drewna, starszymi od pozostałych, które mijałyśmy. Włożyła rękę do kieszeni habitu i szukała czegoś nerwowo.

– Gdzie ten klucz?!

Myślałam, że zacznie przeklinać, ale znalazła wreszcie klucz. Był wielki, zabytkowy, z kutego żelaza. Otworzyła nim drzwi i weszłyśmy do środka. Zaświeciła światło, które łagodnie rozjaśniło gotycką kapliczkę, piękną w swej prostocie.

– Proszę tędy.

Energiczny krok zakonnicy stał się bardziej opanowany, kiedy znalazłyśmy się w części położonej za ołtarzem. Tam matka Guillermina zatrzymała się i wskazała na niewyraźny kształt leżący na podłodze. Nie byłam w stanie niczego zobaczyć, spojrzałam na nią pytająco.

– Niech się pani zbliży, ja już widziałam aż nadto.

Zrobiłam kilka kroków w mroku i wreszcie udało mi się zorientować, co widzę. Na podłodze, twarzą do podłogi, leżał mężczyzna. Podeszłam jeszcze bliżej. Bez wątpienia był martwy, wokół niego widać było kałużę ciemnej krwi, która musiała pochodzić z rany na potylicy. Nie mogłam dłużej na to patrzeć. Ze zdumienia straciłam cały swój profesjonalizm i wypaliłam do matki przełożonej dość absurdalnie:

– Czy matka zdaje sobie sprawę, co tam leży? Martwy człowiek!

– A myśli pani, że po co dzwoniłam? Oczywiście, że jest martwy, ktoś go zabił!

– Od kiedy matka o tym wie?

– O świcie znalazła go siostra, która sprzątała.

– Wie matka, ile godzin minęło od tamtej pory?

– Naturalnie, że wiem, przecież umiem liczyć!

Obydwie byłyśmy wściekłe, niemal krzyczałyśmy. Przetarłam twarz dłonią, jakbym chciała się obudzić ze złego snu. To nie mogła być prawda.

– Przecież trzeba było zadzwonić po policję od razu!...

Nie skończyłam, byłam bezsilna. Sięgnęłam po telefon.

– Co pani robi? – zapytała zakonnica bardzo ostrym tonem. – Czekałyśmy tyle czasu i dlatego właśnie zadzwoniłam do pani, żeby zapewnić tej sprawie maksimum dyskrecji. Nie możemy oznajmiać całemu światu, co się dzieje za tymi murami.

– Więc mamy go zakopać w krypcie i pozacierać ślady?

– Niech pani nie opowiada głupstw, to bezczelność! To mój klasztor i ja tu rządzę. Ma pani pojęcie, kim jest ten człowiek? To brat Cristóbal od Ducha Świętego, mnich z klasztoru cystersów w Poblet. Chce pani wywołać skandal z udziałem dwóch zakonów naraz?!

Zacisnęłam zęby, spojrzałam na nią wściekłym wzrokiem i wycedziłam:

– Może pani być przełożoną tego klasztoru i dziewiętnastu innych, a ten człowiek papieżem rzymskim pociętym na kawałki. Wszystko mi jedno. Żyjemy w kraju, gdzie przestrzega się prawa i nikt nie stoi ponad nim.

Widziałam, jak buzuje w niej bezsilność, jak stara się znaleźć dla mnie jakąś ripostę, ale zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, oświadczyłam:

– Matko Guillermino, jeśli o sekundę dłużej będzie matka utrudniać mi wykonywanie obowiązków policjantki albo opóźniać śledztwo, które niewątpliwie trzeba przeprowadzić, zapewniam, że trafi matka do aresztu za utrudnianie pracy organom ścigania.

Zamilkła, choć nadal patrzyła na mnie jak samiec alfa. Jakoś wytrzymałam, po chwili spuściła wzrok i mruknęła:

– Niech pani robi co trzeba, ale błagam o dyskrecję.

Nie chciałam zbyt długo pławić się w zwycięstwie, wystukałam numer Garzona, a do niej szepnęłam:

– Proszę się nie martwić, postaram się.

Podinspektor był chyba na jakiejś zabawie, bo głos miał bardzo ożywiony.

– Cześć, Petro! Nie wierzę, że pani do mnie dzwoni, przecież mamy wolne popołudnie, prawda?

– Sprawa jest poważna, podinspektorze. Chcę, żeby pan zorganizował ekipę do przejęcia i zabrania zwłok. Niech pan ją wyśle do klasztoru sercanek, który znajduje się przy placu Sant Just i Pastor. Pan niech też przyjedzie i to jak najprędzej.

– Ha! Coraz bardziej cenię pani poczucie humoru. A więc czeka pani na mnie w klasztorze, jak Don Juan na ukochaną, tak?

Odeszłam parę kroków od zakonnicy i zniżyłam głos:

– Podinspektorze, niech pan odstawi kieliszek, który ma pan w ręce, i napije się kawy. Ma pan tu być natychmiast, zrozumiano?

– Ale... są urodziny mojej żony!

– Natychmiast!

Przerwałam połączenie. Zauważyłam na ekspresyjnej twarzy matki Guillerminy pewien rys podziwu. Osobom autorytarnym podobają się ludzie ulepieni z tej samej gliny. Stanęłam przed nią:

– A teraz, zanim przyjedzie mój towarzysz, sanitariusze i sędzia, proszę mi wszystko opowiedzieć.

– Ależ pani jeszcze nie widziała wszystkiego!

Nogi się pode mną ugięły.

– Chyba nie chce mi matka powiedzieć, że jest jeszcze jakiś nieboszczyk.

Podeszła do bocznej ściany i wskazała na okazały pusty sarkofag.

– Wręcz przeciwnie, jednego nieboszczyka brakuje. Zniknął nasz błogosławiony.

– Zacznijmy od początku, bo zaraz zwariuję.

– To proste, niech się pani nie denerwuje. Brat Cristóbal od wielu dni zajmował się restaurowaniem sarkofagu naszego błogosławionego, brata Asercia de Montcada, jego średniowiecznej mumii, żeby bardziej to pani przybliżyć.

– Dobrze, zaczynam coś rozumieć. A więc dziś rano znaleziono brata Cristobala zamordowanego, a jednocześnie zniknęła mumia brata Asercia.

– Właśnie. Musi pani zrozumieć, że zanim zdecydowałam się zawiadomić o tym policję, musiałam sama to wszystko rozważyć.

– Mam nadzieję, że przynajmniej nikt niczego nie dotykał.

– Absolutnie. Sama poszłam po klucz i zamknęłam drzwi, żeby nikt tu nie wszedł.

– A więc jeśli wtedy ktoś był w środku, także nie mógł stąd wyjść.

– W środku nie było nikogo, mogę panią zapewnić.

– Jeśli wszystko stało się tak, jak matka to przedstawia...

– Siostra Marcela weszła, żeby posprzątać, znalazła brata Cristobala i od razu przybiegła mnie zawiadomić.

– I wtedy ktoś mógł stamtąd wyjść.

– Kto miałby być w środku?

– Jeśli znajdziemy odpowiedź na to pytanie, poznamy od razu całą prawdę. Czy kaplica była zamknięta na klucz?

– Nie jest zamykana. Wszystkie raczej przychodzimy tu o określonych godzinach, ale zawsze może się znaleźć ktoś, kto zechce się pomodlić o innej porze.

– Rozumiem. A bramę klasztoru zamyka się na noc?

– Oczywiście, że tak. Zawsze. Poza tym zamykał ją brat Cristóbal, jak wychodził. Kiedy on tu był, nikt z zewnątrz nie mógł wejść, ale wyjść owszem. Niestety, tej nocy drzwi kaplicy wychodzące na ulicę były otwarte. Albo otworzył je swojemu mordercy, albo zostawił otwarte z innego powodu.

– Zwykle jednak te drzwi są zamknięte?

– Otwieramy je tylko w niedziele, dla turystów.

– Kto ma klucze?

– To żadna tajemnica. Klucze zawsze wiszą tutaj – powiedziała, wskazując jeden z kątów.

Po kilku minutach, które spędziłam na oglądaniu każdego szczegółu, weszła siostra furtianka, a wydała mi się jeszcze brzydsza niż przedtem.

– Matko, przybyło więcej policjantów, a z nimi cała masa jakichś ludzi.

Przełożona westchnęła ciężko, przeżegnała się i powiedziała zrezygnowana:

– Niech wejdą.

Garzón był zakłopotany i przez to zakłopotanie dużo wolniej kojarzył. Kiedy już zrozumiał mniej więcej, co się stało, z miejsca zaprezentował swoje praktyczne podejście do rzeczy.

– Pani inspektor, trzeba natychmiast zawiadomić komisarza Coronasa. Istnieje możliwość, że nam to śledztwo wcale nie przysługuje, więc nie ma co się na razie zbytnio angażować.

– Nie jest pan wcale ciekaw, co się stało? To niezwykłe, że ktoś w takim miejscu morduje mnicha, a jeszcze bardziej niezwykłe, że kradnie zwłoki, które leżały tu sobie spokojnie od wieków.

– Pewnie ktoś był zabobonny.

Podeszła do nas matka przełożona. Była blada, wyraźnie wzburzona z powodu zamieszania, jakiegośmy narobili. Wokół nas kręcili się fotografowie, eksperci, sędzia, lekarz sądowy... Zdawałam sobie sprawę, że to wszystko bardzo ją denerwuje.

– Ile to potrwa, pani inspektor?

– To zależy, ale na pewno jeszcze jakiś czas.

– A państwo w tym czasie nie zaczynają śledztwa?

– Nawet jeszcze nie wiemy, czy przydzielą nam tę sprawę. Możliwe, i bardzo prawdopodobne, że wezmą to chłopcy z Mossos d’Esquadra^().

– O, nie! Zadzwoniłam do pani, bo zależało mi, żeby to pani poprowadziła tę okropną sprawę. Nie zamierzam dopuścić, żeby kręcili się tu jacyś obcy.

– Matko Guillermino, jestem wdzięczna za zaufanie, jakim mnie matka obdarza, nawet mnie przecież nie znając, ale nie jestem prywatnym detektywem. Muszę być posłuszna moim przełożonym, a zapewniam, że policja ma swoje własne zasady i hierarchie.

– Rozumiem, ale czy słyszała pani, jakie zakonnice potrafią być uparte? Zamierzam to udowodnić, postaram się ze wszystkich sił, więc...

– Zobaczymy, w tej chwili ta dyskusja nie ma sensu.

Godzinę później przyjechał Coronas. Pytał, kręcił się wszędzie i zbierał informacje.

– Wygląda na to, że on nie żyje już od ponad dziesięciu godzin, Petro. Co się tu, do cholery, stało?

– Matka przełożona zwlekała z telefonem do mnie, bo bardzo zależy jej na dyskrecji.

– Nożeż kurwa!

– Niech pan pomyśli, co oznacza taka sprawa tutaj, gdzie nikt nie ma zbyt często do czynienia z ludźmi.

– Z czego żyją?

– Uczą religii, wykonują prace biurowe na zlecenie, otrzymują subwencje z diecezji i prywatne datki. W niedziele pozwalają turystom oglądać mumię błogosławionego, za co też pobierają opłaty.

– A więc ktoś zabrał im część dochodów!

– Chce pan, żebyśmy popytali w sąsiedztwie? Jeśli wyniesiono stąd mumię, ktoś mógł to widzieć.

– Nie, nie ma mowy. Niedługo przyjadą ci z rejonu. My nie mamy tu nic do roboty. Możecie iść. Ja poczekam, przekażę im uprawnienia i z głowy.

Wyszliśmy stamtąd w mało elegancki sposób, ale wiedziałam, że jeśli zechcę się pożegnać z matką przełożoną, znowu uwikłam się w niekończące się dyskusje.

– Przykro mi, że panu przeszkodziłam, Garzón.

– Niech się pani nie martwi. Wracam na przyjęcie.

– Złoży pan ode mnie życzenia Beatriz?

– Oczywiście.

------------------------------------------------------------------------

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: