Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Miłość w chmurach - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
6 czerwca 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Miłość w chmurach - ebook

Cora Hendricks dochodzi do siebie po nieudanym związku i wątpi w to, że kiedykolwiek znajdzie miłość. Aby urozmaicić sobie czas w pracy w liniach lotniczych Air Lingus, zaczyna swatać samotnych pasażerów. Przydziela miejsca pasażerom, którzy jej zdaniem do siebie pasują.

Bazując jedynie na swojej intuicji i informacjach z internetu, Cora zamienia rząd numer dwadzieścia siedem w samolocie w swoje laboratorium miłości. Niczego nieświadomi ludzie zajmują miejsca obok swojej wymarzonej – albo i nie – drugiej połówki.

Czy Cora także znajdzie szczęście, czy los się do niej uśmiechnie…

Eithne Shortall, od dziecka zagorzała swatka, pracuje jako redaktorka w dziale sztuki „Sunday Times Ireland”.

Wspaniała, niebanalna, debiutancka powieść, która sprawi, że nie będziecie w stanie się od niej oderwać. Szalenie zabawna!

Patricia Scanlan

Doskonała lektura na wakacje.

Chrissie Manby

Urocza, dająca do myślenia, napisana z humorem i lekkością. Powieść dodająca otuchy.

„Irish Times”

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8015-763-7
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

FW: kontrolny e-mail: wprowadzenie procedur bezpieczeństwa

Marsha Clarkson, Dyrektor Naczelna
[email protected]

23 lipca, 23:11

Do: cały personel

Dziękuję Wam wszystkim za udział w dzisiejszej popołudniowej odprawie. Poniżej zamieszczam najważniejsze wnioski:

Chociaż ostatnia informacja o zagrożeniu bezpieczeństwa pasażerów okazała się fałszywa, ujawniła pewne słabe punkty naszego systemu operacyjnego. W porozumieniu z centralą postanowiliśmy zawiesić samoobsługową odprawę biletowo-bagażową do czasu, aż nasz system bezpieczeństwa zostanie ulepszony.

Odprawy biletowo-bagażowej dokonuje teraz wyłącznie personel. Każdy pasażer musi stawić się osobiście przy stanowisku odprawy i okazać numer referencyjny oraz dowód tożsamości. We wszystkich działach zwiększono liczbę personelu, więc nie trzeba się obawiać przeciążenia pracą. W tym zakresie władze lotniska pomogą nam finansowo.

Budki samoobsługowej odprawy biletowo-bagażowej usunięto i umieszczono w magazynie. Odprawa online została wyłączona. Zasugerowano nam, żeby utrzymać te ograniczenia przez rok. Personel będzie o wszystkim informowany na bieżąco.

Od jutra odprawiamy pasażerów w starym stylu i zrobimy to z uśmiechem. Mamy okazję, żeby znowu postawić obsługę klienta w centrum tego, czym się zajmujemy. Postarajmy się zrobić dla pasażerów wszystko, co w naszej mocy. Zachęcam Was do tego.

Marsha Clarkson

Dyrektor Naczelna, Zarząd Lotniska Heathrow

Proszę nie odpowiadać na tę wiadomość.2

LHR –> ENB, 8:20

Rita MacDonald miała dwadzieścia trzy lata i przeżyła trzy związki, które zapewne można uznać za poważne. Jako nastolatka chodziła ze swoim rówieśnikiem Adamem. Jednak nie myślała o nim jako o swojej pierwszej miłości. Miała prawie całkowitą pewność, że na tę miłość nadal czeka. Natomiast Adama jako pierwszego przedstawiła rodzicom i jemu jako pierwszemu pozwoliła dotykać swoich piersi. Poza tym dzięki niemu po raz pierwszy doceniła wrażenie, jakie robi na mężczyznach. W college’u pojawił się Aaron, z którym po raz pierwszy naprawdę oficjalnie uprawiała seks, który jako pierwszy napisał dla niej wiersz i z którym spotykała się najdłużej. Po nim nastał Alex – pierwszy chłopak, który powiedział, że ją kocha, pierwszy chłopak, który rzeczywiście był mężczyzną (dwadzieścia dziewięć lat), i pierwszy chłopak, do którego leciała samolotem przez cały kraj, żeby z nim zerwać po raz drugi, ponieważ nie chciał przyjąć do wiadomości jej decyzji, dopóki nie oznajmiła mu jej osobiście.

Rita spojrzała na swoją kartę pokładową i weszła do samolotu. W dwudziestym siódmym rzędzie nikt jeszcze nie siedział. Dokładnie zasunęła zamek torby i wepchnęła ją do schowka nad głową. Nie potrzebowała zbyt wielu rzeczy na jedną noc w Londynie. Leciała załatwić sprawy zawodowe. Zajęła miejsce przy oknie, opuściła roletę i zrolowała chustę, by zrobić z niej poduszkę. Skoro Alex nalegał, spędziła z nim osiem godzin, omawiając koniec ich związku trwającego ledwie sześć miesięcy. Przez połowę tego czasu nie mieszkali zresztą w jednym mieście. Ale jeśli on dzięki temu poczuł się lepiej, a ona pozbyła się poczucia winy, warto było zarwać noc i wydać kasę na bilety lotnicze. Jednak teraz dopisze do swojej listy kryteriów dla facetów, z którymi się umawia, punkt „umie poradzić sobie z odrzuceniem”. I musi przemyśleć na nowo ten niezamierzony zapis dotyczący mężczyzn, których imiona zaczynają się na literę „A”.

* * *

Kiedy Andrew Small dotarł do rzędu dwudziestego siódmego, na fotelu przy oknie drzemała jakaś dziewczyna. „Fuksiara”, pomyślał. Sam był w stanie zasnąć jedynie na fotelu przy oknie. Wyjął telefon i wysłał siostrze wiadomość, że zdążył na samolot. Miał też zamiar napisać jej o tym, że pechowo jak zawsze wylądował na miejscu przy przejściu, ale zrezygnował. Była to jedna z tych rzeczy, którą wykorzystywali przeciwko niemu.

„Tylko miejsce przy przejściu? Och, Andy, czy oni nie słyszeli o twoich bardzo dobrych ocenach?”

Nie chcieli mówić do niego „Andrew”. To było jego nowe, wytworne imię. W ich świecie pozostanie Andym. Pogodził się z tym, ponieważ nie musiał już żyć tak jak oni. Wymknął się im. Siostry miały mu za złe, że nie zrobił chmary dzieci. Tacie nie podobało się to, że nie został taksówkarzem i nie spędza nocy na wożeniu taksówką pijaków. Fakt, że poszedł na uniwersytet, uznali za osobistą zniewagę. Napawało ich to przerażeniem.

Andrew nie poszedł na studia po to, żeby komuś coś udowodnić – poszedł tam, żeby wyjść na ludzi.

– Dzień dobry panu. Witamy na pokładzie.

Andrew podniósł wzrok. Zobaczył blond stewardesę o szerokim uśmiechu i… nie chciał być chamski… z ogromnymi zderzakami.

– Świetnie – powiedział, próbując się nie zarumienić. – Dzień dobry.

– Mógłby pan obudzić tę młodą damę? Trzeba podnieść roletę. Za chwileczkę będziemy w powietrzu.

Andrew zawahał się, ale stewardesa skinieniem głowy potwierdziła swoją prośbę. Nachylił się więc nad środkowym fotelem i delikatnie potrząsnął dziewczyną. Spała głęboko, ale obudziła się szybko i Andrew cofnął rękę.

– Przepraszam.

– Dzień dobry pani, witamy na pokładzie. Mam prośbę, żeby podciągnęła pani roletę na czas startu. – Stewardesa gestem wskazała okno. – Świetnie, dziękuję. A teraz – powiedziała, klasnąwszy w dłonie – czy napiją się państwo kawy? Na koszt firmy. Z podziękowaniami za pomoc.

– Chętnie – odparł Andrew, który stał się kawoszem po przeprowadzce do Edynburga, bo jego współlokator miał ekspres do kawy.

Oczywiście w domu Andrew nie wspominał o tym ani słowem.

„Teraz jesteś zbyt dobry, żeby pić herbatę, co? Pijesz kawę z kawiorem, Andy? Czy może aromat przez to diabli biorą?”

– Wobec tego ja też poproszę – odparła dziewczyna i powstrzymała ziewnięcie. – W każdym razie już nie zasnę – powiedziała do Andrew, kiedy stewardesa odeszła.

– Przepraszam za to.

– To nie twoja wina. W tych pieprzonych samolotach trudno pospać.

– Fakt – potwierdził skinieniem głowy Andy, który nie leciał samolotem, zanim nie dostał się na uniwersytet, a i tak latał tylko do Edynburga.

* * *

Rita nigdy nie uważała się za powierzchowną. Nigdy. Ale jak w takim razie miała wytłumaczyć to, że dała Aleksowi kopniaka? Powiedziała mu, że po prostu pod wieloma względami do siebie nie pasują: emocjonalnie, towarzysko…

– Seksualnie?

– Nie! Oczywiście, że nie – zapewniła go. Lubiła seks z Alexem. I gdyby ten jeden jedyny raz nie spojrzała na dół, zapewne dalej by lubiła. Ale spojrzała i nie mogła zlekceważyć tego, co zobaczyła: niewielki łysy placek na samym czubku głowy. Wzbudziło to w niej taką odrazę, że nawet nie było sensu próbować dalej.

– Po prostu nie pasujemy do siebie – powtórzyła poprzedniego wieczoru, kiedy siedziała w jego londyńskim mieszkaniu i wyliczała wszystkie te niejednoznaczne powody – pod względem emocjonalnym, towarzyskim, geograficznym… Nie dokończyła tej listy. Nie powiedziała, że nie pasują do siebie głównie z powodu różnicy w liczbie cebulek włosowych. Ona miała włosy na czubku głowy, on ich tam nie miał.

Stewardesa wróciła z kawą i Rita odpowiedziała na jej pytania o to, skąd pochodzi i czym się zajmuje. Chłopak z fotela obok też na nie odpowiedział. Pochodził z Londynu, ale studiował na uniwerku w Edynburgu.

– Przepraszam – powiedziała kobieta z rzędu przed nimi. – Poproszę herbatę.

– Teraz obsługujemy tylko ten rząd. Obsługa pokładowa dla wszystkich rozpocznie się, kiedy samolot znajdzie się w powietrzu na właściwej wysokości. – Stewardesa mrugnęła do Rity i jej sąsiada. – Mamy słabość do rzędu dwudziestego siódmego.

Kiedy stewardesa odeszła, Rita się przedstawiła.

Chłopak w odpowiedzi wyciągnął dłoń.

– Andrew.

– Niech to szlag!

– Co?

– Przepraszam. Nic.

– Nie wyglądam jak Andrew? Czy o to chodzi? Tylko nie mów mi, że wyglądam bardziej jak Andy.

– Nie, nie chodzi o to. Po prostu… – Rita nie była pewna, jak to powiedzieć, żeby mimowolnie nie dać czegoś do zrozumienia, ale pieprzyć to. Spędziła cały poprzedni wieczór, ważąc słowa. – Każdy z moich poprzednich chłopaków miał imię rozpoczynające się na literę „A”. Przyciągam takich jak magnes.

Andrew nawet nie mrugnął.

– Ilu było tych chłopaków?

– Trzech.

– Trzech? Ile masz lat?

– Dwadzieścia trzy. Dlaczego pytasz? Czy to dużo? Chcesz powiedzieć, że jestem dziwką? – Chciała dodać, że spała tylko z dwoma z nich i nie była zakochana w żadnym, ale nie miała zamiaru się tłumaczyć. Jeśli pomyślałby…

– Jasne, że nie. Nigdy bym… nie. Jestem pod wrażeniem – wyjaśnił i wyglądało na to, że mówi prawdę. – Trzech to dobry wynik.

* * *

Tam, skąd pochodził Andrew, nie umawiało się na randki z dziewczynami. Spało się z nimi, a jeśli się którąś zapłodniło, można było się z nią ożenić. Nie istniały żadne inne możliwości. Obie jego siostry zaszły w ciążę rok po ukończeniu szkoły. Rebecca wyszła za mąż, natomiast Janine nigdy nie powiedziała, kto jest ojcem dziecka. „Nie jestem kapusiem!”, krzyczała do ojca. „Nie będę go wrabiać”. Wszyscy po prostu przyjęli ten argument.

Z początku Andrew miał poczucie winy, że idzie na uniwersytet. Wydawał o wiele za dużo pieniędzy ze stypendium na latanie samolotem do domu co weekend, żeby posiedzieć z kumplami, zajmować się dziećmi swoich sióstr i obsmarowywać wszystkich tych ciuli i ćwoków, których spotkał w Edynburgu. Najwyraźniej w ten sposób udawało mu się nieco udobruchać rodzinę i kumpli, ponieważ wszyscy chcieli, żeby nadal był taki sam jak oni.

Andrew wdał się w kłótnię z ojcem tego dnia, kiedy okazało się, że ma bardzo dobre wyniki egzaminów. „Teraz jesteś wielki, co, Andy?”, powiedział ojciec. Andrew nazwał go zazdrosnym chujem, więc on rzucił w niego naczyniem żaroodpornym.

Musiało dojść do takich scen, tak przypuszczał Andrew, kiedy dwóch mężczyzn żyło w małym domu. Teraz już się tak nie kłócili, ale ten weekend minął pod znakiem milczenia i uszczypliwych komentarzy.

„A więc to tym się zajmujesz przez cały dzień, Andy? Czytasz książki i snujesz inteligentne myśli? Dobra robota, jeśli ci się uda”.

„Robota? Andy nie wiedziałby, że to robota, dopóki nie kopnęłaby go w jaja”.

Andrew tłumaczył sobie, że to ich wybór – że jego siostry i kumple wybrali taki sposób życia, mieszkali na tym zadupiu, gdzie się wychowali, i chadzali co weekend albo i częściej do tego samego pubu. Jednak gdzieś w głębi duszy wiedział, że wcale nie chodziło o wybór. Chodziło o całkowity, pieprzony brak wyboru. Właśnie dlatego, kiedy dostał pomoc finansową, żeby móc studiować nauki polityczne w Edynburgu, nie zastanawiał się ani chwili.

– Jesteś pierwszym w rodzinie, który studiuje na uniwersytecie? – zapytała Rita. Wyglądała, jakby śpiewała w jakiejś kapeli, pisała wiersze albo coś takiego. – Muszą być z ciebie dumni.

– Byliby bardziej dumni, gdybym robił przekręty na zasiłku. A tymczasem ja nawet nie potrafię kłamać.

– Udało ci się zdobyć stypendium na studiach licencjackich! Uniwerek kosztuje fortunę. Musisz być naprawdę bystry. Gdybym była na ich miejscu, w kółko bym na ten temat nawijała.

– W domu nie poruszam tego tematu.

– Myślę, że cudownie dostać takie stypendium.

– Naprawdę? – Andrew nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu. Teraz nie byli u niego w domu. Nie byli nigdzie. Byli w powietrzu. – Też myślę, że to całkiem nieźle.

* * *

Zadzwonił telefon.

– Ścieżka przetarta – oznajmiła Nancy Moone, umieściwszy słuchawkę między podbródkiem a ramieniem, ponieważ dłonie miała zajęte wkładaniem do mikrofalówki zapakowanej hermetycznie kanapki, którą zamówiła kobieta z rzędu dwudziestego dziewiątego.

Kontroler lotów, który miał słabość do Nancy i pozwalał jej odbierać telefony z Heathrow w trakcie lotu, zniknął z linii. Usłyszała Corę:

– Jak leci?

– Miszmasz, Amorku. Z początku pomyślałam: „Całkowity niewypał!”, ponieważ ta dziewczyna próbowała się zdrzemnąć, ale wtedy wkroczyłam do akcji z klasykiem…

– Kawą na koszt firmy?

– Zadziałało bez mrugnięcia okiem! – Darmowe napoje były pierwszym manewrem Nancy, kiedy chciała zainicjować rozmowę w dwudziestym siódmym rzędzie. Alkohol przeważnie działał lepiej, ale jego dostępność zależała od kierownika zmiany na pokładzie. I mimo wszystko niezręcznie było proponować drinka o ósmej rano. – Gawędzili sobie.

– A teraz? – głos Cory trzeszczał w słuchawce. – Nadal rozmawiają?

– Cóż, potem ten utrapieniec z wieczoru kawalerskiego zaczął się popisywać w osiemnastym rzędzie i kompletnie mnie zaabsorbował. Powiem ci, że rząd osiemnasty nie jest tym, którym chcę się zajmować. Łysy koleś z Gry o tron siedzi w pierwszym rzędzie. Poza tym muszę dotrzeć do miejsc za wyjściem awaryjnym

– Daj spokój, Nancy. Potrzebuję więcej szczegółów!

– Poczekaj na linii, sprawdzę.

Nancy zostawiła dyndającą słuchawkę. Porwała kanapkę z szynką i żółtym serem z mikrofalówki i nie zamknąwszy drzwiczek, ruszyła posuwistym krokiem do rzędu dwudziestego siódmego. Minęła bez słowa głodną kobietę w rzędzie dwudziestym dziewiątym. Zatrzymała się dopiero przy podopiecznych Cory. Chłopak mówił coś o swojej rodzinie, dziewczyna entuzjastycznie kiwała głową.

– Kanapkę z szynką?

Para podniosła na nią zdziwiony wzrok.

– Nie? Wobec tego przepraszam. Pomyliłam pasażerów.

Obróciła się na szpilkach ruchem seksownego kociaka, niemal rzuciła kanapkę na kolana kobiety w rzędzie dwudziestym dziewiątym i wróciła do telefonu.

– Znowu sukces!

– Naprawdę? Nie byłam pewna, czy ona będzie miała dość energii, żeby się zaangażować…

– Cóż, miała. On też gada jak najęty, bardzo serio. Och, uwielbiam te poważne rozmowy młodych ludzi.

Rozległa się seria dzwonków z rzędu osiemnastego. Nancy wyprostowała się i odwróciła.

– Muszę iść. Ci z wieczoru kawalerskiego znowu szaleją.

* * *

– Poczucie winy – powiedział Andrew.

Rita kiwnęła głową.

– To jest, kurwa, najgorsze.

Rozmawiali o grupach nacisku w Edynburgu i o dojeżdżaniu do pracy. Kiedy samolot zaczął schodzić do lądowania, Rita powiedziała Andrew, dlaczego przyleciała do Londynu na krócej niż dwanaście godzin. To doprowadziło ich prosto do tematu poczucia winy. Niewystarczająca ilość włosów, zbyt duża odległość, ponieważ nie miała na to, kurwa, ochoty. Powód był bez znaczenia, po prostu chciała z nim zerwać. Ale poczucie winy zmusiło ją do zapłacenia dziewięćdziesięciu funciaków za bilet powrotny tylko po to, żeby Alex mógł na żywo sprawić, by poczuła się podle.

– Mam poczucie winy nawet wtedy, kiedy wiem, że nie powinnam – zwierzyła się. – Najpierw nienawidzę tego uczucia, że jestem kimś złym. A potem nienawidzę tego, że tak się czuję.

– Rozumiem cię, Rito.

Przez jej ciało przebiegł dreszcz, ponieważ po raz pierwszy usłyszała swoje imię wymówione przez niego.

– Dwa lata robiłem, co mogłem, żeby znienawidzić uniwerek. Polubienie go oznaczałoby, że zdradzam całą rodzinę. Tak przynajmniej uważałem.

– I co się stało?

– Zacząłem rzadziej latać do domu.

– To bardzo trudne.

– Nawet nie wiesz jak.

Był bystry, ale nie zarozumiały. Miał w sobie taką pewność siebie, nawet taką dumę, jakby wiedział, kim jest. Uwielbiała tę jego dumę. Prawdziwą dumę londyńczyka.

– Poczucie winy bywa dobre – powiedziała. – Sprawia, że ludzie postępują właściwie.

– Na przykład?

– Na przykład zbierają kupy po swoim psie. Robią to dlatego, że nie chcą mieć poczucia winy.

– Nieprawda! Robią to, ponieważ patrzysz. Nie ma mowy, żeby zebrali kupę, kiedy nikogo nie ma w pobliżu. To percepcja społeczna, a nie poczucie winy. Podobnie jest wtedy, kiedy idę do toalety publicznej i myję ręce. Robię to tylko dlatego, że jakiś koleś patrzy i mnie ocenia. Nie myję rąk, kiedy obok mnie nikogo nie ma.

– Stary, to jest słabe.

– Co? – Andrew też się roześmiał. – To tylko sikanie!

Rita skrzywiła się z obrzydzeniem, ale tak naprawdę nie uważała tego za słabe. Jedyną rzeczą, która zaprzątała jej myśli, było to, że on jej się spodobał.

* * *

Zapytała go, jaką muzykę lubi, i Andrew wymienił kilka piosenek, które słyszał, kiedy wieczorem wychodził do klubów. Tak naprawdę nie interesował się muzyką. Typowe pytanie na uniwersytecie: „Jakiej muzyki słuchasz?”. Jedni drugich szufladkują na podstawie odpowiedzi. Podobnie jak w szkole. W Edynburgu nikt nigdy go o to nie zapytał. Ani o to, jakiej drużynie kibicuje.

– Przeważnie słucham audycji radiowych – odparł.

– Na przykład jakich?

– W Radiu 4. – Kolejna rzecz, do której nie przyznałby się w domu.

– Jejku! – zachwyciła się Rita. – To super!

Większość swojej wiedzy na temat kobiet Andrew zaczerpnął od ludzi, wśród których się wychował, i nigdy żadna z jego partnerek nie narzekała. Był dość pewny siebie, jeśli chodzi o seks. I dobrze całował. Szczycił się tym już jako dwunastolatek. Dziewczyny z jego ulicy powiedziały, że jako jedyny spośród swoich kolegów nie całuje jak pralka, która zacięła się podczas wirowania. Miał jednak pewien problem. Ponieważ pochodził z plemienia, w którego kulturze nie istniał zwyczaj zapraszania dziewczyny na randkę, nie miał bladego pojęcia, jak to się robi.

* * *

Faceci wracający z wieczoru kawalerskiego ocknęli się i śpiewem prosili o coś do zjedzenia, a przynajmniej o drinka. Jeden z nich dostrzegł identyfikator z imieniem Nancy i bawili się w najlepsze.

– Zrobię dla ciebie wszystko, kochanie, wszystko… – śpiewał jeden z nich.

– Przyjdź tu, Nancy – krzyczał drugi.

– Przywalę nawet twojemu Billowi.

Nancy grzecznie poinformowała ich, że jest dziewiąta rano, więc alkohol nie będzie serwowany, po czym odeszła. Zawsze była profesjonalistką, nie pozwalała robić z siebie głupiej.

– Proszę, pani – krzyczeli za nią. – Poproszę więcej!

Podobało jej się, że ma takie samo imię jak bohaterka Olivera! Jako nastolatka obejrzała ten musical w Empire i uważała odtwórczynię głównej roli za naprawdę zjawiskową. Zwykle mówiła ludziom, że dostała imię po Nancy Sykes. Brzmiało to o wiele bardziej efektownie niż „imię po babci Moone”. I nie po raz pierwszy ktoś zaśpiewał jej tę piosenkę: „Zrobię dla ciebie wszystko, kochanie, wszystko”… Tylko że ostatnio działo się to w ładnym domku letniskowym w Cotswolds, a wokalista śpiewał, stojąc w nogach łóżka. Bo właśnie tam otwierał butelkę różowego wina.

Przeszła obok pary, którą swatała Cora, kiedy samolot zbliżał się do lądowania. Nancy uwielbiała zakończone sukcesem akcje „Rząd 27”. Usiadła we wnęce w tylnej części samolotu i skierowała się nieco w prawo, żeby móc obserwować wyjście. Próbowała zapamiętać każdy szczegół, żeby opowiedzieć o wszystkim Corze.

* * *

Rzadko spotykamy kogoś, kto naprawdę jest inny niż my. Większość ludzi w naszym życiu przypomina nas samych. Bo wszyscy myślimy, że jesteśmy dziwakami, wyrzutkami albo kimś takim, a jednak chodzimy na te same koncerty i do tych samych knajp, co inni podobnie myślący dziwacy. Ale kiedy Andrew powiedział, że lubi Drake’a – dla Rity zbyt komercyjnego – pomyślała: „ten facet jest cudowny”. I cholernie podobały jej się jego włosy.

Samolot zakończył kołowanie. Blond stewardesa, ta sama, która przyniosła im darmową kawę, znowu przeszła obok ich rzędu.

Interkom trzeszczał: „rozbroić drzwi i sprawdzić…”.

– Masz zamiar zaprosić mnie na randkę czy jak? – zapytała, udając, że ma trudności z odpięciem pasów, żeby nie musieć na niego spojrzeć.

– Czy to znaczy, że tego chcesz?

– Coś jakby. Odniosłam wrażenie, że jesteś mną zachwycony – odparła, próbując dorównać mu pewnością siebie.

– Tak – powiedział i uśmiechnął się szeroko, a ona nie była pewna, czy to było pytanie czy potwierdzenie. Wstali niemal jednocześnie. – Miałem zamiar cię zaprosić.

– Tylko grasz na zwłokę, tak?

– Pomyślałem, że może jesteś zajęta. I co z tym, że moje imię zaczyna się na „A”?

– Cholera, zapomniałam o tym. To okropne „A”.

– Niektórzy kumple mówią do mnie po nazwisku, jeśli to miałoby pomóc. – Wyjął paszport z tylnej kieszeni spodni i podał go jej. Wybuchnęła śmiechem.

– Dobrze, Andrew Small – powiedziała, oddając mu paszport. – Pozostaniemy przy twoim imieniu i zobaczymy, jak nam pójdzie.

Powłócząc nogami, poszli do wyjścia w tylnej części samolotu. Rita podziwiała szerokie ramiona Andrew i próbowała pohamować ogarniającą ją wesołość. Blond stewardesa obserwowała ich życzliwie. Pokazywała w uśmiechu idealnie białe zęby między perfekcyjnie pomalowanymi wargami.

– Mam nadzieję, że dzisiejszy lot zaprowadził was dokładnie tam, dokąd chcieliście dojść – powiedziała na pożegnanie.

Rita mogłaby przysiąc, że kiedy wyszła na schodki i owiał ją rześki edynburski wiatr, stewardesa za jej plecami wydała okrzyk radości.3

Cora lubiła myśleć o swataniu jako o zajęciu, w którym wykorzystuje swoje najlepsze cechy: wyobraźnię, romantyczność i zainteresowanie ludźmi. Oczywiście można było sądzić, że to rozrywka intrygantki, ale jeszcze nigdy nikt tak tego nie ocenił. A przynajmniej nikt nie powiedział jej tego prosto w twarz. Pierwszą parę zeswatała jako nastolatka w swojej własnej sypialni w domu w Kew, na cichych przedmieściach Londynu. Było to krótko po tym, jak jej rodzice się rozeszli.

Sheila Hendricks (z domu O’Reilly) przyjechała do Londynu z Irlandii po ukończeniu szkoły i dostała posadę w oddziale linii lotniczych Aer Lingus na Heathrow. Miała zamiar wrócić w rodzinne strony po paru latach, ale wtedy poznała ojca Cory, londyńczyka, i Anglia stała się jej stałym miejscem zamieszkania, nawet jeśli nigdy nie czuła się tam całkiem jak w domu. Spędziła zatem wiele lat u boku męża, który za kompromis geograficzny odwdzięczył się jej cudzołóstwem. Nic dziwnego, że była wściekła. Zastanawiała się nad zabraniem Maeve, Cory i Ciana z powrotem do Irlandii, dlatego zachowała nazwisko po mężu. Chodziła plotka, że na lotnisku w Dublinie samotne matki wysyłano do pracy w dziale szukania zagubionych bagaży mieszczącym się w piwnicy. Jednak w końcu Sheila zadowoliła się tym, że wyrzuciła męża z ich londyńskiego domu, i uparła się, żeby przemeblować całkowicie każdy pokój. Nastąpiły tygodnie szaleńczego remontu, z którym radziła sobie, śpiewając własną wersję przeboju Peggy Lee „Mam zamiar zmyć tego faceta ze swoich włosów”.

Piętnastoletnia Cora dostała wolną rękę, żeby „wyrazić siebie” w urządzeniu swojego pokoju, i potraktowała to zadanie bardzo poważnie. Pomalowała sufit, wszystkie ściany, kaloryfer i wewnętrzną stronę drzwi na apetyczny fiolet. Nazajutrz, kiedy farba wyschła, usiadła na podłodze i rozpłakała się – przez kolejne nie wiadomo ile lat będzie spała wewnątrz olbrzymiego winogrona. Na szczęście ustawienie w pokoju mebli i przykrycie łóżka wełnianą narzutą osłabiło nieco ten piorunujący efekt wizualny. W miejsce starych plakatów boysbandów pojawiły się reprodukcje. Zaszczytne miejsce zajęła reprodukcja oprawionego w ramy obrazu Ofelia, który namalował sir John Everett Millais – od owego remontu ten obraz zawsze wisiał w sypialni Cory. Na obrazie przedstawiono ciało pięknej rudowłosej kobiety spoczywające w płytkim strumieniu. Cora nigdy nie widziała czegoś bardziej romantycznego. Millais idealnie zilustrował jej wyobrażenie o miłości.

Sheila nie potrafiła zrozumieć tej fascynacji.

– Ona jest taka tragiczna – powiedziała do Cory, stanąwszy w drzwiach, kiedy urządzanie pokoju dobiegło końca. – Nie wolałabyś mieć na ścianie jakiejś prawdziwej bohaterki? Kogoś, kto nie jest trupem? Może Joannę d’Arc?

– Joanna d’Arc została spalona na stosie w wieku dwudziestu jeden lat, mamo.

– Wobec tego jakąś inną. Może tę, która trzymała pamiętnik na strychu?

Nowo zakupione regały ozdobiły: antologia Szekspira, dwa wydania dzieł zebranych Sylvii Plath i Dublińczycy Jamesa Joyce’a. Najnowsze książki można było poznać po gładkich grzbietach.

Ten wystrój – dopełniony narzuconym samej sobie mundurkiem, czyli koszulką z Che Guevarą i chokerem zrobionym z czarnego sznurowadła – pasował do typu kobiety, którą Cora zamierzała zostać. Lubiła wyobrażać sobie siebie na uniwersytecie, ze swoimi niesfornymi włosami uczesanymi na gładko, przytulną kawalerkę wypełnioną niewielkimi, własnoręcznie namalowanymi obrazami, poważnych chłopaków dzwoniących z zaproszeniem na herbatę w nadziei, że się w nich zakocha, weekendowe protesty i marsze, podczas których wszystkich ogarnie pasja. Nie miała całkowitej pewności, jakich spraw stanie się orędowniczką, ale wiedziała, że jest ich wiele. Będzie idealistką, która chce się angażować. Będzie romantyczką, której zależy.

Tamtego dnia, w którym Cora po raz pierwszy z powodzeniem połączyła dwoje ludzi, Cian siedział na jej nowym łóżku, przeglądając album ze zdjęciami z obozu językowego w Niemczech. Była na tym obozie poprzedniego lata i teraz miała na niego ponownie wyjechać z Roisin, swoją najlepszą przyjaciółką.

– Wiedziałaś, że imię Ofelia wymyślił Szekspir? – powiedziała do Roisin, która kucnęła, przeglądając skromną, ale stale powiększającą się kolekcję płyt CD należących do Cory. – Wymyślił wiele słów: „uzależnienie”, „zabójstwo”, „gałka oczna”. Cora właśnie odkryła wkład barda w rozwój języka angielskiego i niezwykle ją to zainteresowało. Roisin nie podzielała tego zainteresowania.

– Masz ich pierwszą? – zapytała, pokazując płytę The White Stripes.

Roisin Kelly dołączyła do klasy Cory w tym roku. Przeprowadziła się do Kew z Dublina (Sheila entuzjastycznie przyjęła informację o „irlandzkiej przyjaciółce” swojej córki). Jej atrakcyjność zwiększało to, że miała gramofon. Nagle odpalanie płyt CD nie wydawało się już takie fajne i wszyscy zaczęli buszować po strychach rodziców w poszukiwaniu podobnych sprzętów i płyt winylowych. Roisin uwielbiała muzykę, wiedziała o niej więcej niż ktokolwiek inny w szkole. Przedstawiała się jako dylanolożka, neo-cure-omanka i fanka Strokesów.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: