Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Mimo wszystko - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 grudnia 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Mimo wszystko - ebook

Książki Moniki Sawickiej są jak spotkania z dobrą przyjaciółką, która wysłucha, pocieszy, przyniesie otuchę

i pomoże ponieść największe nawet ciężary.

Miłość potrafi głęboko zranić i zniknąć na zawsze. Jak żyć w świecie bez miłości? Schować się przed ludźmi? Przestać jeść i pić? Nie dbać o siebie? W kim szukać oparcia, gdy miłość przestaje być najważniejsza?

Ukochany Natalii wypowiada pod jej adresem wiele gorzkich słów. Chce „przerwy”, która pozwoli mu zobaczyć, czy ich związek ma szansę przetrwać. Przez kolejnych dziesięć dni nie mają się ze sobą kontaktować. Tymczasem Natalia wyjeżdża w Tatry ze swoją przyjaciółką. Spotkani tam ludzie zmienią dotychczasowe życie kobiet nie do poznania.

Mimo wszystko pokazuje, że człowiek jest w stanie znieść więcej, niż mu się wydaje. Że dzięki wsparciu przyjaciół może pokonać wszystkie przeszkody, nawet te, które wydają się nie do pokonania. Historia dwóch przyjaciółek wzrusza i bawi do łez, skłania do refleksji, daje nadzieję na lepsze jutro i pozwala dostrzec,  to co w życiu jest najważniejsze.

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7674-357-8
Rozmiar pliku: 1,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Sprawdź, za co czytelnicy

kochają książki Moniki

Sawickiej i samą autorkę

Autorka w swojej historii stara się inteligentny i zabawny cynizm współczesnej kobiety przeciwstawić jej wrażliwości i tęsknocie za czułością.

Sawicka pisze – moim zdaniem – dojrzale i oryginalnie, z szeroko otwartymi oczami, tworząc z opisów życia i świata, w którym żyje, historie, w których chciałoby być się nie tylko statystą, ale czasami głównym bohaterem. Mnie zadziwiła i zatrzymała na swoich tekstach głównie poprzez ładunek wrażliwości i ekspresji.

Warto podarować swój czas tej książce.

Janusz Leon Wiśniewski, Frankfurt n. Menem

(O książce Kruchość porcelany)

Potrafisz o rzeczach nawet bardzo trudnych powiedzieć bez przytłaczania czytelnika, co wcale nie zmniejsza ciężaru gatunkowego poruszanych przez Ciebie spraw i problemów, a to naprawdę trudna sztuka. Zatrzymałem się przy Tobie najdłużej i nie żałuję, bo i poezja, i proza równie arcyciekawa. Kilka innych autoportretów tej samej kobiety, a każdy piękny. Co do wiary w siebie – tylko zadufani głupcy ją posiadają (nie będę wymieniał nazwisk). Trzymaj się siebie i nie daj się sobie.

Vienna

Nie znam Cię, ale myślę, że jesteś wspaniałą osobą i zaszczytem byłoby poznać Cię osobiście. Czytając, płakałam ze śmiechu i ze wzruszenia.

EjBi

Pierwsza i druga część przypominają Sawicką z poczuciem humoru, błyskotliwą, inteligentną. Trzecia część jest według mnie inna… refleksyjna! Ale ja lubię to, co piszesz, i na pewno kupię Twoją książkę!

Marycha

W tym się zawiera też moja opinia o książce: oczami wyobraźni widzę już te wieczory, gdy jestem pierwszym słuchaczem i krytykiem.

Feliks

Gdy Gombrowiczowi zarzucono, że nie pisze nic nowego, zgodził się z tym, dodając: „Ale ja piszę po gombrowiczowsku!”. Myślę, że każdy z nas przechodzi fascynację jakimś autorem, człowiekiem, czymś lub kimś, kim pragniemy się stać. To pozostawia w nas ślad (sposób patrzenia, wartościowania świata) i pozostaje także w pisaniu, ale przechodzi to przez filtr naszej osobowości i autentyczności przeżywania tego, co opisujemy. Nie wiem, kto Ciebie, poza Tobą oczywiście, fascynował (pewien egocentryzm jest wpisany w naturę każdego twórcy, w przeciwnym razie jest on rzemieślnikiem, nie artystą) i szczerze mówiąc, nie obchodzi mnie to. Nie mogę się doczekać przeczytania dalszych stron Kruchości porcelany, bo sam chętnie bym ją napisał, gdybym był Sawicką (dobrze, że nie jesteś mną)! Pisz, pamiętaj, że nie ma nudnych życiorysów, są tylko historie źle opowiedziane, a Ty opowiadasz bardzo dobrze i niech tak pozostanie.

Vienna

Cokolwiek teraz napiszę, i tak nie oddam tego, co Ty oddałaś w Kruchości porcelany. Ja ją przeczytałam w półtorej godziny! I było to niesamowite półtorej godziny, kiedy zarówno się śmiałam, jak i połykałam łzy… Niesamowite… To jest coś na kształt katharsis w tragedii greckiej: moment oczyszczenia, który przychodzi pod wpływem tekstu, i uderza prosto w środek. Tak naprawdę ta książka jest o wszystkim. Nie można powiedzieć, że jest o romansie, o chorobie, o miłości, o wychowywaniu dzieci, o kobiecie 30-letniej – bo to wszystko jest za mało. Ta książka jest o tym właśnie, ale spiętym w tak niesamowitą całość, że tworzy coś zupełnie innego, nowego. Tak mi się wydaje. Poruszasz wszystkie tematy, te bardziej i mniej ważne, i umiesz je przepleść ze sobą tak, że wydaje się to naturalne. U Ciebie to staje się naturalne.

Ta książka jest właśnie dlatego niesamowita, bo opisuje emocje i je wywołuje. Moim zdaniem po prostu świetna!

Agnieszka

Napiszę krótko – rewelacja!

Dzisiaj kupiłam Pani książkę i czytałam ją z zapartym tchem. Spośród wielu otaczających mnie w Empiku książek, ta przyciągnęła moją uwagę – zmysłowa i zarazem odważna okładka z pewnością odegrała swoją rolę, ale niezależnie od tego poczułam pozytywne wibracje bijące od niej. Po przeczytaniu fragmentu znajdującego się na okładce, wiedziałam, że muszę ją kupić.

Napisana pięknie, bardzo mądrze i wzruszająco. Dotyka ważnych i zarazem nieodłącznych elementów naszego życia – miłości, cierpienia, samotności, rozczarowania, odrzucenia… Czytając Pani książkę, miałam wrażenie, że napisała Pani o mnie.

Przypowieści i opowiadania – jakże trafnie napisane i świetnie ukazujące sedno sprawy – to, co jest najważniejsze i jakimi wartościami powinniśmy się kierować, idąc przez ścieżkę życia.

Mimo iż wiele Pani opowiadań miało smutny wydźwięk, czytelnik po tej lekturze jest naładowany dobrą energią i ma nadzieję na lepsze jutro.

Książka była dla mnie jak balsam dla duszy. Ma Pani dar pisania. Bardzo płynnie czytało się lekturę. Jestem pod wrażeniem tej książki. Trudno było wrócić do szarej rzeczywistości po przeczytaniu ostatniej strony…

Z pewnością nie będzie to ostatnia książka Pani autorstwa, którą przeczytam.

Sandra

Szczerze. Spontanicznie. Bezinteresownie. Przepełniona jestem nadzieją i siłą. Dzięki Pani. Pani słowa mają działanie przeciwbólowe. Na wszystko: na świat, na ludzi, na zmartwienia i niewiedzę. Chociaż zadajemy setki pytań dziennie, uzyskujemy zaledwie garstkę odpowiedzi. Lepszym rozwiązaniem jest poszukać, poczekać, uzbroić się cierpliwość, niż poddać się, a co gorsze, wewnętrznie obumrzeć od przesytu życiowej niewiedzy…

Są takie rzeczy, których się nie zapomina i których nie można przeboleć, nawet jeśli się chce i bardzo się stara (ja się bardzo starałam).

Są takie rzeczy, których się nie zapomina i lepiej zachować je dla siebie, ponieważ mają one szczególną wartość i znaczenie całkowicie prywatne, są jak perły (…). Te właśnie rzeczy stanowią potem punkt odniesienia, są doświadczeniem, wedle którego oceniamy wszystko, co się nam przydarza, niesiemy je w sobie, są częścią nas samych. Mogą nas zawstydzać, choć nie mogliśmy się im przeciwstawić; odczuwamy wdzięczność za to, że się nam przydarzyły, nawet jeśli nasze winy nie zostają przebaczone, a odczuwany ból wcale nie ustępuje.

Kiedy usuwa się nam grunt spod nóg, przypominamy sobie to, co mieliśmy wspaniałego. Wspominając radość i ból, warto pamiętać, że te Perły nie padły pod nogi komuś innemu, tylko właśnie nam…

Magdalena Mikołajczak

Moje dwie przyjaciółki, siostra i mama też kupiły Kolejność uczuć. I zostały Twoimi fankami. I płakały podczas czytania. Wszystkie.

Ja też… Najbardziej podczas czytania przypowieści Zapach deszczu… Anioły naprawdę istnieją? Tak, teraz już wiem, że istnieją. Takie Anioły mam przy sobie na co dzień. Czasem ich zupełnie nie dostrzegam, czasem traktuję je jak powietrze, a one są obok mnie, kochają mnie i ja kocham je również, ale czasem kompletnie o tej miłości zapominam… Gubię ją gdzieś pomiędzy kolejnym praniem a wyjściem do pracy… To taki straszny błąd, który wciąż popełniam. Postanowiłam się zatrzymać i spojrzeć na swoje życie z dystansem, bo inaczej zatraciłabym się w tej bieganinie, a moje Anioły odleciałyby… Ktoś kiedyś napisał, że miłość to ciągłe wspinanie się pod stromą górę, ale jak się już szczyt zdobędzie, widok z góry napawa nas dumą i radością. Ci, co w połowie zwątpili, czują natomiast rozpacz i gorycz. Dlatego dziś, po skończonej Kolejności uczuć, przyrzekam sobie wspinać się pod tę górę tak długo, jak tylko trzeba. Latami. Aby na szczycie spojrzeć w dół, uśmiechnąć się do siebie i powiedzieć: „Jestem szczęśliwym człowiekiem. Kochałam w swym życiu i byłam kochana. Warto było”.

Patrycja P.

Dziękuję za Pani książki; za to, że pomagają się oderwać od rzeczywistości; za życiowość sytuacji w nich opisywanych – po Mimo wszystko sięgnęłam przypadkiem na jednym z moich życiowych zakrętów. Od tego się zaczęło i trwa nadal. Po prostu dziękuję.

Monika K.

Dziękuję… Za Wiarę i Nadzieję. Za siłę, która jakiś czas temu zamarła we mnie i nie chciała się odrodzić, chociaż ja próbowałam…

Próbowałam wyszukać środka znieczulającego na ten ból i lęk, bo to one właśnie osłabiły moje „ja”…

Gdybym tylko mogła, to nauczyłabym się na pamięć wszystkich tych słów zawartych na 179 stronach Literackiego Życia… Nauczyłabym się z taką perfekcją i dokładnością, że przebudzając się co noc między 3 a 4 nad ranem, byłabym w stanie wyrecytować te słowa bez jakiegokolwiek zająknięcia… I ucząc się tych słów, akcentowałabym każdy akapit w innym tonie interpretacyjnym…

Dziękuję za to literackie dzieło odrodzenia. Uwierzyłam… Dzięki Pani uwierzyłam, że można, że warto, że trzeba… żyć, oddychać, marzyć… Że warto walczyć o każdy nowy dzień, o każdą daną Nam przez Boga godzinę, minutę, sekundę… Że Życie jest darem danym każdemu z Nas osobno, indywidualnie, niepowtarzalnie… Że można nauczyć się na nowo akceptować siebie, nie bać się uczuć, ludzi, słów.

7 kolorów tęczy czytałam, czytałam, czytałam i nie mogłam przestać (…). Ale przyznaję, że to właśnie Kruchość porcelany pochłonęła mnie całą, tak od czubka głowy po kraniec najmniejszego palca mojej lewej stopy. I uwierzyłam, a już od dawna nie potrafiłam uwierzyć, tak czysto, spontanicznie i lekko. Uwierzyłam, że ja mogę wygrać ze sobą, ze swoją chorobą… Że warto grać o nowe Życie.

Na moich barkach ciąży ciężka depresja i pozostałości w psychice związane z przeszłościowym schematem anoreksji. I czytając Pani książkę, uwierzyłam. Bo skoro Bóg był ze mną, przy mnie od zawsze… Był, gdy 3 lata temu zdiagnozowano guza mózgu, był na sali operacyjnej, gdzie neurochirurdzy, walcząc z tym paskudztwem pod moją czaszką, operowali mnie przez nieskończenie wiele godzin. Był przy mnie, chociaż nie miałam włosów na głowie, gdy przestałam mówić, a potem, gdy jąkając się, powoli powracałam do siebie, do domu, do Najbliższych, przyjaciół, szkoły. Był, gdy ważyłam 70 kg i był, gdy moja waga wynosiła nieco powyżej 40 kg. Był, gdy trafiłam na 3 miesiące do szpitala psychiatrycznego, na oddział zamknięty, kiedy to poddałam się anoreksji i zapragnęłam walczyć o chociaż jeden dzień więcej… I jest do tej pory.

Dzięki Pani poczułam na nowo Jego siłę, Jego obecność, Jego zaufanie w moją osobę.

Dziękuję Pani za tę nadzieję, siłę, poczucie akceptacji.

(…)

Płacząc dziś, już nie boję się tych łez, bo chociaż są gorzkie, to są prawdziwe, są moje, są jedyne i niepowtarzalne… A nie potrafiłam płakać przez jakiś czas...

Dziś boję się mniej Przyszłości, bo wierzę, że okno Jutra być może nie będzie tak przejrzyste, jakbyśmy tego chcieli, ale staje się Szansą na coś nowego, lepszego, nadzwyczajnego.

I w końcu mam ochotę na to Życie… Na jego smak, kolor, zapach i wygląd.

Dziękuję raz jeszcze.

I chociaż na dworze mróz, śnieg i można się poślizgnąć, wkładam na siebie ciepły polar, kozaczki i biegnę w kierunku otwartej zapewne jeszcze w galerii księgarni po kolejną dawkę siły i energii. Bo nawet moje leki antydepresyjne nie mają takiego działania jak Pani słowa. Nie mają i mieć nie będą…

Magda M.

Zaczynam czytać drugą książkę – Mimo wszystko – po tym, jak jakiś czas temu skończyłam lekturę 7 kolorów tęczy. Jestem pod wielkim wrażeniem! Wczoraj stałam z 15 minut w księgarni i nie mogłam się zdecydować, na którą książkę teraz przyszła kolej. Za tydzień kupuję następną – i znowu będę sterczeć w księgarni, brać i odkładać książki z braku zdecydowania i pieniędzy na wszystkie naraz…

Marta F.

Po ostatniej pensji zrobiłam, jak co miesiąc, wypad do księgarni. A musi Pani wiedzieć, że w miasteczku, w którym mieszkam, są ich aż dwie. Zakup ciekawej książki jest dosyć trudny. Gdy już miałam wychodzić, zobaczyłam piękną, kolorową okładkę na wystawie, intuicyjnie (jak zawsze) kupiłam Pani książkę 7 kolorów tęczy. I był to udany zakup, przez pierwsze 3 dni, bo w takim czasie ją przeczytałam, wracałam do domu jak zaklęta, a historie bohaterek żyły w mojej wyobraźni cały czas. Czekam z niecierpliwością na coś nowego i uważnie śledzę Pani felietony.

Jest Pani cudowna!

Monika

Jestem już po lekturze 7 kolorów tęczy, Serwantki oraz Kruchości porcelany. Wniosek nasuwa mi się jeden: o tak trudnych tematach jak śmiertelna choroba, maltretowanie kobiet, zdrada, pragnienie miłości, która się ociąga – o tematach tak pesymistycznych można napisać kilka dramatów! A Ty opisujesz to z takim wdziękiem, spokojem, ironią, optymizmem i humorem… tak jakby nie dotyczyły te dramaty Ciebie ani Twojego bliskiego otoczenia. A dotyczą, jestem tego pewna. Nie można pisać o czymś, o czym nie ma się pojęcia. Potrafisz mieć dystans do siebie, do świata, do otaczających nas problemów dnia codziennego, które nas przygniatają, krzywdzą. Człowiek szybko potrafi się załamać, czasem wystarczy jeden impuls, by miarka się przebrała. I dlatego Twoje dzieła mają specjalne miejsce w mojej małej biblioteczce, miejsce, gdzie znajdują się te książki, do których lubię wracać. Bo do Twoich powieści wrócę i to pewnie nie raz, wystarczy, że znów pojawią się problemy. I wtedy sięgnę po 7 kolorów tęczy, Kruchość porcelany czy którąkolwiek z Twoich książek, bo one są przecież lekiem na całe zło! Dziękuję Ci za to i mam prośbę… nie przestawaj pisać!

Patrycja P.

Kto spodziewałby się „zwykłej” powieści o przemocy domowej tu jej nie znajdzie. Jest to książka wymagająca myślenia i skłaniająca do niego. Taka, która przypomina, że jest i będzie zło na tym świecie. Zło, które spotkać może każdą z nas. Lecz choć główną bohaterkę spotyka w życiu tyle krzywd, że wystarczyłoby na kilka osób, ona opowiadając Czytelnikowi swoją historię nie narzeka, nie zrzuca winny na innych, po prostu przyjmuje swój los, jakim jest i z nadzieją patrzy w przyszłość.

Anna Pytel, dlaLejdis.pl

(O książce Dobrze, że jesteś)

Chwile z prozą Moniki Sawickiej są wyjątkowe, bo wywołują szereg refleksji o życiu, stawiają wiele znaków zapytania i wykrzykników. Emocje wypełzają z każdego słowa. To balansowanie na granicy nadziei i smakowanie życia z całą jego słodyczą i goryczą. Subtelnie – małą łyżeczką, przesadnie – garściami i zupełnie bez apetytu, gdy nawet okruszyna staje się trudna do przełknięcia. Nie spodziewajcie się po tej książce lekkiej opowieści o miłości, szukajcie tu raczej recepty na nadszarpniętą psychikę i zburzony świat uczuć.

Aneta Kwaśniewska, Książki w eterze

(O książce Dobrze, że jesteś)

Jak wielki ciężar człowiek jest w stanie unieść na swych barkach, zanim upadnie? W trakcie lektury Dobrze, że jesteś mogłoby się wydawać, że limit cierpień już się wyczerpał. Nic bardziej mylnego. Autorka porusza wiele ważnych i zarazem trudnych tematów dotyczących przemocy wobec kobiet, alkoholizmu, radzenia sobie ze śmiercią bliskich lub desperackiego poszukiwania miłości. Dużo tu bólu, samotności, rozczarowania. Ale znajdziemy też dobre wspomnienia, które pokazują, że mimo bolesnych doświadczeń trzeba żyć dalej. Wszak nadzieja umiera ostatnia.

Krystyna Meszka, Literacki Świat Cyrysi

(O książce Dobrze, że jesteś)Umarła już we wtorek przed południem. Umierała po trochu, odchodziła powoli, czując, jak cząsteczki jej ciała znikają.

Każde jego słowo to o jeden kawałek jej serca mniej.

Ile wypowiedzianych słów, tyle poszarpanych kawałków.

– Powiedz, że to mi się tylko śni, że zaraz się obudzę i odkryję, że to tylko zły sen.

Dlaczego popełniła tyle błędów? Każdego dnia wysysała z niego życie.

– Osaczyłaś mnie. Boję się odbierać telefony od ciebie, bo nie chcę kolejnej awantury. Czy ty wiesz, że wcale ze mną nie rozmawiasz? Ty mnie wypytujesz! Przesłuchujesz. Gardzisz mną. Nie szanujesz mnie. Do czego ja ci jestem potrzebny? To jest miłość? Gdzie? Kiedy ostatnio się uśmiechałem? Nie jestem twoją kroplówką. Podłączyłaś mnie sobie właśnie jak kroplówkę, a życie jest też gdzie indziej. Kochasz mnie? Jak? Niszczysz mnie. Ja już nie chcę widzieć swojego odbicia w lustrze! Ja przy tobie umieram, rozumiesz? Rozwaliłaś mnie na kawałeczki. Ostatnią książkę napisałem siedem lat temu. Zawsze uważałem siebie za człowieka twórczego. A od lat nie stworzyłem nic.

Patrzyła na niego. Na jego szarą twarz i worki pod oczami. Dlaczego wcześniej tego nie zauważyła? Zeszczuplał. Też przez nią?

– A ty? Zobacz, gdzie byłaś, gdy się poznaliśmy. Gdzie byłaś pięć lat temu? A gdzie jesteś teraz? Za chwilę będziesz popularną pisarką, będę o tobie czytał w gazetach, będę cię oglądał w telewizji, słuchał w radio. Cieszę się, że zaszłaś tak daleko. Jesteś zupełnie inną kobietą. Jesteś silna. Bardzo silna. A ja? Zniszczyłaś mnie. Umieram przy tobie. Co z tego, że jesteś najlepszą kochanką na świecie? Nie chcę z tobą być tylko z tego powodu. Seks można uprawiać z każdym. A przyjaźnić można się z wybranymi. Gdzie jest ta dziewczyna sprzed półtora roku, na którą mogłem liczyć, na której mogłem polegać, a nie tylko się jej bać? Ja się ciebie boję, rozumiesz to? Czy potrafisz to zrozumieć?

Tak. Potrafiła. Bo już wcześniej dziwiła się, że on ma do niej tyle cierpliwości. Zawsze, gdy robiła mu głupie, idiotyczne wymówki i miotała się wściekła, on potrafił ją przytulić i powiedzieć: „Okej, nic się nie stało. Wszystko w porządku”.

A ona nie mogła pojąć, jak może być w porządku, skoro wypowiedziała tyle gorzkich słów.

Zawsze potem kochali się, a starała się jak najlepiej mu wynagrodzić swoje skandaliczne zachowanie.

Zauważyła jednak, że przestał ją przytulać, dotykać. Już jej nie całował. Po prostu wchodził w nią.

Bała się, że on już jej nie kocha.

Kawałki jej serca dostały się chyba do płuc, bo zaczęła się dusić. Zwracała żółcią i krwią.

– To znaczy, że nie będziemy się już spotykać? – Usłyszała swój głos.

– To znaczy, że będziemy się spotykać bez seksu. Muszę przekonać się, co nas naprawdę łączy. Zadzwonię do ciebie jutro w południe, spotkamy się i porozmawiamy.

Bez seksu? Poczuła się wyjałowiona, wysterylizowana. Czuła się tak, jakby ktoś wyrwał jej oprócz serca też i waginę.

A może on kogoś ma?

– Zrozum, to nie chodzi o twoją atrakcyjność, to tylko chodzi o mnie.

Ile razy można umrzeć jednego dnia? Setki, a może nawet i tysiące.

Następnego dnia umierała do południa. Miała jednak nadzieję, że oto on stanie w drzwiach, pocałuje ją na powitanie i powie: „Skarbie, wszystko jest okej”.

Wszedł do mieszkania i minął ją tak, jakby się jej brzydził. Jakby była trędowata, jakby każdy jej dotyk go parzył. Usiadł na łóżku, a ona usiadła naprzeciwko.

Wyglądał strasznie. Jego oczy przepełnione były smutkiem. Nie widziała tego, gdy ostatnio jedli razem obiad w egipskiej restauracji. Wtedy śmiał się w głos, dziękował jej za cudowne popołudnie.

– Widzę tak naprawdę dwa wyjścia – zaczął, a ona poczuła, że znów robi jej się słabo. – Pierwsze to radykalne cięcie – rozstajemy się tu i teraz. Drugie – dasz mi więcej powietrza, wolności, oddechu. Czy potrafisz nie dzwonić do mnie przez dziesięć dni? Czy wytrzymasz bez spotkań ze mną dziesięć dni? Czy mogę do ciebie zadzwonić, gdy naprawdę poczuję, że tego chcę, a nie tylko ze strachu, że jeśli nie zadzwonię, to zrobisz mi awanturę?

– Wiesz, zawsze uważałam, że związek dwojga ludzi to wielka odpowiedzialność. Nie tylko za siebie i za tę drugą osobę, ale za wszystko to, co się zdarzy lub nie. Nie można też zatrzymać rzeki, bo i tak popłynie innym, nowym korytem. Jeśli będziesz szczęśliwy beze mnie, to idź.

A potem spytała, czy może się obok niego położyć. Tak. Dotknęła jego dłoni, a on nawet nie drgnął. Nie oddał dotyku. Nie przytulił, choć go o to prosiła.

O Boże, co ona mu zrobiła!

– Nie. Nie wytrzymam bez ciebie dziesięciu dni. Kiedy cię nie słyszę, umieram.

– Ja umieram, gdy cię słyszę. W takim razie rozstajemy się dzisiaj. Ja już nie chcę tych dziesięciu dni, bo mnie zniszczysz.

Serce rozpadło się, a jego kawałeczki uderzyły o przeponę. Ledwo zdążyła do łazienki.

– Wiesz, co mnie w tobie najbardziej zafascynowało, gdy się poznaliśmy?

No jasne. Wagina.

– Twój umysł. A dzisiaj już go nie ma.

Wstał i chciał wyjść. Zatrzymał się przy drzwiach.

Zaczęła go przepraszać, nawet za to, że się urodziła. Za tsunami w Azji też. Za głód w Etiopii i zamach na WTC.

Uklękła przed nim. Ona. Ona uklękła. Słyszała wypowiadane przez siebie słowa, których nie spodziewała się nigdy usłyszeć.

– Błagam cię, daj mi szansę. Zmienię się. Widzisz, klęczę przed tobą.

– I co z tego? Chcesz, ja też uklęknę. – I ukląkł. – To twoje kolejne przedstawienie. Nie liczysz się ze mną. Jestem dla ciebie nikim. Powiedz mi, czy możesz to dla mnie zrobić? Czy możesz wytrzymać dziesięć dni beze mnie i poczekać, aż sam do ciebie zadzwonię?

– Nie zadzwonisz – powiedziała.

– O Boże, nie słyszysz, co do ciebie mówię. Odtwarzasz sobie w głowie jakąś płytę, a mnie nie chcesz usłyszeć. Jeśli nie dasz sobie szansy, nigdy się nie dowiesz.

– Powiem ci, czego się boję.

– Powiedz.

– Boję się, że nigdy nie poczujesz potrzeby, żeby do mnie zadzwonić. Że nie zatęsknisz.

– Mądra dziewczynka. Umiesz jednak słuchać i umiesz mówić o swoich obawach, a nie tylko mówić, co CI SIĘ WYDAJE. Spójrz na mnie – poprosił, biorąc jej twarz w swoje dłonie.

– Nie, bo kiedyś powiedziałeś, że gdy płaczę, wyglądam jak żaba.

– Żabko, spójrz na mnie. Słyszysz mnie?

– Tak.

– Ale czy mnie słuchasz?

– Tak.

– Czy możemy spróbować odbudować to, co między nami było? Czy możesz pozwolić wrócić tamtej dziewczynie, z którą śmiałem się i płakałem? Czy możesz być znowu przede wszystkim moją przyjaciółką, a przy okazji kochanką?

– Mogę. Jeśli potrzebujesz powietrza, bierz to powietrze i oddychaj.

Wziął jej twarz w swoje dłonie i pocałował ją w usta. Tak jak wtedy, pierwszy raz, gdy się spotkali w pubie na schodach. Gdy pili razem piwo, nie wymieniając ani jednego słowa. I ona poszła do toalety, a on za nią. Czekał na nią na tych schodach. Zagrodził jej drogę, objął ją i powiedział:

– Spytaj mnie wreszcie.

– Boję się, że odpowiedź mnie zabije.

– To jest moja odpowiedź – powiedział i pocałował ją.

Pocałował tak jak teraz.

– Gdybym chciał z tobą zerwać, zrobiłbym to. A gdyby mi na tobie nie zależało, nie byłoby mnie tutaj.

– Mówisz, że nic nie stworzyłeś, a to nie jest prawdą. Stworzyłeś mnie. Wyrzeźbiłeś mnie, tchnąłeś we mnie nowe siły.

Dziesięć dni. Dlaczego dziesięć, a nie tydzień? Sam powiedział, że właśnie dziesięć, a nie siedem. Dlaczego?

Gdy wyszedł, postanowiła dokończyć to umieranie. Dziesięć dni to sporo czasu. Można odejść, jak się chce.

Ale ona nie odejdzie. Po prostu zaśnie, jak ta bajkowa Śpiąca Królewna. Tylko najpierw schowa telefon i natychmiast zapomni, gdzie go położyła. Prześpi tych dziesięć dni niczym sto lat. Zaczeka, aż on, jej Królewicz, ją obudzi.

A jeśli się nie obudzi, to dopiero wtedy umrze.

Powiedział jeszcze, że potrzebuje symetrii, że musi mieć wszystko w życiu poukładane. A ona wywróciła jego świat do góry nogami, burząc wszelki porządek.

* * *

– Łomatkoboska, aleś mi zaszczepiła melodramat – skwitowała moją opowieść Daria, przyjaciółka z piaskownicy, zwana przeze mnie pieszczotliwie Duśką.

– Melodramat? Jak możesz tak mówić? – oburzyłam się.

– Mogę inaczej: love story, niewolnica Izaura.

Odruchowo spojrzałam w lustro.

– Naprawdę myślisz, że jestem do niej podobna? – zatrwożyłam się srodze.

– Do której? Do Lucelli Santos? Czy do Ali MacGrow? Czekaj, niech sobie ciebie obejrzę. Mam przynajmniej nadzieję, że on nie wygląda jak Leoncio, ale chociaż jak Ryan O’Neal w roli Oliviera Barreta IV.

– O rety, ale ty masz pamięć! Po tylu latach pamiętasz, jak się nazywała najsłynniejsza niewolnica świata…

– A ty nie pamiętasz, jak wymierało miasto, pustoszały ulice, bo wszyscy biegli do domu zobaczyć, co znowu zrobi ten niedobry Leoncio biednej Izaurze?

– No to popatrz sobie, jasne. Nie napatrzyłaś się przez 30 lat?

– Zeza nie masz, ale ten nos… Dostrzegam pewne podobieństwo do Izaury.

– To mnie zastrzel natychmiast.

– Chcesz wiedzieć, co myślę?

– Z każdą sekundą coraz mniej, ale powiedz. Dobij leżącego.

– Niby ciebie? Ani mi się śni. Uważam, że to jest bardziej skomplikowane, niż on ci to przedstawił. Pewnie zastanawiasz się, czy nie chodzi o inną kobietę. Sądzę, że nie. Nie robiłby takiej hecy. Myślę, że nałożyło się na to kilka spraw, o których nie masz pojęcia i myślę, że głównie idzie o jego żonę. Swoją drogą naprawdę go gnoiłaś. Ja na jego miejscu zepchnęłabym cię z balkonu już dawno temu. Ale jednocześnie on nie może obwiniać ciebie za swoje życiowe niepowodzenia. Jeśli chce tych dziesięciu dni, to mu je daj.

– A co będzie, jeśli on nie zadzwoni?

– Kopnę cię za chwilę w dupsko. Znowu sobie układasz w tej chorej główce całą historię. Czasem sobie myślę, że to ty napisałaś Biblię. Bo tylko ty, spośród wszystkich znanych mi ludzi, masz taką fantazję. Jestem pewna, że zadzwoni. A jeśli nie, w co nie wierzę, jak podkreślam, to pójdziemy na polowanie. Tego kwiatu jest pół światu. Poza tym nie zapominaj, że jesteś najlepszą kochanką na świecie. Zaraz po mnie, znaczy się. A tak już na serio, gdyby facet chciał cię zostawić, to rzeczywiście by to zrobił, a nie nadwyrężał gardło trzy godziny, będąc prawie pewnym, że i tak go nie słuchasz. Ja wiem, że ty uwielbiasz tworzyć rozmaite historie, ale daruj sobie. Daj facetowi tych dziesięć dni. Udowodnij, że z tobą można nie tylko chodzić do łóżka.

– Jesteś wulgarna, wiesz?

– Tylko dosadność do ciebie przemawia. Zamiast do łóżka, pójdź z nim na kolację do restauracji. Wykorzystaj swoje usteczka do rozmowy, a nie tylko do…

– Zamilcz, kobieto!

– Niedoczekanie. Pamiętasz jeszcze, co to takiego rozmowa? Więc bądź jego przyjaciółką, a kochanką przy okazji. Facet bardziej niż orgazmu pragnie po prostu CIEBIE. Poza tym on nie jest już młodzieniaszkiem. Ile ma lat? Czterdzieści trzy? Jest dziesięć lat od ciebie starszy! Dziewczyno, ty jesteś jak gejzer, a on jak wypalona laska dynamitu!

– Do jasnej cholery, przestań z tą laską! Ja tu w rozpaczy jestem, a ty sobie jaja robisz.

– No widzisz, też jesteś monotematyczna. Jaja, laska. Obawiam się, że zwyczajnie on już ma coraz mniej siły… Nie zauważyłaś?

– I ty, Brutusie, przeciwko mnie?

– Proszę cię, przestań pieprzyć od rzeczy, bo pomyślę, że kosmici cię porwali i poddali praniu mózgu. Nie zachowujesz się jak moja przyjaciółka z pięknym umysłem, który zachwyca wszystkich facetów, nawet bardziej niż jej wagina, ale jak głupia blondynka, której mózg wyciekł przez ubytek w uzębieniu.

* * *

Po jednym dniu spędzonym w łóżku z radością stwierdziłam, że leniuchowanie dobrze mi robi. Nie na urodę, bo to wręcz przeciwnie. Łatwiej mi znosić moje cierpienia. Na szczęście już w nocy dostałam solidnej gorączki (prawie czterdzieści stopni!), a rano odkryłam, że poza rozumem straciłam też i głos. Zostałam więc w łóżku. Po raz pierwszy od piętnastu lat. Nawet gdy w ciągu ostatnich pięciu lat bywałam chora, zawsze zwlekałam się z łóżka, by ucałować mojego Księcia. On dzielnie przyjmował te pocałunki i po weekendzie leżał w swoim łóżku bardziej chory niż ja. Dzisiaj jednak mogłam spokojnie pochorować i zarazki przekazywać moim trzem kotom i jednemu psu, które ciągle kręciły się w pobliżu.

W przeciwieństwie do Księcia.

Drugiego dnia mojego leżenia przyszła Dusia i zepsuła mi całą zabawę z umartwiania się i rozczulania nad sobą.

Mimo zimna i gorączki założyłam moją ukochaną satynową, czarną, seksowną koszulkę nocną. I to był błąd. Bo Duśka, obrzuciwszy mnie cholernie krytycznym spojrzeniem, bez ostrzeżenia podniosła mi ową koszulkę do góry, obnażając mnie przy tym do kości.

– Ha! Wiedziałam! Zarastasz! – wykrzyknęła triumfalnie, jakby moje rosnące z prędkością światła włosy łonowe bardzo ją ucieszyły. Następnie uniosła moje ręce do góry i znowu radośnie kontynuowała: – Moja droga, jak tak dalej pójdzie, to zarośniesz mi jak dżungla amazońska i twój książę się nie przebije przez te chaszcze.

Kolejną rzeczą, jaką zrobiła Daria, było obwąchanie mnie. No kurde, przegięła.

– Co? Zaczynam śmierdzieć? – spytałam, spodziewając się zaprzeczenia.

Dusia poszła bez słowa do łazienki i napuściła wody do wanny. Wróciła i spytała, patrząc na moje podkrążone oczy i zapadnięte policzki:

– Kiedy ostatnio jadłaś?

– Nie pamiętam. Ale wiem za to, kiedy piłam. I co.

– Co piłaś, to ja też wiem. Masz okropny oddech. Wiesz co, ty zawsze byłaś wyjątkowa. Jak mogą zapaść się policzki w dwa dni?

– Ej, ale śmierdzę? – męczyło mnie to bardzo. Przecież się myłam. Chyba… albo i nie… – Miałam kontakt z wodą – dzielnie się broniłam.

– Tak, jasne. Muszynianka naturalnie gazowana. Trochę śmierdzisz, ale grunt, że się jeszcze nie rozkładasz.

– Bo zimę mamy – dodałam.

– Latem już byś mocno zalatywała. Pokaż paznokcie – zakomenderowała i już trzymała moje dłonie w swoich. – Gdzie są? – ryknęła na mnie trzeci raz w ciągu kilku minut.

– Zjadłam. Obgryzłam. Połamały się od tego intensywnego wczepiania się w łóżko, a wszystko po to, żeby w nim zostać i nie pobiec na Piotrkowską i nie łazić od pubu do pubu w nadziei, że go tam spotkam.

Daria zdjęła mi jeszcze pantofle i obejrzała sobie paznokietki u moich stóp. Po raz pierwszy od pięciu lat zmyłam z nich lakier. Nie żebym przez pięć lat łaziła z tym samym lakierem. Jeszcze czego. Zmyłam i nie umalowałam od nowa. Wszystko w zasadzie z siebie zmyłam.

Daria wepchnęła mnie do wanny (zupełnie tak, jakby chciała mnie utopić), usiadła na jej brzegu i polewając mnie wodą, powoli zaczęła mówić:

– Wiesz co, myślałam, że jesteś silniejsza. Przecież tak naprawdę nic takiego się nie stało. Wszystko, co się zdarzyło, może tylko ulepszyć wasz związek. On tego właśnie chce. Ja na jego miejscu bym nawet z tobą nie gadała, a on szuka przyczyny i daje wam obojgu szansę, żebyście się odnaleźli. Już dawno przestaliście iść tą samą drogą. Masz tych dziesięć dni, żeby zastanowić się, kim on dla ciebie jest. Czy przyszło ci do głowy, że ten czas tak naprawdę on dał tobie, a nie sobie? Albo nie tylko sobie? Kto wie, może już za trzy dni obudzisz się około południa i stwierdzisz, że tak naprawdę nie brakuje ci go. Pomyśl, gdybyś była na jego miejscu, pewnie po prostu zakończyłabyś ten związek. Ale nie ma co gdybać. Wydaje mi się, że on zdobył się na ogromną szczerość. Pamiętaj, że faceci są prości jak budowa cepa, chociaż nie wiem, jak cep jest zbudowany. To my, kobiety, wszystko komplikujemy. Teraz się wykąp, ubierz i umaluj. A jutro, jak już ci się poprawi, pójdziemy do kosmetyczki i do fryzjera.

– Obciąć i przefarbować. – Ożywiłam się, bo jakoś szczególnie, jak to kobieta, porzucona zresztą, odczuwałam ogromną potrzebę oszpecenia się.

– Mowy nie ma. Coś zrobimy z twoimi włosami, ale na pewno nie to, co byś chciała. Po przebudzeniu wyłabyś z tęsknoty za swoimi włosami. A teraz się umaluj, bo bez makijażu wyglądasz jak Kim Basinger przed operacją plastyczną.

– No coś ty? To ona miała operację? – zdziwiłam się szczerze

– Tak sobie myślę, że chyba ze cztery. Ale nie martw się, większość hollywoodzkich aktorek je miała.

– Ale nie Julia Roberts – sprostowałam.

– Ona nie. Bo jej nawet by nie pomogła chirurgia szczękowa na tę jej kobylą twarz. No, nie łam się, moja droga. Umalowana wyglądasz dużo lepiej niż Kim nawet po pięciu operacjach.

– Ale ja się wcale nie chcę kąpać, leczyć, malować, ubierać, wychodzić do miasta, ładować telefonu, malować paznokci, czesać, jeść. Chcę sobie tu leżeć i czekać. Czekać, aż minie tych dziesięć dni. I on zadzwoni.

– I pewnie będzie chciał cię zobaczyć. A i niewykluczone, że też skonsumować. Nie zdążysz pozbyć się tego całego owłosienia, umalować paznokci, uczesać i wykonać tego miliona pozostałych czynności, których mężczyźni od nas oczekują. Otrząśnij się, dziewczyno, pókim dobra, bierz się za siebie, bo inaczej ja się za ciebie wezmę, a wiesz, że wtedy to siwy dym.

Ładna z niej przyjaciółka. Nawet nie pozwoli nasycić się własnym cierpieniem.

– Słoneczko, myśl szybko, co jest dla ciebie ważne, co chcesz jeszcze zobaczyć, czego posłuchać. Daj szansę nowemu dniu. Kto da mi siłę, jeśli nie ty? Mówiłam ci, że zawsze, gdy nie wiem, co zrobić, jaką podjąć decyzję, zatrzymuję się i pytam samą siebie: „Co Natalka zrobiłaby na moim miejscu?”. Potrzebuję cię! Jesteś najwspanialszą osobą, jaką znam. I bardzo mi zależy, żebyś mogła się uśmiechać. Tylko wytrzymaj. Daj czas czasowi – jak mawiał Stachura. A pamiętasz, jak cierpiałam przez tego mojego robala? Uratowałaś mnie wtedy. Błagam więc, teraz uratuj też i siebie.

Widzisz, siedzę i płaczę razem z tobą. Ja to znam. Bo jestem i tobą, i nim jednocześnie. Gdy jestem nim, wiem, że nie chodzi o drugą kobietę. Przynajmniej nie musi. Wydaje mi się, że on, jak każdy człowiek, potrzebuje akceptacji. Dowartościowania jako mężczyzna, w dodatku ambitny – czuje się przy tobie po prostu gorszy. Nie, nie zazdrości, jest na to za dobrym człowiekiem, ale po prostu uświadomił sobie, że nie idziecie już tą samą drogą. I boi się, że cię nieodwracalnie stracił.

Może trzeba wysłuchać jego, nie wiem, czy dobrze to odbieram – wołania do ciebie o pomoc? Może ten jeden raz pozwól mu zadecydować? Niech uwierzy w siebie. Odczuje, że mu ufasz, nawet jeśli boisz się, że kiedyś powiesz: „Matko, jaka była naiwna!”. Na własnej skórze doświadczyłam tego, że mężczyźni nie tyle nie lubią, co boją się silnych kobiet. Niech poczuje się pewnie, niech wie, że coś może od niego zależeć, że nie jest też dla ciebie tylko samcem. Okazuje się, że im – rzadko, bo rzadko – ale nie zawsze chodzi tylko o seks. Czy radzisz się go w jakichś sprawach? Dajesz mu odczuć, że może być dla ciebie autorytetem w różnych kwestiach? Nawet jak coś spaprze, to przecież i tak świat się nie zawali. Może potrzebuje Twojej cierpliwości i jakiegoś świadectwa, że nie traktujesz go jak kogoś gorszego od siebie, że nie podważysz jego zdania, uszanujesz decyzję, jakakolwiek by ona nie była. Jemu chyba też rozpada się to, co próbował zbudować.

Natalko, gdy jestem Tobą, umieram ze strachu, że jest inna kobieta, że nie jestem na tyle dobra, by zatrzymać przy sobie najważniejszego dla mnie mężczyzny. Wtedy ten strach przesłania wszystko, każe zapomnieć, że on ma czasem po prostu (tak samo jak ja) zły dzień, nawarstwia mu się wiele spraw i chodzi rozdrażniony, jest tak zmęczony, że nie ma siły się uśmiechnąć. Ale ja przecież o tym nie wiem, nie zawsze potrafię to zauważyć. Więc trzeba ze sobą rozmawiać. I znaleźć w sobie odrobinę siły mimo własnego zmęczenia, żeby dostrzegać to, co dzieje się z drugą osobą. To tak trudne, że nie zawsze się udaje. Ale ty chcesz, żeby się udało, prawda? Czuję, bardzo mocno to odczuwam, że zależy ci na nim. Tak jak jemu na tobie. Naprawdę. Więc daj i jemu, i sobie te dziesięć dni.

Może potrzeba będzie więcej czasu. Sprawdź, czego ci będzie wtedy najbardziej brakowało. A potem powiedz mu o tym i oceńcie, czy oboje tego samego oczekiwaliście.

A tak naprawdę czuję się w tej chwili głupia jak but. Jak to łatwo jest doradzać innym, analizować, rozkładać na czynniki pierwsze… Wymądrzać się jak wiejski psychoanalityk. Teraz jeszcze bardziej niż zwykle przekonuję się, że nie jestem ani mądra, ani dobra, ani nawet normalna. Jestem nijaka, żadna. Tak żadna, że jeśli któregoś dnia nagle bym zniknęła, to nikt by tego nawet nie zauważył.

Ciąg dalszy w wersji pełnej
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: