Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Moda Polska WARSZAWA - ebook

Data wydania:
1 stycznia 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Moda Polska WARSZAWA - ebook

Po kim Jadwiga Grabowska odziedziczyła zamiłowanie do mody?
Jak po wojnie organizowały się w Warszawie warsztaty krawieckie?
Jak w latach 50. ewoluowały fasony kobiecych okryć: od bezkształtnego płaszcza po mężu do spektakularnych paryskich linii?
Czym były „żywe żurnale mody”?
Jak prowokowano PRL-owski przemysł do produkcji gustownych tkanin?
Jak propagowano polską modę w kraju i za granicą?
Czy Jadwiga Grabowska poniosła dydaktyczną porażkę?
Ewa Rzechorzek opisuje bogatą i barwną historię Mody Polskiej – instytucji, której za zadanie postawiono edukację w zakresie mody i stylu. W fascynujący sposób opowiada o szczegółach kroju, fakturze tkanin, zapachu perfum... Przede wszystkim jednak skupia się na najważniejszym elemencie sukcesu przedsiębiorstwa: na ludziach. Fundamentem opowieści są losy Jadwigi Grabowskiej – „ministra mody” w Polsce. Rodaczki nie miały u niej wysokich notowań, a lista zarzutów była długa: nie dbają o linię, nie potrafią się poruszać, brzydko siedzą, źle dobierają odcień pończoch, nie dbają o obuwie, są źle uczesane. I oczywiście nie potrafią się ubrać! Nie bez przyczyny w 1946 roku Grabowska obrała sobie misję „odbudowy polskiej kobiety”. Uczyła, „jak chodzić, stać, siedzieć, czesać się, ubrać – żeby wszystko pasowało do siebie i do urody”. Charyzmatyczna kierowniczka artystyczna była otoczona wianuszkiem osób szkicujących, upinających, krojących, szyjących, fotografujących: projektantami, krawcami, konstruktorami, zastępami chałupników, pracownikami salonów, modelkami, fotografami. O nich także jest ta książka.
Autorka oparła swoją opowieść na dokumentach archiwalnych, dokumentach życia społecznego, prasie z lat 1945–1998 i prywatnych rozmowach. Poza archiwami prawdziwą skarbnicą wiedzy okazały się dla niej także… szafy Polaków. Większość ze sfotografowanych na potrzeby tej publikacji egzemplarzy ubrań czy biżuterii pochodzi z kolekcji handlowych Mody Polskiej, czyli takich, które faktycznie trafiały do sklepów, a później „na grzbiety” Polaków. Dzięki temu opowiadają one historię swoich czasów i właścicieli: suknia ślubna „uciekającej panny młodej” czy smoking przechowywany przez wiele lat po śmierci męża pokazują, że ubrania mogą pełnić funkcję kapsuł czasu.
Anna Ziółkowa siedzi na zwałach gruzu, które kiedyś były mieszkaniem jej ciotki, i patrzy na ulicę Marszałkowską. Za plecami słyszy spadające cegły, więc się odwraca, zadziera głowę. Wysoko na rumowisku jest wydeptana ścieżka, a na niej dziewczyna. Ubrana w jasną sukienkę i buty na cienkim obcasie. Stąpa bardzo ostrożnie, żeby się nie pobrudzić, nie zgubić tych szpilek, nie spaść z gruzowiska. Ziółkowa ma na głowie chustkę, a na nogach buciory sznurowane gałganami. Czuje wstyd. Tę historię będzie wspominała w 1955 roku na łamach tygodnika „Świat” we własnej rubryce „Tylko dla kobiet”.
Fragment tekstu

Kategoria: Sztuka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-01-19826-8
Rozmiar pliku: 21 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

MŁODZI

W jedwabiu robią wszyscy: Paroll, Antkowiak, Biegańska, Ignar. W latach sześćdziesiątych – krótkie sukienki w duże wzory. W siedemdziesiątych – obszerne dżelaby; im mniej pocięty kupon, tym lepiej dla wzoru: bocianów, żab, pierrotów, tygrysów.

We współpracę między Milanówkiem a Modą Polską najbardziej angażuje się Kalina Paroll. Do malarek jeździ co tydzień. Jest nastawiona na przekazywanie wiedzy: przywozi ze sobą zachodnie żurnale, na bieżąco konsultuje to, co widzi na stołach. Wywalcza dla Milanówka dzień studyjny – raz w miesiącu malarki przyjeżdżają do Warszawy i idą z Paroll do jakiegokolwiek muzeum, aby oglądać kolor, proporcje.

To taka prywatna misja dydaktyczna, bo młoda projektantka z niechęcią patrzy na malarstwo konturowe. Na kuponach Mody Polskiej wolałaby widzieć abstrakcję albo wzory kwiatowe, byleby duże. Najlepiej od brzegu do brzegu, a nie – akordowym zwyczajem – z dominującym motywem na środku. Chciałaby, żeby malarki zamieniły pisaki na pędzle:

– Zaproponowałam, żeby najpierw zagęstnikiem malowały wzory rodem z zalipiańskiej chałupy, a później wpuszczały w to kolor.

Z tych kuponów powstały krótkie rozkloszowane sukienki w jaskrawy kwiatowy wzór.

Drugim konikiem Paroll jest folklor.

Opowiada mi o tym, jak w Desie kupiła zabytkowe chusty śląskie: najpierw zrobiła z nich element dekoracji na pokazie kolekcji wiodącej, później pocięła i wykorzystała w skórzanej kamizeli.

Myślę więc sobie: kontynuatorka myśli Jadwigi Grabowskiej.

– Skądże! – zaprzecza Paroll. – Moje zainteresowanie folklorem, potem autentyczne i dogłębne, wynikało z tego, że chciałam mieć swoją działkę. Jurek mówił, że nienawidzi folkloru jak psa. W związku z tym nie miałam konkurencji.

Takie historie przewijają się przez całą opowieść Kaliny Paroll: trzeba zaprojektować stroje olimpijskie, ale praca wypada na czas wyjazdów do Paryża, więc nie ma chętnych.

Kalina bierze to na siebie.

Pokaz mody w Jugosławii, sezon urlopowy, nikt się nie pali.

OK, Kalina się tym zajmie.

W pracy indywidualnej czuje się bardzo dobrze.

Działa nieco na automacie, bo ma swojego energetycznego wampira – słowo na „r”, którego wówczas nie wypowiada:

– Po pięciu latach w Modzie Polskiej byłam już po rozwodzie. To zaważyło na całym moim życiu, zabrało mi dużo z aktywności zawodowej. Wycofałam się z wszelkich kontaktów. Jak już zebrałam się w sobie, żeby wrócić do normy, to koledzy z Mody pewne rzeczy dawno zaklepali. Nie ma próżni. Skoro ja siedzę na uboczu, podobnie jak Krysia Dziakowa, to Jurek, Irenka i Madzia są aktywni. To oni byli pierwszym składem.

Projekt Kaliny Paroll (1976)

Projekt Kaliny Paroll (1976)

Karin Jachowicz w jedwabnym modelu z kolekcji folklorystycznej zaprojektowanej z okazji dziesięciolecia Mody Polskiej (1968/1969)

Kalina Paroll ma głowę pełną pomysłów, a malarki „Milanówka” świetnie interpretowały jej projekty. Jedwabna „piżama” to modelowy przykład takiej współpracy. Najpierw były koniakowskie koronki i wizja: pozytyw–negatyw. Później – szybka podróż WKD z plikiem koronek w torebce i rozmowy z malarkami. Efektem kooperacji były ponadczasowe unikaty.

Peleryna z kolekcji folklorystycznej zaprojektowanej z okazji dziesięciolecia Mody Polskiej (1968/1969)

Projekty Kaliny Paroll miały w sobie dużo autentyzmu. Projektantka zamawiała materiały i dodatki u regionalnych rzemieślników. Sukno i parzenice do tego modelu przyjechały razem z Paroll pociągiem z Podhala.

Paroll projektuje „modele obowiązkowe” i to, co los wrzuci jej do koszyka – folklor, olimpiady, kolekcje specjalne na międzynarodowe konkursy.

Nie rozpycha się łokciami, to fakt. Ale jak się do czegoś weźmie, to wchodzi w to cała. Mogłaby naszkicować projekty i zdać się na pracowników zaopatrzenia, ale tak nie chce. Rusza w teren. Po parzenice do Bukowiny. Po sukno na płaszcze do Nowego Targu (później wraca pociągiem z siedmioma metrami pod pachą). Po kożuchy na zimową olimpiadę do Zakopanego. I poznaje lokalny koloryt.

– W Zakopiańskich Zakładach Wzorcowych pracowali górale. Jak przyjeżdżałam, żeby zobaczyć, na jakim etapie są kożuchy, to o dziesiątej czy jedenastej rano nikogo tam nie było. Chodzę i pytam: „gdzie ci ludzie?”. Okazało się, że oni w okolicy mają swoje pola, a że są żniwa, to nikt nie szyje. Pojawiali się koło trzynastej, zakładali fartuchy i otwierali wąskie żelazne szafki w hallu. W każdej szafce – butelka z wódką zatkana korkiem z papieru. Łyk i do roboty. Spod ich rąk wychodziły rzeczy takie, jakie sobie życzyłam, tylko ładniejsze. To był zakład profesjonalny na wskroś. Sposób krojenia, zrozumienie szerokości pachy, wykończenie. Przepiękne czarne włochate kołnierze. Kożuchy tak piękne, że po olimpiadzie połowa z nich defilowała po Nowym Świecie, bo sportowcy je sprzedawali.

Czasami folklor przyjeżdża do Paroll. Materializuje się w Ośrodku Wzornictwa pod postacią „pana na rowerku”:

– Z Panem Bogiem! Ja do pani Kalinki – mówi Franciszek Chowaniec, stawiając dwie skórzane teki na podłodze. W środku same skarby: zapaski, białe bluzki, haftowane kubraki.

– Nie zważał na to, co się akurat działo, jaka komisja była – wspomina Paroll. – Wyrzucał zawartość toreb na stół. Komisja się załamywała, modelki zbiegały. Łowicka msza. Ale muszę przyznać, że to były rzeczy bajeczne. Oryginały. Jeździł rowerkiem i skupował to po całym Łowiczu.

O tym folklorze Paroll mogłaby opowiadać godzinami – o skarpetach bez palców, o plisowaniu tkanin w piecach chlebowych, o panu Franciszku. W latach siedemdziesiątych swoje ludowe zbiory i milanowskie kontakty będzie wykorzystywała przy ubieraniu gwiazd w Opolu (festiwal to kolejne indywidualne zajęcie Kaliny Paroll). Marylę Rodowicz ubiera w halkę łowicką; innym razem projektuje dla niej tunikę z ręcznie malowanym biletem PKP (Milanówek, oczywiście).

Plik fotografii upolowanych na aukcji internetowej. Wiem, że Moda Polska, bo poznaję modelki. Niektóre ujęcia na tle polskiej ambasady w Paryżu. Na rewersach nazwy modeli po francusku: Polonaise de Chopin, Fourrure Zakopane, Gilet Podhale. Wygląda na jakąś prezentację dokonań polskiego przemysłu, bo modelki pozują na małych podestach wśród rozrzuconych milanowskich jedwabi, żyrardowskich lnów, cepeliowskich mebli.

Modele z kolekcji folklorystycznej zaprojektowanej z okazji dziesięciolecia Mody Polskiej (1968/1969)

– To moja kolekcja folklorystyczna! – rozpoznaje Paroll, gdy wyciągam fotografie.

Modele powstały w 1968 roku, na dziesięciolecie Mody Polskiej. Widać ogrom pracy: płaszczyki i peleryna z sukna (tego przywleczonego z Nowego Targu) – wszystko z ręcznie kutymi zapięciami, spodnium z ludowego pasiaka, szamerowane peleryny, aksamitne pumpy, suknie: wydziergane na szydełku, z żywieckich koronek. Skórzane minisukienki nabijane metalowymi elementami.

Skóra to trzecia specjalizacja Kaliny Paroll. W 1975 roku Paroll ma zaprojektować kolekcję reprezentującą Polskę na festiwalu mody w Trogir i z dwiema modelkami przyjechać do Jugosławii. Przedstawia swoją wizję skórzanej kolekcji i dostaje zielone światło od dyrekcji. Surowce musi zdobyć sama. Pierwsza myśl, która jej świta: Opole. W końcu to żużlowe miasto. Jedzie do spółdzielni:

– Surowce nadzwyczajne, wszystko z Niemiec Zachodnich. Poprosiłam, żeby mi dali tylko to, co spada na ziemię. Kombinezony robi się z kawałków, mają kolorowe wstawki, więc oni bezceremonialnie cięli duże kawały skóry. Kolory bajeczne – od bladych różów po ciemne głębokie fiolety. Przywiozłam te zapasy, ale było mało. Więc zaczęłam szukać w Łodzi. W jednej z fabryk powiedziano mi, że mają coś ciekawego w ziemiance. Eksperymentalne skóry. Otwierają drzwi, wyskakuje żaba potwór, ogarnia mnie chłód XV wieku. Wchodzę bez światła, i faktycznie są – przesypane solą leżą błamy jeden na drugim. Na oślep wyciągałam i mówiłam, że biorę.

Kolekcja z 1975 roku to skóra perforowana na podobieństwo koronek i surowe wykończenia. Do tego wełny projektu Krystyny Dziak. Duet Marek Czudowski, Harry Weinberg robi swojską, nieco zwariowaną sesję z Elżbietą Grabacz i Misią Jagodzińską. Grabacz ściska białego królika za uszy, za nią płot z pierzyną. Na innym zdjęciu stoi w skórzanych perforowanych szwedach, nonszalancko oparta o oborę, w ręku trzyma miskę pełną jabłek. Kosy, grabie, picie wody prosto z wiadra.

W latach dziewięćdziesiątych Kalina Paroll prowadzi własną firmę. W Kamei powstają rzeczy wyjątkowe. Bekiesza podbita futrem, frak dla Andy Rottenberg, komplet „oscarowy” dla Ewy Braun – podejście Kaliny Paroll do projektowania się nie zmieniło. Nadal interesuje ją unikat.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: