Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Moich listów nie pal! Listy do rodziny i przyjaciół - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
29 kwietnia 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Moich listów nie pal! Listy do rodziny i przyjaciół - ebook

Magdalena Samozwaniec, młodsza córka Wojciecha Kossaka, szokowała od  zawsze.

Jej cięte riposty i momentami bezwzględny dowcip powodowały, ze albo zakochiwano sie w niej od pierwszego wejrzenia, albo jej z miejsca nienawidzono. W książce przygotowanej przez Rafała Podrazę znajdziemy niepublikowane dotąd listy Magdaleny do najbliższych i przyjaciół, wsród których znaleźli się m.in. Julian Przyboś, Jarosław Iwaszkiewicz czy Kazimiera Iłłakowiczówna.

Zabawne, gorzkie, intymne, a czasem szokujące, ale tez złośliwe, jak przystało na pierwszą damę polskiej satyry. Samozwaniec nie oszczędza nikogo. Obrywa się mężowi i siostrze, kuzynce Zofii Kossak i wielu innym wybitnym przedstawicielom kultury polskiej drugiej połowy XX wieku.

Książka Moich listów nie pal! ukazuje się w 120. rocznicę urodzin pisarki.

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7881-343-9
Rozmiar pliku: 9,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

SŁOWO WSTĘPNE

Najmilsza Haneczko!

Cały mój wypad do Wrocławia i Polanicy był naprawdę pod dobrą gwiazdą. Same radości i sukcesy. Więc najpierw uroczy pobyt w Twoim staropolskim raju – a potem nieprawdopodobne honory i entuzjazmy w tym znakomitym miejscu, jakim jest Polanica. Przyjmowano mnie tam, jakbym była naprawdę kimś sławnym i upragnionym. (... )

Moich listów nie pal! Może się komuś przydadzą do biografii? Co za zarozumialstwo, ale to wszystko ta Polanica...

Bardzo dawno temu usłyszałem, że jeśli ktoś podejmuje się opracowania listów, musi być – z miejsca – przygotowany na napisanie dwóch książek. Jedną stanowi korespondencja, drugą przypisy. Ponadto powinien mieć bardzo wiele lat i ogromną wiedzę. Można mówić, ale tak naprawdę, żeby przyznać rację, trzeba przerobić to samemu... Opracowania listów Magdaleny Samozwaniec podjąłem się zaraz po wydaniu pierwszej książki Magdalena, córka Kossaka. Wspomnienia o Magdalenie Samozwaniec. Był to rok 2007. Dzisiaj mogę powiedzieć, że nie do końca zdawałem sobie wówczas sprawę z odpowiedzialności za każde napisane przeze mnie słowo, każdy wyciągnięty wniosek... Do listów powracałem etapami. Wciąż bowiem czułem, że nie są jeszcze gotowe, że jeszcze nie nadszedł moment na ich publikację. Przebierałem je, uzupełniałem, odrzucałem, analizowałem. W końcu powiedziałem: dość. Efekt, mam nadzieję, że udany, oddaję dzisiaj. Liczę, że zamieszczone przypisy pomogą Państwu w czytaniu listów Pierwszej Damy Polskiej Satyry. Dzisiaj, oddając do rąk książkę Moich listów nie pal!, stwierdzam, że było warto podjąć się tej podróży w odległe czasy, żyć życiem pisarki, jej radością, troskami, problemami.

Aby być jak najbliżej prawdy, dotarłem do potomków adresatów. To dzięki ich wiedzy mogłem wyjaśnić niektóre, dla mnie niezrozumiałe, sprawy. Wielkie podziękowania należą się między innymi:

córce Stefanii Darowskiej – Małgorzacie Darowskiej-Pulit,

córce Natalii Gałczyńskiej – Kirze Gałczyńskiej,

córce Krystyny i Konstantego Grzybowskich – Teresie Słomczyńskiej,

córce Jarosława Iwaszkiewicza – Marii Iwaszkiewicz-Wojdowskiej,

córce Anny Kruczkiewicz – Ewie Kolasie,

córce Kamilli Podoby – Teresie Podrazie,

córce Zofii Sztaudyngerowej – Annie Sztaudynger-Kaliszewicz,

synowi Hanny Ożogowskiej – Andrzejowi Ożogowskiemu,

synowi Seweryny Szmaglewskiej – Janowi Wiśniewskiemu,

wnuczce Olgi Chwistkowej i córce Aliny Dawidowicz – Agnieszce Mancewicz,

wnuczce Jerzego Kossaka – Dagmarze Wiśniewskiej,

wnuczce Zofii Kossak-Szatkowskiej – Annie Fendy-Taylor,

wnuczce Heleny Żeleńskiej – Marcie Chełkowskiej-Grzędzie, siostrzenicom i siostrzeńcom: Haliny Auderskiej, Janiny i Jana Brzechwów, Kazimiery Iłłakowiczówny i Kornela Makuszyńskiego, a także pracownikom zbiorów specjalnych Biblioteki Narodowej w Warszawie, Biblioteki Jagiellońskiej w Krakowie, Biblioteki Raczyńskich w Poznaniu oraz Kórniku, Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Kielcach, Domu Literatury w Poznaniu, Muzeum Literatury w Warszawie, Muzeum Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów w Stawiskach, Zakładu Narodowego im. Ossolińskich we Wrocławiu, Książnicy Pomorskiej w Szczecinie. Bez tych wszystkich życzliwych osób ta książka nie byłaby tak obszerna i bogata w listy i przypisy.

Osobną grupą ludzi, bez których ta książka nie byłaby tak wartościowa, stanowią ci, którzy mnie, przez te wszystkie lata, motywowali, którzy doradzali, którzy wraz ze mną szukali kolejnych listów, a w chwilach zwątpienia – dodawali otuchy. Z całego serca dziękuję: Elżbiecie Hurnikowej za wiedzę, Róży Czerniawskiej-Karcz za wsparcie językowe, Mariuszowi Kisielewskiemu za tłumaczenia, Monice Pikule za wielogodzinne rzeczowe rozmowy, Wiolecie Polańskiej za wspieranie mnie wiedzą i materiałami z własnego archiwum od początku mojej przygody z Kossakami, Marioli Pryzwan za namowy do kolejnych publikacji, Michałowi Stefaniakowi za pięknie przygotowane zdjęcia, Iwonie Strzelewicz-Ziemiańskiej za wiedzę i pilnowanie moich spraw jako agent literacki.

Rafał PodrazaDO KORNELA MAKUSZYŃSKIEGO

1922

Łaskawy i drogi Panie

przypomniał mi mój Ojciec¹, że Drogi Pan chce znowu zrobić przyjemność Kossakównom², opisując je, a raczej ich dziełka³, czarno na białym.

Chcąc Panu pomóc (!) w tej dobroczynnej akcji, posyłam poezje mej siostry, godne, by zrobić z nich piękne Niebieskie (czyli wycięte) migdały. Są one zresztą lekkostrawne i przypuszczam, że Drogiemu Panu, tak dobrze usposobionemu do naszych książek, do których można by zastosować przysłowie, że „miłe złego początki”, będą się one miejscami podobały. Mam nadzieję, że się niedługo zobaczymy, pewno jak Ojciec przyjedzie, to złożę z nim razem Łaskawemu Panu wizytę w Red. „Rzeczpospolitej”.

Tymczasem pozostaję z serdeczną przyjaźnią

Magdalena Samozwaniec

Zgoda I, nr telefonu

49.44

DO MARII PAWLIKOWSKIEJ-JASNORZEWSKIEJ

Bukareszt, 1923

Ach Lilusiu,

żyje się tutaj w snobskim świecie⁴ jak w durnym śnie. Baby głupie jak baobab i jeszcze więcej myślą o ubraniu niż u nas. Jurjewiczowa⁵ uczy mnie dygów przed królem⁶. Muszą być trzy i każdy bardzo głęboki – nie wolno się pierwszej odezwać, na każdym kroku myślę, żeby nie zrobić jakiegoś foux pas⁷, bo Karaś⁸ będzie robił awantury. Te wbite w diamenty i drogie suknie kukły tylko czekają, będą mogły wtedy powiedzieć la nouvelle spełniła foux pas, ale czego się to spodziewać.

***

Poznań, 8/4 1937

Liluś,

Wracam z Poznania⁹, miałam dwa odczyty, jeden Kobieta u różnych narodów, i drugi Baba własna i zagraniczna. Ten drugi był powtórzeniem pierwszego, ale i tak 100 zł odeszło od kasy! Chciałam powiedzieć 100 ludzi. Był tu i Tatko¹⁰, niezłą sumkę dostał za odczyt, a wszystko z okazji Czwartku Literackiego¹¹.

***

Kraków, 6/2 1940

Najdroższe moje Lilątko!

Twój list o „wyśnionej” był taki cudny! Zdradzę Ci słodką tajemnicę, że nikogo na świecie tak nie uwielbiam, jak W Panią. Całe moje dalsze życie zużyję na dogadzanie Lilczusiowi, na przygotowanie mu śniadanek w ogrodzie, urządzanie bridżów etc. Jesteś naszym domowym Bóstwem i odtąd zawsze będę się do Ciebie odnosić jak do Bożka.

Wojciech Kossak podczas odczytu w poznańskim Pałacu Działyńskich, 1937

A teraz pomówmy o finansach, otóż na szczęście dla Ciebie u Jędrzejowskiego¹² miałaś na koncie tylko 160 zł, ponieważ wszystko, co miałaś, wysłał Ci do Warszawy 28 września. Jeśli nie zdążyłaś podebrać, to będą w banku w Warszawie i zaczekają na swoją panią. Oprócz tego ten zacny człowiek ma jeszcze u siebie w domu dla Ciebie 2 tys., co to od mamy¹³ z parceli, ja też dostałam podobne na początku wojny. Z tej sumki nie ruszy się ani grosza, natomiast jako dobra siostra podebrałam te 160 zł, bo bardzo potrzebowałam.

Zupełnie fałszywie wyobrażasz sobie nasze stosunki finansowe. Tatko najmilszy zarabia dostatecznie na wyżywienie całej kompanii, a Ewa „nieboszczka”, jak ją Burek nazywa¹⁴, ma lokatora, starego sparaliżowanego Minia, który jej płaci 380 zł miesięcznie. O Ewie opowiem Ci, jak się zobaczymy, coś niecoś. Isia¹⁵ wstępuje w ślady mamy. Więc błagam, Lilczuś, nie przysyłaj nam żadnych papierów¹⁶, bo mamy wszystkiego dosyć.

Tatko to nasza skrzętna pszczółka i gosposia. Myśli tego anioła zwinięte są w kiełbasę, a marzenia bujają w obłokach mąki. Mamidło zaś, mistyk jak zawsze, modlitwami pragnie ogrzać dom i nakarmić go pobożnościami.

Pisała do nas matka Lotka¹⁷, że Twoje mieszkanie jest w porządku¹⁸. Witkacy¹⁹ popełnił samobójstwo, a Ninka²⁰ mieszka w Warszawie u p. Bławdziewiczowej. Zosiątko²¹tęskni za Zdzisełkiem²² i wciąż jej łezki spływają po porcelanowej twarzyczce, ale zawsze utrefiona i elegancka. To okropne, że nie masz się w co ubrać. Jak przyjedziesz w lecie, to w każdym razie dwie stare letnie suknie zastaniesz.

Ciekawam, czy będziesz mogła przewieźć te jakieś cosie, które masz dla mnie, strasznie się na to cieszę! Czy Twoje sztuki w tłumaczeniu nie mogłyby być grane w Bukareszcie? Dusza²³ mogłaby przetłumaczyć. Ściskam Cię, moja najsłodsza.

Biorę furt zastrzyki, które mi wcale dobrze nie robią. Potrzeba mi tylko zmiany klimatu, ale Swatowa²⁴ to harpia, która mnie nie chce wypuścić ze swoich kłujących objęć.

Twoja nad życie Magdusia

***

Kraków, 42

Najdroższa Lilusiu!

„Pętak”²⁵ znalazł mikroskopijną perłę z broszki Lilusi, to przecież trudniej znaleźć wśród tysiąca śmierci niż człowieka. Może i my się jeszcze kiedyś odnajdziemy, moja naprawdę jedyna. Reksa²⁶ uczy się śpiewać – smutne to śpiewki śpiewające cudzymi słowami. Głos powinni mieć tylko poeci – Twoje wiersze śpiewane przez Ciebie do muzyki Szopena... To ciekawe, jak Twoje wiersze i Szopen wzruszają mnie w ten sam sposób, od razu się płacze.

A teraz co do dziewczynek: nic nie wzięły ani z Ciebie, ani ze mnie. Te same elementy stworzyły brylant i węgiel, wspaniałe drzewa i torfowisko, więc nie ma się czemu dziwić, to się w przyrodzie zdarza, tylko nie w tak krótkim czasie. W makutrze, w której Mama ukręciła geniusza, czyli Ciebie, dostało się i poczciwej Madzi, i stąd jej nieprzeciętne zdolności, ale które widocznie nie są tak duże, aby się mogły jeszcze przelać na jej dziecko.

Czy my się jeszcze kiedy zobaczymy? I jak? I kiedy? Siedzimy tu jak pod wulkanem, który ciągle daje o sobie znać.

Mam wrażenie, moja Najdroższa, że człowieka spotyka w życiu za karę, że się tu napatolił, wszystko to, czego najbardziej nie znosi. Tatko najdroższy brzydził się tak bardzo brudem i smrodkami, narzekał na nieporządki w łazience, wszelka koprolalia budziła w nim wstręt nie do opisania. A teraz co? Cały dzień ma zbrzydzony tą swoją okrutną kiszkową historią²⁷. Rzadko kiedy słowa: ironia losu, miały lepsze zastosowanie niż właśnie w tym przypadku. – Ja znów zawsze najbardziej nie lubiłam prosić. Jestem z gatunku rozrzutnych, rozdających i rozkazujących, a tymczasem teraz muszę wciąż kogoś o coś prosić. Proszę, aby ktoś ode mnie coś kupił, chcę coś przehandlować, proszę w znajomych sklepach, aby bluzki, które szyjemy z krawcową, wzięli w komis²⁸. Proszę o małą pożyczkę – jednym słowem, takie małe „prosie” (od proszenia).

Jedno wielkie żebranie – kara za dumę i pychę! O ileż wolałabym się skaleczyć w palec! Lilusiu, czy będę kiedy miała miesiące wytchnienia? Czy kiedyś zakwitną dla mnie całe pończochy? Kilka par pięknie złożonych w szafie... Jestem jak zaharowany koń fiakierski, a moja dorożka tak przeładowana zmorami, ciężkimi, starymi zmorami. Ach, jak nieprzyjemnie!

Twój Magaś

***

Kraków, 29/9 1942

Najdroższa!

Twój cudny poetyczny list wzruszył mnie i Babu²⁹ do łez. Wa żę nasze losy i zastanawiam się nad tym, która z nas jest bardziej przez niego dotknięta: czy ja, która korzystałam jednak z uroku i niewypowiedzianego czaru Tatki do ostatniego dnia i godziny jego wspaniałego życia, ale musiałam na własnym sercu, na każdym nerwie znieść straszną chwilę jego odejścia, czy Ty, której los oszczędził tego nieopisanego bólu, ale za to nie widziałaś go takiego zawsze wesołego i pięknego przez tyleset dni co ja. Myślę, moja najsłodsza, ukochana, że jednak mimo wszystko Ty jesteś bardziej pokrzywdzona i dlatego w tych rozpaczliwych dniach po jego śmierci byłam we śnie ciągle z Tobą.

Czy 29 lipca o godz. wpół do 8 wieczór nie odczułaś jakiegoś wstrząsu? Była to chwila, kiedy nasz Najdroższy przestał oddychać, a ja się skomunikowałam z Tobą, żeby Cię o tym zawiadomić telepatycznie. Boże! jak on marzył o Tobie! Powinien Ci się był w momencie śmierci pokazać, bo przecież o nikim tak dużo nie mówił i nie myślał jak o Tobie. Dla mnie był anielski i przyjacielski do ostatniej chwili. Tydzień przed katastrofą sprawił mi na imieniny kasetę malarską, o której marzyłam, bo chciał ze mnie zrobić pejzażystkę.

Na kwadrans przed śmiercią masowałam mu wzdęty brzuszek i mówiłam (ach, jakich to trzeba żelaznych nerwów!): „Nic ci nie jest, Tatko drogie, to zaraz przejdzie, zaraz przyjdzie doktór, da zastrzyk, jutro będziesz zdrowy”. A nasz święty pogłaskał mnie po głowie i powiedział: „Dobrze, Magdusiu, moje drogie dziecko”. Potem, nim przyszedł doktór, szukał czegoś na stoliku nocnym, znalazł rękę biednej Babu, która siedziała jak kupeczka rozpaczy i nieszczęścia, i już się więcej nie odezwał. Dostał potem zastrzyk morfiny, ale mam wrażenie, że już nic nie wiedział, co się z nim dzieje. Z księżulkiem wymierzyłam tak, że przyszedł, jak złoto nasze ledwo oddychało i nie mogło go już widzieć.

Mogę Ci tylko na pociechę powiedzieć jedno, że podczas tych dramatycznych sekund przyszło mi jednak do głowy, że jeśli śmierć to jest tylko tyle, to nie ma się czego tak okropnie bać. Kochanie moje, to nie była żadna ołowica, ale nowotwór w kiszce, który trwał już od bardzo dawna i miał przebieg raczej łagodny, chociaż i tak okropny. Robiło się wszystko, co można było, i naświetlania Roentgenem, i odpowiednią dietę. Przecież od dwóch lat Tatko dwa razy dziennie dostawał Pantopon, a poza tym dla podtrzymania sił glukozę i Campholon. Wszystkie największe sławy krakowskie czuwały nad nim. Tylko ja i Reks wiedziałyśmy o tym, ani Babu, ani nikt ze znajomych. Pomyśl, że ja z tą zmorą żyłam trzy lata i żadną smutną miną, ani nieopatrznym słowem, nie mogłam się zdradzić przed Tatką ani Mamą, co to za choroba. Ponieważ wszystkie funkcje odbywały się nienormalnie, a to straszne zwierzę rozrastało się na zewnątrz, więc mu się powiedziało, że to hemoroidy.

Ach, kochaneczku, co ja przeszłam przez ten czas, to trudno opisać. Babu okropnie chuda i mizerna, daję jej kolę i phitynę, owsiankę etc. Na szczęście ma teraz biedactwo nowy kłopot, który ją trochę od jej melancholicznego marazmu wyrywa, to narzeczeństwo Reksa. Wyobraź sobie, że bachor zaręczył się z Henisiem Platerem (Zyberkiem)³⁰ i chce się za kilka miesięcy żenić. Narzeczony jest historykiem sztuki, a teraz ma biuro przewozowe i nieźle zarabia. Jest trochę neurastenikiem i trochę zapijaką (od picia), ale poza tym dobrym jest (chyba) chłopcem i sympatycznym, mnie się trochę boi, ale z Tobą będzie na pewno w świetnej komitywie. Naturalnie maluje, jako że hrabia, i grasejuje, mówiąc po francusku, że to tak, nie. Co zmian, pomyśl tylko, w naszym domu przez jedne trzy lata. Najpierw śmierć biednej Ewy³¹, zaraz potem małżeństwo Burka, małżeństwo Isi, przyjście na świat Glorci³², która jest samym urokiem, śmierć Tatki, no a teraz narzeczeństwo Reksa. A ja w tym wszystkim widz teatralny, któremu na tej samej scenie pokazują raz tragedie, a raz wesołe komedie.

Nasz ukochany naturalnie pomaga nam z zaświatów tak, że jak za jego życia nie zaznajemy głodu ani żadnych innych braków, poza Tobą i Nim. Dywanów i obrazów dużo w domu nie zastaniesz, ale za to Twoje rzeczy ciągle są nietknięte, co stanowi moją dumę i ambicję. Więc tak, najdroższa, możesz, myślę, nie niepokoić się tak strasznie o nas, czuwam nad Babu, wycieram rano spirytusem, a jeśli masz jaką dobrą

Magdalena Samozwaniec przed Kossakówką, w oknie Teresa Starzewska, 1941 receptę na utycie dla starszej osoby, to napisz. Ściskam Cię, moja najlepsza, najmądrzejsza.

Twoja Madzia

Magdalena Samozwaniec przed Kossakówką, w oknie Teresa Starzewska, 1941

***

styczeń 1944

Lilusiu moja!

Mam wrażenie, że dopiero teraz rozpętała się na dobre druga wojna polsko-niemiecka. Wojna najdziwniejsza i nieznana dotychczas w historii, bo z jednej strony gasnąca już siła z bronią, a z drugiej nienawiść dysząca zemstą, pozbawiona wszelkiej broni. Podobno bolszewiki są tylko o 300 km od Wilna – czyli tyle, co z Krakowa do Warszawy. Ludzie się boją, że do nas przyjdą. A ja się tylko boję, czy dożyjemy tej pięknej chwili, pięknej chociażby przez to, że zobaczymy niemiecką butę pod czyimś butem. Ach, chociażby to miał być sam Lucyper ze swoją gwardią, byle tylko zobaczyć na własne oczy tę pychę, tę dumę z własnego chamstwa pobitą, pokonaną, rozłożoną na dwie półkule dupska. Jeśli rodzina nasza zdoła przeżyć ten straszny czas, który nadchodzi, to w naszym ogrodzie stanie posążek św. Antoniego. Pełno policji na ulicach – ludzie łażą zestrachani jak przed grozą trzęsienia ziemi. W sklepach pustki – tylko zatrzęsienie damskich kapeluszy. Kapelusznice wiedzą, znając kobiety, że nawet na rozstrzelanie sprawiałyby sobie twarzowy kapelusik.

Madzia

***

grudzień 1944

Liluś,

nawaliło się nam do domu staruchów³³, ofiar tragicznej Warszawy. Wszystko rodzinka. Mówią, że kiedy Pan Bóg chce kogoś pokarać, to mu rozum odbiera. A dodać by należało: nasyła mu rodzinę. Staruszkowie, najmłodsze ma 75 jesionek, siusiają do łóżek, kakają, sklamrzą, prukają, złoszczą się na siebie, no i jak biedna ciotka Pułaska³⁴ umierają nagle w nocy.

Wielkość pewną okazują tylko w momencie śmierci, traktując to jako bardzo kłopotliwy odjazd. Ta sama osoba, którą drażniło niewygodne łóżko i mnóstwo innych drobiazgów, odjeżdżając na tamtą stronę, szepcze: Już mi lepiej, nie mówcie do mnie... Nic mi nie jest... Nie błaga o doktora, o pomoc, nie boi się dziwnie tego czarnego wagonu, którym jest karawan. A tu głowa leci w tył, ręce lodowate, oczy wywrócone. Ciociu, może dać bańkę na nogi, może czarnej kawy? Nie, nie, nie. Dajcie mi tylko spokój. Wracaj, moja Najdroższa, bo mnie już sił brak, żeby to wszystko ogarnąć.

MagdalenaDO JÓZEFA JAGIELSKIEGO³⁵

21/6 1929

JESTEM. WARSZAWA BRISTOL. PROSZĘ WIADOMOŚĆ KIEDY OCZEKIWAĆ.

***

HOTEL BRISTOL

VARSOVIE

Drogi Panie Józiaku.

Wprawdzie widok pióra i maszyny wprawia mnie w rozpacz, tak mam dosyć pisania, zupełnie jak „wzięty” szewc kopyta, niemniej odpisuję Waszeci, bo lubię. Po odczycie miałam zabawny telefon od, no zgadnij, głupku? Od kogo? – Od, ni mniej, ni więcej, tylko od tej hiper-kobiety, od Pana pięknej „blondyny”, oświadczyła mi, że mnie dotychczas nie lubiła, i tego, co pisałam, ale po moim odczycie, o tym, co na nim mówiłam, o dręczeniu zwierząt przez panie domu, zaczęła mnie uwielbiać i że musi mnie poznać. Jak to się wszystko komplikuje niebywale, czyż zanosi się na czuły trójkąt?

Wolałabym nie, strasznie mam dosyć babów, jak zaczynają telefonować o 10 rano, to kończą o 10 wieczór. Strasznie mieć takie szczęście do kobiet jak ja. Nie życzę nikomu, te psy (mówiąc stylem Burka³⁶) wcale nie są o mnie zazdrosne – dlaczego? – Nie jestem dosyć ładna i szykowna. Panie Józiu, jestem dziś w okropnym nastroju i dużo dałabym za to, żeby Pan był przy mnie, biedak jestem właściwie, mimo tej całej sławy, która rośnie jak słonecznik. Ach, o ileż wolałabym być taką jakąś dużą piękną kobitą, w futrze. Niech Józio zatelefonuje, przejeżdżając przez Warszawę, ja też w tym okresie wybieram się do Krakowa. Ale cały Kraków zapchlony jest dla mnie przez „Szczepka”³⁷, tylko niech mu Pan tego nie mówi, on mnie tak bezinteresownie i tak mnóstwo za bardzo kocha.

Magdalena Samozwaniec i Teresa Starzewska na wakacjach, 1929

Panie Józiu, wzięło mnie dzisiaj na szczerość w ten samotny wieczór, otóż Szczepek jest przyczyną (jedną z wielu) mojej wynocha z Krakowa, trudno, jak ktoś niczego więcej nie chce, jak kogoś widywać, to trudno mu nawet tego odmawiać, a wyrobić sobie u ludzi opinię, że się jest przyjaciółką Szczepka, byłoby naprawdę nie do zniesienia. Byłam pewna, że Pan przyjedzie do Łodzi, raczej w Warszawie jestem skrępowana Tatką³⁸ i babami, ale w Łodzi? – Po co tak komplikować wszystko w Warszawie, mam mnóstwo przyjaciół, ale wiem z góry, że jak się w towarzystwie znajdzie coś najbrzydszego, najmniejszego i najbardziej łysego, to będzie to mój adorator.

Buuuuuuuuuuuuuuu – całuję Józia w Józia, dobry kochany przyjaciel. – Ach jakie życie jest straszne, męczące, odpocząć, ale gdzie, na czem, na kim. Pracuj człowieku cały dzień, a potem graj z babami w bridża, żeby przegrać 2 zł. Ach, żeby mnie kto wyręczył w tem samozwańczem życiu, bo już czasem nie mogę, a w Krakowie znowu Żydy i weksle³⁹. Gdzie skłonić skołatane usta? -

Do widzenia buuuuuuuuuuu

***

Czwartek

Najdroższy!

Siedzę w ponurym zimnym pokoju i myślę tylko i wyłącznie o tobie i forsie, przez którą to będę mogła dopiero przyjechać nieodwołalnie w czwartek wieczór. Nie gniewaj się, Wieprzosiu, ale już jak raz jestem w Warszawie, to muszę wszystko pozałatwiać. Za to na Święta nigdzie a nigdzie nie pojadę i oddam się wyłącznie tobie. Co ja bym dała, żeby się przytulić

Ściskam

Ślę Ci fotografię Twojego Słońca i małej Reksy. Twoja Madzia

Magdalena Samozwaniec i Teresa Starzewska na wakacjach, 1929DO ZENONA KOSIDOWSKIEGO⁴⁰

sobota 13/2 37

Wielce Szanowny Panie Dyrektorze!

Nasz Związek Lit w osobie p Gałuszki⁴¹ polecił mi, ażebym zwróciła się do Sz Pana w następującej sprawie:

Ponieważ będę w Poznaniu 25 bm., więc przy okazji chciałabym w Pałacu Działyńskich wygłosić odczyt. Temat wybrałabym niezbyt frywolny, ażeby odpowiadał powadze miejsca. Wybrałabym temat albo Kobieta u różnych narodów, albo Nasze krajowe pióra o najnowszych polskich powieściach i poezjach. Prosiłabym o szybką odpowiedź, gdyż w razie gdyby nie było dla mnie miejsca u Działyńskich, musiałabym ową imprezę zorganizować gdzie indziej. Łączę wyrazy prawdziwego szacunku i poważania

Magdalena Samozwaniec-Starzewska⁴²

***

Kraków, 25/2 37

W odpowiedzi na Pański list, donoszę, że odczyt mogłabym mieć 8-ego kwietnia. Tytuł odczytu pozostałby: Kobieta u różnych narodów, do którego można by dołączyć podtytuły. Warunki przyjmuję. O ile Związek przewiduje zaliczkę, to wygodne by mi było otrzymać zaliczkę w sumie 30 zł na koszty podróży. Łączę wyrazy szacunku i poważania

Magdalena Starzewska-Samozwaniec⁴³

***

Kraków, 25/3 37

Wielce Szanowny Panie!

Podsyłam materiał do prelekcji radiowej, oraz fotografię. Przyjadę 8-ego IV-ego o godz. piątej rano. Byłabym bardzo wdzięczna, gdyby Związek mógł mi przysłać zaliczkę na drogę w sumie 30 zł. Pan Sojecki⁴⁴ wspomniał, że taka rzecz jest możliwa, tak samo jak zorganizowanie w Związku drugiego wieczoru pod tyt. Wieczór najzłośliwszych felietonów. – Chciałabym nie dołożyć, do tej zresztą tak miłej dla mnie imprezy.

Stanę w „Bazarze”⁴⁵ i byłabym bardzo wdzięczna, gdyby któryś z Panów przyszedł po mnie przed odczytem. Łączę wyrazy prawdziwego szacunku i poważania.

Magdalena Starzewska-Samozwaniec⁴⁶DO JULII PUGETOWEJ⁴⁷

Kraków, 2/9

Najmilsza Lulo!

Powinnam Ci była na Twój mądry i tak troskliwy list odpisać od razu, ale czułam się tak jak ktoś, który by jednocześnie dostał drągiem po głowie i ostrym narzędziem w okolicę serca. Byłam dłuższy czas jak gdyby ogłuszona, a teraz jestem wciąż jeszcze ogłupiała i niezdolna do żadnej pracy, co mnie martwi i przeraża. Mam wrażenie, że z Tatką razem odeszła ode mnie wszelka radość życia, był on dla mnie nie tylko najlepszym ojcem, ale żyliśmy ze sobą w rodzaju mariage blanc, zwierzaliśmy się sobie z wielu spraw, obgadywaliśmy zawiesiście poniektórych członków rodziny, zdawaliśmy sobie relacje z przeczytanych książek itd. Posiadanie go było za wielkim szczęściem i od kilku lat żyłam wciąż w trwodze, że go stracę. Odkąd się dowiedziałam, jaka okropna choroba go trapi, uważałam, że się tak wyrażę, na śmierć, tak jak podróżnik w dżungli uważa na ukąszenie kobry. Pilnowałam go, oglądałam się na wszystkie strony, czy gadzina nie podpełza pod jego okna. Mówiłam podświadomie: A sio, won stąd! Pójdziesz! – W ostatnich czasach jednak czuł się najdroższy o tyle lepiej, że przestałam być wciąż na czatach. Żmija skorzystała z tego, że mniej niż dawniej go pilnuję, i ukąsiła go śmiertelnie. Muszę powiedzieć, że Nous l’avons laissé de mourir avec dignité⁴⁸, moja biedna Mama siedziała jak zamurowana, ja ogrzewając jego lodowate nogi, powtarzałam tylko: Tato kochane, to zaraz przejdzie, zobaczysz, jutro będziesz zdrowy! Chociaż wiedziałam, że śmierć już leży na nim. Z zawołaniem księdza wymierzyłam tak, że był już nieprzytomny i nie mógł się widokiem księdza nastraszyć, a przecież on tak kochał życie! – Umarł tak lekko jak ptaszek, lub jak święty, i to w moim okropnym cierpieniu jest wielką pociechą⁴⁹. – Moja droga Luleczko, jakie tragiczne koleżeństwo łączy nas teraz⁵⁰! Antek⁵¹, dobry i głęboki chłopiec, rozumiejąc to w pełni, zaprosił mnie kiedyś na cudowną hyper-kawę z żółtkiem (rozmawialiśmy) i było mi z nim niezmiernie dobrze. Przysłał nam oprócz tego wspaniały miód z kwiatów z Waszego ogródka, który wprost szaleje z bujności życia i rozkwitu, to pewno nasz kochany Lulo tak na niego dmucha radośnie. U nas przeciwnie, ogród stoi cały w smutku i opuszczeniu – Mamidełko nasze trzyma się dzielnie, jak prawdziwa chrześcijanka i dobra szlachcianka, czasem tylko zapada w beznadziejny smutek, z którego ją staram się wyrwać wszelkiemi sposobami, to teraz moje najdroższe dziecko. O tym, ażeby gdzieś chciała wyjechać, nie ma mowy, gospodarzy dalej na swoim gazdostwie i budzi we mnie nieustanny podziw. – Ja wybieram się na niedzielę do

Lanckorony do Dzidzi Hendrychowej⁵², muszę od czasu do czasu nabierać oddechu, żeby to wszystko wytrzymać.

Klepsydra Wojciecha Kossaka

Cieszę się, moja najmilsza, na Twój powrót. Ludzie tacy jak Wy, z prawdziwym sercem, to maść kojąca na te moralne cierpienia. Męczę się też bardzo Lilką⁵³, Hania Pawlikowska⁵⁴ pisała do niej o wszystkiem, a ja naturalnie nie mam sił. Musiała się już na pewno dowiedzieć z niemieckich gazet o naszej tragedii⁵⁵.

Moja Lulo, dziękuję Ci jeszcze raz za Twoją dobroć dla nas i całuję bardzo czule.

MadziaDO HELENY PAWLIKOWSKIEJ

Wtorek 4/4

Najmilsza Hanisiu!

Okropnie mnie ucieszył Twój list, widzę, że Hania w nienajgorszej formie. I ja muszę już nareszcie z Tobą pogadać, bo tak dłużej być nie może! – Kto wie, czy nie przyjadę do Ciebie wprost z Krakowa autobiustem (jak mówią najdowcipniejsi), tylko zatelegrafuj mi, kiedy wyjdziesz ze szpitala, bo chciałabym mieć cię wyłącznie dla siebie, a nie dla Twoich stawów. Wyszukaj mi jakiś niedrogi hotelik czy pensjonat i przyjadę na dwa, trzy dni.

A może byś Ty przyjechała do nas na urlopik zdrowotny, bo i Zygmuś⁵⁶ też Cię przecież bardzo lubi. Była tu u nas Wandeczka Kosecka⁵⁷, przyjechała sobie jak do rodziny, siedziała 10 dni, i zupełnie jej się nie czuło. Zygmuś jest najmilszy, wcale prawie nie pije, tylko straszny się z niego zrobił auto-przedsiębiorca... ciągnik nasz (genre kuchnia polowa), jeździ ze wspólnikiem Zygmunta w Kalwarii, dokąd Zygmunt ciągle dojeżdża. Odrabiamy straszliwe długi i żyjemy skromnie, ale uczciwie. Boję się, czy „Zyzio» będzie taki idealny, gdy już nareszcie stanie na nogach (pieniężnych) – prawie, że wolałabym, ażebyśmy się tak dalej męczyli – dobrze mi z tem! Ja sobie też nienajgorzej zarabiam, bo wszystkie robótki ręczne, wchodzące w zakres pisania, przyjmuję i przyznasz, wykonuję starannie. Czuję, przez linie, że masz jakieś zastrzeżenia w związku z moim pisannictwem. Czy Ci się coś w „Hulajnodze»⁵⁸ nie podoba? – Napisz, bardzo jestem ciekawa co? i wszystkie uwagi od Ciebie przyjmę zawsze chętnie. Uważam, że to moje baby jest udane i przywiązuję się do niego coraz bardziej. Szata (dlaczego szata?) graficzna, powiedzmy raczej, koszulina, jest dosyć skromna i nie zawsze dobrze uszyta, ale dobrzy rysownicy są bardzo drodzy, a ja z mojego honorarium muszę już opłacać sama rysowników. Rysownik „Mucha” – to oczywiście – ja! Pewno po tych gnieciuchach poznałaś moją dziecinną łapę. Wierszyki niepodpisane też moje – lepsze podpisuję czasem. Czy nie lubisz Pamiętnika Kotki? – To nasza kotka-angorka – cudo, które warto poznać. Przyślij mi coś krótkiego koniecznie, bajeczkę prozą lub wierszem (honorujemy w miarę możliwości). Nie, naprawdę płacę uczciwie, tylko zaznaczam, że bez nazwiska – nie pójdzie. „Zależy nam na znanych nazwiskach”. Poza tym pisuję też w „Trybunie” (która mnie kocha) recenzje teatralne – to jest dopiero dla mnie deser, po ty różnych łatwiznach, bardzo to trudna robota – ale pasjonująca, kupuj sobie numery: wtorki albo środy – albo niedziele – jutro, tj. w środę, będzie na pewno z Tartuffe’a⁵⁹. – Ciekawam, co powiesz? – Byłabym zupełnie zadowolona z Losu – gdyby nie Lilka – już nigdy naprawdę szczęśliwa być nie mogę. Śniła mi się niedawno i powiedziała tak: „Obie dostałyśmy w tym samym czasie wyroki śmierci – tylko Ty dostałaś amnestię – a ja nie! – Czy nie dziwne! – Różnie ludzie powracający o jej ostatnich latach mówią. P Hulewicz przywiózł tomik jej ostatnich wierszy pod tyt. Gołąb ofiarny – dał go nie mnie – tylko Mortkowiczowej⁶⁰. – Nie dziwne to? – Podobno miał i widział testament Liluni, w którym wszystko, co posiadała, zapisuje po połowie mnie i Lotkowi⁶¹. Więc tak świadomie umierała! Przygotowywała się jak do dalekiej podróży, robiła w rzeczach porządki. – Jakie to dla niej, która miała taki wstręt do śmierci (Przecież ona nie kochała nic prócz życia, takie było jej zdanie o śmierci) – niepodobne! – To jest dla nas nauka, jak się powinno odchodzić. Tylko skąd wziąć tę wielkość! Szczególniej, gdy się jest średniego wzrostu i płaskim. – Więc Hulewicz mówił znajomym, że Lotek był najlepszym i najczulszym mężem do ostatniej chwili, a znów Piotrowskiemu⁶² mówił ktoś, który stamtąd wrócił, że okropnie dużo jej krwi napsuł, nie mogę się dowiedzieć, kto to doniósł, bo mi Piotrowski nie chce powiedzieć. – W ogóle tak mało wiem... Ale to może lepiej... Domysły nigdy nie są tak straszne jak rzeczywistość. Nikt mi nie powie, co przeszła i jak się musiała bać, nim doszła do takiej obojętnej wielkości, jak truchlała, idąc na operację, jak się trzęsła, wracając od lekarzy... gdy się już domyśliła potwornej prawdy. Ten Lotek to skończone bydle, żeby do mnie o wszystkim nie napisać, a ci wszyscy znajomi, którzy powracają! Obojętni, dalecy. Obcy! Mam na świecie, dosłownie, tylko Zygmusia i Ciebie Haniu, bo przecież Jurkowie⁶³ to łajdoki (Rodzina Łajdoków⁶⁴), na szczęście i Zygmunt już przejrzał i nie kłaniają się sobie z Bobusią⁶⁵, która znów z brzuchem łazi i podobno teraz „na pewno” urodzi IV Kossaka⁶⁶. Tylko że my wiemy z Zygmusiem, że to nie Kossak był sprawcą jej abdomenu⁶⁷, ale pan gość. Allach jest wielki i sądzę, że się urodzi córeczka albo potworek – bo przecież inaczej być nie może! Isia jest nieszczera krówka, ale biedna bardzo, bo Andrzej⁶⁸ popsuł się kompletnie, wyrósł na nieszczególnego męża! Dostała teraz szkarlatyny i siedzi w lecznicy, ale na szczęście lekki przebieg. Róża zawsze la petite fille modèle⁶⁹ też guzik – dla mnie. Zaś o Ninuchnie to sobie dłużej pogadamy, tłusta rozmowa o niej (ślina ci będzie kapać po brodzie) skusi mnie do przyjechania do Cieszyna⁷⁰. – To rzadka stwora! Źle jej jakoby u mnie, bo ma całe utrzymanie za darmo (procent od pożyczki 20 dol.), tak że już cztery miesiące nie płaci ani grosza (tak ja wymyśliłam, ażeby było uczciwie), ale ją przeniosłam do gorszego pokoju, a ta królowa Menengitis⁷¹ musi mieć najlepsze apartamenta. Poza tym Kuchcia⁷² jej dokucza. – Trudno ażeby nie, jak jej wciąż do garnków zagląda! Poza tym nie masz wyobrażenia, co to za skąpiara, teraz już nic od niej nie pożyczam, ale dawniej, gdy od niej jednego dnia pożyczyłam łyżeczkę cukru, to na drugi dzień biegała za mną z rozkazem oddania. To ci tylko Kucharcia opowie – co to za dziwna flanza. Oddaliłam się też od niej kompletnie i prawie się nie widujemy, nie lubię ludzi bez klasy, a z dobrego towarzystwa. – Haniu milutka, ręka mnie już boli – już nie mogę d łużej pisać. – Bądź zdrowa! Bo to najważniejsze. – Pamiętaj, że masz zawsze w nas rodzinę, która jak każda rodzina – także ludzie, chociaż to, owo i dziesiąte. – Ale wiedz, że ją masz.

À propos, Wally⁷³ wypuszczona, ale podobno nieznośna i kołki wszystkim na głowie ciosa, a Jaś⁷⁴ u jej nóg, zakochany do upadłego. Dureń, osioł i szmata! – Ach, i jeszcze jedno: Wanda⁷⁵ ma STARAJĄCEGO!!!!!! – Ale Wandusia grymasi, że to nie to, co Jaś T., że musiałaby wziąć ślub cywilny, że to, że owo! – Ale jeśli Wandusia, to cóż dopiero Hanusia!!! – I młodsza, i ładniejsza o wiele, i nóżki jak u sarenki, i figurka, panie tego, owszem. Troszkę za chuda, a w języczku, panie tego, za obfita, ale to są głupstwa! – Proszę zatem utyć, ubrać się i myśleć o jakimś nowym facecie. Wynagrodził Pan Bóg najmilszy Wandeczkę – za jej zawód okropny, wynagrodzi i Hanię, ja nic nie mówię... ja tylko zauważam, że się należy i koniec! – Ja wiem, ja wszystko rozumiem, bo od tego Pan Bóg na ziemi trzyma łaskawie, ale gdy mnie się jakiś ukochany temat nie udaje – no, nie chce wyjść, chociaż się latami nad nim czasem param, to wybieram nowy i piszę coś całkiem z innej beczki. Chcesz – zrozum, nie chcesz – nie rozum. Do widzenia, raczej przyjadę – niż znów napiszę, za to Ty, koniecznie! Ściskam uroczą pannę Hanię, bardzo i bardzo przytulam.

***

Warszawa, 26/4 65

Haneczko,

mam smutny dzień. Ala⁷⁶ doniosła mi, że umarł Swinarski⁷⁷. Mój kumpel, druh i przyjaciel. Dziwne to, bo młodszy był ode mnie. Spłakałam się na te wieści, nie wierzyłam, ale Julek⁷⁸ potwierdził. Przypomniałam sobie wspaniałą podróż, w jednej kabinie z Arturkiem, latał wtedy za chłopcem z Wrocławia, co się z nami zaznajomił... (ale nie o tym chcę pisać). Te jego rozmowy, ten poziom, ten wykwint, nie oddałabym za nie wiadomo jaki romans. Byli tam, na tym statku, jacyś Francuzi dumni z Jeana Cocteau i jego sztuk, a Artur dowodził im, że Cocteau naśladował Oscara Wilde’a, zaś oni znowu, że to Oscar Wilde był na pewno naśladowcą Balzaca i Stendhala! Artur urodził się w roku, kiedy umarł Wilde, ale ja czytałam Portret Doriana Graya jako piętnastoletnia pensjonarka. Po latach Artur napisał wspaniałą sztukę Achilles i panny.

Od lewej: Artur Maria Swinarski, NN i Magdalena Samozwaniec podczas rejsu statkiem do Leningradu, 1956

Był to talent z bożej łaski, pamiętam go jeszcze w Poznaniu, w kabarecie „Różowa Kukułka”⁷⁹, jak myśmy na zawołanie pisali zabawne wierszyki o znakomitych kolegach, czemu dzisiaj się tego nie robi? Satyra zamiera, więc i ja nie mam po co żyć. Znowu odesłali mi lalkowe widowisko, co Ci o nim pisałam, a byłam pewna, że po kumotersku wystawi mi je syn Tymona⁸⁰, choćby dlatego, że jego ojciec⁸¹ kochał się we mnie. Widocznie on tam ma kierownika literackiego, który woli sam pisać i swoje wystawać... Ściskam moją uroczą Hankę i trzymajmy się!

Magdalena
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: