Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Moja osoba. Eseje i przygody - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
18 marca 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
27,90

Moja osoba. Eseje i przygody - ebook

„Moja osoba” to zbiór esejów i relacji z osobisto-społecznych wydarzeń, układający się w portret niemłodego mężczyzny wystawionego na działanie czasu, nowych technologii, późnego kapitalizmu i Polski. Ten człowiek przez cały dzień krąży po Ikei, czyta Knausgårda w agroturystyce pod Toruniem, pracuje z domu, objeżdża zapuszczone letniska ze swoich dziecięcych wspomnień, zawala terminy, szkaluje Kubę Wojewódzkiego, prowadzi badania nad toksyczną męskością, pisze o śmierci, nerwicy i Korwinie, na gali MMA TRAUMA wchodzi do klatki z duchem własnego ojca. Jest też wrogiem nostalgii. Bywa martwy w środku. Urodził się w innej epoce. Żyje w Zgierzu.

Zostaniecie przyjaciółmi.

Łukasz Najder

Kategoria: Esej
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8191-012-5
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Silent disco

Część I

Naprawdę krótka historia ciszy i hałasu w Polsce

Jeśli żyłeś w schyłkowej fazie PRL-u, pamiętasz inny świat. Ale – spokojnie. To nie jest ta opowieść o ejtisach, którą tak dobrze znamy. DeLorean zostaje w garażu. Interaktywne muzeum nostalgii, w którym generał Jaruzelski, wyśpiewując hity Kombi, obsługuje saturator, ekrany tętnią od 5–10–15, a hostessy w kostiumach Sigmy i Pi roznoszą na srebrnych tacach kreski vibovitu, jest dzisiaj zamknięte. O syfie, pięknie i zwyczajności tamtych czasów można opowiedzieć na tysiąc sposobów. Żaden z nich jednak nie będzie wolny od zniekształceń, żaden – czysty. Wspomnienia należą do wspominającego. Są pochodną nie tylko realnych, osobistych doświadczeń – i echem cudzych przeżyć – ale również poglądów i statusu. Przeszłość to widok z okna twojego obecnego mieszkania. Na przykład ja pamiętam, że było ciszej.

Oczywiście w Polsce przed rokiem ’89 nie obowiązywały jakieś wyśrubowane normy hałasu, obywatele zaś nie przemieszczali się, bezgłośnie lewitując. Na dodatek – w milczeniu. Wyjaśnienie tego zjawiska, czyli kontrastu między rozjazgotanym teraz a wtedy wprost z Erika Satie, okaże się całkiem banalne. Po prostu na skutek niedoboru wszystkiego i technologicznego zapóźnienia Polski Ludowej typowe źródła łoskotu, takie jak auta, sprzęt hi-fi, małe AGD i rakiety kosmiczne, należały do trudno dostępnych towarów luksusowych. Przynajmniej w Łodzi, na tych naszych przedmieściach, gdzie właściciela bordowego dużego fiata bądź unitry z kolumnami znano z imienia i nazwiska – podobnie jak opalizujących półbogów dysponujących telefonem – a w ciepłe weekendowe popołudnia mogliśmy grać w piłkę na ulicy i przez dobre kilkanaście minut naszej tiki-taki nie przerywał żaden polonez ni żuk.

Rzecz jasna i w PRL-u zgrzytały tramwaje, huczały budowy i fabryki, gęsty, ambientowy poszum wisiał nad skrzyżowaniami wielkich miast. Zdarzały się imprezy okolicznościowe z użyciem akordeonu, wesela wyprawiane w domach, a nawet późnonocne misteria wokół magnetofonu Kasprzak. Dzieci zbijały się w rozwrzeszczaną podwórkową hordę. Ci, którzy przebywali na stałe w strefie rażenia warkotem lub Wham!, mają z pewnością odmienne zdanie i wspomnienia zupełnie inne od moich, w znacznej mierze bukolicznych. Ale nic już na to nie poradzę. Świat, w którym uczestniczyłem, ta peryferyjna Łódź doby Niewolnicy Isaury, Uwe Amplera i Papa Dance, raz po raz jakby zwalniał, wręcz nieruchomiał i okazywał się dekoracją świata, planem filmowym, na którym trwa przerwa.

Pamiętam ciche noce, od wielkiego dzwonu zakłócane przez błąkających się imprezowiczów z dancingu na Rzgowskiej. Pamiętam dławiące od nudy ciche niedziele, zwłaszcza te letnie, skwarne. Ciche wakacje bez kolegów, kiedy oni już wyjechali, a ja jeszcze nie, więc snułem się po wymarłych podwórkach, pustym boisku obok szkoły, ogrodach, w których nie było żywego ducha. Chyba że liczyć ptaki i strachy na ptaki, paraludzkie sylwetki zmontowane z drutów zbrojeniowych i starej marynarki bądź swetra. Pamiętam ciągnące się w nieskończoność zimy. Spędzaliśmy je w mieszkaniu cichym, wytłumionym, bo tuż przed Wszystkimi Świętymi dziadek przynosił z komórki drugi komplet okien i za pomocą wyrafinowanego systemu wihajstrów i klocków pod wihajstrami spajał je z tym zamontowanym na stałe. Szczeliny uzupełniał watą. Na wiosnę czekaliśmy więc w lekkiej duchocie za pancernym dubletem. Czekając, każdy z nas oddawał się ulubionym zajęciom. Ja czytałem, mama otwierała się na przekazy metafizyczne – horoskopy, Richard Chamberlain i tak dalej – dziadek systematyzował akcesoria do golenia, w tym kolekcję cudownych minerałów na zacięcia, babcia natomiast cerowała moje ubrania, a przed snem, w kompletnej ciszy i mroku, zajadle szeptała do siebie niczym ta kobieta z Yoknapatawpha, która co noc od nowa układa sagę rodziny i hrabstwa.

Przypuszczam, że to właśnie dzięki tej ciszy utrwaliłem w pamięci wiele osobliwych dźwięków mojego dzieciństwa: ryż sypany na obity blachą balkon, ucztujące tam stadko gołębi i cukrówek, usztywniona reumatyzmem ręka sięgająca do papierowej torebki, wrestling wróbli w koronie akacji, przejrzałe gruszki rozbijające się o chodnik, sipa, którą dozorca odgarniał śnieg, wyłuskiwanie pogrzebaczem fajerek, dobiegająca z pieca mowa ognia, sklep zoologiczny – za sprawą oszczędnego światła i pomp w akwariach przypominający OIOM dla rybek.

Zarazem im było ciszej, tym donośniej wybrzmiewał hałas. Na przykład Felicita podkręcana do oporu w następstwie czyjegoś prywatnego transu, Sopot zawodzący w telewizorku turystycznym ustawionym na werandzie domku wczasowego w Głownie – rozżarzone oko pośród ciemności i drzew, crescendo komentatora, wrzawa odległego stadionu w La Coruñie czy Barcelonie, spazmatyczne okrzyki kibiców, kiedy Polska grała na mundialu w Hiszpanii, a opustoszałe ulice i osiedla robiły się kwadrofoniczne.

Ciszę zaliczano do cnót. Dowodziła też cnoty. Pomimo odgórnej krytyki i dekad oczerniania jeszcze czterdzieści, pięćdziesiąt lat po wrześniu 1939 roku II RP jawiła się niemałej części społeczeństwa jako państwo idealne, którego ustrojem był savoir-vivre. Uznaniem darzono więc mityczną kindersztubę, w ramach której odruchowo uciszano zbyt hałaśliwe dzieci, w tym – cudze, sarkano, gdy w miejscu publicznym czyjaś rozmowa osiągała rejestry wagnerowskie, pukaniem w ścianę lub sufit komunikowano sąsiadom, iż zachowują się nieodpowiednio do pory, palec wskazujący przy ustach miał skonsternować gadułę, pieniacza, rozgadane koleżanki lub śmiejącego się tubalnie współpasażera z pociągu. Zasadniczo – człowiek głośny, ten, kto nie umiał lub nie chciał panować nad własną ekspresją, uchodził za osobę budzącą zażenowanie.

Cicho – ciszej – mogło być również ze względów bezpieczeństwa. Wprawdzie brutalny, paranoiczny stalinizm dawno minął, grudniowa junta ledwo dyszała, a socjalizm jako porządek i scena rozpadał się w pył, wciąż jednak „uważano”. Właśnie tak powtarzała moja babcia: „Uważać!”. „Nie należeć do niczego, uważać!” Nie podnosić głosu, nie krzyczeć, nie organizować się w grupki krzyczących, nie cieszyć się nazbyt dziko, bo zjawi się ktoś i spyta, czy to śmiech – czy może śmiech z kogoś? Lub czegoś. Dlaczego z partii? Komu i do czego to służy? „Mieszka tu jakiś krzykacz?” – zagadnął nas pewnego dnia mężczyzna w szarej ortalionowej kurtce. Nie sądzę, by dziesięciolatków grających pod bramą w kapsle wiązała solidarnościowo-podziemna omerta, ale faktem jest, że nie uzyskał jakiejkolwiek odpowiedzi. A nie uzyskawszy – rozpłynął się czym prędzej w powietrzu 1984 czy 1985 roku.

Nowy ład dało się najpierw usłyszeć. Zastanawiam się, co było dla mnie pierwszym odgłosem kapitalizmu, transformacji, III RP. Buczący domofon czy dzwonek wreszcie zainstalowanego telefonu, piski i muzyczki na C-64 czy sharp z głęboką, dwukasetową kieszenią, która otwierała się bardzo powoli, majestatycznie, z profesjonalną godnością? Uruchamiałem ów mechanizm ciągle i znowu, nawet jeśli nie miałem ochoty słuchać muzyki. Chrzęst, który dobywał się z tej czarnej skrzynki obklejonej runami obcej cywilizacji – DUBBING SPEED, X-BASS, PHONES – nie tylko bowiem przyprawiał mnie o dreszcz autentycznej, fizycznej rozkoszy, ale także napawał dumą. Oto rekompensata za lata wstydu, kiedy posiadałem wyłącznie przedpotopowego szpulowca, jednego z tych, jakie widuje się dzisiaj w filmach o Stasi.

Pewnie już tego nie rozstrzygnę. Mogło być przecież jeszcze i tak, że Nowa Polska wcale nie wypuściła trailerów i promocyjnych dżingli. Po prostu wjechała w nasze życie z mocą Chóru Aleksandrowa (feat. Rammstein), a mnie udało się z kakofonicznej pieśni wychwycić ledwie parę brzmień i uznać je za swoje, zapamiętać jako soundtrack wczesnej młodości, akompaniament dojrzewania. No i co najważniejsze – słyszałem to, co słyszałem, nie dlatego, że Radio PRL definitywnie grzęzło w pogłosach i trzaskach rozszerzającego się niebytu, ale dzięki mamie, która z początkiem roku 1991 zmieniła pracę na o wiele lepiej płatną i mogła sprezentować mi komputer i magnetofon oraz odkupić dla nas wolny numer telefoniczny. Gdyby dalej była szeregową księgową bez najmniejszych widoków na awans – albo wraz z milionami transformacyjnych Polaków trafiła na bezrobocie – grałbym sobie w głowie zupełnie inną składankę Nostalgic 90s.

Kapitalizm jest głośny. Całodobowy obrót pieniędzy, towarów i ludzi musi taki być. Nie ma w tym przypadku, że giełda na Wall Street, serce tego systemu, jego przepompownia główna, przypomina zlot charyzmatyków i wodzirejów, którym powiedziano, że za kwadrans rozpocznie się apokalipsa. Miliardy dolarów w nieustannym ruchu – i zależny od nich los jednostek i państw – przekładają się na gwar, język chciwości i ekstazy. Kapitalizm jest głośny, bo głośna jest ekspansja i głośne jest niszczenie dawnego, niekapitalistycznego ładu.

Playlistę w Polsce wymieniono sprawnie. Podzwaniającego szlifierza noży zastąpiła syrena Family Frost, milczące polonezy i fiaty – bulgoczące od basów beemki, a ogołocone, nieme delikatesy zamieniły się w dostatnie supermarkety, w których zawsze gra ta przyjemna, dobrze znana muzyka, plusz dla uszu. Ryknęły kina domowe. Zawtórowały im kosiarki i dmuchawy. Reklamy głosowe wyszły na ulice, globalny pop wdarł się do restauracji i pubów. Ścisłe centra miast jął przeszywać pisk nieistniejącego sokoła, postrachu gołębi brukających zrewitalizowane perły architektury. W pojazdach komunikacji miejskiej objawili się wajdeloci i heroldzi skandujący przez komórkę własne dane wrażliwe, a prócz tego – opisy świata i rady prozdrowotne. Komputeryzacja wniosła do biur i mieszkań stukot klawiatur, piknięcia nokii, szum wentylatorków w pececie, kosmiczno-głębinowy odgłos Gadu-Gadu, zgrzyt drukarek, murmuranda serwerów i awangardową muzykę poszukującą rodem z Warszawskiej Jesieni – odbiór faksu. Cisza nocna, zwłaszcza w weekendy, stała się martwym prawem, reliktem czasów, kiedy na Ziemi panowali Sypiający i Przewrażliwieni. Niewinne pląsanie po sylwestrowej ulicy z zimnym ogniem w dłoni zostało wyparte przez godzinną kanonadę na powitanie Nowego Roku.

Ale w późnym kapitalizmie nie ma niczego za darmo – każda przyjemność jest obarczona ekstrakosztem, każde udogodnienie prędzej czy później zmieni się w udrękę albo wygeneruje szkodę. Wprawdzie auta wożą nam dzieci, sprawunki w biodegradowalnych torbach, walizki i kosze piknikowe, ale zarazem trują powietrze, odbierają przestrzeń (za sprawą parkingów improwizowanych i stałych dokonał się właściwie V rozbiór Polski), korkują drogi i przyczyniają się do masakry przechodniów. Na tym nie koniec. Nasze suvy, smarty i poniemieckie składaki wpływają też nieodwracalnie na krajobraz. By neutralizować huk samochodowego roju, na wylotówkach i poboczach autostrad postawiono ekrany akustyczne, ciągnący się niekiedy kilometrami Obustronny Wielki Mur Polski, a jazda między nimi przypomina straceńczy lot Luke’a Skywalkera kanionami Gwiazdy Śmierci ku jej śmiertelnemu sercu.

Reszta tekstu dostępna w regularnej sprzedaży.WYDAWNICTWO CZARNE sp. z o.o.

czarne.com.pl

Wydawnictwo Czarne

@wydawnictwoczarne

Sekretariat i dział sprzedaży:

ul. Węgierska 25A, 38-300 Gorlice

tel. +48 18 353 58 93

Redakcja: Wołowiec 11, 38-307 Sękowa

Dział promocji:

ul. Marszałkowska 43/1, 00-648 Warszawa

tel. +48 22 621 10 48

Współwydawca: DWUTYGODNIK.COM

Dom Spotkań z Historią

ul. Karowa 20, 00-323 Warszawa

tel. +48 22 255 05 05

e-mail: [email protected]

dwutygodnik.com

dsh.waw.pl

Skład: d2d.pl

ul. Sienkiewicza 9/14, 30-033 Kraków

tel. +48 12 432 08 52, e-mail: [email protected]

Wołowiec 2020

Wydanie I
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: