Moje pierwsze kieszonkowe - ebook
Moje pierwsze kieszonkowe - ebook
Jeśli chcesz, żeby twoje dziecko nie było finansowym fajtłapą, ryzykantem lub utracjuszem, od najmłodszych lat powinieneś uczyć je oszczędności, liczenia pieniędzy i właściwego do nich podejścia. A także tego, że pieniądze są jak lekarstwo – jeśli są właściwie używane, to przynoszą korzyści, a jeśli źle – mogą tylko zaszkodzić.
Maciej Samcik, znany dziennikarz ekonomiczny, omawia w swoim poradniku m.in. następujące tematy:
– Jak bezpiecznie zarządzać kasą przez internet?
– Kieszonkowe w… smartfonie.
– Fejsbuki, bitcoiny i nowe formy kieszonkowego.
– Allegro i inne e-shopy, czyli jak najlepiej płacić w sieci.
– Pierwsza praca, pierwszy zarobek.
– Domowy budżet.
– ABC lokowania oszczędności.
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-268-1807-3 |
Rozmiar pliku: | 9,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
To już za kilka lat. Piękny, ale i trochę niebezpieczny świat. Będziesz musiał pilnować swoich danych jak oka w głowie (dziś nie trzeba wcale włamywać się do banku, żeby ukraść komuś pieniądze, wystarczy się pod niego podszyć w internecie albo ukraść jego loginy i hasła) i szybciej niż twoi rodzice podejmować finansowe decyzje. Koszty błędów też będą większe: wydawanie pieniędzy i zaciąganie kredytów będzie się odbywało za pomocą jednego kliknięcia (albo i bez), łatwiej będzie założyć sobie na szyję finansową pętlę (dziś potrzebny jest do tego naciągacz-sprzedawca, w przyszłości wystarczy smarfon).
Im lepiej dziś poznasz prawidłowości rządzące światem finansów, tym łatwiej sobie poradzisz ze wszystkimi nowinkami. I to ty będziesz rządził pieniędzmi, a nie one tobą. Ale ponieważ w każdej dziedzinie potrzebny jest trening, naukę panowania nad pieniędzmi powinieneś zacząć jak najwcześniej. I razem z pierwszym kieszonkowym dostać od rodziców ten właśnie przewodnik.
DO TWOICH RODZICÓW, OPIEKUNÓW, DZIADKÓW...
Zaciskasz pasa i płacisz za korepetycje, lekcje angielskiego i tańca. Odkładasz pieniądze na lokatach i polisach posagowych, spłacasz raty za mieszkanie z myślą o tym, że kiedyś oddasz je dziecku. Tyle że ta inwestycja na pewno się nie zwróci, jeśli oprócz dobrej edukacji, wsparcia w rozwijaniu talentów i nauce języków obcych nie nauczysz dziecka zwykłej oszczędności. Znam wielu trzydziestolatków, którzy wydają więcej, niż zarabiają, żyją od wypłaty do wypłaty, co rusz wpadając w finansowe tarapaty, z których wyciągają ich kochani rodzice. A jak rodzice nie mają pieniędzy, to natychmiast pojawiają się wysłannicy firm pożyczkowych z walizkami pieniędzy na horrendalnie wysoki procent.
Jeśli chcesz, żeby twoje dziecko nie było finansowym fajtłapą, ryzykantem lub utracjuszem, od najmłodszych lat powinieneś uczyć je oszczędności, liczenia pieniędzy i właściwego do nich podejścia. A także tego, że pieniądze są jak lekarstwa – jeśli są właściwie używane, to przynoszą korzyści, a jeśli źle – mogą tylko zaszkodzić.
O tym jest ta książka.MOJA PIERWSZA PRZYGODA Z PIENIĘDZMI
Pamiętasz swoje największe marzenie związane z pieniędzmi? Zawsze chciałem mieć w domu drukarnię pieniędzy. Ale nie fałszywek, tylko takich najprawdziwszych, którymi można byłoby bez ograniczeń płacić w sklepach. Wtedy każde marzenie można by natychmiast spełnić, a życie byłoby ciągłym sprawianiem sobie przyjemności.
Przemożna chęć posiadania drukarenki banknotów pojawiła się w mojej głowie zaraz po tym, jak przestałem marzyć o posiadaniu w mieszkaniu... bankomatu. Tak, bankomatu, z którego wyjmowałbym gotówkę, gdybym tylko jej potrzebował. A to stało się w chwili, gdy rodzice uświadomili mi, że w tej magicznej maszynie znajduje się jedynie ograniczona liczba pieniędzy.
Dość długo jednak mogłem jedynie marzyć nie tylko o jakimkolwiek urządzeniu do drukowania banknotów, ale i w ogóle o ich posiadaniu. Najzwyczajniej w świecie jako dziecko nie miałem nigdy własnych pieniędzy. Jak coś chciałem sobie kupić, musiałem poprosić rodziców i zasłużyć dobrym zachowaniem.
Pod koniec nauki w liceum tata dał mi pierwsze większe kieszonkowe. Jak tylko otrząsnąłem się z szoku, pobiegłem w jedyne znane mi miejsce, w którym pieniądze ulegają natychmiastowemu rozmnożeniu. Nie, nie do kasyna. Wówczas takim miejscem była giełda papierów wartościowych. Giełda to taki targ, tylko nie handluje się tam samochodami czy marchewką, ale kawałkami przedsiębiorstw (czyli akcjami). Im firma lepiej sobie radzi, tym jej akcje stają się droższe. I na odwrót.
Trafiłem na moment, w którym wszystkie akcje drożały. W ciągu kilku miesięcy pomnożyłem swój kapitał dziesięciokrotnie. Byłem szczęśliwy, podekscytowany, nie mogłem spać, spędzałem mnóstwo czasu, zastanawiając się, co sobie kupię. Ale wahadło się odwróciło i akcje zaczęły gwałtownie tracić na wartości. Im bardziej spadały, tym mocniej pogrążałem się w depresji, ale nie sprzedawałem ich, nie chcąc tracić części zysków. Sprzedałem dopiero wtedy, gdy żadnych zysków już nie było. Wyjąłem niemal dokładnie tyle pieniędzy, ile włożyłem w tę inwestycję. Przez kilka tygodni dochodziłem do siebie po tej „tragedii”.