Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Montecristo - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
28 września 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Montecristo - ebook

Numer 1 na liście bestsellerów „Spiegla”!

Martin Suter – jeden z najlepszych współczesnych pisarzy szwajcarskich.

Aktualny, trzymający w napięciu thriller ze świata bankowców, maklerów giełdowych, dziennikarzy i polityków – oto tajemniczy scenariusz brzemiennego w skutki skandalu finansowego.

Jonas Brand, wideoreporter programu lifestylowego, jedzie pociągiem z Zurychu do Bazylei. Ktoś zwalnia hamulec bezpieczeństwa. Człowiek na torach! Dlaczego Paolo Contini, młody, mający szczęśliwą rodzinę, bystry makler, popełnił samobójstwo?

Niespełna trzy miesiące później w ręce Jonasa trafiają dwa banknoty stufrankowe z identycznym numerem seryjnym – oba prawdziwe. Czy to może mieć związek z samobójstwem Continiego? Jonas postanawia zostać dziennikarzem śledczym, nie spodziewając się, jak zdumiewające fakty odkryje i dokąd zaprowadzą go własne poszukiwania.

Kategoria: Horror i thriller
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8062-766-6
Rozmiar pliku: 837 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

Mocne szarpnięcie dało się odczuć w całym pociągu. Ze stolików spadały szklanki i butelki, ogłuszający gwizd lokomotywy i przeraźliwe zgrzytanie żelaza trącego o żelazo towarzyszyły brzękom, okrzykom i stukom w wagonie restauracyjnym. Dopóki wszystkie dźwięki po kolejnym szarpnięciu nie umilkły.

Na zewnątrz było ciemno choć oko wykol. Stali w jakimś tunelu.

Wśród ciszy rozległ się głos dowcipnisia, który zawsze musi się znaleźć:

– Jesteśmy już na miejscu?

Parę osób się zaśmiało, ale potem wszyscy zaczęli mówić jeden przez drugiego i ścierać piwo i wino ze stolików, ubrań, torebek oraz aktówek.

– Hamulec bezpieczeństwa! – stwierdził jeden z podróżnych.

Jonas Brand siedział w wagonie restauracyjnym pociągu Intercity do Bazylei, który wyjechał o wpół do szóstej. Miejsca wokół niego zajmowali ludzie dojeżdżający regularnie do pracy, co wieczór rozmawiający o tym samym nad szklanką tego samego napoju, niektórzy z nich od wielu lat. Śmierdziało zwietrzałym alkoholem, garniturami przesiąkniętymi dymem z papierosów i męskimi wodami toaletowymi, których zapach prawie się już ulotnił.

– Człowiek na torach – wysapał jego otyły sąsiad, któremu udało się uratować laptop; wpatrywał się w jego ekran przez całą podróż.

Jonas poszedł po swój plecak z kamerą. Postawił go obok siebie na podłodze, ale wskutek gwałtownego hamowania plecak przejechał spory kawałek przejściem między stolikami. Kamerze wideo nic się nie stało, mimo że jak zwykle Jonas spakował ją trochę niechlujnie.

Wiedział, co znaczy „człowiek na torach”. Ktoś wpadł pod pociąg. Parę lat wcześniej Jonas przeżył już coś takiego. Znów poczuł takie same dreszcze jak wtedy, wspinające się od stóp do karku.

W głębi wagonu paru podróżnych zajmowało się kelnerem. Miał przecięte czoło i ktoś próbował serwetą zatamować krwotok.

Nikt nie zwracał uwagi na bladego młodego mężczyznę, który wszedł do wagonu i rozglądał się, jakby czegoś szukał. Przeszedł między stolikami do drugiego wyjścia, gdzie siedział Jonas. Tam prawie się zderzył z kierowniczką pociągu, która wpadłszy do środka, krzyknęła:

– Kto uruchomił hamulec bezpieczeństwa?

Dopiero w tym momencie młody człowiek rzucił się w oczy współtowarzyszom podróży. Odpowiedział bowiem krnąbrnym tonem:

– Ja!

Kierowniczka pociągu zmierzyła go surowym spojrzeniem. Młody człowiek był od niej co najmniej o głowę wyższy. Miał na sobie wciętą marynarkę, a do tego spodnie, których mankiety kończyły się na palec ponad spiczastymi butami.

– Dlaczego pan to zrobił?

Ponieważ młody człowiek stał teraz obok Jonasa, ten zauważył, że jest bardzo blady i wzburzony.

– Ktoś wypadł – wyjąkał.

– Gdzie? – spytała kierowniczka.

– Z tyłu składu – odpowiedział. Wskazał kierunek, z którego przyszedł.

Kobieta ruszyła przodem, on podążył za nią.

Jonas wyjął z plecaka kamerę i podręczny statyw i ruszył za obojgiem. Młody człowiek zaprowadził kierowniczkę do najbliższej platformy służącej za wejście. To tutaj stał i czekał, aż toaleta się zwolni. Wyglądał przez okno i wtedy coś za nim przeleciało, jakby duża lalka z ruchomymi rękami i nogami, i odbiło się od ściany tunelu. Widział to tylko przez chwilę, w słabym świetle, które padało z okna pociągu. Ale jest pewien, że to był człowiek. To coś miało twarz.

Jonas opierał już kamerę na ramieniu i kręcił.

– Niechże pan przestanie! – rozkazała kierowniczka.

Nie przerywając kręcenia, pokazał jej legitymację prasową.

– Telewizja – oświadczył.

Kobieta pozwoliła mu kręcić dalej. Poszła przodem przez zajęty do ostatniego miejsca wagon drugiej klasy. Pasażerowie siedzieli pogodzeni z losem. Widząc kamerzystę, nikt nie zapytał jej, co się stało.

Następne drzwi były niedomknięte. Ktoś musiał pociągnąć za ryglującą je dźwignię bezpieczeństwa. Kierowniczka pociągu otworzyła je całkowicie. Czuć było zapach mokrej skały i żelaznego pyłu.

Jonas sfilmował najpierw słabo oświetlony tunel. Zszedł schodek niżej i skierował obiektyw na koniec pociągu. Daleko z tyłu, w bladym świetle, w wąskim przejściu między pociągiem a ścianą tunelu leżało to coś. Nie potrafił powiedzieć, co to było, miał założony niewłaściwy obiektyw.

* * *

Pozbawiony skrupułów wideoreporter wysiadłby teraz i sfilmował to, co leżało w tunelu, z trochę bliższej odległości. Jonas Brand miał jednak skrupuły. I tak naprawdę nie był nawet wideoreporterem. To, że wylądował w tym zawodzie, zawdzięczał szeregowi przypadków. Ale było to tylko międzylądowanie na drodze do zawodu reżysera filmowego.

Tyle że na tej drodze znajdował się już od dłuższej chwili. A ściśle biorąc, odkąd zrobił maturę. Pokłócił się z rodzicami i od tego czasu włóczył się po planach filmowych, imając się różnych zajęć. Jako goniec, pomocnik do zwijania i rozwijania kabli albo kierowca. Został przyuczony do zawodu oświetleniowca i doszedł do stanowiska best boya, czyli chłopca na posyłki szefa oświetleniowców. Za zarobione pieniądze sfinansował sobie kurs operatora filmowego w London Film School, a później pracował jako asystent operatora. W jego filmografii znajdowało się kilka obrazów fabularnych, kilka dokumentalnych i coraz więcej spotów reklamowych.

Raz wskoczył za chorego kolegę na stanowisko operatora i nakręcił kilka materiałów o światowym forum gospodarczym do magazynów telewizyjnych. Kiedy odpowiedzialny za tematy gospodarcze redaktor przeszedł do jednej z lokalnych stacji, angażował go od czasu do czasu. Wkrótce Brand awansował na stałego członka zespołu, a gdy stacja w ramach oszczędności wprowadziła stanowisko wideoreportera, zwolniono człowieka od słowa, a zachowano człowieka od obrazu. W ten sposób Jonas Brand został wideoreporterem, i to bez swojego udziału.

Ponieważ traktował tę pracę jako rozwiązanie tymczasowe, nie zaszedł daleko. Wykonywał ją bez szczególnych ambicji i zadowalał się dostarczaniem rzetelnych materiałów. Wprawdzie szybko zdołał się usamodzielnić i był pewnym adresem, kiedy potrzebowano kogoś, kto wykona zlecenia punktualnie, niezawodnie i nie za drogo; kiedy natomiast pożądana była kreatywność, Brand – z prawie czterdziestką na karku – pozostawał tylko w odwodzie.

Był jednak na tyle sprawny, że potrafił utrzymać na ramieniu kamerę i utrwalić niebezpieczną sytuację.

W wagonie restauracyjnym zgasł nastrój ożywienia związany z zakończeniem tygodnia pracy. Szerzyło się zniecierpliwienie zmieszane z przesytem. Mało rozmawiano, wszyscy czekali na jakiś komunikat.

Kiedy ten się pojawił, poprzedzony przeraźliwym dźwiękiem sprzężenia zwrotnego, większość ludzi i tak się przestraszyła.

– Z powodu wypadku pociąg nie ruszy na razie w dalszą drogę – rozległ się głos kierowniczki pociągu. – Prosimy o zrozumienie.

Natychmiast po komunikacie dały się słyszeć westchnienia ekspertów zmieszane z pytaniami podnieconych nowicjuszy:

– Wypadek?

– Ktoś wpadł pod pociąg. To może potrwać wiele godzin.

Jonas Brand zaczął chodzić od stolika do stolika i wypytywać podróżnych. Niektórzy kazali mu pokazywać legitymację prasową, a dwaj nie życzyli sobie, żeby ich filmować i zadawać im pytania. Większość była jednak zadowolona z urozmaicenia i chętnie udzielała informacji.

– To okropne, kiedy sobie wyobrazić, że ktoś tam leży zmiażdżony pod pociągiem.

– Mnie się to zdarza chyba po raz dziesiąty w ciągu sześciu lat dojeżdżania. Mam wrażenie, że coraz więcej jest takich wypadków.

– Moim zdaniem to bezczelność zabić się w ten sposób. Są inne metody. Takie, które nie muszą spaprać weekendu kilku setkom ludzi niecierpiących na depresję.

– Wyskoczył z pociągu? Mógł przynajmniej poczekać, aż wyjedziemy z tunelu.

– Albo mogła.

Kelner miał na czole plaster i przyjmował zamówienia. Był drobnym krągłym Tamilem, którego stali goście nazywali Padman. Paplał beztrosko szwajcarską niemczyzną i uśmiechał się, pokazując wspaniałe zęby do kamery Jonasa. Tak, oświadczył, często się to zdarza. Takie dobre życie, jakie mają Szwajcarzy, po prostu trudno wytrzymać.

Otyły sąsiad Jonasa wbił z powrotem spojrzenie w ekran laptopa. Nie miał nic przeciwko temu, że jest filmowany, lecz nie chciał się wypowiadać. Jonas skierował kamerę na niego, a następnie omiótł wagon restauracyjny. Panował nastrój przygnębienia. Nieliczni, którzy rozmawiali, robili to cicho.

Od stolika podniósł się mężczyzna w garniturze biznesmena, zbliżył się do Jonasa, wypełnił sobą cały obiektyw i przeszedł dalej. Jonas usłyszał, jak pyta:

– Widziałeś Paola?

Jonas obrócił kamerę z powrotem na grubasa. Ten odpowiedział, nie podnosząc wzroku znad laptopa:

– Nie siedzi z wami?

– Dostał telefon i wyszedł porozmawiać. Jeszcze nie wrócił.

Dopiero w tym momencie grubas podniósł wzrok na mężczyznę w garniturze, wzruszył ramionami i rzekł:

– Może to on jest tym człowiekiem na torach.

Tamten pokręcił głową i wrócił do swojego stolika. Jonas dałby sobie rękę uciąć, że mruknął pod nosem „dupek”.

* * *

Powodem jego wyjazdu do Bazylei było fundraising party, na którym miejscowi prominenci z wielkim szumem starali się zebrać jak najwięcej pieniędzy na zmieniający się corocznie cel dobroczynny. Zapomniał już, na co tym razem.

Z tej okazji podjął się nakręcić dla chleba reportaż na zlecenie Highlife’u, magazynu lifestylowego w telewizji państwowej, jednego z jego najlepszych, choć nie najbardziej ulubionych klientów.

Było po dziewiątej, kiedy Jonas Brand dotarł wreszcie do sali bankietowej hotelu, w którym odbywał się bal dobroczynny. Wielokrotnie rozmawiał przez telefon z kobietą od PR-u zatrudnioną przez organizatora. W jej głosie przebijał taki ton, jakby uważała wypadek kolejowy za zamierzony atak na jej imprezę, i kilka razy przekładała licytację.

Kiedy w końcu dotarł na miejsce, większość przedmiotów była już sprzedana. W punkcie kulminacyjnym, gdy licytowano plakat „Vim putzt alles” Niklausa Stoecklina z roku 1929, który poszedł za zawyżoną cenę jedenastu tysięcy franków, z powodu nieplanowanego wcześniej reportażu o człowieku na torach Jonas zmuszony był wymienić baterię. Przegapił więc moment zakończenia licytacji, kiedy kupujący przybrał specjalną pozę. Udawał, że filmuje, i mimochodem skinął głową, gdy dziennikarka zapytała:

– Ma pan to?

* * *

Był początek ciepłego grudnia pełnego niepasujących do aktualnej daty dekoracji bożonarodzeniowych i dobrze prosperujących kawiarni ulicznych, w których nie brakowało ludzi.

Od incydentu w pociągu Intercity upłynęło dwa i pół miesiąca. Dla Jonasa Branda całe zdarzenie skończyło się naganą ze strony zleceniodawcy, czyli Highlife’u. Agencja PR, która opiekowała się balem dobroczynnym, poskarżyła się bowiem, że w reportażu zabrakło najważniejszego momentu, czyli licytacji głównej atrakcji.

Nieopracowany materiał z wagonu restauracyjnego leżał obok innych fragmentów, z których Jonas pewnego dnia zamierzał zmontować większą czarno-białą dokumentację impresji wideo, zatytułowaną Na marginesie.

O wypadku udało mu się dowiedzieć tylko tyle, że chodziło o samobójstwo jednego z podróżnych. Na szczegóły spuszczono kurtynę ochrony danych osobowych.

* * *

Jonas Brand był w wyśmienitym humorze, a wiązało się to z Mariną Ruiz.

Poznał ją dobre dwie godziny wcześniej i już się z nią umówił. Zazwyczaj nie szło mu tak szybko, ale w tym wypadku nie chodziło o randkę. Chodziło o kontynuację pewnego spisku.

Marina była postawną zuryszanką o prostych włosach sięgających do ramion i azjatyckich rysach. Pracowała w agencji eventowej przygotowującej premierę filmu, którą Jonas miał zrelacjonować. Film startował równocześnie w różnych miastach europejskich i na miejscową premierę pozostało tylko paru drugoplanowych aktorów w charakterze gwiazd. Jedną z nich, Melindę Trueheart, przydzielono Marinie Ruiz. Marina musiała ją wozić na wywiady i spławiać wyimaginowanych fanów.

Podczas wywiadu miss Trueheart okazała się okropnie afektowaną osóbką. Podczas gdy Jonas nie szczędził trudu, żeby zadawać w miarę poważne pytania, Marina Ruiz, która stała za nią, zaczęła na migi parodiować jej odpowiedzi. Było to tak zaskakujące i komiczne, że Jonas co rusz tracił panowanie nad sobą i wybuchał śmiechem, a wtedy gwiazdka bezradnie odwracała się do swojej opiekunki.

Marinie Ruiz za każdym razem udawało się w ostatniej chwili przybrać na twarz wyraz powagi i zainteresowania, co z kolei było tak śmieszne, że Jonas nie potrafił się powstrzymać.

Melinda Trueheart nie była pewna, czy sobie z niej żartuje, czy po prostu ma humorystyczny styl przeprowadzania wywiadów. Z czasem więc również ona zaczęła się śmiać i udzielać dowcipnych odpowiedzi. Na koniec z jej afektacji nie zostało prawie nic i w rezultacie powstał zaskakująco ciekawy wywiad.

Marina Ruiz wyprowadziła swoją podopieczną z pomieszczenia. Kiedy wróciła, Jonas pakował materiały.

– Czy mogę panią zaprosić na kolację? – zapytał.

– Już myślałam, że nigdy pan nie zapyta – odpowiedziała.

* * *

Następnego wieczoru spotkali się w nowej indyjskiej restauracji. Wyglądało na to, że wiadomość o jej otwarciu jeszcze się nie rozeszła, gdyż lokal był w połowie pusty.

Jonas zaproponował go, bo uwielbiał kuchnię indyjską i miał nadzieję, że popisując się znajomością rzeczy, zdoła zrobić na Marinie dobre wrażenie. Jednak i ona okazała się znawczynią. Przynajmniej na tyle, by zauważyć, że oferta jest o wiele za bogata, a potrawy pochodzą z zamrażarki i zostały tylko podgrzane w kuchence mikrofalowej.

Z początku rozmawiali półgłosem, ponieważ tak samo zachowywali się inni goście. Marina miała jednak talent do koncentrowania się bez reszty na swoim rozmówcy, tak że ten szybko zapominał o bożym świecie. Jonas opowiedział jej więc o rzeczach, o których zazwyczaj nie mówił. Wnet wiedziała, że ma trzydzieści osiem lat, od sześciu jest rozwiedziony, od ośmiu zaś jako wolny strzelec jest wideoreporterem, ale w zasadzie filmowcem.

– Filmowcem?

Marina odsunęła talerz – włókniste letnie mutton buhari – oparła się na skrzyżowanych rękach i zatopiła wzrok w jego oczach.

I tym sposobem opowiedział jej o Montecristo.

– Cała historia funkcjonuje na zasadzie Hrabiego Monte Christo, ale rozgrywa się w dzisiejszych czasach. Pewien młody człowiek założył firmę usług internetowych, dzięki której zarabia miliony. Podczas wakacji w Tajlandii ktoś podrzuca mu do bagażu dużą ilość heroiny. Bohater zostaje przyłapany i aresztowany jako dealer narkotyków. Grozi mu kara śmierci lub dożywotnie więzienie. Sprawa wzbudza sensację w jego ojczyźnie, ale kiedy trzech partnerów z firmy, których jego adwokat powołał na świadków, niespodziewanie obciąża go zeznaniami, opinia publiczna traci zainteresowanie. Mężczyzna dostaje dożywocie i znika w murach jednego z osławionych tajlandzkich więzień. Jego partnerzy przejmują kontrolę nad firmą i sprzedają ją za krocie.

Jonas pociągnął łyk piwa.

– Dalej – nalegała Marina.

– Mężczyźnie…

– Jak się nazywa?

– Do tej pory nazywałem go Montecristo. Uważasz, że to zbyt grubymi nićmi szyte?

– Jeszcze nie wiem. Opowiadaj dalej.

– Montecristo udaje się po kilku latach uciec. Z dawnych czasów ma jeszcze na boku dużo pieniędzy. Za nie finansuje teraz swoją zemstę, poddaje się paru operacjom plastycznym, załatwia sobie nową tożsamość i odbywa podróż powrotną. Reszta filmu mówi o tym, jak maskując się jako inwestor, doprowadza do ruiny swoich trzech dawnych partnerów.

– Którzy podrzucili mu heroinę do bagażu, prawda?

– A ściśle mówiąc: kazali podrzucić.

Po raz pierwszy, odkąd zaczął opowiadać, Marina odwróciła swoje zielone oczy, sięgnęła po szklankę i wypiła łyk. Także ona, zerknąwszy na kartę win, zdecydowała się na indyjskie Kingfisher Beer.

Następnie znowu zatopiła spojrzenie w Jonasie.

– Oczywiście wiesz, że przy właściwej obsadzie to może być blockbuster.

Jonas uśmiechnął się z przekąsem.

– Przy właściwej obsadzie, przy właściwym scenariuszu, właściwej reżyserii i właściwym producencie.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: