Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Na straży: powieść z r. 1831 - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Na straży: powieść z r. 1831 - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 254 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

I.

Po kon­gre­sie wie­deń­skim r. 1815 i utwo­rze­niu Kró­le­stwa Pol­skie­go, skła­da­ją­ce­go się z 5-ciu gu­ber­nii, ce­sarz Alek­san­der I Paw­ło­wicz, wnuk Ka­ta­rzy­ny II, ogło­sił się kró­lem pol­skim.

Za utwo­rze­nie kró­le­stwa, zwa­ne­go kon­gre­so­wem, dano mu imię "Do­bro­czyń­cy ludz­ko­ści".

Imię to na­peł­ni­ło du­szę wład­cy wiel­kiem za­do­wo­le­niem.

Nadał też utwo­rzo­ne­mu przez sie­bie kró­le­stwu kon­sty­tu­cyę.

Pra­wa, spi­sa­ne w księ­gę, opraw­ną w ak­sa­mit z or­łem dwu­gło­wym, w któ­re­go ser­cu trze­po­tał się orzeł bia­ły, zo­sta­ły prze­cho­wa­ne na wiecz­ną rze­czy pa­miąt­kę.

Kon­sty­tu­cya i nowo utwo­rzo­ne kró­le­stwo ni­ko­go nie za­do­wa­la­ło, mó­wio­no jed­nak so­bie:

– Bę­dzie­my pod ob­cem pa­no­wa­niem, praw­da – lecz sil­na dłoń po­trzeb­na nam do za­pro­wa­dze­nia ładu, po­rząd­ku i ja­kie­go ta­kie­go do­bro­by­tu…

– Tem wię­cej trze­ba wznieść się pod wzglę­dem do­bro­by­tu, że kraj, zruj­no­wa­ny woj­na­mi Na­po­le­oń­skie­mi, po­trze­bu­je ko­niecz­nie za­sił­ku – mó­wił za­cny Sta­ni­sław Sta­szyc.

– Nie jest to kon­sty­tu­cya, ja­kiej­by­śmy pra­gnę­li, ale po­cze­kaj­my – mó­wi­li inni.

Zna­leź­li się też i tacy, któ­rzy żar­to­wa­li so­bie po­ci­chu z Do­bro­czyń­cy ludz­ko­ści, mó­wiąc: – Do­bro­czyń­ca ludz­ko­ści po­ła­mie w nas ko­ści!

Dow­cip­ni­siów mi­ty­go­wa­no i cze­ka­no.

Cze­ka­no, dal­szych wy­ni­ków.

– Jed­no je­dy­ne do­bro, że mamy mieć swo­je woj­sko – mó­wi­li daw­ni ofi­ce­ro­wie i wo­gó­le zwo­len­ni­cy mi­li­ta­ry­zmu.

– Ale… – po­wta­rza­li inni i krę­ci­li gło­wą.

To ale wy­cho­dzi­ło na świat co­raz wię­cej.

Mimo że w ra­dzie za­sia­da­li naj­zna­ko­mit­si lu­dzie, zna­ni z po­świę­ce­nia i pa­try­oty­zmu, kon­sty­tu­cya co­raz bar­dziej się kur­czy­ła.

Ce­sarz-fan­ta­sta ście­śniał ją co­raz wię­cej, ule­ga­jąc pod­szep­tom swe­go oto­cze­nia.

Ro­sya bo­wiem, nie ma­ją­ca kon­sty­tu­cyi i nie od­czu­wa­ją­ca jej po­trze­by, krzy­wo pa­trzy­ła na nada­ną Po­la­kom.

Aż gruch­nę­ło:

– Alek­san­der I przy­sy­ła swe­go bra­ta, na­stęp­cę tro­nu, ce­sa­rze­wi­cza Kon­stan­te­go, na na­czel­ne­go wo­dza wojsk pol­skich!

A za­raz ktoś rzu­cił:

– Woj­sko pol­skie, mo­skiew­ski wódz, czy­liż moż­na się nam wzmódz!

Ktoś inny do­dał:

– Woj­sko pol­skie, to praw­da, lecz mo­skiew­ska sza­ta, co za­miast pa­ła­sza to uży­je bata!

Szu­ka­no dow­cip­ni­sia, nie zna­le­zio­no, ale jed­ni dru­gim na ucho zwrot­ki te po­wta­rza­li. I ro­sło w pier­siach wciąż po­wąt­pie­wa­nie i roz­ra­sta­ło się "ale".

Aż przy­był r. 1819 obie­cy­wa­ny brat ce­sar­ski, ce­sa­rze­wicz Kon­stan­ty.

Na­bro­ił on nie­ma­ło w Pe­ters­bur­gu, wpa­dał czę­sto­kroć w sza­leń­stwo – trze­ba się go więc było po­zbyć!

Po­zbyć za wszel­ką cenę!

– Nic ła­twiej­sze­go: wy­słać go do Pol­ski! – szep­nął któś z za­usz­ni­ków sa­mo­wład­cy.

Szept ten po­do­bał się Alek­san­dro­wi I.

– Trze­ba nam ko­goś za­ufa­ne­go na głów­ne­go wo­dza woj­ska pol­skie­go. Ko­muż mo­że­my po­wie­rzyć to sta­no­wi­sko, je­że­li nie to­bie, miły nam bra­cie – rzekł ce­sarz.

– Tak, tak, wa­sza ce­sar­ska mość a brat mój, mo­żesz być pew­nym, że speł­nię we wszyst­kiem jego wolę! – od­rzekł ce­sa­rze­wicz i bły­snął nie­wiel­kiem i, lecz na­der ru­chli­we­mi, peł­ne­mi okru­cień­stwa, jak u ty­gry­sa oczy­ma.

Wy­dę­ły mu się też noz­drza pła­skie­go nie po­łą­czo­ne­go z czo­łem nosa, a cała twarz sze­ro­ka, pła­ska za­ja­śnia­ła za­do­wo­le­niem.

A ce­sarz mó­wił da­lej:

– Na­miest­ni­kiem tego kró­le­stwa pol­skie­go jest je­ne­rał Jó­zef Za­ją­czek…

– Wiem, wiem! Po­szło to po no­sie Czar­to­ry­skie­mu, któ­ry się spo­dzie­wał tej god­no­ści! – prze­rwał Kon­stan­ty z zło­śli­wym, jemu tyl­ko wła­ści­wym uśmie­chem.

Wład­ca nie zwró­cił na to uwa­gi, lecz mó­wił da­lej:

– Do­da­nym dla spraw roz­ma­itych na­miest­ni­ko­wi, Mi­ko­ła­jem No­wo­sil­co­wem mo­żesz się po­słu­gi­wać: jak two­im przy­bocz­nym.

– Tak, tak, No­wo­sil­cow zna­na oso­bi­stość! – rzu­cił ce­sa­rze­wicz, a oczy mu za­mi­go­ta­ły dra­pież­nym bla­skiem.

I oto do wie­lu łask mo­nar­szych przy­by­ła jed­na z naj­więk­szych, t… j… jego brat i na­stęp­ca tro­nu w. ksią­żę Kon­stan­ty.

Przy­był, po­prze­dza­ny ty­sią­cem naj­róż­no­rod­niej­szych, a na­der ujem­nych wie­ści.

Po­stać jego roz­ro­sła, bar­czy­sta, mo­gła zwia­sto­wać do­sko­na­łe­go wo­dza.

Ale wzrok ba­zy­lisz­ka, ru­chy ty­gry­sie, syk w mo­wie, zdra­dza­ją­cy nie­cier­pli­wość, pia­na na ustach, uka­zu­ją­ca się za naj­mniej­szem po­draż­nie­niem, zna­mio­no­wa­ły sza­leń­ca.

Zna­mio­no­wa­ły to, czem był (1).

Za­ło­żył szko­łę woj­sko­wą w War­sza­wie, t… j… pod­cho­rą­żych tak pie­szych jak kon­nych – praw­da.

Ale…

Ale je­ne­ra­łów, ofi­ce­rów, in­struk­to­rów nę­kał tak, że ci wprost znie­na­wi­dzi­li go od naj­pierw­szej chwi­li.

Cała ta star­szy­zna wy­cho­wa­na w tra­dy­cy­ach wiel­kich bi­tew i mi­ło­ści oj­czy­zny, była wprost przez nie­go prze­śla­do­wa­na dla­te­go, że czuł w niej wyż­szość mo­ral­ną.

Usu­wał się też kto mógł, po­zo­sta­wa­li tyl­ko ci, co mu­sie­li.

Z tem wszyst­kiem w. ks Kon­stan­ty po­wta­rzał:

– Ko­cham moje woj­sko! Ko­cham Po­la­ków, dziel­ny żoł­nierz.

Ale na re­wiach i mu­strach znę­cał się nad nimi.

–- (1) Ob­raz w. ks. Kon­stan­te­go wzię­ty z owo­cze­snych pa­mięt­ni­ków.

Mun­du­ry mu­sia­ły być cia­sne z wy­so­ki­mi koł­nie­rza­mi.

Pew­ne­go razu wło­żył pa­lec mię­dzy mun­dur i szy­ję mło­de­go pod­cho­rą­że­go.

Pa­lec wszedł ła­two, ude­rzył więc pię­ścią w pod­bró­dek nie­szczę­śli­we­go tak sil­nie, że mu wszyst­kie zęby wy­pa­dły.

In­nym ra­zem na re­wii pie­cho­ty prze­ko­naw­szy się, że mun­dur nie jest do­syć ob­ci­sły, pchnął mło­dzień­ca nogą w brzuch.

Ten prze­wró­cił się i już nie pod­niósł.

Wnętrz­no­ści miał prze­bi­te Ksią­żę­cą ostro­gą! (1)

Do­da­ny Kon­stan­te­mu do po­mo­cy No­wo­sil­cow, był dla nie­go rze­czy­wi­ście pra­wą ręką.

Prócz bo­wiem woj­ska, któ­re tak W. Ksią­żę mi­ło­wał, roz­mi­ło­wał się rów­nież w ca­łym na­ro­dzie.

Chciał więc wie­dzieć, co ten na­ród my­śli, co czu­je…

Aż No­wo­sil­cow rzekł pew­ne­go razu:

– Naj­mi­ło­ści­wiej pa­nu­ją­cy nam ce­sarz – (1) Praw­dzi­we, z opo­wia­dań na­ocz­ne­go świad­ka.

a król pol­ski szcze­gól­niej­sze ma upodo­ba­nie do tego nie­wdzięcz­ne­go na­ro­du…

– Co chcesz przez to ro­zu­mieć, Mi­ko­ła­ju Mi­ko­ła­je­wi­czu? – prze­rwał W. Ksią­żę.

– Dał im kon­sty­tu­cyę, woj­sko…

– Nie za­po­mi­naj, że je­stem na­czel­nym wo­dzem, że woj­sko moje ko­cham! – prze­rwał po­ryw­czo W. Ksią­żę.

– Wiem, wiem! zna­ne są sta­ra­nia jego ksią­żę­cej mo­ści dla tego woj­ska… Woj­sko pod jego kie­run­kiem na­bie­ra rze­czy­wi­stej spraw­no­ści, moż­na je bę­dzie użyć w da­nej po­trze­bie na po­ży­tek ma­tusz­ki Ro­syi, ale…

– Ja­kież więc "ale" upa­tru­jesz? za­py­tał W. Ksią­żę, po­łech­ta­ny po­chwa­łą woj­ska.

– Ale czyż my wie­my, co ten na­ród re­wo­lu­cy­oni­stycz­ny my­śli? za­koń­czył No­wo­sil­cow. Kon­stan­ty, zmarsz­czyw­szy szcze­ci­no­wa­te brwi, bacz­nie spoj­rzał na nie­go.

– Peł­no jest urzęd­ni­ków Po­la­ków zaj­mu­ją­cych naj­wy­bit­niej­sze sta­no­wi­ska – cią­gnął da­lej No­wo­sil­cow, nie­zra­żo­ny zmarsz­cze­niem brwi Księ­cia, – będą chcie­li zre­for­mo­wać Pol­skę na swój spo­sób… Mają tez licz­nych krew­nych poza sto­li­cą, czu­ją i my­ślą czu­ciem i my­ślą ca­łe­go na­ro­du…

Ksią­żę nic nie rze­ki, po­czął się tyl­ko prze­cha­dzać po wiel­kim sa­lo­nie.

Za­chę­co­ny tem mil­cze­niem za­cny do­rad­ca mó­wił da­lej:

– Na mi­łu­ją­cych naj­ja­śniej­sze­go pana na­le­ży zwra­cać uwa­gę na wszyst­ko.

W. Ksią­żę sta­nął i wpa­trzył się ba­daw­czo w mó­wią­ce­go, po­tem rzu­cił:

– Tak, tak!…

– Jak­że się cie­szę, że pod­ją­łem myśl jego ce­sa­rze­wi­czow­skiej mo­ści! – rzekł No­wo­sil­cow.

– Tak, tak! Ja już daw­no o tem my­śla­łem przy­świad­czył ksią­żę.

Za­cny do­rad­ca chy­trze się uśmiech­nął i mó­wił:

– Jego ce­sa­rze­wi­czow­skiej mo­ści nie wy­pa­da się ta­kie­mi spra­wa­mi zaj­mo­wać, ale je­że­li jego ce­sa­rze­wi­czow­ska mość po­zwo­li, wy­ło­żę mu mój pro­gram.

– No!? – rzu­cił znów ksią­żę i wpa­trzył się by­stro w do­rad­cę.

Ten cią­gnął da­lej:

– Trze­ba zor­ga­ni­zo­wać se­kret­ną po­li­cyę; – po­li­cyę na­tu­ral­nie do­brze płat­ną, o któ­rej ist­nie­niu prócz jego ksią­żę­cej mo­ści i mnie nikt wie­dzieć nie bę­dzie. Po­li­cya ta nie­tyl­ko w sto­li­cy ale w ca­łym kra­ju Pol­ski i Li­twy dzia­łać po­win­na. Po­win­na pod ja­kim­kol­wiek bądź po­zo­rem wcho­dzić do każ­de­go domu na wsi i w mie­ście, wie­dzieć nie­tyl­ko, co się tam dzie­je, co mó­wią, ale co my­ślą…

– Tak, tak! przy­świad­czył Ksią­żę, cho­dząc w za­my­śle­niu.

A No­wo­sil­cow, uśmie­cha­jąc się, mó­wił:

– Każ­de­mu też z tych dy­gni­ta­rzy Po­la­ków trze­ba do­dać anio­ła stró­ża: ci naj­wię­cej mogą spi­sko­wać,

– Eh, ci za­do­wo­le­ni z urzę­dów są naj­pew­niej­si – od­rzekł ksią­żę.

– Ale nie za­wa­dzi, nie za­wa­dzi – do­dał, da­jąc znać, że po­słu­cha­nie skoń­czo­ne.

No­wo­sil­cow po niz­kim ukło­nie znik­nął.

Nie wzy­wa­ny, nie po­ka­zy­wał się na­wet dni kil­ka.

Ma­jąc ze­zwo­le­nie księ­cia, utwo­rzył za­raz se­kret­ną po­li­cyę.

Re­kru­to­wał ją już od­daw­na z szu­mo­win spo­łe­czeń­stwa. Byli to oszu­ści, zło­dzie­je, drob­ni nie­uczci­wi han­dla­rze i t… p. Na ich cze­le byli usu­nię­ci z puł­ków ofi­ce­ro­wie: Ho­len­der, Van­der, Not, Kam­pen i po­rucz­nik Szlej.

Naj­waż­niej­szym wszak­że był fry­zy­er Ma­krut.

Ten wiel­ką od­gry­wał rolę.

Wzy­wa­ny do cze­sa­nia dam, umiał wy­cią­gnąć z każ­dej wi­zy­ty to, co chciał.

Mod­nym był, do jego ate­lier scho­dzi­li się wszy­scy. Oto­czo­ny ta­ki­mi pra­cow­ni­ka­mi, No­wo­sil­cow mógł się po­chwa­lić. My­ślał też so­bie o W. Księ­ciu:

– Ani wie, że on sam pod­le­gać bę­dzie mo­jej kon­tro­li.II.

W. Ksią­żę po wyj­ściu za­cne­go do­rad­cy przej­rzał się w lu­strze, umi­lił twarz, o ile ją mógł umi­lić, i zda się my­śli jego zu­peł­nie inny kie­ru­nek przy­bra­ły.

Wsiadł też do ka­re­ty i roz­ka­zał:

– Do zam­ku!

Zda­je się mu­siał tam czę­sto jeź­dzić: ko­nie bez kie­row­nic­twa po­mknę­ły.

I nie dziw.

Część zam­ku, zwa­na pod Bla­chą, nie­gdyś miesz­ka­nie księ­cia Jó­ze­fa Po­nia­tow­skie­go, zaj­mo­wał Imci P. Bro­niec, mar­sza­łek dwo­ru by­łe­go księ­cia sa­skie­go.

Bro­niec miał prze­ślicz­ną pa­sier­bi­cę, Jo­an­nę Gru­dziń­ską.

Ta zwró­ci­ła na sie­bie uwa­gę księ­cia Kon­stan­te­go. Zwró­ci­ła zaś do tego stop­nia, że po­sta­no­wił się z nią oże­nić.

Ale…

Ale był żo­na­ty z księż­nicz­ką sa­sko-ko­bur­ską, któ­ra od paru lat go opu­ści­ła.

– A jed­nak pięk­na Jo­an­na musi być moją żoną! – po­wie­dział so­bie.

I tyle na­le­gał na bra­ta, że Alek­san­der I ka­zał go roz­wieść z żoną i ze­zwo­lił na ślub z umi­ło­wa­ną.

Ale po­ło­żył wa­ru­nek:

– Zrze­czesz się, miły bra­cie, na­stęp­stwa tro­nu, przej­dzie on na młod­sze­go na­sze­go bra­ta, Mi­ko­ła­ja.

– Zrzek­nę się tro­nu, by­le­bym miał roz­wód i Jo­an­nę!

Pod­pi­sa­no umo­wę, opa­trzo­no ją wła­ści­we­mi pie­czę­cia­mi, – pod­pi­sa­ni byli świad­ko­wie.

Kon­stan­ty ni­czem już wię­cej nie był, tyl­ko W. Księ­ciem.

Jo­an­na Gru­dziń­ska zo­sta­ła jego żoną dnia 24. mar­ca 1820. roku.

A cóż Jo­an­na?

Jo­an­na mo­rze łez wy­la­ła.

Nie uśmie­chał jej się taki mał­żo­nek, nie uśmie­cha­ło jej się do­sto­jeń­stwo. Ale po­cząw­szy od oj­czy­ma, i wszyst­kich zna­ko­mi­to­ści ów­cze­snych, mó­wio­no:

– Po­win­naś się po­świę­cić!

– Po­świę­cić dla wiel­kiej spra­wy!

– Wpły­wem swo­im, ła­god­no­ścią ujarz­misz W. Księ­cia, bę­dziesz z nim mo­gła ro­bić, co ze­chcesz!

– Na­ród po­kła­da w to­bie na­dzie­ję!

Na­ród! Któ­raż Po­lka nie po­świę­ci się na to za­klę­cie?!

Po­świę­ci­ła się i Jo­an­na.

Ale czy nie umia­ła, czy nie mo­gła wpły­wu swe­go roz­po­strzeć.

Czy też uto­nę­ła w ty­tu­łach?

Zo­sta­ła mia­no­wa­na przez ce­sa­rza księż­ną Ło­wic­ką.

Księ­stwo bo­wiem Ło­wic­kie, te­raz ze Skier­nie­wi­ca­mi i wie­lo­ma przy­le­gło­ścia­mi, nada­ne było przed ro­kiem jej mał­żon­ko­wi.

A w kra­ju wrza­ło.

Wrza­ło w głę­bi du­cha ca­łe­go na­ro­du.

Gość, tak mile wi­ta­ny w każ­dym domu, te­raz był po­dej­rze­wa­ny.

Roz­nio­sło się bo­wiem o taj­nej po­li­cyi.

Zna­jo­mi zna­jo­mych uni­ka­li, – cóż do­pie­ro mó­wić o nie­zna­jo­mych, gdy wcho­dzi­li nie­ocze­ki­wa­ni, nie­spo­dzie­wa­ni.

Wrza­ło zaś tem wię­cej, że cen­zu­ra rzą­do­wa zo­sta­ła za­pro­wa­dzo­na. Za­mknię­to "Ga­ze­tę Co­dzien­ną", "Orla Bia­łe­go". Książ­ki wszyst­kie pod­le­ga­ły cen­zu­rze. Roz­sze­rza­no cen­zu­rę, a ście­śnia­no oświa­tę. Sta­ni­sław Kost­ka Po­toc­ki, mi­ni­ster oświa­ty, za któ­re­go sta­ra­niem po­wstał uni­wer­sy­tet w War­sza­wie w roku 1818. i bar­dzo dużo szkół w ca­łym kra­ju, mu­siał się po­dać do dy­mi­syi.

Na­pi­sał on po­wieść ale­go­rycz­ną pod na­głów­kiem: "Po­dróż do Ciem­no­gro­du".

To go wła­śnie do­bi­ło (1)

Czy­nio­no też za­mach na re­li­gię ka­to­lic­ką, któ­rej kon­sty­tu­cya za­pew­nia­ła opie­kę. Za­mknię­to kil­ka klasz­to­rów mę­skich i żeń­skich.

Sło­wem kon­sty­tu­cya ce­sa­rza Alek­san­dra I kur­czy­ła się wciąż i kur­czy­ła, a lu­dzi pra­cy uby­wa­ło. Mi­ni­strem skar­bu zo­stał ksią­żę Ksa­we­ry Lu­bec­ki. Ten dla przy­po­do­ba­nia się Alek­san­dro­wi, a może i z za­sa­dy, ścią­gał po­dat­ki od lat 40 za­le­głe. Na­peł­nia­ło to wpraw­dzie skarb, ale nę­ka­ło na­ród do naj­wyż­sze­go stop­nia.

Zje­chał na sejm ce­sarz Alek­san­der I

–- (1) Usu­nął się do sie­bie, do Wi­la­no­wa, + 1821 r.

w roku 1820, opu­ścił War­sza­wę z naj­wyż­szem nie­za­do­wo­le­niem.

Wy­stą­pio­no bo­wiem z opo­zy­cyą prze­ciw na­ru­sze­niu kon­sty­tu­cyi.

Jed­no­cze­śnie ksią­żę Czar­to­ry­ski usu­nię­ty zo­stał z urzę­du ku­ra­to­ra okrę­gu i uni­wer­sy­te­tu wi­leń­skie­go.

– No­wo­sil­cow bę­dzie ku­ra­to­rem – orzekł wład­ca. No­wo­sil­cow więc opu­ścił War­sza­wę i po­czął go­spo­dar­kę w Wil­nie i na ca­łej Li­twie.

Wę­szył jak pies goń­czy, czy nie­ma ja­kich sto­wa­rzy­szeń i spi­sków. Cho­dzi­ło mu o nie, żeby przez ich wy­kry­cie otrzy­mał wyż­szy urząd, pen­syę i ła­skę ce­sar­ską.

Z wol­no­dum­ca, ja­kim był w mło­do­ści, w mia­rę lat, zwięk­sza­ją­cych się po­trzeb ma­te­ry­al­nych stał się prze­śla­dow­cą i ła­pow­ni­kiem.

W Wil­nie mię­dzy r. 1820 a 1824 wśród mło­dzie­ży uni­wer­sy­tec­kiej po­two­rzy­ły się roz­ma­ite sto­wa­rzy­sze­nia. Naj­wy­bit­niej­sze zaś z nich było sto­wa­rzy­sze­nie Fi­la­re­tów, pod prze­wod­nic­twem jed­ne­go z po­waż­niej­szych stu­den­tów, Toma – sza Zana. Mia­ło ono na celu udo­sko­na­le­nie się oso­bi­ste, czy­ta­nie wspól­ne, pra­cę nad ob­ra­ną na­uką i t… p. Z Fi­la­re­tów wy­two­rzy­li się Fi­lo­ma­ci t… j… do­sko­nal­si.

Ani ku­ra­tor uni­wer­sy­te­tu Adam Czar­to­ry­ski, ani rek­to­ro­wie i pro­fe­so­ro­wie nie mie­li nic prze­ciw­ko tym związ­kom, uwa­ża­jąc je nie­tyl­ko za nie­szko­dli­we, ale na­wet do­dat­nie. Rząd ro­syj­ski jed­nak­że uwa­żał je za szko­dli­we i ka­zał po­za­my­kać.

Przy­sła­ny w roku 1824 dla roz­pa­trze­nia spra­wy wy­żej wy­mie­nio­ny Mi­ko­łaj No­wo­sil­cow, wdro­żył za­raz śledz­two, ka­zał aresz­to­wać To­ma­sza Zana, Ada­ma Mic­kie­wi­cza i kil­ku­na­stu in­nych stu­den­tów.

Dał też ra­port do ce­sa­rza, a ten ska­zał ich na wy­gna­nie do Ro­syi (1)

– Ja ich na­uczę two­rze­nia spi­sków! – pie­nił się w swej za­wzię­to­ści No­wo­sil­cow.

Jed­no­cze­śnie wę­szył, od ko­go­by wziąć – (1) Adam Mic­kie­wicz, jako zna­ny wów­czas po­eta, był przyj­mo­wa­ny w wie­lu to­wa­rzy­stwach ro­syj­skich, do­zwo­lo­no mu na prze­by­wa­nie w Ode­ssie, a po­tem na Kry­mie.

ła­pów­kę za uwol­nie­nie. Pro­wa­dził więc da­lej śledz­two. Śledz­two po swo­je­mu i przez swo­ich wy­tre­so­wa­nych ku temu lu­dzi.

Prze­trzą­sa­no miesz­ka­nia stu­den­tów, pro­fe­so­rów, a na­wet uczniów szkól śred­nich. Wśród tego zna­le­zio­no jed­ne­go 12-let­nie­go ucznia, któ­ry wy­cho­dząc raz z kla­sy na­pi­sał kie­dyś na ta­bli­cy:

Niech żyje Kon­sty­tu­cya 3-go maja!

No­wo­sil­cow za­tarł ręce z ra­do­ści, wo­ła­jąc:

– Bę­dzie im te­raz cie­pło!

I rze­czy­wi­ście było im cie­pło.

Znę­ca­no się bo­wiem nad dzieć­mi, wy­wo­żąc je w głąb Ro­syi.

A były to dzie­ci od lat 10-ciu!

Chcąc dać upust swej zło­ści, po­za­my­kał wszyst­kie szko­ły na ca­łej Li­twie, po­tem uni­wer­sy­tet w Wil­nie.

A w na­ro­dzie na ca­łej Li­twie i w Pol­sce wrza­ło.

Wrza­ło już od lat kil­ku.

Mó­wio­no bo­wiem:

– Nie wol­no nam dzia­łać otwar­cie, dzia­łaj­my po­ta­jem­nie.

I nie było ro­dzi­ny, żeby człon­ko­wie jej po­draż­nie­ni po­stę­po­wa­niem wy­słań­ców, W. Księ­cia Kon­stan­te­go i No­wo­sil­co­wa, nie łą­czy­li się w sto­wa­rzy­sze­nia.

– Nie mo­że­my tak sie­dzieć bez­czyn­nie! – wo­ła­no.

– Utwórz­my To­wa­rzy­stwo pa­try­otycz­ne! – za­wo­łał b… ma­jor wojsk pol­skich Wa­le­ry­an Łu­ka­siń­ski i kil­ku in­nych.

Wnio­sek przy­ję­to z za­pa­łem. Utwo­rzo­no To­wa­rzy­stwo pa­try­otycz­no-na­ro­do­we w War­sza­wie. Spi­sek wkrót­ce wy­kry­to.

– Acha, co to może ro­ze­sła­nie oczu i uszu po ca­łym kra­ju! – mó­wił W. Ksią­żę Kon­stan­ty.

Na­zy­wał tak taj­ną po­li­cyę, któ­rej utwo­rze­nie so­bie wy­łącz­nie przy­pi­sy­wał. Za­cie­rał też ręce w wiel­kiem ura­do­wa­niu, że się bę­dzie mógł pa­stwić nad spi­skow­ca­mi.

– To zbrod­nia sta­nu, zbrod­nia! – wrzesz­czał pie­niąc się ze zło­ści.

Za­aresz­to­wa­no za­raz Łu­ka­siń­skie­go i kil­ku in­nych r. 1824.

– Pasy z nich drzeć będę! albo nie: za­trzy­mam ich w wię­zie­niu, będę nę­kał, ba­dał – wy­da­dzą wspól­ni­ków! – cie­szył się na­pa­wa­jąc ze­mstą peł­ną dzi­ko­ści W. Ksią­żę Kon­stan­ty.

– Rzu­cę ich po­tem pod nogi ca­ra­bra­ta i po­wiem: – Patrz, co two­ja kon­sty­tu­cyj­na Pol­ska umie czy­nić!… – my­ślał da­lej.

– A po­tem… po­tem ro­ze­drę umo­wę zrze­cze­nia się tro­nu i sam na nim osią­dę… sam, z moją mał­żon­ką Jo­an­ną! – mó­wił w so­bie, pu­sząc się i wy­dy­ma­jąc war­gi.

Trzy­mał też uwię­zio­nych lat dwa. Ja­kie przez ten czas prze­cier­pie­li mę­czar­nie, jak ich ba­dał i ja­kich uży­wał pod­stę­pów, mogą tyl­ko po­wie­dzieć mury pod­zie­mi klasz­to­ru Kar­me­li­tów na Lesz­nie w War­sza­wie, któ­ry po usu­nię­ciu za­kon­ni­ków, za­mie­nio­ny zo­stał na wię­zie­nie sta­nu.

Po każ­dem ba­da­niu wście­kał się co­raz wię­cej.

– Szko­dzisz tyl­ko swo­je­mu zdro­wiu! –

ośmie­li­ła się po­wie­dzieć W. Księż­na, wi­dząc bez­prze­stan­ne sza­leń­stwo mał­żon­ka.

– Co, wsta­wiasz się za nimi?! – wrza­snął.

– Nie wsta­wiam się za ni­kim, idzie mi tyl­ko o two­je zdro­wie i ży­cie – od­rze­kła, ocie­ra­jąc pia­nę z ust sza­leń­ca.

– Żeby mi to było po raz ostat­ni! – za­wo­łał, od­su­wa­jąc ją od sie­bie.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: