Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Nastroje - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
19 lipca 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Nastroje - ebook

Dobry humor, wewnętrzny spokój, ufność, pogoda ducha… Ale także chandra, niepokój, nostalgia, irytacja, rozpacz… Mieszanka emocji i myśli, stany naszej duszy, są tym, co łączy nas ze światem. Nieustannie wpływają na nasze życie, towarzyszą nam w każdym momencie. Książka Nastroje pomoże nam je zrozumieć i kontrolować. Umiejętność wejrzenia w siebie, zaakceptowania stanów naszej duszy i kształtowania ich może zupełnie odmienić nasze życie. I poprowadzić nas w stronę większego szczęścia, mądrości i spokoju ducha.

Kategoria: Psychologia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8015-701-9
Rozmiar pliku: 1,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Dziewczynka, która się przewraca

Już od małego byłaś wrażliwa. Poruszały cię drobiazgi, przygnębiały lub wprawiały w zachwyt: jakiś gest, jakieś słowo, czyjaś smutna twarz, przepływająca chmurka czy szmer wiatru.

Przez dłuższy czas te potknięcia duszy ci przeszkadzały. Wolałabyś mieć mniej wrażliwości, a więcej pogody ducha. Starałaś się dorosnąć, a te reakcje małej dziewczynki wprawiały cię w zakłopotanie w dorosłym życiu. Nie bardzo wiedziałaś, co z nimi zrobić. Próbowałaś zamykać oczy i iść dalej swoją drogą, nie zważając na te maleńkie codzienne zadraśnięcia. Czułaś, że mogą być wstrząsające, ale nie życzyłaś sobie, by tobą wstrząsały.

Stopniowo nauczyłaś się akceptować drobne wydarzenia, które nas poruszają i pobudzają. A także akceptować wszystkie stany duszy, szczęśliwe lub bolesne, które rodzą się pod ich wpływem, podążają ich śladem. Nastroje są tym, co w nas pozostaje, gdy już przejedzie pociąg życia. Możemy wtedy stanąć, by nasłuchiwać, patrzeć, odczuwać. Ty przecież lubisz zatrzymać się na chwilę… Wreszcie zrozumiałaś i pogodziłaś się z tym: nastroje tworzą naszą najsilniejszą więź ze światem. Teraz często ci się wydaje, że twoja dusza zaczęła istnieć, głębiej oddychać. Wciąż jeszcze nie wiesz, co to takiego „twoja dusza”, ale masz niejasne przeczucie, że „to” istnieje. I wiesz także, że w życiu można być wrażliwym, a zarazem pogodnym. Dzięki tym krótkim błahym chwilom powolutku się zmieniłaś. Dzięki wiązkom istnienia, piórkom życia spadającym z nieba. Cicha metamorfoza: oto opowieść o jednym z tych wydarzeń, które cię uskrzydlają i odmieniają.

Czekasz na przyjaciela lub na autobus. Zapomniałaś, na kogo lub na co czekałaś, ale pamiętasz samo oczekiwanie. Dokładnie widzisz w wyobraźni miejsce, gdzie stałaś, kolor nieba, sklep po drugiej stronie ulicy. Widzisz jakiegoś ojca nadjeżdżającego rowerem z córeczką – mała, pięcio- czy sześcioletnia, ślicznie wygląda w plastikowym kasku – siedzącą na tylnym siodełku, starannie przypiętą i przepasaną.

Tata zsiada z roweru i chcąc zaczepić blokadę antywłamaniową o barierkę, przytrzymuje go tylko jedną ręką. Pochyla się: rower przewraca się razem z dziewczynką, uwięzioną w siodełku. Wyraźnie dostrzegasz jej buzię w chwili, gdy czuje, że spada, i nawet napotykasz jej wzrok. Wydaje ci się, że w jej oczach odczytujesz wszystko: zdziwienie, strach, pełną niedowierzania rozpacz. Mój tata, któremu bezgranicznie ufam, zapomina o mnie, zostawia mnie i pozwala mi upaść?

Ojciec od razu ją podnosi; nic jej się nie stało, nie zrobiła sobie krzywdy: duże siodełko, w którym była uwięziona, skutecznie ją osłoniło. Zresztą nawet nie płacze. Zakłopotany i zawstydzony ojciec delikatnie ją podnosi, mówi parę słów na pocieszenie, odpina ją, całuje, bierze w ramiona. Po czym oboje się oddalają. Dziewczynka wcale nie płacze z powodu tego, co jej się przydarzyło, ale też się nie śmieje. Ma niewyraźną, nieco zasmuconą minę. W każdym razie tak ci się wydaje. Patrzysz, jak odchodzą. Trzymają się za ręce. Wbijasz wzrok w te dwie mocno ściskające się dłonie. Co ciekawe, ten uścisk podnosi cię na duchu. Czyżbyś też najadła się strachu?

Czujesz, że jesteś w dziwnym stanie. Nie, nie boisz się. Teraz już nie. Zresztą wszystko potoczyło się tak szybko, że nie zdążyłaś się przestraszyć. A teraz twoje serce napełnia smutek, spokojny, lecz dojmujący smutek. Jednocześnie nasuwa ci się mnóstwo spostrzeżeń. Skąd te niewspółmierne do sytuacji nastroje? Przecież nie byłaś świadkiem zawalenia się Twin Towers!

Opanowujesz się i zamierzasz zadzwonić z komórki, by uprzedzić o swoim spóźnieniu. Ale ręka odmawia ci posłuszeństwa. Twoje ciało kpi sobie z tego, że się spóźnisz. Twój mózg też. Wszystko ci mówi: odpuść, to bez znaczenia, dlaczego koniecznie chcesz – jak zwykle – przejść do czegoś innego? Pozostań przy tym. Twój wzrok szuka jeszcze dziewczynki i jej ojca, którzy oddalają się i znikają za rogiem ulicy. Wzdychasz. Ale co takiego naprawdę widziałaś? Dlaczego przerażone i strapione spojrzenie małej – przez sekundę – wywołało w twoim umyśle cały ten zamęt? Cały ten zamęt…

Zastanawiasz się i zaczynasz rozumieć albo sądzisz, że zaczynasz rozumieć. W każdym razie uspokaja cię i dobrze ci robi, gdy wracasz do tego myślą. Dochodzisz do wniosku, że wcale nie było to banalne wydarzenie, o nie. Zaobserwowałaś przebłysk lęku. Widziałaś dziecko, które czuło się bezpiecznie i które nagle spostrzegło, że wcale nie jest bezpieczne. Może utożsamiłaś się z dziewczynką? Albo z jej ojcem? Mówisz sobie (dziwna rzecz): to tak, jakbym wraz z nią spadła z roweru ja sama i cała ludzkość. W duchu wzruszasz ramionami: co to za delirium współczucia? Wreszcie do ciebie dociera: „A gdyby już na zawsze straciła do niego zaufanie?”. Do niego i do wszystkich? A gdyby ten z pozoru mikroskopijny incydent miał nieodwracalne następstwa?

Nie podoba ci się ta myśl. Próbujesz dołączyć do obrazu małej upadającej dziewczynki obraz rączki mocno ściskającej dłoń taty. Tak lepiej. Zauważasz, że z trudem łapiesz oddech. Powoli nabierasz w płuca więcej powietrza. Tak lepiej. No właśnie, oddychaj głęboko, dobrze ci to zrobi, jesteś zbyt wrażliwa. Czujesz się lepiej, ale wciąż myślisz: „Ona jest podobna do mnie, nigdy tej chwili nie zapomni. Chwili trwogi. A co z tym zrobi później? Nikt nie zgadnie”.

Och, zaczynają ci ciążyć te rozmyślania! Postanowiłaś nie czekać na autobus – tak, teraz sobie przypominasz, czekałaś na autobus. Pójdziesz piechotą. Ruszasz przed siebie, widząc wciąż oczyma wyobraźni to, co przeżyłaś. Maszerujesz, maszerujesz, oddychasz, zaczynasz myśleć o tym, co cię dzisiaj czeka. Wracasz do realnego świata. Lub go opuszczasz. Ach tak: trzeba zadzwonić. Komórka! Gdzie ona jest? W torebce… Potykasz się o jakąś nierówną płytę pośrodku chodnika.

Pogrążona w myślach omal nie upadłaś. Ty też. Uśmiechasz się. Idziesz dalej.Rozdział 1

Nastroje: jak je rozumieć?

Bo przecież ja nic innego nie robię, tylko chodzę i namawiam młodych spośród was i starych, żeby się ani o ciało, ani o pieniądze nie troszczył jeden z drugim przede wszystkim, ani tak bardzo jak o duszę, aby była jak najlepsza.

Platon, Pochwała Sokratesa

Co to takiego, nastroje?

Wszystko to, co sobie uświadamiam, gdy oderwę się od automatyzmów dnia powszedniego, gdy zaniecham „działania” i pozwolę sobie poobserwować, co się dzieje we mnie. Szkopuł w tym, jak to obserwować, skoro nastroje są w ciągłym ruchu; niewątpliwie dlatego mówi się o nich w liczbie mnogiej. Po angielsku – stream of affects: strumień, fala emocji.

Nastroje to echo we mnie tego, co właśnie przeżywam, lub tego, co przeżyłem, lub tego, czego nie przeżyłem, lecz chciałbym przeżyć. To także wszystko, co mi wciąż chodzi po głowie, mimo że sobie powiedziałem: dobra, stop, przestań o tym myśleć.

Krótko mówiąc, nastroje to wiele różnych doznań.

Zrozumieć nastroje

Pojęcie nastrojów nie wchodzi w zakres psychologii naukowej; wypływa raczej z poezji i zdrowego rozsądku. A jednak jest to rzeczywistość psychologiczna: każdy rozumie, o co chodzi. Jako psychiatra myślę, że chodzi o wygodne pojęcie, użyteczne w moim zawodzie, nawet jeśli jest poetyckie i mgliste. Ale czy mój zawód psychiatry nie jest czasem właśnie poetycki i mglisty? Zresztą jeśli się dobrze zastanowić, nastroje nie odsyłają nas do rzeczywistości mglistej, lecz złożonej.

Moglibyśmy określić te stany duszy jako świadome lub nieświadome treści mentalne, łączące w sobie stany ciała, subtelne emocje i bezwiedne myśli, które wywierają wpływ na nasze zachowanie. Na ogół poświęcamy im niewiele uwagi i nie czynimy wysiłków, aby je zrozumieć, włączyć do naszych refleksji czy wyciągnąć z nich jakąś korzyść. Na szczęście robią to wszystko same, bez naszego udziału: ich rola, ich wpływ na to, jacy jesteśmy i co robimy, jest ogromny.

Pomyślcie, jak wpływają na was chandry, zmartwienia. Pomyślcie o atakach złości, wyładowanej lub nie, lecz tak często niewspółmiernej do wydarzeń, które ją bezpośrednio spowodowały: czy te ataki nie wynikają z rozpamiętywania urazy, niechęci, upokorzenia lub po prostu z rozczarowania czy niepokoju? Z odczuć roztrząsanych od dawna i tym potężniejszych, że ich sobie nie uświadamialiśmy. Pomyślcie również – nastroje to nie tylko udręka! – o sile, jaką mogą dawać wasze porywy i zachwyty, o lekkości ciała w radosne dni, o przypływach dobrego humoru.

Nastroje to coś więcej niż myśli lub emocje: to ich połączenie. Żadna emocja nie jest wyzuta z myśli, żadna myśl nie obędzie się bez wspomnienia, żadne wspomnienie nie istnieje bez emocji itd. Nastroje są wyrazem tej wielkiej mieszaniny nieodłącznej od wszystkiego, co się dzieje w nas i wokół nas: mieszaniny emocji i myśli, ciała i ducha, tego, co zewnętrzne, i tego, co wewnętrzne, teraźniejszości i przeszłości. Ta mieszanina jest oczywiście równie bogata, jak złożona: nieczysta, niepowtarzalna, płynna, wciąż powstająca od nowa, nigdy dokładnie taka sama. Jak fale na morzu…

Nastroje to nie tylko natłok myśli, emocji lub wrażeń, lecz także oryginalny twór: zlepek, synteza, której dokonujemy odruchowo, tego, co wewnątrz (stan ciała i wizja świata), i tego, co na zewnątrz (reakcja na wszystko, co nam się przydarza: jesteśmy poruszeni wydarzeniami). W psychice ich rola polega na scalaniu: łączą przeszłość, teraźniejszość i przyszłość w odczuciu ciągłości naszego losu. Są niczym płyn w kąpieli elektrolitycznej: dzięki nim wszystko się roznieca i rozświetla, doznajemy olśnienia lub wyczuwamy groźbę, nasze cierpienia powoli ustępują lub trapią nas ze zdwojoną siłą.

„Czuję, że mimowolnie myślałem o swoim życiu. Nie zdawałem sobie z tego sprawy, ale tak było. Sądziłem, że podczas całej tej mojej próżniaczej wędrówki tylko patrzyłem i słuchałem, że nie było w niej nic więcej poza odblaskiem kolejnych obrazów, białym ekranem, na którym rzeczywistość wyświetla kolory i światło zamiast cieni. Ale było coś więcej, choć o tym nie wiedziałem. Była jeszcze moja przecząca sobie dusza. Nawet moja abstrakcyjna obserwacja była przeczeniem”1. W tym krótkim fragmencie swej wspaniałej Księgi niepokoju Fernando Pessoa pokazuje nam, jak nastroje wciąż istnieją, bez naszego udziału. Uświadamiamy je sobie bardziej lub mniej jasno, a w każdym razie są zawsze dostępne, jeśli tylko zechcemy dokonać introspekcji. Stąd ich znaczenie dla „życia wewnętrznego”, w którym znajdowałoby swoisty oddźwięk „życie zewnętrzne” (chociaż oczywiście te sprawy są trochę bardziej złożone i zawikłane). Nastroje towarzyszą każdej naszej działalności. Wypełniając formularz, myślisz, że go zwyczajnie wypełniasz. Skądże znowu – już się z pewnością pojawiają mniej lub bardziej chwiejne nastroje: rozdrażnienie stratą czasu na te papierzyska, lęk, by nie popełnić błędów, chęć przebywania gdzie indziej, być może nawet jakieś wspomnienia z dzieciństwa żmudnych lekcji odrabianych przy stole… Jak psychiczna prognoza meteorologiczna, nasze nastroje zapowiadają mentalną pogodę, piękną lub ponurą, niekiedy stabilną przez parę dni, niekiedy zmieniającą się kilka razy dziennie…

Wszystko, co pozostaje w nas po przejeździe pociągu życia

Inna właściwość nastrojów: remanencja. Polega ona na częściowym utrzymywaniu się jakiegoś zjawiska po zniknięciu jego przyczyny. Z natury rzeczy nastroje trwają dłużej niż sytuacje, które je usprawiedliwiają lub które je wywołały. Często też mają charakter nawracający: ich ponowne pojawianie się, analizowane z niezwykłą przenikliwością wiele dni lub nawet lat później, przydaje między innymi uroku powieściom Marcela Prousta: „Czy tylko moment przeszłości? Znacznie więcej chyba; coś, co będąc wspólnym i dla przeszłości, i dla teraźniejszości jest czymś o wiele istotniejszym niż one”2. Nastroje to ślad wyżłobiony przez nasze czyny i gesty, wszelkie szczeliny, którymi nasza przeszłość lub nasze oczekiwania przedostają się do teraźniejszości. Wszystko to, co pozostaje po przejeździe pociągu życia.

Chcąc opisać nastroje, mamy do dyspozycji liczne słowa: „stany umysłu”, „humory”, „uczucia”. Anglicy mówią o feeling, mood. W literaturze naukowej terminem najbardziej mi odpowiadającym, najbardziej adekwatnym, jest ten, którego używa specjalista w dziedzinie neurologii Antonio Damasio. Mówi on o „uczuciach drugoplanowych”3, a określenie to ma tę zaletę, że przypomina o ich dyskrecji. Ale nastroje brzmią ładniej, prawda?

Do swoich nastrojów możemy podchodzić bardzo różnie. Często musimy się zatrzymać. Przestać robić to, co w danej chwili robimy: pracować, biegać, pomstować na świat… Nasze nastroje wciąż istnieją, jak podkład dźwiękowy. Zatrzymujemy się i słuchamy, tak jak w lesie, gdy przystajemy i nadstawiamy ucha: wtedy słyszymy szum wiatru, drzew, świergot ptaków, wszystkie leśne odgłosy. Po prostu zatrzymać się i poobserwować, co w nas szemrze – często z początku to wystarczy. Potem, jeśli chcemy posunąć się trochę dalej, musimy nauczyć się uważniej słuchać i obserwować swoje nastroje, na przykład poprzez medytację, o której będziemy mówić, lub pisanie dla siebie, o którym również będzie mowa. Jest wiele technik i praktyk, które pozwolą nam zagłębić się w swoje stany duchowe, nauczą nas, jak je obserwować, rozkładać na czynniki pierwsze, abyśmy następnie łatwiej się im poddali. W medytacji zen istnieje piękna metafora – wodospadu: każdy z nas może obserwować własne nastroje, cały czas trzymając się w pobliżu, podobnie jak spacerowicz, który wśliznął się za wodospad i chwilowo znajduje się w kryjówce między skałą i tryskającym strumieniem – trochę zmoczony, trochę drżący, ale bezpieczny i ukontentowany. Jedno z ćwiczeń w medytacji zwanej medytacją uważności polega na tym, by położyć się na boku i przyglądać się, jak przepływają nastroje, analizować je, rozumieć, nie próbując jednak zatrzymać ich fali. Komu przyszłoby na myśl odciąć spadającą wodę?

Subtelność i złożoność nastrojów

Kiedy poprosiłem swoich bliskich, by mi podali jakieś przykłady nastrojów, najpierw przyszło im do głowy, że to musi być coś pozytywnego lub negatywnego. Przykłady nastrojów pozytywnych: być w dobrym humorze, czuć się spokojnym, odprężonym, „cool”… Przykłady nastrojów negatywnych: mieć chandrę, być w złym humorze, być zatroskanym…

Ale bardziej znamienna dla nastrojów jest subtelna mieszanina, owe stany pośrednie, w których elementy przyjemne łączą się z akcentami bolesnymi4.

Ta mieszanina wyraźnie się uwidacznia w tęsknocie: ów „melancholijny żal za czymś, co minęło”5, łączy w sobie słodycz (przyjemne wspomnienia) i ból (z powodu tego, co minęło). Przypominamy sobie, uśmiechamy się, lecz cierpimy z powodu wspomnienia… Tęsknota jest wystarczająco przyjemna, by się w niej pogrążyć, by pomimo wszystko często do niej wracać. Odrobina smutku odgrywa w niej taką samą rolę jak sól w potrawie.

Również rozczarowanie jest typowym nastrojem. Ma swoje źródło we wspomnieniu pokładanego w kimś zaufania, co powinno być przyjemne (obdarzanie kogoś zaufaniem dobrze nam robi: oznacza, że mamy w swoim otoczeniu niezawodnych ludzi), lecz jest skażone tym, co spowodowało zawód (uchybienie lub zdrada): rozczarowanie to nie tylko emocjonalne cierpienie, lecz także podważenie naszej wizji świata. Mieliśmy zaufanie, a teraz nie jest to już możliwe. Rzecz dziwna (dla kogoś, kto nie zna nastrojów), rozczarowanie pozostawia często słodko-gorzki posmak, daje bowiem, w pewnym sensie, bolesną satysfakcję, pewność (a pewność zadowala nas bardziej niż wątpliwość): „Spodziewałem się tego, mogłem się spodziewać…”. Jest ono nastrojem sprawiającym najpierw ból dotkliwy, w którym emocje górują nad myśleniem, a potem ćmiący, gdy rana zadana przez emocje ustępuje miejsca smutnemu oglądowi świata.

Inny pasjonujący i złożony nastrój: poczucie winy. Ktoś bliski prosi o pomoc, my odmawiamy, ponieważ komplikuje nam to życie i nie wydaje się wcale takie ważne. Nasza odmowa zostaje przyjęta bez komentarza. Widzimy, że pokrzyżowaliśmy temu komuś plany, a może nawet sprawiliśmy przykrość. Wiemy jednak również, że nie stało się nic strasznego, że tamten poradzi sobie inaczej. Tyle że… ta krótka wymiana zdań wywołała poczucie winy. Zastanawiamy się, czy słusznie postąpiliśmy, odmawiając. Czy ta odmowa nie kłóci się z naszym systemem wartości. Dyskomfort. Smuci nas to także, bo mamy wrażenie, że zadaliśmy ból, nadszarpnęliśmy więź, na której nam zależało. Pretensja do samego siebie, że nie byliśmy bardziej dyspozycyjni, bardziej uczynni. Następnie rozdrażnienie, że nie umiemy być bardziej egoistyczni: nich to wszyscy diabli! Irytacja na tamtego, który nas o coś poprosił: przedtem mieliśmy spokój, my o nic nie prosiliśmy! Potem znowu wyrzuty sumienia: chęć, by cofnąć się wstecz i wyrazić zgodę, by nie czuć się tak źle, jak się właśnie czujemy. Nagle zaczyna nas męczyć ta konieczność dokonywania wyboru, podejmowania wszystkich tych decyzji. Szczypta niepokoju: a jeśli kiedyś ja sam będę musiał poprosić o pomoc i mi jej odmówią? A jeśli będę w tarapatach i nikt mi nie pomoże? Po pewnym czasie mamy dość tego rozpamiętywania, próbujemy myśleć o czym innym. Ale gdzie tam… Nie sądzisz chyba, że twoje nastroje natychmiast miną, skoro tak postanowiłeś?!

Nie, wcale tak zwyczajnie nie przejdą. Zwłaszcza poczucie winy, które odgrywa istotną rolę w naszej psychice: zmusza nas do ponownego przemyślenia niektórych decyzji krzywdzących dla innych. Poczucie winy apeluje do naszego sumienia i skłania do refleksji: czy tych cierpień, które (być może) spowodowałem, nie można było uniknąć? I jak? Zbyt małe poczucie winy robi z nas egocentryków. A zbyt duże – chorobliwych wrażliwców. Czy czyni nas lepszymi? Jestem skłonny tak myśleć, ale nie wszyscy są tego zdania. Oto co mówił na ten temat Theodore Dreiser, amerykański pisarz zwalczający kapitalizm: „Sumienie? Nigdy nie powstrzymuje od popełnienia grzechu. Przeszkadza jedynie rozkoszować się nim w spokoju”. Dobre i to…

I wreszcie wszystkie te nastroje, których nikt nigdy nie nazwał! Pamiętam jednego z przyjaciół, który opowiadał mi, jak obiecano mu awans na prestiżowe stanowisko, wymagające jednak ciężkiej pracy i dyplomacji, a on poczuł się jednocześnie podniecony, mile połechtany i zaniepokojony. Jak nazwać tę mieszaninę? A kiedy się dowiedział, że w końcu nie dostał tego stanowiska – jak mi wyjaśnił – poczuł, że po raz drugi przeżywa jakąś „dziwaczną huśtawkę nastrojów” (według jego słów), jednocześnie rozczarowania i ulgi: czy ten stan nosi jakąś nazwę? A przecież zdarza się tak często! Są też nastroje, jakie wywołuje w nas muzyka: kto nazwie, byśmy mogli je dzielić, to dziwne uczucie głębokiego, intensywnego szczęścia, uśmierzonego tragizmu, jakie może nam dać dźwięk violi da gamba6? Czasem nikt, i bardzo dobrze, że niektóre nastroje pozostają nienazwane w tym świecie, gdzie wszystko jest sklasyfikowane i oznakowane. Niekiedy udaje się to genialnym pisarzom, a wtedy lektura ich tekstów jest dla nas olśnieniem: to, co niejasno przeczuwaliśmy, zostaje sprecyzowane, wydobyte na jaw. Niewątpliwie udało się to Proustowi w słynnym fragmencie przedstawiającym, jak niespokojne dziecko kładzie się spać: „Jedyną moją pociechą, kiedy szedłem się kłaść, była nadzieja, że mama przyjdzie mnie uściskać, skoro będę w łóżku. Ale to dobranoc trwało tak krótko, mama wracała tak prędko na dół, że chwila, w której słyszałem, jak lekki szelest jej ogrodowej sukni z niebieskiego muślinu, obszytej plecionką ze słomkowej taśmy, zbliża się do mnie, potem mija korytarz z podwójnymi drzwiami, była dla mnie chwilą bolesną. Chwila ta zwiastowała ową drugą, która miała po niej nastąpić: gdy mama mnie opuści, gdy zejdzie z powrotem na dół. Dochodziłem do pragnienia, aby to dobranoc, które tak lubiłem, przyszło jak najpóźniej; aby się przeciągał czas, gdy mama jeszcze nie przyszła”7. Z niezwykłą uwagą śledzi chwilę obecną, uświadamiając sobie najmniejsze poruszenia swojego umysłu: Proust pozostaje niezrównanym eksploratorem nastrojów. Pisarze wszystko zrozumieli i wszystko opisali na długo przed psychiatrami… Freud mówił na ten temat: „Wszędzie, dokąd poszedłem, był już przede mną jakiś poeta”8.

Związki z czasem: nastroje to całe nasze życie

Nastroje pozostają w ścisłym związku z czasem: przeszłością (tęsknota, melancholia, wstyd, poczucie winy…), teraźniejszością (duma, zadowolenie, nuda…), przyszłością (niepokój, troska, zaufanie…).

Na przykład w dumie odnajdujemy szczęście związane z poczuciem osiągnięcia jakiegoś celu, wspomnieniem napotkanych, lecz przezwyciężonych przeszkód (a więc negatywnych nastrojów, lecz rozpatrywanych w świetle teraźniejszości) itd. Pamiętam, jak jeden z moich przyjaciół bujał się w hamaku w ogrodzie swego świeżo nabytego domu, mówiąc: „Nigdy nie byłem szczęśliwszy niż teraz, w swoim hamaku, przed swoim domem!”. Reakcja zgorszonych gości: „Jak to? Ale z ciebie naprawdę okropny materialista! Czujesz się szczęśliwszy niż w dniu swojego ślubu lub narodzin swoich dzieci?”. Odpowiedź zakłopotanego przyjaciela: „Nie, nie, chciałem tylko powiedzieć, że w tej chwili streszcza się wszystko, w moim domu, w moim hamaku. Wszystkie te chwile spędzone razem, z żoną, dziećmi, wami wszystkimi, i to uwieńczenie moich wysiłków, które ma sens jedynie dlatego, że są razem ze mną wszyscy, których kocham. I myślę też o szczęściu, jakie odczuwać będą moje dzieci, korzystając z tego domu, gdy dorosną, i o wielu innych rzeczach…”. Westchnienie ulgi wśród obecnych. To nie było tylko chwilowe szczęście, lecz także szczęście płynące z osiągnięcia celu i planów na przyszłość. Szczęście nie tylko egoistyczne, lecz także altruistyczne. To uczucie radosnej dumy zawierało więc wiele różnych rzeczy…

Jeszcze inne przykłady… Ciekawość, nastrój w teraźniejszości, jest połączeniem energii, ufności, chęci rozumienia i działania, tu i teraz9. Pogoda ducha to aktualny spokój, lecz także pogodzenie się z przeszłością i ufność w stosunku do przyszłych wydarzeń. Stąd wynika głębokie poczucie spójności, akceptacji i siły do zmierzenia się z tym, co nastąpi.

Jest też świadomość upływającego czasu i starzenia się, bogate źródło różnych nastrojów. Takich jak niepokój: „Starzeję się, co mi się przydarzy? Czy raczej jak szybko to będzie postępowało? W jakim skończę stanie?”. Zdziwienie: „Już! Jakie to przykre, że zdarzyło się to właśnie mnie! Oczywiście, wiedziałem. Ale teraz tego doświadczam…”. Smutek: „Jaka szkoda, że wszystko to tracę: wigor, świeżość, młodość…”. Żal: „Zmarnowałem tyle chwil, nie rozkoszując się nimi w pełni”. Lecz także słodycz („Wszystko jest dzisiaj dla mnie prostsze, bardziej zrozumiałe, spokojniejsze”), ciekawość („I co się ze mną stanie?”), uspokojenie („Nie muszę już uczestniczyć w wyczerpującym i stresującym współzawodnictwie, aby udowodnić swoją wartość czy wybitność: mam to w nosie”). Wszystko to w jednej chwili, ponieważ poczuliśmy upływ czasu w naszym życiu…

Ponadto istnieją nastroje, które obejmujemy wspólną nazwą zaufania: bazują nie tylko na ciągu sukcesów i niezachwianych przekonań, lecz także na wspomnieniu cierpień i rozterek związanych z doznanymi porażkami, ze sposobem, w jaki je przezwyciężyliśmy, lekcjami, jakie z nich wynieśliśmy; i na przewidywaniu przyszłych przeciwności oraz na naszej zdolności stawienia im czoła. Zaufanie może być zabarwione niepokojem, jeśli mamy zakodowane w głowie, że musimy wychodzić zwycięsko ze wszystkich starć; będzie pogodne, jeśli z góry pogodzimy się z myślą, że niekoniecznie zwyciężymy na wszystkich frontach…

Oczywiście niewyczerpaną kopalnią nastrojów na przyszłość jest dzieciństwo, ponieważ w tym okresie do wszystkiego, co przeżywamy, podchodzimy mniej racjonalnie, zachowujemy mniejszy dystans wobec doświadczeń życiowych. Jesteśmy ciekawi i otwarci, żyjemy intensywnie w teraźniejszości: w ten sposób gromadzimy zapas wspomnień o wielkim ładunku emocjonalnym. Przez długie lata dzieci nie uświadamiają sobie jasno swoich stanów duszy. Później, w pewnym momencie, to się zmienia: wszyscy rodzice zauważają, kiedy u ich latorośli zaczynają się pojawiać nastroje. Co sobie myśli ten obwąchujący swego pluszaka chłopczyk ze wzrokiem błądzącym gdzieś w przestrzeni? A ten, który odepchnięty przez kolegów, nie roniąc ani jednej łzy, patrzy z daleka, jak bawią się na dziedzińcu szkolnym? Te momenty, gdy maluchy przechodzą od chwiejnych emocji, gdy łatwo je pocieszyć, do bardziej trwałych stanów. Takie pojawienie się nastrojów i wyrośnięcie z dzieciństwa to szansa czy przekleństwo? Zdania są podzielone. A oto opinia pisarza Érica Chevillarda: „Dla niektórych dzieciństwo jest czymś w rodzaju stanu chorobowego, w którym czują się bardzo stłamszeni i z którego szczęśliwie wychodzą, osiągając dojrzałość; dla innych natomiast właśnie wtedy, gdy ono się kończy, zaczyna się powolna agonia”10. Można uznać, że ta zdolność do zachowywania wspomnień i niezacierania ich, to przejście od lekkości do ciężkości, od chwiejności do trwałości, to dla nas wielka szansa i wzbogacenie: to nastroje pomagają nam przekształcić rozproszone wspomnienia w drogi życiowe. Dorosnąć to móc sobie powiedzieć: „Miałem wspomnienia, mam jakąś historię”. W ten sposób nasze nastroje znacznie rozszerzają chwilę obecną – o echa przeszłości i zwiastuny przyszłości. Ze zwierząt żyjących teraźniejszością przeistaczamy się w zwierzęta zatroskane o przetrwanie, aspirujące do wieczności…

Związki z czasem: nastroje to całe nasze życie

Nastrojami reagujemy nie tylko na wydarzenie, które je spowodowało, lecz także na to, co ono oznacza dla całokształtu naszego życia. Postrzegamy je perspektywicznie, wpisują się w naszą tożsamość, w naszą biografię: nastroje przypominają mi, niekiedy imperatywnie, że to wydarzenie miało istotny wpływ na moje życie, takie, jakie jest.

Dlatego ważną rolę odgrywa w nich pamięć. Pamięć wszystkiego, przez co przeszliśmy i co przeżyliśmy, i sposobu, w jaki to przeżyliśmy. W naszej przeszłości zachowują się ślady, gotowe odsłonić się w całej okazałości: takimi charakterystycznymi, złożonymi „przedmiotami mentalnymi”, gromadzonymi w naszym mózgu pod postacią nastrojów, są wspomnienia osobiste (pamięć zwana autobiograficzną). Uwiecznione przez Prousta flashbacki (przepraszam za anachronizm) stanowią doskonały ich przykład: coś niejasnego w nas wzbiera i wkrótce okazuje się, że jest to mieszanina mocno zawikłanych treści (sensorycznych, emocjonalnych, psychologicznych…). Nastroje sprawiają w ten sposób, że przypominamy sobie intymne, błahe incydenty z naszej biografii, pozostające w cieniu wspomnień o innych, znacznie ważniejszych wydarzeniach. Jednakże właśnie one mają wartość odkrywczą, tworzą bowiem osnowę tego, czym była nasza egzystencja. Wielkie wspomnienia to tylko odznaki i medale, a nasze nastroje to tkanina, do której je przypięto. Wiążą się ze wszystkim, o czym się chętnie zapomina, lecz co się liczy, co ma swoją wagę, co nas konstruuje; i co niekiedy nagle wypływa na powierzchnię.

Niektóre okresy w naszym życiu tak obfitują w nastroje, że odgrywają rolę, którą moglibyśmy uznać za przesadną (jeśli nie uświadamiamy sobie ich znaczenia) w konstruowaniu naszej tożsamości. Nie chodzi o to, czego w tym czasie dokonaliśmy, lecz o dyskretną intensywność tego, co przeżyliśmy: są w naszym życiu piękne lata oraz lata najgłębszych i najsilniejszych doznań. I nie zawsze się ze sobą pokrywają.

Bo tym, co się składa na istotę ludzką, są może nie tyle działania na forum publicznym, ile sekretne przyzwyczajenia, nie tyle ambitne plany, ile mgliste marzenia. To nastroje – najbardziej intymna cząstka nas samych, która jest również najbardziej odkrywcza. Nasi bliscy znają ją lub się jej domyślają. W nastrojach często zawiera się czyjaś prawda: dlatego niechętnie udostępniamy innym swoje dzienniki. Kiedyś rozmawiałem o tym z przyjaciółką, która powiedziała, że wyrzuca je po pewnym czasie, gdy tylko „sobie ulży”: w obawie, że później, po jej śmierci, wpadną w ręce jej dzieci lub innych osób; miała wrażenie, że to jakaś wstydliwa cząstka jej samej, ukazująca zbyt wiele ciemnych stron lub złych, chociaż szczerych myśli; złych w takim sensie, że mogłyby „komuś sprawić przykrość”, a także w takim, że „mogłyby zafałszować mój obraz, zmniejszyć miłość i szacunek, jakimi darzą mnie inni”. Pamiętam naszą ówczesną dyskusję, gdy jej tłumaczyłem, że dzienniki wcale nie ukazują naszej najgorszej cząstki, tylko najlepszą, ponieważ najbardziej emocjonalną, najszczerszą, najsubtelniejszą, najbardziej niepewną i chwiejną: właśnie nastroje w trakcie formowania się i rozpraszania. I że byłoby dobrze, by pozostał po niej ten ślad… Przypominam sobie też inną przyjaciółkę, przerażoną gwałtownością i cierpieniem emanującym z dziennika jej syna, na który natknęła się całkiem przypadkowo. Wiedziała, że jest wrażliwy i często popada w depresję. Ale tutaj niechcący wtargnęła w intymny świat jego nastrojów: stały się namacalne i o wiele bardziej szokujące. Doznała zawrotu głowy zdarzającego się rodzicom, którzy uświadamiają sobie cierpienia swoich dzieci.

Jako psychiatra wprost uwielbiam dzienniki pisarzy, nawet bardziej niż ich powieści. To nie podglądactwo (wydaje mi się…), lecz raczej upodobanie do żywej, nieobrobionej, nieupiększonej, niespreparowanej materii. Zresztą nie ja jeden tak myślę. Oto co pisała Virginia Woolf11: „Myślę, że tylko autobiografia należy do literatury; powieści to łupiny, które zdejmujemy, aby dotrzeć wreszcie do środka, którym jesteś ty czy ja, nic innego!”.

Nastroje jako więź ze światem

„Wiedeńskie ulice pełne są Żydów, których tu nie ma”12.

Jednym jedynym zdaniem jakiś pisarz rozpala nasze nastroje – na tym polega potęga literatury. Słowa te przywołują ranek po nocy kryształowej w 1938 roku, podczas której bojownicy nazistowscy dobierają się do skóry, w Niemczech i Austrii, swoim hebrajskim ziomkom, palą ich synagogi, ograbiają sklepy (po rozbiciu szyb, stąd nazwa „noc kryształowa”, w nawiązaniu do odłamków szkła zaściełających chodniki). Przerażeni i zszokowani Austriacy pochodzenia żydowskiego dekują się w swoich domach i nie pokazują się w miejscach publicznych: nieobecna obecność13. I wstrząsająca dla nas, którzy właśnie przeczytaliśmy to proste zdanie wyrażające wszystko: uczucie przerażenia, wstydu, złości, smutku…

Interesować się swoimi stanami duszy, czyli nastrojami, to nie tylko przejaw egocentryzmu. Duszę określa się jako coś, „co pobudza do działania istoty wrażliwe”, to znaczy żyjące. Pozwala ona wykroczyć poza własną inteligencję, a przynajmniej zmienić jej ukierunkowanie. Według filozofa Andrégo Comte’a-Sponville’a14 „dusza to nasz szczególny sposób istnienia w świecie (subiektywny), a umysł – sposób dochodzenia do prawdy po uwolnieniu się od samego siebie (obiektywny)”. Umysł wyzwala, a dusza spełnia zadania.

W rzeczy samej nastroje rozwijają naszą mądrość życiową: są wypadkową naszego postrzegania świata, nawet w jego mikroskopijnych przejawach (zobaczymy dalej, że istnieje cała gałąź nauki badająca powstawanie nastrojów pod wpływem błahostek). I tak drobne wydarzenia życiowe nie wywołują silnej emocji, ale wzbudzają różne nastroje15. Pamiętajcie: jeśli byliście świadkami jakiejś scenki ulicznej – dziecko, które płakało, wynędzniały żebrak pod gazem, para, która się kłóciła – wszystko to, jeśli w ogóle przyciągnęło waszą uwagę, mogło wywołać chandrę, chociaż te wydarzenia nie wywarły wpływu na przebieg waszych zajęć tego dnia ani na waszą egzystencję. Na zewnątrz te wydarzenia nie odegrały żadnej znaczącej roli. Ale wciąż drążą was od wewnątrz. Kto może wiedzieć, dokąd was doprowadzą?

Geneza nastrojów jest złożona. Nie chodzi jedynie o zwykłe reakcje na otoczenie: niekiedy nastroje będą z nim w zgodzie – będziemy weseli w radosnej atmosferze, ale niekiedy nie – pomimo ogólnej radości, świątecznej atmosfery będziemy w nastroju melancholijnym. Wtedy, na zasadzie kontrastu, lepiej sobie uświadomimy swoje nastroje, a także swoją odmienność, swoją wyjątkowość, to, co nas oddziela od innych w tej konkretnej chwili, i być może na stałe. Tak więc nastroje często pomagają zrozumieć, że coś jest nie w porządku z nami lub wokół nas, lub przeciwnie – nie zapominajmy o przyjemnych nastrojach – że wszystko układa się niezwykle i zadziwiająco dobrze: podobnie jak emocje, sygnalizują one przerwanie ciągłości w stałych, spokojnych, przewidywalnych interakcjach, jakie mamy z otoczeniem16. Jakiś drobiazg, błahostka, i wszystko nagle się zmienia…

Niewątpliwie nastrój to nic ważnego i można go poprawić byle czym: nieuchwytną chandrę może rozproszyć telefon od przyjaciela lub spacer w naturze. Ale czy to byle co ten telefon czy spacer? Czy nastroje nie skłaniają do uświadomienia sobie zasadniczego charakteru tych „okruchów” życia i nie otwierają nam oczu na najgłębszą istotę łaskawości losu i pojawiających się szans, których odbiciem, sygnałem byłyby poruszenia naszej duszy? Czy jej stany nie mogłyby także podpowiadać nam łagodnie, dyskretnie, że coś jest nie tak? Czy nie mogłyby odzwierciedlać naszej wrażliwości na błahostki, które inteligencja lub logika nakazują zapomnieć: ton głosu, jakieś zdanie przypadkiem padające w rozmowie, gest czy uśmiech, których brakuje lub które brzmią fałszywie…

Niewygodny – ten nieustanny i chwiejny ruch naszych nastrojów, niczym oddech, który nigdy nie zamiera? Tak. Ich istnienie przeciwstawia się wszelkiej formie „mentalnej klimatyzacji”, psychologicznej aseptyki, wszelkiej formie trwałości w naszej równowadze wewnętrznej. W dobrym i złym sensie. Osoby nadwrażliwe i przeczulone wolałyby czasem mieć mniej takich nastrojów lub chociaż żeby były one mniej natrętne. Po angielsku określa się takie osoby jako moody, słowem, które nie najlepiej oddaje używany u nas niegdyś termin „lunatyczny”. Dlatego też mówimy bardziej prozaicznie: „Taki a taki ulega nastrojom…”. Z drugiej strony tak bardzo ich potrzebujemy, by nasze życie było życiem prawdziwym, że często je sobie „wstrzykujemy”, aby mocniej poczuć, że istniejemy. Obcując ze sztuką: muzyką, malarstwem, pisarstwem, kinem… Pozwalając sobie na pewne „bezużyteczne”, lecz ważne zachowania (we wszystkich rzeczach bezużytecznych, a zarazem ważnych w naszym życiu kryją się nastroje…). Miałem kiedyś sąsiada, który codziennie wchodził do pokoju córki – opuściła ona dom rodzinny przed laty – aby otworzyć okna i okiennice; może udawał przed swoją żoną, że robi to, chcąc wywietrzyć pomieszczenie. Ale ja podejrzewam, albo puszczam wodze wyobraźni, że za tym rytuałem kryło się trochę melancholijne szczęście oddychania znów atmosferą pokoju ukochanej córki, oglądania wszystkich pozostawionych przez nią przedmiotów, namacalnych śladów jej przeszłości, ścian, w których spała i się uczyła…

Na życie składają się nie tylko czyny. Również nastroje nadają gęstość naszej egzystencji. A jeśli toczy się ona w zbytnim oderwaniu od tych stanów, zaniknie to, co czyni z nas wrażliwe istoty ludzkie. Nasze życie będzie puste, jego wewnętrzne źródło wyschnie i staniemy się „martwymi duszami”, jakie figurują w wiele mówiącym tytule powieści Mikołaja Gogola17.

Stany duszy i stany ciała

Debata filozofów… Dla Nietzschego: „Ciałem jestem i niczym nadto; dusza to jedynie słowo, które nazywa coś należącego do ciała”18. Na co Alain odpowiada: „Dusza to coś, co odrzuca ciało. To, co na przykład odmawia ucieczki, gdy ciało drży ze strachu, co odmawia wymierzenia ciosu, gdy ciało się irytuje, co odmawia picia, gdy ciało ma pragnienie, co odmawia zaniechania, gdy ciało odczuwa wstręt”. A Gustave Thibon dodaje, kładąc nacisk na wysiłek i jednocześnie na los: „Dzisiaj twoje ciało jest prawdziwsze niż twoja dusza; jutro twoja dusza będzie prawdziwsza niż twoje ciało”19.

W każdym razie stany duszy odczuwamy również w ciele: ciężko nam na sercu, gdy jesteśmy smutni, a kiedy jesteśmy w dobrym humorze, lekko nam na sercu i kipimy energią! Chandra przytłacza i spowalnia reakcje, a niecierpliwość sprawia, że trudno usiedzieć na miejscu.

Stany duszy odbijają się na ciele, ale i odwrotnie, ulegają jego wpływowi: zobaczymy, że wszelkiego rodzaju aktywność fizyczna – a także słońce – sprzyja (odrobinę) pozytywnym nastrojom. U kobiet do wahań przyczynia się cykl menstruacyjny: to zespół napięcia przedmiesiączkowego, kiedy w dniach poprzedzających okres odnotowujemy różne zjawiska psychiczne, takie jak drażliwość, niepokój i zmienny humor20.

Dlatego też w życiu codziennym rozumienie naszych nastrojów wiąże się również z rozumieniem ciała: wysłuchiwaniem jego sygnałów, zaspokajaniem potrzeb, pielęgnowaniem go, bez przesady ani obsesji…

Nastroje i sposoby myślenia

„Nie ma nic w umyśle, czego by przedtem nie było w zmysłach”: ta maksyma empiryczna (empiryzm to nurt filozoficzny, który twierdzi, że wszystkie nasze myśli biorą się z doświadczenia) przypomina, że nie jesteśmy czystymi duszami, oderwanymi od ciała, ale nie jesteśmy też czystymi umysłami: to wrażenia zmysłowe, znamionujące nastroje, będą kształtować nasze sposoby myślenia. One z kolei będą wywoływały niektóre z tych stanów.

Podobnie jak w przypadku ciała, stany duszy i myśli wzajemnie na siebie oddziałują. W rzeczywistości są to dwie strony tego samego zjawiska, tak jak dwie strony karty do gry. Nastrój jest nierozerwalną mieszaniną definiowalnych, uchwytnych myśli i bardziej złożonych subiektywnych odczuć, trudniejszych do wyrażenia słowami. Ale jest również tworem oryginalnym: jeśli o czymkolwiek myślimy, nie połączy się to automatycznie z takim lub innym odczuciem subiektywnym21. Stwierdzenie, że odnieśliśmy sukces lub ponieśliśmy porażkę, niekoniecznie pociągnie za sobą przyjemne lub nieprzyjemne nastroje. Wszystko zostanie szybko stworzone od nowa z wielu innych elementów naszej osobowości, naszej przeszłości: dlatego zdarzają się sukcesy zabarwione goryczą i przyjmowane ze spokojem porażki.

Często w nastrojach myśli są z początku płynne, niedokończone, i niczym chmury pędzone wiatrem strzępią się, rozpływają i tworzą od nowa, wymykając się spod naszej kontroli. Ponieważ pozostawiamy je samym sobie, te myśli uczepione nastrojów żyją własnym życiem, podobnie jak dzieci, których dorośli należycie nie pilnują i nie wychowują. Dlatego też mówimy o stanach duszy, a nie o stanach umysłu: to naturalna, dzika, archaiczna myśl. Ale nie bezużyteczna. Tak więc wykonując jakąś czynność, osiągamy lepsze rezultaty pod wpływem lekkiego pobudzenia emocjonalnego (nie chodzi o wywoływanie silnych emocji, lecz raczej nastrojów). Również myszy laboratoryjne łatwiej się uczą wypełniać swoje zadania pod wpływem umiarkowanych i odpowiednio stymulowanych emocji; i odwrotnie, osiągają marne wyniki, gdy się im uniemożliwi odczuwanie emocji, przecinając nerw błędny, który informuje je o stanie ciała22.

Wiemy też, że w tym, co nazywamy intuicją, jesteśmy informowani przez percepcję podprogową, wyzwalającą nieświadome myśli i subtelne emocje. Ilekroć czujemy, że ktoś kłamie lub coś przed nami ukrywa, nasza intuicja polega w gruncie rzeczy na nieświadomym postrzeganiu asymetrii twarzy rozmówcy i różnych drobnych nieprawidłowości23. Właśnie ta percepcja pociąga za sobą tak typowy wówczas nastrój zwątpienia: czujemy się nieswojo fizycznie, trochę przygnębieni i mamy zamęt w głowie, nie znajdujemy argumentów, by zbić z tropu drugą osobę, lecz jesteśmy głęboko przekonani, że coś jest nie w porządku. Tego rodzaju wątpliwości stanowią nie tylko doznanie intelektualne: wątpimy także, a nawet przede wszystkim, odczuwając dyskomfort we własnym ciele.

Podsumowanie: nastroje to subtelne emocje towarzyszące myślom

W nastrojach zawsze kumulują się emocje, ale najczęściej nie wiążą się one w sposób oczywisty z tendencją do działania właściwą spontanicznym przeżyciom emocjonalnym: na przykład gdy wpadamy w złość (silna emocja), krzyczymy i zbliżamy się do kogoś (nie zawsze zdając sobie z tego sprawę, co właśnie oznacza określenie „tendencja do działania”). Ale kiedy jesteśmy po prostu zirytowani, wtedy mamy raczej chęć oddalić się od tego, co nas irytuje (czujemy, że lepiej tak postąpić, by nie zaognić konfliktu). Złość sprawia, że „wychodzimy z siebie”, natomiast rozdrażnienie możemy ukryć i pohamować.

Nastroje zaś zawierają emocje „pozostałe w środku”, nieujawniające się w ciele ani w zachowaniu tak jak silne emocje: głęboki smutek przybija nas i paraliżuje, podczas gdy chandra niekoniecznie odwodzi od działania, i często nikt nie uświadamia sobie, co się w nas dzieje.

Nastroje są więc swego rodzaju wyemancypowanymi i ucywilizowanymi kuzynami emocji, bardziej zamierzchłych i nieokrzesanych: są, by tak rzec, emocjami subtelnymi. W przeciwieństwie do wielkich emocji zwanych „podstawowymi”, elementarnymi.

Od podstawowych emocji różnią się między innymi tym, że są trwalsze i mniej intensywne, ale bardziej brzemienne w skutki: odznaczają się siłą tego, co słabe i dyskretne, o czym się zapomina i czego potęgę się bagatelizuje (jak poczucie winy z powodu jakiejś błahostki, które może nam zepsuć cały dzień…). I przede wszystkim mają szerszy zasięg, ponieważ pojawiają się nie tylko w odpowiedzi na daną sytuację („sytuację startową” dla silnej emocji), lecz wynikają z wszelkich więzi łączących nas ze światem.

Nastroje nie muszą mieć konkretnej przyczyny, jak emocje, mają jednak swoje źródła, nawet jeśli nie zawsze jasne. Emocje to przeważnie „odpowiedź” na coś, co się nam przydarza: nastroje nie zawsze24, mogą przychodzić od wewnątrz, wytwarzać się „samoczynnie”.

Emocje radykalizują i upraszczają nasze postrzeganie wydarzeń, nastroje je gmatwają, ale jednocześnie wysubtelniają.

Emocje to „wichrzyciele społeczni”, którzy modyfikują nasz stosunek do innych i świata25, a nastroje raczej „wichrzyciele wewnętrzni”, którzy modyfikują nasz stosunek do siebie samych i naszą wizję świata (co też może nas skłonić do wprowadzenia różnych zmian, ale nie tak szybko). Emocje skłaniają nas raczej do działania na zewnątrz, a nastroje – przede wszystkim do refleksji wewnętrznej.

Mogą one utrzymywać się w następstwie silnych emocji, ciągnąć się jak smuga dymu (nastrój, w jakim się znajdujemy, gdy przeżyliśmy jakąś wielką radość czy dotkliwą porażkę…). Mogą też stanowić dla nich podatny grunt: ponure usposobienie sprzyja napadom chandry i smutku. Uraza przygotowuje ataki złości. A w panikę wpadamy, gdy drąży nas niepokój. Chmury gromadzące się przed burzą, a potem ołowiane niebo…

Wszystkie badania wykazują, że nasze życie emocjonalne często toczy się w sposób bardziej subtelny niż intensywny: pod postacią raczej nastrojów niż silnych emocji. Prace nad wachlarzem stanów wewnętrznych sugerują również – dobra nowina – że pozytywne nastroje występują częściej niż negatywne (podczas gdy skala emocji negatywnych jest szersza): około 75% raczej pozytywnych i 25% raczej negatywnych (przy ogólnej liczbie 17 000 „próbek” chwilowych nastrojów26). Oczywiście pomówimy jeszcze o nich obszerniej.

Z informacji uzyskanych od „normalnie żyjących” osób (ochotnicy wykonują swoje zwykłe zajęcia i muszą tylko zapisywać nastroje w chwili, gdy w ich kieszeni uruchamia się dzwoneczek alarmowy) wynika, że klimat emocjonalny panujący w naszej codzienności jest raczej umiarkowany, złożony z mieszanych odczuć.

Koniec końców spędzamy mniej czasu zdjęci gwałtowną wściekłością niż poirytowani. Częściej pogrążamy się w melancholii niż w prawdziwej rozpaczy. Częściej gryzą nas drobne zmartwienia niż ogarnia przeraźliwy lęk…

Nastroje i człowieczeństwo

Być istotą ludzką to być zdolnym do zadawania sobie pytań o własną integralność, o swoje motywacje: kim jestem? Dlaczego jestem tutaj? Dlaczego wstaję rano? Nazywamy to świadomością refleksyjną: tę wyjątkową zdolność do obrania samego siebie za przedmiot rozważań, zdolność do samoanalizy. Ważniejsze jeszcze niż kciuk przeciwstawny (o którym myślano, że charakteryzuje człowieka, i który zapewnił mu sukces, dając przewagę nad małpami) są nastroje: przeciwstawiające się naszej zwierzęcości i naszym odruchom!

Wydaje się, że niektóre zwierzęta mogą popadać w różne nastroje: na przykład słonie. Doniesiono o słonicy przez wiele dni obracającej trąbą i nogami zwłoki swego maleństwa. Można by z pewnością stwierdzić, że były to odruchy warunkowe przywiązania. Ale w ten sposób okazalibyśmy brak szacunku i współczucia dla biednej mamy słonicy, tym bardziej że istnieją inne, jeszcze bardziej zaskakujące przykłady: również wśród słoni zaobserwowano grupę rodzinną, która czuwała całą noc przy zwłokach jednego ze swoich zabitego przez kłusowników; czy też słoniątko, które porusza i obwąchuje kości matki28. Czy można sobie wyobrazić, że w takich chwilach nasi zwierzęcy kuzyni nie przeżywają żadnych nastrojów?

Powiedzmy raczej, że wśród zwierząt obdarzonych samoświadomością ludzie mają najbardziej złożone nastroje, nad którymi potrafią się zastanawiać i które potrafią opisywać bez końca, do tego stopnia, że mogą ich one skłonić do wprowadzenia radykalnych zmian w egzystencji.

Dlatego też nie mieć nastrojów to jakby swoje człowieczeństwo wypchnąć poza nawias. Nie wierzmy tym, co twierdzą, że „nie mają nastrojów”. Zresztą nie można ich nie mieć. Można je powściągać, ukrywać, odrzucać. Ale wówczas odrzucamy swoje człowieczeństwo i pozbawiamy się tego, co nam zapewne przynosi najlepszego: życia wewnętrznego. Ta dialektyka „odczuwania” przeciwstawionego „rozumowaniu”, wiedzy empirycznej przeciwstawionej wiedzy teoretycznej powinna zatem skłonić nas do zaakceptowania, obserwowania i polubienia swoich nastrojów: nie lekceważmy żadnego sposobu poznania i dostępu do tego tak złożonego świata…

Bogactwo nastrojów

Nastroje mnie pasjonują. Podziwiam złożoność tego codziennego i często niewyrażalnego doświadczenia, te stany duszy, które przedstawiają tyle unikalnych, intymnych, tożsamościowych, integrujących chwil…

Właśnie dlatego w mojej praktyce psychiatrycznej nigdy nie nudził mnie żaden pacjent. Nigdy. Czasem najwrażliwsi z nich obawiają się, że nie będą „dobrymi” pacjentami, i mówią do mnie zażenowani: „Boję się, że pana zanudzę, doktorze, swoimi banalnymi historyjkami”. Ależ skąd, nigdy mnie to nie nudzi! Ponieważ ich historyjki są ciekawe, ponieważ mnie zaskakują, ponieważ się w nich odnajduję. Bywają dni, kiedy jestem zmęczony, nie w formie, dni, kiedy moje własne nastroje upośledzają moją zdolność słuchania. Chce mi się wtedy ziewać albo oczy mi się kleją, ale to nie opowiadane przez nich historie mnie nudzą, tylko ja mam problem, który mnie absorbuje lub rozprasza. Lubię wsłuchiwać się w nastroje – jak w szum w muszelkach, naśladujący szum morza – które otwierają mój umysł na szept jeszcze odleglejszy…
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: