Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Nasza słodka tajemnica - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
Październik 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Nasza słodka tajemnica - ebook

Kwietniowy wieczór w Hagfors, cichym miasteczku w pięknym szwedzkim regionie Värmland. Anna-Karin Ehn, pracownica pomocy społecznej, nie wraca na noc do domu. Grożono jej, więc mąż zgłasza zaginięcie. Następnego dnia znajduje za miastem samochód żony. Są w nim ślady krwi…

Policja podejmuje śledztwo. I natrafi a na coraz więcej tajemnic. Co stało się z kobietą, która prowadziła pozornie zwyczajne życie z mężem i dziećmi?

Magdalena Hansson wróciła właśnie z urlopu macierzyńskiego do pracy w lokalnej gazecie. Ma napisać artykuł o Annie-Karin. Im więcej dowiaduje się o tej sprawie, tym bardziej się w nią angażuje. Ryzykuje coraz więcej. Bo za zamkniętymi drzwiami zwyczajnych domów kryje się przemoc i zbrodnia, o których się nie mówi…

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-241-5641-2
Rozmiar pliku: 2,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Poniedziałek 28 kwietnia

1

Inspektor Petra Wilander opadła na krzesło przy biurku. Masowała skronie, spoglądając na zegar na monitorze komputera. Dochodziła dziewiąta. Wszyscy poszli już do domu, nikt nie dzwonił i nikt jej nie przeszkadzał.

Czy tak to sobie wyobrażała, kiedy objęła stanowisko szefa grupy? Samotne siedzenie w biurze nad planami urlopowymi?

Zalogowała się do systemu i przewinęła listę. Drgnęła, słysząc jakiś odgłos tuż za plecami. Odwróciła głowę, lecz korytarz był pusty. Ciszę zakłócało tylko brzęczenie świetlówki, które powoli zaczynało ustępować.

Znów sięgnęła po mysz.

To przez te cholerne napady stała się taka nerwowa.

Ofiary były w różnym wieku, najmłodsza miała dziewiętnaście lat, najstarsza pięćdziesiąt jeden. Pierwszy gwałt miał miejsce pod drabinkami na placu zabaw w parku Blinkenberg, drugi w krzakach na Mana.

Sposób działania był ten sam, ciche kroki z tyłu i szybki atak z mocnym chwytem za szyję. Potem zaciągał je do jakiejś kryjówki i kładł na brzuchu na ziemi. Żadnej z kobiet nie udało mu się dokładnie przyjrzeć, mogły tylko stwierdzić, że jest wysoki i silny. Któraś mówiła o dużych dłoniach bez pierścionków i zaniedbanych paznokciach. Wszystkie pamiętały mocny zapach wody toaletowej.

Dopiero po czwartym napadzie, próbie gwałtu przy jednej ze ścieżek do biegania w Vågbacken, policja zaczęła podejrzewać, że chodzi o tego samego sprawcę, lecz mimo nagłośnienia sprawy w mediach i apelu do kobiet, by nie wychodziły same wieczorami, miał już na koncie osiem napadów i pięć dokonanych gwałtów w ciągu dwóch tygodni.

Petra zaczęła jeździć do pracy samochodem.

Świetlówka znów zabrzęczała i Petra uświadomiła sobie, że przesiedziała przed monitorem prawie kwadrans i nic nie ustaliła. Wstała i przeszła cichym i pustym korytarzem do stołówki, która pełniła także funkcję sali konferencyjnej. Kiedy ekspres do kawy bulgotał, stanęła przy białej tablicy zapełnionej notatkami. Każdy gwałt miał swoją rubrykę. Nie było już więcej miejsca.

Odwróciła się i spojrzała w stronę pokoju Betty Lisspers, który stał pusty przez ostatnie dni. Słowo przeciw słowu. Śledztwo wewnętrzne nie wykazało, czy była to nieuzasadniona przemoc, czy nie.

Rozumiała, że dziennikarze muszą wykonywać swoją pracę, lecz zdziwiło ją, że najgorsza z nich wszystkich okazała się Magdalena Hansson. Podała nawet w sieci linki do filmu na YouTube.

Petra napełniła po brzeg swój kubek z logo organizacji turystycznej i wróciła do pokoju. Wypiła na stojąco jeden łyk, kiedy zadzwonił telefon.

Centrala Okręgowa. Tym razem nie kolejny napad.

– Otrzymaliśmy zgłoszenie o zaginięciu kobiety. Nikt jej nie widział od popołudnia. Nazywa się Anna-Karin Ehn, pracuje w opiece społecznej. Mąż w domu bardzo się niepokoi, miała wrócić kilka godzin temu. A biorąc pod uwagę to, co ostatnio się dzieje, trudno mu się dziwić.

– Już tam jadę.

Nareszcie w domu. Christer Berglund zdjął buty. Pragnął tylko zapaść się w nową kanapę razem z Torun, może obejrzeć jakiś dobry film, jeśli przy nim nie uśnie. Nie był tego pewny.

Zamknął za sobą drzwi i powiesił kurtkę na wieszaku. Choć mieszkali w tym domu od prawie dwóch miesięcy, nadal czuł się w nim trochę dziwnie i obco. W holu wciąż unosił się słaby zapach farby malarskiej po weekendowych działaniach Torun.

– Co powiesz na śnieżne jajko w zabaglione z marakują na deser?

Torun siedziała na jednym z barowych stołków przy kuchennej wyspie, pochylona nad kolorowym tygodnikiem.

– Zabaco? I co to jest śnieżne jajko?

Musnął ustami szyję Torun i zerknął nad jej ramieniem na rozłożone czasopismo.

– Rodzaj bezy. Wygląda naprawdę pysznie.

– Na pewno będzie dobre. – Christer nie chciał mówić głośno, że jego rodzice woleliby pewnie owocową tartę z sosem waniliowym.

Nalał sobie szklankę mleka i usiadł naprzeciw Torun.

Torun znów zagłębiła się w przepisy, z tym ożywionym i zarazem skupionym wyrazem twarzy. Mógł na nią patrzeć w nieskończoność, a i tak by tego nie zauważyła, pochłonięta swoim zajęciem. Kiedy podnosiła wzrok, wyglądała jak wyrwana ze snu.

Jej pomysły mogły się wydawać szalone, ale po fakcie stwierdzał zwykle, że miała rację, że widzi to, czego on nie potrafi dostrzec. I nigdy nie nauczy się dostrzegać.

Śnieżne jajko na deser na pewno będzie pyszne.

– Jesteś głodna? – zapytał.

Torun podniosła wzrok znad gazety i parsknęła śmiechem. W dni, kiedy przechodziła na dietę, była niemal opętana jedzeniem.

– Przecież wiesz, że dla mnie jesteś piękna taka, jaka jesteś – mówił. – Nie musisz tego robić.

Torun uśmiechała się, a w jej policzku pokazywał się mały półksiężyc.

– Tylko parę kilo.

Położył dłoń na jej dłoni, przesunął kciukiem po kostkach palców.

Pojutrze będzie tam pierścionek.

– Jak było u Gunvor i Bengta? – zapytała, odsuwając czasopismo.

– Nie zdążyłem do nich zajść.

– Więc pracowałeś aż do teraz?

Spojrzała na zegar.

– Było mnóstwo pracy, nie tylko te gwałty, ale i robota papierkowa. Miałem nadzieję, że do nich zajdę, ale nie wyszło.

– Robisz, co możesz – powiedziała. – Ale w Noc Walpurgi naprawdę trzeba ich porozpieszczać. Gunvor nie będzie musiała nic robić, ani gotować, ani zmywać. Będzie wspaniale.

– Na pewno.

Popatrzyła na niego, ich palce się splotły.

– Trudno im się przestawić i nic w tym dziwnego. Po czterdziestu latach w domu niełatwo się przyzwyczaić do małego mieszkania. Ale nie martw się, będzie dobrze.

– Postaram się.

Christer chciał wierzyć, że ona ma rację. Przynajmniej Bengt sprawiał wrażenie, że dobrze się czuje w trzypokojowym mieszkaniu przystosowanym dla osoby niepełnosprawnej. Zaczął się interesować genealogią swojej rodziny i ściągnął program komputerowy, nad którym siedział, słuchając tanecznej muzyki.

Christer naprawdę martwił się o Gunvor.

Kiedy ich odwiedzał, siedziała zwykle na kanapie z rękami na kolanach i oglądała jakiś głupi reality show. Nie szydełkowała, nie robiła na drutach, nie rozwiązywała krzyżówki. Wyglądało też na to, że przestała piec.

Nigdy jej takiej nie widział.

– Chodź, przejdziemy na kanapę – powiedziała Torun.

Zsunęła się z wysokiego stołka, nie puszczając jego dłoni, podeszła do niego i objęła go drugą ręką za szyję.

– Zobaczysz, że się ułoży.

Kiedy Christer się schylił, by ją pocałować, zadzwonił telefon.

Puścił ją niechętnie.

– Petra – oznajmił. – Dzień pracy jeszcze się widać nie skończył.

2

Magdalena Hansson wrzuciła czyste pranie z suszarki do torby z Ikei i przewiesiła ją przez ramię. Trzecia tura tego wieczoru. Zadrżała lekko w cienkim podkoszulku, zgasiła światło i wyszła z pralni.

Mijając drzwi do składziku, przystanęła. Mogliby go przebudować na pokój jednej z bliźniaczek. Choć dziewczyny mieszkały u nich tylko co drugi tydzień, dzielenie małego pokoju dla gości przestało już się sprawdzać.

Otworzyła drzwi i zajrzała do środka. Tak, był wystarczająco duży. I miał dwa okna, które wpuszczały trochę światła.

Ale najpierw musi się wziąć do kartonów.

Od przeprowadzki ze Sztokholmu stały tutaj ułożone w stosach pod jedną ścianą. Niedługo miną trzy lata.

Weszła do środka i otworzyła jeden z nich.

„Artykuły i inne” głosił napis zamaszystymi literami – charakter pisma, który z trudem rozpoznawała. Pudło było załadowane teczkami, notesami i taśmami ze starymi wywiadami telefonicznymi. Ona to spakowała? W ogóle tego nie pamiętała.

Zamknęła karton i otworzyła następny, „Pierwsze ubranka Nilsa”, i wyjęła mały kaftanik z jeżem.

To rzeczywiście powinna przejrzeć. Niektóre rzeczy mogą pasować na Liv.

Drgnęła, kiedy w kieszeni piżamy zaczęła dzwonić komórka.

Petter.

– Cześć, kochanie – powiedziała. – Jak ci leci?

Zamknęła karton, poprawiła torbę, która wrzynała jej się w ramię, i zaczęła iść po schodach.

– Zrobiłem już większość roboty, ale dzwonię, by spytać, czy Vendela i Vanessa wróciły z treningu?

– Przyszły godzinę temu, obie.

– To dobrze. Vendela nie odbierała, więc chciałem tylko sprawdzić.

Żadne z nich nie powiedziało tego wprost, ale każde wiedziało, co drugie ma na myśli. Dopóki jednak dziewczyny siedziały w domu, nie było powodu do obaw.

– Ile się spóźnisz?

– Zostało mi półtorej godziny, może dwie. Chciałbym jeszcze dzisiaj skończyć izolację.

– Okej – odrzekła, starając się ukryć rozczarowanie.

Musiał brać dodatkowe prace, szczególnie teraz, podczas urlopu ojcowskiego. Tylko że przez to prawie się nie widywali. Kiedy Magdalena wracała z pracy, on jechał do swojej. Czasem zdążyli zjeść razem obiad, ale najczęściej nie.

Wieczorem chciała porozmawiać o Mario.

Postawiła torbę na kanapie i zaczęła mechanicznie składać pranie. Stosy na stoliku obok szybko rosły. Muzyka z pokoju dziewczyn sączyła się z piętra, ale Nils chyba w końcu zasnął.

Mario.

Siniaki, które zauważyła, kiedy pożyczał od Nilsa suche ubranie, ciemne plamy na plecach i pośladkach. Owinął się ręcznikiem kąpielowym i próbował włożyć bluzę, przytrzymując go, lecz ręcznik i tak zsunął się na podłogę. Jego spojrzenie, gdy zrozumiał, że zauważyła.

– Co się stało? – zapytała, kiedy Nils wyszedł z łazienki.

Mario szybko się ubierał.

– Czy ktoś ci zrobił krzywdę?

Spodnie od dresu były trochę za długie, marszczyły mu się wokół kostek.

Usiadła na klapie sedesu i spróbowała jeszcze raz.

– Mario?

Mario wkładał skarpetki, unikając jej wzroku.

– Nie mogę o tym mówić.

– Ale ktoś cię uderzył?

– Nie wolno mi mówić.

Nagle zrozumiała, dlaczego nie mógł iść z nimi na basen podczas przerwy świątecznej. I tamten raz, kiedy schował się w garderobie, gdy miał już iść do domu, też nie był zabawą, jak jej się wydawało.

Wieczorem odprowadziła go do domu, czując jego niepewność, kiedy się tam zbliżali.

Keith wyszedł ciężkim krokiem do holu, z widocznymi spod koszulki wytatuowanymi ramionami. Jego spojrzenie złagodniało, gdy zobaczył Magdalenę.

– Aha – powiedział. – Wejdź, synku, miałeś dobry dzień?

Wielka dłoń potargała włosy Mario, niezdarnie i trochę za mocno. Szczęki pracowały.

Andrea wyszła cicho z kuchni z Garym, najmłodszym z chłopców, na biodrze. Wodziła wzrokiem od Keitha do Magdaleny, bosa i z włosami upiętymi w niedbały węzeł.

Magdalena podała torbę z upranymi ubraniami Mario i powiedziała coś o zabawie w lesie, o spodniach i bluzie, które musiał pożyczyć od Nilsa, lecz ani słowa o ciepłej kąpieli i czternastu naleśnikach. Ani o siniakach.

– Ubrania są trochę wilgotne i trzeba je rozwiesić. Cieszę się, że mógł do nas przyjść się pobawić.

Po długich zmaganiach zadzwoniła parę dni później do opieki społecznej i zgłosiła interwencję.

„Nie wolno mi mówić”.

Czy mogła rozegrać to inaczej? Może teraz będzie jeszcze gorzej? Opieka rozdzieli rodzeństwo, umieści je w różnych rodzinach zastępczych.

Jutro musi zadzwonić jeszcze raz do tej Anny-Karin, upewnić się, że tak się nie stanie.

Christer czekał już przy krawężniku, kiedy Petra skręciła w jego ulicę. Więc tak się urządził. Nowy, pomalowany na biało dom z dużymi oknami w szczytowej ścianie i wyważoną bryłą wyróżniał się spośród okolicznej zabudowy z lat pięćdziesiątych.

Mimo że ona i Christer pracowali razem od wielu lat i dzień w dzień siedzieli w tym samym samochodzie, nie utrzymywali kontaktów prywatnych i prawie nigdy się nie odwiedzali.

Cieszyła się jednak, że mu się układa. Odkąd poznał Torun, stał się bardziej spokojny i zrównoważony. I wydawało się, że nie przejmuje się już tak bardzo tym, że Petra została szefem, chociaż wszyscy, łącznie z nią samą, byli przekonani, że ta funkcja przypadnie jemu. Całe szczęście.

Martwiła się o niego w pierwszym okresie po przejściu Svena Munthera na emeryturę. Teraz już nie.

– Przepraszam, że zepsułam ci wieczór – rzekła, gdy otworzył drzwi samochodu i wsiadł. – Pięknie mieszkacie. Działka nad wodą i w ogóle.

– Dziękuję – odparł Christer, szukając pasa do zapięcia. – Podoba nam się tutaj. Myślisz, że to znowu on?

– Nie mam pojęcia. Ale jeśli tak, posunął się o krok dalej. Nie ma jej od popołudnia.

Petra zawróciła na Storgatan i pojechała dalej na północ.

– Mówimy o Annie-Karin z opieki społecznej?

– Dokładnie. To zaczyna nieprzyjemnie wyglądać.

I Christer, i ona pracowali z Anną-Karin przy trudniejszych sprawach. Petra pamiętała szczególnie dzień, kiedy musieli założyć kajdanki nastoletniemu narkomanowi, wsadzić go do samochodu i zabrać na odwyk. Rozpoznała w nim kolegę Hannesa z podstawówki, lecz oczywiście się z tym nie zdradziła. Jego matka stała w holu i płakała, aż spływał jej tusz do rzęs.

Anna-Karin nie należała do osób wystawiających się na niebezpieczeństwo. Była bardzo rozsądna.

Petra zwolniła i skręciła w podwórze rodziny Ehnów. Dom, żółta drewniana willa z oszkloną werandą zdobioną snycerką, stał nieco dalej od drogi, lecz miał podobne podwórze jak dom jedynego sąsiada, oddalony o kilkaset metrów.

Nie było widać granicy między posesjami, żadnego płotu ani żywopłotu. Zabudowania gospodarcze leżały rozrzucone między domami, a małe dróżki powstały właściwie z przecinających się w różnych kierunkach śladów kół.

Petra zaparkowała przed werandą. Za kuchennym oknem poruszyła się jakaś postać. Po paru sekundach zapaliło się zewnętrzne światło i otworzyły drzwi.

Torsten Ehn wpuścił ich do holu, cofając się o parę kroków. Petra rozpoznała go z jakiegoś niedawnego artykułu o lokalnym biznesie. Wtedy miał garnitur, krawat i włosy zaczesane z przedziałkiem na boku. Teraz był ubrany w dżinsy i koszulę w drobną kratkę, jednej z droższych marek. Niecierpliwie obracał komórkę w dłoni.

– Nie wiem, może niepotrzebnie dzwoniłem, ale to takie niepodobne do Anny-Karin – zaczął. – Mieliśmy się spotkać w domu o piątej i jechać obejrzeć nowe meble ogrodowe. Ona zawsze dzwoni, kiedy wie, że się spóźni, a teraz nie odbiera nawet telefonu. Zaczynam się naprawdę denerwować, zwłaszcza po tych wszystkich napadach.

W rogu stała oparta o ścianę para kijków do nordic walking. Obok lustra w holu wisiała podłużna rama z trzema zdjęciami, które wyglądały na zrobione podczas górskiej wędrówki. Dwa z nich przedstawiały zaśnieżone szczyty gór, a trzecie ich dwoje, Torstena z podniesionymi okularami przeciwsłonecznymi i Annę-Karin z opaską na czole i zaróżowionymi policzkami. Uśmiechali się do kamery, policzek przy policzku.

Petra i Christer weszli za Torstenem do dużego salonu z kanapą z kwiecistym obiciem, telewizorem, kilkoma półkami książek w jednej części i staroświeckim stołem i krzesłami w kąciku jadalnym.

Torsten usiadł na kanapie, wyłączył wiadomości sportowe i odłożył pilota na wypolerowany szklany stolik. Potem odsunął talerz ze starannie złożonymi sztućcami. Chyba nie zjadł zbyt wiele.

Petra usiadła obok niego, wyjęła notatnik, długopis i formularz z pytaniami w wypadku zaginięcia, który wzięła ze sobą. Christer wybrał fotel przy krótszej krawędzi stołu.

Torsten odgarnął grzywkę opadającą mu na twarz i zaczął przekładać komórkę z jednej ręki do drugiej.

– Najpierw zadzwoniłem do jej szefowej. Powiedziała, że wydaje się jej, że Anna-Karin miała zaplanowaną wizytę domową na popołudnie, ale nie znała szczegółów. A teraz, kiedy nie wróciła do domu, to chyba jasne, że się denerwuję. Jak mówiłem, zawsze dzwoni, kiedy ma się spóźnić.

Torsten pochylił się do przodu i oparł łokcie o kolana. Komórka wciąż wędrowała z ręki do ręki.

– Czy pracownicy socjalni jeżdżą sami na wizyty domowe? – zapytał Christer.

– Teraz najwidoczniej tak, brakuje ludzi. Wcześniej sprawami dzieci i rodziny zajmowały się trzy osoby, teraz tylko dwie, a ta druga jest na zwolnieniu. Z powodu stresu. Anna-Karin też ostatnio źle się czuła z tego samego powodu.

Petra wyprostowała się.

– Czy ktoś jej groził?

– Wiele razy, ale ona uważa, że to część jej pracy. Raz, kiedy była na wizycie domowej, ktoś jej przebił dwie opony. Właściwie się spodziewałem, że kiedyś zdarzy się coś takiego.

Torsten spojrzał szybko na komórkę, po czym dalej przerzucał ją z ręki do ręki.

– Jaki jest stan zdrowia Anny-Karin? Nie licząc stresu?

Mimo szczególnych okoliczności było ważne, by pamiętali o standardowych pytaniach. Wszystko mogło mieć zupełnie naturalne wyjaśnienie.

– Dobry – odrzekł Torsten, podnosząc wzrok. – Prawie nigdy nie choruje.

– Nie ma jakiejś dolegliwości? Problemów z sercem? Cukrzycy? Nie bierze stałych leków?

– Nie, jest okazem zdrowia. W czerwcu ma pobiec w sztokholmskim maratonie.

– A jak z alkoholem?

– Bardzo umiarkowanie. Czasami lampka wina.

Jasne, pomyślała Petra. Wszyscy tak mówią. Czasami lampka wina.

Torsten podciągnął lekko nogawki spodni, kiedy notowała. Pominęła pytanie o narkotyki.

On nadal wiercił się w miejscu. Jakby miał insekty pod ubraniem, świąd, który nie pozwalał mu spokojnie usiedzieć.

– Kiedy rozmawiałeś z Anną-Karin po raz ostatni? – zapytał Christer.

– Rano, zanim pojechaliśmy do pracy.

– Czy wyglądała na zmartwioną?

Torsten przez chwilę się zawahał.

– Nie, nie bardziej niż zwykle.

– Więc nie miała w planach na ten dzień niczego, co mogłoby ją szczególnie niepokoić i stresować? – zapytała Petra.

– O niczym takim nie mówiła. W rzeczy samej, nigdy nie opowiada mi szczegółów. Kiedy rozmawiamy o pracy, mówi bardzo ogólnikowo.

– Nie pokłóciliście się?

– Nie, wszystko było tak jak zwykle.

Torsten spojrzał w sufit, a potem przez okno, przesuwając dłonią po zaroście na szyi.

– Czy dzwoniliście do siebie w ciągu dnia? – pytała dalej Petra.

– Dzwoniłem, kiedy jej szukałem, i wysłałem esemesa o wpół do piątej, ale nie odpowiedziała.

Petra zanotowała.

– Jakiej treści?

Torsten podniósł komórkę i przejrzał wysłane wiadomości.

– Tutaj – rzekł, trzymając telefon tak, by Petra i Christer mogli przeczytać.

„Kup maślankę i papier toaletowy. Całuję”.

– Zatem Anna-Karin jest zdrowa i w dobrej kondycji – podsumowała Petra. – A jak z jej zdrowiem psychicznym? Miewa takie problemy?

– Co rozumiesz przez problemy psychiczne?

– Depresje, napady lęku? Mówiłeś, że czuła się przepracowana, zestresowana i niespokojna. Czy szukała w związku z tym pomocy? Bierze tabletki nasenne albo coś innego? Antydepresanty?

– Sądzisz, że mogła odebrać sobie życie?

Torsten popatrzył na nią z miną wyrażającą dezorientację.

– A mogło tak być? – zapytała.

Powoli pokręcił głową.

– Anna-Karin nie jest taka. Radzi sobie ze wszystkim, nawet z trudnymi rzeczami. Nie poddałaby się w taki sposób.

Petra zgodziła się z nim w duchu. Sama odniosła podobne wrażenie.

– A nie może po prostu u kogoś być?

Torsten wyprostował się, wyglądał teraz na poirytowanego.

– Ale dlaczego? Czemu miałaby nagle nie wrócić do domu i nie odbierać telefonu? Coś musiało się stać. Zadzwoniłem do naszej córki Emmy, ale z nią też się nie kontaktowała.

– Emma – powtórzyła Petra i zanotowała. – Gdzie mieszka?

– Tu, w Hagfors. W Gärdet.

Petra zapisała adres i telefon Emmy, a potem model i numer rejestracyjny samochodu Anny-Karin, jej rysopis i ubranie.

Torsten wypił łyk wody ze szklanki na stole. Kiedy wyciągnął rękę, by odstawić szklankę, pod jego pachą ukazała się plama potu.

– Co teraz zrobicie? – zapytał.

Działania na wielką skalę z udziałem służb ratowniczych, helikoptera i Gwardii Krajowej nie miały sensu, dopóki nie znajdą samochodu. Podobnie Missing People. Teoretycznie Anna-Karin mogła się teraz znajdować gdziekolwiek. Zaczną od rutynowej pracy policyjnej. Spróbują odtworzyć przebieg jej dnia przy pomocy kolegów z pracy, sprawdzić połączenia telefoniczne i ewentualnie wyciągi z konta, żeby wiedzieć, jak się porusza.

– Teraz jest za późno i za ciemno na dużą akcję.

– Czyli będziecie tylko siedzieć i czekać, a czas płynie.

Petra zaczęła zbierać notatki.

– Rozumiem twój niepokój – rzekła. – Ale ruszymy jutro z samego rana. Postaraj się nie myśleć teraz o najgorszym. Wszystko może mieć naturalne wyjaśnienie. Zepsuł się jej samochód i jednocześnie rozładowała komórka.

Torsten rozłożył ręce.

– Ale…

Petra przerwała mu i powiedziała, siląc się na spokój:

– Nawet jeśli to niepodobne do Anny-Karin, że nie dała znaku życia, uważam, że powinieneś obdzwonić jej przyjaciół i znajomych i sprawdzić, czy naprawdę jej tam nie ma. Czasem zdarzają się niezwykłe rzeczy. Czasem ludzie zachowują się inaczej, niż myślimy.

– Chcę, żebyście zrobili coś teraz.

Petra przykucnęła przed nim.

– Zrobimy wszystko, co możliwe, uwierz mi. Traktujemy to z najwyższą powagą.

Torsten wziął kilka głębokich wdechów i przycisnął dłoń do piersi.

– Myślę, że ona nie żyje – rzekł urywanym głosem. – Czuję to.

3

Andrea puściła wodę do umywalki i czekała, aż porządnie się schłodzi. Musiała być lodowata. Tak zimna, że wszystko drętwiało.

Piekło ją między nogami, jakby tam płonęła.

To moja wina, myślała. To ja jestem oziębła. Gdybym dawała więcej z siebie w łóżku, byłoby przyjemniej.

Starała się jednak, poruszała pod nim, jakby to sprawiało jej przyjemność, jęczała i rzucała głową.

Swędziało ją między udami, kiedy wstała, nitka spermy spłynęła po jej nodze aż do kostki.

– Już cię nie podniecam? Kiedyś do diabła tak nie było!

Tak to się zaczynało.

– Z kim się pieprzysz, kiedy nie ma mnie w domu?

Jej zaprzeczenia nie pomagały.

– Nigdy nie byłam z innym mężczyzną. Nigdy.

Mówiła prawdę. Keith był jej pierwszym i jedynym. Najprzystojniejszym chłopakiem w szkole. Przez całą pierwszą klasę liceum była w nim zakochana na zabój, nauczyła się na pamięć jego planu lekcji, by nie przeoczyć momentu, kiedy przechodził korytarzem.

– Musi ktoś być, ty napalona dziwko! Myślisz, że nie wiem, że chcesz być brana kilka razy dziennie? Ale już nie przeze mnie.

Palce ściskające jej podbródek, ślina pryskająca jej na twarz.

Andrea przeklinała ciało, które ją zawodziło. Jemu jednak nie przeszkadzało zbytnio, że jest zupełnie sucha. Jeśli tylko odpowiednio jęczała, wchodził w nią siłą.

Zmoczyła ręcznik i wcisnęła między nogi. Skrzywiła się z bólu, lecz po chwili zimny okład przyniósł jej pewną ulgę. Wiedziała, że przez parę dni będzie jej trudno siedzieć.

Odbicie w lustrze patrzyło na nią z niesmakiem.

„Ty tłusta świnio”.

Blizna na przedramieniu, cienka zaczerwieniona skóra, która wciąż się marszczyła, choć minął już rok, odkąd oblał ją wrzątkiem. Zwykły nieszczęśliwy wypadek.

„Pogięło cię? Myślisz, że zrobiłbym coś takiego specjalnie?”

Przez całe zeszłe lato chodziła w bluzkach z długimi rękawami i ani razu nie pływała. Tego lata będzie tak samo.

„Powinnaś się cieszyć, że w ogóle jeszcze chcę cię dotykać”.

Przez parę tygodni był spokój, żebra zagoiły się i znów mogła nosić Gary’ego na biodrze, nie czując bólu. Keith kupił quada ku radości chłopców i w pewne sobotnie popołudnie zabrał ich wszystkich do kina w Karlstad, a potem do McDonalda. Dostali także deser, lody albo ciastko, co kto chciał, i nie robił jej ani Zeldzie przytyków na temat wagi. Nie rozzłościł się nawet, kiedy Link rozlał swój sok jabłkowy.

Zgłoszenie w opiece zmieniło jednak wszystko.

– Skręcę kark temu, co to zrobił! – wrzeszczał.

Andrea spojrzała na ręcznik, nie było już na nim krwi. Znów go zmoczyła jeszcze zimniejszą wodą, włożyła między nogi jak pieluszkę i ostrożnie usiadła na sedesie.

Wkrótce to się powtórzy. Pytanie tylko kiedy.Wtorek 29 kwietnia

4

Magdalena owinęła szalik parę razy wokół szyi i przewiesiła torbę przez ramię. Nadal nie mogła się przyzwyczaić, że jest taka lekka. Żadnych pieluszek, żadnych słoiczków z jedzeniem ani nawilżanych chusteczek. To było podobne uczucie jak zmiana ocieplanych botków na buty wiosenne po długiej zimie, kiedy chce się niemal fruwać.

Gdy kończyła szczotkować włosy, z kuchni wyszedł Nils. Patrzyła za nim, jak biegnie po schodach na górę po plecak. Czy mogła załatwić tę sprawę z Mario inaczej niż przez zgłoszenie? Co by się wtedy stało?

Powinna zadzwonić i porozmawiać bezpośrednio z tymi w opiece, kiedy przyjdzie do pracy.

Weszła do kuchni, w której jeszcze trwało śniadanie. Petter siedział niemrawo nad gazetą, jedną dłonią obejmując kubek z kawą, a Liv mocno trzymała łyżkę do kaszy. Balony z przyjęcia na roczek wciąż wisiały na lampie, trochę skurczone i pomarszczone.

Magdalena włożyła szczotkę do torby, cmoknęła w usta najpierw Pettera, a potem Liv.

– Bawcie się dobrze – powiedziała. Na wargach czuła smak bananowej kaszki.

– Przyjdziesz o normalnej porze? – zapytał Petter.

Wypił łyk kawy i odsunął talerz Liv od krawędzi stołu.

– Mam nadzieję. Jeśli nie zdarzy się nic nieprzewidzianego.

Kiedy wyszła, Nils stał już gotowy do startu na podjeździe do garażu. Włożyła kask i rękawiczki z palcami, umieściła torbę w bagażniku.

– Kiedy dostanę nowy rower? – zapytał, gdy zrównała się z nim na ulicy.

Petter podniósł siodełko i kierownicę najwyżej, jak się dało, lecz Nils i tak mógł dotknąć stopami ziemi, kiedy siedział. Wyglądało to naprawdę żałośnie.

– Oczywiście, że dostaniesz, mały.

– Ciągle to powtarzasz.

– Wiem. W przyszłą sobotę będzie w szkole kiermasz rowerowy. Dostałam dzisiaj maila.

– Ale ja chcę nowy.

– Nie, tym razem nie będzie nowego. Za szybko rośniesz.

Nils pedałował przed nią bez słowa. Widziała po jego opuszczonych ramionach, że jest zawiedziony, lecz nic nie mogła na to poradzić. Powinni znaleźć coś, co mu się spodoba. Inaczej będą musieli zajrzeć na Blocket.

Niektóre dzieci mają większe problemy.

– Chciałbym przynajmniej dostać ciemnozielony – dobiegło ją z przodu.

Jego głos brzmiał normalnie. Nie był tak całkiem niezadowolony.

– Tak, to piękny kolor.

Przejechali przez most, a potem się rozdzielili. Magdalena zeskoczyła z roweru i patrzyła, jak Nils oddala się Geijersholmsvägen. Myślała o tym, czy Mario przyjdzie dziś do szkoły. Wczoraj najwyraźniej go tam nie było.

„Nie wolno mi mówić”.

Dobrze zrobiłam, myślała, pokonując ostatni odcinek dzielący ją od redakcji. Teraz muszę wierzyć, że wszystko będzie dobrze.

Christer Berglund i Urban Bratt siedzieli już naprzeciw siebie przy stole konferencyjnym, kiedy do pokoju weszła Petra. Urban przeglądał gazetę, gładząc z roztargnieniem swoje długie wąsy, a Christer rysował esy-floresy w notatniku. I dziś obok niego znów siedziała Betty Lisspers, na dawnym miejscu Petry. Blada, ale jednak. Wróciła.

To dobrze.

Petra stłumiła dłonią ziewnięcie w drodze do ekspresu z kawą. Poranki nigdy nie były jej ulubioną porą dnia i nie spała zbyt wiele tej nocy. Myśli o Annie-Karin kotłowały się w jej głowie przez parę godzin, nim w końcu się uspokoiły.

Czekając, aż Folke Natt och Dag skończy rozmawiać przez telefon w swoim pokoju, nalała kawy do kubka. Przynajmniej żadnych nowych gwałtów, pomyślała, rzucając okiem na białą tablicę, nim usiadła razem z innymi przy krótszym boku stołu.

– Cieszę się, że wróciłaś, Betty – powiedziała.

Betty skinęła głową, skrzyżowała ciasno ramiona na piersi i przeciągnęła dłonią po jasnych włosach związanych w długi koński ogon.

– Wszyscy się cieszymy – ciągnęła Petra, ignorując nieodgadniony wyraz twarzy Urbana.

„Przepraszam, że to powiem, ale jeśli ktoś tak się boi, że bez powodu bije ludzi niemal na śmierć, może nie nadaje się na policjanta. Taki incydent rzuca cień na całą policję. To ostatnia rzecz, jakiej nam trzeba”.

Urban powiedział to wprawdzie w rozmowie z Petrą w jej pokoju, lecz dyskrecja nigdy nie była jego mocną stroną. Betty dobrze wiedziała, co o niej myśli.

– Jak już pewnie słyszeliście, zaginęła Anna-Karin Ehn z opieki społecznej. Nie wróciła wczoraj z pracy do domu i jej mąż zgłosił o dziewiątej zaginięcie. Christer i ja byliśmy tam późnym wieczorem, wyglądał na bardzo zdenerwowanego.

Nasłuchiwała kroków Folkego na korytarzu, lecz było zupełnie cicho. Co on tam robił?

– Myślicie, że to znowu on? – zapytał Urban, wskazując ruchem głowy białą tablicę.

– Możliwe. Ale mąż raczej się martwił, że to ma związek z jej pracą. Jakiś wykolejony klient. Musimy więc zacząć od odtworzenia jej wczorajszego dnia pracy, co robiła, z kim się spotkała.

Petra umilkła, kiedy Folke pokazał się wreszcie w otwartych drzwiach.

– Przepraszam – powiedział, pokonując dwoma krokami drogę do swojego krzesła. – Musiałem coś dokończyć.

Petra zaczekała, aż usiądzie i wyciągnie długie nogi pod stołem.

– I trzeba spróbować znaleźć jej komórkę – podjęła. – Choć jeszcze jest dość wcześnie, przygotowałam ogłoszenie dla mediów. Zobaczymy, czy będziemy musieli wyjść z tym na zewnątrz.

Kiedy zajrzała do notatek, by głośno przeczytać tekst, zaczęły jej się zlewać litery.

– Ubrana w czerwoną wiatrówkę, dżinsy…

Wyprostowała się i wypiła łyk kawy, nim podjęła nową próbę, ale słowa nadal wirowały.

– Wysokie brązowe buty… cienki kolorowy szalik… Scoda Fabia rocznik 2005… Niebieski metalic. Numer rejestracyjny KBL… 434.

– Tak – zakończyła. – Bierzmy się po prostu do roboty. Nie mamy czasu do stracenia.

5

Magdalena usiadła w kurtce przy biurku i wybrała numer Anny-Karin. Słuchając kolejnych sygnałów, rozpięła zamek błyskawiczny i włączyła komputer.

– Cześć, dodzwoniłeś się do Anny-Karin Ehn. Nie mogę teraz odebrać, ale zostaw nazwisko i numer, to oddzwonię.

Rozłączyła się bez słowa, wzięła kilka głębokich wdechów i wsłuchała się przez moment w ciszę.

W zeszłym tygodniu wreszcie znalazła czas, by wyrzucić papiery, które Björn zostawił, kiedy była na urlopie macierzyńskim, pozmywać naczynia w umywalce w toalecie, przetrzeć małą lodówkę, odkurzyć wszystko i umyć podłogę.

Teraz była gotowa zacząć pracę, tak porządnie, pokazać prenumeratorom „Värmlandsbladet”, że redakcja w Hagfors znów jest obsadzona.

Dotąd napisała dwa duże teksty. Jeden o gwałtach i drugi o nowej policjantce Betty Lisspers, która straciła panowanie nad sobą podczas zatrzymania.

Wyjęła z biurka arkusz papieru, rozłożyła go i przeczytała. Policjantka z Hagfors oskarżona o użycie przemocy. Biła bez opamiętania. Tłustym drukiem.

Trudno było jej się przemóc i zadzwonić do Petry Wilander z prośbą o komentarz po tym wszystkim, lecz nie miała wyboru. Praca to praca. I gdy następnego dnia zobaczyła afisz z nagłówkiem, znajomy i wytęskniony kop adrenaliny usunął w cień uczucie niesmaku.

Włożyła oba afisze do pustej teczki i odłożyła ją na biurko.

Muszę to uczcić, pomyślała, logując się na pocztę. W „odebranych” miała długą konwersację na temat „stoisko w Noc Walpurgi”.

Na zebraniu w klasie Nilsa na początku pierwszego semestru zgłosiła się do rady klasowej rodziców. Czuła na sobie spojrzenia innych w oświetlonej sali. Była na urlopie macierzyńskim, więc chyba mogła się w coś zaangażować, skoro siedzi w domu cały dzień. Może tylko jej się tak wydawało, ale ręka i tak powędrowała w górę.

Tessan i Rosanna zgłosiły się już wcześniej i po kilku minutach krępującej ciszy i szeptów, że w radzie potrzebni są mężczyźni, zaofiarował się także Oscar, ojciec Billa.

A teraz zbliżała się największa wiosenna impreza – sprzedaż kawy i wypieków z okazji świętowania Nocy Walpurgi w parku Blinkenberg.

Planowali to już od miesięcy, trzeba było tylko dograć ostatnie szczegóły. To znaczy poprosić pozostałych rodziców i dzieci, by upiekli jakieś ciasto i pojawili się przy stoisku na swoich zmianach.

Magdalena miała właśnie otworzyć konwersację, gdy zadzwonił telefon.

– „Värmlandsbladet”, Hansson.

– Dzień dobry – usłyszała po drugiej stronie.

Niski głos Bertilssona.

– Jakieś nowe gwałty?

Magdalena odpowiedziała, że na szczęście chyba nie. W międzyczasie podjechała krzesłem do szafki z dokumentami i przejrzała teczki z informacjami prasowymi i notatkami, co jest do zrobienia. Większość nadal była pusta.

– Co będziesz dziś robić?

Zajrzała do kalendarza stojącego na biurku. Tam też nic nie było.

– Napisz artykuł o strachu – podsunął Bertilsson. – O tym, jak grasujący gwałciciel wpływa na życie ludzi.

– Oczywiście.

Standardowy artykuł, wystarczy wyjść na miasto i zebrać materiał. Ludzie mówili właściwie tylko o tym.

– I jeszcze ta sprawa z samochodem redakcyjnym – podjęła Magdalena.

Klawiatura Bertilssona w redakcji centralnej stukała przez cały czas z taką samą prędkością.

– Z samochodem redakcyjnym?

– Trzeba go oddać do warsztatu.

Kiedy Magdalena wróciła do pracy, odkryła dziwny ostry dźwięk za każdym razem, gdy skręcała w prawo. Petter obstawiał łożysko koła.

– To musisz załatwić z wydziałem finansowym – odparł Bertilsson, dalej stukając na klawiaturze. – Podejrzewam jednak, że każą ci czekać.

– Czekać? Na co? Aż całkiem padnie?

– Zadzwoń i pogadaj z nimi. W sytuacji kryzysowej mogłabyś brać swój prywatny.

Po rozmowie Magdalena dalej siedziała przy biurku.

Czy do tego zmierzali? Czy teraz zlikwidują redakcyjny samochód? Jak sobie wtedy poradzi? Petter i ona mieli tylko jeden. Nie było ich stać na drugi.

Dziś powinna sobie poradzić na rowerze.

Żeby tylko nie wydarzyło się coś nagłego, pomyślała i znów wybrała numer Anny-Karin Ehn.

Koniec wersji demonstracyjnej.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: