Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Naszyjnik z pocałunków. Ponadczasowe historie miłosne Barbary Cartland - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
26 maja 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Naszyjnik z pocałunków. Ponadczasowe historie miłosne Barbary Cartland - ebook

Kezja i Perry są rodzeństwem mieszkającym w posiadłości swoich rodziców, którzy zmarli. Ich sytuacja finansowa jest bardzo zła, majątek podupada. Jedyną cenną rzeczą, którą posiadają jest pewien francuski naszyjnik. Pewnego dnia Perry wraca do domu i oznajmia swojej siostrze, że znalazł kupca na ich naszyjnik, a kiedy sprzedaż się uda ich sytuacja się poprawi. Nowym właścicielem ma zostać francuski markiz Vere de Bayeux. Aby zobaczyć naszyjnik ma on przybyć do posiadłości rodzeństwa, gdzie naszyjnik musi go na tyle zaintrygować, aby zechciał go kupić. Markiz słynie jednak ze swojego uroku, któremu nie oprze się żadna kobieta, dlatego brat chce aby Kezja wyjechała na czas jego wizyty. Ponadto ma ona przybyć ze swoją nową kurtyzaną panią de Salres, a brat nie chce narażać Kezji na takie doświadczenia. Chce ją uchronić. Kezja nie chce opuszczać posiadłości, gdyż bardzo zależy na jej na pomocy bratu. Udaje mu się go przekonać do swojego pomysłu. Otóż zamierza udawać żonę swojego brata i odkryć przed markizem tajemnicę naszyjnika. Perry się zgadza. Czy ta intryga wyjdzie na jaw? Czy markiz naprawdę jest zauroczony panią de Salres? Czy uda się sprzedać naszyjnik i co się wydarzy, gdy wyjdzie na jaw, że piękna Kezja nie jest żoną Perrego?

Mary Barbara Hamilton Cartland (1901–2000) pseud. Barbara Cartland, brytyjska powieściopisarka, znana z pisania licznych romansów i powieści miłosnych. Napisała 723 książki w tym 5 biografii. Była jedyną córką brytyjskiego oficera, majora Bertrama Cartlanda, który zginął podczas I wojny światowej. Ukończyła college dla dziewcząt w Malvern, po którym rozpoczęła pracę reporterki zajmującej się sprawami społecznymi i pisarki powieści miłosnych. Z początku prowadziła kolumnę plotek w Daily Express. W roku 1923 opublikowała pierwszą powieść „Jigsaw”, która stała się bestsellerem. W jej powieściach ukształtował się specyficzny styl, konstrukcja akcji, osadzenie w realiach historycznych. Mimo schematycznej akcji, jej późniejsze powieści cieszyły się powodzeniem. W roku 1983 jej nazwisko umieszczono w księdze Guinnessa. W połowie lat 90 sprzedała swą miliardową książkę. Zgodnie ze wspomnieniem pośmiertnym opublikowanym w The Daily Telegraph Cartland zerwała swe pierwsze zaręczyny po poznaniu szczegółów stosunku płciowego i doznała szoku. Ostatecznie wyszła za mąż w roku 1932 za oficera Alexandra George'a McCorquodale'a. Jej córka, Raine Spencer, była w późniejszym czasie macochą księżnej Diany. Po rozwodzie w r. 1936 wyszła za Hugh McCorquodale, z którym miała dwóch synów.

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-87-11-77150-1
Rozmiar pliku: 403 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

OD AUTORKI

Naszyjnik Marii Antoniny rzeczywiście istnieje i jest obecnie w posiadaniu hrabiny Sutherland, jednak nazwa, którą mu nadano, nie jest właściwa. Zgilotynowana podczas rewolucji królowa Francji Maria Antonina nigdy go nie widziała.

Naszyjnik zdobyła dla siebie hrabina de la Motte, „paryska awanturnica”, nieślubne dziecko Henryka II, wciągając w intrygę księcia de Rohan, kardynała Francji, którego przekonała, że jest pośredniczką królowej w potajemnym zakupie klejnotu. Na dowód prawdomówności okazała mu list z podrobionym podpisem Marii Antoniny, w którym królowa prosiła kardynała o dostarczenie naszyjnika służącemu hrabiny de la Motte i zapewnienie jubilera, że wkrótce otrzyma pieniądze.

Kiedy jednak jubiler, zniecierpliwiony długim oczekiwaniem na obiecane 1 600 000 liwrów, będących równowartością naszyjnika, zgłosił się po nie wprost do Marii Antoniny, okazało się, że królowa nie wie nic o naszyjniku i całej sprawie. Hrabina de la Motte została aresztowana, poddana chłoście i napiętnowana znakiem „V” oznaczającym złodzieja, lecz naszyjnika nie znaleziono.

Po pewnym czasie udało jej się zbiec z Francji do Londynu z dwudziestoma jeden największymi diamentami z klejnotu, który sprytnie ukryła. Hrabina zmarła na wygnaniu w Anglii w 1791 roku, a kardynał de Rohan został oskarżony o oszustwo, pozbawiony godności kościelnych i skazany na banicję.

Widziałam „naszyjnik Marii Antoniny” i dotykałam go. Zrobiony jest z dwudziestu jeden olbrzymich brylantów. Od każdego rozchodzą się promieniście misternie połączone ze sobą mniejsze diamenty, a te spięte są na końcu delikatną koronką z setek drobniejszych kamieni.ROZDZIAŁ 1

ROK 1839

Kezja krzyknęła radośnie widząc przez okno zbliżającą się aleją bryczkę. Odwróciła się, wybiegła z pokoju, jak strzała przemierzyła długi korytarz, po czym niemal sfrunęła w dół pięknie rzeźbionych dębowych schodów. Otworzyła na oścież drzwi frontowe w chwili, gdy jej brat zatrzymywał konie na podjeździe.

— Perry! — zawołała. — Nie spodziewałam się, że tak szybko wrócisz! Tak się cieszę, że cię widzę!

Sir Peregrine Falcon rzucił lejce stajennemu i zeskoczył z bryczki. Gdy stanął u stóp schodów, jego siostra zbiegła na dół i zarzuciła mu ręce na szyję.

— To wspaniale, że jesteś znów ze mną! — wykrzyknęła.

— Wygnieciesz mi krawat! — zauważył z wymówką i uśmiechem na ustach.

Weszli do holu.

— Dlaczego wróciłeś wcześniej? — zapytała zdziwiona. — Co się stało? Wyjeżdżając mówiłeś, że zobaczę cię dopiero za dwa tygodnie.

— Mam dla ciebie dobrą wiadomość — odparł. — Najpierw jednak muszę się czegoś napić.

Kezja wydała się zakłopotana.

— Problem w tym, że prawie już nie mamy czerwonego wina, ale jest jeszcze jabłecznik!

— Wystarczy mi jabłecznik, musimy zostawić wino dla gościa. — Perry uśmiechnął się tajemniczo.

Spojrzała na brata zaskoczona, nie pytając jednak o nic pobiegła do kuchni. Humber, stary lokaj, który od czterdziestu lat służył w ich domu, właśnie czyścił w spiżarni srebro. Jego nękana artretyzmem noga spoczywała wyciągnięta na małym taborecie.

— Sir Peregrine wrócił! — poinformowała go podekscytowana Kezja. — I życzy sobie kieliszek jabłecznika. Nie wstawaj! Powiedz tylko, gdzie go znajdę.

— Na prawej górnej półce w piwnicy. Tam przechowuje się najlepiej i jest zawsze chłodny — odparł lokaj nie zadając sobie najmniejszego trudu, by wyręczyć Kezję.

Był schorowany i poruszał się z wysiłkiem, a powrót sir Peregrine’a oznaczał dla niego dodatkowy obowiązek obsługiwania rodzeństwa przy stole.

Kezja pośpiesznie zeszła do piwnicy. Na półce rzeczywiście leżało jeszcze kilka niedużych beczułek z domowej produkcji jabłecznikiem, który dostarczył im jeden z farmerów z majątku. Nalała pełną karafkę i skierowała się z nią do biblioteki, gdzie spodziewała się zastać brata. Zwykle właśnie tam prowadzili poważne rozmowy. Dawniej to pomieszczenie robiło ogromne wrażenie na gościach, teraz jednak wypłowiałe zasłony, podniszczone fotele i dywan były tylko wspomnieniem jego świetności. Od niepamiętnych czasów na małym stoliku w rogu biblioteki stała stara srebrna taca z rzędem kryształowych kieliszków, które na życzenie gości napełniano różnymi szlachetnymi trunkami. Gdy po śmierci ojca Perry odziedziczył po nim tytuł i majątek, postanowił nie zmieniać miejsca tacy. Teraz jednak stały na niej tylko trzy zwykłe kieliszki.

Kezja postawiła karafkę, a Perry napełnił kieliszek.

— W taki upał jak dzisiaj błoto na drodze zamienia się w nieprawdopodobne tumany kurzu — zauważył — ale i tak udało mi się pokonać drogę z Londynu w trzy godziny. Nie sądzisz, że to rekord?!

— To zależy, czy wliczyłeś w to postój na obiad. A może nic nie jadłeś po drodze?! — zapytała podejrzliwie Kezja i jednocześnie spojrzała na brata zakłopotana, gdyż w domu niewiele było do zjedzenia, a Betsy, żona Humbera, która zajmowała się gotowaniem, już położyła się spać.

— Zatrzymałem się na obiad i odliczyłem ten czas... Razem z lunchem przebycie drogi z Londynu do domu zajęło mi dokładnie trzy godziny, sześćdziesiąt minut i kilka sekund. To i tak rekord! — upierał się z uśmiechem na twarzy.

— Jeśli tak — roześmiała się Kezja — to możesz być z tego dumny!

— Jestem! Ale nie tylko z tego powodu — powiedział tajemniczo.

Zaintrygowana Kezja spojrzała na brata pytająco, bojąc się jednocześnie tego, co usłyszy. Ich sprawy majątkowe miały się ostatnio coraz gorzej. Tak trudno im było utrzymać się, że obawiała się, iż zdesperowany Perry poślubi jakąś bogatą dziedziczkę nie z miłości, lecz dla pieniędzy. Był wprawdzie tylko zubożałym baronetem, ale z jego nieprzeciętną urodą nie miałby z tym trudności. Rozrywano go w towarzystwie, zapraszano na przyjęcia i wyścigi, gdyż był bardzo przystojny, a przy tym inteligentny, miał poczucie humoru, nieskazitelne maniery i oczywiście doskonale jeździł konno. Bez wysiłku zdobywał przyjaźń mężczyzn i serca kobiet. Kezja wiedziała jednak, że wśród młodych arystokratów czuł się upokorzony brakiem pieniędzy. Przyjmował często zaproszenia, lecz nie mógł odwzajemnić się tym samym. Nie stać go było na urządzanie wystawnych przyjęć dla znajomych i przyjaciół ani na towarzystwo pięknych kobiet, jak też na kupno rasowych koni czy polowania.

W ten sposób wielki dom Falconów w Surrey powoli pustoszał, Kezja zaś przebywała w nim coraz częściej sama, czekając tygodniami na powrót brata, który bawił u przyjaciół. Stary budynek należał od pokoleń do rodziny. Ich prapradziadowie przeprowadzili się do Surrey z Kornwalii, by być bliżej Londynu, ale Kezja zawsze twierdziła, że czuje się bardziej Kornwalijką niż Angielką, nawet jeśli miałoby to oznaczać przyznanie się do tego, że pochodzi z samego krańca świata, gdzie życie jest prowincjonalne i nudne.

Czekając na to, co brat ma jej do powiedzenia, siedziała teraz w sukience, którą sama sobie uszyła, o bliżej nieokreślonym kolorze w wyniku ciągłego prania i wyraźnie za ciasnej na skutek zaokrąglających się z upływem czasu kształtów młodej dziewczyny. Mimo to wyglądała uroczo. W blasku promieni zachodzącego słońca, wpadających przez okna biblioteki, jej włosy lśniły złotorudym odcieniem, podobnie jak jej oczy, które w rzeczywistości były zielone.

Perry wypił pół kieliszka jabłecznika i odezwał się po chwili milczenia:

— A teraz wstrzymaj oddech, siostrzyczko! Chyba uda nam się sprzedać naszyjnik!

Kezja krzyknęła radośnie, ale zaraz zapytała niespokojnie:

— Jesteś pewien, że dostaniesz za niego rozsądną cenę?

— Jestem przekonany, że kiedy markiz go zobaczy, nie tylko nie wypuści go z rąk, ale zapłaci nam za niego tyle, ile zażądam.

— Markiz?

Perry łyknął znów z kieliszka.

— Markiz de Bayeux.

— Francuz! — szepnęła Kezja.

— Normandczyk — poprawił ją Perry.

— Jak go poznałeś i co mu powiedziałeś o naszyjniku?!

— Po raz pierwszy spotkałem go rok temu. Kupował konie w Tattersall — wyjaśnił Perry. — Potem widywałem go nieraz na wyścigach. Często przyjeżdża do Anglii. Aż w końcu... Pamiętasz Harry’ego? Mojego przyjaciela, Harry’ego Percevala?

— Oczywiście! — zniecierpliwiła się.

— No więc Harry przyprowadził go dwa dni temu do naszego klubu i kiedy usłyszałem przypadkiem, jak ktoś mówi o markizie: „Widziałem de Bayeux na Bond Street, kupował diamenty dla pewnego uroczego stworzenia, które i tak uginało się już pod ciężarem klejnotów...” — Perry przerwał na moment. — Właśnie wtedy olśniło mnie: oto człowiek, którego szukam! — dokończył rozentuzjazmowany.

Kezja z przejęcia klasnęła w dłonie.

— Och, Perry! Mam nadzieję, że się nie mylisz! Potrzebujemy rozpaczliwie pieniędzy, a przecież sam mówiłeś, że nie możemy przyjąć śmiesznie małej sumy, którą oferują nam za naszyjnik jubilerzy.

— Markiz ma zjawić się u nas za dwa dni, tak jak obiecał — zauważył Perry — warto więc spróbować, nawet gdyby jego wizyta była dla nas kłopotliwa...

Powiódł wzrokiem po zniszczonej bibliotece i spojrzał z czułością na siostrę.

— To ty cierpisz tu najdotkliwiej — przyznał szczerze. — Dlatego przysięgam, Kezjo, wynagrodzę ci to! Jak tylko dostanę pieniądze, zabiorę cię do Londynu, kupię piękne toalety i postaram się, żeby jedna z naszych kuzynek wprowadziła cię na dwór królowej.

— Cudownie — uśmiechnęła się Kezja — tylko nie zapominaj, że wolałabym raczej przyzwoitego wierzchowca pod siodło niż suknię do tańca!

— Będziesz miała jedno i drugie! — roześmiał się. — Ale najpierw musisz stąd zniknąć na czas pobytu markiza.

Kezja spojrzała zdumiona na brata.

— Jak to... zniknąć?!

— Po prostu: zniknąć — uśmiechnął się.

— Ale... dlaczego?!

— Musisz wiedzieć, że markiz jest niezwykle bogatym człowiekiem. Ma ogromne posiadłości w Normandii i ponoć wielki zamek, lecz... ma też okazały dom w Paryżu, który, tak jak i jego właściciel, jest bardzo sławny...

— Z jakiego powodu? — zaciekawiła się.

Perry zawahał się chwilę.

— Markiz ugania się tam za kobietami — oświadczył w końcu. — Jest z niego taki Casanova, że mógłby poszczycić się zdobyciem większej liczby serc niewieścich niż Don Juan! Żadna kobieta nie jest przy nim bezpieczna...

— I dlatego nie wolno mi go poznać?

— Właśnie — przyznał Perry. — Jesteś zbyt młoda, zbyt niewinna i za piękna dla niego.

Kezja roześmiała się.

— Nie bądź śmieszny! Jeśli, jak mówisz, ugania się za paryżankami, to jak mógłby spojrzeć na mnie?

— Można by tak rozumować — przyznał Perry — ale widzisz... on jednak jest niebezpieczny również dla ciebie...

— Strzeżonego Pan Bóg strzeże! — wyrecytowała Kezja.

— Nie chodzi nawet o to, że ugania się za kobietami, prawdę mówiąc to one go nie odstępują! Ma podobno jakiś niezwykły urok, który sprawia, że kobiety rzucają mu się do stóp. Harry twierdzi, że wystarczy, żeby na nie spojrzał, a tracą całkiem głowę!

Kezja zaśmiała się.

— Nie wierzę! — oznajmiła z przekonaniem. — I nawet jeśli raczy na mnie spojrzeć, w co wątpię, na pewno nie zdobędzie mojego serca. Nie obawiam się jego wdzięków. Raczej mnie do siebie zniechęci, niż sprawi, że się w nim zakocham.

— Nie powinnaś być tego taka pewna! Nie znasz go! Lepiej, jeżeli go nie spotkasz! — powiedział stanowczo Perry.

— A kto w takim razie dotrzyma wam towarzystwa? — zainteresowała się Kezja.

— Będzie z nim ktoś jeszcze...

— Nie przyjedzie tu sam?

— Nie, i uważam, że pod tym względem zachował się impertynencko. Czułem się urażony, ale nie miałem wyboru.

— O czym mówisz? — zdziwiła się Kezja.

— Markiz najzwyczajniej na świecie zostawił mi wczoraj w klubie kartkę z informacją, że zjawi się w czwartek w towarzystwie pani de Salres.

— A kim ona jest?

— Jest jego obecną k...

Perry zamilkł uświadamiając sobie, że jest zbyt swobodny w obecności siostry.

— Zdaje mi się... że ona jest... — zaczął po chwili, nie mogąc znaleźć słów. — Jego bardzo bliską przyjaciółką!

— Chcesz powiedzieć, że jest w niej zakochany? — podpowiedziała mu Kezja. — Cóż, tym lepiej! Jeżeli przyjedzie z nią, nie zauważy mnie wcale. Skoro nie chce się z nią rozstać na parę dni, musi żywić do niej bardzo głębokie uczucie.

— Może masz rację... — przyznał bez przekonania Perry. — Jednak sama przyznasz, że to nietaktownie przyjeżdżać tu z taką kobietą. Przecież nie mieszkam sam i...

— Mówiłeś, że mam zniknąć na ten czas — przerwała mu Kezja rozumując logicznie. — Czy przypadkiem nie zapomniałeś mu wspomnieć, że masz siostrę?

Perry odstawił stanowczo kieliszek na tacę.

— Nie będziemy o tym więcej dyskutować! — zdecydował. — Musisz wyjechać na te dwa dni. Może odwiedzisz pastora?

— O, tak! Pastor będzie zachwycony — zauważyła ironicznie — kiedy mu powiem, że przyjechałam, bo ty podejmujesz gościa, którego nie darzysz zaufaniem. A o sprzedaży naszyjnika nie mogę mu powiedzieć, nie chcesz, żeby ktokolwiek o tym wiedział.

Perry zasępił się.

— Nie wynajduj dodatkowych problemów — odparł cierpko. — Tak czy inaczej jest chyba jakieś miejsce, dokąd możesz udać się na dwa dni!

— Mam zostawić dom? — zapytała. — Wiesz, że jest tu tylko schorowany Humber, który z trudem pokonuje dystans z kuchni do jadalni! — Kezja przerwała na moment i mówiła dalej: — Betsy jest dobrą kucharką, ale tylko dla takich wiejskich smakoszy jak my. Nie przyrządzi żadnego dania, które zadowoliłoby podniebienie Francuza!

Perry posępniał coraz bardziej, lecz w milczeniu słuchał Kezji ciągnącej nieubłaganie:

— Wiesz też z pewnością, że pani Jones zjawia się tylko na dwie godziny dziennie i nawet nie potrafi posłać samodzielnie łóżek. Jeśli jej nie przypilnuję, zapomina, po co przyszła!

Kezja znów przerwała, by wziąć oddech, a Perry skorzystał z okazji i odezwał się zirytowany:

— Więc znajdź jutro kogoś, kto się wszystkim zajmie!

— I mam go nauczyć wszystkiego w ciągu jednego dnia?! Wiesz, że to niemożliwe!

— Nie ma rzeczy niemożliwych! — zauważył stanowczo. — Jeżeli markiz rozmyśli się, wątpię, czy znajdziemy innego kupca!

— A dlaczego nie może obejrzeć tego naszyjnika w Londynie? — zdziwiła się Kezja.

— Z prostego powodu. Kiedy mówiłem mu, że naszyjnik znajduje się w posiadaniu naszej rodziny od czasu rewolucji 1789 roku, nieopatrznie wspomniałem, że nasz pradziadek kupił go dla swojej żony, chcąc, by była w nim uwieczniona na portrecie, który miał namalować Reynolds. „W takim razie muszę go zobaczyć!”, ucieszył się wówczas markiz, mając oczywiście na myśli obraz. „Posiadam w swojej kolekcji kilka dzieł Reynoldsa”, oznajmił entuzjastycznie. „Uważam go za najlepszego malarza angielskiego, jeśli chodzi o portrety kobiece”. Powiedziałem, że się z nim zgadzam, i już nie miałem innego wyjścia, musiałem go do nas zaprosić.

— No tak — przyznała z rezygnacją Kezja. — Obraz jest za duży, żeby wieźć go do Londynu...

— Nie wiedziałem wtedy, że markiz zechce przyjechać tu z jakąś rozkapryszoną Francuzką.

Kezja jęknęła.

— Jeżeli jest wybredna — zauważyła — to może pobyt u nas wcale jej się nie spodoba i namówi markiza do wcześniejszego wyjazdu, a wówczas nic nie wyjdzie ze sprzedaży naszyjnika!

Perry spojrzał z rozpaczą na siostrę, westchnął ciężko i podszedł do okna. Kontemplując zaniedbany ogród mówił jakby do siebie:

— Przez całą drogę myślałem, co moglibyśmy zrobić za pieniądze ze sprzedaży naszyjnika: zreperować dach, wprawić szyby, uporządkować ogród...

— Postawić nowy piec w kuchni... — podpowiedziała Kezja. — To cud, że stary jeszcze się trzyma. A pompa? Czuję, że wkrótce będziemy nosić wodę z jeziora!

— Wiem... wiem! — Perry znów westchnął ciężko. — Dlatego właśnie musimy zrobić wszystko, żeby markiz i dama jego serca byli zadowoleni z pobytu u nas, no i zachwycili się naszyjnikiem.

— Dlatego — zdecydowała Kezja — nie możesz mnie wysyłać.

Perry chwycił się za głowę.

— Jestem za ciebie odpowiedzialny — zauważył niecierpliwie — i dlatego musisz wyjechać! Chcę cię ustrzec przed mężczyzną, który zawróci ci w głowie, wyjedzie do Francji i tyle go będziesz widziała.

Kezja uniosła ręce w teatralnym geście.

— Jak mam cię przekonać, że nie zawróci mi w głowie?! Muszę ci pomóc, aby markiz dobrze czuł się u nas!

Przyglądając się siostrze, jakby ujrzał ją po raz pierwszy, Perry zbliżył się do kominka.

— Czy wiesz... — zaczął cicho — że gdyby cię modnie ubrać, ułożyć włosy... mogłabyś być atrakcją londyńskich salonów.

— Ach tak? Dziękuję, najdroższy! — uśmiechnęła się przekornie. — To bardzo miłe, że tak uważasz, tylko czy wiesz, że aby się tam znaleźć, musimy najpierw sprzedać naszyjnik? Inaczej do końca życia będę „atrakcją” jedynie dla starego Humbera i gawronów w ogrodzie.

Perry roześmiał się,

— To prawda! — przyznał. — Ale boję się, że jeżeli pozwolę ci tu zostać, kiedyś będę tego żałował...

Kezja wyczuła w głosie brata troskę i lęk. W stała, podeszła do niego i pocałowała go w policzek.

— Jesteś wspaniałym bratem... — wyznała. — Zawsze się o mnie troszczyłeś, ale ja już wydoroślałam. Zaufaj mi.

— Ufam ci — zapewnił. — Nie ufam jednak temu cholernemu Francuzowi!

Spostrzegł, że Kezja przypatruje mu się, zaszokowana tym mocnym słowem.

— Przepraszam — szepnął. — Chciałbym, żeby mama była przy tobie zamiast mnie. Ona powiedziałaby ci, jak stawić czoło takiemu mężczyźnie.

— Tak — przyznała cicho Kezja i nagle krzyknęła radośnie: — Mam pomysł!

— Jaki? — Perry poruszył się niespokojnie.

— Wspomniałeś o mamie, a ja pomyślałam, że gdyby nasi rodzice podejmowali markiza i jego kapryśną damę, nie byłoby problemów, bo...

— Oczywiście, że nie — przerwał jej brat. — No, może mama byłaby oburzona, że markiz podróżuje z kobietą nie mającą przyzwoitki.

Perry nie mógł pogodzić się z myślą, że markiz obrazi dobre imię jego rodzinnego domu przyjeżdżając z kurtyzaną.

— Mój pomysł — mówiła niezrażona Kezja — polega na tym, że przez te dwa dni wystąpię w roli twojej żony.

Perry, zbity z tropu, wpatrywał się w nią w milczeniu przez moment.

— Co takiego?! — wykrztusił w końcu.

— Mówiłeś przecież, że markiz zacznie się do mnie zalecać. Owszem, jeśli będę twoją siostrą, ubogą i niezamężną. Nie zbliży się jednak do żony pana domu.

W pierwszej chwili Perry’emu przemknęło przez głowę, że pomysł jest niedorzeczny, a Kezja bardziej naiwna, niż sądził. Wiedział, że dla markiza nie ma żadnych hamulców, jeżeli zechce zdobyć kobietę. Wśród jego kochanek były niewątpliwie również mężatki. W następnej sekundzie uznał jednak, że uczynienie z Kezji żony wszystko ułatwi, zakładając oczywiście, że markiz uwierzy w jego długie i szczęśliwe pożycie małżeńskie z Kezją.

Kezja niecierpliwie czekała na decyzję brata.

— To mógłby być nawet całkiem dobry pomysł — przyznał ostrożnie Perry.

— To jest doskonały pomysł! — poprawiła go. — Jako twoja żona mogłabym zostać w domu i przypilnować, żeby markiz i jego dama czuli się u nas dobrze. Zapewniam cię, że nie będę miała czasu na flirty siedząc w kuchni z nosem w garnkach, nawet gdyby był drugim Casanovą!

— W takim razie mnie przypadłaby rola bardzo zazdrosnego męża... — Perry zaczynał przekonywać się do pomysłu.

Kezja klasnęła w ręce.

— Tak! Markiz z pewnością jest na tyle taktowny, że wstydziłby się uwodzić mnie w twojej obecności!

Perry przemilczał to spostrzeżenie.

— Poza tym — ciągnęła rozentuzjazmowana Kezja — będzie zajęty panią de Salres i nie zwróci na mnie najmniejszej uwagi.

Perry zastanowił się, dlaczego nie miałby przyznać Kezji racji. Jednak widząc urodę siostry był zaniepokojony. Wszystkie kobiety rodu Falconów były piękne, świadczyły o tym wiszące na ścianach portrety. Gdy o nich pomyślał, jęknął i oświadczył stanowczo:

— Ten pomysł jest do niczego!

— Dlaczego?! — zdziwiła się.

— Ponieważ jesteś bardzo podobna do mamy z portretu w salonie i prababki z portretu w galerii.

Kezja zamyśliła się na chwilę i stwierdziła:

— W takim razie będę twoją kuzynką. Pochodzę z rodziny Falcon i zostałam twoją żoną, bo zakochaliśmy się w sobie będąc jeszcze dziećmi.

— Może miałoby to sens — przyznał bez przekonania Perry.

— To ma sens! Tylko pomyśl! — Kezja znów była rozentuzjazmowana. — Gdy markiz zainteresuje się historią domu, będę umiała wszystko mu powiedzieć o rodzinie Falconów. — Uśmiechnęła się figlarnie do Perry’ego i ciągnęła dalej: — Powiem mu, że wychowano mnie w atmosferze domu Falconów, że znam jego dzieje, jego każdy kąt, jego duchy, w tym owego sławnego „Barona z naszyjnikiem”, który jest odpowiedzialny za nasz smutny los w tej chwili! — Perry nie odzywał się, więc Kezja wykrzyknęła: — Perry, chcę ci pomóc w sprzedaży tego naszyjnika! Zawsze uważałam, że przynosi same nieszczęścia.

— Jeżeli markiz zapłaci za niego tyle, ile zażądam, to tym razem przyniesie nam szczęście! — zapewnił ją Perry.

Kezja na moment odbiegła myślą od rozmowy. Z całego serca chciała pozbyć się naszyjnika kupionego przez jej pradziada. Ten klejnot sztuki jubilerskiej spowodował największy skandal osiemnastego wieku i przyczynił się do cierpień wielu ludzi.

Było to w 1785 roku w Paryżu, kiedy hrabina de la Motte, „paryska awanturnica”, po raz pierwszy ujrzała ów klejnot i zapragnęła go zdobyć. Nakłoniła w tym celu kardynała de Rohan, by zapewnił jubilera, że naszyjnik zostanie zakupiony przez królową Marię Antoninę. Gdy jednak klejnot znalazł się w rękach hrabiny, postanowiła zatrzymać go dla siebie. Zaraz potem została aresztowana pod zarzutem kradzieży, lecz naszyjnika nie znaleziono. Jej proces stał się ogromnym skandalem i trwał dostatecznie długo, by zrujnować życie wielu ludzi, a zwłaszcza nieszczęsnego jubilera. Hrabina zdołała w końcu uciec z Francji zabierając ze sobą dwadzieścia jeden brylantów z naszyjnika, które stanowiły tylko część tego najdoskonalszego i najdroższego arcydzieła sztuki jubilerskiej ubiegłego stulecia. W Londynie, gdzie się schroniła, diamenty zostały osadzone w nowej oprawie i sprzedane, a kupił je nie kto inny jak pradziadek Kezji w prezencie dla swej żony.

Ponieważ klejnot był powodem tak ogromnego zamieszania i cierpień tylu osób, Kezja uważała, że przynosi nieszczęście, i nigdy nie brała go do rąk. Był dla niej symbolem zła. Od czasu gdy jej matka założyła go ostatni raz, trzy miesiące przed śmiercią, leżał zamknięty w sejfie.

Rok temu Perry dał go do wyceny, po czym usiłował sprzedać, lecz naszyjnik był bardzo drogi i trudno było znaleźć kupca. Perry zaś nie chciał obniżyć ceny.

— To jedyna wartościowa rzecz, jaką posiadamy — powtarzał Kezji — jest naszą jedyną nadzieją na wskrzeszenie tego domu. Nie sprzedam go tanio!

Kezja przyznała rację bratu. Dom z miesiąca na miesiąc popadał w ruinę, potrzebni byli ludzie do pracy: młodzi służący, zarządcy... Niszczał nie tylko budynek i jego otoczenie, ale też okoliczne farmy. Kezja była zżyta z wieśniakami z majątku i odpowiedzialna wraz z bratem za ich los, lecz ani ona, ani on nie byli w stanie pomóc im. Dlatego teraz zdecydowała, że musi zrobić wszystko, by markiz zdecydował się na kupno drogocennego klejnotu. Było to jednak ogromne zadanie i na samą myśl o czekającym ją wysiłku przyjęcia gości, kręciło jej się w głowie.

— Nie traćmy czasu na dyskusje, Perry! — stwierdziła stanowczo. — Zostanę „lady Falcon” na te dwa dni i obiecuję, że będę wpatrzona tylko w mojego przystojnego „męża”. Żaden markiz, nawet jeśli byłby to diabeł wcielony, nie sprowadzi mnie na złą drogę!

— Ale na pewno będzie próbował — zauważył Perry. — Przyrzeknij mi, że nie dasz się zwieść jego pokusom!

— Będę ci posłuszna we wszystkim! — uśmiechnęła się. — A teraz zabieramy się do dzieła!

Perry spojrzał na nią zdziwiony.

— Musimy postarać się o szampana, baraninę, kaczki, kury i ryby — wyjaśniła rzeczowo Kezja. — Wszystko to znajdziemy u farmerów z wyjątkiem ryb, i to będzie zadanie dla ciebie — uśmiechnęła się z przekąsem. — Jeżeli się postarasz, na pewno uda ci się złowić przynajmniej jednego pstrąga w naszym strumieniu.

— Najpierw postaram się o szampana — ożywił się Perry. — Specjalnie zostawiłem bryczkę na podjeździe. Zaraz wyruszam do Guildford!

— Potrzebuję mnóstwa rzeczy z miasta — napomknęła Kezja. — Można jednak poczekać z tym do rana. Konie są już zmęczone.

Perry skierował się do drzwi.

— Oby tylko się nam powiodło, w przeciwnym razie nie będę miał czym spłacić kredytów!

Kezja jęknęła z rezygnacją.

— O nie! Czy to znaczy, że nasze konto bankowe znów jest puste? Perry! Nie obstawiałeś chyba gonitw?!

— Zapewniano mnie, że ten koń wygra — odburknął z goryczą i wyszedł.

Kezja przyłożyła dłoń do czoła z rozpaczy. Zadanie, które przed nią stało, wydawało się niewykonalne. Trzeba było doprowadzić do porządku dom i ogród, poinformować Betsy i Humbera, że czeka ich nie lada zadanie. Będzie też musiała sama zabrać się do przyrządzenia bardziej wykwintnych potraw. Na szczęście był początek lata i można było podać również zimne dania. Betsy nie czuła się ostatnio dobrze i nie wiadomo było, czy wszystkiemu podoła. Należało również wpoić starym służącym, że muszą przez dwa dni zwracać się do niej per pani, a nie panienko.

„I to wszystko dla jakiegoś Francuza i jego kapryśnej damy! — pomyślała zirytowana Kezja. — Nawet nie będą mieć pojęcia, ile wysiłku kosztowało mnie, by wszystko wyglądało normalnie! Żeby chociaż nie krytykowali niczego!”

Czuła jednak, że markiz i jego przyjaciółka będą wymieniać między sobą lekceważące uwagi nie tylko na temat domu, posiłków i służby, ale również wyglądu jej i Perry’ego. Sama myśl o tym upokarzała Kezję. Odruchowo dumnie uniosła głowę. Należała przecież do rodu Falconów i, jakkolwiek bogaty był markiz, w jej żyłach płynęła krew równie szlachetna jak jego. Jeżeli markizowi wydaje się, że może patrzeć z pogardą na nią i Perry’ego, to grubo się myli!
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: