Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Natalia - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
4 kwietnia 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Natalia - ebook

Natalia Odręga pochodzi z zamożnej rodziny posiadającej niemały majątek. Jej ojciec chce wydać ją za mąż za mężczyznę z arystokratycznej rodziny. Ale Natalia, pomimo olbrzymiego posagu,  nie miała dotąd szczęścia w miłości…

Natalia wraz z rodziną wyjeżdża na karnawał do Krakowa. Młody Szymon Pawłowski,  związany obietnicą złożoną ojcu, poszukuje żony. Poznawszy Natalię, którą szybko polubił,  postanawia uczynić zadość życzeniom ojca i oświadcza się. Jednak są osoby, które nie chcą dopuścić do zawarcia małżeństwa. Wraz z pojawieniem się kandydata na męża o Natalii zaczynają krążyć plotki, że para się magią i chce zaszkodzić jednemu z domowników. Ktoś wyraźnie pragnie jej kompromitacji w oczach Szymona. Dziewczyna będzie musiała zdecydować  czy wyjawić swoje sekrety, zanim wpadnie w wielkie tarapaty.

 

Świat dziewiętnastowiecznych intryg, romansów, niespełnionych nadziei i spełnionych miłości leży przed Tobą na wyciągnięcie dłoni.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7976-842-4
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

To, co czuła, można było określić wieloma słowami. Panika, przejmujący wstyd, rozpacz. Nie pozwolili jej zachować nawet odrobiny godności, gdy obnażyli ją dla swych lubieżnych spojrzeń. Gdy wodzili po jej nagim ciele wzrokiem, w którym nie znalazła nawet krzty wstydu czy współczucia, a jedynie obelżywą uciechę. Przecież jako istota słabego rozumu najbardziej była narażona na podszepty zła. Zła, które należało piętnować publicznie.

Nie będą mieli dla niej miłosierdzia. Stała przed nimi bezbronna, z rękami skutymi żelaznymi obręczami umieszczonymi na zwisającym z sufitu łańcuchu. Balansowała na czubkach palców, odczuwając coraz większy ból w wyprężonym ciele. I wiedziała jedno – nie przetrwa badania. Nie przetrwa nawet jednej sesji pytań i tortur, a co dopiero trzech. Jej łzy i błagania nie robiły żadnego wrażenia na tych mężczyznach, na sędziach, na kacie. Nie była winna oskarżeń, ale to do niej należało udowodnienie swojej niewinności. A mogła to osiągnąć wyłącznie dzięki konsekwentnemu, twardemu zaprzeczaniu. Ale gdy kat pokazał jej narzędzia, za pomocą których miano zmusić ją do mówienia, do obwinienia się, już wiedziała. Wiedziała, że nie da rady. Złamie się i przyzna do wszystkiego, co tylko jej zarzucą. Do każdego podłego występku, każdej bezecnej myśli. Do wszystkich tych czynów, których nie popełniła.

Nie rozumiała, dlaczego się tu znalazła. A raczej dokładnie rozumiała. Jedna z badanych wcześniej kobiet złożyła na nią donos. Oskarżyła ją, że spółkowała ze Złym. Że na miotle udawała się na Łysą Górę, a potem wracała i szkodziła mieszkańcom miasteczka. Zaczarowała młodego szlachcica, żeby poprosił o jej rękę i wyniósł ją ponad stan, w którym przyszła na świat. Nieważne, że była córką burmistrza, człowieka bogatego i poważanego. Nieważne, że w następnym tygodniu miała ślubować przy ołtarzu kawalerowi, który potrzebował tych pieniędzy. A wtedy jako żona szlachcica byłaby bezpieczna. Była dumna z tego, że los tak wspaniale ją obdarował.

Teraz z jej pychy nie zostało nic. Zostało spalone wraz jej suknią, zostało zgolone wraz z jej włosami. Z tymi długimi splotami o barwie kłosów zboża. Jej największej ozdoby, z których tak bardzo była dumna. Teraz świeciła przed sędziami gołą czaszką, podczas gdy szorstkie ręce kata brutalnie miętosiły jej młode ciało w poszukiwaniu jakichkolwiek znamion. Znaków Szatana.

Ostrymi nożycami, a potem nożem pozbawiono ją owłosienia, aby Szatan nie mógł się w nim ukrywać, nie mógł przyjąć na siebie zadawanego jej bólu. W chwili, gdy ujrzała szczypce, sznury i śruby, wiedziała, że ból będzie przeogromny. Nie do wytrzymania.

Widziała wpatrzone w siebie oczy i zdawała sobie sprawę, że zrobi wszystko, żeby uniknąć losu matki i innych kobiet, które następnego dnia miały skończyć na stosie. Musi po prostu przetrwać w oczekiwaniu na królewski akt łaski. Wiedziała, że jej ojciec robi wiele, aby odwlec egzekucję skazanych kobiet. Ale czy akt łaski nadejdzie na czas?

Ostatecznie pierwszą z nich oskarżyła o stosowanie czarów szlachcianka. I wykorzystując swoją pozycję, nalegała na jak najszybsze wykonanie wyroku. Wiadomym było, że jedno słowo szlachetnie urodzonej miało większą wagę niż wszystkie zapewnienia pierwszej oskarżonej. A ta próbowała się ratować, wskazując na żonę burmistrza. A skoro uznano za winną burmistrzową, w konsekwencji jej córkę również postanowiono poddać badaniu. Przecież wiadomym jest, że żeńskie potomstwo czarownic jest szczególnie narażone na kontakt z Szatanem, ponieważ skłonność do Złego dziedziczą po matkach.

Wyprężyła się, wiedząc, że sędziowie uważnie obserwują jej poruszające się jędrne piersi. Widziała, jak jeden ze starców głośno przełknął ślinę. Dobrze. Utkwiła w nim wzrok, wiedząc jak ma postępować dalej.

Jej cnota… poczuła nagle obezwładniający żal, ale zaraz stwardniała wewnętrznie.

Nie liczyła się. Ważne było jedynie przetrwanie.

***

To wydawało się takie proste.

Wystarczyło tylko otworzyć okno, wślizgnąć się na parapet i wykonać ten jeden krok. Ostatni w swoim życiu. Przerwać żałosną egzystencję. Rozczarowanie, które przynosiła wszystkim, a zwłaszcza rodzinie. Co więcej, wstyd i hańbę. To nie była twoja wina, powiedział głosik w jej wnętrzu. A czyja? – Szybko zripostowała. Wyłącznie moja… Gdybym tylko była mądrzejsza… ładniejsza… weselsza… młodsza… gdybym tylko…

Czarny powóz, do którego wsiadł jej były już narzeczony, dawno zniknął za rogiem. A ona w ciszy patrzyła jak kolejne krople deszczu spływają po szybie. Kropla po kropli, łączyły się w płynące w dół strumyki. Zupełnie jak jej bezgłośnie cieknące łzy. Nie, nie kochała go, ale naprawdę się starała. Tym bardziej sposób, w jaki zerwał zaręczyny i zażądał wolności, piekł jak rozgrzane żelazko. I ta pogarda, z jaką na nią spoglądał, gdy wspominał o swoich ważkich powodach, dla których ich rozstanie stało się nieodzowne. A przecież to nie jej wina, że utraciła jedyną rzecz, która stanowiła o jej wartości jako kobiety. Żony.

Wydawało mu się, że wie wszystko, ale tą jedną, jedyną sprawę zachowała w sekrecie. Miał to być jej ślubny dar dla niego. Nie otrzyma go już. Nikt go nie otrzyma, ponieważ był jej ostatnią szansą na pozbycie się hańby staropanieństwa. Na to, by coś zrobić dla ojca. Dla rodziny. A teraz wszystkie ich nadzieje przepadły… Mogła wybrać prostsze rozwiązanie i szybko rozstać się z tym światem. Ze światem, w którym nie była nikomu potrzebna.

Nigdy. Nikomu.

Albo… Albo kontynuować swoje puste życie w samotności, sromocie i żałości. Bo takie właśnie będzie. Puste i pełne ludzkiej wzgardy. Drzwi do tego upragnionego świata akceptacji, już lekko uchylone, miały się właśnie rozewrzeć szeroko. Zamiast tego zostały brutalnie zatrzaśnięte i zamknięte na głucho. Chciała być szczęśliwa. Każdy zasługuje na odrobinę szczęścia w życiu. Nawet ona.

Wystarczyło tylko otworzyć okno i skoczyć. Przestanie być wtedy kłopotem dla rodziny. Wiecznym ambarasem. Wstydliwie pomijanym tematem. Wystarczyło okazać odrobinę odwagi i przynajmniej raz w życiu zrobić, co do niej należy.

Ucieczka jest wyjściem tchórza, nie bohaterstwem – coś ryczało w jej wnętrzu.

Uchyliła okno i zaciągnęła się wilgotnym powietrzem. Pachniało cudownie, tak świeżo, pomimo tego, że znajdowała się w mieście. A może tylko tak jej się wydawało. Podobno człowiek ma różne wizje podczas swoich ostatnich chwil. Stanęła na parapecie. Teraz wystarczyło jedynie się wychylić. Szybko, szybko… ponieważ już słyszała zbliżające się kroki.

Zachwiała się, niezdecydowana.

Pomyśl o swej nieśmiertelnej duszy. przekonywał głos w jej wnętrzu.

A jeśli spadnę i nie umrę, a jedynie zostanę kaleką? Jeszcze większym obciążeniem dla rodziny? Nie, coś w życiu musiało jej się nareszcie udać.

Drzwi do jej sypialni rozwarły się z trzaskiem.

– Już czas – wycedził głos.

Na nic już nie czekała. Podjęła decyzję i zamknęła oczy.

Tak będzie łatwiej.

Dla wszystkich.Rozdział

pierwszy

Kap.

Odgłos spadającej na kamienne podłoże kropli wody obudził Szymona. Mężczyzna usiadł nagle, wzdrygnął się i otworzył oczy, badając otaczającą go ciemność.

Nic. Ani jednego promienia słońca w tych przeklętych piwnicach. Czy choćby nikłego blasku, który dawałby łojowy ogarek. Jedyne źródło światła, maleńkie okienko z grubą, żelazną kratą, znajdowało się wysoko pod sufitem, a na dodatek zostało od zewnątrz zakryte jakimś pudłem. Tak, wzrok przyzwyczaił się już do stale panujących ciemności, ale mężczyzna dawno stracił rachubę czasu. Sam nie wiedział, jak długo siedział zamknięty w ciemnościach. Równie dobrze mógł być to miesiąc, jak i pół roku. Piwnica zakończona ścianą z drzwiami obitymi grubą żelazną blachą stała się przez ten czas jego nowym domem. Pociągnął badawczo nosem. Powietrze było stęchłe, znak, że na dworze musiało padać. Wilgoć przenikała przez spękane spoiny w kamiennym murze, mocząc ściany i posadzkę. Czekał go sen na wilgotnej słomie, co na pewno nie pomoże mu wyzdrowieć.

Poczuł zbliżający się atak kaszlu. Potem przez dłuższą chwilę siedział na kamieniach, spazmatycznie łapiąc oddech. Przeciągnął się, czując jak protestują zesztywniałe i obolałe mięśnie. Na pewno od jakiegoś czasu męczyła go gorączka, miał tylko nadzieję, że podczas uwięzienia nie nabawił się zapalenia płuc. Chociaż w jego sytuacji mogło być to bez znaczenia.

Nie spodziewał się aresztowania i zarzutów o zdradę. Wiedział, że ryzykuje, wyjeżdżając na Litwę, ale tam pozałatwiał bez przeszkód sprawy majątku w Różance. Obecnie dwór miał już nowego właściciela, a całość uzyskanej kwoty dzięki uprzejmości Piotra Steinkellera najpierw została zdeponowana w Banku Polskim w Warszawie, a następnie przetransferowana za granicę do Austrii na rachunek Michała Sierawskiego. Szwagier poznał Steinkellera, gdy ten działał jeszcze na terenie Rzeczpospolitej Krakowskiej. Po tym, jak przemysłowiec przeniósł się do Warszawy, rzadziej prowadzili wspólne interesy. Gdy rozważano, w jaki sposób bezpiecznie dokonać transferu pieniędzy ze sprzedaży Różanek i pozostałych należących do Pawłowskich funduszy, Michał przypomniał sobie Steinkellera, który nie miał nic przeciwko wyświadczeniu Sierawskiemu tej drobnej przysługi. Sam Szymon zatrzymał się w Warszawie u przemysłowca, nim rozpoczął końcową fazę podróży do Lwowa. Gdy bez problemu przekroczył granicę, poczuł się nareszcie bezpieczny. Misja zakończyła się sukcesem, Rosjanie nie mogli skonfiskować majątku, fundusze należące do rodziny znalazły się w Austrii. Tak, odetchnął z ulgą, gdy już znalazł się w swoim lwowskim mieszkaniu. Jak się okazało, stanowczo za wcześnie.

Austriacka policja zapukała do jego drzwi dwa dni później, tuż przed wyjazdem do Podgórek. Całkowicie zdezorientowany, został przewieziony do zabudowań pokarmelickich, które po skasowaniu zakonu w wyniku reformy przeprowadzonej przez cesarza Józefa II, Austriacy zamienili na więzienie. To właśnie tam przetrzymywani byli polscy powstańcy i spiskowcy. I to do nich dołączył Szymon.

Władze austriackie nadal musiały prowadzić dochodzenie w sprawie nieudanego powstania wznieconego przez pułkownika Zaliwskiego. Wraz z pojawieniem się następnych spisków, aresztowania objęły kolejne osoby, a śledztwo zataczało coraz szersze kręgi, nie tylko wśród wojskowych, ale również studentów czy rzemieślników. Szymon sam był uczestnikiem pogrzebu żony dyrektora Ossolineum, Konstantego Słotwińskiego. Julianna Słotwińska po aresztowaniu swojego męża zmarła w czasie połogu. Szymon do dziś pamiętał, jakie wrażenie zrobiły na nim zebrane tłumy ludzi, którzy w ten sposób manifestowali poparcie dla uwięzionych. I bezsilną wściekłość skierowaną przeciwko zaborcy.

A teraz dołączył do nich Szymon. Szymon, który tak naprawdę nie zasłużył na miano patrioty. Lub zdrajcy według zaborcy. Niczym się nie wyróżnił, nie walczył w powstaniu, nie brał udziału w zebraniach, nie spiskował. Czy się tego wstydził? Tak, najpierw było mu wstyd, że w żaden sposób nie przysłużył się ojczyźnie. Zawsze posłuszny syn swego ojca…

Później, kiedy dyskutował ze szwagrem, stwierdził, że nic nie jest czarne ani białe. Motywy ludzi, nawet te najbardziej szlachetne, przyjmują wiele rozmaitych odcieni szarości. Spiskowcy chcieli wolnego kraju, ale wyłącznie według własnej wizji. I zbyt często w łonie kolejnych stowarzyszeń czy związków pojawiały się spory albo nawet dochodziło do otwartej walki o władzę. O rację… O tak, szanował ich za to, że chcieli, za to, że oddali się całkowicie walce o idee, ale ta wojna i te bitwy mogły skończyć się jedynie porażką w obliczu przytłaczającej przewagi przeciwnika. I żaden ze spiskowców nie mógł pomagać dłużej ojczyźnie zza krat więzienia czy z szubienicy… Owszem, pojawią się kolejni, potem następni, ale Szymon wątpił, czy uda się doprowadzić do zjednoczenia myśli i czynów. By wszyscy, bez względu na dzielący ich światopogląd, byli w stanie ze sobą współpracować dla wyższego dobra i raz na zawsze pogrzebać dzielące ich różnice. Ale na razie…

Głośny wrzask przerwał jego ponure rozważania. Pewnie krzyczał któryś z nieszczęsnych spiskowców, których śledztwo przywiodło do utraty zdrowych zmysłów. Albo waśnie jakiś nieszczęśnik odbywał karę chłosty. Niby używanie tortur w czasie śledztwa było zakazane przez prawo, ale w praktyce robiono wszystko, aby uzyskać przyznanie się do winy. I wydanie wszystkich innych zaangażowanych. Szymon uważał, że jego nazwisko pojawiło się w dokumentach przy takiej właśnie okazji. Któryś z więźniów poddawanych nie tylko fizycznym, ale i psychicznym męczarniom, załamał się i podał wszystkie znane mu imiona. Szymon wiedział również o takich, którzy odebrali sobie życie, wiedząc, że nie oprą się kolejnym katuszom i wydadzą swoich towarzyszy. Ale nie wszyscy zachowywali się honorowo. Do jego uszu dotarły również informacje o więźniach, którzy w czasie przesłuchania wymieniali wszystkie nazwiska, które wpadły im do głowy, bez względu na to, czy mężczyźni ze spiskami mieli cokolwiek wspólnego, czy też nie.

Szymon poznał Zaliwskiego w Paryżu, widział się z nim może dwa razy, ale nie zamierzał przyłączyć się do fatalnie zorganizowanej partyzantki. A raczej niezorganizowanej. O jego nastawieniu zadecydował zdrowy rozsądek. Został w Paryżu trochę dłużej, usiłując wyperswadować Arturowi udział w źle zorganizowanym powstaniu, ale bezskutecznie. Zawisza pozostał romantykiem wierzącym w moc sprawczą idei. Natomiast u Szymona królował pragmatyzm. I absolutny brak wiary w powodzenie planu Zaliwskiego. Przerzucenie niewielkich oddziałów przez granicę i ślepa wiara w entuzjastyczne dołączenie się mieszkańców Kongresówki do walki przeciw Rosjanom, wydała się Szymonowi głupia. I kompletnie nieodpowiedzialna, ponieważ mogła kosztować życie kolejnych polskich patriotów, bez minimalnego zbliżenia się do odzyskania suwerenności. Niestety jego przeczucie sprawdziło się, a Szymon utracił najbliższego przyjaciela. I te krótkie kontakty wystarczyły, by zostać podejrzanym o zbrodnię zdrady głównej. Za którą była tylko jedna kara – śmierć.

Coś dotknęło jego nogi w ciemnościach. Pewnie szczur, stały bywalec celi. Zbliżył się w poszukiwaniu resztek pożywienia, a Szymon zastygł, żeby go nie spłoszyć. Nigdy by nie przypuszczał, że towarzystwo tego zwierzęcia może mu przynieść otuchę. Przynajmniej miał się do kogo odezwać. Zwierzak mu nie odpowie, ale dzięki temu nie miał wrażenia, że traci zdrowe zmysły. A obłąkanie, po latach odosobnienia, często towarzyszyło więźniom. I było przyczyną samobójstw.

Z daleka zabrzmiało tupanie buciorów strażników. Czy już nastała noc, gdy straż z łomotem wpada do każdej celi i sprawdza stan zamków i krat? Do każdej o innej godzinie, oczywiście hałasując tak, by obudzić jak największą liczbę uwięzionych. Czy też może nadeszła jego kolej na rozmowę ze śledczym? Nawet byłby z tego zadowolony, tak doskwierała mu samotność. I faktycznie po chwili w zamku zazgrzytał klucz, a drzwi uchyliły się z raniącym uszy skrzypnięciem. Szymon skrzywił się, po czym zasłonił oczy dłonią, chroniąc je przed nagłym blaskiem latarni. Jego towarzysz smyrgnął po kamiennej posadzce i po chwili Szymon zauważył, jak wystawia nos ze szczeliny. Najwyraźniej nie spodobało mu się towarzystwo. Strażnik bez certolenia się rzucił:

– Wstawaj, idziemy!

Szymon nie protestował, tylko podniósł się, podzwaniając łańcuchem przytwierdzonym do metalowych obręczy, w które zakuto mu dłonie przed wprowadzeniem do celi. Popychany, Szymon ruszył wąskim korytarzem, następnie schodami do góry. Z każdym krokiem robiło się coraz jaśniej, więc kawaler zmrużył oczy. I tak zaczęły mu łzawić. Wprowadzono go do niewielkiego pokoju z zawalonym dokumentami odrapanym biurkiem i dwoma prostymi, drewnianymi krzesłami. Jedno z nich zostało wskazane Szymonowi. Młody mężczyzna, nie zwlekając, opadł na nie i wbił wzrok w sędziego śledczego, starając się zrobić na nim jak najlepsze wrażenie. W tym momencie błogosławił i jednocześnie przeklinał swoją prawniczą wiedzę. Świadomość jak długo trwa śledztwo, a potem zatwierdzanie wyroku przez kolejne sądy, sprawiała, że spodziewał się w swojej celi spędzić co najmniej rok. I dopiero po ostatecznej decyzji podjętej przez cesarza dowie się, co postanowiono w jego sprawie.

– No, Pawłowski, mam nadzieję, że nie utrudnisz sobie życia…

A można jeszcze bardziej? – chciał spytać Szymon, ale zmilczał. Antagonizowanie sędziego, który prowadził śledztwo, był obrońcą i oskarżycielem w jednej osobie, i jako taki referował przed sądem karnym sprawy poszczególnych uwięzionych, nie wydawało się najmądrzejszym sposobem na wyjście z opresji. Zwłaszcza że śledczy, decydując o winie lub niewinności uwięzionego, często polegali wyłącznie na swoim wrażeniu podczas przesłuchania.

– Mów! – padło polecenie.

Szymon milczał. Zdawał sobie sprawę, że najprawdopodobniej wszystko, co powie, zostanie zinterpretowane wyłącznie na jego niekorzyść, a nadal nie wiedział, jakie właściwie ciążą na nim zarzuty.

– Nie rozumiem, dlaczego się tu znalazłem. – Miał nadzieję, że sędziemu coś się wymsknie, dzięki czemu zorientuje się, jak poważna jest jego sytuacja.

Śledczy zaśmiał się chrapliwie.

– Wy, Polacy, nigdy nic nie wiecie i zawsze jesteście niewinni, zwłaszcza gdy ciąży na was zarzut zdrady stanu…

Niedobrze… Ale właśnie tego Szymon się spodziewał.

– Chcemy wiedzieć, co planowaliście z Zaliwskim i lepiej dla was będzie, jak opowiecie wszystko dokładnie. Wypieranie się nic nie da, dowody przeciwko wam są jednoznaczne…

– Niczego nie planowałem z Zaliwskim… – Starał się, aby głos mu nie drżał i nie spuszczał wzroku ze śledczego.

Ten zastanawiał się przez moment, stukając obsadką pióra w biurko. Po chwili zapisał coś w dokumentach.

– Ciekawe… Inni twierdzą zupełnie co innego.

Oczywiście nie pojawiły się nazwiska tych innych, pomyślał kwaśno Szymon.

– Kłamią lub mylą się. Z Zaliwskim łączyły mnie luźne kontakty towarzyskie, nic ponadto.

– A więc przyznajecie, że kontaktowaliście się…

– Nie – natychmiast zaprzeczył Szymon. – Spotkałem go raz czy dwa razy w salonie i to byłoby na tyle, jeśli chodzi o nasze kontakty. W obecności dam i osób trzecich nie porusza się pewnych tematów, a już na pewno takich jak ewentualne plany insurekcji. Nie jest to rozsądne ani bezpieczne. A ja na pewno nie należałem do zaufanych Zaliwskiego.

– A Tyszkiewicz?

– Nie łączą mnie z panem hrabią stosunki towarzyskie. Nigdy nie zostałem mu przedstawiony.

Śledczy zastanawiał się długą chwilę.

– Jako prawnik zdaje pan sobie sprawę, jak ważna jest współpraca, zwłaszcza w sprawach tak ważkich jak bezpieczeństwo państwa.

Szymona nie zaskoczyła nagła zmiana tonu śledczego. Gdyby sam prowadził śledztwo, próbowałby różnych metod. Także takiej mającej na celu uśpić czujność przesłuchiwanego.

– Dla dobra nas wszystkich konieczne jest, byśmy złapali wszystkie nici tego spisku, sam pan rozumie – ton śledczego stał się poufały.

– Rozumiem, ale ubolewam, ponieważ nie mogę w żaden sposób panu pomóc. Nie wiem nic na temat wydarzeń z 1833 roku. W tym czasie najpierw przebywałem w Paryżu, skąd pod koniec marca wróciłem prosto do Podgórek, gdzie gościłem aż do końca czerwca.

– Ktoś to może potwierdzić?

Szymon nagle poczuł przypływ nadziei. Jeśli wyślą policję, aby zadać pytania Michałowi, rodzina dowie się, co go spotkało. Szwagier prowadził rozmaite przynoszące wysokie profity interesy i młody mężczyzna zdawał sobie sprawę, że liczą się z nim nawet ustosunkowani Austriacy. Jeśli Sierawski wykorzysta swoje rozliczne koneksje, istnieje szansa, że Szymon wyjdzie z tej opresji bez szwanku.

– Michał Sierawski. Moja siostra urodziła w tym czasie dziedzica i przez kilka miesięcy fetowano ten fakt. Przebywałem wtedy z rodziną…

Śledczy zmarszczył brwi i zastanawiał się przez chwilę.

– Nie wyjeżdżał pan? Na przykład do miasta? Jest pan młodym mężczyzną, a w majątku szwagra pewnie nie ma stałego dostępu do… – śledczy zawiesił znacząco głos, po czym mrugnął do Szymona – powiedzmy… pewnych rozrywek.

Pawłowski spurpurowiał. Co sędzia mu imputował? Zajęty nauką nie miał czasu włóczyć się po lupanarach, a obserwując zachowanie ojca przez lata, uznał, że hazard przynosi jedynie nieszczęście, więc domów gry również unikał jak ognia.

– Nie interesują mnie rozrywki tego typu – wycedził wzburzony.

Sędzia zastanawiał się przez chwilę, po czym zasypał Szymona kolejnymi pytaniami. Po trzech godzinach obaj byli już wyraźnie zmęczeni.

– Jeśli nie zechce pan z nami współpracować, możemy zawsze oddać pana naszym rosyjskim przyjaciołom…

Pawłowski tylko siłą woli zapanował nad wyrazem twarzy. Gdyby dostał się w ręce Wrońskiego lub jemu podobnych, najprawdopodobniej nie wyszedłby z opresji cało. Pamiętał jak ojciec szalał, gdy zorientował się, że jego najmłodsza siostra Rozalia opuściła w tajemnicy Podgórki i udała się nie wiadomo gdzie. Gdy ojciec dostał ataku, wszyscy byli pewni, że starszy Pawłowski nie przeżyje. Jednak ten uparcie czepiał się życia i zmusił syna, aby mu przysiągł, że ożeni się zgodnie z jego wolą. Nie chcąc antagonizować ojca, Szymon szybko obiecał, co konieczne. Niedługo potem wyjechał na Litwę, załatwić sprawy majątku. W obecnej sytuacji wymuszone potencjalne małżeństwo znalazło się na samym dole listy jego problemów.

– Posiadam austriacki paszport… – oświadczył cicho, żywiąc nadzieję, że śledczy uzna ten argument.

Sędzia pokiwał głową i przez dłuższą chwilę zapisywał coś na kolejnych kartkach, które układał podczas rozmowy z Szymonem w równy stosik. W końcu spojrzał na siedzącego przed nim więźnia w wymiętym surducie i brudnej koszuli. On też nie wyglądałby lepiej po sześciu tygodniach spędzonych w celi.

– Wyprowadzić – rzucił do strażnika i na tym zakończył postępowanie. Teraz musi tylko sporządzić raport i sprawa kolejnego Polaka będzie zakończona. Następne czekały w długiej kolejce.

Ciąg dalszy w wersji pełnej

Przedsiębiorca i bankier, jeden z pomysłodawców Kolei Warszawsko--Wiedeńskiej. Radca w Banku Polskim.Spis treści

Prolog

Rozdział pierwszy

Rozdział drugi

Rozdział trzeci

Rozdział czwarty

Rozdział piąty

Rozdział szósty

Rozdział siódmy

Rozdział ósmy

Rozdział dziewiąty

Rozdział dziesiąty

Rozdział jedenasty

Rozdział dwunasty

Rozdział trzynasty

Rozdział czternasty

Rozdział piętnasty

Rozdział szesnasty

Rozdział siedemnasty

Rozdział osiemnasty

Rozdział dziewiętnasty

Rozdział dwudziesty

Rozdział dwudziesty pierwszy

Rozdział dwudziesty drugi

Rozdział dwudziesty trzeci

Rozdział dwudziesty czwarty

Rozdział dwudziesty piąty

Rozdział dwudziesty szósty

Rozdział dwudziesty siódmy

Rozdział dwudziesty ósmy

Rozdział dwudziesty dziewiąty

Rozdział trzydziesty

Epilog

Polecamy
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: