Naznaczeni. Więzy krwi. Część 4 - ebook
Naznaczeni. Więzy krwi. Część 4 - ebook
Przeszłość nie daje o sobie zapomnieć. FBI prowadzi tajny program, do którego angażuje młodzież obdarzoną paranormalnymi zdolnościami. Kiedy Cassie Hobbes dołączyła do elitarnej grupy naznaczonych, miała tylko jeden cel: odkryć prawdę o morderstwie swojej matki. Teraz wszystko, co uważała za prawdę, zostało zakwestionowane. Jej matka żyje, a ludzie, którzy ją przetrzymują są potężniejsi i niebezpieczniejsi niż wszystko, z czym do tej pory zmagali się naznaczeni. Cassie i zespół postanawiają rozpracować grupę, która morduje od pokoleń. Zaczyna się śmiertelna gra, w której to naznaczeni stają się zwierzyną. Czy uda im się wygrać wyścig z czasem? Jaki związek z mordercami ma Cassie?
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8103-259-9 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Seryjny morderca naprzeciwko mnie ma takie same oczy jak jego syn. Identyczny kształt. Identyczny kolor. Ale ten błysk, ta iskra oczekiwania – są całkowicie twoje.
Doświadczenie – oraz moi mentorzy z FBI – nauczyło mnie, że mogę zagłębiać się w umysły innych ludzi nie poprzez rozmowę o nich, lecz mówiąc do nich. Poddałam się chęci profilowania, czytałam człowieka siedzącego przede mną. Skrzywdzisz mnie, jeśli będziesz mógł. Wiedziałam o tym, jeszcze zanim przyszłam do tego więzienia o zaostrzonym rygorze i zanim ujrzałam subtelny uśmiech wykwitający na twarzy Daniela Reddinga, gdy nasze oczy się spotkały. Krzywdząc mnie, skrzywdzisz chłopaka. Zagłębiałam się coraz bardziej w psychopatyczną perspektywę Reddinga. A chłopak należy do ciebie, możesz go krzywdzić.
Nie miało znaczenia, że ręce Daniela Reddinga były skute kajdankami i przypięte łańcuchem do stołu. Nie miało znaczenia, że przy drzwiach stał uzbrojony agent FBI. Człowiek przede mną był jednym z najbrutalniejszych seryjnych morderców na świecie i jeśli tylko pozwoliłabym mu uzyskać nad sobą przewagę, z pewnością wypaliłby w mojej duszy ślad – tak, jak wypalał literę R w ciałach swoich ofiar.
Zwiąż je. Naznacz. Potnij. Powieś.
Tak Redding zabijał swoje ofiary. Ale to nie dlatego dziś tu przyszłam.
– Powiedziałeś mi kiedyś, że nigdy nie znajdę człowieka, który zabił moją matkę. – Mój głos brzmiał dużo spokojniej niż to, co działo się w mojej głowie. Znałam tego konkretnego psychopatę wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że będzie chciał wyprowadzić mnie z równowagi.
Spróbujesz wniknąć w mój umysł, niczym ziarna zasadzić pytania i wątpliwości, tak żeby część ciebie wyszła z tego więzienia razem ze mną.
Tak postąpił kilka miesięcy wcześniej, gdy podzielił się wiadomością o mojej matce. I dlatego byłam tu dziś.
– Tak powiedziałem? – spytał Redding, subtelnie się uśmiechając. – Brzmi to jak coś, o czym mogłem wspomnieć, ale… – Wzruszył ramionami w wyćwiczonym ruchu.
Skrzyżowałam ręce na stole i czekałam. To ty chciałeś, żebym tu przyszła. To ty zostawiłeś przynętę. A ja właśnie ją łapię.
W końcu Redding przerwał ciszę.
– Z pewnością masz mi coś jeszcze do powiedzenia. – Jako morderca Redding potrafił być cierpliwy, ale wyłącznie na swoich warunkach, nie na moich. – Ostatecznie – kontynuował niskim głosem – mamy ze sobą wiele wspólnego.
Wiedziałam, że nawiązuje do mojej relacji z jego synem. Wiedziałam też, że aby dostać to, na czym mi zależy, nie mogłam unikać tego tematu.
– Masz na myśli Deana.
Gdy wypowiedziałam to imię, krzywy uśmiech Reddinga tylko się pogłębił. Mój chłopak – i również naznaczony – nie wiedział, że tu jestem. Nalegałby, żeby pójść ze mną, a nie mogłam mu tego zrobić. Daniel Redding był mistrzem manipulacji, ale żadne jego słowa nie mogłyby mnie skrzywdzić tak mocno, jak dotknęłyby Deana.
– Czy mój syn uważa, że się w tobie kocha? – Redding nachylił się do przodu i skrzyżował swoje skute ręce, naśladując mnie. – Czy w nocy zakradasz się do jego pokoju? Czy wczepia dłonie w twoje włosy? – Wyraz twarzy Reddinga złagodniał. – Czy gdy Dean trzyma cię w swych ramionach – wyszeptał melodyjnym tonem – zastanawiasz się, jak niewiele brakuje, by skręcił ci kark?
– To musi być przykre – stwierdziłam spokojnie – wiedzieć tak niewiele o własnym synu.
Jeśli Redding chciał mnie skrzywdzić, powinien postarać się bardziej, niż próbując sprawić, bym zwątpiła w Deana. Jeśli chciał – jak powiedział – prześladować mnie przez najbliższe dni i tygodnie, musiałby trafić w najczulsze miejsce. Najsłabsze.
– To musi być przykre – powtórzył po mnie Redding – wiedzieć tak niewiele o tym, co przydarzyło się twojej matce.
W myślach uderzył mnie nagle widok ociekającej krwią garderoby mojej mamy, ale zachowałam stoicki spokój. Naprowadziłam atak Reddinga na bolące miejsce, ale dzięki temu skierowałam rozmowę tam, gdzie zamierzałam.
– Czy to nie dlatego tu jesteś? – spytał Redding. Jego głos był niski i aksamitny. – Dowiedzieć się, co wiem o morderstwie twojej matki?
– Jestem tu – odpowiedziałam, wpatrując się w niego przenikliwie – bo wiem, że gdy przysięgałeś mi, że nigdy nie znajdę mordercy mojej matki, mówiłeś prawdę.
Każde z pięciorga naznaczonych nastolatków z programu FBI miało swoją specjalność. Moją było profilowanie. Lii Zhang wykrywanie kłamstw. Wiele miesięcy temu potwierdziła, że szydercze słowa Reddinga to prawda. Wyczuwałam teraz Lię po drugiej stronie lustra weneckiego, gotową podzielić na prawdę i kłamstwa każde zdanie wypowiedziane przez Reddinga.
Czas wyłożyć karty na stół.
– Chcę wiedzieć – oznajmiłam mordercy naprzeciw mnie, podkreślając każde słowo – jakiego rodzaju prawdę mówiłeś. Czy zapewniałeś mnie, że nigdy nie znajdę mordercy mojej matki dlatego, że uważasz, że była to morderczyni? – Przerwałam. – Czy może masz podstawy sądzić, że moja matka wciąż żyje?
Dziesięć tygodni. Tyle właśnie szukaliśmy jakiejś poszlaki – jakiejkolwiek, nieważne jak małej – czegoś, co doprowadziłoby nas do seryjnych morderców, którzy spreparowali śmierć mojej matki prawie sześć lat wcześniej. Ludziom, którzy od tego czasu trzymali ją w zamknięciu.
– To nie jest zwykła wizyta, prawda? – Redding odchylił się na krześle. Przechylił głowę. Jego oczy, oczy Deana, bacznie mi się przyglądały. – Wcale nie osiągnęłaś punktu krytycznego, a moje słowa nie prześladują cię od miesięcy. Czegoś się dowiedziałaś.
Wiedziałam, że moja matka żyje. Że te potwory ją więżą. I że zrobię wszystko, łącznie z zawieraniem paktu z diabłem, by ich złapać. By sprowadzić ją do domu.
– Jakbyś zareagował – spytałam Reddinga – gdybym powiedziała, że istnieje tajne stowarzyszenie seryjnych morderców, którzy co trzy lata mordują dziewięć osób? – Słyszałam w swoim głosie napięcie. Nie brzmiałam jak ja. – Gdybym powiedziała ci, że robią to rytualnie, że zabijają od ponad stu lat i że to ja ich złapię?
Redding się nachylił.
– Powiedziałbym, że chciałbym tam być, żeby zobaczyć, co to stowarzyszenie ci zrobi po tym, jak na nie trafisz. Żeby patrzeć, jak będą cię rozrywać na części, kawałek po kawałku.
No dalej, ty chory potworze. Mów dalej, co mi zrobią. Powiedz wszystko, co wiesz.
Redding nagle przerwał i zachichotał.
– Sprytna z ciebie dziewczyna, co? Sprawiasz, że opowiadam takie rzeczy. Rozumiem, co widzi w tobie mój chłopak.
Drgnął mi mięsień szczęki. Prawie go miałam. Byłam tak blisko…
– Znasz swojego Szekspira? – Oprócz ogromu innych ujmujących cech siedzący naprzeciw mnie seryjny morderca miał upodobanie do Barda.
– „Rzetelnym bądź sam względem siebie”1? – zasugerowałam ponuro. Łamałam sobie głowę, jak nakierować go z powrotem na temat, jak go zmusić do podzielenia się tym, co wie.
------------------------------------------------------------------------
1 William Szekspir, Hamlet. Królewicz duński, akt pierwszy, scena trzecia, tłum. Józef Paszkowski.
Redding uśmiechnął się, odsłaniając zęby.
– Myślałem o Burzy. „Piekło (…) próżne jest na teraz, a wszystkie diabły zbiegły na nasz okręt”2.
------------------------------------------------------------------------
2 William Szekspir, Burza, akt pierwszy, scena druga, tłum. Leon Ulrich.
Wszystkie diabły. Morderca naprzeciw. Wynaturzona sekta, która pojmała moją matkę.
Siedmiu Mistrzów, wyszeptał mi głos z pamięci. Pytia. I Dziewięć.
– Co mogę o nich wiedzieć – stwierdził Redding – skoro mają twoją matkę od tylu lat? – Bez ostrzeżenia przybliżył swoją twarz do mojej, na ile pozwalały mu łańcuchy. – Sama może być niezłym diabłem.ROZDZIAŁ 2
Stojący przy drzwiach agent FBI wyjął broń, gdy Redding skoczył w moją stronę. Wpatrywałam się w twarz mordercy, zaledwie o kilka centymetrów od mojej.
Chcesz, żebym się wzdrygnęła. W przemocy chodzi o dominację i kontrolę – kto je ma, a kto nie.
– Nic mi nie jest – powiedziałam.
Agent Vance od czasu do czasu współpracował z agentem Briggsem, odkąd dołączyłam do programu naznaczonych. Ustalono, że będzie trzymał straż, jako że zarówno Briggs, jak i jego partnerka, agentka Sterling, zdecydowali się zostać po drugiej stronie lustra weneckiego. Oboje łączyła przeszłość z Danielem Reddingiem, a teraz chcieliśmy skupić całą uwagę psychopaty na mnie.
– Nie może mnie skrzywdzić – zapewniłam agenta Vance’a, wymawiając te słowa do nich obydwu. – Po prostu odstawia melodramat.
Wyrazy dobierałam oszczędnie, tak by wciągnąć Reddinga w grę na słownej szachownicy. Potwierdził już, że wie o istnieniu tej konkretnej grupy morderców. Teraz musiałam się dowiedzieć, co właściwie słyszał i od kogo.
Nie mogłam się rozkojarzyć.
– Nie musimy się drażnić. – Redding na powrót rozsiadł się na swoim krześle i w ramach przyznania się do winy pokazał Vance’owi skute ręce. Agent schował broń do kabury. – Po prostu mówię otwarcie. – Kąciki ust Reddinga wykrzywiły się, gdy na powrót spojrzał na mnie. – Pewne rzeczy są w stanie złamać człowieka. I kogoś takiego, na przykład twoją matkę, można uformować w coś nowego… – Redding przechylił głowę w bok. Oczy miał przymknięte, jakby właśnie coś mu się śniło na jawie. – W coś wspaniałego.
– Kim oni są? – spytałam, ignorując przynętę. – Gdzie o nich usłyszałeś?
Długa przerwa.
– Powiedzmy, że coś wiem. – Twarz Reddinga zastygła. Gdy kontynuował, głos miał ni to cichy, ni to głośny. – Co dostałbym w zamian?
Redding był inteligentny, wyrachowany, sadystyczny. I miał dwie obsesje. To, co zrobiłeś swoim ofiarom. I Dean.
Zacisnęłam pięści. Wiedziałam, co muszę powiedzieć, i nie wątpiłam, że to zrobię. Nieważne, że mnie od tego mdliło. Nieważne, jak bardzo nie chciałam wypowiedzieć tych słów.
– Dean dotyka mnie teraz częściej niż wcześniej. – Spojrzałam na stół, na swoje ręce. Trzęsły się. Zmusiłam się, żeby obrócić lewą dłoń i dotknąć prawej. – Oplata palcami moje palce, a kciukiem… – Przełknęłam głośno ślinę i dotknęłam kciukiem wnętrza dłoni. – Kciukiem zatacza mi małe kółka w tym miejscu. Czasami obrysowuje palcami kształt mojej dłoni. Czasami… – Głos uwiązł mi w gardle. – Czasami dotykam palcami jego blizn.
– Ma je ode mnie. – Widziałam, jak Redding delektuje się moimi słowami. Będzie to robił jeszcze przez długi czas.
Zrobiło mi się niedobrze. Dalej Cassie. Nie masz wyjścia.
– Śnisz się Deanowi. – Czułam się, jakbym miała w ustach ostry jak brzytwa papier ścierny, lecz musiałam mówić dalej. – Czasami budzi się z koszmaru i nie widzi, co jest przed nim. Widzi tylko ciebie.
Opowiadanie ojcu Deana takich rzeczy nie było jedynie zawieraniem paktu z diabłem. Zaprzedawałam własną duszę. Byłam niebezpiecznie blisko zaprzedania duszy Deana.
– Nie powiesz mojemu synowi, co zrobiłaś, żebym zaczął mówić. – Redding bębnił palcami po stole. – Ale za każdym razem, gdy dotknie twojej dłoni, gdy ty dotkniesz jego blizn, przypomni ci się ta rozmowa. Będę tam. Nawet jeśli chłopak nie będzie o tym wiedział, ty będziesz.
– Powiedz, co wiesz – rzuciłam, a słowa kaleczyły mi gardło.
– W porządku. – Na ustach Reddinga widać było satysfakcję. – Ścigana przez ciebie grupa szuka konkretnego typu zabójcy. Takiego, który tęskni za byciem częścią czegoś większego. Za przynależnością.
Tak odpłacał mi potwór.
– Ja taki nie jestem – kontynuował Redding. – Ale uważnie słucham. Przez te wszystkie lata słyszałem trochę plotek. Szeptów. Legend miejskich. O Mistrzach i uczniach, rytuałach i zasadach. – Nieco przekrzywił głowę w bok. Obserwował moją reakcję, jak gdyby potrafił dostrzec pracę mojego mózgu i uznał ją za fascynującą. – Wiem, że każdy Mistrz wybiera swojego następcę. Nie wiem, ilu ich jest. Nie wiem, kim są ani gdzie należy ich szukać.
Pochyliłam się do przodu.
– Ale wiedziałeś, że więżą moją matkę. Wiedziałeś, że nie umarła.
– Po prostu dostrzegam wzory. – Redding lubił mówić o sobie. Demonstrował mi swoją wyższość, ale też FBI, Briggsowi i Sterling, których pewnie podejrzewał o obecność za szybą. – Niedługo po tym, jak trafiłem tutaj, dowiedziałem się o innym więźniu. Został skazany za zamordowanie swojej eks, ale upierał się, że ona wciąż żyje. Nigdy nie znaleziono ciała. Jedynie ogromną ilość krwi – oskarżyciele przekonywali, że było jej zbyt dużo, by ofiara mogła przeżyć.
Przeszły mnie ciarki po plecach. Garderoba mojej matki. Moja ręka szukająca nerwowo włącznika światła. Palce dotykające czegoś lepkiego, mokrego, ciepłego i…
– I doszedłeś do wniosku, że ta grupa była w to zamieszana? – Ledwie słyszałam, jak zadaję to pytanie, ogłuszona biciem własnego serca.
Redding uniósł lewy kącik ust.
– Każde imperium potrzebuje królowej.
Było w tym coś więcej. Musiało być.
– Wiele lat później – dodał – sam zdecydowałem się wziąć ucznia.
Właściwie było ich trzech, ale wiedziałam, o którym mówi:
– Webbera.
Najpierw mnie porwał, a potem wypuścił w lesie i urządził sobie polowanie. Jakbym była zwierzyną łowną.
– Dowiedziałem się od niego kilku rzeczy. O Deanie. O Briggsie. O tobie. Oraz o agentce specjalnej Lacey Locke.
Locke, moja pierwsza mentorka w FBI, urodziła się jako Lacey Hobbes, młodsza siostra mojej matki. Skończyła jako seryjna morderczyni, raz po raz odtwarzając morderstwo mojej matki.
Wcale nie morderstwo, upomniałam się. Locke zabijała kobiety podobne do swojej siostry, wciąż od nowa odgrywała jej śmierć, podczas gdy Lorelai Hobbes cały czas żyła.
– Poznałeś szczegóły sprawy mojej matki. – Musiałam się skoncentrowałaś na tu i teraz, na Reddingu. – Dostrzegłeś powiązanie.
– Szepty. Pogłoski. Legendy miejskie – powtórzył Redding. – Mistrzowie i uczniowie, rytuały i zasady, a w środku tego wszystkiego kobieta. – Oczy mu zabłysły. – Bardzo szczególna kobieta.
Usta, język i gardło miałam kompletnie suche, nie byłam w stanie wydusić z siebie słów.
– Jaka?
– Taka, którą można uformować w coś wspaniałego. – Redding zamknął oczy, głos aż wibrował mu z zadowolenia. – W coś nowego.Ty
Bierzesz nóż. Podchodzisz do kamiennego stołu, testujesz w dłoni wyważenie ostrza.
Koło się obraca. Ofiara obraca się razem z nim, przykuta do kamienia łańcuchem. Ciało i dusza.
– Wszyscy są poddawani próbie. – Wymawiasz te słowa, przesuwając tępą stroną noża po szyi ofiary. – Wszyscy muszą udowodnić, że są nas godni.
W twoich żyłach buzuje poczucie mocy. To twoja decyzja. Twój wybór. Jeden ruch nadgarstka i krew popłynie. Koło się zatrzyma.
Ale bez porządku istnieje chaos.
Bez porządku istnieje ból.
– Czego ci trzeba? – Pochylasz się, kiedy szepczesz te starożytne słowa. Nóż w ręce kieruje się ku szyi ofiary. Możesz ją zabić, ale będzie cię to kosztować. Siedem dni i siedem rodzajów bólu. Koło nigdy nie przestaje się obracać na długo.
– Czego mi trzeba? – Ofiara powtarza pytanie. Uśmiecha się, kiedy krew spływa po nagiej klatce piersiowej. – Dziewięciu.ROZDZIAŁ 3
No cóż, sama frajda. – Lia zeskoczyła ze stołu, na którym siedziała.
Agent Vance właśnie przyprowadził mnie do pokoju obserwacyjnego. Sterling i Briggs nadal wpatrywali się w pomieszczenie, z którego przed chwilą wyszłam. Po drugiej stronie lustra weneckiego strażnicy podnieśli Daniela Reddinga na nogi. Briggs – ambitny i lubiący rywalizację, na swój sposób idealistyczny – nigdy nie spojrzałby na Reddinga inaczej niż na potwora, zagrożenie. Sterling była bardziej powściągliwa, trzymała emocje na wodzy. Stosowała się do ustanowionych wcześniej zasad, łącznie z tą, która mówiła, że ludzie pokroju Daniela Reddinga nie są w stanie osłabić jej poczucia kontroli.
– Słowo daję – kontynuowała Lia, machając dłonią – seryjni mordercy są strasznie przewidywalni. Zawsze to samo: „Chcę patrzeć, jak cierpisz” oraz „Pozwól mi cytować Szekspira i wyobrażać sobie, jak tańczę nad twoimi zwłokami”.
Lia odnosiła się tak lekceważąco do rozmowy, której właśnie była świadkiem, bo to, co usłyszała, poruszyło ją równie mocno, jak mnie.
– Kłamał? – spytałam. Nieważne, jak mocno naciskałam, Redding utrzymywał, że nie zna nazwiska więźnia, którego eks „zginęła” jak moja matka, ale wiedziałam, że nie mogę ufać słowom mistrza manipulacji.
– Redding może wiedzieć więcej, niż mówi – stwierdziła Lia – ale nie kłamie. Przynajmniej w sprawie Starego Dobrego Konsorcjum Psychopatycznych Seryjnych Morderców. Naciągnął trochę prawdę, mówiąc, że chce patrzeć, jak wspomniani psychopaci się tobą zajmą.
– Oczywiście, że nie chce patrzeć. – Próbowałam nadać głosowi równie nonszalancki ton, jak Lia, żeby to wszystko nie miało takiego znaczenia. – To Daniel Redding. Chce zabić mnie osobiście.
Lia uniosła brew.
– Wygląda na to, że tak działasz na ludzi.
Prychnęłam. Biorąc pod uwagę, że odkąd dołączyłam do programu, nie jeden, lecz dwoje seryjnych morderców wzięło mnie na celownik, nie mogłam za bardzo odeprzeć tego stwierdzenia.
– Znajdziemy sprawę, o której mówił Redding – rzucił Briggs, odwrócił się i spojrzał na mnie i Lię. – Może to chwilę potrwać, ale jeśli któryś z więźniów pasuje do opisu, to go znajdziemy.
Agentka Sterling położyła mi dłoń na ramieniu.
– Cassie, zrobiłaś to, co trzeba było zrobić. Dean by to zrozumiał.
Oczywiście, że by zrozumiał. To nie polepsza sprawy. Pogarsza ją.
– A jeśli chodzi o to, co Redding powiedział o twojej matce…
– Skończyliśmy? – spytała obcesowo Lia, przerywając agentce Sterling.
Znałam już Lię na tyle, by wiedzieć, żeby nie posyłać jej wdzięcznego spojrzenia. Ale byłam jej wdzięczna. Nie chciałam omawiać tego, co Redding insynuował na temat mojej matki. Nie chciałam się zastanawiać, czy jest w tym choćby najmniejsze ziarno prawdy.
Agentka Sterling zrozumiała ten przekaz. Gdy prowadziła nas do wyjścia, nie próbowała ponownie poruszać tego tematu.
Lia wzięła mnie pod ramię.
– Tak na przyszłość – powiedziała z nietypową dla siebie delikatnością w głosie – jeśli kiedykolwiek… – będziesz chciała porozmawiać, podpowiedział mi wewnętrzny głos, będziesz chciała się wygadać… – kiedykolwiek – powtórzyła łagodnie tonem aż dźwięczącym ze szczerości – znów będę musiała słuchać opowieści pod tytułem Trzymamy się za ręce. Erotyczne przygody Cassie i Deana, zemszczę się. I będzie to zemsta epicka.
Oprócz wykrywania kłamstw specjalnością Lii było odwracanie uwagi, które jednak często zawierało w pakiecie sporo złośliwości.
– Jaka zemsta? – spytałam, po części wdzięczna za zmianę tematu, ale i przekonana, że Lia nie blefuje.
Lia uśmiechnęła się pogardliwie i mnie puściła.
– Chciałabyś wiedzieć?ROZDZIAŁ 4
Gdy wróciliśmy do domu, Sloane tuliła się do opalarki. Na szczęście Sterling z Briggsem wciąż byli na zewnątrz. Dyskutowali o czymś, co nie było przeznaczone dla naszych uszu.
Lia uniosła brew i spojrzała na mnie.
– Ty pytasz czy ja?
Sloane przechyliła głowę.
– Istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że zapytacie o opalarkę.
Poczułam, że powinnam zadać to pytanie:
– Po co ci ta opalarka?
– Najwcześniejsze miotacze ognia pochodzą z Bizancjum z pierwszego wieku naszej ery – zaszczebiotała Sloane. Powiedziała to tak szybko, że nabrałam podejrzeń.
Doprecyzowałam pytanie:
– Po co ci ta opalarka i skąd masz kofeinę?
Właśnie w tym momencie do kuchni wszedł Michael z gaśnicą.
– Coś cię trapi – rzucił, patrząc na mnie. – Poza tym nieco niepokoi cię możliwość, że oszalałem. – Następnie spojrzał na Lię. – A ty…
– Nie jestem w nastroju do odczytywania emocji? – Lia wskoczyła na ladę kuchenną i machała nogami. Jej ciemne oczy lśniły, gdy przekazywali sobie coś bez słów.
Michael wytrzymał jej spojrzenie tylko chwilę dłużej.
– …tak.
– Wydawało mi się, że nie chciałeś dawać Sloane kofeiny – stwierdziłam, spoglądając na Michaela.
– Ano – odpowiedział. – W większości przypadków. Wiesz, jak to bywa: jest Sloane z kofeiną, jest impreza.
– Impreza – powtórzyłam. – W sensie twoje urodziny?
Michael spojrzał na mnie swoim najbardziej surowym wzrokiem.
– Za dwa dni ja, Michael Alexander Thomas Townsend, będę o rok starszy i mądrzejszy, i na pewno wystarczająco dorosły, żeby pilnować Sloane, kiedy używa opalarki. Zacznę świętować trochę wcześniej, co w tym złego?
Słyszałam to, czego Michael nie mówił.
– Będziesz miał osiemnastkę.
Wiedziałam, co to dla niego oznacza – wolność. Od rodziny. Od człowieka, przez którego potrafił dostrzec nawet najdrobniejszy ślad złości na uśmiechniętej twarzy.
Jakby na zawołanie zadzwonił telefon Michaela. Nie umiałam czytać z jego twarzy tak łatwo, jak on z mojej, ale instynktownie wiedziałam, że ojciec Michaela nie był tego rodzaju człowiekiem, który może po prostu usiąść i patrzeć, jak umykają mu ostatnie dni kontroli.
Nie odbierzesz, pomyślałam. Nie może cię do tego zmusić. A za dwa dni już w ogóle do niczego.
– Rany boskie, nie mam zamiaru tego ogarniać. – Lia zsunęła się z lady i podeszła do Michaela. – Ale Sloane chyba nie powinna niczego podpalać.
– Muszę – zaprotestowała Sloane. – Michael ma urodziny trzydziestego pierwszego marca. To za dwa dni, a za kolejne dwa…
– Drugi kwietnia – dokończyłam za nią.
Czułam, jak wraca do mnie wszystko, co powiedział Daniel Redding – o Mistrzach, o matce – ostatnie dziesięć tygodni poszukiwań i brnięcia w ślepe uliczki. Dziewięć ofiar zabijanych co trzy lata w dni wyznaczone przez ciąg Fibonacciego. Tak wygląda modus operandi Mistrzów. Minął już ponad tydzień od czasu poprzedniej daty ciągu – dwudziestego pierwszego marca.
Następna przypada drugiego kwietnia.
– Znamy wzór – ciągnęła Sloane z zacięciem. – Zaczyna się w tym roku kalendarzowym, i gdy już to nastąpi, nowy członek tej organizacji będzie palił ludzi żywcem. Przeczytałam wszystko, co znalazłam o śledztwach w związku z podpaleniem, ale… – Sloane spojrzała na opalarkę i wzmocniła uścisk. – To za mało.
Brat Sloane został zamordowany w Vegas przez nieznanego sprawcę – enesa – który naprowadził nas na tę grupę. Sloane nie była teraz po prostu w trudnym położeniu – ledwie sobie radziła. Chcesz się czuć użyteczna. Bo skoro nie byłaś w stanie ocalić Aarona, to do czego możesz się przydać – i komu? Czy do czegokolwiek jeszcze możesz się przydać?
Rozumiałam już, dlaczego Michael dał Sloane kawę i poszedł po gaśnicę, zamiast po prostu zabrać jej opalarkę. Objęłam ją ramieniem. Odwzajemniła uścisk.
– Wróciłyście. – Usłyszałam głos za nami.
Wszyscy czworo się odwróciliśmy. Dean nawet nie spojrzał na opalarkę. Całą uwagę poświęcił Lii i mnie.
Nasza nieobecność została zauważona.
Biorąc pod uwagę miejsce, w którym byłyśmy, i talent Deana do profilowania, nie wróżyło to nic dobrego.
– Wróciłyśmy – oznajmiła słodko Lia, stając pomiędzy Deanem i mną. – Chcesz zobaczyć, jaką bieliznę kupiłam dzięki Cassie?
Dean i Lia zostali wcieleni do programu naznaczonych jako pierwsi. Znali się wiele lat wcześniej, zanim dołączyliśmy do nich my. Była dla niego – w każdy możliwy sposób oprócz więzów krwi – siostrą.
Dean wzruszył ramionami.
– Dam ci pięćdziesiąt dolców, bylebyś tylko nie mówiła przy mnie „bielizna”.
Lia uśmiechnęła się pogardliwie.
– Nie ma mowy. A teraz – zwróciła się do reszty z nas – ktoś chyba wspomniał coś o rekreacyjnym zastosowaniu pirotechniki?
Dean nie zdążył jeszcze zgłosić weta, kiedy otworzyły się drzwi. Usłyszałam kroki dwóch osób zbliżających się do kuchni. Założyłam, że to Sterling z Briggsem. Miałam rację tylko w połowie. Zamiast agentki Briggsowi towarzyszył jej ojciec.
Dyrektor Sterling nie miał zwyczaju uprzedzać o swoich wizytach.
– Co się stało? – zapytał Dean. Jego pytanie nie miało w sobie nic z rzuconego wyzwania, ale tajemnicą poliszynela było, że gdy dyrektor Sterling patrzył na Deana, widział w nim Daniela Reddinga. Dyrektor FBI nie miał problemu z wykorzystywaniem zdolności syna seryjnego zabójcy, ale nie ufał Deanowi – i nigdy nie zamierzał.
– Dziś rano zadzwonił do mnie Thatcher Townsend. – Jego słowa zassały z pokoju cały tlen.
– Nie odbierałem jego telefonów w tym tygodniu – skomentował Michael zwodniczo miłym głosem – więc zadzwonił do pana.
Zanim dyrektor zdążył skomentować, do pomieszczenia weszła agentka Sterling, za nią Judd. Kilka miesięcy temu Judd Hawkins, który dbał, żebyśmy nie chodzili głodni, i zajmował się nami na co dzień, dostał nadzór nad tym, kiedy i w jaki sposób korzystano z programu naznaczonych. Dyrektor Sterling nie był tego rodzaju człowiekiem, który docenia nadzór. Wierzył w koszt, który można zapłacić, oraz w skalkulowane ryzyko – szczególnie jeśli to on sam dokonywał kalkulacji.
– Pan Townsend naprowadził mnie na pewną sprawę – oznajmił krótko dyrektor Sterling. Kierował te słowa do Briggsa, ignorując swoją córkę i Judda. – Chciałbym, żebyś się nią zajął.
– Teraz? – spytał Briggs. Ukryty przekaz był jasny: Mamy pierwszą od miesięcy poszlakę w sprawie Mistrzów i chce pan, żebyśmy w tym momencie wyświadczyli nadużywającemu przemocy ojcu Michaela przysługę?.
– Thatcher Townsend – rzucił ciężko Michael – dostaje to, czego chce.
Agentka Sterling podeszła do niego na krok.
– Michael…
Zignorował ją i – ze zwodniczo miłym uśmiechem przyklejonym do twarzy – wyszedł z pokoju.
Briggs zacisnął szczękę i obrócił się w stronę dyrektora.
– Jaką sprawę?
– Chodzi o córkę wspólnika Townsenda – odpowiedział spokojnie dyrektor. – I biorąc pod uwagę jego wkład w program naznaczonych, chciałby, żebyśmy się tym zajęli.
– Jego wkład w program? – powtórzyła z niedowierzaniem Lia. – Proszę mnie poprawić, jeśli się mylę, ale czy ten gość nie sprzedał wam Michaela w zamian za immunitet w sprawie przestępstw gospodarczych i prania brudnych pieniędzy?
Dyrektor Sterling zignorował Lię.
– Wypadałoby rozważyć wzięcie tej sprawy – poinformował Briggsa, cyzelując każde słowo.
– Sadzę, że decyzja należy do mnie. – Słowa Judda były równie precyzyjne i bezkompromisowe, jak dyrektora. Były snajper piechoty morskiej w roli niańki zgrai nastolatków z programu szkoleniowego FBI z pewnością zdziwiłby większość ludzi, ale Judd dałby się zastrzelić za każde z nas.
– Ojciec Michaela go bije – wypaplała Sloane. Nie miała filtra ani żadnej warstwy ochronnej, która oddzielałaby ją od świata.
Judd spojrzał na moment w szerokie błękitne oczy Sloane i podniósł rękę.
– Wszyscy poniżej dwudziestu jeden lat wynocha.
Nikt z nas się nie ruszył.
– Nie będę powtarzać – oznajmił niskim głosem.
Na palcach jednej ręki mogłam policzyć sytuacje, w których użył tego tonu.
Wyszliśmy.
Na odchodnym agent Briggs złapał mnie za ramię.
– Znajdź Michaela – rzucił cicho. – I upewnij się, że nie zrobi niczego…
– Michaelowatego? – zasugerowałam.
Briggs spojrzał na dyrektora Sterlinga.
– Nierozważnego.ROZDZIAŁ 5
Znaleźliśmy Michaela w piwnicy. Po tym, jak FBI kupiło dom, który służy za naszą bazę, zamieniono piwnicę w pracownię. Wzdłuż ścian odtworzono przykładowe miejsca zbrodni. Rozejrzałam się wokół, by się upewnić, że Michael niczego nie podpalił.
Jeszcze.
Stał na drugim końcu pomieszczenia. Patrzył na ścianę upstrzoną od podłogi po sufit zdjęciami. Ofiary Mistrzów. Spędziłam tu setki godzin, wpatrując się w tę ścianę tak jak teraz Michael. Gdy stanęłam przy nim, odruchowo spojrzałam na dwie fotografie oddzielone od reszty.
Jedna z nich przedstawiała szkielet zakopany na rozstaju dróg. Na drugim była moja matka – zrobiono je niedługo przed jej zniknięciem. Gdy policja odkryła szczątki z pierwszego zdjęcia, przypuszczano, że należą do mojej mamy. Później jednak odkryliśmy, że ona żyje – i zabiła naszą niezidentyfikowaną ofiarę.
Wszyscy są poddawani próbie, podsuwa mi głos z głębi pamięci. Wszyscy muszą udowodnić, że są godni.
Tak powiedział mi jeden z Mistrzów, seryjny morderca znany jako Nightshade, gdy go złapaliśmy. Pytia musiała udowodnić swoją wartość poprzez walkę ze swym poprzednikiem – na śmierć i życie.
Mistrzowie i uczniowie, słyszałam spokojny głos Daniela Reddinga, rytuały i zasady, a w środku tego wszystkiego kobieta.
Dean położył mi dłoń na ramieniu. Zmusiłam się, by się odwrócić i spojrzeć mu w oczy. Liczyłam na to, że nie dostrzeże, że się rozklejam.
Lia zerknęła na nas i zakradła się do Michaela, zwinnym ruchem objęła go za brzuch i przyciągnęła do siebie. Dean zmrużył oczy na widok tej dwójki.
– Znów razem – oznajmiła Lia. – W ogólnym, a także jawnie fizycznym sensie.
Znałam Lię na tyle, by wiedzieć, że nie należy wierzyć każdemu jej słowu, ale Sloane wpadła w jej sidła.
– Od kiedy?
Michael ani na moment nie odwrócił wzroku od ściany.
– Pamiętacie, jak Lia przyparła mnie do ściany w Vegas?
Wtedy dotarło do mnie, że Lia może nie kłamać.
– Jesteście razem od Vegas i nikt z nas o tym nie wie? – Próbowałam w to uwierzyć. – Mieszkacie razem z trzema profilerami i żołnierzem piechoty morskiej. Jak…
– Ostrożność, dezinformacja i doskonałe wyczucie równowagi – oznajmił Michael, zapobiegając dalszym pytaniom. Spojrzał na Lię. – Myślałem, że nie chcesz, żeby się rozeszło.
– Zbyt ciążyło mi to na duszy – odpowiedziała z kamienną twarzą.
Innymi słowy, chciała odwieść Deana od dociekania, co ze mną, a jeśli zdołała też odwrócić uwagę Michaela od tego, co go tu sprowadziło, to tym lepiej.
– Nie jestem w nastroju, by mnie rozpraszać – skomentował Michael. Znał Lię. W sensie biblijnym. Doskonale wiedział, co robiła. Ale w tym momencie nie chciał, by go ocalała z tego mrocznego miejsca, w którym tkwił. Na powrót odwrócił się do ściany.
– Kocham cię – powiedziała łagodnie Lia. W jej tonie było coś intensywnego, coś bezbronnego. Żadnego ściemniania. – Nawet jeśli niekiedy tego nie chcę.
Wbrew sobie Michael jednak odwrócił się, by na nią spojrzeć.
Lia zatrzepotała rzęsami.
– Kocham cię tak, jak tonący kocha powietrze. Kocham cię tak, jak ocean kocha piasek. Kocham cię tak, jak masło orzechowe kocha galaretkę, i chcę urodzić ci dzieci.
Michael prychnął.
– Och, przymknij się.
Lia uśmiechnęła się pogardliwie.
– Na moment dałeś się nabrać.
Michael przyglądał się jej, temu, co poza uśmiechem i maską.
– Może i tak.
Lię tak ciężko czytać, ponieważ niezależnie od tego, co mówi, niezależnie od tego, co czuje, zawsze ma na twarzy ten sam pogardliwy uśmieszek. Powiedziałaby tak, gdyby rzeczywiście się w nim zakochała. Powiedziałaby tak tylko po to, by się z nim podroczyć.
– Pytanie. – Michael podniósł palec wskazujący. – Wiem, dlaczego Lia wygląda na szczególnie zadowoloną z siebie i dlaczego Cassie patrzy tak, jakby profilowała. Z dużą dozą prawdopodobieństwa mogę stwierdzić, dlaczego Redding wygląda, jakby miał zatwardzenie za każdym razem, kiedy Lia mnie dotyka. Ale dlaczego Sloane uparcie unika mojego wzroku i staje na głowie, byle tylko nie powiedzieć czegoś, od czego mogłaby wybuchnąć?
Sloane, najlepiej, jak tylko umiała, próbowała nie rzucać się w oczy.
– Istnieje ponad sto dziewięćdziesiąt siedem slangowych określeń na męskie genitalia! – wypaplała. Ponieważ przestała nad sobą panować, kontynuowała tym samym tonem: – Poza tym Briggs, Sterling i Judd wcale nie debatują nad tym, czy wziąć sprawę twojego ojca.
Zapadła cisza.
– Mówię to z żalem, ale odłóżmy rozmowę o slangowych wyrażeniach. – Michael przeniósł wzrok ze Sloane na Lię, potem na Deana i w końcu na mnie. – Niech ktoś rozwinie temat sprawy mojego ojca.
– Dyrektor Sterling nie podał konkretów – odpowiedział spokojnie Dean. Wiedział, jak zareagować, gdyby Michael próbował zrobić coś głupiego. – Powiedział jedynie, że chodzi o córkę wspólnika twojego ojca.
Michael zamrugał.
– O Celine? – Na sekundę lub dwie to imię zawisło mu na ustach. – O co dokładnie chodzi? – Po prostu na nas patrząc, Michael musiał stwierdzić, że nikt z nas nie zna odpowiedzi na to pytanie, bo w następnej chwili ruszył w stronę drzwi. Wszystkie mięśnie miał napięte.
Dean złapał go za ramię.
– Pomyśl, Townsend.
– Właśnie to robię – odpowiedział Michael, robiąc krok w stronę Deana. – Konkretnie myślę, że masz trzy sekundy, żeby zabrać rękę, albo cię do tego zmuszę.
– Michael… – Nie udało mi się sprawić, żeby na mnie spojrzał.
– Raz – liczył.
– Mam nadzieję, że następne będzie dwa – rzuciła rozmarzonym tonem Lia do Sloane. – Nic tak nie dowodzi męskości, jak skierowany w niewłaściwą stronę gniew i liczenie do trzech.
Przyhamowało to brawurę Michaela do tego stopnia, że przestał liczyć.
– Celine Delacroix jest jedyną osobą sprzed programu, którą choć trochę obchodziłem i która wysiliła się, by ujrzeć prawdziwe oblicze wielkiego Thatchera Townsenda – poinformował. – Jeśli ma jakieś kłopoty, muszę jej pomóc. Jeśli będziesz mi stać na drodze, to przejdę po tobie.
– Wszyscy jej pomożemy – powiedział prosto z mostu agent Briggs i zszedł po schodach do piwnicy. To on zwerbował Michaela do programu. Bardzo dobrze wiedział, jakiego rodzaju człowiekiem jest Thatcher Townsend.
Więc dlaczego miałby wysyłać tam Michaela? Dlaczego Judd się zgodził? Agentki Sterling nie było z Briggsem, dlatego zaczęłam się zastanawiać, czy miała od nich odmienne zdanie.
– Serio? Zbieramy się i lecimy na północ Nowego Jorku? – Lia patrzyła ze zmrużonymi oczami na Briggsa. – Z czystej dobroci naszych serc?
– Nie z czystej dobroci. I nie dlatego, że dyrektor Sterling uważa Thatchera Townsenda za kogoś, z kim należy dobrze żyć. – Briggs spojrzał na Michaela. – Ani dlatego, że zaginęła dziewiętnastoletnia dziewczyna, chociaż nie powinniśmy unikać takich spraw niezależnie od tego, jak bardzo skupiamy się na złapaniu Mistrzów.
Słowo „zaginęła” uderzyło Michaela niczym sierpowy.
– No to dlaczego? – spytał.
Dlaczego dyrektor Sterling dał nam tę sprawę? Dlaczego Briggs i Judd z własnej woli zabierali Michaela z powrotem w okolice jego nadużywającego przemocy ojca? Dlaczego mieliśmy wszystko rzucić, żeby poszukać jednej dziewczyny?
W głębi duszy znałam odpowiedź, jeszcze zanim agent Briggs powiedział:
– Ponieważ policja uważa, że Celine została uprowadzona osiem dni temu.
Serce waliło mi jak oszalałe. Osiem dni od czasu ostatniej daty Fibonacciego. Pięć dni do następnej.
– Dwudziestego pierwszego marca. – Głos z trudem przechodził Sloane przez gardło.
– Dziewczyna zniknęła w dzień Fibonacciego. – Lia musiała wyczuwać, że Briggs coś ukrywał. Przechyliła głowę i spytała:
– I?
Przez długą chwilę nikt nic nie mówił.
– Dziewczyna zniknęła w dzień Fibonacciego – powtórzył Briggs – a całe miejsce zbrodni zalano naftą.ROZDZIAŁ 6
Może Celine Delacroix wciąż żyła. Może nie została oblana naftą. Może ten, kto ją porwał, nie spalił jej żywcem dwudziestego pierwszego marca.
Nie mogliśmy jednak ryzykować. Cały zespół – razem z agentami Starmansem i Vance’em – w ciągu godziny siedział w samolocie i leciał na północ Nowego Jorku.
Z przodu Briggs, który sprawdził właśnie godzinę. Po drugiej stronie przejścia agentka Sterling kartkowała akta sprawy, chociaż znała je już na pamięć. Usiedli tak daleko od siebie, by unikać kontaktu wzrokowego, co być może wzbudziłoby moją ciekawość, gdyby nie fakt, że Celine mogła być ofiarą numer jeden – z dziewięciu.
Czułam nieznośny ciężar, jakby to wszystko mnie przygniatało. Siedzący obok Dean musnął opuszkami palców moje palce.
Za każdym razem, gdy dotknie twojej dłoni, słyszałam głos Daniela Reddinga, gdy ty dotkniesz jego blizn…
Cofnęłam dłoń.
– Cassie?
– Nic mi nie jest – odpowiedziałam zgodnie z przyzwyczajeniem z dzieciństwa i skupiłam się na ocenie pozostałych pasażerów. Michael siedział w rzędzie sam, Sloane i Lia obok siebie, odgrodzone tylko przejściem. Z przodu, za Sterling i Briggsem, oczekiwali na rozkazy agenci Vance – niski, zwarty, wierny zasadom i dobiegający czterdziestki – oraz Starmans – niedawno rozwiedziony, niemający szczęścia w miłości i czujący się bardzo niekomfortowo w towarzystwie nastolatków, którzy widzieli więcej, niż powinni. Obaj należeli do zespołu Briggsa na długo, zanim przystąpiłam do programu, ale zaczęli z nami wyjeżdżać dopiero po Vegas.
Dopiero kiedy wszyscy staliśmy się możliwymi celami.
Zostawał jeszcze Judd. Uzbrojony. Poznałam to po tym, jak siedział. Zanim zdążyłam się zastanowić nad powodem, samolot wyrównał lot.
Agentka Sterling porzuciła papierowe akta na rzecz cyfrowych, wyświetlonych na płaskim ekranie z przodu samolotu.
– Celine Elodie Delacroix, dziewiętnastoletnia córka Remy’ego i Elise Delacroix. – Agentka Sterling zaczęła zebranie, jakby to był zwykły dzień i zwykła sprawa. – Remy zarządza funduszem hedgingowym. Elise prowadzi rodzinną fundację charytatywną.
Agentka Sterling nie mówiła nic o Mistrzach ani o powiązaniach rodziny Delacroix z Michaelem. Nauczyłam się od niej odkładać na bok domysły i zamiast tego skupiać się na dowodach. Zgodnie z moim pierwszym wrażeniem Celine Delacroix była tego rodzaju dziewczyną, która potrafiła sprawić, że wszystko wyglądało elegancko, a jednocześnie dawała do zrozumienia, że sama uważa elegancję za przereklamowaną. Na pierwszym zdjęciu czarne, artystycznie przycięte włosy opadały jej falami. Najdłuższe sięgały poniżej piersi, najkrótsze brody. Miała na sobie obcisłą czarną suknię koktajlową i złoty medalion – najprawdopodobniej klasyczny – który podkreślał intensywny odcień brązowej skóry. Na drugim zdjęciu ciemne włosy Celine ułożone były w niezliczone loki. Czarne spodnie. Biała bluzka. Czerwone szpilki. Umysł zapamiętywał szczegóły, podczas gdy patrzyłam już na następne zdjęcie. Ciasno związane loki ściągnięte w luźny kok na czubku głowy, rękawki białej bluzki opadały z obydwu ramion, odsłaniając pod spodem biały podkoszulek.
Wybierasz wyraźne kolory, nie wyblakłe. Zawsze jesteś świadoma aparatu.
– Współlokatorka Celine z college’u zgłosiła zaginięcie, kiedy jej koleżanka nie wróciła na kampus po przerwie wiosennej – kontynuowała agentka Sterling.
– Który kampus? – spytał Michael. Zastanawiałam się, dlaczego o to pyta. Dlaczego tego nie wie, skoro byli z Celine blisko.
– Yale – odpowiedział agent Briggs. – Według informacji zdobytych przez policję miała polecieć ze znajomymi na Saint Lucię, ale w ostatniej chwili zrezygnowała i pojechała do domu.
Dlaczego? Zastanawiałam się. Ktoś cię o to poprosił? Coś się stało?
– Zaginięcie zgłosiła współlokatorka. – Sloane podciągnęła nogi na siedzenie i oparła brodę na kolanach. – To statystycznie mało prawdopodobne, żeby tego rodzaju sprawę zgłosić od razu. Procent studentów, którzy po przerwach świątecznych wracają na kampus z opóźnieniem, wzrasta krzywoliniowo, w miarę jak rok szkolny zbliża się do końca.
Agentka Sterling uznała to stwierdzenie za typowe dla Sloane.
– Raport spisano wczoraj rano. Po tym, jak współlokatorka Celine nie była w stanie skontaktować się z nią przez trzy dni z rzędu, a państwo Delacroix potwierdzili, że ich córka nie kontaktowała się z nimi od kilku tygodni.
Michaelowi drgnął mięsień szczęki.
– Nawet nie wiedzieli, że ma wrócić do domu, prawda?
– Zgadza się – odpowiedział spokojnie Briggs. – Jej rodzice byli w tym czasie za granicą.
Połączyłam to z tym, co już wiedziałam o przyjeździe Celine do domu na ostatnią chwilę. Czy wiedziałaś, że nikogo tam nie będzie? Czy rodzice w ogóle raczyli ci powiedzieć, że wyjeżdżają?
– Jeśli nikt nie zgłosił jej zaginięcia do dwudziestego ósmego… – Sloane zaczęła liczyć i skupiła się na najważniejszej kwestii. – Skąd wiemy, że zniknęła dwudziestego pierwszego?
Agentka Sterling przełączyła na następny slajd.
– Z nagrań – wyjaśniła, gdy na podzielonym ekranie włączyło się wideo.
– Dwanaście kamer. – Sloane od razu je skatalogowała. – Biorąc pod uwagę nagranie i długość korytarzy, oszacowałabym, że dom ma minimum dwa tysiące siedemset metrów kwadratowych.
Sterling powiększyła widok na coś, co wyglądało na domową pracownię. Na wprost, w środku kadru było widać Celine Delacroix. Data nagrania pokazywała dwudziestego pierwszego marca.
Coś malowałaś. Przyglądałam się Celine. Próbowałam zagłębić się w jej perspektywę. Malowanie angażuje całą ciebie. Poruszasz się, jakbyś tańczyła. Malujesz, jakby to był sport walki. Nagranie jest czarno-białe, ale rozdzielczość doskonała. Wierzchem dłoni wycierasz pot z czoła. Na ramionach i twarzy masz farbę. Cofasz się o krok i…
Bez ostrzeżenia nagranie przeskakuje. W jednej chwili Celine jest na ekranie i maluje, w drugiej wszędzie wokół widać potrzaskane szkło. Na podłodze leży połamana sztaluga. Cała pracownia jest splądrowana.
I ani śladu Celine.Spis treści
Karta tytułowa
Karta redakcyjna
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 57
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Rozdział 63
Trzy tygodnie później
Podziękowania