Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Nie-Boska komedia - ebook

Data wydania:
1 stycznia 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Nie-Boska komedia - ebook

Dramat romantyczny Zygmunta Krasińskiego napisany w 1833 r., a wydany w 1835 r. w Paryżu. Początkowo utwór miał nosić tytuł „Mąż” i być pierwszą częścią trylogii.

Głównym bohaterem „Nie-Boskiej komedii” jest Mąż (hrabia Henryk). Pierwsza i druga część utworu przedstawia jego życie osobiste, trzecia i czwarta – jego udział w wydarzeniach społecznych i historycznych.

Mąż bierze ślub z kobietą, którą – jak mu się wydaje – kocha. Czuje się jednak poetą, pragnie tworzyć prawdziwą poezję. Żyje marzeniami, stąd tak łatwo szatanowi opętać jego duszę. Zsyła mu Dziewicę – będącą dla Męża uosobieniem żywej poezji i piękna. Porzuca zrozpaczoną Żonę i rusza z Dziewicą. Ta niemal doprowadza go do zguby. Ratuje go anioł. Mąż powraca do domu, ale okazuje się, że Żona umiera w szpitalu dla obłąkanych, a syn Orcio jest poetą.

Tymczasem wybucha rewolucja, a Mąż – teraz już jako hrabia Henryk – staje na czele arystokracji, przeciw której walczą rewolucjoniści. Henryk wybiera się do ich obozu, aby poznać przeciwnika. Widzi, że rewolucjoniści to tak naprawdę ludzie, którzy marzą o życiu arystokracji. Chcą pieniędzy, żywności, chcą się bawić. Utwierdza się w przekonaniu, że rewolucjoniści nie proponują żadnych nowych idei. Ostatecznie Henryk ginie na polu walki.

Kategoria: Literatura piękna
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7903-477-2
Rozmiar pliku: 2,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Część pierwsza

Gwiazdy wokoło twojej głowy – pod twoimi nogi fale morza – na falach morza tęcza przed tobą pędzi i rozdziela mgły – co ujrzysz, jest twoim – brzegi, miasta i ludzie tobie się przynależą – niebo jest twoim – chwale twojej niby nic nie zrówna. –

*

Ty grasz cudzym uszom niepojęte rozkosze. – Splatasz serca i rozwiązujesz gdyby wianek, igraszkę palców twoich – łzy wyciskasz – suszysz je uśmiechem i na nowo uśmiech strącasz z ust na chwilę – na chwil kilka – czasem na wieki. – Ale sam co czujesz? – ale sam co tworzysz? – co myślisz? – Przez ciebie płynie strumień piękności, ale ty nie jesteś pięknością. – Biada ci – biada! – Dziecię, co płacze na łonie mamki – kwiat polny, co nie wie o woniach swoich, więcej ma zasługi przed Panem od ciebie. –

*

Skądżeś powstał, marny cieniu, który znać o świetle dajesz, a światła nie znasz, nie widziałeś, nie obaczysz? Kto cię stworzył w gniewie lub w ironii? – Kto ci dał życie nikczemne, tak zwodnicze, że potrafisz udać Anioła chwilą, nim zagrząźniesz w błoto, nim jak płaz pójdziesz czołgać i zadusić się mułem? – Tobie i niewieście jeden jest początek –

*

Ale i ty cierpisz, choć twoja boleść nic nie utworzy, na nic się nie zda. – Ostatniego nędzarza jęk policzon między tony harf niebieskich. – Twoje rozpacze i westchnienia opadają na dół i Szatan je zbiera, dodaje w radości do swoich kłamstw i złudzeń – a Pan je kiedyś zaprzeczy, jako one zaprzeczyły Pana. –

*

Nie przeto wyrzekam na ciebie, Poezjo, matko Piękności i Zbawienia. – Ten tylko nieszczęśliwy, kto na światach poczętych, na światach, mających zginąć, musi wspominać lub przeczuwać ciebie – bo jedno tych gubisz, którzy się poświęcili tobie, którzy się stali żywymi głosami twej chwały. –

*

Błogosławiony ten, w którym zamieszkałaś, jak Bóg zamieszkał w świecie, niewidziany, niesłyszany, w każdej części jego okazały, wielki, Pan, przed którym się uniżają stworzenia i mówią: „On jest tutaj”. – Taki cię będzie nosił gdyby gwiazdę na czole swoim, a nie oddzieli się od twej miłości przepaścią słowa. – On będzie kochał ludzi i wystąpi mężem pośród braci swoich. – A kto cię nie dochowa, kto zdradzi za wcześnie i wyda na marną rozkosz ludziom, temu sypniesz kilka kwiatów na głowę i odwrócisz się, a on zwiędłymi się bawi i grobowy wieniec splata sobie przez całe życie. – Temu i niewieście jeden jest początek.

ANIOŁ STRÓŻ

Pokój ludziom dobrej woli – błogosławiony pośród stworzeń, kto ma serce – on jeszcze zbawion być może. – Żono dobra i skromna, zjaw się dla niego – i dziecię niechaj się urodzi w domu waszym. –

przelatuje

CHÓR ZŁYCH DUCHÓW

W drogę, w drogę, widma, lećcie ku niemu! – Ty naprzód, ty na czele, cieniu nałożnicy, umarłej wczoraj, odświeżony w mgle i ubrany w kwiaty, dziewico, kochanko poety, naprzód. –

W drogę i ty, sławo, stary orle wypchany w piekle, zdjęty z palu, kędy cię strzelec zawiesił w jesieni – leć i roztocz skrzydła, wielkie, białe od słońca, nad głową poety. – Z naszych sklepów wynidź, spróchniały obrazie Edenu, dzieło Belzebuba – dziury zalepiem i rozwiedziemy pokostem – a potem, płótno czarodziejskie, zwiń się w chmurę i leć do poety – wnet się rozwiąż naokoło niego, opasz go skałami i wodami, na przemian nocą i dniem. – Matko naturo, otocz poetę!

Wieś – kościół – nad kościołem ANIOŁ STRÓŻ się kołysze.

Jeśli dotrzymasz przysięgi na wieki, będziesz bratem moim w obliczu Ojca niebieskiego.

znika

Wnątrz kościoła – świadki – gromnica na ołtarzu. –

KSIĄDZ

ślub daje

Pamiętajcie na to. –

Wstaje para – MĄŻ ściska ręką żony i oddaje ją krewnemu – wszyscy wychodzą – on sam zostaje w kościele.

Zstąpiłem do ziemskich ślubów, bom znalazł tę, o której marzyłem – przeklęstwo mojej głowie, jeśli ją kiedy kochać przestanę. –

*

Komnata pełna osób – bal – muzyka – świece – kwiaty. – PANNA MŁODA walcuje i po kilku okręgach staje, przypadkiem napotyka męża w tłumie i głowę, opiera na jego ramieniu.

PAN MŁODY

Jakżeś mi piękna w osłabieniu swoim – w nieładzie kwiaty i perły na włosach twoich – płoniesz ze wstydu i znużenia – o, wiecznie, wiecznie będziesz pieśnią moją. –

PANNA MŁODA

Będę wierną żoną tobie, jako matka mówiła, jako serce mówi. – Ale tyle ludzi jest tutaj – tak gorąco i huczno. –

PAN MŁODY

Idź z raz jeszcze w taniec, a ja tu stać będę i patrzeć na cię, jakem nieraz w myśli patrzał na sunących aniołów. –

PANNA MŁODA

Pójdę, jeśli chcesz, ale już sił prawie nie mam. –

PAN MŁODY

Proszę cię, moje kochanie. –

Taniec i muzyka.

*

Noc pochmurna – DUCH ZŁY pod postacią dziewicy, lecąc –

Niedawnom jeszcze biegała po ziemi w taką samą porę – teraz gnają mnie czarty i każą świętą udawać. –

leci nad ogrodem

Kwiaty, odrywajcie się i lećcie do moich włosów. –

leci nad cmentarzem

Świeżość i wdzięki umarłych dziewic, rozlane w powietrzu, płynące nad mogiłami, lećcie do jagód moich. –

Tu czarnowłosa się rozsypuje – cienie jej puklów, zawiśnijcie mi nad czołem. – Pod tym kamieniem zgasłych dwoje ócz błękitnych – do mnie, do mnie ogień, co tlał w nich! – Za tymi kraty sto gromnic się pali – księżnę dziś pochowano – suknio atłasowa, biała jak mleko, oderwij się od niej! – Przez kraty leci suknia do mnie, trzepocząc się jak ptak – a dalej, a dalej. –

*

Pokój sypialny – lampa nocna stoi na stole i blisko oświeca MĘŻA śpiącego obok ŻONY. –

MĄŻ

przez sen

Skądże przybywasz, nie widziana, nie słyszana od dawna – jak woda płynie, tak płyną twoje stopy, dwie fale białe – pokój świątobliwy na skroniach twoich – wszystko, com marzył i kochał, zeszło się w tobie.

przebudza się

Gdzież jestem! – ha, przy żonie – to moja żona. –

wpatruje się w ŻONĘ

Sądziłem, że to ty jesteś marzeniem moim, a otóż po długiej przerwie wróciło ono i różnym jest od ciebie. – Ty dobra i miła, ale tamta... Boże – co widzę – na jawie –

DZIEWICA

Zdradziłeś mnie.

znika

MĄŻ

Przeklęta niech będzie chwila, w której pojąłem kobietę, w której opuściłem kochankę lat młodych, myśl myśli moich, duszę duszy mojej...

ŻONA

przebudza się

Co się stało – czy już dzień – czy powóz zaszedł? – Wszak mamy jechać dzisiaj po różne sprawunki. –

MĄŻ

Noc głucha – śpij – śpij głęboko. –

ŻONA

Możeś zasłabł nagle, mój drogi? Wstanę i dam ci eteru

MĄŻ

Zaśnij. –

ŻONA

Powiedz mi, drogi, co masz, bo głos twój niezwyczajny i gorączką nabiegły ci jagody. –

MĄŻ

zrywając się

Świeżego powietrza mi trzeba. – Zostań się – przez Boga, nie chodź za mną – nie wstawaj, powiadam ci raz jeszcze. –

wychodzi

*

Ogród przy świetle księżyca – za parkanem kościół. –

MĄŻ

Od dnia ślubu mojego spałem snem odrętwiałym, snem żarłoków, snem fabrykanta Niemca przy żonie Niemce – świat cały jakoś zasnął wokoło mnie na podobieństwo moje – jeździłem po krewnych, po doktorach, po sklepach, a że dziecię ma się mi narodzić, myślałem o mamce. –

Bije druga na wieży kościoła.

Do mnie, państwa moje dawne, zaludnione, żyjące, garnące się pod myśl moją – słuchające natchnień moich – niegdyś odgłos nocnego dzwonu był hasłem waszym. –

chodzi i załamuje ręce

Boże, czyś Ty sam uświęcił związek dwóch ciał? czyś Ty sam wyrzekł, że nic ich rozerwać nie zdoła, choć dusze się odepchną od siebie, pójdą każda w swoją stronę i ciała, gdyby dwa trupy, zostawią przy sobie? –

Znowu jesteś przy mnie – o moja – o moja, zabierz mnie z sobą. – Jeśliś złudzeniem, jeślim cię wymyślił, a tyś się utworzyła ze mnie i teraz objawiasz się mnie, niechże i ja będę marą, stanę się mgłą i dymem, by zjednoczyć się z tobą. –

DZIEWICA

Pójdzieszli za mną, w którykolwiek dzień przylecę po ciebie? –

MĄŻ

O każdej chwili twoim jestem. –

DZIEWICA

Pamiętaj. –

MĄŻ

Zostań się – nie rozpraszaj się jako sen. – Jeśliś pięknością nad pięknościami, pomysłem nad wszystkimi myśli, czegóż nie trwasz dłużej od jednego życzenia, od jednej myśli? –

Okno otwiera się w przyległym domu.

GŁOS KOBIECY

Mój drogi, chłód nocy spadnie ci na piersi; wracaj, mój najlepszy, bo mi tęskno samej w tym czarnym, dużym pokoju. –

MĄŻ

Dobrze – zaraz. –

Znikł duch, ale obiecał, że powróci, a wtedy żegnaj mi, ogródku i domku, i ty, stworzona dla ogródka i domku, ale nie dla mnie.

GŁOS

Zmiłuj się – coraz chłodniej nad rankiem. –

MĄŻ

A dziecię moje – o Boże!

wychodzi

*

Salon – dwie świece na fortepianie – kolebka z uśpionym dzieckiem w kącie – MĄŻ rozciągnięty na krześle, z twarzą ukrytą w dłoniach – ŻONA przy fortepianie.

ŻONA

Byłam u Ojca Beniamina, obiecał mi się na pojutrze. –

MĄŻ

Dziękuję ci.

ŻONA

Posłałam do cukiernika, żeby kilka tort przysposobił, boś podobno dużo gości sprosił na chrzciny – wiesz – takie czokoladowe, z cyfrą Jerzego Stanisława. –

MĄŻ

Dziękuję ci.

ŻONA

Bogu dzięki, że już raz się odbędzie ten obrządek – że Orcio nasz zupełnie chrześcijaninem się stanie – bo choć już chrzczony z wody, zdawało mi się zawsze, że mu nie dostaje czegoś. –

idzie do kolebki

Śpij, moje dziecię – czy już się tobie coś śni, że zrzuciłeś kołderkę – ot, tak – teraz leż tak. – Orcio mi dzisiaj niespokojny – mój maleńki – mój śliczny, śpij. –

MĄŻ

na stronie

Parno – duszno – burza się gotuje – rychłoż tam ozwie się piorun, a tu pęknie serce moje? –

ŻONA

wraca, siada do fortepianu, gra i przerywa, znowu grać zaczyna i przestaje znowu

Dzisiaj, wczoraj ach! mój ty Boże, i przez cały tydzień, i już od trzech tygodni, od miesiąca słowa nie rzekłeś do mnie – i wszyscy, których widzę, mówią mi, że źle wyglądam. –

MĄŻ

na stronie

Nadeszła godzina nic jej nie odwlecze. –

głośno

Zdaje mi się owszem, że dobrze wyglądasz.

ŻONA

Tobie wszystko jedno, bo już nie patrzysz na mnie, odwracasz się, kiedy wchodzę, i zakrywasz oczy, kiedy siedzę blisko. – Wczoraj byłam u spowiedzi i przypominałam sobie wszystkie grzechy – a nie mogłam nic znaleźć takiego, co by cię obrazić mogło. –

MĄŻ

Nie obraziłaś mnie.

ŻONA

Mój Boże – mój Boże!

MĄŻ

Czuję, że powinienem cię kochać. –

ŻONA

Dobiłeś mnie tym jednym: „powinienem”. – Ach! lepiej wstań i powiedz – „nie kocham” – przynajmniej już będę wiedziała wszystko – wszystko. –

zrywa się i bierze dziecko z kolebki

Jego nie opuszczaj, a ja się na gniew twój poświęcę – dziecko moje kochaj – dziecko moje, Henryku. –

przyklęka

MĄŻ

podnosząc

Nie zważaj na to, com powiedział – napadają mnie często złe chwile – nudy. –

ŻONA

O jedno słowo cię proszę – o jedną obietnicę tylko – powiedz, że go zawsze kochać będziesz. –

MĄŻ

I ciebie, i jego – wierzaj mi.

całuje ją w czoło – a ona go obejmuje ramionami – Wtem grzmot słychać – zaraz potem muzykę – akord po akordzie, i coraz dziksze.

ŻONA

Co to znaczy?

dziecię ciśnie do piersi. Muzyka się urywa.

Wchodzi DZIEWICA.

O mój luby, przynoszę ci błogosławieństwo i rozkosz – chodź za mną. –

O mój luby, odrzuć ziemskie łańcuchy, które cię pętają. – Ja ze świata świeżego, bez końca, bez nocy. – Jam twoja. –

ŻONA

Najświętsza Panno, ratuj mnie! – to widmo blade, jak umarły – oczy zgasłe i głos jak skrzypienie woza, na którym trup leży. –

MĄŻ

Twe czoło jasne, twój włos kwieciem przetykany, o luba. –

ŻONA

Całun w szmatach opada jej z ramion. –

MĄŻ

Światło leje się naokoło ciebie – głos twój raz jeszcze – niechaj zaginę potem. –

DZIEWICA

Ta, która cię wstrzymuje, jest złudzeniem. – Jej życie znikome – jej miłość jako liść, co ginie wśród tysiąca zeschłych – ale ja nie przeminę. –

ŻONA

Henryku, Henryku, zasłoń mnie, nie daj mnie – czuję siarkę i zaduch grobowy. –

MĄŻ

Kobieto z gliny i błota, nie zazdrość, nie potwarzaj – nie bluźń – patrz – to myśl pierwsza Boga o tobie, ale tyś poszła za radą węża i stałaś się, czym jesteś. –

ŻONA

Nie puszczę cię. –

MĄŻ

O luba! rzucam dom i idę za tobą. –

wychodzi

ŻONA

Henryku – Henryku –

mdleje i pada z dzieckiem – drugi grzmot

*

Chrzest – GOŚCIE – OJCIEC BENIAMIN – OJCIEC CHRZESTNY – MATKA CHRZESTNA – mamka z dzieckiem – na sofie na boku siedzi ŻONA – w głębi służący.

PIERWSZY GOŚĆ

po cichu

Dziwna rzecz, gdzie Hrabia się podział. –

DRUGI GOŚĆ

Zabałamucił się gdzieś lub pisze. –

PIERWSZY GOŚĆ

A Pani blada, niewyspana, słowa do nikogo nie przemówiła.

TRZECI GOŚĆ

Chrzest dzisiejszy przypomina mi bale, na które zaprosiwszy gospodarz, zgra się wilią w karty, a potem gości przyjmuje z grzecznością rozpaczy. –

CZWARTY GOŚĆ

Opuściłem śliczną księżniczkę – przyszedłem – sądziłem, że będzie sute śniadanie, a zamiast tego, jako Pismo mówi, płacz i zgrzytanie zębów. –

OJCIEC BENIAMIN

Jerzy Stanisławie, przyjmujesz olej święty?

OJCIEC I MATKA CHRZESTNA

Przyjmuję. –

JEDEN Z GOŚCI

Patrzcie, wstała i stąpa, jak gdyby we śnie. –

DRUGI GOŚĆ

Roztoczyła ręce przed się i chwiejąc się idzie ku synowi. –

TRZECI GOŚĆ

Co mówicie! – Podajmy jej ramię, bo zemdleje. –

OJCIEC BENIAMIN

Jerzy Stanisławie, wyrzekasz się Szatana i pychy jego?

OJCIEC I MATKA CHRZESTNA

Wyrzekam się. –

JEDEN Z GOŚCI

Cyt – słuchajcie. –

ŻONA

kładąc dłonie na głowie dziecięcia

Gdzie ojciec twój, Orcio? –

OJCIEC BENIAMIN

Proszę nie przerywać. –

ŻONA

Błogosławię cię, Orciu, błogosławię, dziecię moje. – Bądź poetą, aby cię ojciec kochał, nie odrzucił kiedyś. –

MATKA CHRZESTNA

Ale pozwólże, moja Marysiu. –

ŻONA

Ty ojcu zasłużysz się i przypodobasz – a wtedy on twojej matce przebaczy. –

OJCIEC BENIAMIN

Bój się Pani Hrabina Boga. –

ŻONA

Przeklinam cię, jeśli nie będziesz poetą. –

mdleje – wynoszą ją sługi

GOŚCIE

razem

Coś nadzwyczajnego zaszło w tym domu, wychodźmy, wychodźmy! –

Tymczasem obrzęd się kończy – dziecię płaczące odnoszą do kolebki.

OJCIEC CHRZESTNY

przed kolebką

Jerzy Stanisławie, dopiero coś został chrześcijaninem i wszedł do towarzystwa ludzkiego, a później zostaniesz obywatelem, a za staraniem rodziców i łaską Bożą znakomitym urzędnikiem – pamiętaj, że Ojczyznę kochać trzeba i że nawet za Ojczyznę zginąć jest pięknie...

Wychodzą wszyscy.

*

Piękna okolica – wzgórza i łasy – góry w oddali.

MĄŻ

Tegom żądał, o to przez długie modliłem się lata i nareszciem już bliski mojego celu – świat ludzi zostawiłem z tyłu – niechaj sobie tam każda mrówka bieży i bawi się dźbłem swoim, a kiedy go opuści, niech skacze ze złości lub umiera z żalu. –

GŁOS DZIEWICY

Tędy – tędy. –

przechodzi

*

Góry i przepaście ponad morzem – gęste chmury – burza. –

MĄŻ

Gdzie mi się podziała – nagle rozpłynęły się wonie poranku, pogoda się zaćmiła – stoję na tym szczycie, otchłań pode mną i wiatry huczą przeraźliwie. –

GŁOS DZIEWICY

w oddaleniu

Do mnie, mój luby.

MĄŻ

Jakże już daleko, a ja przesadzić nie zdołam przepaści. –

GŁOS

w pobliżu

Gdzie skrzydła twoje? –

MĄŻ

Zły duchu, co się natrząsasz ze mnie, gardzę tobą. –

GŁOS DRUGI

U wiszaru góry twoja wielka dusza, nieśmiertelna, co jednym rzutem niebo przelecieć miała, ot kona! – i nieboga twoich stóp się prosi, by nie szły dalej – wielka dusza – serce wielkie. –

MĄŻ

Pokażcie mi się, weźcie postać, którą bym mógł zgiąć i obalić. – Jeśli się was ulęknę, bodajbym Jej nie otrzymał nigdy. –

DZIEWICA

na drugiej stronie przepaści

Uwiąż się dłoni mojej i wzleć. –

MĄŻ

Cóż się dzieje z tobą – kwiaty odrywają się od skroni twoich i padają na ziemię, a jak tylko się jej dotkną, ślizgają jak jaszczurki, czołgają jak żmije. –

DZIEWICA

Mój luby! –

MĄŻ

Przez Boga, suknię wiatr zdarł ci z ramion i rozdarł w szmaty. –

DZIEWICA

Czemu się ociągasz? –

MĄŻ

Deszcz kapie z włosów – kości nagie wyzierają z łona. –

DZIEWICA

Obiecałeś – przysiągłeś –

MĄŻ

Błyskawica zrzenice jej wyżarła. –

CHÓR DUCHÓW ZŁYCH

Stara, wracaj do piekła – uwiodłaś serce wielkie i dumne, podziw ludzi i siebie samego. – Serce wielkie, idź za lubą twoją. –

MĄŻ

Boże, czy Ty mnie za to potępisz, żem uwierzył, iż Twoja piękność przenosi o całe niebo piękność tej ziemi – za to, żem ścigał za nią i męczył się dla niej, ażem stał się igrzyskiem szatanów!

DUCH ZŁY

Słuchajcie, bracia – słuchajcie! –

MĄŻ

Dobija ostatnia godzina. – Burza kręci się czarnymi wiry – morze dobywa się na skały i ciągnie ku mnie – niewidoma siła pcha mnie coraz dalej – coraz bliżej – z tyłu tłum ludzi wsiadł mi na barki i prze ku otchłani. –

DUCH ZŁY

Radujcie się, bracia – radujcie! –

MĄŻ

Na próżno walczyć – rozkosz otchłani mnie porywa – zawrót w duszy mojej – Boże – wróg Twój zwycięża! –

ANIOŁ STRÓŻ

ponad morzem

Pokój wam, bałwany, uciszcie się. –

W tej chwili na głowę dziecięcia twego zlewa się woda święta. –

Wracaj do domu i nie grzesz więcej. –

Wracaj do domu i kochaj dziecię twoje. –

*

Salon z fortepianem – wchodzi MĄŻ – SŁUŻĄCY ze świecą za nim. –

MĄŻ

Gdzie Pani?

SŁUGA JW.

Pani słaba. –

MĄŻ

Byłem w jej pokoju – pusty. –

SŁUGA

Jasny Panie, bo JW. Pani tu nie ma.

MĄŻ

A gdzie?

SŁUGA

Odwieźli ją wczoraj...

MĄŻ

Gdzie?

SŁUGA

Do domu wariatów.

ucieka z pokoju

MĄŻ

Słuchaj, Mario, może ty udajesz, skryłaś się gdzie, żeby mnie ukarać? Ozwij się, proszę cię – Mario – Marysiu –

Nie – nikt nie odpowiada. – Janie – Katarzyno! – Ten dom cały ogłuchł – oniemiał. –

Tę, której przysiągłem na wierność i szczęście, sam strąciłem do rzędu potępionych już na tym świecie. – Wszystko, czegom się dotknął, zniszczyłem i siebie samego zniszczę w końcu. – Czyż na to piekło mnie wypuściło, bym trochę dłużej był jego żywym obrazem na ziemi?

Na jakiejże poduszce ona dziś głowę położy? – Jakież dźwięki otoczą ją w nocy? – Skowyczenia i śpiewy obłąkanych. Widzę ją – czoło, na którym zawsze myśl spokojna, witająca – uprzejma – przezierała – pochylone trzyma – a myśl dobrą swoją posłała w nieznane obszary, może za mną, i błąka się biedna, i płacze. –

GŁOS SKĄDSIŚ

Dramat układasz. –

MĄŻ

Ha! – mój Szatan się odzywa –

bieży ku drzwiom, rozpycha podwoje

Tatara mi osiodłać – płaszcz mój i pistolety! –

*

Dom obłąkanych, w górzystej okolicy. – Ogród wokoło. –

ŻONA DOKTORA

z pękiem kluczów u drzwi

– Może Pan krewny Hrabiny. –

MĄŻ

Jestem przyjacielem jej męża, on mnie tu przysłał. –

ŻONA DOKTORA

Proszę Pana – wiele sobie z niej obiecywać nie sposób – mój mąż wyjechał, byłby to lepiej wyłuszczył – przywieźli ją zawczoraj – była w konwulsjach. – Jakie gorąco. –

obciera twarz

Mamy dużo chorych – żadnego jednak tak niebezpiecznie, jak ona. – Imainuj sobie Pan, ten instytut kosztuje nas ze dwakroć sto tysięcy. – Patrz Pan, jaki widok na góry – ale Pan, widzę, niecierpliwy – więc to nieprawda, że jakóbinyjej męża porwali w nocy? – Proszę Pana. –

*

Pokój – kratowane okno – kilka krzeseł – łóżko – ŻONA na kanapie. –

MĄŻ

wchodzi

Chcę być z nią sam na sam. –

GŁOS ZZA DRZWI

Mój mąż by się gniewał, gdyby...

MĄŻ

Dajże mi W. Pani pokój! –

drzwi za sobą zamyka i idzie ku ŻONIE

GŁOS ZNAD SUFITU

W łańcuchy spętaliście Boga. – Jeden już umarł na krzyżu. – Ja drugi Bóg, i równie wśród katów. –

GŁOS SPOD PODŁOGI

Na rusztowanie głowy królów i panów – ode mnie poczyna się wolność ludu. –

GŁOS ZZA PRAWEJ ŚCIANY

Klękajcie przed królem, panem waszym. –

GŁOS ZZA LEWEJ ŚCIANY

Kometa na niebie już błyska – dzień strasznego sądu się zbliża. –

MĄŻ

Czy mnie poznajesz, Mario? –

ŻONA

Przysięgłam ci na wierność do grobu. –

MĄŻ

Chodź – daj mi ramię, wyjdziemy. –

ŻONA

Nie mogę się podnieść – dusza opuściła ciało moje, wstąpiła do głowy. –

MĄŻ

Pozwól, wyniosę ciebie. –

ŻONA

Dozwól chwil kilka jeszcze, a stanę się godną ciebie. –

MĄŻ

Jak to?

ŻONA

Modliłam się trzy nocy i Bóg mnie wysłuchał. –

MĄŻ

Nie rozumiem cię. –

ŻONA

Od kiedym cię straciła, zaszła odmiana we mnie – „Panie Boże” mówiłam i biłam się w piersi, i gromnicę przystawiałam do piersi, i pokutowałam, „spuść na mnie ducha poezji” i trzeciego dnia z rana stałam się poetą. –

MĄŻ

Mario –

ŻONA

Henryku, mną teraz już nie pogardzisz – jestem pełna natchnienia – wieczorami już mnie nie będziesz porzucał. –

MĄŻ

Nigdy, nigdy. –

ŻONA

Patrz na mnie. – Czy nie zrównałam się z tobą? – Wszystko pojmę, zrozumiem, wydam, wygram, wyśpiewam. – Morze, gwiazdy, burza, bitwa. – Tak, gwiazdy, burza, morze – ach! wymknęło mi się jeszcze coś – bitwa. – Musisz mnie zaprowadzić na bitwę – ujrzę i opiszę – trup, całun, krew, fala, rosa, trumna. –

Nieskończoność mnie obleje

I jak ptak, w nieskończoności

Błękit skrzydłami rozwieję

I lecąc, się rozemdleję

W czarnej nicości. –

MĄŻ

Przeklęstwo – przeklęstwo! –

ŻONA

obejmuje go ramionami i całuje w usta

Henryku mój, Henryku, jakżem szczęśliwa. –

GŁOS SPOD POSADZKI

Trzech królów własną ręką zabiłem – dziesięciu jest jeszcze – i księży stu śpiewających mszę. –

GŁOS Z LEWEJ STRONY

Słońce trzecią część blasku straciło – gwiazdy zaczynają potykać się po drogach swoich – niestety – niestety.

MĄŻ

Dla mnie już nadszedł dzień sądu.

ŻONA

Rozjaśnij czoło, bo smucisz mnie na nowo. – Czegóż ci nie dostaje? – Wiesz, powiem ci coś jeszcze.

MĄŻ

Mów, a wszystkiego dopełnię.

ŻONA

Twój syn będzie poetą.

MĄŻ

Co?

ŻONA

Na chrzcie ksiądz mu dał pierwsze imię – poeta – a następne znasz, Jerzy Stanisław. – Jam to sprawiła – błogosławiłam, dodałam przeklęstwo – on będzie poetą. – Ach, jakże cię kocham, Henryku.

GŁOS Z SUFITU

Daruj im, Ojcze, bo nie wiedzą, co czynią.

ŻONA

Tamten dziwne cierpi obłąkanie – nieprawdaż?

MĄŻ

Najdziwniejsze.

ŻONA

On nie wie, co gada, ale ja ci ogłoszę, co by było, gdyby Bóg oszalał.

bierze go za rękę

Wszystkie światy lecą to na dół, to w górę – człowiek każdy, robak każdy krzyczy – „Ja Bogiem” – i co chwila jeden po drugim konają – gasną komety i słońca. – Chrystus nas już nie zbawi – krzyż swój wziął w ręce obie i rzucił w otchłań. Czy słyszysz, jak ten krzyż, nadzieja milionów, rozbija się o gwiazdy, łamie się, pęka, rozlatuje w kawałki, a coraz niżej i niżej – aż tuman wielki powstał z jego odłamków – Najświętsza Bogarodzica jedna się jeszcze modli i gwiazdy, Jej służebnice, nie odbiegły Jej dotąd – ale i Ona pójdzie, kędy idzie świat cały. –

MĄŻ

Mario, może chcesz widzieć syna? –

ŻONA

Jam mu skrzydła przypięła, posłała między światy, by się napoił wszystkim, co piękne i straszne, i wyniosłe. – On wróci kiedyś i uraduje ciebie. – Ach!

MĄŻ

Źle tobie?

ŻONA

W głowie mi ktoś lampę zawiesił i lampa się kołysze – nieznośnie. –

MĄŻ

Mario moja najdroższa, bądźże mi spokojna, jako dawniej byłaś. –

ŻONA

Kto jest poetą, ten nie żyje długo.

MĄŻ

Hej! ratunku – pomocy! –

Wpadają kobiety i ŻONA DOKTORA.

ŻONA DOKTORA

Pigułek – proszków! – Nie – nic zsiadłego – owszem, płynne jakie lekarstwo. – Małgosiu, bież do apteczki! – Pan sam temu przyczyną – mój mąż mnie wyłaje. –

ŻONA

Żegnam cię, Henryku. –

ŻONA DOKTORA

To JW. Hrabia sam w osobie swojej!

MĄŻ

Mario, Mario! –

ściska ją

ŻONA

Dobrze mi, bo umieram przy tobie. –

spuszcza głowę

ŻONA DOKTORA

Jaka czerwona. – Krew rzuciła się do mózgu.

MĄŻ

Ale jej nic nie będzie!

Wchodzi DOKTOR i zbliża się do kanapy.

DOKTOR

Już jej nic nie ma – umarła. –

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: