Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Nie czas na miłość - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
26 maja 2021
Ebook
14,99 zł
Audiobook
24,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Nie czas na miłość - ebook

Czasem miłość uderza nas w najmniej sprzyjających okolicznościach. Doskonale wiedzą o tym Jasmina i Dragan. Uczucie połączyło ich w trakcie wojny na Bałkanach. Ona Chorwatka, on Serb – to nie miało prawa się zdarzyć!

Na przeszkodzie staje polityka i rodziny po dwóch stronach barykady. Zakochani nie tracą jednak wiary w szczęśliwe zakończenie. Na duchu podnosi ich pasja do kultury i teatru. Czy to wystarczy, by przetrwać?

„Nie czas na miłość” to nie tylko historia trudnej miłości. To także opowieść o tym, jak bałkańska rzeczywistość lat 90. diametralnie różniła się od tej, którą przeżywaliśmy w Polsce.

Agnieszka Walczak-Chojecka – (ur. 1986) polska powieściopisarka i poetka. Jako młoda autorka publikowała m.in. w „Poezji” i „Nowym wyrazie”. Ponad cztery lata mieszkała w Belgradzie. Jako studentka filologii słowiańskiej tłumaczyła literaturę serbską na język polski. Zajmowała się przekładem słuchowisk dla Polskiego Radia, współpracowała z literackimi czasopismami byłej Jugosławii. Przez lata pracowała w biznesie. Była dyrektorem marketingu, dyrektorem komunikacji i doradcą zarządu w dużych korporacjach jak Zepter International czy Provident Polska. W 2012 roku porzuciła biznes na rzecz powrotu do pisania. Jej debiut prozatorski to powieść „Dziewczyna z Ajutthai”. Zasłynęła jako autorka popularnej sagi bałkańskiej.

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-87-26-80623-6
Rozmiar pliku: 427 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

Sarajewo, lipiec 1991

Bywają dni, które nigdy nie powinny się zacząć, sytuacje, które nigdy nie powinny się wydarzyć, słowa, które nigdy nie powinny zostać wypowiedziane. Gdyby Jasmina wiedziała, że 28 lipca 1991 roku będzie czarnym dniem, może przeleżałaby go w łóżku. A tak powiedziała przy śniadaniu do brata:

– Miałam sen, że jesteśmy ptakami. Mieliśmy piękne kolorowe pióra, dumne spojrzenia i silne skrzydła. Lecieliśmy nad zieloną rzeką i byliśmy szczęśliwi.

– Ciekawe. To chyba znak. Może czas, by pojechać do Mostaru, dawno tam nie byliśmy – oznajmił wesoło chłopak.

Jasmina nie wierzyła w pozytywne znaki. Na ogół, gdy miała jakieś przeczucie lub gdy z dziurki jej sekretarzyka, w którym trzymała ulubione książki, listy i zeszyt z sekretnymi zapiskami, wypadł klucz, działo się coś złego. Czasem nawet bała się myśleć o nadchodzących wydarzeniach, bo jej wizje były ponure i często się sprawdzały.

Jednak gdy w upalny sobotni poranek przebudziła się z pięknego snu o lataniu, nie znalazła w sercu obawy, a jedynie radość, że spędzi z przyjaciółmi kilka najbliższych godzin.

Teraz stała na nierównych kamieniach nad brzegiem Neretwy, która w upalnym letnim słońcu mieniła się wieloma odcieniami granatu i zieleni. Zadarła głowę i wpatrywała się w trzy postacie machające do niej ze starego kamiennego mostu.

Dziewczyna widziała w swoim życiu wiele mostów, ale żaden z nich nie robił na niej takiego wrażenia, jak ten w Mostarze. W budowli wzniesionej w szesnastym wieku, za czasów osmańskich Turków, było dostojeństwo i dramatyzm, synteza niełatwych losów Bośni i Hercegowiny. Jej kamienny, ostry łuk sprawiał wrażenie, jakby miejscowość wzięła głęboki wdech w oczekiwaniu na to, co może się wydarzyć. A znów nadchodziły niełatwe czasy.

Lato 1991 roku przyniosło na Bałkany wojenną zawieruchę. Wielkimi krokami zbliżała się ona także nad modrą Neretwę, jednak na razie nikt ze zwykłych mieszkańców republiki nie chciał w to wierzyć.

W piękny lipcowy dzień Jasmina nie myślała o polityce.

– Skoczą? – zwróciła się do ładnej blondynki, która patrzyła w tę samą stronę, co ona.

– Skoczą – z przekonaniem rzekła Olja.

– E, chyba nie. To strasznie wysoko, ponad dwadzieścia metrów. Można się zabić.

– Właśnie dlatego to zrobią – uśmiechnęła się półgębkiem koleżanka. – Nie znasz ich? Przecież nasi mężczyźni uwielbiają udowadniać sobie nawzajem, że niczego się nie boją. Poza tym zrobią to, żeby nam zaimponować.

– Masz rację – przestraszyła się Jasmina. – To może stąd chodźmy?

– Już za późno. Teraz możemy się tylko modlić, by nie skręcili karku – wzruszyła ramionami.

„Tylko do jakiego Boga?” – przemknęło Jasminie przez głowę. Na moście bowiem stali prawosławny Serb Dragan, muzułmanin Haris i katolik Marko, młodszy brat Jasminy. Trzej mężczyźni znali się od dzieciństwa, byli przyjaciółmi i mieszkali w tej samej dzielnicy Sarajewa, mieście, w którym, niczym w wielkim tyglu, mieszały się wszystkie religie i narodowości dawnej Jugosławii.

Ta różnorodność, wielobarwność i kulturowa symbioza były tym, co Jasmina, dwudziestoczteroletnia studentka Akademii Sztuk Scenicznych, kochała w swoich stronach najbardziej. Najlepiej czuła się jednak wtedy, gdy patrzyły na nią ciemne i nieodgadnione jak nocne niebo oczy Dragana. Jasmina lubiła pewność siebie przystojnego bruneta, który tak, jak i ona, chciał zostać aktorem, i podziwiała jego brak tremy.

Przypomniało jej się, jaki popis dał na pierwszych zajęciach podczas warsztatów zorganizowanych przez Teatr Kameralny 55 tego lata. Gdy wszyscy inni podchodzili do zadań wyznaczonych przez profesora Milicia z pewną nieśmiałością, on zgłosił się na ochotnika do odegrania improwizowanej scenki, która wymagała niemało polotu. Młodzi aktorzy mieli wyobrazić sobie, że otrzymali właśnie Oscara i że wchodzą na scenę, by go odebrać. Dragan zrobił taki show, a jego przemówienie było tak płomienne, iż dziewczyna niemal uwierzyła, że przed chwilą odebrał statuetkę z rąk samego Stevena Spielberga.

Z brzegu rzeki, na którym teraz stała, nie mogła dostrzec oczu chłopaka, a jednak próbowała odgadnąć, czy na kilka sekund przed skokiem są one spokojne i skoncentrowane, czy też pełne strachu. Miała wrażenie, że ona też stoi na kamiennym moście, wznosi do góry ręce i szykuje się do lotu. Podobała jej się ta adrenalina, a jednocześnie jej serce waliło z obawy o życie chłopaka jak oszalałe.

Dragan czuł, że tężeją mu mięśnie. Patrzył w dół, w srebrzystą toń wody, i przez chwilę zdawało mu się, że to nie rzeka płynie pod mostem, a wije się tam wstęga, której koniec zaciska się wokół jego szyi.

Jakiś czas temu założył się z chłopakami, że w przedstawieniu, które wspólnie szykowali na letnich warsztatach, zaśpiewa piosenkę. A jeśli reżyser się na to nie zgodzi, skoczy z mostarskiego mostu. Zakład przegrał, więc teraz trzeba było wykonać zadanie. Nie mógł pozwolić na to, by ucierpiał jego honor. A zresztą, co tam! Nie ma sensu analizować każdej decyzji, młodość jest po to, by czerpać z życia garściami, by było barwnie i do utraty tchu!

Na brzegu rzeki stały dziewczyny, a on był gotów zrobić wiele, by zawrócić im w głowach. Dla nich chętnie skoczyłby z tego i jeszcze wielu innych mostów, tańczyłby kolo nad wodami Neretwy, a nawet układałby wiersze.

Nie był jednak typowym kobieciarzem, nie bawiły go łatwe zdobycze, związki na jedną noc zakrapiane smakiem śliwowicy, o które tak łatwo było w studenckim, artystycznym świecie. On był koneserem i nęciła go oryginalność. Dziewczyny, które mu się podobały, miały w sobie wdzięk i jakieś niezwykłe wewnętrzne światło. Chciały od życia więcej niż ich rówieśnice.

W jednej z nich była słodycz podobna do jego ulubionej tureckiej baklawy 1 i tajemnica niedojrzałych jeszcze granatów. Jej zgrabne ciało obleczone w cienki materiał sukienki pachniało latem, a pragnienie, by błądzić po nim dłońmi od dawna spędzało mu sen z powiek.

Druga z dziewcząt była przykładem młodzieńczej siły i energii, a uśmiech, który nie schodził z jej ładnej twarzy, sprawiał, że Draganowi chciało się śpiewać.

Chłopak dziwił się, jak to możliwe, że Jasmina i Olja przypadły sobie do gustu, bo były od siebie tak różne, jak czarny i biały kot. Olja – typ sportsmenki, otwarta, z sercem na dłoni i szczerym uśmiechem w wielkich oczach, a Jasmina – filigranowa jak porcelanowa baletnica, trochę wycofana i krucha.

Łączyło je jednak coś bardzo ważnego – talent. Nie uszedł on uwadze nie tylko Dragana, lecz także profesora Milicia, który powierzył dziewczynom główne role w spektaklu przygotowywanym podczas warsztatów. A stary wyga miał oko do młodych, zdolnych ludzi. To spod jego ręki wyszły takie sławy, jak Oliver Mrvić czy Jelena Bašić. Dlatego gdy Dragan dowiedział się, że to właśnie ten mistrz poprowadzi warsztaty w Teatrze Kameralnym 55, postanowił… nie wychodzić z kafany 2 Junak. I to bynajmniej nie dlatego, by opić z kolegami przyszły sukces, jakim miało być poznanie świetnego reżysera, lecz by, pracując na zmywaku, zarobić na opłacenie zajęć. A była to niemała suma.

W domu chłopaka nigdy się nie przelewało. Jego ojciec, nauczyciel wuefu w jednej z sarajewskich podstawówek, zmarł na raka, gdy on i jego dwaj przyrodni bracia byli jeszcze dziećmi.

Dragan wcześnie został półsierotą, ale miał za to dwie matki, jedną serbską, przybraną, która go wychowała i zawsze była dla niego podporą, i drugą daleką, choć biologiczną, mieszkającą w Polsce.

Rodzice poznali się jako bardzo młodzi ludzie podczas wakacji, a on był owocem ich miłości. Gdy jednak zamieszkali razem w Sarajewie, okazało się, że więcej ich dzieli niż łączy. Katarzyna, matka Dragana, nie potrafiła przystosować się do patriarchalnych reguł panujących w domu męża. Chciała wolności i swobody w rozwijaniu swoich artystycznych pasji, a to z kolei było nie w smak Jugosłowianinowi, który najchętniej widziałby ją w kuchni i przy balii z pieluchami. Para na każdym kroku robiła sobie złośliwości, a jednym z psikusów zbuntowanej Polki było imię syna.

W rodzinie Djordjeviciów pielęgnowano od wieków pewną tradycję – najstarszy syn otrzymywał imię Sava lub Bogdan. Tak więc pradziad Dragana był Sava, dziad nosił imię Bogdan, ojciec Sava, a… on żadnego z tych imion nie dostał. Katarzyna zarejestrowała go w urzędzie jako Dragana i twierdziła, że jej mąż powinien się cieszyć, iż nie nazwała dziecka Mścisław, Czcibor, Krzesimir lub Świętosław.

Choć Dragan spędził z matką tylko niemowlęcy okres, to jednak z jej mlekiem wyssał niechęć do wszelkich ograniczeń i schematów. Jej także zawdzięczał miłość do sztuki, a przede wszystkim do filmu i teatru.

Wierzył, że ma w sobie iskrę bożą, a przede wszystkim wystarczająco dużo ambicji i zapału, by stać się wielkim aktorem. Nie zależało mu nawet tak bardzo na sławie, jak na tym, by pracować z najlepszymi, najlepiej z Emirem Kusturicą, którego twórczość szczerze podziwiał.

Dragan od małego lubił być na świeczniku. Dlatego gdy teraz stał na kamiennej barierce i czuł wpatrzone w siebie oczy gapiów, to choć ze strachu cierpła mu skóra, podniecała go główna rola. Scenę wybrał sobie znakomitą – Stari Most był symbolem pojednania Wschodu i Zachodu, zjednoczenia katolicyzmu, prawosławia i islamu, a także głównym punktem programu każdego turysty odwiedzającego Bośnię i Hercegowinę.

Był tylko jeden szkopuł. Draganowi trzęsły się nogi. Myśl, że jego ciało uderzy zaraz w chłodną powierzchnię wody, mroziła mu krew w żyłach. Przez chwilę zastanawiał się nawet, czy nie zejść z barierki. Z chęcią zatrudniłby na swoje miejsce dublera. I pewnie tak by zrobił, gdyby u szczytu łuku wyłożonego wyślizganymi kamiennymi płytami czekali jak zwykle śmiałkowie, którzy za odpowiednią opłatą gotowi byli dać podniebny popis. Tyle że, niestety, dziś żadnego z nich nie było.

Dla chłopaków z Mostaru przelecieć w dół ponad dwadzieścia metrów nie było żadnym wyczynem. Rodzili się niemal ze skrzydłami, bo kiedyś panował tu zwyczaj, że właśnie skokiem z wysokiego mostu należało przypieczętować męską dojrzałość. Było to zadanie tak konieczne do wykonania, jak zdanie matury.

Dragan nie pochodził z Mostaru i jeszcze nigdy nie próbował fruwać. Choć nie był słabeuszem, nie wyglądał też na sportowca. Wysoki i szczupły, z ciemną czupryną i rozmarzonym wzrokiem przypominał raczej uduchowionego poetę niż chłopaka z siłowni. Zawsze wolał intelektualne rozrywki i szalone przygody niż wymagające wytrwałości rzeźbienie sylwetki.

– Jesteś pewien, że chcesz to zrobić? – Próbował go jeszcze powstrzymać od skoku Marko. – Ja jakoś nie mam ochoty na takie wariactwa.

– Rozsądny się znalazł! Hej, spójrz, jaka piękna jest nasza Neretwa. Można się w niej zakochać. Miło będzie z nią pobaraszkować – zakrzyknął Dragan, by dodać sobie animuszu.

– Wariat z ciebie… – Marko pokręcił głową.

Dragan uśmiechnął się tylko i uniósł w górę ręce. Stanął na palcach. Rozgrzany słońcem kamień grzał go w stopy, taki bliski, taki bezpieczny… Chłopak wziął głęboki wdech i… runął głową w dół w stronę zielonej wstęgi wody. Gdy zbliżał się do niej z zawrotną prędkością, zdawało mu się, że słyszy jakiś świst, jakby piorun rozrywał niebo. Frunął i wiedział już, że gdy wbije się w chłodną taflę Neretwy, nic nie będzie takie samo, jak przedtem.ROZDZIAŁ 2

Sarajewo, sierpień 1991

– Nie, nie i jeszcze raz nie! To Pavić 3, a wy jak go gracie? Musicie rozszyfrować myślową łamigłówkę autora i okrasić ją własnymi emocjami – złościł się profesor Miroslav Milić. – _Wewnętrzna strona wiatru4_to utwór pełen ukrytych znaczeń i chcę, żebyście mi je pokazali. No, dalej, jeszcze raz! – pohukiwał.

Jasmina stała na środku sceny naprzeciwko Nenada, postawnego szatyna o wyglądzie amanta, i starała się skupić, by jak najlepiej wypełnić polecenia reżysera. Jednak gdy patrzyła na puste krzesło ustawione w miejscu, w którym siedzieli pozostali uczestnicy warsztatów, nie przychodziło jej to łatwo.

– Nenad, podchodzisz do niej, obejmujesz ją. Ona ci się trochę wyrywa, ale ty jej na to nie pozwalasz. – Profesor dawał wskazówki.

– Tak będzie dobrze? – spytał chłopak, łapiąc Jasminę mocno za nadgarstek i przyciągając ją do siebie.

– Czy ja wiem… – Milić wciąż nie był zadowolony. – To musi być trochę jak balet. Nie umiesz wyrazić emocji bez tekstu? Ruch! Mimika! – podpowiadał.

Jasmina słyszała jego słowa, a jednak stała sztywno. Nie mogła zapomnieć o wydarzeniu, które dwa tygodnie wcześniej miało miejsce nad Neretwą. Pod powiekami wciąż miała obraz, który sprawiał, że cierpła jej skóra.

Mijały sekundy, a Dragan nie wypływał. Z całych sił chciała wołać o pomoc, a jednak nie umiała wydobyć z siebie głosu. Próbowała przymusić się do działania, ale jej nogi jakby wrosły w ziemię. I tylko oczy zrobiły się wielkie jak dwie monety, które kładzie się zmarłym na powieki.

A potem kątem oka zobaczyła, jak Olja zrzuca sandały, ściąga przez głowę bawełnianą sukienkę i w samej bieliźnie wskakuje do rzeki. Wyćwiczone ruchy wysportowanych kończyn sprawiły, że już po chwili znalazła się w miejscu, w którym zniknął Dragan. Nagle złapały ją czyjeś ręce. Męska postać szamotała się niczym w konwulsjach, zniewalała dziewczynę i ciągnęła w dół. Olja próbowała się wyswobodzić, tak jak uczono ją na kursie, jednak widać było, że zaczyna brakować jej powietrza. Jasmina miała wrażenie, że gdzieś tam, pod powierzchnią wody, widzi światło. Może to była poświata słońca przebijającego się przez zmąconą taflę rzeki, a może…

A potem, gdy Olja ostatkiem sił wyciągnęła Dragana z wody, Jasmina ujrzała jego sine usta. Leżał bez ruchu na kamieniach i była pewna, że go straciła. Po raz drugi w życiu.

Pierwszy raz zdarzyło się to kilka lat wcześniej…

Oboje byli wtedy nastolatkami i chodzili do tej samej szkoły. Uczucie wybuchło między nimi nagle i niespodziewanie, tak jak nagle potrafi zacząć się wiosna. On nie miał już ochoty na kopanie z chłopakami piłki i na wyprawy z wędką nad Miljackę, bo wolał przesiadywać z Jasminą pod jabłonią w ogrodzie przy jej domu i trzymać ją za rękę. Ona straciła zapał do zajęć z gimnastyki artystycznej, na które wcześniej tak chętnie biegała, i do plotkowania z koleżankami o modzie. Wolała milczeć i siedzieć zapatrzona w niebo, byle tylko Dragan był przy niej.

Mama Jasminy, urodzona w Sarajewie, cieszyła się, że córka znalazła bratnią duszę i że na jej twarzy zagościł w końcu uśmiech zamiast melancholii.

Jednak ojciec, katolik wychowany przez surową ciotkę, zakonnicę w Dubrowniku, milicjant o nieprzeniknionym obliczu, nie chciał nawet słyszeć o tym, by jego ukochana córeczka miała spotykać się z prawosławnym. Nie akceptował jej związku z chłopakiem, który nie daje wiary w niepokalane poczęcie i nie czci papieża. Nawet w tak wielokulturowym środowisku, jak Bośnia, tolerancja nie dla wszystkich była wartością.

Gdy pewnego dnia ojciec nakrył młodocianą parę w drewutni za domem i ujrzał, jak córka z wypiekami na twarzy pozwala całować Serbowi swój dekolt, poszła w ruch dębowa deska. Siniaki na plecach i pośladkach długo przypominały Draganowi o tym, że ze strony panny Jovanović nie wolno mu liczyć na nic więcej niż przyjaźń.

Dziewczyna wiedziała, że mimo tego incydentu miał nadzieję, iż po wakacjach, które właśnie się zaczynały, a które mieli spędzić osobno, ich szczere uczucie przezwycięży wszelkie zakazy. A jednak, wróciwszy z Dubrownika, oświadczyła chłopakowi, że poznała nad morzem kogoś, kto lepiej do niej pasuje. Gdy patrzyła mu hardo w oczy i bez zmrużenia powiek zarzekała się, że nic już do niego nie czuje, straciła go po raz pierwszy. Jak motyl uleciała z niej wtedy cząstka duszy.

Teraz, gdy na deskach Teatru Kameralnego przymuszała się do ćwiczenia miłosnej sceny, w chwili gdy jej przyjaciel leżał półprzytomny w szpitalu, miała wrażenie, że ulatuje z niej kolejna.

– Jasmina, do cholery, patrz Nenadowi w oczy, czaruj go jak prawdziwa kobieta – zachęcał Milić. – Wyobraź sobie, że, czy ja wiem…? Że to jest właśnie ten, za którym skoczysz w ogień.

– Nie skoczę – wyszeptała.

„Już to przerabiałam. Jestem tchórzem” – dodała w myślach. Jednak zebrała się w sobie, oblizała usta i miękko wtuliła się w obcego mężczyznę. W końcu udawanie miała doskonale wyuczone, niczego innego nie robiła od lat. Przed ojcem udawała, że wyrzuciła Dragana z serca, a przed Draganem, że stało się tak z jej własnej woli. Tajemnica ciążyła jej niczym kamień, a jednak nigdy nie wyjawiła chłopakowi, dlaczego odrzuciła jego zaloty. Gra w przyjaźń szła jej naprawdę świetnie, aż do pamiętnego dnia w Mostarze, kiedy zdała sobie sprawę, że może stracić Dragana na zawsze. Wtedy coś w niej pękło.

– Hej, wykrzesz z siebie choć odrobinę namiętności. Stoi przed tobą mężczyzna, którego pragniesz w sobie poczuć, ale jest między wami ściana wiatru, więc… – Milić mocno gestykulował.

– Staram się, naprawdę – bąknęła dziewczyna.

– Postaraj się bardziej. Dodaj coś od siebie. – Wbił w nią srogie spojrzenie. – Co czujesz?!

– Złość, bezradność i… miłość… – Jasmina zacisnęła pięści, a jej oczy zaszkliły się łzami.

– No! I tak jest dobrze – ucieszył się reżyser.

– Nie jest dobrze. I nigdy nie będzie – dodała ciszej, po czym zbiegła ze sceny.

Milić uniósł krzaczaste brwi i odprowadził ją do drzwi zdziwionym spojrzeniem.

– Chyba musimy zrobić przerwę – zarządził.

Nenad odetchnął z ulgą, bo napięcie, które od początku próby wisiało w powietrzu, ciążyło i jemu.

***

Tego dnia sierpniowe słońce pięknie oświetlało Sarajewo. Jasmina szła przez Baščaršiję cała w skowronkach. Nie dlatego, że z klimatycznych kafejek rozlokowanych w tej najstarszej dzielnicy miasta intensywnie pachniało kawą i że ciepło z kamieni rozgrzanych w słońcu wnikało w jej skórę. Nie dlatego też, że stragany rozłożone w wąskich uliczkach wabiły kolorowym towarem, a ją stać było na to, by coś sobie kupić. Cieszyła się, bo tego dnia Dragan po prawie czterech tygodniach wychodził ze szpitala i nareszcie czuł się dobrze, choć jego nadwyrężony kręgosłup czekała jeszcze długa rehabilitacja.

Chłopak przez pierwszy tydzień po wypadku leżał w klinice w Mostarze, a gdy jego stan nieco się poprawił, przewieziono go do największego sarajewskiego ośrodka medycznego – szpitala Koševo. Jednak dziś z tym miejscem koniec!

Jasminę cieszyła myśl, że w końcu znów będą mogli spędzać czas na przechadzkach po mieście lub przesiadywaniu w ich ulubionym miejscu, najwspanialszej bibliotece na świecie, która znajdowała się w niezwykłym Ratuszu. A może pójdą na kawę do eleganckiej restauracji hotelu Holiday Inn, w którym zatrzymywali się wielcy tego świata? Możliwości było wiele. Oczywiście pod warunkiem, że koledzy Dragana nie namówią go zaraz na udział w jakimś szaleństwie, tak jak to już nieraz bywało. Mimo ostrzeżeń Jasminy panowie lubili pakować się w kłopoty.

Niedawno na przykład jej brat wpadł na genialny pomysł, by zakraść się nocą do budynku teatru. Na tyłach sceny znajdowało się małe studio nagraniowe, w którym Marko postanowił nagrać wraz z kolegami piosenkę. Wszystko zaczęło się od tego, że profesor Milić wybrał kilka osób do śpiewanej sceny w spektaklu. Niestety, wśród nich nie było ani Marka, ani żadnego z jego kompanów. A przecież młodzieńcy wierzyli, że mają potężne głosy, które trenowali, wydzierając się nieraz pod oknem Jasminy. Byli przekonani, że śpiewają dziewczynie największe bośniackie hity, choć ona w wydawanych dźwiękach nie mogła rozpoznać żadnej melodii.

Mężczyźni nie potrafili pogodzić się z brakiem akceptacji starego reżysera i chcieli nagrać utwór, którym go zachwycą. Mieli plan, że puszczą mu go przez głośniki, gdy tylko pojawi się o poranku w teatrze. By nagrać piosenkę, postanowili dostać się do studia przez okno na pierwszym piętrze, wdrapując się po rynnie.

Pierwszy wspiął się po niej Marko, a że był drobny i zwinny, szybko znalazł się w środku. Gdy jednak w jego ślady chciał pójść potężny Haris, blacha zaczęła niepokojąco trzeszczeć i się wyginać.

– _U pičku materinu!5_– zdążył zakląć chłopak, po czym z hukiem zwalił się na ziemię.

Dragan, który czekał na swoją kolej pod budynkiem, wybuchnął śmiechem.

– Co cię tak bawi, mądralo? – ofuknął go Haris. – Złamałem chyba rękę.

– No, co ty? Nie wygłupiaj się, stary. To na pewno tylko stłuczenie. – Kolega starał się go pocieszyć.

Jednak grymas bólu na twarzy Harisa i jego szybko puchnące przedramię sprawiły, że przestało mu być do śmiechu. Na dodatek zza winkla budynku wyłonił się nocny stróż, którego zwabiły podniesione głosy.

– Co tu się dzieje? – krzyczał, biegnąc w kierunku chłopaków.

Młodzi mężczyźni nie mieli zamiaru wdawać się z nim w pogawędkę. Marko schował się na piętrze, a Dragan i Haris wzięli nogi za pas. Po krótkiej chwili zniknęli w ciemnościach.

Zgodnie z przewidywaniami Jasminy ta noc nie skończyła się dobrze. Zamiast nagrać piosenkę, trzej muszkieterowie ledwo uratowali skórę, a ręka Harisa została włożona w gips aż na trzy tygodnie. Chłopak wypadł nie tylko ze śpiewanej sceny w spektaklu, ale też ze wszystkich zadań ruchowych, więc Jasmina miała na końcu języka: „A nie mówiłam?”.

Chwilowo jednak dziewczyna nie chciała myśleć o żadnych perypetiach. Stanęła właśnie pod szpitalną salą, w której leżał Dragan, i już miała do niej wejść, gdy do jej uszu dobiegł znajomy głos.

– Przyszłaś? Bałem się, że nie znajdziesz czasu – mówił do kogoś chłopak.

W jego tonie była jakaś… łagodność, która zmroziła Jasminę. Skryła się za uchylonymi drzwiami i wytężyła słuch.

– Wpadłam tylko na chwilkę, nie chcę ci przeszkadzać – dziewczęcy sopran brzmiał śpiewnie.

– No, co ty? Jak mógłby mi przeszkadzać ktoś, komu zawdzięczam życie? – szepnął chłopak.

Zrobił to jednak na tyle głośno, że jego słowa doleciały do uszu Jasminy.

– Olju, muszę ci coś powiedzieć – kontynuował Dragan. – Gdy przywieźli mnie po wypadku do szpitala, była taka chwila, że zastanawiałem się, czy nie przejść na tamtą stronę. Czułem, że wystarczy mały kroczek i już mnie nie będzie.

– O czym ty mówisz? – Wzdrygnęła się blondynka.

– To nie jest tak, jak twierdzą niektórzy – nie chciał, by mu przerywała. – Przed oczami wcale nie przelatuje ci całe życie. Pojawia się tylko kilka obrazków. Są jak zdjęcia wyrwane z albumu. Wszystko jest na nich rozmazane i tylko niektóre postacie są wyraźne. Najpierw nie mogłem zrozumieć, dlaczego tak jest, ale w końcu dotarło do mnie, o co chodzi. Między życiem i śmiercią spotykasz tylko tych, których kochasz.

– Kogo widziałeś? – spytała zaciekawiona.

– Gdy było ze mną bardzo źle, najpierw pojawiła się matka

– Radmila. Miała w ręku białą chusteczkę i wyglądała, jakby się zastanawiała, czy wytrzeć nią sobie oczy, czy pomachać mi na pożegnanie.

– Na pożegnanie? – powtórzyła głucho.

– To jej niezdecydowanie sprawiało, że ja też nie wiedziałem, co zrobić: odejść czy zostać, i bardzo mnie to męczyło.

– Był jeszcze ktoś? – Chciała wiedzieć.

– Tak. Potem przyszli moi bracia, Bogdan i Nikola, patrzyli na mnie i głośno się śmiali. To mi też nie pomagało, bo nie wiedziałem, czy śmieją się ze mnie, z mojego nieudanego skoku, czy z jakiegoś dowcipu, a nie mogłem ich o to spytać – westchnął, jakby był znużony. – Aż w końcu pojawiła się ciemnowłosa dziewczyna i dotknęła mojej ręki. Patrzyła na mnie tak intensywnie, jakby chciała mi coś powiedzieć, coś naprawdę ważnego. I poczułem, że chcę to usłyszeć, więc nie mogę odejść.

Jasminę przeszedł dreszcz. Była pewna, że Dragan mówi o niej i o tamtej chwili, gdy czuwała przy jego szpitalnym łóżku i modliła się, by odzyskał przytomność.

Myślała wtedy, że oszaleje z niepokoju. Zaklinała się w myślach, że jeśli tylko chłopak wróci do zdrowia, powie mu, dlaczego go kiedyś odrzuciła.

Wierzyła w metafizyczne zjawiska, ale czy on mógł słyszeć jej myśli? Bo jeśli tak, to czy ich więź nie była niezwykła? Może nawet byli sobie zapisani w gwiazdach?

– Kim była ta dziewczyna? – spytała Olja. W jej głosie wyraźnie pobrzmiewała nadzieja, że może chodzi o nią.

– Nie wiem, nie rozpoznałem jej. Jedno jest pewne, mam na tym świecie jakieś niezałatwione sprawy i gdyby nie ty…

– Cześć! – Jasmina nie wytrzymała i wyszła ze swojego ukrycia.

– O, już jesteś? – Chłopak wydawał się zmieszany.

– Zamówiłam taksówkę, niedługo podjedzie pod szpital.

Gotów, by opuścić w końcu ten przybytek boleści? – Starała się, by jej głos brzmiał radośnie, choć było jej przykro, że Dragan przemawiał do Olji tak czule. Co to w ogóle miało znaczyć? Jasmina rozumiała, że jest dziewczynie wdzięczny za wyciągnięcie go z rzeki, ale żeby tak od razu…

– Jasne! Jestem spakowany. Muszę jeszcze tylko odebrać wypis od lekarza i możemy biec.

– No, chyba raczej pokuśtykamy – zaśmiała się, widząc jego wciąż niepewne ruchy i lekkie utykanie na jedną nogę. – Tak czy inaczej, zbierajmy się stąd, bo w domu czekają Marko i Haris i mają dla ciebie niespodziankę.

– Niespodziankę? Już się boję – zażartował Dragan.

Niespodzianka okazała się jednak miła. Przyjaciele i rodzina Dragana powitali go niczym bohatera wracającego z wyprawy wojennej przeciw Turkom Osmańskim. W niewielkim ogródku przed jego niskim drewnianym domem cygańska orkiestra grała skoczne kawałki na przemian z melodiami rzewnymi i chwytającymi za serce. Matka chłopaka wydobyła z piwniczki kilka butelek wina własnej roboty i znakomite slatko. Przygotowała też pyszną gibanicę 6i pieczone papryki. Bracia rozwiesili na starych jabłoniach kolorowe lampiony, a Marko i Haris podarowali rekonwalescentowi na pamiątkę nieudanej kąpieli w Neretwie dmuchane rękawki do pływania.

Śmiechom i dobrej zabawie nie było końca. Mimo późnej pory nikt nie odczuwał chłodu, bo noc była pogodna, a uczestników zabawy grzały od środka wypite trunki. W ogrodzie intensywnie pachniało ziołami, które gospodyni hodowała w wielkich donicach. Księżyc wystawił zza chmur pulchną twarz, niczym otoczony orszakiem gwiazd dobroduszny król, który wybrał się w odwiedziny do poddanych.

Tylko Jasmina nie potrafiła się odprężyć. Cały czas wspominała słowa Dragana o niezałatwionych sprawach. Wyparła się kiedyś miłości do niego, by móc przy nim pozostać. Pokręcona logika, a jednak… Ojciec zagroził jej, że jeśli nie zrezygnuje z uczucia do Serba, to wyśle ją na stałe do Dubrownika i nigdy więcej nie zobaczy ukochanego. A Pero Jovanović zawsze robił to, co zamierzał, więc wolała nie wystawiać jego cierpliwości na próbę. Wierzyła, że kiedyś nadejdzie dzień, w którym będzie mogła wyjawić chłopakowi prawdę. Mało brakowało, a nie byłoby jej to dane.

Teraz nie chciała już dłużej czekać, zastanawiała się jednak, w jaki sposób dać mu do zrozumienia, że nigdy nie był dla niej tylko przyjacielem. Czy zrozumie, dlaczego tyle lat ukrywała przed nim swoje uczucia? A może ją odrzuci? Przestraszy się, że pragnie więcej, niż on mógłby jej ofiarować? Dręczyły ją dylematy, a w działaniu przeszkadzała wrodzona nieśmiałość, która sprawiała, że zawsze łatwiej było jej znaleźć argumenty za tym, by czegoś nie zrobić, niż by walczyć o swoje.

No i była jeszcze Olja, głośna, radosna, pewna siebie. Miała to coś, czego brakowało Jasminie – przebojowość. Cały wieczór kręciła się wokół młodego gospodarza, a gdy po skończonej imprezie goście powoli zaczęli rozchodzić się do domów, jej jakoś nie było śpieszno, by wyjść razem z nimi.

– Chce odebrać swoją nagrodę za wyłowienie go z wody – śmiał się Nenad. – No cóż, zasłużyła na nią.

– Pewnie tak – przyznała mu rację Jasmina, choć każda cząstka jej ciała krzyczała bezgłośnie, że się na to nie zgadza.

Nie była w stanie znieść myśli, że Dragan mógłby zamiast niej wybrać inną.

***

Premiera przedstawienia przygotowanego przez grupę młodych ludzi z Bośni i Hercegowiny podczas warsztatów prowadzonych w Teatrze Kameralnym miała miejsce 30 sierpnia. Przez swój nierozsądny wyczyn Dragan wypadł z obsady spektaklu, choć wcześniej miał duże szanse na jedną z głównych ról. Trudno było mu się pogodzić z tym, że nie zdołał zabłysnąć przed Miroslavem Miliciem, którego podziwiał, ale i tak cieszyła go obecność na premierowym spektaklu, bo mało brakowało, by i to przepuścił. Gdy usiadł w jednym z pierwszych rzędów, czuł przypływ adrenaliny, jakby to on sam miał zaraz wyjść na scenę, by oszołomić swoim występem licznie zgromadzoną publiczność.

Kątem oka dostrzegł rodziców Jasminy i Marka, którzy zajęli miejsca w rzędzie dla honorowych gości. Wyraz twarzy matki rodzeństwa zdradzał podniecenie i dumę, lecz oblicze pana Jovanovicia jak zwykle było nieprzeniknione. Mężczyzna siedział sztywno w idealnie dopasowanym galowym mundurze i zdawał się nie widzieć nikogo wokół siebie. Dragan wzdrygnął się na wspomnienie wyrazu jego oczu o stalowej barwie, gdy cedził przez zęby, że jego córka nie będzie się spotykać z prawosławnym gówniarzem. Obrzydzenie, jakie wtedy do niego poczuł, nigdy nie minęło, choć ich późniejsze stosunki układały się poprawnie.

To nie był jednak właściwy czas na wspomnienia, bo oto zgasło światło, ustały rozmowy i podniosła się kurtyna. Dragan cały zamienił się w słuch i wzrokiem śledził postacie, które pojawiły się na scenie. Pomimo mocnej charakteryzacji i przebrania rozpoznał w nich Marka, Harisa, Olję i przede wszystkim Jasminę, której reżyser powierzył najważniejszą rolę – Hery.

Podczas pierwszego aktu myśli Dragana błądziły jeszcze przez chwilę poza teatrem. Wspominał nie tylko cięgi otrzymane kiedyś od milicjanta Jovanovicia, ale też niedawną imprezę w swoim ogrodzie. Układał sobie w głowie słowa, jakimi przemówi do Olji po przedstawieniu, by przeprosić ją za to, co się stało. Było mu głupio, że ją odtrącił, nie stanął na wysokości zadania jako mężczyzna, choć ona uratowała mu życie. Nie chciał jednak, by dziewczyna robiła sobie nadzieje, podczas gdy on… No właśnie… Ostatnio niczego nie był pewien, emocje tworzyły w jego sercu plątaninę podobną do pajęczej sieci.

Przez pierwsze dni po wypadku twarze zlewały mu się w jedną. Matka polska, serbska, Jasmina… Wszystkie miały ten sam smutny uśmiech i wszystkie były dla niego… najważniejsze. Czasem mu się zdawało, że wspomnienia są teraźniejszością, a to, co dzieje się teraz, nie ma żadnego znaczenia.

Zamykał oczy i widział tamtą dziewczynę, która nie pozwoliła mu po wypadku przejść na stronę śmierci. Jej spojrzenie było pełne zaufania i blasku, a usta szeptały słowa, których nie rozumiał. Pod ich naporem zaczynał tlić się w nim dawno wygaszony ogień, jakby z popiołów na nowo rodziło się uczucie.

I nagle ją rozpoznał. To była Jasmina! Do tej pory męska duma szeptała mu, że nie powinien się nią interesować, bo go odrzuciła, jednak teraz podszepty ucichły. Zupełnie jakby zimna woda Neretwy oczyściła Dragana z fałszywych przekonań. A jeszcze ten spektakl… Chłopak spodziewał się, że dramat przygotowany na podstawie znakomitej książki Milorada Pavicia będzie mocny. Czytał tę historię miłości zawieszonej między Europą a Azją, między przeszłością a teraźniejszością, owianej legendą. Nie podejrzewał jednak, że opowieść o Herze i Leandrze tak nim wstrząśnie.

W drugim akcie była niezwykła scena. Ponieważ powieść Pavicia czyta się z dwóch stron, a jej koniec znajduje się pośrodku, Jasmina zaproponowała reżyserowi, by wykorzystał w przedstawieniu tę formalną sztuczkę autora. Milić natychmiast podchwycił jej pomysł, a dzięki swojej przestrzennej wyobraźni jeszcze go rozwinął.

Para leżała na scenie na podwyższeniu, jednak dziewczyna była odwrócona do góry nogami, miała twarz przy stopach Nanada. Była tak blisko swojego ukochanego i jednocześnie tak niezmiernie daleko, zupełnie w innej przestrzeni. A nawet w innym czasie, bo platformy, na których znajdowali się młodzi aktorzy, nagle zaczęły się kręcić w przeciwne strony. Ciała kochanków przypominały wskazówki wielkiego zegara, które z jakiegoś powodu nie mogą się spotkać.

_– Wewnętrzna strona wiatru to ta, która pozostaje sucha, gdy wiatr przenika przez ścianę deszczu_ – powiedział Nenad.

_– Miłość jest jak ptak zamknięty w klatce, jeśli nie będziesz karmić jej każdego dnia, zginie7_– odpowiedziała mu Jasmina.

Kulminacyjna scena zelektryzowała widownię, a zwłaszcza Dragana, który miał wrażenie, że słowa wypowiedziane przez dziewczynę skierowane są do niego. Razem z dźwiękami przejmującej melodii płynącej z głośników wdarły się przez jego uszy do samego serca. To on był mężczyzną odwróconym w niewłaściwą stronę, to on zamiast karmić pięknego słowika miłości, wypuścił go kiedyś z klatki i pozwolił, by odleciał.

Teraz jednak, gdy otarł się o śmierć, zrozumiał, że o szczęście warto walczyć do ostatniej kropli nadziei. Może więc nie było za późno?ROZDZIAŁ 3

Warszawa, październik 1991

Łomot, który obudził Katarzynę w jej warszawskim mieszkaniu, przypominał odgłosy burzy. Był tak intensywny, że nawet zmarłego poderwałby z grobu.

– Co się dzieje? – Kobieta przetarła oczy.

Mąż stał przy jej łóżku z pilotem w ręku. Na ekranie niewielkiego telewizora szybko zmieniały się obrazy.

– Musisz to zobaczyć. Nie jest dobrze.

– Co to za miasto? – Katarzyna wpatrywała się w scenę niczym z wojennego filmu.

Pancerne pociski leciały ze świstem i wyłupywały wielkie kawały muru w zabytkowych kamienicach.

– To Dubrownik. Serbowie zrzucają na niego bomby zapalające i ostrzeliwują miasto od strony Bośni. Trudno uwierzyć, że burzą te wspaniałe zabytki. Coś takiego w dwudziestym wieku! – Mężczyzna kręcił głową z niedowierzaniem.

– O, matko! – Kasia usiadła sztywno na łóżku. – Mam nadzieję, że mój syn nie wybrał się nad morze.

– Zadzwoń do niego. W końcu to się dzieje niemal za progiem jego domu. – Edward przysiadł obok żony i objął ją ramieniem.

– Z Sarajewa do Dubrownika jest ponad dwieście kilometrów. To sporo. No i to przede wszystkim inna republika… – Katarzyna starała się uspokoić sama siebie.

– Oj, kochanie, wojna nie zna takich fikcyjnych granic.

– Nie strasz mnie. Do Sarajewa ta zawierucha nie dotrze, nie ma mowy. – Kobieta powiedziała to takim tonem, jakby to od niej zależały losy świata. – To sprawa między Chorwatami a rządem w Belgradzie. W Bośni ludzie nie chcą żadnego rozpadu, od zawsze żyją w narodowościowym i religijnym tyglu i jest im z tym dobrze.

– Obyś miała rację, Kasieńko. – Mąż poklepał ją po ręce i wstał z posłania, dając tym samym sygnał, że czas, by przygotowała śniadanie. W niedzielę, jeśli tylko był w domu, zawsze jadali je równo o dziesiątej.

– Przyjdź zaraz do kuchni – rzucił od progu.

– Mhm – bąknęła, choć tego poranka nie miała na nic ochoty. Katarzyna Waleczna była energiczną, prawie pięćdziesięcioletnią kobietą, która mimo intensywnej pracy zawodowej w jednym z warszawskich banków całe życie starała się być przykładną żoną i gospodynią. Nie zawsze jej to wychodziło, bo zanim poznała Edwarda, wybierała na partnerów niewłaściwych mężczyzn.

Pierwszym z nich był Krzysztof, z którym związała się w latach sześćdziesiątych, w czasach studiów na wrocławskim uniwersytecie. Ich relacje układały się poprawnie aż do momentu, w którym Katarzyna namówiła chłopaka, by wybrał się z nią na letnią wymianę studencką do Bułgarii.

Czasy w Polsce były trudne, sklepowe półki świeciły pustkami, otrzymanie paszportu zakrawało na cud, a dewizy na wyjazd dostawało się z przydziału. Katarzyna jednak już wtedy była przebojową osobą i umiała sobie poradzić w każdej sytuacji. A że zawsze ją dokądś gnało, zdobyła potrzebny dokument, spakowała dwa plecaki zakupione we wrocławskiej składnicy harcerskiej, jeden swój, drugi Krzyśka, włożyła do nich perfumy „Być może…” i kilka srebrnych pierścionków z nadzieją na udany zagraniczny handel, po czym wyruszyła w podróż życia.

O mały włos nie dotarłaby jednak do pięknych Złotych Piasków, gdzie trwał studencki obóz, i jej wycieczka zakończyłaby się na granicy jugosłowiańsko-bułgarskiej. Wszystkiemu winna była kłótnia z Krzyśkiem. Jej chłopak najpierw jęczał, iż zamiast tłuc się po świecie starym jelczem, lepiej było spędzić czas pod Wrocławiem na działce jego rodziców, a potem przegrał w pokera wszystkie zdobyte przez dziewczynę z wielkim trudem dewizy.

Okazało się, że gdy ona spała, wycieńczona chorobą lokomocyjną, on znalazł kompanów do gry w karty i na tylnych siedzeniach autokaru uprawiał hazard. Czara goryczy przelała się, gdy Kasia odkryła, że z jej plecaka zniknęły wszystkie zapasy spożywcze. Krzysztof poczęstował nimi swoich nowych kolegów, bo zgłodnieli podczas karcianych rozgrywek.

Kiedy więc autokar zatrzymał się na tankowanie, zdenerwowana dziewczyna udała się do toalety, aby ochłonąć. Nabranie dystansu do świata zajęło jej sporo czasu. Gdy wyszła na dwór, stanęła jak wryta. Na parkingu nie było ani autobusu, ani jej chłopaka.

Załamana usiadła na krawężniku i stwierdziła, że czas wracać do Polski. Obawiała się jednak, że jeśli nie stawi się na obozie w Złotych Piaskach, cichociemny opiekun z ZSP posądzi ją o to, że wybrała wolność… No, może nie w Bułgarii, ale w Jugosławii, która nie należała do tak zwanych demoludów.

_– A sczastie bylo tak wozmożno, tak blizko! No sudba maja uż reszena!8__–_ wyszeptała dziewczyna.

Uwielbiała ten cytat. W języku rosyjskim było coś, co ją naprawdę wzruszało, jakaś nostalgia za czymś dawnym, nieodgadnionym, za prawdziwym wielkim uczuciem. Nie przypuszczała nawet, że znajomość tego języka przyda jej się na bułgarskiej stacji paliw.

– Mogę w czymś pomóc? – zagadnął ją po serbsku kierowca mocno rozklekotanej zastavy, który zauważył bezradnie rozglądającą się dziewczynę.

Gdy odpowiedziała mu po rosyjsku, że nie rozumie, uśmiechnął się do niej. Wiedział już, że jakoś się dogadają, bo i on uczył się tego języka w szkole.

Jego troska i wyjątkowo zmysłowy tembr głosu sprawiły, że Katarzyna szybko otarła łzy. Jugosłowianin miał oczy czarne jak nocne niebo, pociągłą zamyśloną twarz i kasztanowe włosy sięgające prawie do ramion. Był przystojny w ten dyskretny, niewymuszony sposób, który lubiła najbardziej. Wybierał się właśnie nad Morze Czarne, więc zaoferował Katarzynie, że odstawi ją do Złotych Piasków.

A gdy już tam pojechał, wynajął pokój niedaleko jej obozu. Dwa tygodnie potajemnych spotkań w bułgarskim kurorcie sprawiły, że dwoje młodych ludzi zdążyło się sobą zauroczyć. Męskość, opiekuńczość i żywiołowy charakter Savy spodobały się dziewczynie tak bardzo, że po powrocie do Polski nie potrafiła o nim zapomnieć. Wiedziała, że i ona nie była mu obojętna. Dlatego gdy zimową porą stanął na progu jej pokoju we wrocławskim akademiku, nawet się nie zdziwiła.

I choć świetnie szło jej na studiach, a kabaret, w którym występowała, odnosił coraz większe sukcesy, porzuciła dotychczasowe życie i dała się porwać na dalekie Bałkany. Ślub odbył się dwa miesiące później. W to, że Sava jest jej księciem, wierzyła aż do chwili, w której w imię miłości odizolował ją od świata.

Katarzynę ciągnęło do miasta pełnego nowych wrażeń i zapachów, niezwykłych zabytków, otwartych i uśmiechniętych ludzi, tak innych od jej stłamszonych trudami życia w socjalistycznym kraju rodaków, jednak młody mąż pozostawał głuchy na jej pragnienia. Wydzielał jej emocje po kropelce, chciał, by zajęła się domem i czekaniem na niego, aż wróci z pracy.

Patriarchalne wychowanie sprawiało, że Sava wierzył, iż najlepszym miejscem dla mężatki jest kuchnia i właśnie wśród garnków i patelni Katarzyna znajdzie radość. Bał się też, że inny mężczyzna mógłby zawrócić jej w głowie, bo na własnej skórze doświadczył, że nie jest stała w uczuciach. Wystarczyła przecież jedna kłótnia, by bez skrupułów rozstała się z jego poprzednikiem. Dobrze zapamiętał tę lekcję, dlatego postanowił przypieczętować swoje władanie w jej sercu dzieckiem i już po kilku miesiącach od ślubu dopiął swego. Narodziny syna były ostatnim miłym akcentem w ich wspólnym życiu.

Najpierw Sava i Kasia przestali oglądać te same filmy, zresztą on i tak nigdy nie był wielkim kinomanem i złościło go, że Polka interesuje się wszystkim, co związane z aktorstwem. Potem jego dowcipy przestały ją bawić, zdawały jej się prostackie. Znała je na pamięć. W końcu przestali się do siebie uśmiechać. Czasem jeszcze nieporozumienia łagodzili w łóżku, ale sypialnia nie była ich Rzymem i nie prowadziły do niej wszystkie drogi. Któregoś dnia Katarzyna odkryła, że skóra Savy nie jest już taka gładka, jak dawniej, że jego palce stały się pospieszne i zamiast błądzić z czułością po jej erogennych strefach, pędziły na skróty.

Ciągle się zastanawiała, gdzie podziały się jej różowe okulary, które przez pierwsze tygodnie znajomości tak doskonale maskowały mankamenty Savy? Stała się matką, dojrzała i zaczęła dostrzegać więcej, a on był ciągle tym samym nieskomplikowanym macho. Za rozrywkę starczał mu wieczór z kolegami w pobliskiej kafanie, a za lekturę krzyżówka w gazecie.

Jemu też przestało być po drodze z Kasią, bo choć nie pozwalał jej chodzić do znajomych i zwiedzać miasta, to sam ciągle znikał. Polka coraz częściej miała wrażenie, że pochodzą z dwóch różnych planet. Drażniło ją, że Sava ma w głowie przede wszystkim zabawę z kolegami, ale bardzo się myliła, bo oprócz hulanek z nimi lubił także kobiety. Najpierw była Esma, nauczycielka ze szkoły, w której pracował, z wymaganiami adekwatnymi do okazałego rozmiaru miseczek jej stanika, a potem Ana – kelnerka z ulubionego baru, ze szparą między udami. Jednak o ich istnieniu Kasia dowiedziała się dużo później. I może dobrze, bo gdyby stało się inaczej, pewnie nie byłoby na świecie jej syna.

Teraz Dragan był już dorosły, lecz nie zmieniało to faktu, że dla niej pozostał najważniejszym mężczyzną w życiu. Nigdy sobie nie wybaczyła tego, że porzuciła go, gdy był małym chłopcem. Po dwudziestu czterech latach nadal miała przed oczami jego smutną minę.

– Draganku, puść mnie. Śpieszę się na lotnisko – mówiła tamtego dnia błagalnym tonem. – Twój dziadek jest bardzo chory.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: