Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Nie ma rodziców doskonałych - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
26 września 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Nie ma rodziców doskonałych - ebook

Nie ma rodziców doskonałych

Jak dotrzeć do sedna sprzecznych uczuć,

które kierują nami jako rodzicami?

Naszym dzieciom chcielibyśmy okazywać wyłącznie miłość i czułość. Nie jest to jednak takie proste. Nie zawsze jesteśmy w pełni zadowoleni z tego, jacy jesteśmy jako rodzice. Przyłapujemy się raz za razem na tym, że postępujemy zgodnie ze wzorami rodzicielstwa zaczerpniętymi z naszego własnego dzieciństwa, choć obiecywaliśmy sobie, że będzie zupełnie inaczej. Skąd takie sprzeczności? Ponieważ prócz teoretycznych rozważań, istnieje też to, co nieuśwadomione. Nasze zranienia i nasza historia.

Isabelle Filliozat, słynna francuska psychoterapeutka, autorka bestsellera W sercu emocji dziecka, proponuje drogi refleksji i praktycznych ćwiczeń mających pomóc nam być rodzicami takimi, jakimi chcielibyśmy być.

Odetchnij z ulgą i koniecznie sięgnij po tę książkę. Jej autorka w sposób prosty i bezpośredni pomaga rozwiązać najczęstsze błędy, które popełniają rodzice.

Isabelle Filliozat tłumaczy między innymi:

  • skąd bierze się we wzajemnych relacjach agresja i jak ją zwalczać
  • czy możliwe jest kochanie wszystkich dzieci po równo
  • jak posługiwać się językiem czułości
  • w jaki sposób radzić sobie z innością własnego dziecka.

Pominięcie tej lektury byłoby wielką stratą dla każdego rodzica. Dzięki tej książcenawet trudności, które wydają się nam nie do pokonania, przestają być problemami, a wychowanie dziecka staje się pasmem powodzeń i wielką radością!

Katarzyna Krajewska, redaktor portalu Polki.pl

Kategoria: Poradniki
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-65349-89-7
Rozmiar pliku: 1,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp

Bycie rodzicem to wspaniała przygoda. Bajeczna i – nie bójmy się przyznać – bardzo wyczerpująca, zarówno pod względem fizycznym, jak i emocjonalnym. Najpierw wyobrażamy sobie swoje dzieci. Potem one przychodzą na świat. Jeśli rzeczywistość nie odbiega zbytnio od naszych oczekiwań, dzieci stają się dla nas źródłem wielkiego szczęścia, mimo to zdarza się nam popadać w rozpacz i zwątpienie. Świeżo upieczeni rodzice często stają bezradni wobec ogromu doświadczanych wówczas emocji. Muszą także zmierzyć się z nową rzeczywistością, w której właśnie stawiają pierwsze kroki.

Laurence jest zawodową opiekunką dziecięcą, nie przypuszczała zatem, że w kontakcie z własnymi dziećmi aż tak bardzo da się wyprowadzić z równowagi. Kiedy opiekowała się innymi maluchami, zawsze była cierpliwa, kompetentna i spokojna, dlatego dziwiła się, że przy swojej córce tak szybko traci nerwy. Zrozpaczona, ma do siebie pretensje, bo nie może dać własnemu dziecku tego samego, co dawała innym.

– Nie jestem dobrą matką – stwierdza.

Na barkach rodzica spoczywa ogromny ciężar! Jest on odpowiedzialny za wychowanie, bezpieczeństwo i zdrowie dziecka. Czuje się także w obowiązku zapewnić mu szczęście i pomyślność.

– Szczęściarz z ciebie! – słyszą osoby, których dzieci skończyły studia i założyły własne rodziny.

Wydaje się to takie proste! Tymczasem w rzeczywistości większość rodziców, również owych „szczęściarzy”, latami trudziła się, biła z myślami, raz po raz stawiała czoła okresom buntu, kryzysom, a nawet porażkom… Mit perfekcyjnego dziecka oraz rodzica, który potrafi wychować idealne potomstwo, ciągle jest podtrzymywany przez liczne poradniki podające „przepis na udane dziecko niczym recepturę na udane ciasto”¹.

Jeśli maluch nie spełnia naszych oczekiwań, jeśli okazuje się niecierpliwy, zdarza się nam mieć do niego żal o ten zdeformowany obraz nas samych, który widzimy w nim na zasadzie odbicia. Dziecko jest niejako naszym zwierciadłem. Uważamy je za przedłużenie siebie, za część nas samych. Projektujemy na nie nasz aktualny stan ducha i oczekujemy, że stanie się osobą, którą sami chcielibyśmy zostać. Nosi w sobie nasze wyidealizowane „ja”. Nieświadomie narzucamy dziecku trudną rolę, bo chcemy przez nie odbudowywać obraz samych siebie. Dlatego każdy zawód głęboko nas dotyka. Szczególnie mocno przeżywamy sukcesy, ale też porażki. Często nie zdajemy sobie nawet sprawy z tego, że chwilami miewamy ogromny problem, by zachować konieczny dystans wobec żądań, wybryków i występków dzieci, nie wspominając o ich potrzebach. W konsekwencji nasze reakcje nie zawsze okazują się właściwe i tym samym mają charakter mało wychowawczy.

Wychowanie dziecka nie jest łatwe. Niezbyt też możemy liczyć na pomoc „ekspertów”, czyli pediatrów, psychiatrów czy psychologów dziecięcych, którzy z wszechwiedzącymi minami udzielają mądrych rad. Rad modyfikowanych między innymi zależnie od panującej mody. Podejście do „sztuki kształtowania dziecka”² zmienia się przecież, chociażby z biegiem czasu.

– Noworodka trzeba kłaść na brzuszku.

– Nigdy w życiu, bo może się udusić poduszką.

– Dziecko bezdyskusyjnie powinno spać na plecach!

– Ależ skąd, to zbyt niebezpieczne, może zwymiotować i się zachłysnąć, trzeba je kłaść na boku…

W ten sposób można dyskutować o każdej codziennej czynności: o noszeniu, karmieniu piersią, usypianiu… Trudno stawić czoła poczuciu winy, które nas dopada, gdy nie podążamy za aktualnie obowiązującymi trendami. A jeszcze trudniej, gdy widzimy, jak doskonale radzą sobie inni! Otaczające nas rodziny wydają się żyć w pełnej harmonii! Inne dzieci są urocze, dobrze się zachowują, dostają same dobre stopnie… Znów zewsząd osacza nas mit perfekcyjnego dziecka. Szczególnie łatwo porównują się i obwiniają matki. Ojcowie powszechnie zdają sobie sprawę z faktu, że „dopiero stawiają pierwsze kroki w nowej roli”, dlatego powoli oswajają się z obecnością dziecka i równie pomalutku biorą za nie odpowiedzialność; z rzadka czują się w obowiązku posiadać pełną wiedzę i kontrolę.

Dawniej życie było prostsze: dziecko miało być posłuszne. Jeśli się nie słuchało, było karane. Rodzic narzucał swoją wolę. Bił, karał i był przekonany, że robi dobrze. Kiedyś bynajmniej nie uważano klapsów czy upokarzania dziecka za wyraz przemocy, wręcz przeciwnie, należały one do powszechnie przyjętych metod wychowawczych. Tym prościej było utrzymać tę opinię, że nikt jej nie podważał. Rodzic miał prawo i obowiązek karcić za nieposłuszeństwo. Odziedziczyliśmy zatem oparte na przemocy tradycje wychowawcze, które okazały się niezwykle skuteczne w budzeniu agresji lub depresji, w każdym razie ich efektem było często ukształtowanie bardzo nieszczęśliwego człowieka. Rzadkie głosy protestu, które podnosiły się przeciwko tym okrutnym praktykom i ich krzywdzącym skutkom, były efektywnie tłamszone. Przetrwało jedynie wrażenie, że kiedyś dzieci były grzeczniejsze.

– Nie ma już żadnego punktu oparcia – słyszy się obecnie podobne narzekania, mimo że niegdysiejsze filary wychowania wznosiły się na gruncie niedostatku wiedzy, żeby nie rzec – na ślepocie i ignorancji.

Jedno jest jednak pewne: im bardziej zgłębiamy kwestię funkcjonowania dziecięcej psychiki, tym mniej pewników napotykamy. Różnorakie potrzeby dzieci zmieniają się w trakcie ich rozwoju, a ich natura okazuje się znacznie bardziej skomplikowana, niż to zakładaliśmy. Kiedyś postrzegano dziecko jako kolejną gębę do wykarmienia i tak też się z nim obchodzono. Dziś wiemy, że dziecko jest pełnoprawną osobą, ale niestety nie zawsze potrafimy je tak traktować. Zdajemy sobie sprawę, że czasem pewnymi naszymi postawami wyrządzamy mu krzywdę i sprawiamy ból. Coraz trudniej zachować wiarę w „pozytywne działania klapsa”, nie możemy też przeczyć oczywistemu i łudzić się, że tego rodzaju kary odnoszą jakikolwiek skutek.

Niektórzy twierdzą, że kiedyś dzieci były spokojniejsze, mądrzejsze, grzeczniejsze… Przypatrzmy się jednak temu z bliska: utyskiwania rodziców na temat braku poszanowania ze strony dzieci i odchodzenia od tradycji nie są niczym nowym.

– Osiągnęliśmy punkt krytyczny. Dzieci okazują nieposłuszeństwo rodzicom. Koniec świata nie może być daleki – wieszczył egipski kapłan dwa tysiące lat temu.

Na murach Pompejów wciąż można odczytać obraźliwe napisy odnoszące się do nauczycieli.

– Młodzi ludzie zostali źle wychowani, szydzą z autorytetów, nie wstają na widok starszych. Dyskutują z rodzicami i zamiast pracować zajmują się rozmową. Jednym słowem, są popsuci – narzekał Sokrates (470 – 399 rok p.n.e.).

Akty przemocy w szkołach i brak szacunku wobec dzieci nie są tylko i wyłącznie współczesnym zjawiskiem. Dorośli od zawsze narzekali. Wszechobecne wyobrażenie, jakoby „zawżdy bywało lepiej”, jest wynikiem spojrzenia z perspektywy, która rodzi takie właśnie złudzenie. Kiedyś dziecko zostawiało się samemu sobie, a do zabawy wystarczały mu kilka patyków i pies. Czy to było lepsze niż dawanie mu komputera, konsoli, telewizora i jeszcze kilku innych elektronicznych gadżetów, jak się to robi dzisiaj? Szkolna łobuzeria z szacunkiem zwracała się do nauczycieli, a za ich plecami strzelała z procy, pokrywała ściany toalet wulgarnymi rysunkami i zamykała dziewczęta w łazienkach. Czterdzieści, trzydzieści, a nawet dwadzieścia lat temu zaledwie garstka dzieci mogła czuć, że ktoś rozumie ich potrzeby, że ktoś ich słucha. Opowiedziano mi niejedną historię o samotności, krzywdzie i destrukcyjnej nudzie!

Na początku trzeciego tysiąclecia niełatwo być nauczycielem. Takie są fakty. Dawniej młodzież milkła w obecności dorosłego. Obecnie uczniowie wymagają więcej: nie zadowala ich potulne słuchanie belferskich wywodów. Z nudy zaczynają się wiercić. Według mnie nie wynika to wcale z faktu, że rodzice nie potrafili narzucić im ograniczeń.

Każdemu etapowi rozwoju zarzucano kryzys autorytetu, tak zwany syndrom „dziecka-króla”. Choć może i bywają rodzice liberalni z przekonania albo pobłażliwi, bo mało stanowczy, albo ciągle nieobecni, to jednak w większości francuskich rodzin króluje wychowanie twardą ręką. Pokazują to statystyki³: osiemdziesiąt cztery procent francuskich rodziców, aby zmusić dzieci do posłuszeństwa, stosuje kary fizyczne, a w trzydziestu procentach przypadków są one bardzo dotkliwe! Badania opinii publicznej⁴ zdają się tylko potwierdzać, że powiększyła się liczba aktów przemocy ze strony rodziców na skutek stresu i skrajnego wyczerpania matek.

Obecnie postawa określana jako permisywna jest zewsząd atakowana: powtarza się nieustannie, że okazanie dziecku szacunku szkodzi mu, tym samym myli się pojęcie szacunku wobec dziecka z lękiem przed jego buntem czy wybuchem naszych własnych emocji. Wielu pediatrów, a nawet psychiatrów, zaczęło nawoływać do powrotu do autorytatywnego stylu wychowania, czy wręcz do stosowania kar cielesnych. Choć wnioski wyciągnięto zbyt pochopnie, to apel ów spotkał się z szerokim odzewem. Dlaczego tak się stało, wyjaśnię już w pierwszym rozdziale książki.

Jeśli istotnie przechodzimy przez kryzys autorytetu, to chodzi tu przede wszystkim o wewnętrzny brak pewności siebie i brak świadomości tego, kim jesteśmy, a nie o zanik metod autorytatywnych. Jak wkrótce zobaczymy, rodzice z tym większą siłą narzucają swoją wolę, im mniej są pewni siebie. Dawniej wychowywano dzieci w strachu. Dziś młodzi ludzie już się tak nie boją, to prawda. Więcej wiedzą, więcej doświadczają i wcale nie potrzebują bardziej autorytatywnych rodziców.

Życie psychiczne dziecka jest bardzo złożone. Podobnie jak dorosłego. Łącząca ich relacja jest jeszcze bardziej skomplikowana. Nasze dzieci mówią nam o nas. Kim są? Ich życie wyrasta z naszego. Każde dziecko nosi w sobie historię całej rodziny. Mieszka w nim, często nieuświadomiony, duch minionych okresów, dlatego czasem mały człowiek daje wyraz emocjom tłumionym z pokolenia na pokolenie. Nasze reakcje na jego zachowanie nigdy nie mogą być neutralne. Emocje dzieci pozostają pod wpływem naszych, zarówno tych świadomych, jak i nieświadomych. Nasze zachowanie względem dziecka wywołuje jego reakcję, która znów wymusza naszą… Nie sposób pominąć to wzajemne uwikłanie i podjąć próbę zrozumienia łączącej nas relacji.

Każda upraszczająca zasada „trzeba, powinno się”, która wyklucza rolę nieświadomości, wydaje się podejrzana. Więź łącząca dziecko z rodzicem jest bardzo złożona. Rzecznicy powrotu do wychowania twardą ręką zazwyczaj ograniczają się do analizy warstwy fenomenologicznej, czyli tego, co można zaobserwować. W wychowaniu dziecka bierze jednak udział więcej osób. Z pozoru jest ich tylko dwoje: matka i ojciec. Jednak wpływ na dziecko, pośredni lub bezpośredni, ma jeszcze przynajmniej czworo innych dorosłych, czyli dziadkowie. Nieraz z zaskoczeniem uświadamiamy sobie, że używamy tego samego nieznoszącego sprzeciwu tonu głosu, tych samych wyzwisk i ocen, jakie słyszeliśmy od własnych rodziców. Mimo że obiecaliśmy sobie nigdy ich nie powtarzać, bo sprawiły nam samym ogromny ból. Czasem nam się wydaje, że ulegamy pewnym automatyzmom, które nas przerastają i dominują nad nami, zanim jesteśmy w stanie zareagować.

W poradnikach wypełnionych radami dla rodziców brakuje często systemowego podejścia do dziecka, ale nie tylko. Oprócz relacji rodziców z dzieckiem są też inne: między matką i ojcem, a także między rodzicami i ich rodzicami oraz teściami. Nie można zapominać o sile nieświadomości, przemilczeń, tajemnic, tłumionych emocji, urazów i bolesnych doświadczeń, które składają się na rodzinną historię. To wszystko odgrywa swoją rolę.

Liczy się też wewnętrzne dziecko rodzica, czyli dziecko, którym rodzic był. Nasze własne dziecko przypomina nam to, którym niegdyś byliśmy, choćby tylko na poziomie nieświadomym. Narodziny dziecka zacieśniają węzeł gordyjski naszej przeszłości. Dochodzi do przemieszania emocji: nieświadoma krzywda jest wciąż żywa i jawi się niczym niemożliwy do rozsupłania splot. Wszystko to, co dotychczas było przemilczane, budzi się i krzyczy w naszym wnętrzu. Własne dzieciństwo powraca w retrospekcji lub – co gorsza – poza naszą świadomością wpływa na percepcję i decyduje o postawie wobec dzieci.

Każdy rodzic jest inny. Jedni potrafią stawić czoła chwilom bezradności, w które wpędza ich własne potomstwo. Inni upraszczają sobie zadanie, wprowadzając w życie zasady autorytatywne z gorzką świadomością, że „nie tak sobie wyobrażałem bycie rodzicem”.

Czym charakteryzuje się styl wychowania, który będę propagować w niniejszej książce? Od narodzin aż do ukończenia przez dzieci osiemnastu lat ich wychowanie jest głównym tematem rozmów rodziców. Zagorzali zwolennicy klapsa potrafią rządzić tylko przez wprowadzanie ograniczeń, ale są także tacy, którzy wolą przysłuchiwać się dziecku. Jedni stosują kary, inni wprowadzają sankcje i uczą dzieci odpowiedzialności. Jedni narzucają twarde zasady, inni opowiadają się za rodzinną demokracją. Jedni pozwalają się wypłakać, inni nadbiegają od razu, gdy tylko usłyszą płacz dziecka. Do wyboru, do koloru. Gdzie znaleźć punkt oparcia? Skąd wiedzieć, która droga jest słuszna?

W rzeczywistości współcześnie mamy więcej punktów oparcia, niż to bywało wcześniej. Wiedza na temat okresu dorastania, potrzeb dziecka, jego mózgu, inteligencji, a także uczuć jest nieporównywalnie większa. Naukowcy w swoich laboratoriach przeprowadzili niezliczoną liczbę obserwacji i eksperymentów. Ich odkrycia podważyły dawne wierzenia. Przedstawili korzyści i skutki uboczne różnych modeli wychowawczych. Wydaje się jednak, że nikt nie czytał ich prac ani o nich nie słyszał. Nawet jeśli obijają się nam o uszy, to nierzadko bywa tak, że kwitujemy je ironicznym uśmiechem. Nauka miesza w głowach! Nie życzymy sobie nowych wytycznych, które podają w wątpliwość nasze sprawdzone metody, choć one sprawiają, że czasem czujemy się nieswojo. Wolimy trzymać się starych sposobów, deprecjonując wyniki współczesnych badań.

W niewielu dziedzinach życia zachowało się tyle utartych banałów. Czynnik irracjonalny wciąż niepodzielnie króluje w sferze wychowania. Nawet wśród ekspertów, czyli psychiatrów i psychologów dziecięcych, od których można by oczekiwać znacznie bardziej naukowego podejścia! Każdy, kierując się osobistym doświadczeniem, przy kompletnym ignorowaniu statystyk i wyników badań pozwala sobie na wygłaszanie bezdyskusyjnych prawd jako niepodważalnych oczywistości. Zamiast się obwiniać spróbujmy wpierw zrozumieć to zjawisko. Dzieje się tak bowiem nie bez powodu.

Każdy z nas ma pewną wizję sposobu wychowywania, która najprawdopodobniej zmienia się kilkukrotnie w ciągu całego życia, zwłaszcza kiedy na świat przychodzą nasze własne dzieci. Wszystkie codzienne drobne decyzje są obarczone równą liczbą plusów i minusów. Często stają się kością niezgody między partnerami. Zdarza się nawet, że różnice zdań w tej kwestii prowadzą do rozwodu. Zagadnienia skupione na wychowywaniu dzieci wpływają także na stosunki łączące rodziców i dziadków. Twarde trzymanie się swoich racji skutkuje albo uprzejmym przemilczaniem albo wybuchami zażartych kłótni. W konsekwencji temat staje się zakazany na czas rodzinnych spotkań. Nie da się na spokojnie porozmawiać. Stanowiska wydają się nie do pogodzenia i zbyt wiele energii przeznacza się na ich obronę. Poziom zajadłości dyskusji zaskakuje. Skąd ten zapał? Przypatrzmy się temu z bliska: każda teoria jest podszyta osobistym doświadczeniem. Ów ogrom pasji ma swoje przyczyny. Rodzicielska postawa jest oczywiście ukształtowana przez aktualne tendencje i przez nakazy cieszących się popularnością lekarzy pediatrów i psychologów… Ale tylko z wierzchu. Często nasze deklaracje i zachowania dzieli ogromna przepaść. Musimy głośno przyznać, że poglądy na temat wychowania mają niewiele wspólnego z nauką, doświadczeniem czy rozumem. Niektórym spędza to sen z powiek, dlatego czytają, dowiadują się, szukają. Inni nie potrafią stawić czoła przykrym konsekwencjom tej rozbieżności, bo kiedyś zostali skrzywdzeni, choć czasem nie uświadamiają sobie tego, dlatego wolą wyprzeć własne emocje i twardo opierać się wzruszeniom. Wydaje się nam, że w życiu kierujemy się wyznawanymi wartościami. W rzeczywistości jednak głosimy wartości, które pasują do naszych zachowań.

Czasami bywa dobrze, rodzina przeżywa wspólnie chwile radości. Nagle zmienia się ton. Zachowanie lub słowa dziecka wywołują tornado:

– Czym sobie zasłużyłem/-am na podobne dziecko?

Relacje z dzieckiem naznaczone są przyprawiającymi o zawrót głowy wzlotami i upadkami. Chętnie zwierzamy się przyjaciołom i rodzinie z radosnych momentów, ale trudniejsze chwile pomijamy milczeniem, bo są zbyt bolesne i na dodatek wywołują w nas poczucie winy.

Kiedy impulsywni, porywczy rodzice nie mają nikogo, komu mogliby się zwierzyć, kto by ich wysłuchał bez oceniania, mogą pod wpływem ciążących im sekretów wpaść w pułapkę zachowań prowadzących nawet do stosowania przemocy. Inni, świadomie broniąc się przed rozwiązaniami siłowymi, mogą zacząć patrzeć na swoje życie z wielką goryczą. Jedni sięgną po pomoc psychoterapeutyczną, drudzy zamkną się w sobie i nawet sami przed sobą nie przyznają się do tego, co się dzieje w ich wnętrzu. Zaczną uciekać od bliskich relacji z dziećmi, zdecydują się na wychowanie twardą ręką, popadną w depresję lub nadmiernie zaangażują się w pracę zawodową.

To prawda, czasem nasi milusińscy doprowadzają nas do szału. Niemowlęta nie śpią tak długo, jak oczekiwaliśmy, zwracają najpyszniejsze mleko, godzinami zanoszą się płaczem, i to bez wyraźnej przyczyny… Starsze dzieci rzucają się na ziemię, nie chcą wkładać butów, gryzą młodsze rodzeństwo. Ze szkoły przynoszą tragiczne oceny i nieprzyjemne uwagi od nauczycieli. Ich pokój od zawsze przypomina graciarnię, która czasami rozciąga się też na salon. W okresie dojrzewania na skutek działania hormonów czekają na nas napady złego humoru, zamknięte na klucz drzwi do sypialni dzieci i muzyka hucząca na cały regulator.

Dobrze o tym wszystkim wiemy. Twierdzimy, że postaramy się lepiej niż inni, lepiej niż nasi rodzice… a w końcu spuszczamy z tonu. Życie z dzieckiem jest trudnym testem dla naszych nerwów. Hałas, płacz, bałagan, nieustające żądania, opór wobec naszych próśb – to wszystko nas wykańcza. Oczywiście. Ale co takiego oddala nas od dzieci do tego stopnia, że czasem stres wywołuje już sama ich obecność? Niełatwo jest kochać dziecko. Sprawy komplikuje fakt, że działają tu różne złożone siły… Trzeba by się nad tym głębiej zastanowić. Nie potrzebujemy kolejnej książki o wychowaniu wypełnionej upraszczającymi i nieprzystającymi do rzeczywistości radami, co trzeba i jak należy. Najpierw konieczne się wydaje wyjaśnienie nieświadomych impulsów, które biorą nas we władanie. Co się dzieje w nas, rodzicach, w obliczu dzieci, które rozrabiają, rozczarowują, łamią zasady, ale także wobec ich emocji i potrzeb?

Obserwowałam siebie w roli matki, stawiałam sobie różne pytania. Natomiast w roli psychoterapeutki wysłuchiwałam opowieści wielu rodziców, których reakcje wahały się od jednej skrajności do drugiej. Rodziców oniemiałych ze skali przemocy, której sami stawali się czasem zakładnikami, rodziców zaskoczonych własną postawą, rodziców skłóconych z powodu odmiennych wizji wychowawczych, rodziców zapłakanych, rozgniewanych, zaniepokojonych… Chciałabym opowiedzieć tutaj o tym, co zazwyczaj zostaje przemilczane. Zjawisko polegające na powtarzaniu własnej historii jest dobrze znane, ale rzadko się o nim wspomina. Piętnowanie „złych rodziców” jest natomiast na porządku dziennym. Moje zamiary są jednak inne. Jestem daleka od oceniania, kto jest dobry, a kto zły. Chodzi mi o lepsze zrozumienie tego, co w nas wzbiera, uniemożliwiając nam bycie rodzicem, jakim chcielibyśmy być. Celem niniejszej książki jest przedstawienie sposobów, dzięki którym każdy rodzic będzie mógł na nowo kontrolować własne zachowanie.

Poradnik dzieli się na cztery części.

– Dramatyzowanie, szukanie winnych, działanie pod wpływem impulsu, samousprawiedliwianie… Najpierw przeanalizujemy nasze przeżycia w obliczu dzieci. Dla zatrważającej większości rodziców dzieci są najdroższym skarbem pod słońcem. Uśmiech dziecka rozświetla każdą chwilę. Spojrzenie niemowlaka wzrusza. Śmiech brzdąca rozczula… Mimo to zdarza się nam je ranić, nienawidzić. W pierwszej części książki popatrzymy na drugą stronę medalu: na nasze trudności, nasze mroczne sfery, nasz wstyd, rozczarowanie, że nie jesteśmy takimi rodzicami, jakimi tak bardzo pragnęliśmy zostać.

– W drugiej części przeanalizujemy przypadki, w których przesadzamy. Reakcje na zachowanie dzieci mówią więcej o naszej przeszłości i naszym własnym dzieciństwie niż o tym, kim jesteśmy teraz jako dorośli. Ale przesada w zachowaniu nie jest wyłącznie wynikiem rodzinnej historii. Życie nie jest aż tak proste. Geneza każdego zachowania jest złożona. W drugiej części dokonam sztucznego podziału na fizyczne, psychiczne i społeczne przyczyny zachowań, rozdzielę także wpływ przeszłości i teraźniejszości. Trzeba jednak pamiętać, że w rzeczywistości dochodzi do nałożenia na siebie różnorodnych czynników, co tylko utwierdza nas w przekonaniu o słuszności poglądów i bardzo utrudnia ich zmianę. Mam nadzieję przekonać was na kartach niniejszej książki, że „złożony” niekoniecznie znaczy „skomplikowany”, bo najczęściej to właśnie upraszczanie komplikuje życie!

– W części trzeciej przeanalizujemy, jak dziecko zmienia się z wiekiem. Rodzice napotykają trudności w różnych okresach jego rozwoju, bo każdy narzuca inne, nowe wyzwania. Popatrzymy, jak dziecko zmienia się od narodzenia aż do uzyskania pełnoletności, a także przyjrzymy się, jak to wpływa na nas.

– Niniejsza książka jest zaproszeniem do podróży w głąb siebie. Po pierwsze, aby zrozumieć. Później – aby się zmienić. Czwarta część zawiera praktyczne wskazówki co do tego, jak sobie radzić na co dzień, a także jak naprawić dotychczas popełnione błędy. Wbrew szokującej prawdzie, którą znajdziecie we francuskim tytule znanej książki⁵, nie wszystko rozgrywa się do szóstego roku życia. Dzieci szybko zareagują na zmianę postawy rodziców. Nigdy nie jest za późno na naprawę wzajemnych stosunków.

Od razu zaopatrzcie się w ładny notes, w którym zwierzycie się z trudności, ale też pochwalicie się sukcesami. Przyda się wam, aby dać upust gniewowi, łzom, radości, pomoże także trzymać kurs w chwilach zwątpienia. To będzie wasz dziennik pokładowy.

Czy warto być pobłażliwym wobec siebie samego jako rodzica? W rzeczywistości tolerancja dla destrukcyjnych zachowań i poczucie winy często idą w parze. Wolałabym zastąpić pobłażliwość szacunkiem do samego siebie. Lepiej patrzeć na siebie bezpośrednio, postrzegać przesadę w zachowaniu w rzeczywistym świetle, ale się nie oceniać. Można sobie powiedzieć tak:

– Jeśli tak zareagowałem/-am, znaczy, że były ku temu powody. Muszę teraz odkryć jakie, aby następnym razem odzyskać wolność i zachować się tak, jak bym naprawdę chciał/-a.

Na kartach niniejszej książki zachęcam was do stawienia czoła rzeczywistości bez pobłażliwości, ale z szacunkiem, a nawet czułością wobec samych siebie.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: