Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Nie oświadczam się - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
6 lutego 2015
Ebook
27,74 zł
Audiobook
29,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Nie oświadczam się - ebook

W Wigilię Bożego Narodzenia 1976 roku pod kołami dwóch autobusów zginęła kobieta w ciąży, jej mąż i trzynastoletni brat. Morderstwa dokonali członkowie jednej rodziny przy milczącym udziale kilkudziesięciu mieszkańców. Motywem zbrodni była kradzież wędliny na weselu... Wiesław Łuka relacjonował przebieg procesu, w którym sądzono niemal całą wieś. A gdy dziś, po trzydziestu pięciu latach wraca na miejsce zbrodni, słyszy, że jest szatanem...
Wojciech Tochman: "Nie oświadczam się" to reporterskie studium zła: przenikliwie
zdokumentowane i świetnie napisane.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-941461-3-9
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP

Wydawnictwo Dowody na Istnienie debiutuje książką niezwykłą, napisaną i wydaną po raz pierwszy ponad trzydzieści lat temu, a z czasem zupełnie zapomnianą. Odkryta na nowo przez Juliannę Jonek i Mariusza Szczygła przy okazji ich pracy nad 100/XX. Antologią reportażu XX wieku (tam zamieszczono krótki fragment) opowieść Wiesława Łuki staje się teraz lekturą kultową zarówno wśród młodszych reporterów, jak i wielbicieli literatury non-fiction.

I nie ma się czemu dziwić.

*

Była to cicha i święta noc w miasteczku Połaniec. Rok 1976. Ludzie wyszli z pasterki, wsiedli do autobusu i ruszyli w kierunku Zrębina. Tak się nazywa ich wieś nieopodal. Po drodze stało się nieodwracalne. Trzydziestu pasażerów patrzyło przez szyby, jak ono się dzieje. Sąsiedzi zabijali sąsiadów: młodą kobietę w ciąży, jej męża i nastoletniego brata.

Scena makabrycznej śmierci oświetlona długimi światłami pekaesu powraca w książce Wiesława Łuki wielokrotnie. I scena przysięgi. Tym, którzy wszystko widzieli, mordercy przekłuwali palce agrafką, by kroplą krwi rozmazaną na papierze każdy potwierdził zobowiązanie do wiecznego milczenia. Każdy też ucałował krzyżyk różańca podsuwanego im do ust przez zbrodniczą rękę. „Sprawcy zastraszyli kilkudziesięciu świadków magią i konkretem” – po wielu miesiącach procesu powie prokurator. Konkretem były pieniądze wsuwane ukradkiem do kilkudziesięciu kieszeni.

Niebywała zmowa milczenia mieszkańców Zrębina prawie się powiodła i Łuka pokazuje nam, jak to się mogło stać. Jego książka to reporterskie studium zła: przenikliwie zdokumentowane i świetnie napisane. To opowieść, która nieustannie wrze brawurowym językiem, bulgocze i kipi od imion, nazwisk, tysięcy szczegółów, wypowiedzi niekoniecznie na zasadniczy temat. To historia uniwersalna, ponadczasowa, ale jednak twardo osadzona w burym Peerelu. Jest więc też zapisem tamtej epoki.

To reportaż totalny, jak o takich tekstach mawia Małgorzata Szejnert.

*

Skojarzenia z Z zimną krwią Trumana Capote’a wydają się naturalne. Była to pierwsza „powieść reporterska”, która na stałe weszła do światowego kanonu literatury non-fiction. „Ale – jak we wspomnianej wyżej antologii pisze Mariusz Szczygieł – od książki Capote’a książka Wiesława Łuki różni się tym, że polski reporter na bieżąco utrwalał w tekstach kolejne etapy śledztwa i swoje spotkania ze świadkami. Jego książka jest bardziej dziennikarska, mniej w niej wycyzelowanych zdań, ale ma pewien nerw, którego nie ma monumentalna (a dla mnie nawet nieco ospała) książka Capote’a. Wydaje się bardziej autentyczna i bliższa życiu”.

Fragmenty, będące najpierw samodzielnymi reportażami, Wiesław Łuka publikował przez kilka lat w tygodniku „Prawo i Życie”. Nie oświadczam się wydał w 1981 roku, po wyroku sądu pierwszej instancji. Ale dokumentował i pisał dalej. Nasze wydanie jest więc wzbogacone o cztery teksty napisane dla tygodnika później. Dziś chyba żadna redakcja nie pozwoliłaby swojemu reporterowi tak długo tkwić w jednej sprawie. Byłoby to za drogie, więc nieopłacalne. No i sam temat pewnie szybko by się zużył zjedzony łakomie przez telewizje informacyjne i tabloidy.

Wtedy było inaczej i widać to w każdym zdaniu tej książki. Zredagowaliśmy ją nieznacznie na nowo, zmieniliśmy imiona i nazwiska sprawców i ich rodzin oraz kilku innych osób. Nazwiska ofiar i ich najbliższych, także sędziów, prokuratorów i adwokatów odpowiadają rzeczywistości.

*

Czterech sprawców, dwa wyroki śmierci. A więc kolejne dwa morderstwa, tyle że wykonane przez państwo w majestacie ówczesnego prawa.

Dla kary śmierci nie ma żadnego usprawiedliwienia. Trzymając w ręku tę mroczną książkę, powinniśmy i o tym pamiętać. Bądźmy czujni: opowieść Łuki może nas, przeciwników kary śmierci, wciągnąć na grząski grunt, sprowadzić na manowce niepewności. Bo zwolenników, rzecz jasna, utwierdzi w przekonaniu, że eliminacja zabójców jest jedynym sensownym rozwiązaniem.

Spytano kiedyś Halinę Bortnowską (która od lat tłumaczy nam, dlaczego wyrok śmierci jest złem), czy za zbrodnię powinna być kara. „Tak – odpowiedziała – ale kara, która jest naprawianiem. Powinno się prowadzić człowieka tak, by zrozumiał, co uczynił. Człowiek powinien być zamknięty, by nie stanowił zagrożenia, ale jednocześnie mógł coś zrobić, by pomóc innym. Nawet jeśli ktoś zrobił coś strasznego, to kara śmierci tego nie naprawi. A rzeczywista sprawiedliwość, która ludzi umacnia i pociesza, to sprawiedliwość w naprawianiu, a nie w zemście. Sama się przekonuję, jak często ludzie mają poczucie, że zemsta jest czymś prawomocnym. Jest dla nich niemal prawem człowieka. U podłoża naszego wychowania bardzo często leży maksyma: za dobre nagradzać, a za złe karać. I ta kara nie jest pojmowana we właściwy sposób, jako kara naprawcza. Jest postrzegana na zasadzie oko za oko, ząb za ząb – ja mam znieść takie samo cierpienie, jakie zadałam”.

Tymczasem „sprawiedliwość naprawcza – mówi Bortnowska – to sprawiedliwość oparta na czymś, co dawniej nazywano zadośćuczynieniem. Dziś to pojęcie jest mało zrozumiałe. Lepiej zrozumiałe jest pojęcie naprawiania. Zbrodnia niszczy, psuje świat. Później trzeba go naprawiać, wykonać jakieś dobro, które może coś wyleczy. Na gruncie religijnym jest słownik, który to tłumaczy. Są tam pojęcia takie jak pokuta czy właśnie zadośćuczynienie. Ale niestety, mając teksty religijne, które bardzo dużo mówią o naprawianiu, uczymy o Bogu, po którym mamy spodziewać się strasznej odpłaty. A można wychowywać religijnie, ale zgodnie z ewolucją, którą przeszedł monoteizm. Gdzie Bóg jest pokazywany jako ten, który chce ratować ludzi”.

*

Jak potoczyłoby się życie Zrębina, gdyby tych dwóch wyroków śmierci nigdy nie ogłoszono i nie wykonano? Tego nie wiemy. Ale wiemy, jak Zrębin tamten czas pamięta dzisiaj. To piąty tekst napisany po pierwszym wydaniu książki: po blisko czterdziestu latach od krwawej cichej nocy Wiesław Łuka wraca i słyszy, że jest szatanem. Kto mu to mówi? Czytajcie!

Wojciech TochmanOSOBY

OFIARY, TZW. KALITOWE DZIECI:

Krystyna Łukaszek z d. Kalita – w piątym miesiącu ciąży, to na jej ślubie rodzina Kalitów oskarzyła o kradzież wędliny Wiesławę Karaś, siostrę Lecha Wojdy

Stanisław Łukaszek – mąż Krystyny

Miecio Kalita – trzynastoletni brat Krystyny

GŁÓWNI OSKARŻENI:

Lech Wojda – nazywany „królem Zrębina”, właściciel jedynego ciągnika we wsi, inicjator zbrodni

Bronisław Karaś – szwagier Wojdy, kierował autobusem San

Franciszek Locha – zięć Wojdy, kierował fiatem, najechał na głowę Miecia

Władysław Kurpiński – zięć Wojdy

Ignacy Mitek – przyświecał latarką, gdy pozostali zabijali Krystynę i Stanisława żelaznym kluczem do przykręcania kół autobusu

RODZINA OFIAR:

Wacław i Zdzisława Kalita z d. Roj – rodzice Krystyny i Miecia

Babcia Rojowa – matka Zdzisławy Kality, babcia ofiar

Dziadek Roj – ojciec Zdzisławy Kality, dziadek ofiar, działacz społeczny, w 1948 roku brał udział w aresztowaniu Lecha Wojdy za podejrzenie gwałtu

Marian Roj – brat Zdzisławy Kality, zginął w 1951 roku w niewyjaśnionych okolicznościach na podwórku Lecha Wojdy

RODZINA OSKARŻONYCH:

Katarzyna Kurpińska z d. Wojda – córka Lecha Wojdy, żona Władysława Kurpińskiego

Tomeczek – syn Katarzyny i Władysława Kurpińskich

Wiesława Karaś z d. Wojda – siostra Lecha Wojdy, żona Bronisława Karasia, to ona miała kraść wędlinę na weselu Krystyny i Stanisława

Michał – syn Wiesławy i Bronisława Karasiów

Grzesiek Ch. – przyrodni brat Bronisława Karasia

Halina Kobielowa – siostra Lecha Wojdy oskarżona o składanie fałszywych zeznań

Ryszard Kobiela – szwagier Lecha Wojdy, wraz z rodziną przekupywał świadków i namawiał do składania fałszywych zeznań

POZOSTALI:

Bolesław S. – jego skradzionym sanem kierował Bronisław Karaś

Małgorzata W. – siostrzenica Wacława Kality, na polecenie Lecha Wojdy wywołała z kościoła Krystynę, Stanisława i Miecia

pani W. z d. Kalita – siostra Wacława Kality, matka Małgorzaty

Marcin W. – kierował autosanem, w którym odbyła się pierwsza przysięga milczenia, oskarżony o składanie fałszywych zeznań

Szymon K. – wiejski aktywista, w jego domu odbyła się kolejna przysięga milczenia, oskarżony o składanie fałszywych zeznań

Wojciech K. – syn Szymona, aresztowany za odmowę składania zeznań

Elżbieta i Zdzisław Sz., Zbyszek G., Włodzimierz G., Ireneusz Z. (hodowca baranów, ormowiec), Bogdan S. i jego szwagier Andrzej S., (główny księgowy) – oskarżeni o składanie fałszywych zeznań

Leszek B. – jako pierwszy opisał przed sądem przebieg zbrodni

Mikuśkiewicz i Szałach – funkcjonariusze milicji, którzy najwcześniej przyjechali na miejsce zbrodni

Henryk Buczek – oficer śledczy

gajowy Dziedzic z żoną – zastraszani przez Wojdów, znaleźli się na liście osób do zamordowania

Stasio S. – na drugi dzień po zbrodni krzyknął pod oknem Bronisława Karasia: „Bandyto, zamordowałeś tyle ludzi i mego kolegę!”W SĄDZIE NA NAS JADĄ

Cela. Wojda trzynasty miesiąc w areszcie.

– A panowie śledcze dalej nam zarzucają, że my w pasterkę mordowali? Jeśli panowie śledcze i pan dziennikarz sobie życzą, klękam i przysięgam – siedzę niewinnie. Karaś też! A zięciowie, co winne, byli z żonami w kościele, ja w domu kolęd słuchałem. Artystka wyszła z lewego rogu telewizora, chustkę miała – o, tak – zarzuconą i śpiewała. Myślę, jak oni teraz fałszują Lulajże, Jezuniu. Aż tu wychodzi artysta z prawego rogu i wszystko głosowo naprawia w Anioł pasterzom mówił… Panowie śledcze nam zarzucają w kółko jedno – zamordowaliście… zamordowaliście! Panie dziennikarzu, Wojda jestem, po kursach PCK, komu tylko trzeba w Zrębinie zęby rwałem, ząb dwuodnogowy zawsze odróżnię od trzyodnogowego, dziesięć lat praktyki swoje robi. Ja całe życie w rolnic­twie szedłem na nowościach, ja bym miał zabijać dzieci Kalitów? Krysię bardzo lubiłem, nie przeszła koło mnie, żebym jej nie zapytał: no jak, Krysia, kiedy wujka na wesele prosisz? My z dziadkiem Krysi, Rojem, byli takie dalsze wujki i zawsze mieli dla siebie uważanie. Prawdę przed panem dziennikarzem powiedziawszy, czasami my się nie uważali. Dziadek od wojny poszedł za teraźniejszą władzą. Nakazywał ludziom maszerować na pierwszego maja, a raz w sobotę w czterdziestym siódmym roku przyprowadził dwóch milicjantów i oni mi odczytali wyrok więzienny. Ja tej Marysi na łąkach nie brałem seksualnie i cieleśnie, jeszcze wtedy chodziłem w krótkich majtkach.

Za co sąd mnie niewinnie skarał? Panie dziennikarzu, powiedziawszy panu jak przed najświętszym obrazem, miałem żal do dziadka Roja, że z milicjantami mnie szukał. Za dwa lata po wsi poszła nowina: zabiłem u siebie na podwórku syna dziadka. Nie ja go zabiłem, tylko niejaki C. Widziałem, jak młodemu Rojowi krew odchodziła od głowy do nóg i on się robił blady. Karabin był mój, dałem go C. dla zabicia wrony. Ludzie we wsi gadali, że to Wojda zabił… Nie wiem, co się z tym C. stało. Milicja mówiła, że za półtora roku zginął w wypadku. Ja się tym nie ciekawiłem. Nie wiem, po co ludzie teraz po dwudziestu siedmiu latach wspominają dawne głupoty. Panu też nagadali tych głupot, że ja z zięciami powybijał wnuczki Roja. Panie dziennikarzu, przy śledczych mogę paść krzyżem… Jeżeli tylko panowie życzą… W areszcie trzymam się regulaminu, czytam prasę, teraz padnę krzyżem…

Nikt nie życzył.

Padł.

Rozciął sobie brodę. Wypuścił beret z ręki.

Parę kropli krwi na parkiecie.

I beret.

W akcie oskarżenia: „ W miejscu oddalonym o około sto dwadzieścia metrów od zabudowań Zrębina wszystkie samochody zatrzymały się. Lech Wojda oświadczył, że należy zrobić tak, by wynikało, że śmierć małżonków Krystyny i Stanisława Łukaszków i brata Krystyny, Mieczysława Kality, była następstwem wypadku drogowego, oraz upozorować, że Krystyna została przed śmiercią zgwałcona. Wyniesiono więc zwłoki Stanisława i Mieczysława oraz nieprzytomną w dalszym ciągu Krystynę, którą ułożono w rowie po prawej stronie drogi, głową w kierunku Połańca. Zwłoki Stanisława i Mieczysława przeniesiono na pewną odległość od Krystyny, układając je w rowie. Miejsce kierowcy w autobusie San zajął Bronisław Karaś, który wjechał do rowu, najeżdżając na zwłoki. Następnie cofnął autobusem wzdłuż dna rowu, najeżdżając tylnym kołem na leżącą Krystynę. W następstwie tego doznała ona złamania kości miednicy i obrażeń mózgu, które bezpośrednio sprowadziły jej śmierć. Nastąpiło oderwanie uchwytu od torebki damskiej, którą miała przy sobie. Torebkę odrzucono na pobocze, zaś uchwyt odnaleziono w czasie przeszukiwania terenu w późniejszym czasie ”.

W sali Sądu Wojewódzkiego w Tarnobrzegu po dwudziestu jeden miesiącach śledztwa:

Przewodniczący składu orzekającego sędzia Marek Maciąg:

– Oskarżony Lech Wojda…

– Obecny, wysoki sądzie…

– Czy oskarżony ma jedno imię, czy dwa?

– Wysoki sądzie, jestem niewinny…

– O tym będziemy mówili…

– Jedno, jedno imię… Lech Wojda jestem, syn Franciszka i Stanisławy, urodzony szóstego czerwca tysiąc dziewięćset dwudziestego ósmego, wysoki sądzie… w Zrębinie… rolnik… Wysoki sądzie, chciałem zeznać, że jestem niewinny…

– Sąd nie pyta teraz, czy oskarżony jest winny. Oskarżony później będzie składał sądowi wyjaśnienia. Oskarżony Bronisław Karaś….

– Obecny… Syn Alojzego i Józefy z domu Mitek, urodzony w Wolicy piętnastego marca tysiąc dziewięćset czterdziestego drugiego roku. Posiadam wykształcenie siedem klas szkoły podstawowej i niepełną samochodówkę. Jestem kierowcą… Tak, partyjny… Stopień z wojska? Kapral.

– Oskarżony Franciszek Locha…

– Jestem… Proszę sądu wysokiego. Rodzice? Jan i Teresa z domu Pogodzińska. Wiek? Dwadzieścia dziewięć lat. Mam zasadniczą szkołę zawodową. Tak, tak, żonaty, dwoje dzieci… Zarobki? Taksówkarz, wysoki sądzie, do dziesięciu tysięcy będzie… Czuję się raz lepiej, raz źle, wrzód na żołądku, w wojsku nie służyłem.

– Oskarżony Władysław Kurpiński…

– Ja… wysoki sądzie… Syn Henryka i Krystyny z domu Opałek. W Połańcu urodzony w czterdziestym ósmym… Dokładnie? Tysiąc dziewięćset czterdziestego ósmego roku, proszę sądu wojewódzkiego. Ukończyłem zasadniczą szkołę zawodową, pracuję na budowie elektrowni Połaniec… Żonaty, troje dzieci… Nie, niekarany… No, raz kolegium za niesprawny silnik, tego nie liczę… Niekarany… Partie i organizacje społeczne? Tak, należę…

– I oskarżony Ignacy Mitek…

– Obecny, wysoki sądzie… Syn Mariana i Stefanii z domu Duk, urodzony trzynastego sierpnia tysiąc dziewięćset pięćdziesiątego pierwszego roku w Wolicy. Wykształcenie – szkoła zasadnicza, zawód ślusarz. Kawaler, bezdzietny… Partie i organizacje społeczne? Należę do ZSMP ¹.

– Czy oskarżony Ignacy Mitek może składać wyjaśnienia przed sądem?

– Lekarz napisał, że mogę…

Między ławami dla publiczności (szeptem)

Nauczyciel z zawodu, emerytowany, można zapisać: wypuścił w świat czterdzieści dwa roczniki maturzystów. Jasne, że w to wlicza komplety okupacyjne. Konspiracja – jaka młodzież, kwiat, nie młodzież, połykała tę wiedzę. Nie będzie porównywał, że w każdą duszę wychowanka wchodził słowem jak Michał Anioł dłutem w marmur, ale trochę z psychologii jako matematyk i z różnych pokrewnych nauk czerpał, bo musiał.

– Proszę pana, jeśli pan chce, można zapisać: ten oskarżony z wąsami – jak mu? – Wojda, zauważam, on jest inny od przeciętnych. Weźmy układ części twarzowych jego czaszki. Te części jak gdyby, widzi pan, spłaszczone. Odległość między nosem i wargą górną oraz między oczami skurczone; wyraźnie. Co to znaczy? Pan nie wie, co znaczy skurcz? Trzeba przyznać, że wąsy swoje robią, bo rysunek warg wiele mówi, a on ma usta zasłonięte wąsem. Może te wąsy maskują przeżycia? Niech pan nie wymaga ode mnie ekspertyzy, ja inna specjalność, miałem uczniów tu…

Pozostali oskarżeni – wyraz twarzy niewzruszony, proszę spojrzeć na tego z prawej od milicjanta – oblicze uduchowione. Na zewnątrz starają się dać obraz neutralny, jakby następowało przystosowanie do otoczenia, ale tam w środku coś… O, widzi pan mruganie tego, co siedzi najbliżej?

Przed salą rozpraw, podczas krótkiej przerwy:

Matka ofiar, podtrzymywana pod rękę, przechodzi obok żon oskarżonych.

– Wymordowali mi dzieci, wymordowali…

– Wykryją się te kłamstwa – przekazuje doniośle pani Wojdowa.

– Po to jest sąd, żeby rozpatrzył – przekonuje pani Karasiowa. – Dziś taka technika, że prawda się okaże…

– Na swoje dzieci będę przysięgać wszędzie, że mój chłop niewinny – zapewnia młoda Kurpińska.

– Kościuszkę mieliśmy na tych polach, ale jak Połaniec Połańcem, a Zrębin Zrębinem, czegoś takiego w historii nie wyczytałam – mówi pani Basia, która zrobiła maturę, ale nie ujawni swego zawodu, bo zaraz każdy będzie wszystko wiedział. – Gdyby Kościuszko przypuszczał, co się tu stanie, nie obiecywałby wieśniakom wolności…

W kronice gminy Połaniec: „Księga historii gminy, owej szkoły cnót obywatelskich w budowie państwowości, niech stanie się widoczną kroniką wzrostu i pełnego rozwoju potęgi naszej zbiorowości…” (rok 1918, grudzień).

„…Ustalono na podstawie ksiąg i ustnych podań, że dzisiejsza osada Połaniec datuje się od roku 1264, kiedy to król Bolesław Wstydliwy nadał Mikołajowi, synowi Bartłomieja, przywilej na założenie miasta na gruntach wsi Połaniec w dolinie, opodal grodu.

W dniu 27 października 1389 roku przejechała przez Połaniec królowa Jadwiga, mówiąc: pięknie tu i dostatnio.

W połowie XV wieku było w Połańcu sto osiemdziesiąt rodzin mieszczan posiadających swe domy murowane i drewniane. Mieszczanie Połańca wypłacali dziesięciny biskupowi krakowskiemu, dwadzieścia groszy z łana, wójtostwo zaś miejscowemu plebanowi po dwa grosze z łana.

W roku 1576 król Batory darował kasztelanię połaniecką poecie Janowi Kochanowskiemu, który nie przyjął.

Mieszczanie Połańca wspólnie z wsieczanami obowiązani byli podczas pospolitego ruszenia wyprawić wóz wojenny i dwóch pachołków.

W roku Pańskim 1794 Tadeusz Kościuszko, idąc spod Racławic, obozował w Połańcu w baraku przy kapliczce św. Mikołaja na prawym brzegu rzeki Czarnej nad Wisłą i tu właśnie podpisał swój słynny uniwersał znoszący w części pańszczyznę.

W roku 1820 Połaniec liczył sześć domów murowanych, dwieście jeden drewnianych. Mieszkańców ogółem było tysiąc pięciuset sześćdziesięciu dwóch, w tym tysiąc pięćdziesięciu sześciu chrześcijan i pięciuset sześciu wyznania mojżeszowego. Żydzi zamieszkiwali w Połańcu przywilejem nadanym przez króla Władysława IV, potwierdzonym przez Jana Kazimierza i Augusta III. Mieli prawo dowolnego sprzedawania towarów, rzezi bydła, prowadzenia handlu itd.

W 1869 roku tytuł miasta został zniesiony, a wtedy wieś Zrębin liczyła stu osiemdziesięciu sześciu mężczyzn i dwieście jedenaście kobiet, co dawało trzysta dziewięćdziesiąt siedem dusz.

Z pożaru w 1889 roku, co był ten pożar w południe, zdołano uratować stare krzesło, w którym siadywał Tadeusz Kościuszko…”.

Z wystąpienia prokuratora Franciszka Bełczowskiego, na którego spogląda między innymi mecenas Zbigniew Dyka, uśmiechając się, ale nie za każdym razem.

Oskarżam: Lecha Wojdę, Bronisława Karasia, Franciszka Lochę i Władysława Kurpińskiego, tymczasowo aresztowanych, o to, że

w dniu 25 XII 1976 roku w Zrębinie, województwo tarnobrzeskie, działając wspólnie w zamiarze pozbawienia życia Stanisława i Krystyny Łukaszków oraz Mieczysława Kality, po podstępnym wywołaniu ich z kościoła w Połańcu, udali się za idącymi w stronę Zrębina i po dojechaniu do nich potrącili Mieczysława samochodem fiat 125p, a następnie zaatakowali Stanisława i Krystynę, zadając im ciosy kluczem do kół autobusu w okolicy głowy, oraz przejechali samochodami Mieczysława i Krystynę, przy czym Franciszek Locha i Władysław Kurpiński uniemożliwili również udzielenie pomocy atakowanym, w następstwie czego Krystyna doznała złamania czwartego kręgu szyjnego, rozległego złamania kości czaszki ,

Stanisław złamania kości czaszki z wgnieceniem do mózgu ,

Mieczysław rozległego złamania kości czaszki ze zmiażdżeniem i stłuczeniem tkanki mózgowej ,

to jest o przestępstwo przewidziane w artykule 148 § 1 kodeksu karnego.

Ignacego Mitka

o to, że

w dniu 25 XII 1976 roku w Zrębinie, województwo tarnobrzeskie, udzielił Lechowi Wojdzie, Bronisławowi Kara­siowi, Franciszkowi Losze, Władysławowi Kurpińskiemu pomocy w pozbawieniu życia Krystyny i Stanisława oraz Mieczysława w ten sposób, że w czasie zaatakowania pokrzywdzonych uczestniczył w pościgu za Krystyną i w momencie zadawania ciosów w okolicę głowy oświetlił ją latarką elektryczną oraz przenosił ofiary w inne miejsce w celu najechania kołami autobusu,

to jest o przestępstwo przewidziane w artykule 18 § 2 w związku z artykułem 148 § 1 kodeksu karnego.

W sali rozpraw, zanim po przerwie wszedł wysoki sąd.

Lech Wojda z ławy oskarżonych do matki ofiar, która jest w czerni: – A jak się będziesz czuć, Zdzisia, gdy ja wyjdę z więzienia?

(Za chwilę przed sądem po skardze Zdzisławy Kality:

– Wysoki sądzie, ta kobieta kłamie, nic nie wygrażałem).

Z katalogu pytań przewodniczącego kompletu sędziowskiego:

Sędzia: – Oskarżony Franciszek Locha…

– Obecny…

– Czy oskarżony zdaje sobie sprawę z tego, co się oskarżonemu zarzuca?

– Nie oświadczam się.

– Czy oskarżony przyznaje się do winy?

– Nie oświadczam się.

– Czy oskarżony, proszę oskarżonego, chce składać wyjaśnienia przed sądem?

– Nie oświadczam się.

Po odczytaniu (w myśl artykułu 334 § 1 kpk) wyjaśnień złożonych przez oskarżonego podczas postępowania przygotowawczego sędzia:

– Czy oskarżony podtrzymuje swoje wyjaśnienia złożone podczas śledztwa?

– Wysoki sądzie, powiedziałem, nie oświadczam się.

– Dlaczego w tym wyjaśnieniu z karty 352-354 oskarżony zeznaje, że milicja i prokuratura prowadzą śledztwo w odwrotnym kierunku?

– Nie oświadczam się…

Sędzia: – Oskarżony Lech Wojda… Czy oskarżony rozumie treść aktu oskarżenia?

– Wysoki sądzie, jestem niewinny… nie oświadczam się.

– Czy oskarżony składał wyjaśnienia przed prokuratorem?

– Nie oświadczam się.

– Dlaczego treść tego wyjaśnienia różni się od treści poprzednich?

– Nie oświadczam się…

– Dlaczego oskarżony podczas składania wyjaśnień przegryzł własny palec i przysięgał na krew, że Bronisław Karaś nie jest winny? Dlaczego oskarżony dokonał samouszkodzeń?

– Nie oświadczam się.

– Oskarżony namawiał świadka Stanisława C. do fałszywych zeznań?

– Nie oświadczam się.

– Czy oskarżony po aresztowaniu przesyłał gryps do żony, w którym czytamy: „Sprawcą jest Bronisław Karaś, idź, zeznaj do prokuratury prawdę, nie lituj się, tak jak rzeźnik nie lituje się nad świnią, gdy ją rżnie na wędliny”? Oskarżony to pisał?

– Nie oświadczam się.

– W swoim czasie oskarżony chciał od sąsiadów odkupić psa, by go rozpruć i stwierdzić, że ten zjadł kury oskarżonego? Tak?

– Nie oświadczam się…

– Dlaczego oskarżony chodził do komisariatu i twierdził, że posiada ważne dowody w sprawie oraz że wypłacił sto tysięcy złotych za to, aby inny funkcjonariusz prowadził śledztwo?

– Nie oświadczam się.

Sędzia: – Oskarżony Bronisław Karaś… Oskarżony przyznaje się do winy?

– Nie, nie przyznaję się… przepraszam, wysoki sądzie, nie oświadczam się.

– To oskarżony korzysta z prawa odmowy składania wyjaśnień przed sądem?

– Częściowo tak, częściowo nie.

– W jakim zakresie oskarżony chciałby skorzystać z tego prawa?

– Nie oświadczam się.

– Więc jak, oskarżony odmawia zeznań?

– Nie oświadczam się.

– Czy oskarżony podtrzymuje wyjaśnienia złożone do tego protokołu, karta dwieście dziesięć i dalej, spisanego przed prokuratorem?

– Nie oświadczam się.

– Jak wynika z protokołu, oskarżony dowiedział się o wypadku w nocy i przez całe święta nie poszedł kilkaset metrów, aby zobaczyć to miejsce, w którym zginęli ludzie? Krewni?

– Gdybym ja był sprawcą tego wypadku, to sam bym się zabił.

– Czy oskarżony przed aresztowaniem groził, że zabije tych świadków, którzy go oskarżą?

– Mogłem tak powiedzieć lub nie.

– Jaki powód mógł mieć oskarżony Wojda, by przypisywać oskarżonemu sprawstwo tego zabójstwa?

– Nie wiem, zresztą nie oświadczam się.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: