Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Nie przejdziemy do historii - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 października 2013
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Nie przejdziemy do historii - ebook

Kontynuacja bestsellerowej książki Macieja Frączyka, czyli Niekrytego Krytyka – polskiego władcy YouTube, krytyka filmów, seriali, gier, książek i reklam, a także internetowych celebrytów.
Nie przejdziemy do historii to druga część Zeznań Niekrytego Krytyka, w której autor w satyryczno-żartobliwy, charakterystyczny dla siebie sposób mierzy się z tematami ważnymi, takimi jak: sens i cel istnienia, religia, polityka, sztuka. To pierwsza na polskim rynku publikacja literacka oparta na formule show typu „stand up”.
Nowatorski koncept, rzeczywistość opisana językiem w stylu „pulp”, zaskakujące spojrzenie na dokonania ludzkości od zarania dziejów po XXI wiek i potężna dawka humoru czynią z książki eklektyczną bombę.

Kategoria: Felietony
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7895-664-8
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Twórczość Celine Dion w kontekście obtłukujących się homo sapiens

1

RTS miał studniówkę w Biedronce, a ŁKS macza herbatniki w nocniku.

z łódzkich murów

W naszym kraju kibicuje się dwóm grupom sportowców – tym, którzy odnoszą sukcesy, i piłkarzom, bo piłka nożna. Dzięki dosłownie kilku osobom ludzie w tym kraju zaczęli skakać z drewnianymi listwami przymocowanymi do stóp, próbują jak najdalej rzucić kulą, a nawet wiedzą, o co chodzi w piłce ręcznej. I że motylek to nie tylko taki mały owad albo kosa. Prawdziwym hitem stały się jednak sporty, w których celem nadrzędnym jest obijanie sobie nawzajem gęby.

Jako fan Karola Darwina uważam, że męski przedstawiciel gatunku ludzkiego powinien czasem, a czasem często, wyładować emocje. Zaszaleć. Wcisnąć gaz do dechy w swoim seicento. Ponosić trochę ciężarów w miejscu, gdzie samce spotykają się, aby nosić ciężary. Pomachać czymś dużym i ciężkim. Zniszczyć coś. Cokolwiek. Wiecie, kiedyś funkcja samca polegała przede wszystkim na zdobywaniu pożywienia i ochronie dobytku, a że restauracje z dowozem i firmy ochroniarskie jeszcze nie istniały, trzeba było o wszystko zadbać samemu. Cały dzień napieprzać mamuta dzidami, potem go pokroić, wybrać zjadliwe fragmenty („Córuś, chodź no do taty, sprawdzimy, czy ten zielony kawałek zgniłego mięsa nadaje się do jedzenia, jesteśmy pierwszymi ludźmi, nikt za nas tego nie zrobi, a tatę brzuch boli, bo te czerwone grzyby to chyba jednak był zły po… ”) i zatachać to wszystko do domoskini*.

___________________________________

* Domoskinia – prehistoryczne połączenie domu i jaskini; słowo używane w czasach, kiedy człowiek pierwszy raz zaadaptował naturalne schronienie jako własne, stawiając tam telewizor, legowisko, obrazki bliskich i lampkę z Ikei. Językoznawcy nie są w stanie potwierdzić tego wyrazu, ale na logikę – prehistoryczny człowiek poznaje prehistoryczną kobietę z warkoczami pod pachami i po randce mówi do niej: „Asapojad opasjd ajasff saodjsad?” (w wolnym tłumaczeniu: „Masz bardzo męską szczękę, chciałabyś jechać ze mną do mojej jaskini?”). Jaka laska jeździ z kolesiem do jaskini? Wtedy nie było chloroformu i niepozornych samochodów dostawczych! Gdyby takie sytuacje miały miejsce, ludzie nie rozmnażaliby się, co tylko potwierdza moją naukową teorię słowotwórczą i chciałbym, żeby pan Chomsky mi to oficjalnie poświadczył (poszło pismo, Noam, ogarnij).

___________________________________

Wymagało to pewnego wysiłku, dzięki czemu nazbyt nabuzowany testosteronem osobnik nie wyżywał się w domu na żonie i dzieciach albo zaczepiając przypadkowych ludzi na ulicy, tylko grzecznie szedł spać, bo był zmęczony. Dlatego uważam, że sporty wyładowujące męską, naturalną, biologiczną agresję są jak najbardziej w porządku, tym bardziej że mnie samego bardzo raduje patrzenie na dwóch wytatuowanych łaciną, a czasem po prostu fajnymi szlaczkami, bydlaków w jednoznacznej sytuacji. To nie jest dyskurs w pubie („Zalałeś mi, skurwiii… synu, buta!”), gdzie nie wiesz, czy będą się tłuc, czy może ochrona zdąży ich wypierdzielić. To jest legalna ustawka, która zakończy się wtedy, kiedy jeden z nich nie będzie już w stanie kontaktować. Czujecie? Jeden facet za chwilę spierze drugiego faceta tak mocno, że tamten zacznie zamiast jednego przeciwnika widzieć trzech. „Zaczęliśmy walkę jeden na jednego, a teraz zawołał swoich braci bliźniaków? Cholera, lepiej się poddam, przecież trzem nie dojebię” – pomyślał leżący na deskach wojownik, a w tle jakiś koleżka popisywał się, że umie odliczać od dziesięciu w dół*.

___________________________________

* Ten sam facet odlicza w dół, kiedy NASA podbija kosmos. Podobno jest taki dobry w tym odliczaniu, że ekspansja kosmosu jest uzależniona od jego kalendarza. Swoją drogą, ciekawa praca, jeździsz po świecie i odliczasz od dziesięciu w dół. Wystarczy, że będziesz w miarę trzeźwy i się nie pogubisz. Jednego dnia pijesz kawę w Houston i odliczasz do startu promu kosmicznego, innego dnia stoisz na ringu i odliczasz półprzytomnemu bydlakowi z fragmentem Iliady na plecach, a jeszcze innego prowadzisz Noc sylwestrową w Polsacie i robisz dokładnie to samo, tylko obok śpiewa Piasek. Praca życia. No, chyba że ktoś wcześniej był drwalem i nie potrafi odliczać bez użycia dłoni, wówczas znacznie łatwiej o pomyłkę.

___________________________________

Jest w tych wszystkich sportach mordoklepanych jeden motyw, który lubię najbardziej. Początek.

Wiecie co? Każdy z nas powinien móc odpalić na full swój ulubiony kawałek w momencie wchodzenia do szkoły albo do pracy. Wyobraźcie sobie, jak wiele do morale mógłby dodać We will rock you Queen włączony dokładnie w chwili, kiedy przemierzacie odcinek między wejściem na uczelnię a aulą, gdzie za chwilę klepiecie egzamin. Pewnie dacie dupy, nieuki (ja zawsze dawałem, ale ja nie jestem lekarzem, więc weźcie się łaskawie do roboty), ale co za energia! Jak pozytywnie zmotywowany musiałby się czuć uliczny złodziej, gdyby tuż przed wyrwaniem starszej pani torebki mógł posłuchać na cały regulator Born to run Bruce’a Springsteena? Jak cudowny musiałby być dzień szambonurka, gdyby tuż przed zanurzeniem mógł raczyć swoje uszy Back in Black AC/DC? Albo zawodowy ksiądz lecący Livin on a Prayer na kościelnych organach tuż przed rozpoczęciem mszy?

Dlaczego swoich ulubionych kawałków przed rozpoczęciem pracy mają słuchać tylko fighterzy? Trzeba się od razu lać po gębach, żeby z pozytywnym nastawieniem rozpoczynać dzień pracy? Nie sądzę, że zawodnicy mają aż tak sprane mózgi, że muszą usłyszeć kilka razy: „Nie poddawaj się, idź przed siebie, zajeb gnoja!”, żeby wiedzieć, co zrobić po wejściu na ring. Chociaż, kto wie, może gdyby słuchali przed walką Celine Dion, to rozpoczynaliby napieprzankę od podarowania przeciwnikowi bukietu róż i czułego przytulenia? Zauważyłem, że im dłużej walczą, tym częściej się do siebie tulą, więc może rzeczywiście coś w tym jest – oni po prostu zapominają, po co tam weszli, i im się Celine Dion w głowie odpala aż do gongu. To dlatego trener w przerwie tak głośno się drze do półprzytomnego zawodnika:

– Masz go zajebać, zajebać, rozumiesz? Lewy sierpowy, odskok i żadnych, kurwa, przytulasów! I żadnych tulipanów! Zajebać masz go! Jesteś maszyną do zajebywania i masz go, kurwa, zajebać! Żadnych tulipanów!

– Ale trenerze, gdzie my jesteśmy?

– Jak to gdzie, na gali boksu, walczysz o tytuł mistrza świata! Cały świat patrzy! Ile palców widzisz?

– U którego z was?

– Na miłość boską, to twoja szansa życia, jak się nie weźmiesz w garść, to cała praca pójdzie na marne!

– Ale trenerze, ja tylko chciałem dać mu laurkę z okazji imienin i się na chwilę przytulić…

– Jesteśmy w finale, miliony przed telewizorami, Olivier Janiak na widowni, weź ty się chłopie w garść! Zajebać masz go, jesteś bokserem! Dawać mi tu empetrójkę i jakieś bojowe kawałki o honorze i odwadze!

Ale trenerze, zgraliśmy tylko Celine Dion na podróż.

– Aaaaaa! Kuuuurr… Dobra, zmieniamy taktykę. Słuchaj, musisz wrzucić go do lodowatego oceanu, a sam dryfować na drzwiach, rozumiesz?! To nasza jedyna szansa!

– Ale trenerze, jak mam znaleźć ocean, skoro jesteśmy na gali boksu?

– Oj tam, jesteśmy na gali boksu, ale wewnątrz książki, ogranicza nas tylko wyobraźnia! Myślisz, że dlaczego masz różowe kalosze i uszy jak Myszka Miki?

– Trenerze, ja przed chwilą przyjąłem na gębę tyle ciosów, że będę musiał odpowiadać na pytania, gdzie pierwszy raz spotkałem swoją żonę, żeby mnie rozpoznała i wpuściła do domu, a trener mi tu miesza!

– Nie miesza, tylko patrz tam, gdzie przed chwilą siedział Olivier Janiak – teraz jest tam lodowaty ocean, drzwi i rekin.

– A po co rekin?
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: