Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Niedzielna dziewczyna - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
13 listopada 2019
Ebook
33,50 zł
Audiobook
39,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Niedzielna dziewczyna - ebook

Wybuchowa mieszanka Dziewczyny w pociągu oraz Zanim zasnę okraszona szczyptą Dziennika Bridget Jones.

Trzymający w napięciu thriller psychologiczny. „The Daily Telegraph”

Wciągający debiut rozjaśniający mrok toksycznego związku. „New Idea”

Prawdziwa jazda bez trzymanki. Niepokojąca i pełna mrocznego humoru. „Better Reading”

Zaczyna się dość niewinnie – poluzowana śruba w kranie, woreczek kokainy zostawiony w niewłaściwym miejscu, fikuśna bielizna wysłana na adres zamężnej sąsiadki, kradzież pary skarpetek przynoszącej właścicielowi szczęście.

Ale nic nie zrekompensuje Taylor wstydu, który poczuła, gdy jej służbową pocztę zapchały setki maili z linkiem do sekstaśmy przeznaczonej przecież tylko dla jednej osoby.

Musi się zemścić, wyjść na prostą, odegrać się i na nowo poukładać sobie życie. Dla Angusa Hollingswortha nie będzie już w nim miejsca. Strategia wojny polega na przebiegłości i stwarzaniu złudzeń, rzekł mistrz Sun Tzu, autor starożytnego podręcznika, na który natrafia Taylor.

A więc wojna.

Ta potyczka wymknie jej się spod kontroli szybciej, niż planowała.

Kategoria: Sensacja
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66460-26-3
Rozmiar pliku: 1 000 B

FRAGMENT KSIĄŻKI

poniedziałek

Sun Tzu rzekł: Z pewnością ten, kto w ogóle nie robi kalkulacji, zaprzepaszcza szansę zwycięstwa. Z tego powodu zawsze dokładnie analizuję sytuację, aby warunki konfrontacji były zupełnie jasne.

6 LUTEGO

W poniedziałek po zerwaniu wzięłam wolne na żądanie. Siedziałam nad Google’em do 2 nad ranem i obudziłam się nerwowa i nieostrożna, potrzebowałam znieczulenia. Czegokolwiek, co pozwoliłoby zapomnieć. Tak więc leżałam w łóżku do 11, wpatrując się w pęknięcie na suficie i opróżniając butelkę szampana, którą trzymałam w lodówce na specjalną okazję.

A o 11.03 wysłałam esemes do Jamiego. Byłam pewna, że skasowałam jego numer, gdy poznałam Angusa, ale najwyraźniej nie. Bo proszę bardzo, zachował się, sprytnie ukryty pod pseudonimem „Anderson. Chce tylko seksu. Nie dzwonić pod żadnym pozorem”.

Poznałam go dwa lata wcześniej na wystawie street artu na Brick Lane, umówiliśmy się na dwie randki. Pierwsza była bajkowa, druga nerwowa. Nasz krótki romans zakończył się przedramatyzowaną kłótnią w uliczce Soho – ja jeszcze nie chciałam uprawiać seksu, a on... cóż, on chciał. Ale może ja cały czas niewłaściwie na to patrzyłam: może romanse naprawdę były przeżytkiem, a ja potrzebowałam do życia tylko niezobowiązującego pukanka. Kiedy więc Jamie odpisał, podając swój adres, bez wahania do niego pojechałam.

– I jak terapia? Pomogła? – spytał, wpatrując się w sufit, z papierosem mentolowym w palcach. Od niechcenia tylko przykryty prześcieradłem, prawą dłonią bawił się papierosem, teatralnie wyjmując go z ust i zawieszając w powietrzu. Pod słowem „terapia” rozumiał siebie. Seks. Miałam ochotę mu powiedzieć, że jego usta smakowały pomarańczami, a Życie kojarzyło mi się z kostką Rubika – nie swoją złożonością, lecz całkowitą bezcelowością. I że nie pomoże na to żadna terapia ani seks. Ale odpowiedziałam tylko „OK”. Kłamstwo numer jeden.

Sięgnęłam po telefon: nic.

Cisza zacisnęła swoje śliczne dłonie na moim gardle, wbiła kciuki w krtań, poczułam ucisk w klatce piersiowej: w najbliższy piątek, 10 lutego wypadały czterdzieste trzecie urodziny Angusa. Prezent dla niego, starannie wybrany kaszmirowy sweter w kolorze zieleni butelkowej już zapakowany leżał w mojej szafie, wypalając tam bolesną dziurę. Angus nigdy go nie włoży.

Opadłam na posłanie, a Jamie bez przekonania objął mnie ramieniem. Od tej farsy zażyłości poczułam się bardziej samotna niż w największym odosobnieniu. Sięgnęłam po jego papierosa i zaciągnęłam się. Angus nie znosił, jak paliłam – papierosy, zioło, cokolwiek – mówił, że smakuję śmietnikiem, więc w zasadzie całkiem przestałam przy nim to robić. Stawałam na głowie, by wpasować się w jego migoczący świat wysokogatunkowej kokainy i chivas regal.

Ale brakowało mi tego. I lubiłam patrzeć, jak wypuszczony obłok dymu rozprasza się nade mną. Widziałam w nim symbol mojej tlącej się wciąż duszy, tej jedynej części mnie, której nawet Angusowi nigdy nie pozwoliłam tknąć.

– Powiesz mi, co się stało? – spytał Jamie, sięgając po swojego papierosa. Zaciągnął się po raz ostatni i zgasił go na okładce CD leżącej przy łóżku. Coltrane, Blue Train.

– Nie – odparłam.

Spojrzał na mnie swoimi bystrymi oczami, aż mimowolnie się roześmiałam.

– A co się miało stać, jak sądzisz? – spytałam, siadając i oglądając się na niego przez ramię. – Zerwaliśmy. – Rozejrzałam się po pokoju, szukając swojej bielizny. W panującym tu lodowatym zimnie dostałam gęsiej skórki, więc zasłoniłam piersi rękoma i wstałam. – Czy ty nie jesteś aby adwokatem? Jakim, kurna, cudem masz klecić linię obrony z takim mózgiem?

– Idiota – odrzekł, wtulając twarz w poduszkę. Pamiętam, że miała kolor cytrynowy. Wydało się to dziwnie kobiecym elementem jak na łóżko zaprzysięgłego kawalera.

– Och, nie bądź dla siebie taki okrutny.

– Mówiłem o nim – wymamrotał, przekręcając głowę tak, żeby mnie widzieć.

Chciałam przykucnąć, by zajrzeć pod łóżko, ale nie mogłam. Byłam naga. Przeszłam więc przez salon – czułam na sobie jego wzrok.

– Dokąd idziesz? – usłyszałam stłumione przez poduszkę pytanie.

– Szukam butów – odparłam. Właśnie namierzyłam swoją bieliznę na skórzanej kanapie w kolorze karmelowym. Obok na podłodze leżała moja torebka. Włożyłam majtki, wsunęłam ręce w ramiączka stanika i sięgnęłam do tyłu, by go zapiąć.

Przede mną na niskim stoliku stały nasze puste dwie szklanki: wódka z sokiem pomarańczowym. W sumie brunch. A przy nich leżały napoczęta ciemna czekolada i dwa egzemplarze książki.

Wzięłam jeden do ręki.

– Co to jest? – zawołałam do Jamiego, czytając tytuł: Sztuka wojny.

– O co pytasz? – odparł, stając w drzwiach nago.

– O to. – Podniosłam książkę.

– Miałem w tym tygodniu studenta na shadowingu, a ta książka miała mu pomóc w ogarnianiu strategii. – Podszedł i objął mnie ramionami w pasie. Czułam na czubku głowy jego oddech. – Może weźmiesz sobie jeden egzemplarz? Miałabyś fory. – Słyszałam w jego głosie ubawienie.

– Bardzo śmieszne. Może wezmę. – Wsadziłam książkę do torebki.

I tak to właśnie się stało, tak się przewróciła pierwsza kostka. W ciągu pięciu dni od zerwania z Angusem sekstaśma spowodowała przeszukiwanie Google’a po pijaku, na skutek tego wzięłam wolne na żądanie, z wolnego na żądanie wyniknął pijacki seks z łobuzem, a pijacki seks zaowocował darmową książką, która to darmowa książka niedługo wywróci moje życie do góry nogami. Na amen.

Sukienkę znalazłam na krześle w jadalni. Wysunęłam się z ramion łobuza, włożyłam sukienkę i wróciłam do drania.

– Zapniesz mnie? – spytałam, odwracając się plecami.

Zastosował się.

– Możesz mi zamówić transport? – dodałam słodkim głosem, zakładając buty.

– Oczywiście – odrzekł, już wybierając numer. – Myślisz, że pacjentka będzie potrzebowała powtórki sesji terapeutycznej? – spytał, trzymając telefon przy uchu.

– Może. – Kłamstwo numer dwa. To spotkanie mi nie pomogło, wręcz poczułam się gorzej. Każdy jęk przypominał mi Angusa, a ilekroć zamykałam oczy, widziałam ciało Holly napierające na moje, ciepło jej palców przeczesujących moje włosy czerwonawe w przygaszonym świetle. Nie zrobiłabym tego ponownie. Jadłam powoli kawałek ciemnej czekolady i słuchałam, jak Jamie zamawia samochód.

***

Zanim dotarłam do domu, moje oczy przypominały podmiejskie okna zmęczone całodziennym dźwiganiem żaluzji, język miałam wyschnięty, do tego od zimna ciekło mi z nosa. Musiałam pokonać trzy biegi schodów do mojego mieszkania, natomiast czułam się jak po sześciu, w kółko usiłowałam wsadzić do zamka nie ten klucz, a alkohol już wyparował. Ale mój umysł oczyścił się w inspiracji.

Podeszłam do ciężkich granatowych zasłon i zaciągnęłam je: szarawe niebo na zewnątrz przechodziło od zmierzchu do nocy i właśnie zaczęło padać. Zdjęłam ubrania, a włożyłam starą koszulę po Angusie – pozostałość po szczęśliwszych dniach, gdy zyskała drugie życie w roli mojej piżamy. Pachniała mydłem. Kiedyś pachniała nim. Zrobiłam sobie earl greya, weszłam do niepościelonego łóżka i podciągnęłam kołdrę pod brodę. Palce u stóp zdrętwiały mi z zimna, słyszałam, jak sąsiadka z góry wraca z pracy, jej szpilki stukały w mój sufit.

Wtedy po raz pierwszy otworzyłam Sztukę wojny.

Rozdział pierwszy: Rozpoznanie.

Sun Tzu rzekł: „Strategia wojny polega na przebiegłości i stwarzaniu złudzeń. Dlatego jeśli jesteś do czegoś zdolny, udawaj niezręcznego, jeśli jesteś aktywny, stwarzaj pozory bierności. Jeśli jesteś blisko, stwórz pozory dużej odległości, jeśli uwierzą, że jesteś daleko, znajdź się niespodziewanie blisko”.

Całkiem sensowne. Choć o wiele za bardzo skomplikowane jak na moje potrzeby. Ja miałam tylko jeden cel, a mianowicie zniszczyć go tak, jak on zniszczył mnie. Podstępnie. Nieodwracalnie. Przez pół roku naszego związku rozmontowywał puzzle, ukradł ich kluczowy element, a potem je wyrzucił, wiedząc, że nikt już nigdy nie będzie w stanie ich ułożyć. Musiałam jednak mieć plan. Strategię. Coś porządnego. Zrobiłam więc to co zawsze, gdy szukam rozwiązania: a mianowicie listę.

Reputacja

Praca

Pieniądze

Rodzina

Zdrowie

Dom

Zdrowe zmysły

Seks

Cała reszta

Zapisałam ją w swoim dzienniku. W zasadzie to nie był mój dziennik, to był stary notes w fioletowej skórzanej okładce, kupiłam go, żeby sobie zapisywać przydatne francuskie wyrażenia, które chciałam zapamiętać. Zabrałam go na nasz pierwszy weekend w Paryżu. I trzymając go teraz w dłoniach, aż skrzywiłam się na to wspomnienie. Spotykaliśmy się już dwa miesiące, leżeliśmy nago w pokoju hotelowym, skąpani w różowawym świetle, firanki były rozsunięte, w oddali majaczył szczyt wieży Eiffla. On przed chwilą powiedział, że chce mnie przedstawić rodzicom, a ja pełna nadziei opuszkami palców wodziłam po jego twarzy. Miał małą białą bliznę na górnej wardze, jakby sobie ją rozbił w dzieciństwie.

– Co ci się stało? – spytałam.

W głębi jego oczu coś mignęło. Wstrząs.

– Krykiet – odrzekł, głośno przełykając ślinę. Ale po tym błysku w oczach zorientowałam się, że kłamie. Wtedy po raz pierwszy miałam okazję zobaczyć jego bezbronność, i to wspomnienie już mnie nie opuściło: błysk, różowawe światło, firanki. Chciałam go chronić.

Właśnie tamtego wieczoru zapisałam coś w notesie po raz pierwszy: la magie dans la lumière. Strony od pierwszej do trzeciej były wypełnione podobnymi wyrażeniami, ale przy stronie czwartej najwyraźniej się znudziłam, bo od tego miejsca wszystkie kartki były puste.

Teraz to już nie był mój zeszyt francuskich słówek. Od tego momentu będzie to pisane świadectwo moich planów i postępów w ich realizacji. Takiego głupiego błędu nigdy więcej nie popełnię.

Czytałam dalej: „Przez czynnik pogody rozumiem wpływ sił natury: działanie zimowego chłodu oraz letnich upałów, możliwość przeprowadzenia wojskowej operacji odpowiednio do danej pory roku”. Twarz zapłonęła mi rumieńcem. Zimowy chłód i letnie upały... ten opis doskonale pasował do mojego ostatniego związku. Słowa patrzyły na mnie z kartki, jak niewinny kaktusik, który tylko czeka, żeby puścić mi krew. Napiłam się herbaty. A mój umysł starał się nadać sens zniszczeniu.

Bo to wszystko na początku wydawało się takie obiecujące: Angus był bankowcem, olśniewającym, namiętnym i śmiałym. Życie z nim przypominało film: ni z tego, ni z owego przysyłał mi do biura bukiet czerwonych róż, w trakcie biznesowego lunchu dzwonił z toalety w knajpie, by powiedzieć, jak za mną tęskni, braliśmy razem długie kąpiele, wygadując jakieś duperele. No i seks: czasami czuły i delikatny, czasami ostry. Nigdy nie wiedziałam, czego się spodziewać, i nigdy wcześniej nie czułam takiej pewności, że jestem kochana. Powtarzał, że jesteśmy ostatnimi romantykami w czasach tinderowych przygód, co mnie bardzo odpowiadało.

Bo ponad wszystko na świecie pragnęłam wierzyć, że miłość istnieje i że wypowiadane na ślubie „tak” coś znaczy; że moi rodzice byli wyjątkiem, nie regułą. I Angus dał mi tę wiarę. Urządzaliśmy pikniki nad Sekwaną na kocu ukradzionym z hotelu, niecierpliwi uprawialiśmy seks w miejscach publicznych, do późnej nocy rozmawialiśmy o tym, jak będą wyglądać nasze dzieci (moje oczy, jego włosy), i żartowaliśmy sobie w sposób zrozumiały tylko dla nas. Potrafił mnie rozśmieszyć jednym spojrzeniem nad stołem na przyjęciu. Na początku wszystko było takie proste: ja należałam do niego, on do mnie. W pierwszym tygodniu spędziliśmy razem niemal wszystkie noce. A w ciągu dwóch poznałam większość jego przyjaciół oraz papugę (Eda). To była prawdziwa magia, jak życie w wiecznym zmierzchu.

Aż po paru miesiącach zapadła noc.

Powoli tkał się wokół nas całun ciemności. Zaczęło się od prostytutek w jego historii wyszukiwania, potem przyszły ciche dni, a potem uświadomiłam sobie, że to, co brałam za chwile słabości, jest tak naprawdę codziennością. Pierwsze uderzenie w policzek, gierki i romans z Kim. Seks stał się ostrzejszy, a ja nie protestowałam, więc może dlatego uznał, że nie ma sprawy, jeśli mnie w czasie kłótni chwyci za gardło. I zaraz potem przeprosiny. Wymówki. Seks na zgodę i łzy. Ilekroć jednak już-już miałam odejść, wystarczyło, bym spojrzała na mężczyznę, w którym się zakochałam, i uderzała mnie pewność, że to przynajmniej po części moja wina. Bo przecież wiedziałam, jak wspaniały umie być Angus, kiedy jest szczęśliwy. Więc zostawałam.

Aż wreszcie pewnego wieczoru wybuchła ostateczna, irracjonalna kłótnia i wybrano za mnie.

Następnego dnia mieliśmy wyskoczyć na narty. I zaczęło się od ustawiania naczyń w zmywarce: on wolał rączkami w górę, a skoro się do tego uporczywie nie stosowałam, to znaczyło, że go nie szanuję. Konflikt szybko eskalował i nie trzeba było długo czekać, a już Angus obwieścił, że nasz związek to porażka. Nie spierałam się – Angus potrzebował czasu, żeby się uspokoić – tylko zgarnęłam swoje rzeczy, on wziął moją walizkę (już czekającą przy drzwiach) i w milczeniu poszliśmy z tym wszystkim do samochodu. Potem jeszcze pełna napięcia długa droga do domu, łzawy nocny telefon do mojej przyjaciółki Charlotte i misja ratunkowa.

Rano powlokłam się do pracy, bo i tak nic innego nie przychodziło mi do głowy. Szefowej powiedziałam, że wyjazd na narty w ostatniej chwili odwołano. Próbowałam sprawę zatuszować – na pewno to naprawimy – i czekałam, aż Angus zadzwoni. Ale gdy dostałam link do sekstaśmy, całkowicie zmieniłam punkt widzenia. Już nie chciałam, żeby wrócił, już nie chciałam rozmawiać o naszym związku.

Bo to on mnie błagał o ten film, a ja, ponieważ chciałam być dla niego bardziej ekscytująca i miałam nadzieję, że dzięki temu przynajmniej odrobinę powstrzymam go od poszukiwań, uległam. Gdy tylko dostałam link, jak wariatka w kółko pisałam do portalu. Błagałam, żeby to zdjęli. Wydzwaniałam do Angusa i na jego poczcie głosowej zostawiałam kolejne błagania. Wszystko na próżno.

W niedzielę kliknęłam na ten link chyba ze sto razy, sprawdzając, czy może filmik zniknął. Ale nie znikał, ciągle był. A potem Charlotte zwróciła mi uwagę, że ilekroć na ten link klikam, pewnie podbijam pozycję filmiku w rankingu. Więc przestałam klikać.

Przy drzwiach wejściowych zamiauczała Chiara, kotka sąsiada. Odłożyłam książkę i wpuściłam ją. Wywijała ósemki wokół moich nóg i odprowadziła mnie do mojego fioletowego notesu i Sztuki wojny.

Krok 1. Reputacja.

Wydawało się, że to najlepszy wybór na początek, bo życie Angusa i moje było tak ściśle połączone – znałam tyle jego tajemnic. Na pewno znajdę coś, co bym mogła wykorzystać przeciwko niemu: znałam dane jego karty kredytowej, hasło do poczty, wiedziałam, gdzie trzyma kokainę, kim są jego przyjaciele, gdzie mieszkają jego rodzice i że korzystał z usług prostytutek...

Prostytutek.

To na pewno to.

Spotykaliśmy się od pięciu miesięcy, gdy po raz pierwszy się na nie natknęłam w historii jego przeglądarki. Miałam nadzieję, że się mylę, więc spytałam wprost. Wściekł się, i to bardzo – jeszcze nigdy nie widziałam go w takim stanie – może faktycznie przesadziłam. Pod tyloma względami był cudowny, a przecież nikt nie jest doskonały. Potem całe dnie się do mnie nie odzywał. Kiedy wreszcie się pogodziliśmy, powiedział, że w ten sposób sobie radził, gdy był głęboko zraniony i czekał, aż przejdzie burza.

Wmawiałam sobie, że ten gniew wynika z zażenowania: został przyłapany na oglądaniu porno. Że droga do zażyłości zawsze jest pełna przeszkód, że namiętność to broń obosieczna i że skoro pragnę tego kochającego Angusa, to muszę zaakceptować również jego mroczne oblicze. Ale wtedy po raz pierwszy w dorosłym życiu poczułam nękający ból, który wywołać może tylko nagła cisza. A jedynym efektem było to, że jeszcze bardziej się upewniłam w swojej miłości do niego. I jeszcze bardziej byłam pewna, że go potrzebuję.

Potem jednak już nigdy mu tak do końca nie zaufałam. Przybierała natomiast na sile moja paranoja: zaczęłam przetrząsać mu kieszenie, ilekroć siadał do kompa, zaglądałam mu przez ramię, udając, że chcę mu pomasować kark. Uważnie śledziłam, które klawisze naciska. Składając wszystko do kupy, kawałek po kawałku. Aż wkrótce poznałam jego hasło do poczty – i do PayPala, bo były takie same: Supercock88.

Gdy znowu znalazłam prostytutki w jego historii, zatrzymałam to dla siebie: w końcu to było tylko porno. Nic ważnego. Nic, co by zasługiwało na kłótnię. Ale po raz trzeci znalazłam je wkrótce po tym, jak dowiedziałam się o jego romansie z Kim.

Tym razem sama weszłam na te strony. Na wszystkie. Nie mogłam się powstrzymać: musiałam wiedzieć, czego on tam szuka. Dlaczego ja mu nie wystarczam. I wtedy zauważyłam, że wszystkie te dziewczyny pracują w jednej agencji, znajdującej się zaraz za rogiem. Nasz związek trwał już wówczas prawie rok. I chociaż znowu o tym nie wspomniałam – po co? to by nic nie zmieniło – zapisałam sobie dane. Numer telefonu, adres, mejl. I imiona trzech dziewczyn, które oglądał najczęściej: Christy, Madelaine, Heather.

Na wszelki wypadek.

I teraz wreszcie miałam sposobność je wykorzystać. Ale gdy tak siedziałam, słuchając deszczu spływającego z rynien gęstymi głośnymi strumykami, z mruczącą Chiarą u boku, wypełniała mnie kipiąca, toksyczna frustracja. Bo chociaż Angus zrobił mi tyle złego, chociaż tyle o nim wiedziałam – zachowałam imiona dziewczyn i dane agencji – co miałabym z tym zrobić? Nie mogłam tak po prostu powiedzieć o tym ludziom. Po pierwsze: gdybym to zrobiła, on by się zwyczajnie wyparł. Jego słowo przeciwko mojemu: powiedziałby, że jestem niezrównoważona, mściwa, że zmyślam. Po drugie: dlaczego w ogóle ktoś by miał się tym przejąć? Nie, musiałam się wykazać większą pomysłowością. Zrobić coś, czego nie da się zbagatelizować, czego nie sposób zignorować.

Tak jak ja nie mogłam zbagatelizować sekstaśmy wrzuconej do internetu.

------------------------------------------------------------------------

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: