Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Niewyjaśnione spiski naszych czasów. Tom 2 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 marca 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Niewyjaśnione spiski naszych czasów. Tom 2 - ebook

Są dwa rodzaje historii: jedna znana, powszechnie dostępna, i druga – utajniona i ukryta. Jej zwolennicy wierzą, że istnieją konspiracje
stawiające sobie za cel zatajenie prawdy. To wyznawcy teorii spiskowych.

JONATHAN VANKIN i JOHN WHALEN są nagradzanymi dziennikarzami, autorami artykułów, m.in. w „New York Timesie”. W swoim wielokrotnie wznawianym, przełożonym na blisko 20 języków bestsellerze Niewyjaśnione spiski naszych czasów ujawniają najbardziej niezwykłe teorie spiskowe XX wieku, związane z autentycznymi lub wymyślonymi konspiracjami.
• Iluminaci: współczesna klasa rządząca?
• Pearl Harbor: japoński atak nie był zaskoczeniem
• AIDS: zaraza z Pentagonu?
• Kuba Rozpruwacz: czy był na usługach rządu?
• Katastrofa koreańskiego boeinga: czy zestrzelił go radziecki myśliwiec?
• Oklahoma City: kto stał za zamachem?
• Śmiercionośne listy z wąglikiem

• Zodiak: dlaczego nigdy nie schwytano legendarnego seryjnego mordercy?

Zbrodnie na zlecenie, zbiorowe samobójstwa, działania tajnych agencji, kontrowersyjne sekrety państwowe… Czy rzeczywiście istnieją zmowy i machinacje, których celem jest panowanie nad światem?
Bez względu na to czy wierzymy w teorie spiskowe, czy nie, ta książka odsłania kulisy wydarzeń niewyjaśnionych do dziś.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-241-6300-7
Rozmiar pliku: 2,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Część I Pieski świat polityki

Matka wszystkich afer

Sprawa Watergate, matka wszystkich skandali opatrywanych później przyrostkiem „-gate”, była chyba najsłynniejszym spiskiem w historii Ameryki. Większość opinii publicznej zna przynajmniej główne zarysy tej afery: „trzeciorzędne włamanie”, próba zatuszowania wielu przestępstw przez prezydenta Richarda Nixona, brak osiemnastu i pół minuty nagrań z Białego Domu, sterowanie CIA i FBI przez Nixona, żeby zatrzeć ślady, słynne zdanie: „Nie jestem oszustem” oraz nieunikniona groźba impeachmentu i rezygnacja prezydenta.

W rzeczywistości jednak niewiele wiemy na temat pierwotnego spisku, który uruchomił całą lawinę wydarzeń. Na początek, kto zlecił włamanie do siedziby Partii Demokratycznej, znajdującej się w kompleksie biurowym Watergate, i dlaczego? W czyim telefonie założono podsłuch? Kiedy zaczęto tworzyć zasłonę dymną, a dokładniej: kto ją tworzył i kogo miała chronić?

Oczywiście znaleźli się ludzie, którzy pragną wypełnić tę lukę informacyjną i zrewidować wymowę Watergate. Niektórzy z nich, uzbrojeni po zęby w wybuchowe teorie i pozornie dymiące pistolety, gotowi są walczyć na śmierć i życie o rehabilitację Richarda Nixona. Inni przedstawiają prawdziwe, wydobyte na światło dzienne dowody, które każą wątpić w oficjalne informacje o tym skandalu.

Bez względu na punkt widzenia wszystkie wersje opowieści o Watergate nieodmiennie rozpoczynają się wczesnym rankiem 17 czerwca 1972 roku. Wezwani przez ochronę kompleksu Watergate policjanci w cywilu znaleźli pięciu zamaskowanych włamywaczy, usiłujących ukrywać się za meblami w biurze Partii Demokratycznej na szóstym piętrze. Wśród ludzi z drugiego piętra byli wyszkoleni przez CIA uchodźcy z Kuby i „były” elektronik pracujący dla tej agencji, James McCord. Mieli przy sobie kamery, urządzenia podsłuchowe i sprzęt do forsowania zamków. Z pobliskiego pokoju hotelowego nielegalne przeszukanie nadzorował „były” agent CIA Howard Hunt i jeden z „hydraulików” z Białego Domu, Gordon Liddy. To Hunt zwerbował antycastrowskich Kubańczyków, którzy lojalnie współpracowali z superszpiegiem, z nostalgią wspominając czasy Zatoki Świń. Hunt, Liddy i McCord bezpośrednio kierowali oddziałem od czarnej roboty prezydenta Nixona.

Zgodnie z oficjalną wersją wydarzeń włamywacze mieli umieścić elektroniczne pluskwy w telefonach liberalnych demokratów czy też zdemontować lub zamienić źle działające urządzenia zainstalowane podczas wcześniejszego włamania.

Jednak ta teoria zawsze napotykała pewien problem i mimo swojej popularności pozostaje jedną z niepotwierdzonych „hipotez”. Zacznijmy od tego, że włamywacze dawali sprzeczne odpowiedzi na pytanie, czego szukają. Czy chodziło o kompromitujące materiały, które przewodniczący demokratów Larry O’Brien zbierał na Nixona, co wyraźnie sugerował Liddy, czy też o jakieś informacje dotyczące innych obszarów działalności biura, jak później twierdził Hunt i dwaj Kubańczycy? Jeżeli tak było, dlaczego podejmowali ogromne ryzyko dla stosunkowo nieznacznych korzyści? Jak zauważył szef Nixona do spraw stosunków z Kongresem: „Czasem można skorzystać z okazji, jeśli się opłaci, ale ta była gówno warta”.

Nic dziwnego, że „niepodlegający oskarżeniu współuczestnik spisku” całkowicie się z tym zgodził. „Cała akcja była tak bezsensowna i spartaczona, że wyglądała na prowokację”, napisał Nixon w swoich pamiętnikach, w typowy sposób wykorzystując wątpliwości na swoją korzyść i wykręcając kota ogonem, aby wykreować siebie w roli ofiary. Kto był prawdziwym sprawcą? Oczywiście, jego rozliczni wrogowie. Na krótko przed rezygnacją Nixon odkrył „nowe informacje o tym, że demokraci wiedzieli wcześniej o całej sprawie, ewentualnym uczestnictwie Howarda Hughesa… oraz o istnieniu dziwnych powiązań”.

To prowadzi nas do teorii o „pułapce demokratów”, popularnej wśród twardogłowych zwolenników Nixona. Ta teoria znajduje poparcie faktograficzne w siedmiu tomach zeznań, spisanych podczas senackiego dochodzenia w sprawie Watergate. Jest tam mowa o prywatnym detektywie A.J. Woolstenie‑Smicie, który w kwietniu 1972 roku dostał cynk od zastępcy Larry’ego O’Briena, a zarazem dziennikarza, Jacka Andersona o planowanej akcji wywiadowczej przeciwko Partii Demokratycznej. Woolsten‑Smith podał pewne szczegóły bliżej nieokreślonej operacji, między innymi miejsce – biura w Watergate. Powiedział również, że wśród wykonawców mieli znaleźć się Kubańczycy.

Uzbrojeni w tę informację zwolennicy Nixona, używając typowej pokrętnej logiki swojego idola, usiłują zdjąć z niego brzemię oskarżenia: demokraci wiedzieli, że republikanie mają włamać się do biur w Watergate, a więc to oni nas w to wrobili!

Teoretycy o tak odmiennych poglądach, jak nieżyjący już H.R. Haldeman (szef personelu Białego Domu) i lewicowy krytyk Carl Oglesby, lansowali inną wersję hipotezy o pułapce. Sugerowali, że Carl Shoffler, policjant, który dokonywał aresztowań w Watergate, otrzymał wcześniej donos o włamaniu – albo od demokratów, albo od jednego ze sprawców.

Jakie dowody świadczą „przeciwko” Shofflerowi? Był już po służbie, ale został przez kolejnych osiem godzin w pracy na nocnej zmianie – w dniu swoich urodzin. W chwili otrzymania zawiadomienia o włamaniu Shoffler i towarzyszący mu policjanci znajdowali się zaledwie kilka przecznic od Watergate, tak jakby „wyczekiwali na polecenie od dyspozytora”. Co więcej, znajomy Shofflera, Edmund Chung, zeznał, że podczas późniejszej rozmowy przy kolacji miał „wrażenie, że Shoffler już wcześniej wiedział o włamaniu”.

Shoffler zaprzeczył i stwierdził jednocześnie, że Chung próbował go „przekupić”. Zaproponował mu 50 000 dolarów „pożyczki”, jeżeli „przyzna się”, że z wyprzedzeniem został poinformowany o włamaniu. Ponadto zasugerował komisji senackiej, że Chung mógł być agentem CIA, choć nie zostało to nigdy dowiedzione, a wręcz wydawało się mało prawdopodobne. Shoffler nie przyznał się do wcześniejszej wiedzy o włamaniu, a na pytanie, dlaczego pracował po godzinach, powiedział: „Bo tak mi się podobało”. W tym miejscu hipoteza o „policyjnej pułapce” wkracza w ślepy zaułek.

Pozostałe teorie o prowokacji zakładają udział całej plejady czarnych charakterów, w tym wszechobecnych pachołków Howarda Hughesa, Jacka Andersona oraz CIA. Nieżyjący już pisarz Gary Allen, wszędzie wietrzący intrygi członek John Birch Society, tak zatytułował jeden z rozdziałów książki o Rockefellerach: „Czy Watergate posłużyło do zniszczenia Nixona?” Ostatecznie, jak pisze Allen, awans Geralda Forda przybliżył miliardera Nelsona Rockefellera o krok od upragnionego Gabinetu Owalnego.

Najbardziej prawdopodobne teorie, rewidujące obraz Watergate, pojawiły się późno i spotkały się z napastliwym sprzeciwem mediów. Ostatecznie zbiór nowych dowodów zdołał podważyć oficjalną wersję, która przydała splendoru całej generacji starzejących się już dziennikarzy.

Książki Secret Agenda Jima Hougana oraz Silent Coup Lena Colodny’ego i Roberta Gettlina stawiają frapującą hipotezę, że stopień zaangażowania w sprawę Watergate niekoniecznie odpowiadał pozycji danej osoby w strukturze organizacyjnej Partii Republikańskiej.

Według Silent Coup kluczową postacią afery Watergate był doradca prezydenta John Dean, a cała sprawa stanowiła coś w rodzaju spisku jednostki. To dość kontrowersyjna zmiana wizerunku Deana, traktowanego dotąd jako mało znaczącego gracza, który okazał się donosicielem i wskazał rzekomych sprawców skandalu – byłego prokuratora generalnego Johna Mitchella, szefa personelu H.R. Haldemana, doradcę do spraw wewnętrznych Johna Erlichmana i oczywiście samego Nixona.

Czym więc zajmował się Dean? Nie były to nudne zajęcia polegające na zakładaniu podsłuchów telefonicznych lub wertowaniu dokumentów w poszukiwaniu haków na przeciwników politycznych. Autorzy Silent Coup i Secret Agenda twierdzą, że w Watergate chodziło przede wszystkim o seks! W Secret Agenda Hougan sugeruje, że prawdziwym celem włamań były tajne akta zawierające nazwiska, numery telefonów i być może także olśniewające zdjęcia prostytutek. W czasach afery Watergate, w eleganckim apartamentowcu Columbia Plaza oddalonym o kilka przecznic od siedziby Partii Demokratycznej, działała luksusowa agencja towarzyska.

Według Phillipa Bailleya, młodego prawnika, a zarazem alfonsa, mającego związki z tą agencją, pracownik centrali Partii Demokratycznej umawiał spotkania prostytutek z grubymi rybami z tego ugrupowania. Najwyraźniej w biurze, w celach marketingowych, znajdował się katalog ze zdjęciami i charakterystyką każdej z panienek.

Być może to właśnie zatrzymanie Bailleya za stręczycielstwo zadecydowało o brzemiennym w skutki, drugim włamaniu do kompleksu Watergate. Colodny i Gettlin ujawniają, że John Dean był osobiście bardzo zainteresowany szeroko nagłośnionym aresztowaniem Bailleya. Wbrew zasadom i najwyraźniej bez pozwolenia przełożonego doradca prezydenta wezwał prokuratora federalnego prowadzącego śledztwo w sprawie Bailleya do swojego gabinetu na rozmowę w cztery oczy. Właśnie wówczas Dean zyskał dostęp do ważnego dowodu: notatnika adresowego Bailleya.

Zdaniem Colodny’ego i Gettlina, którzy rozbudowują hipotezę Hougana, ówczesna przyjaciółka Deana, Maureen Biner, była koleżanką i sąsiadką szefowej wspomnianej agencji towarzyskiej. Co więcej, Colodny i Gettlin potwierdzają, że nazwisko Maureen „Mo” Biner, jej numer telefonu oraz pseudonim Clout (czyli Szycha, w końcu niewiele brakowało, a wyszłaby za doradcę prezydenta) można było znaleźć w skonfiskowanym notesie Bailleya. Jednak oprócz tego znajdowały się w nim dane dziewczyn z agencji mieszczącej się w Columbia Plaza.

Na czym polega hipoteza zawarta w Silent Coup? Chodziło o to, że prasa oraz FBI, węsząc wokół ujawnionej agencji towarzyskiej, mogły natrafić na żenujące, aczkolwiek mało istotne powiązania Deana z waszyngtońskimi paniami lekkich obyczajów. Dlatego doradca prezydenta własnowolnie posłał grupę włamywaczy na łowy do Watergate. Silent Coup nie daje odpowiedzi na pytanie, czy dane Clout także znajdowały się w biurze Partii Demokratycznej.

Tak więc zdaniem Colodny’ego i Gettlina prawdziwy motyw włamań w kompleksie Watergate był mniej zagadkowy (choć bardziej namiętny) i nie wiązał się ani ze sfingowanym szantażem prezydenta, ani z działalnością politycznego kontrwywiadu. Dean chciał wiedzieć, co znajduje się w przetrzymywanych w siedzibie Partii Demokratycznej tajnych aktach dziwek.

Książka roi się od szczegółów zbyt skomplikowanych, by je omawiać, zarazem jednak przedstawia przekonujące dowody, że to Dean stworzył zasłonę dymną natychmiast po aresztowaniu włamywaczy w Watergate. Jednak nie po to, by chronić Nixona, lecz własny tyłek. W tej teorii Nixon wychodzi trochę na naiwniaka, oczywiście odpowiedzialnego za wiele innych poważnych przestępstw i wykroczeń, ale całkowicie zaskoczonego doniesieniem o „trzeciorzędnym włamaniu”. Pozostając jednak sobą, błyskawicznie przystępuje do zacierania śladów zbrodni, o której nie miał pojęcia.

Jednak inicjatywa Deana (albo Nixona, jeżeli przyjąć oficjalny schemat, w którym decyzje podejmowane były na najwyższym szczeblu i przekazywane w dół) nie była jedynym aspektem mętnej historii Watergate.

Dociekliwy pisarz Jim Hougan w 20. rocznicę włamania przedstawił następującą opinię: „Jeżeli ktoś patrzy na Watergate jak na odosobnioną, jednolitą operację, przeprowadzoną przez zespół agentów mających jasno wytyczony cel, to niczego nie zrozumie”.

Secret Agenda ujawnia fascynujące dowody, sugerujące, że sami włamywacze mogli kierować się własnymi motywami działania. Hougan przygląda się nawróconemu specjaliście od podsłuchów Jamesowi McCordowi, „byłemu” agentowi CIA. McCord nadzorował bezpieczeństwo kampanii wyborczej Nixona i dołączył do zespołu „hydraulików” z Białego Domu, do którego należał Liddy. Zachowanie się McCorda podczas dwóch włamań było, delikatnie mówiąc, dziwaczne i nasuwa skojarzenia z sabotażem.

Pierwsza próba wtargnięcia do budynku Watergate została odwołana, kiedy McCord poinformował wspólników, że wejście uniemożliwia system alarmowy, który – jak odkrył Hougan – nigdy nie istniał. Ponadto McCord ruszał się podczas włamań jak mucha w smole i wykonywał swoją robotę tak niedbale, że był chyba najbardziej nieudolnym agentem CIA od czasu faceta, który uknuł intrygę mającą spowodować całkowite wyłysienie Fidela Castro. Chyba że McCord miał w tym ukryty cel.

Czy McCord rzeczywiście usiłował sabotować operację? Według hipotezy Hougana kontrolował przebieg działań na zlecenie swojego byłego pracodawcy, CIA. Być może, sugeruje Hougan, McCord osłaniał inną operację CIA, którą mogli ujawnić myszkujący pracownicy Białego Domu. Przewodniczący Partii Demokratycznej O’Brien, człowiek Howarda Hughesa, mógł wiedzieć o planowanym ściśle tajnym wspólnym przedsięwzięciu Agencji i swojego mocodawcy: wydobycia radzieckiego okrętu podwodnego, który zatonął na Pacyfiku. Hougan dopuszcza też, że grupa pań do towarzystwa działała w ramach jakiejś nielegalnej operacji CIA. Eksperymenty w dziedzinie kontroli umysłów i stosowania narkotyków Agencja często prowadziła na prostytutkach. Jeszcze inna możliwość wskazuje, że CIA inwigilowała klientów prostytutek – działaczy Partii Demokratycznej – żeby później ich szantażować.

W ten sposób, okrężną drogą, dochodzimy do sprawy Głębokiego Gardła. Skoro McCord był głęboko zakonspirowany, a Dean głęboko umoczony, to kim w takim razie był człowiek ukryty pod pseudonimem Głębokie Gardło, tajemniczy pracownik administracji państwowej, który zapewniał stały dopływ informacji na temat Watergate dziennikarzowi „Washington Post”, Bobowi Woodwardowi?

W wersji afery Watergate z udziałem Głębokiego Gardła liczba możliwych kandydatów wystarczyłaby do wypełnienia całego podziemnego parkingu. Wysoką pozycję na liście zajmuje Robert Bennett, rzecznik prasowy Howarda Hughesa i przełożony Howarda Hunta w firmie public relations, która stanowiła standardową przykrywkę dla agentów CIA (potem Bennett był senatorem ze stanu Utah). Jednak Bennett jako Głębokie Gardło nie jest przekonujący dla Hougana, bo sam głośno przechwalał się, że był kluczowym informatorem dziennikarza i twierdził, że Woodward umiał się „odpowiednio odwdzięczyć”.

Inni podejrzani z górnej części listy to Mark Felt – ówczesny wicedyrektor FBI, Ken Clawson – były dziennikarz „Washington Post”, późniejszy doradca w Białym Domu, David Gergen (wskazany przez Johna Deana, późniejszy doradca prezydenta Billa Clintona). Hougan natomiast w swojej książce wskazuje kogoś innego – admirała Bobby’ego Raya Inmana, doświadczonego pracownika wywiadu, podejrzewanego o udział w różnych spiskach. Zdaniem ufologów przyznał on, że rząd wie o istnieniu latających spodków. Inman, który sam nie stroni od teorii spiskowych, ujawnił ostatnio rzekomą intrygę, w którą wplątani byli dziennikarz „New York Timesa” Bill Safire, senator Bob Dole oraz lobby izraelskie, mającą na celu utrącenie jego krótkotrwałej nominacji na stanowisko sekretarza obrony prezydenta Clintona.

Z kolei w książce Silent Coup Głębokim Gardłem została mianowana osoba najczęściej wskazywana przez większość: generał Alexander Haig. To Hougan jako pierwszy odsłonił niejasne związki Boba Woodwarda z Pentagonem, a dokładniej z Haigiem. Hougan odkrył, że Woodward, zanim został dziennikarzem, był oficerem marynarki wojennej i zajmował odpowiedzialne stanowisko oficera prasowego przy przewodniczącym kolegium szefów sztabów, admirale Thomasie H. Moorerze. Jak wynika z informacji Moorera i innych źródeł z kręgów wojskowych, Woodward regularnie spotykał się w podziemiach Białego Domu z Haigiem, doradcą Henry’ego Kissingera.

Woodward przyznał, że był oficerem prasowym, ale zaprzeczył jakimkolwiek kontaktom z Haigiem. Natomiast kilka lat później, kiedy Colodny i Gettlin poszli śladem informacji Hougana, Woodward wyparł się, by kiedykolwiek pełnił służbę oficera prasowego. Gettlin i Colodny uważają, że Woodward woli milczeć o swojej służbie w marynarce i w ten sposób ukryć powiązania z Haigiem, czyli Głębokim Gardłem.

Autorzy Silent Coup sugerują, że Haig także wykonywał jakieś tajne zadanie. W tym świetle prezydent znów wychodzi na ofiarę perfidii własnych podwładnych. Colodny i Gettlin twierdzą, że Haig odpowiednio informował i dezinformował Woodwarda, aby skierować podejrzenia na Nixona.

Dlaczego? Zgodnie z tym, co napisano w Silent Coup, skandal Watergate groził ujawnieniem szkieletów z własnej szafy Haiga. Colodny i Gettlin utrzymują, że w początkach administracji Nixona, na długo przed włamaniami w Watergate, Haig należał do grupy rekrutującej się z kręgów Pentagonu. Wykradała ona tajne dokumenty na temat polityki zagranicznej, będące w posiadaniu Henry’ego Kissingera. Wojskowi, zwolennicy twardej linii, w tym admirał Moorer, obawiali się, że Nixon zajmuje zbyt ugodowe stanowisko wobec Wietnamu i komunistycznych Chin. W Silent Coup Haig przedstawiony jest więc jako agent pracujący dla jastrzębi.

Colodny i Gettlin utrzymują, że ambitny Haig zdołał zatrzeć ślady wiążące go z tą aferą. Dopiero przy okazji Watergate na powierzchnię zaczęły wypływać przestępstwa i wykroczenia popełniane w otoczeniu Nixona. Właśnie wówczas, jak twierdzą autorzy, nowy szef personelu Białego Domu zaczął tuszować fakty dotyczące Watergate, żeby osłaniać ludzi z kręgów Pentagonu. Musiał więc jeszcze bardziej obciążyć Nixona, przyczyniając się, być może celowo, do rezygnacji prezydenta z urzędu. Stąd wziął się tytuł książki – Silent Coup, który można przetłumaczyć jako „Potajemny zamach stanu”.

Afera Watergate wciąż stanowi źródło nowych spekulacji. Obok zabójstwa prezydenta Johna F. Kennedy’ego jest jednym z dwóch głównych elementów amerykańskiej teorii spiskowej. Doszukano się nawet związków między Dallas a Watergate, na tyle wyraźnych, by otworzyć oczy wielu dobrze zapowiadającym się badaczom teorii spiskowej na fakt, że za nieskazitelną fasadą amerykańskiej polityki kryje się potężna machina korupcji. Weźmy choćby Franka Sturgisa, wyszkolonego przez CIA włamywacza, uczestnika akcji w Watergate. Odegrał podejrzaną rolę po zabójstwie Kennedy’ego; szerzył fałszywe pogłoski, które miały skierować podejrzenia na Fidela Castro. Hunt i kubańscy uchodźcy odgrywali także kluczową rolę w antycastrowskich operacjach CIA na początku lat 60., które spotęgowały wrogość Kubańczyków w stosunku do JFK. W dodatku zdaniem niektórych zwolenników teorii spiskowej, Hunt i Sturgis wykazują zadziwiające podobieństwo do dwóch spośród eleganckich „trzech włóczęgów”, aresztowanych w Dealey Plaza, a później wypuszczonych na wolność.

Tak się złożyło, że sam Nixon, człowiek, który zyskiwał najwięcej w przypadku śmierci swojego rywala, był w Dallas w dniu zabójstwa – jako prawnik reprezentujący Pepsi. Kilka lat później, kiedy zaczęły go znosić prądy Watergate, Nixon zaczął wysyłać dziwaczne i rozpaczliwe ostrzeżenia pod adresem dyrektora CIA, Richarda Helmsa, że jeśli Agencja nie przyłączy się do zacierania śladów, afera doprowadzi do ujawnienia „całej prawdy o Zatoce Świń”. To skłoniło H.R. Haldemana do napisania w książce The Ends of Power:

Wydaje się, że kiedy Nixon mówił o Zatoce Świń, w rzeczywistości miał na myśli zabójstwo Kennedy’ego. (…) W uderzająco podobny sposób jak w przypadku Watergate, CIA dosłownie wymazała jakiekolwiek związki między Agencją a zamachem w Dallas.

Wokół mglistego, lecz pobudzającego wyobraźnię stwierdzenia Haldemana narosło wiele spekulacji na temat Watergate. Czy „Zatoka Świń” to dla Nixona kryptonim, pod którym kryło się morderstwo Kennedy’ego? Czy Nixon próbował szantażem zmusić Helmsa do współpracy? A może Nixon mówił o nieujawnionych wówczas intrygach CIA, mających obalić Castro z pomocą Kubańczyków, szkolonych przez Agencję w tym samym czasie, gdy przeprowadzono inwazję w Zatoce Świń? Byli to ci sami Kubańczycy, którzy później włamali się do biura Partii Demokratycznej.

Helms, „człowiek, który strzeże tajemnicy”, milczy jak zaklęty. Z kolei Nixon, zrehabilitowany przed opinią publiczną poprzez śmierć, zabrał sekret do grobu, a to oznacza, że „bliżej nieokreślone wrogie sojusze” już nie pociągną go za język.

Główne źródła

Colodny Len, Gettlin Robert Silent Coup: The Removal of a President, St. Martin’s Press, Nowy Jork 1991.

Haldeman H.R. The Ends of Power, Times Books, Nowy Jork 1978.

Hougan Jim Secret Agenda: Watergate, Deep Throat and the CIA, Random House, Nowy Jork 1984.

Rosenbaum Ron Travels With Dr. Death and Other Unusual Investigations, Penguin Books, Nowy Jork 1991.Libidogate

Sądząc z nieustannych skandali seksualnych w Waszyngtonie, najsilniejszym afrodyzjakiem jest władza – tak można by sparafrazować umieszczoną w nieco innym kontekście wypowiedź Casanovy lat 70., Henry’ego Kissingera. Zarówno w przypadku młodych wilków, jak i starych capów sukcesy polityczne wzmagają pychę i podnoszą poziom hormonów.

Nic więc dziwnego, że w tętniącej życiem stolicy doprowadzony do perfekcji szantaż seksualny ma swoją historię.

Pionierem w stosowaniu tej odmiany szantażu w Waszyngtonie był najbardziej odrażający z federalnych podglądaczy J. Edgar Hoover. Dzięki jego niesławnym teczkom, dotyczącym życia seksualnego chyba każdego mieszkańca miasta, z wyjątkiem własnego pucybuta, Hoover potrafił rządzić stolicą (i ośmioma prezydentami) przez prawie pół wieku.

Dla nikogo nie jest zaskoczeniem, że najbardziej pracowity dla Hoovera był ten czas, gdy w Białym Domu wraz z jego licznymi sypialniami urzędował John F. Kennedy. Podobno gdy rozeszły się pogłoski, że prezydent ma zamiar posłać starzejącego się, irytującego szefa FBI na emeryturę, dla ratowania stołka Hoover wyciągnął na światło dzienne kompletne dossier Kennedy’ego. Z obsesyjną, wręcz patologiczną skrupulatnością Hoover nafaszerował podsłuchem liczne gniazdka miłosne prezydenta oraz nagrywał rozmowy telefoniczne wianuszka jego kochanek, w tym dziewczyny gangstera Judith Campbell Exner oraz supergwiazdy Marylin Monroe, w której sypialni częstymi gośćmi bywali obaj bracia Kennedy.

Hoover dysponował też nagraniami rozmów prowadzonych podczas wspólnego lotu prezydenta i aktorki Angie Dickinson wynajętym luksusowym samolotem. Zdaniem dziennikarza Anthony’ego Summersa, grający zawsze na dwa fronty Hoover najpierw sprokurował przeciek informacji do brukowców na temat dawnego romansu Kennedy’ego z sekretarz senatu oraz jego rzekomego pierwszego małżeństwa, a następnie „stanął po stronie prezydenta, dostarczając materiały do dementi, opublikowanego w »Newsweeku«”.

W szukaniu haków na Johna i Roberta Kennedych Hoover nie był sam. Także mafioso Jimmy Hoffa powtykał elektroniczne uszy w azylu Marylin Monroe oraz nadmorskim domu kuzyna Kennedy’ego, rozpustnego aktora Petera Lawforda.

Podobną taktykę Hoover zastosował podczas swojej wendety na Martinie Lutherze Kingu. Podkładał podsłuch w miejscach schadzek lidera ruchu antyrasistowskiego z licznymi wielbicielkami, rozsiewał kłamliwe plotki, że King jest biseksualny, a nawet przedstawiał fotografie mające świadczyć o jego rzekomym homoseksualizmie. Kopie przeciekły do prasy, ale media nie chwyciły przynęty.

Hoover dysponował dowodami, że nawet Nixonowi przydarzył się kiedyś skok w bok, choć z całej menażerii jego najtrudniej było o to podejrzewać. Jak podaje Anthony Summers w biografii Hoovera zatytułowanej Official and Confidential (Oficjalne i poufne), Nixon jako wiceprezydent spotkał młodą pilotkę turystyczną z Hongkongu, Mariannę Liu. CIA była przekonana, że dziewczyna szpieguje dla komunistycznych Chin, dlatego poproszono wywiad brytyjski, aby podczas wizyt Nixona w Hongkongu kierował swoje kamery pracujące w podczerwieni na okna jego sypialni. Liu i Nixon przysięgali Summersowi, że do niczego między nimi nie doszło, ale Hoover czytał podobno raporty o tej sprawie „z wielkim zadowoleniem” i pokazał je Nixonowi, zanim ten został prezydentem.

Żeby zdobyć „dowody” Hoover nie cofał się przed ohydnymi insynuacjami. Tak było później z przyszłymi bohaterami Watergate, H.R. Haldemanem, Johnem Ehrlichmanem i Dwightem Chapinem, których oskarżył o związki homoseksualne. Stało się to w 1969 roku, przed sprawą Watergate, a informator Hoovera, jakiś niezidentyfikowany barman, twierdził, że cała trójka zabawiała się ze sobą na gejowskich imprezach w hotelu Watergate. Oczywiście było to kłamstwo. Ehrlichman w rozmowie z Summersem stwierdził: „Dochodzę do wniosku, że Hoover zrobił to, bo chciał pokazać pazury albo przypodobać się Nixonowi, a najprawdopodobniej z obu tych powodów”.

W Waszyngtonie bywa tak, że co rzucisz za siebie, znajdziesz przed sobą. Zgodnie z tą zasadą Hooverowi nie udało się zachować swojego własnego homoseksualizmu w tajemnicy przed licznymi wrogami. Mafijny boss Mayer Lansky lubił się chwalić, że „ma w garści tego sukinsyna”, gdyż jakoby zdobył fotografię Hoovera dogadzającemu swojemu wieloletniemu przyjacielowi, Clyde’owi Tolsonowi. Summers podaje, że w końcu lat 40. pojawiły się też zdjęcia Hoovera ustrojonego w damskie fatałaszki.

Czy to poprzez szantaż, czy w inny sposób, wpływ mafii na Hoovera był ogromny. Dyrektor FBI – amerykański patriota i niekwestionowany autorytet moralny, któremu zdarzało się nosić damską bieliznę – publicznie nigdy jednak nie przyznał, że mafia istnieje.

Hoover zmarł ponad 20 lat temu, zabierając ze sobą do grobu tajemnicę obszernego „osobistego i poufnego” archiwum, pełnego seksualnych występków. Dokumenty oczywiście zniknęły w zagadkowy sposób, co stało się pożywką różnych teorii spiskowych, głoszących, że zniszczyli je ludzie lojalni wobec Hoovera, że przechwyciła je CIA, a nawet, że „hydraulicy” od Nixona próbowali położyć swoje lepkie łapy na tych sensacyjnych materiałach.

Wypada jednak zadać pytanie, czy po zejściu ze sceny Hoovera ekscesy seksualne w Waszyngtonie okazały się tylko historyczną osobliwością, produktem bardziej beztroskich czasów, podobnie jak sam Hoover i rodzina Kennedych?

Otóż szantaż seksualny zagościł w świecie waszyngtońskiej polityki na dużo dłużej, niż można by się było spodziewać. Co najmniej jeden waszyngtoński wiceprokurator uważa, że kontrolowane przez mafię dziewczyny do towarzystwa, oficerowie śledczy, a nawet lobbyści od dawna prowadzą zakulisową grę, mającą na celu kompromitowanie członków Kongresu i administracji rządowej.

Badacz teorii spiskowych Peter Dale Scott nazywa te działania „prowadzoną na bieżąco, doskonale przygotowaną i zakamuflowaną operacją”. Scott, były kanadyjski dyplomata i wykładowca filologii angielskiej na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley, posuwa się jeszcze dalej, twierdząc, że waszyngtoński syndykat erotyczny, wykorzystywany przez agentów wywiadu i mafię, „doprowadził do wszystkich najgłośniejszych amerykańskich skandali politycznych od początku zimnej wojny”.

Coś w tym musi być, bo praktycznie za każdą poważną aferą polityczną stała prostytutka. Scott nie jest osamotniony w swoim rozumowaniu. Jego zdaniem „pewien emerytowany policjant, który odegrał niewielką, ale istotną rolę w aferze Watergate”, także uważa, że mafijni alfonsi oraz obrotni lobbyści posługują się luksusowymi call girls do wywierania nacisku na czołowych polityków. Chodzi najwyraźniej o Carla Shofflera, policjanta, który zrządzeniem losu zatrzasnął kajdanki na nadgarstkach włamywaczy do kompleksu Watergate.

Podczas dochodzenia w 1982 roku w sprawie wykorzystania „narkotyków i oddziaływania na sferę seksualną dla uzyskania wpływu na członków Kongresu” Shoffler poradził śledczym, aby zainteresowali się środowiskiem męskich prostytutek obsługujących wzgórze Kapitolu. Shoffler uważał, że ci ludzie byli powiązani z wpływowym waszyngtońskim lobbystą, Robertem Keithem Grayem, który miał dobre układy z kilkoma pracownikami CIA. Z kolei Peter Dale Scott podaje, że z kręgu męskich prostytutek ślady prowadzą do jednego z szefów waszyngtońskiego półświatka, Joego „Oposa” Nesline’a.

Niestety, śledztwo w Kongresie zostało zakończone, zanim zdołało dokądkolwiek doprowadzić. Jednak jeden z prowadzących dochodzenie kongresmanów, podsumowując niesprawdzone hipotezy na temat Libidogate, w rozmowie z pisarką Susan Trento wyraził się tak:

Kiedy lobbysta decyduje się użyć dziwek w celu uzyskania wpływu na procesy legislacyjne, ma do wyboru zastępy profesjonalistek. W mieście są „mamuśki”, pośredniczące w kontaktach dziewczyn ze zleceniodawcami. Jeżeli do zapewnienia wpływów potrzebne będą męskie prostytutki lub dzieci, to nietrudno się domyślić, że musi zadziałać łańcuszek ludzi wtajemniczonych. Gdyby udało się zidentyfikować niektórych klientów, być może moglibyśmy dotrzeć do zleceniodawców z kręgu wywiadu, zorganizowanej przestępczości czy biznesu.

Innymi słowy, po nitce do kłębka.

Były (i zbiegły za granicę) agent CIA Frank Terpil bez żadnych oporów zidentyfikował jednego z klientów, którym był jego dawny przełożony. Terpil opowiedział pisarzowi Jimowi Houganowi, że organizowanie przez CIA pułapek seksualnych w Waszyngtonie było ogromnie popularne w czasach afery Watergate. Terpil wskazał swojego dawnego partnera, Eda Wilsona, jako prowadzącego jedną z takich operacji CIA. Jego zdaniem Wilson organizował na zlecenie CIA pułapkę w George Town Club prowadzonym przez agenta Tong Sun Parka. Miejsce to w latach 70. związane było ze skandalem Koreagate. Terpil wyjaśnił:

W rzeczywistości jednym z zadań Wilsona w CIA było korumpowanie członków obu izb za pomocą wszelkich możliwych środków (…). Pewnych ludzi można nakłonić do określonych działań poprzez realizowanie ich fantazji erotycznych. (…) Wspomnienia z takich sesji bywały utrwalane na taśmach licznych ukrytych kamer.

Oczywiście Terpil nie przedstawił żadnych dowodów na poparcie swoich rewelacji, a jak wiadomo byli agenci CIA – zwłaszcza skazani zaocznie za działalność terrorystyczną – nie są uważani za najbardziej wiarygodnych. Z drugiej strony szantaż seksualny był rzeczywiście najczęściej stosowaną przez CIA metodą „odwracania” obcych agentów, czyli zmuszania ich do pracy dla Wuja Sama. Biorąc pod uwagę całokształt nielegalnej działalności Agencji na ojczystym terenie w ciągu ostatnich 40 lat, historia Terpila wygląda dość prawdopodobnie.

Co ciekawe, Robert Keith Gray, wszechobecny lobbysta, którego nazwisko wypłynęło w związku ze śledztwem dotyczącym grupy męskich prostytutek z 1982 roku, pojawia się także w sprawie George Town Club. Gray, skłaniający się (przypadkowo lub nie) ku środowiskom szpiegowskim, był jednym z pierwszych nadzorców klubu, a zarazem dyrektorem firmy Consultants International prowadzonej przez Terpila, znanej jako standardowa przykrywka agentów CIA.

Wszystkie te dziwne zbiegi okoliczności mogą świadczyć jedynie o tym, że najważniejszą sprawą w Waszyngtonie jest nawiązywanie kontaktów. Jednak nazwiska Terpila i koreańskiego lobbysty Parka pojawiają się już kilka lat wcześniej w sekretnym notesie pewnej burdelmamy, zamieszanej w jeszcze inny głośny skandal – najsłynniejszą ze wszystkich aferę Watergate.

Teorię, że podstawą afery Watergate były seksualne wybryki w kręgach politycznych, pierwszy zaproponował dziennikarz Jim Hougan w swojej fascynującej książce Secret Agenda.

Siedziba „mamuśki” Heidi Rikan mieściła się w luksusowym waszyngtońskim apartamentowcu Columbia Plaza, niedaleko kompleksu biurowców Watergate. Hougan sugeruje, że dziewczęta ze stajni Rikan „albo pracowały dla CIA, albo były przez CIA rozpracowywane”.

W skrócie hipoteza Hougana wygląda tak: dziewczyny z Columbia Plaza obsługiwały bardzo ciekawą klientelę polityczną – rozpasanych demokratów, którzy składali zamówienia na damskie towarzystwo telefonicznie, z aparatu zainstalowanego w budynku Watergate. Po dokonaniu tego obiecującego odkrycia ludzie Nixona postanowili wziąć na celownik demokratycznych rozpustników. Tym samym jednak narazili na ujawnienie operację CIA, która już od dawna podsłuchiwała rozmowy telefoniczne demokratów. A więc James McCord i E. Howard Hunt, wtyczki agencji w Białym Domu (rzekomo z pobudek patriotycznych), musieli donieść o włamaniu w Watergate, aby nie dopuścić do zdekonspirowania nielegalnej akcji CIA przed nadgorliwymi sługami prezydenta.

Nielegalna operacja CIA niezamierzenie doprowadzająca do upadku Richarda Nixona? Czemu nie?

A może tego typu haki wykorzystywano już wcześniej, na długo przed aferą Watergate? Emerytowany badacz teorii spiskowych Peter Dale Scott jest skłonny zaryzykować odpowiedź twierdzącą.

Nazwiska łączą się z innymi nazwiskami, datami i zdarzeniami, tworząc intrygujący, choć nie zawsze jasny obraz, złożony z punktów, które jak w dziecięcej rysowance należy połączyć linią w odpowiedniej kolejności. Korzystając z semiotyki teorii spisku, Scott zdołał odgadnąć kolejność i połączyć punkty.

Najciekawsze jest to, że Heidi Rikan, „mamuśka” związana z Watergate, była dziewczyną mafiosa Joego „Oposa” Nesline’a, podejrzanego o udział w skandalu homoseksualnym na Kapitolu 10 lat później.

Eksnarzeczeni oraz mężowie Rikan i jej koleżanki, Mo Biner (żony Johna Deana, jednego z uczestników afery Watergate, co w oczach badaczy skandali czyni z niej postać o kluczowym znaczeniu), byli związani ze znanym w początkach lat 60. klubem Quorum, grupującym „samotników szukających wrażeń”. Jego szefem był Bobby Baker, dawny doradca Lyndona Johnsona. Scott przypuszcza, że nie bez przyczyny wszystkie drogi prowadzą do klubu Bakera. Quorum funkcjonowało głównie jako pułapka erotyczna, rojąca się od członków mafii i agentów wywiadu.

To właśnie Bobby Baker poznał prezydenta Kennedy’ego z wschodnioniemiecką seksbombą Ellen Rometsch, z którą JFK, rzecz jasna, natychmiast wylądował w łóżku. Scott domyśla się, że J. Edgar Hoover sprokurował przeciek o tym międzynarodowym wybryku do prasy. Nie ma pewności, czy to na pewno jego sprawka, jednak informacja o mało nie wywołała globalnego skandalu. A wszystko przez to, że ponętna Walkiria sypiała także z pewnym radzieckim dyplomatą. Ujawnienie tego faktu w szczytowym okresie zimnej wojny na pewno nie byłoby korzystne dla Kennedy’ego. Groźba międzynarodowych konsekwencji „wybuchu łóżkowego skandalu” zmusiła Bobby'ego Kennedy’ego do wyciszenia wszelkich plotek.

Scott zwraca uwagę, że swawole pary JFK-Rometsch odbywały się prawie równolegle z głośną aferą z roku 1962, która złamała karierę brytyjskiego ministra wojny Johna Profumo. Polityk ten przyznał się publicznie do kontaktów seksualnych z Christine Keeler, prostytutką pracującą dla stręczyciela Stephena Warda. Skandal ten okazał się dla Profumo podwójnie dotkliwy, kiedy wyszło na jaw, że Keeler w tym samym czasie obsługiwała… oczywiście radzieckiego dyplomatę. Później ujawniono, że brytyjski kontrwywiad MI-5 „od pewnego czasu wykorzystywał osoby z kręgu Stephena Warda w celu skompromitowania radzieckiego agenta”. Scott zastanawia się, czy MI-5 nie chodziło o równoczesne skompromitowanie Profumo? Może nadpobudliwy seksualnie JFK wpadł w podobną pułapkę erotyczną?

Co ciekawe, są jeszcze inne, bardziej bezpośrednie powiązania między figlami JFK a sterowaną przez MI-5 aferą Profumo. Latem 1963 roku doszło do kolejnego przecieku informacji z archiwum Hoovera. Wskutek tego w prasie pojawiły się doniesienia, że wysoko postawiony amerykański urzędnik państwowy sypiał z dwoma osobami z brytyjskiego kręgu Warda i Keeler, tego samego, który wykończył Profumo. Tym urzędnikiem państwowym był, jak nietrudno zgadnąć, sam John Fitzgerald Kennedy. Scott uważa, że „MI-5, będąca brytyjską agencją kontrwywiadowczą, utrzymywała bezpośrednie kontakty z Hooverem w FBI” oraz z CIA. Czy Brytyjczycy pomagali Hooverowi doprowadzić do upadku Kennedy’ego?

Bobby Baker, sprawca afery JFK-Rometsch, przechwalał się później posiadaniem listów od kobiety ze wschodnich Niemiec, które mogłyby okazać się krępujące dla rodziny Kennedych, co według Scotta „potwierdza przypuszczenia o istnieniu wyrafinowanej operacji szantażu”, wymierzonej w najważniejszą osobę w państwie.

Załóżmy, że tak. A może to jedynie oznacza, że w Waszyngtonie każdy w końcu zostanie wybzykany.

Główne źródła

Hougan Jim Secret Agenda: Watergate, Deep Throat, and the CIA, Random House, Nowy Jork 1984.

Scott Peter Dale Deep Politics and the Death of JFK, University of California Press, Berkeley, CA 1993.

Summers Anthony Official and Confidential: The Secret Life of J. Edgar Hoover, Pocket Books, Nowy Jork 1994.

Trento Susan B. The Power House: Robert Keith Gray and the Selling of Access and Influence in Washington, St. Martin’s Press, Nowy Jork 1992.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: