Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Niezwykłe przygody pana Antifera. Część druga - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
1 listopada 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(3w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Niezwykłe przygody pana Antifera. Część druga - ebook

Rok 1831: arcybogaty Egipcjanin Kamylk Pasza chowa swoje skarby w skale na nieznanej wysepce, by uchronić je przed chciwością jego rodziny. Rok 1862: w Saint-Malo, Pierre Antifer, Bretończyk równie popędliwy, co mrukliwy, medytuje nad dokumentem zostawionym w spadku przez jego ojca; ten ostatni był przyjacielem Kamylka, któremu niegdyś uratował życie. Dokument ten wzmiankuje szerokość geograficzną wysepki ze skarbem, której długość geograficzna przed ma być zakomunikowana pewnego dnia panu Antiferowi. Jego siostrzeniec Juhel myśli tylko o swym bliskim związku z Enogate i obawia się konsekwencje ewentualnej podróży. Notariusz Ben-Omar, nadzorowany przez Sauka - ostatniego spadkobiercę paszy - przybywa do Saint-Malo i wyjawia panu Antiferowi tak upragnioną długość geograficzną. Wybuchowy marynarz wsiada natychmiast na statek, porywając z sobą swego przyjaciela, Gildasa Trégomaina i biednego Juhela, którego małżeństwo zostaje odłożone na później.  Wysepka znajdowała się w Zatoce Omańskiej na przeciw Maskatu. Niestety! Jako cały skarb podróżnicy odkrywają drugi pergamin, wskazujący nową długość geograficzną, która odsyła ich do maltańskiego bankiera, wspólnego zapisobiorcę z Antiferem, posiadającym szerokość geograficzną.

Seria wydawnicza Wydawnictwa JAMAKASZ „Biblioteka Andrzeja” zawiera obecnie ponad 25 powieści Juliusza Verne’a i każdym miesiącem się rozrasta. Publikowane są w niej tłumaczenia utworów dotąd niewydanych, bądź takich, których przekład pochodzący z XIX lub XX wieku był niekompletny. Powoli wprowadzane są także utwory należące do kanonu twórczości wielkiego Francuza. Wszystkie wydania są nowymi tłumaczeniami i zostały wzbogacone o komplet ilustracji pochodzących z XIX-wiecznych wydań francuskich oraz o mnóstwo przypisów. Patronem serii jest Polskie Towarzystwo Juliusza Verne’a.

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-64701-72-6
Rozmiar pliku: 7,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział I

W którym pojawia się list Juhela do Énogate, opowiadający o przygodach z udziałem kapitana Antifera w roli głównej

Jakże smutny wydawał się dom przy ulicy Hautes-Salles w Saint- -Malo, a jednocześnie opuszczony, od chwili gdy pan Antifer wyjechał w daleką podróż. W jakim niepokoju upływały dni i noce dwóm kobietom, matce i córce! Niezamieszkany pokój Juhela czynił pustkę w całym domu – tak przynajmniej odczuwała to Énogate. Ponadto nie było tutaj jej wuja, nie przychodził także Trégomain, jego przyjaciel!

Było to dwudziestego dziewiątego kwietnia. Upłynęły już dwa miesiące od czasu, gdy „Steersman” wypłynął na morze, zabierając trzech malończyków na tę awanturniczą wyprawę, mającą na celu zdobycie skarbu. Jak przebiegała ich podróż? Gdzie obecnie przebywali? Czy osiągnęli swój cel?

– Matko… matko! – powtarzała dziewczyna. – Oni już nigdy nie powrócą!

– Ależ, moje dziecko… miej nadzieję… oni wrócą! – powtarzała niezmiennie stara Bretonka. – Chociaż doprawdy lepiej by uczynili, gdyby wcale nas nie opuszczali…

– Tak, i to w chwili, gdy miałam zostać żoną Juhela! – wyszeptała Énogate.

Odjazd pana Antifera zrobił w całym mieście wielkie wrażenie. Mieszkańcy przyzwyczaili się tak dalece do obecności pana Antifera, że wszystkim brak było tej postaci, przechadzającej się z fajką w ustach ulicami, po wałach ochronnych i wybrzeżu! Brak im było również Gildasa Trégomaina idącego u jego boku, nieco z tyłu, jego pałąkowatych nóg, orlego nosa, stale pomiętej marynarki, jego dobrotliwej twarzy, zawsze spokojnej i promieniejącej życzliwością!

Brakowało im też Juhela, młodego kapitana żeglugi wielkiej, którym pyszniło się jego rodzinne miasto; wszyscy kochali go tak, jak kochała go Énogate, choć raczej należałoby powiedzieć: jak matka kocha syna. Dziwili się też, że tak szybko odjechał, mając już nominację na pierwszego oficera na pięknym trzymasztowcu, barku1 należącym do firmy „Baillif i Spółka”!

Gdzie teraz przebywała cała trójka? Nikt nie miał o tym pojęcia, ale nikt też nie wątpił, że „Steersman” zawiózł ich do Port Saidu. Jedynie Énogate i Nanon wiedziały, że popłynęli przez Morze Czerwone aż do północnych granic Oceanu Indyjskiego. Pan Antifer mądrze zrobił.

Jeżeli jednak zupełnie nie znano szczegółów dotyczących trasy jego podróży, to o planach wiedziano bardzo dużo. Pan Antifer był zbyt żywy, zanadto szczery i gadatliwy, aby milczeć w tej sprawie. Toteż tak w Saint-Malo, jak i w Saint-Servan i Dinard powtarzano sobie historię o Kamylk Paszy i liście otrzymanym przez Thomasa Antifera. Mówiono również o zapowiadanym w tym liście pełnomocniku, ustaleniu długości i szerokości geograficznej wysepki i nieprawdopodobnym skarbie wartym sto milionów. Łatwo zatem można sobie wyobrazić, z jaką niecierpliwością czekano na wiadomość o odkryciu skarbu i powrót kapitana żeglugi przybrzeżnej przemienionego w nababa, z ładunkiem brylantów i kamieni szlachetnych!

Énogate wcale nie chciała tych bogactw. Gdyby jej narzeczony, wuj i jego przyjaciel powrócili nawet z pustymi kieszeniami, byłaby zadowolona i dziękowałaby Bogu, a jej głęboki smutek przemieniłby się w olbrzymią radość.

Tymczasem dziewczyna otrzymała już kilka listów od Juhela. Pierwszy, datowany w Suezie, opowiadał o szczegółach podróży od czasu ich rozstania, dziwnym i ciągle się potęgującym rozdrażnieniu nerwowym stryja, o powitaniu Ben Omara i jego dependenta w miejscu wyznaczonym im na spotkanie. Drugi list, wysłany z Maskatu, opisywał wydarzenia podczas żeglugi po Oceanie Indyjskim, przybycie do stolicy imamatu, przedstawiał, do jakiego rozdrażnienia graniczącego z obłędem doprowadził się pan Antifer, a wreszcie donosił o projekcie dotarcia do Suharu.

Kobiety z wielkim przejęciem czytały te listy Juhela, które nie ograniczały się do opowiadania wrażeń z podróży ani opisywania stanu uczuciowego ich stryja, lecz przekazywały młodej dziewczynie całe zmartwienie jej narzeczonego, rozłączonego z nią w przeddzień małżeństwa, będącego tak daleko, mówiły o nadziei rychłego jej zobaczenia i wymuszeniu na stryju zgody na ich małżeństwo nawet wtedy, gdyby powrócił z rękami pełnymi milionów! Énogate i Nanon wielokrotnie czytały listy i były bardzo niepocieszone, że nie mogły na nie odpowiadać. Wtedy komentowały wszelkie wydarzenia, o jakich się z nich dowiedziały. Liczyły na palcach dni, które jeszcze mieli spędzić na dalekich morzach ich ukochani mężczyźni; wykreślały, doba po dobie, poszczególne dni z kalendarza wiszącego na ścianie w salonie; w końcu, po ostatnim liście oddawały się nadziei, że druga część podróży będzie poświęcona na powrót.

Trzeci list nadszedł właśnie dwudziestego dziewiątego kwietnia, prawie dwa miesiące po odjeździe Juhela. Widząc pieczątkę pocztową z Tunisu, Énogate poczuła, że serce zabiło jej mocniej. A więc podróżnicy opuścili już Maskat… Wrócili na morza europejskie… a niedługo przybędą do Francji… Ile czasu potrzeba, by dopłynąć do Marsylii…? Najwyżej trzy dni! A ile, żeby dojechać do Saint- -Malo szybkimi pociągami linii P-L-M2 i Zachodniej…? Nie więcej niż dwadzieścia sześć godzin!

Matka i córka siedziały w jednym z pokojów na parterze. Zamknęły drzwi za listonoszem i były pewne, że nikt im nie będzie przeszkadzał. Mogły zatem spontanicznie okazywać swoje uczucia.

Énogate, ochłonąwszy nieco ze wzruszenia i otarłszy łzy, rozerwała kopertę, wyciągnęła list i zaczęła czytać głośno i wyraźnie, aby dobrze zrozumieć każde zdanie:

Regencja Tunisu3. La Goulette, 22 kwietnia 1862 roku

Moja kochana Énogate!

Przesyłam najpierw dla Ciebie i dla Twej matki serdeczne pozdrowienia i ucałowania. Chciałbym to zrobić osobiście, ale jesteśmy tak daleko od siebie i nie wiadomo, kiedy skończy się ta podróż!

Pisałem do Ciebie już dwa razy, i z pewnością otrzymałaś te listy. Dzisiaj piszę trzeci, jeszcze ważniejszy od poprzednich, z dwóch powodów: po pierwsze, donoszę Ci, że sytuacja dotycząca zdobycia skarbu uległa niespodziewanej zmianie, ku wielkiemu niezadowoleniu stryja…

Énogate wydała okrzyk radości i klaszcząc w ręce, zawołała:

– Oni nic nie znaleźli, matko, i nie będę musiała poślubić żadnego księcia!

– Czytaj dalej, córko – odpowiedziała Nanon.

Énogate dokończyła zdanie, na którym przerwała czytanie:

…i następnie, muszę Ci z wielką przykrością oznajmić, że jesteśmy zmuszeni kontynuować nasze poszukiwania daleko… bardzo daleko…

List zadrżał w ręku Énogate.

– Kontynuować poszukiwania… bardzo daleko! – wyszeptała. – Oni nie wrócą, matko, oni nie wrócą!

– Odwagi, moja córko! Czytaj dalej! – powiedziała Nanon.

Énogate, z oczami pełnymi łez, ponownie zaczęła czytać list. Juhel opisał pobieżnie zdarzenia na wysepce w Zatoce Omańskiej, jak to zamiast skarbu znaleziono dokument złożony w tym miejscu, w którym była informacja o nowej długości geograficznej. Potem Juhel dodawał:

Wyobraź sobie, moja kochana Énogate, rozczarowanie mego stryja, a następnie jego gniew, a także mój zawód – nie z tego powodu, że nie zdobyliśmy skarbu, ale dlatego, że odwlókł się nasz wyjazd do Saint-Malo i mój powrót do Ciebie! Myślałem, że serce mi pęknie!

Énogate z wielkim trudem mogła powstrzymać gwałtowne bicie serca, a przez to, czego doznała, rozumiała lepiej, jak Juhel musiał bardzo cierpieć.

– Biedny Juhel! – wyszeptała.

– I ty też biedna! – szepnęła matka. – Czytaj dalej, córko!

Énogate czytała dalej wzruszonym głosem:

W pozostawionym dokumencie Kamylk Pasza poleca, aby wiadomość o nowej długości geograficznej zawieźć do niejakiego Zambuco, bankiera w Tunisie, który posiada wiadomość o drugiej szerokości geograficznej. Oczywiście skarb ten ukryty jest na innej wysepce. Zapewne nasz pasza zaciągnął jakiś dług wdzięczności także wobec tej osoby, tak jak miał względem naszego dziadka Antifera. Spadek zostanie więc podzielony pomiędzy dwóch spadkobierców, co zmniejsza o połowę przypadającą na każdego część. Stryj gniewa się okropnie, że zamiast stu milionów, odziedziczy tylko pięćdziesiąt. Ech! Ja bym sobie życzył, żeby ten wspaniałomyślny Egipcjanin był im dłużny zaledwie sto tysięcy, bo gdyby tak mało przypadło stryjowi, to nie wzbraniałby nam małżeństwa!

Tu Énogate wtrąciła:

– Pieniądze nie są potrzebne, kiedy się kocha!

– Oczywiście, nawet przeszkadzają w szczęściu! – dodała w dobrej wierze staruszka. – Czytaj dalej, moja córko!

Énogate posłuchała.

Kiedy nasz stryj czytał ten dokument, był jeszcze tak oszołomiony, że liczby nowej długości i adres tego, komu należało je przekazać, aby ustalić położenie wysepki, o mało nie wyrwały mu się z ust. Na szczęście powstrzymał się na czas.

Nasz przyjaciel Trégomain, z którym bardzo często rozmawiam o Tobie, moja kochana Énogate, przybrał osobliwy wyraz twarzy, kiedy dowiedział się, że trzeba się udać na poszukiwania drugiej wysepki.

„Mój biedny Juhelu, powiedział do mnie, czy ten paszi-paszon- -pasza przypadkiem sobie z nas nie drwi? Może on ma chęć wysłać nas na koniec świata?”.

Czy będzie to na końcu świata…? Tego nie wiemy nawet teraz, w chwili kiedy piszę do Ciebie ten list!

Jeżeli nasz stryj zachował dla siebie wskazówki zawarte w tym dokumencie, to tylko dlatego, że nie ufa Ben Omarowi. Od momentu jak ten podstępny osobnik próbował w Saint-Malo wyciągnąć od niego tajemnicę, cały czas na niego uważa. Być może ma rację, bo i jego dependent wydaje mi się tak samo podejrzany. Ten Nazim, ze swoją dziką twarzą i ponurym wzrokiem, nie podoba się ani mnie, ani panu Trégomainowi! Jestem przekonany, że nasz notariusz, pan Calloch z ulicy Bey, nie chciałby go widzieć w swojej kancelarii. Jestem pewny, że gdyby Nazim i Ben Omar znali adres tego Zambuco, staraliby się wyprzedzić nas w podróży i zmusić go do wydania tajemnicy. Jednak nasz stryj nie pisnął na ten temat ani słówka, nawet nam. Tak więc oni nie wiedzą, że my udajemy się do Tunisu. Takim oto sposobem, opuściwszy Maskat, wszyscy sobie zadajemy pytanie, dokąd pośle nas jeszcze fantazja tego paszy!

Énogate zatrzymała się na chwilę.

– Te diabelskie knowania zupełnie mi się nie podobają – zauważyła Nanon.

Juhel opowiadał następnie o wydarzeniach, które nastąpiły w drodze powrotnej, o opuszczeniu wysepki, o bardzo widocznym zaskoczeniu tłumacza Sélika, kiedy zobaczył, że wracali z pustymi rękami, który teraz nie wątpił już, że była to zwykła wycieczka krajoznawcza, o uciążliwym powrocie karawaną, przybyciu do Maskatu i oczekiwaniu przez dwa dni na statek pasażerski z Bombaju.

Jeśli nie napisałem do Ciebie drugi raz z Maskatu – dodawał Juhel – to tylko dlatego, iż miałem nadzieję, że dowiem się czegoś nowego i będę mógł Ci o tym donieść… Ale nic takiego nie zaszło i wiem tylko, że powracamy do Suezu, a stamtąd wyjedziemy do Tunisu.

Énogate na chwilę przerwała czytanie i spojrzała na matkę, która potrząsając głową, mruknęła:

– Żeby tylko nie pojechali na koniec świata! Wszystkiego można się obawiać ze strony tych niewiernych!

Poczciwa Nanon mówiła o ludziach Wschodu tak, jak się ich nazywało w czasach wojen krzyżowych. Ze swoimi przesądami pobożnej Bretonki uważała, że miliony pochodzące z takiego źródła nie mogą przynieść szczęścia. Ale spróbowalibyście wypowiedzieć podobne poglądy w obecności pana Antifera!

W dalszej części listu Juhel opowiadał o podróży z Maskatu do Suezu, przepłynięciu Oceanu Indyjskiego i Morza Czerwonego, o chorobie Ben Omara…

– Dobrze mu! – powiedziała Nanon.

Juhel pisał dalej, że podczas całej podróży nie dało się nic wyciągnąć od Pierre’a-Servan-Malo!

Zdaje się, moja droga Énogate, że gdyby nie spełniły się jego oczekiwania, dostałby chyba pomieszania zmysłów. Kto mógłby się tego spodziewać po człowieku tak skromnym i tak mało wymagającym?! Lecz perspektywa zostania po sto razy milionerem… Czyż wielu oparłoby się temu…? Tak! Bez wątpienia my dwoje! Ale to, na czym zasadza się nasze życie, złożone jest w naszych sercach!

Z Suezu dotarliśmy do Port Saidu, gdzie zmuszeni byliśmy czekać na parowiec handlowy płynący do Tunisu. Tam właśnie mieszka bankier Zambuco, któremu nasz stryj musi przekazać ten piekielny dokument… Lecz kiedy już długość geograficzna wzięta od jednego i szerokość geograficzna od drugiego wyznaczą położenie wysepki, to będie miejsce, gdzie będziemy musieli się udać, aby ją znaleźć. Moim zdaniem, jest to ważna sprawa, ponieważ od tego zależy nasz powrót do Francji… i do Ciebie…

Énogate upuściła list, który podniosła matka. Dziewczyna nie mogła czytać dalej. Przed jej oczami przesuwał się widok nieobecnych, odciągniętych tysiące mil od Saint-Malo, wystawionych na wielkie niebezpieczeństwa w straszliwych krainach, którzy może nie powrócą, i z jej ust wydarły się słowa:

– Ach, mój wuju…! Jakie zło wyrządzasz tym, którzy tak mocno cię kochają!

– Przebaczmy mu, moje dziecko, i prośmy Boga, aby go miał w swej opiece! – powiedziała Nanon.

Nastała chwila milczenia, podczas której obie kobiety połączyły się we wspólnej modlitwie. Następnie Énogate znów zaczęła czytać:

Szesnastego kwietnia opuściliśmy Port Said. Aż do samego Tunisu nie było potrzeby zawijać do jakiegokolwiek portu. Przez pierwsze dni żeglowaliśmy blisko wybrzeża egipskiego, i w momencie gdy Ben Omar zobaczył w oddali port w Aleksandrii, jakież rzucił mu spojrzenie…! Wydawało mi się, że chciałby tu wysiąść, choćby mu przyszło stracić procent prowizji… Ale wdał się w to wszystko jego dependent i w języku, z którego nie zrozumieliśmy ani słowa, przywołał go do porządku dość brutalnie, jak mi się wydaje. Widać, że Ben Omar boi się Nazima. Często zadaję sobie pytanie, czy ten Egipcjanin z twarzą bandyty może być dobrym człowiekiem? A zatem, cokolwiek się zdarzy, obiecuję sobie, że będę miał na niego baczenie.

Minąwszy Aleksandrię, wzięliśmy kurs na przylądek Bon, pozostawiając od strony południowej zatoki Trypolitańską i Gabes. Wreszcie ujrzeliśmy na horyzoncie dziko wyglądające góry tunezyjskie, z ozdabiającymi ich szczyty nielicznymi, opuszczonymi fortami i dwoma lub trzema grobami marabutów4, ukrytymi wśród zieleni. Wreszcie wieczorem dwudziestego pierwszego kwietnia stanęliśmy na redzie Tunisu, a dwudziestego drugiego kwietnia zatrzymaliśmy się przy molo La Goulette.

Moja kochana Énogate, nawet jeśli będąc w Tunisie, jestem bliżej Ciebie niż wtedy, gdy znajdowaliśmy się na tej wysepce w Zatoce Omańskiej, to jednak wciąż jest to daleko, i kto wie, czy zły los nie sprawi, że ta odległość jeszcze się powiększy! Z drugiej strony – pięć mil czy pięć tysięcy mil od siebie, smutek zawsze ten sam! Tymczasem nie trać nadziei, i powtarzam – jakikolwiek będzie koniec tej podróży, nie potrwa ona wiecznie.

Ten długi list piszę jeszcze na pokładzie, aby go oddać na pocztę, gdy tylko wysiądę na molo La Goulette. Powinnaś go otrzymać za kilka dni. Oczywiście nie mogłem Ci donieść o tym, czego sam nie wiem, a co chciałbym poznać, to znaczy, w jakie udamy się teraz okolice. Ale tego nie wie nawet nasz stryj. Wszystko się wyjaśni dopiero po wymianie informacji z bankierem, któremu zapewne zakłócimy błogi odpoczynek w Tunisie. Gdy bankier Zambuco dowie się, że chodzi o ogromny spadek, do połowy którego ma prawo, będzie chciał wziąć swoją część i dołączy do nas w dalszych poszukiwaniach. Być może okaże się takim samym zapaleńcem jak nasz stryj…

Skoro tylko poznam położenie wysepki numer dwa, a poznam wkrótce, ponieważ sam będę je oznaczał na mapie, napiszę o tym natychmiast, jest bardzo prawdopodobne, że czwarty list otrzymasz zaledwie w kilka dni po tym trzecim.

Tymczasem przesyłam Twojej matce i Tobie, kochana Énogate, serdeczne pozdrowienia od pana Trégomaina i ode mnie, jak również od naszego stryja, choć wydaje się, że zupełnie zapomniał o Saint-Malo, starym rodzinnym domu i kochających osobach, które w nim mieszkają! Co do mnie, Kochana Narzeczona, przesyłam Ci moją miłość na całe życie. Wierzę, że Ty uczyniłabyś to samo, gdybyś mogła do mnie napisać.

Twój całkowicie oddany i kochający Cię

Juhel Antifer

1 Bark – typ żaglowca mający co najmniej trzy maszty, z których ostatni ma ożaglowanie suche (skośne), najczęściej gaflowe, a pozostałe – rejowe.

2 P-L-M – linia kolejowa Paryż–Dijon–Lyon–Avinion–Marsylia, wybudowana w latach 1850-1859.

3 Regencja Tunisu – tak dawniej nazywano Tunezję.

4 Marabut – tu: muzułmański święty w Afryce Północnej, pustelnik.Rozdział II

W którym współspadkobierca kapitana Antifera przedstawia się Czytelnikowi zgodnie z formami wymaganymi przez dobre maniery

Kiedy się przybędzie na redę w Tunisie, to nie jest się jeszcze we właściwym Tunisie. Trzeba popłynąć albo szalupą ze statku, albo jedną z owych krajowych mahonne, aby wysiąść na molo La Goulette.

Rzeczywiście, ten port wcale nie jest portem – w takim sensie, że statki, nawet te o małej wyporności, nie mogą dopłynąć do nabrzeży, przy których cumują tylko małe kabotażowce i łodzie rybackie. Inne statki, duże żaglowce i statki pasażerskie, muszą rzucać kotwice na pełnym morzu i o ile zasłona z gór chroni je przed wiatrami wiejącymi ze wschodu, to wystawione są na straszliwe ataki nawałnic, które nadchodzą z zachodu lub północy. W takiej sytuacji zrozumiałe jest, że konieczne staje się zbudowanie portu dla wszystkich rodzajów statków, nawet dla okrętów wojennych, czy to powiększając ten w Bizercie na północnym wybrzeżu Regencji Tunisu, czy też drążąc dziesięciokilometrowy kanał na wysokości jeziora El Bahira5, po przekopaniu tego lido6, które oddziela je od morza.

Zatem pan Antifer i jego towarzysze, dostawszy się do La Goulette, nie byli jeszcze w Tunisie. Aby tam dojechać, musieli wsiąść do zbudowanej przez Włoskie Towarzystwo Kolejowe kolejki Rubattino, która okrążając jezioro El Bahira, przechodzi u stóp Wzgórza Kartagińskiego, ze wznoszącą się na nim kaplicą Świętego Ludwika, króla Francji7.

Gdy nasi podróżnicy opuścili nabrzeże, znaleźli się w pewnego rodzaju miasteczku – z długą ulicą, pałacem gubernatora, kościołem katolickim, kawiarniami i domami mieszkalnymi – w gruncie rzeczy bardzo europejskim i bardzo nowoczesnym. Chcąc zakosztować prawdziwego Wschodu, musieliby się przepchać aż do pałaców położonych na wybrzeżu, które czasem w letniej porze zamieszkuje tutejszy bej.

Ale Pierre’a-Servan-Malo wcale nie interesowały ani wschodni koloryt architektury, ani legendy, które pozostawili po sobie Regulus, Scypion, Cezar, Katon, Gajusz Mariusz czy Hannibal8! Czy znał przynajmniej nazwiska tych wielkich postaci? Co najwyżej ze słyszenia, podobnie jak dobrotliwy Trégomain, który interesował się tylko sławnymi ludźmi z jego rodzinnego miasta i to zaspokajało jego miłość własną. Jedynie Juhel mógłby się oddawać historycznym wspomnieniom, gdyby nie zajmowały go tak bardzo troski dzisiejszego dnia. Można mu było w tym wypadku powiedzieć to, co na Wschodzie mówi się o roztargnionym człowieku: „szuka swego syna, którego niesie na ramionach”. Tym kimś, kogo on szukał, była jego narzeczona.

Po przebyciu La Goulette pan Antifer, szyper i Juhel z małymi walizkami w ręku (potrzebne rzeczy zamierzali kupić w Tunisie) oczekiwali przed dworcem na pierwszy pociąg. Ben Omar i Nazim podążali za nimi w pewnej odległości. Pan Antifer nadal nie zdradził im treści listu i dlatego nie wiedzieli nic o bankierze Zambuco, którego fantazja Kamylk Paszy postawiła na ich drodze. Było to poważne zmartwienie, mniejsze dla notariusza, który otrzyma tak czy siak swoją prowizję, pod warunkiem, że z niej nie zrezygnuje, groźniejsze zaś dla Sauka, który musiałby walczyć przeciw dwóm spadkobiercom zamiast jednego. A jaki będzie ten nowy?

Po półgodzinnym oczekiwaniu podróżnicy zajęli miejsca w pociągu, który ruszył w drogę i po krótkim postoju na przystanku – skąd można było zobaczyć stoki Wzgórza Kartagińskiego i klasztor ojców dominikanów, sławny z muzeum archeologicznego – po czterdziestu minutach dotarł do Tunisu. Tutaj nasi podróżni doszli aleją Marynarki do Hotelu Francuskiego, położonego w dzielnicy europejskiej. Kiedy weszli na pierwsze piętro szerokimi schodami, oddano im do dyspozycji trzy obszerne pokoje, dość kiepsko wyposażone, z wysokimi sufitami i z łóżkami osłoniętymi moskitierami. Restauracja położona na parterze oferowała śniadania i obiady w pięknej, wykwintnie urządzonej dużej sali. Można było pomyśleć, że to jeden z dobrych hoteli w Paryżu lub w innym wielkim mieście. To jednak było mało ważne, nasi malończycy mieli bowiem nadzieję, że niedługo tu zabawią.

Pan Antifer nie dał sobie nawet tyle czasu, aby dojść do swojego pokoju.

– Czekajcie tu na mnie – rzekł do towarzyszy.

– Idź, mój przyjacielu – odpowiedział Trégomain – i postaraj się prędko załatwić tę sprawę!

Wyszedłszy, pan Antifer zaczął układać plan postępowania. Będąc, przy całej swej oryginalności, człowiekiem uczciwym i prawym, nie chciał, wzorem Ben Omara, podstępem wydzierać bankierowi tajemnicy. Postanowił więc pójść prosto do niego i powiedzieć:

– Oto co panu przynoszę… Zobaczmy, co możesz mi zaoferować w zamian… I w drogę!

Zresztą jeśli chodzi o dokument znaleziony na wysepce, Zambuco musiał być już uprzedzony, że niejaki Antifer, z pochodzenia Francuz, przyniesie mu wiadomość o długości geograficznej niezbędnej do ustalenia położenia wysepki ukrywającej skarb. Bankier nie miał zatem powodu, aby poczuć się zaskoczony tą wizytą.

Pan Antifer lękał się tylko tego, że ten współspadkobierca nie umie po francusku. Gdyby Zambuco rozumiał choć po angielsku, można by się z nim rozmówić z pomocą młodego kapitana. Ale jeśli nie rozumie ani po francusku, ani po angielsku, czy nie będzie konieczna pomoc tłumacza? Ale wtedy także trzecia osoba będzie wiedziała o tajemnicy wartej sto milionów…

Opuszczając hotel, pan Antifer, nie mówiąc, gdzie się udaje, poprosił o przewodnika. Potem obaj zniknęli za zakrętem jednej z ulic, dochodzącej do placu Marynarki.

– Ponieważ Antifer nas nie potrzebuje… – zaczął Trégomain zaraz po jego wyjściu.

– …chodźmy się przespacerować i wrzucić list do skrzynki pocztowej – skończył Juhel.

Kiedy już nadali list w pobliskim urzędzie pocztowym, skierowali się w stronę Bab El Bahr, Bramy Morza9, aby obejść od strony zewnętrznej mur z blankami, otaczający Biały Tunis na długości ponad dwóch mil francuskich.

Tymczasem sto kroków od hotelu pan Antifer spytał przewodnika-tłumacza:

– Czy znasz bankiera Zambuco?

– Wszyscy go tu znają.

– Gdzież on mieszka?

– W dolnym mieście, w dzielnicy maltańskiej.

– Prowadź mnie do niego.

– Do usług, ekscelencjo!

W krajach Orientu mówią każdemu ekscelencjo, tak jak u nas – panie.

Pan Antifer skierował się ku dolnemu miastu. Bądźcie pewni, że podczas tej drogi nie zwracał uwagi na żadne osobliwości miasta: na meczety, które w Tunisie liczy się na setki, a których eleganckie minarety górują nad miastem; na ruiny pochodzenia rzymskiego lub saraceńskiego, malownicze place ocienione palmami i drzewami figowymi, ciasne i wąskie ulice, przy których piętrzą się wysokie domy z wieloma różnorodnymi sklepami, gdzie można dostać artykuły spożywcze, materiały, bibeloty, w zależności od dzielnicy, w której są położone: francuskiej, włoskiej, żydowskiej czy maltańskiej. Pierre- -Servan-Malo myślał jedynie o wizycie nakazanej przez Kamylk Paszę i o przyjęciu, jakie go tam spotka… Nie wątpił, że bankier przyjmie go dobrze! Kiedy przynosi się osobie prywatnej pięćdziesiąt milionów, można śmiało założyć, że będzie się dobrze przyjętym.

Po półgodzinnym marszu doszli do dzielnicy maltańskiej. Nie należała do najbardziej czystych dzielnic tego miasta, liczącego sto pięćdziesiąt tysięcy mieszkańców, które w ogóle nie grzeszyło nadmiarem czystości, szczególnie w starej swej części. W tym czasie nie panował tu jeszcze protektorat francuski10.

Przewodnik zatrzymał się na końcu ulicy, przed domem o dość nędznym wyglądzie. Zbudowany na wzór wszystkich budowli tunezyjskich, wyglądał jak wielki czworoboczny blok bez okien, z tarasem i dziedzińcem; było to jedno z tych arabskich patiów11, wokół którego rozmieszczono pokoje z oknami.

Wygląd tego domu nie nasuwał panu Antiferowi przypuszczenia, by jego właściciel był człowiekiem bogatym.

– Tym lepiej dla mnie – powiedział sobie w duchu pan Antifer – będzie z nim łatwiejsza sprawa.

– A więc to tu mieszka bankier Zambuco? – zapytał swego przewodnika.

– Tu, ekscelencjo!

– Czy tu mieści się również jego bank?

– Tak, ekscelencjo!

– I bankier nie ma innego mieszkania?

– Nie, ekscelencjo!

– Czy on uchodzi za człowieka bogatego?

– To milioner.

– Do diabła! – zawołał pan Antifer.

– Ale jest to człowiek równie skąpy jak bogaty – dodał tamten.

– Do diabła! – powtórzył pan Antifer i odprawił swojego przewodnika, który ruszył w drogę do hotelu.

Nie trzeba dodawać, że Sauk szedł za nimi, ale tak, aby pan Antifer nie mógł go zobaczyć. Tym sposobem dowiedział się, gdzie mieszkał bankier Zambuco. Ale czy zdoła osiągnąć z tego jakąś korzyść dla siebie? Czy znajdzie sposobność porozumienia się z bankierem, aby usunąć pana Antifera? Gdyby niespodziewanie zaszło jakieś nieporozumienie między dwoma współspadkobiercami Kamylk Paszy, czy mógłby je wykorzystać? Naprawdę zły los to sprawił, kiedy byli wszyscy razem na wysepce numer jeden, że pan Antifer, wypowiedziawszy nazwisko Zambuco, nie podał cyfr oznaczających nową długość. Gdyby Sauk ją znał, mógłby pierwszy przybyć do Tunisu, zachęcić bankiera, obiecując mu znaczną premię, albo nawet wydrzeć mu tajemnicę, nie wydając ani grosza! Ale prawdą było, że dokument wyznaczał spadkobiercą pana Antifera, i że bez niego nie można odebrać spadku. Zatem kiedy Maltańczyk i malończyk staną się posiadaczami fortuny, Sauk zamierzał obrabować ich obu.

Pierre-Servan-Malo wszedł do domu bankiera, a Sauk pozostał na ulicy.

Pomieszczenia w rogu na lewo przeznaczone były na biura. Na dziedzińcu nie widać było nikogo. Zdawało się, że i bank został zamknięty tego ranka z powodu zawieszenia płatności.

Pragniemy jednak zapewnić, że bankier Zambuco wcale nie zbankrutował.

Zambuco był człowiekiem średniej budowy ciała, szczupłym i silnym, mogącym mieć z sześćdziesiąt lat. Wzrok miał żywy, twardy i bystry, lecz rozbiegany; twarz bladą, pożółkłą jak pergamin i zupełnie pozbawioną zarostu i bokobrodów; włosy szpakowate i podobne do filcu, przylegające do czaszki jak jarmułka12; postać nieco przygarbioną, a ręce pomarszczone, z długimi i zakrzywionymi paznokciami. Między cienkimi wargami ukazywały się wszystkie zęby – zęby przyzwyczajone do gryzienia. Chociaż niezbyt spostrzegawczy, pan Antifer czuł, że ten Zambuco nie jawił się jako ktoś sympatyczny, i mówił sobie, że znajomość z takim osobnikiem nie przyniesie mu żadnej przyjemności.

W rzeczywistości bankier był jedynie lichwiarzem pożyczającym pod zastaw. Urodził się Żydem, ale z pochodzenia był Maltańczykiem, których pięć do sześciu tysięcy mieszka w Tunisie.

Uważano, że Zambuco zgromadził swoją wielką fortunę przez podejrzane operacje bankowe, do których trzeba mieć lepkie ręce. W istocie był bardzo bogaty i pysznił się tym. Ale, jak sądził, nigdy nie ma się tak dużo, aby nie można było mieć więcej. Mówiono, że był wielokrotnym milionerem – i nie mylono się – choć jego dom wyglądał skromnie i mizernie, co wprowadziło w błąd pana Antifera. Dowodziło to niezmiernego sknerstwa tego Zambuco. Czyżby zatem nie miał żadnych potrzeb? Niewątpliwie miał ich niezbyt dużo i starał się ich unikać dzięki wrodzonemu instynktowi gromadzenia pieniędzy. Układać worki talarów jedne na drugich, skupować w celach spekulacyjnych srebro, ściągać do siebie złoto, zagarniać wszystko, co przedstawiało jakąkolwiek wartość – tego rodzaju szachrajstwom i zabiegom poświęcał całe swoje życie. Dlatego też zgromadził i dobrze ukrył kilka milionów, wcale nie zamierzając ich wydawać.

Był nadal kawalerem; jeżeli ktoś ma żyć w celibacie, to właśnie człowiek takiego pokroju. Zambuco nigdy nawet nie myślał o tym, aby się ożenić, co „było wielkim szczęściem dla jego przyszłej żony”, jak twierdzili żartownisie z dzielnicy maltańskiej. Nie miał ani braci, ani krewnych, ani rodziców. Wiedziano tylko, że ma siostrę. Wszystkie pokolenia zebrały się w nim samym. Żył samotnie w głębi swego domu czy też biura, albo raczej kasy pancernej, i miał do pomocy jedynie starą Tunezyjkę, na której utrzymanie i pensję nie musiał dużo wydawać. Prawdę mówiąc, wszystko musiało się opłacać właścicielowi tej jaskini. Patrząc na bankiera, trudno się było domyślić, jakiego rodzaju przysługę mógł ten mało sympatyczny osobnik oddać Kamylk Paszy, że zasłużył sobie na tak wielką z jego strony wdzięczność.

Tymczasem łatwo będzie to wyjaśnić w kilku zdaniach.

Kiedy Zambuco miał dwadzieścia siedem lat, zmarli jego rodzice, co właściwie nie robiło żadnej różnicy, gdyż zupełnie się o niego nie troszczyli. Zambuco zamieszkał więc w Aleksandrii. Z początku pracował z niestrudzoną wytrwałością i bystrością jako akwizytor, zarabiając pieniądze na prowizjach, które otrzymywał od kupującego i sprzedającego, potem był pośrednikiem, kupcem, a w końcu został bankierem, to jest zajął się zawodem, który przynosi największe zyski ludziom obdarzonym dużą inteligencją.

Było to w roku 1829. Zapewne nie zapomnieliśmy, że wtedy to właśnie Kamylk Paszy, bardzo obawiającemu się o swoje bogactwa – obiekt pożądania jego kuzyna Murada, podżeganego przez Muhammada Alego – przyszło na myśl, aby je spieniężyć i przewieźć do Syrii, gdzie, jak mniemał, będą bezpieczniejsze niż w jakimkolwiek miejscu w Egipcie.

Pragnąc doprowadzić do skutku tę wielką operację handlową, potrzebował kilku agentów; chciał jednak odwołać się tylko do cudzoziemców, i to ludzi godnych jego zaufania. Zresztą owi agenci bardzo się narażali, pomagając bogatemu Egipcjaninowi wbrew woli wicekróla. W tej grupce znalazł się młody Zambuco. Bankier podjął się tego pośrednictwa i bardzo się w nie zaangażował. W tym celu jeździł nawet kilka razy do Aleppo i bardzo mocno przyczynił się do spieniężenia fortuny Kamylk Paszy i przewiezienia w bezpieczne miejsce majątku swojego klienta.

Jednak przedsięwzięcie nie przebiegało bez trudności i niebezpieczeństw. Po wyjeździe Kamylk Paszy niektórzy z zatrudnionych przez niego agentów, między innymi i Zambuco, zostali wykryci przez podejrzliwą policję Muhammada Alego i uwięzieni, ale z braku dostatecznych dowodów zdecydowano się ich uwolnić. Mimo wszystko jednak spotkała ich kara za poświęcenie dla klienta.

Tak jak ojciec kapitana Antifera oddał wielką przysługę Kamylk Paszy, gdy w 1799 roku opiekował się nim, znalazłszy go na wpół żywego na skałach Jaffy, tak samo trzydzieści lat później Zambuco nabył prawa do jego wdzięczności.

Kamylk Pasza nie zapomniał o tym.

To proste przedstawienie zdarzeń wyjaśnia, dlaczego w 1842 roku Thomas Antifer z jednej strony i bankier Zambuco z drugiej, jeden z Saint-Malo, drugi z Tunisu, odebrali listy informujące ich o tym, że pewnego dnia staną się właścicielami części skarbu, wartego w całości sto milionów, złożonego na wysepce, której szerokość geograficzną przekazuje się każdemu z nich, a jej długość geograficzna będzie zakomunikowana jednemu i drugiemu w odpowiednim czasie.

Jeśli ta informacja, jak wiadomo, wywarła duże wrażenie na Thomasie Antiferze, a później na jego synu, z pewnością można było przyjąć, że podziałała z nie mniejszą siłą na takiego osobnika jak bankier Zambuco. Rozumie się samo przez się, że bankier nie pisnął nikomu ani słówka o tym liście. Zamknął list z cyframi szerokości geograficznej w jednej z przegródek swojej kasy pancernej, w potrójnej skrytce, i od tego czasu każda minuta jego życia upływała w oczekiwaniu na przybycie Antifera, zapowiedzianego przez Kamylk Paszę. Na próżno starał się dowiedzieć cokolwiek o losach Egipcjanina. Nic nie było wiadomo ani o jego pojmaniu na pokładzie brygantyny w 1834 roku, ani o przewiezieniu go do Kairu, ani o uwięzieniu w twierdzy na okres osiemnastu lat, ani też o jego niespodziewanej śmierci w roku 1852.

Teraz był rok 1862. Dwadzieścia lat już upłynęło, a malończyk nie pokazał się wcale i długość nie mogła się skrzyżować z szerokością… Położenie wysepki pozostawało wciąż nieokreślone… Tymczasem Zambuco wcale nie tracił nadziei. Był święcie przekonany, że plany Kamylk Paszy – wcześniej lub później – będą musiały zostać zrealizowane. Według niego wspomniany w liście Antifer tak samo pewnie pojawi się na horyzoncie ulicy Maltańczyków, jak kometa zapowiedziana przez obserwatoria obu światów pojawia się w przestrzeni kosmicznej. Żałował tylko jednego – żal bardzo naturalny u takiego człowieka – że będzie musiał podzielić się spadkiem z kimś innym. Toteż w myślach posyłał Antifera do wszystkich diabłów, lecz nie mógł niczego zmienić w postanowieniach przekazanych przez wdzięcznego Egipcjanina. Jednakże dzielenie tych stu milionów z kimś innym wydawało mu się wielką potwornością…! Dlatego od wielu lat rozważał różne pomysły i kombinował, w jaki sposób spowodować, aby cały majątek pozostał w jego rękach… Czy było to możliwe…? Wszystko, co mógł zrobić, to przygotować się odpowiednio na przyjazd Antifera, który miał dostarczyć obiecaną długość geograficzną.

Nie trzeba wcale dodawać, że bankier Zambuco był bardzo słabo zorientowany w sprawach nawigacji morskiej i nie bardzo umiał sobie uzmysłowić, jak za pomocą długości i szerokości geograficznej, to znaczy przez skrzyżowanie dwóch linii urojonych, można dokonać ustalenia położenia jakiegoś punktu na ziemi. Z tego wszystkiego zrozumiał tylko tyle, że spotkanie dwóch współspadkobierców było niezbędne, i jeżeli on nie mógł nic zrobić bez Antifera, to Antifer też nie mógł uczynić niczego bez jego pomocy.

5 El Bahira – arabska nazwa Jeziora Tuniskiego.

6 Lido – ogólnie przyjęta włoska nazwa piaszczystej bariery oddzielającej lagunę od otwartego morza; forma charakterystyczna dla wybrzeży Adriatyku.

7 Święty Ludwik (Ludwik IX, 1214-1270) – król Francji z dynastii Kapetyngów, przewodził siódmej wyprawie krzyżowej.

8 Marek Atyliusz Regulus (Marcus Atylius Regulus, zm. ok. 250 p.n.e.) – rzymski bohater, wzór patrioty, będący uosobieniem rzymskich cnót i bezwzględnego dotrzymywania słowa; polityk i wódz z czasów I wojny punickiej; Scypion Afrykański Starszy (Publius Cornelius Scipio Africanus Maior, 235-183 p.n.e.) – rzymski wódz w okresie II wojny punickiej (218-201 p.n.e.); po zwycięstwie nad Hannibalem pod Zamą (202) otrzymał przydomek Afrykański; Gajusz Juliusz Cezar (Caius Iulius Caesar, 100-44 p.n.e.) – rzymski wódz i polityk, twórca Cesarstwa Rzymskiego, zamordowany; Katon Starszy Cenzor (Marcus Porcius Cato Maior Censorinus, 234-149 p.n.e.) – rzymski mąż stanu, mówca i pisarz; zdolny wódz i administrator; zaciekły wróg Kartaginy i orędownik jej zniszczenia, doprowadził do wybuchu III wojny punickiej (149-146); Gajusz Mariusz (Caius Marius, 156-86 p.n.e.) – rzymski polityk i wódz; w latach 104-100 p.n.e. przeprowadził reformę wojskową, przekształcając dotychczasową armię obywatelską w zawodową; pokonał Jugurtę, a później Cymbrów i Teutonów; Hannibal (247-183 p.n.e.) – kartagiński polityk i wybitny wódz; podczas II wojny punickiej z Rzymem (218-202 p.n.e.) poprowadził armię z Hiszpanii, przez Pireneje i Alpy, do Italii; mimo wielu zwycięstw nad armią rzymską musiał się wycofać do Afryki, gdzie poniósł klęskę pod Zamą (202); zmuszony do opuszczenia kraju, schronił się na Bliskim Wschodzie; popełnił samobójstwo.

9 Bab el Bahr – brama w Tunisie prowadząca do Medyny, starej, arabskiej dzielnicy miasta, zwana też Bramą Francji.

10 Tunis był pod władzą Francji w latach 1881-1956.

11 Patio – w architekturze hiszpańskiej i iberoamerykańskiej wewnętrzny dziedziniec, często otoczony krużgankami, ozdobiony roślinami i innymi formami małej architektury; prowadziły z niego wejścia do poszczególnych pomieszczeń.

12 Jarmułka – obcisła czapeczka sukienna lub aksamitna, bez daszka, zakrywająca tylko wierzch głowy, noszona głównie przez Żydów; mycka, krymka.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: