Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Nigdy więcej - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
16 października 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Nigdy więcej - ebook

Przygotuj się na inspirującą opowieść.

Ale wcześniej sięgnij po pudełko chusteczek i poduszkę, w którą będziesz mógł walić pięściami z bezsilności. Czytając tę książkę, najpierw się rozpłaczesz, później ogarnie cię złość, a na koniec wypełni radość. (…) Kiedy stajesz we własnej obronie, uwalniasz nie tylko siebie, ale i innych. Anna wyzwoliła się od przeszłości – może wyzwoli także ciebie.

REGINA BRETT

„Nigdy więcej” to uderzająca bez znieczulenia historia czternastoletniej dziewczyny z niewielkiego miasteczka, która doświadczała przemocy seksualnej ze strony księdza. Na drodze Anny stanął proboszcz parafii, lubiany w okolicy opiekun scholi, głoszący z ambony słowa o Bożym Miłosierdziu. I nie chciał z tej drogi zejść przez dwa długie lata.

To opowieść o upokarzaniu i krzywdzeniu. O wykorzystywaniu, manipulacjach, o złości, krzykach i przemocy. O wilku w owczej skórze. Ale to również opowieść o cudzie przetrwania. O chęci życia, która trwa nawet wtedy, gdy stopa już staje na parapecie, a ręka otwiera okno na wysokim piętrze. O nadziei, długo uśpionej, ale wciąż żywej, która wyprowadza z ciemności.

W swojej książce Anna nie waha się odkrywać przed czytelnikiem tego, co trudne, i tego, co piękne – z nadzieją, że jej historia przyniesie otuchę i nadzieję każdemu, kto ich potrzebuje.

Do spisania i publikacji wspomnień Annę Zamojską zachęciły książki Reginy Brett, w szczególności ostatnia – „Mów własnym głosem”.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66360-72-3
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Przedmowa Reginy Brett

Przygotuj się na inspirującą opowieść…

…ale wcześniej sięgnij po pudełko chusteczek i poduszkę, w którą będziesz mógł walić pięściami z bezsilności. Czytając tę książkę, najpierw się rozpłaczesz, później ogarnie cię złość, a na koniec wypełni radość.

Masz przed sobą porywającą historię przetrwania, która przyniesie ci chwile smutku, momenty wściekłości – i siłę, żeby odbudować własne życie po krzywdzie wyrządzonej przez członka rodziny, księdza albo nieznajomego.

Nigdy więcej opowiada o tym, jak Anna Zamojska zamieniła ból w uzdrawiające uczucie wyzwolenia, strach w wiarę, a rozpacz w nadzieję. To zebrane w trzydziestu pięciu rozdziałach wspomnienia dwudziestokilkuletniej kobiety, które czyta się jak wiersze i modlitwy, a nie jak opis molestowania.

Anna miała kochających rodziców, którzy każdego dnia rano i wieczorem błogosławili swoje dzieci. Cała rodzina modliła się razem przy stole i czytała wspólnie Biblię. Jako czternastolatka Anna dostawała dobre stopnie, była pewna siebie, dojrzewała i zaczynała czuć się piękna.

I wtedy została wykorzystana w najgorszy możliwy sposób.

Została wykorzystana duchowo.

Podobnie jak setki polskich dzieci molestowanych przez księży katolickich.

To opowieść jednej z ich ofiar.

Wobec pochodzącej z małego miasteczka Anny przemoc seksualną stosował proboszcz jej parafii. Człowiek lubiany i szanowany. Przedstawiciel Boga. Bywał gościem na obiadach w jej domu. Prawił z ambony kazania o Bożej łasce. Ten mężczyzna, który udawał, że Chrystus jest dla niego najważniejszy, zapraszał ją na próby chóru i rozkazywał, żeby się rozebrała i położyła. A potem ją całował. Dotykał. Krzywdził. Był od niej starszy o niemal czterdzieści lat.

Nikomu nie potrafiła o tym powiedzieć. Tak właśnie działa wstyd. Spowija nas milczeniem, nie pozwala nabrać oddechu.

Wstyd niemal zabił Annę. Porażają jej słowa: „Zostaję wykorzystana w Środę Popielcową”.

Ten mrok mógł pochłonąć ją na zawsze.

Ale w każdym z nas tkwi uśpiona wola przetrwania.

Sama wiem o tym aż za dobrze. Być może ty też.

W dzieciństwie byłam molestowana seksualnie przez dziadka ze strony matki i przez mojego ojca. Każda ofiara takiej przemocy nosi w sobie ten najbardziej wstydliwy sekret, który przenika ją do głębi. Jeśli sprawcą jest ktoś taki jak ksiądz, wstyd może być jeszcze większy. Staje się barierą między tobą a Bogiem; murem, wciąż rosnącym i odcinającym cię od ludzi, którzy mogliby ci pomóc wyleczyć twoje rany.

Na szczęście Anna przebija dla nas ten mur.

Kiedy stajesz we własnej obronie, uwalniasz nie tylko siebie, ale i innych. Moja książka Mów własnym głosem zainspirowała Annę do spisania swojej historii, do podzielenia się własną prawdą. Ona wyzwoliła się od przeszłości – może wyzwoli także ciebie.

Anna zaczyna książkę listem do samej siebie, który ukazuje czystość jej duszy. Chce „należeć do tych ludzi, którzy mają swój udział w pięknie naszego świata”. Wierzy, że jeśli zaufa Bogu i podda się jego woli, będzie mogła wieść takie życie.

Jej oprawca prawie pozbawił ją tej szansy. Krzywdziciele tacy jak on są przebiegli. Nie poprzestają na przemocy seksualnej. Czasem najpierw zdobywają twoje zaufanie. I zaufanie twoich bliskich. Zwodzą cię miłymi słówkami, subtelnymi gestami i drobnymi podarunkami: książką, czasopismem, filmem. Budują twoje poczucie własnej wartości, mówiąc: „Jesteś kimś wyjątkowym”, „Nigdy cię nie skrzywdzę”, „Zasługujesz na coś wspaniałego”.

Policja nazywa to uwodzeniem osoby nieletniej. Sprawca traktuje cię dobrze tylko po to, żeby łatwiej się do ciebie zbliżyć i zrobić ci krzywdę. Zostawia cię z koszmarami, depresją, poczuciem winy.

Autorka nie jest odosobnionym przypadkiem. Niestety takich jak ona są tysiące. Film Tomasza Sekielskiego Tylko nie mów nikomu został odtworzony ponad dwadzieścia milionów razy. Dokument o ofiarach i sprawcach ich cierpień wstrząsnął polską opinią publiczną.

Według danych Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego oraz Centrum Ochrony Dziecka w okresie od stycznia 1990 roku do czerwca 2018 roku instytucjom kościelnym zgłoszono 382 przypadki duchownych wykorzystujących seksualnie małoletnich. Łączna liczba ofiar to 625 osób. Spośród nich małoletni płci męskiej stanowili 58,4%, a małoletni płci żeńskiej – 41,6%; ponad połowa ofiar miała mniej niż piętnaście lat.

Jeśli jesteś jedną z nich, mam nadzieję, że ta książka zainspiruje cię, żebyś upomniał się o siebie. Zgłosił się na terapię. Opowiedział swoją historię. I odzyskał wolność.

Anna wygrała walkę o swoją duszę.

Wreszcie ujęła się za sobą. Zwierzyła się komuś, komu ufała. Dostała pomoc i może teraz żyć tak, jak tego pragnie. Może wybaczać i pomagać innym. Może być dobrą, życzliwą i uczynną osobą, która zostawia piękny ślad w sercu każdego, z kim zetknie ją los. Również w twoim sercu.

8 kwietnia roku

Droga Anno!

Piszę ten list tylko do Ciebie. Przeczytaj go za kilka lat – wtedy, kiedy już będziesz gotowa odkryć, co nowego u Ciebie.

Pamiętasz Ludzi jak wiatr, powieść Krystyny Siesickiej? „Ludzie są jak wiatr. Jedni lekko przelecą przez życie i nic po nich nie zostanie, drudzy dmą jak wichry, więc zostają po nich serca złamane jak jakieś drzewa po huraganie. A jeszcze inni wieją jak trzeba. Tyle, żeby wszystko na czas mogło owocować. I po tych zostaje piękno naszego świata…”

Bardzo chciałabym należeć do tych ludzi, którzy mają swój udział w pięknie naszego świata.

Chciałabym umieć wybaczać, służyć pomocą, być szczera, uczciwa, ambitna, nikogo nie krzywdzić. Gdy będę popełniała błędy – co oczywiste i nieuniknione – pragnęłabym umieć za nie pokutować, przyznawać się do winy i przepraszać. Chcę być dobra, życzliwa i pomocna.

Jeśli kiedykolwiek udałoby mi się być taką osobą, o jakiej marzę, sądzę, że mogłabym pozostawić po sobie piękny ślad. Teraz, właśnie w tej sekundzie mojego życia, zawierzam to pragnienie Bogu.

Mam nadzieję, że to wszystko jest możliwe.

Zawsze podejmuj dobre decyzje,
Anno, pamiętaj.Prolog

„To będzie nasza tajemnica” – powtarzał niemal na każdym spotkaniu. „To będzie nasza tajemnica”. Jakbym słyszała te słowa jeszcze wczoraj.

Każdy jego ruch, dotyk, każde jego słowo prześladowały mnie jeszcze przez wiele miesięcy.

Dobrze pamiętam dzień, w którym po raz pierwszy pojawił się w moim rodzinnym domu. Potem bywał coraz częściej i częściej. Przeszywający wzrok, ciągłe spojrzenia i uśmieszki, zbierająca się w kącikach ust ślina i drżenie rąk zapowiadały, kogo w sobie skrywał.

Miły, uczynny, otwarty i uczciwy. Przykładny, ważny członek naszej społeczności, którego można by stawiać za wzór. Ja – niecałe czternaście lat, z niewielkim bagażem z przeszłości. On – duży, dojrzały mężczyzna.

Wydawałoby się, że jest siłą nie do pokonania. Ale cuda się zdarzają.

Zanim jednak poznasz tajemnicę cudu, zatrzymaj się chwilę nad tym, co było wcześniej…

Trwa wiosna, a on, wraz z całym swoim planem, jeszcze nie wkroczył w moje życie.

Piszę list do samej siebie.

Jego ślady są we mnie do dziś.Wyróżnienie

To ty jesteś to dziecko,
o którym słyszałam tyle dobrego?

Życie nieco zwalnia. Robi się coraz cieplej, a ja rozkwitam wraz z pojawiającymi się pąkami kwiatów. Natchniona, wypełniona poezją, otoczona kochającą rodziną. Dobra uczennica i wrażliwa nastolatka. Każda chwila napełnia mnie światłem i motywuje do działania. A zarazem wszystko jest jakby… ustabilizowane. Potrafię czerpać radość z drobiazgów. Podziwiam motyle, wyrastające drożdżowe ciasto, grę światła na porcelanie wyglądającej z kredensu. Wkrótce pojawią się pierwsze owoce. Tak wiele sprzyja mojej radości i pogodzie ducha.

Moja rodzina to wesoła gromadka. Nie narzekamy ani na brak zgiełku, ani na brak wsparcia. Rodzice bardzo nas kochają. Zawsze możemy na nich liczyć: ja i moje rodzeństwo. Nasi rodzice od dziecka przekazują nam wiarę w Boga. Rozwijają w nas poczucie godności, uczą dostrzegać najważniejsze wartości: miłość i umiejętność przebaczania. Wiele nas uczą. Już jako ośmioletnia dziewczynka potrafię prasować i lepić pierogi.

Wstaje nowy dzień. Budzę się. W domu poranna krzątanina. Zbieramy się do szkoły. Mama przygotowuje kanapki, a tata może już w pracy, a może pomaga przy śniadaniu? Ja i rodzeństwo przy porannej toalecie. Słychać głos mamy: „Umyjcie zęby!”. Nie wszystkim jest z tym po drodze. W pośpiechu zakładamy ubrania, bierzemy plecaki i ustawiamy się w kolejce do błogosławieństwa. Od dziecka co rano słyszę słowa: „Błogosławię cię w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego” albo „Niech cię Bóg błogosławi i strzeże”. To perspektywa dobrego dnia, narzędzie do zmagania się z problemami.

Poranne błogosławieństwo i gwar to dwa symbole naszego domu. Wszyscy lubimy mówić, trochę gorzej bywa ze słuchaniem, gdy każdy chce coś powiedzieć od siebie.

Wracam ze szkoły, nadchodzi ulubiony moment dnia. Ciepły obiad i chwila na rozmowę.

Nic tak nie łączy rodziny jak stół – tak mawia mama. Przy nim rozmawiamy, jemy i się modlimy.

Zbliża się siedemnasta. Wracamy do zajęć. Praca domowa… Że też nie można zrobić wszystkiego w szkole, tylko ciągle coś do domu. A trzeba jeszcze pomóc rodzicom – choć oni nie wymagają od nas zbyt wiele, widząc nasze zmęczenie. Czasem należy więc posprzątać ze stołu po posiłku, podlać warzywa w ogródku, zebrać albo rozwiesić pranie.

Nie wiadomo kiedy robi się ciemno, choć to wiosna. Czas na kolację. Czyja dziś kolej? Teraz jest najlepsza pora na kanapki z sałatą i rzodkiewką. Idzie sprawnie, więc już po chwili prosimy Boga o pobłogosławienie nas i posiłku i zabieramy się do jedzenia. Staramy się nie spieszyć, ale jak już wszystko zniknie z talerzy, szybko sprzątamy ze stołu, bo teraz będzie modlitwa. Modlitwa rodzinna. Ten, kto robi kolację, przygotowuje też modlitwę. Dziś, tak jak najczęściej, czytamy Pismo Święte i krótko je rozważamy. Czas jedności wieczorem.

Potem już tylko błogosławieństwo przed snem, kolejka do łazienki i do łóżka. Czy każdy dzień w tym domu tak wygląda? Rozmowy nigdy nie są takie same, goście też się zmieniają, kanapki codziennie smakują inaczej. Kocham ten dom, to miejsce, tę rodzinę. Nie wyobrażam sobie innego życia. Czuję się tu zbyt szczęśliwa, by chcieć cokolwiek zmienić.

Ciepłe wiosenne popołudnie. Idę tam po raz pierwszy. Zbliżam się do domostwa zmieszana, nie wiem, którędy należy wejść. W końcu zbieram się na odwagę i naciskam dzwonek. Drzwi otwiera gospodyni. Jest dla mnie nieprzyjemna, każe wejść drugimi drzwiami. Ja, jeszcze bardziej wystraszona, zawracam. Poszukam odpowiedniego wejścia. Wtem słyszę wołanie kobiety: „Ach, to ty?! To ty jesteś to dziecko, o którym słyszałam tyle dobrego? Zapraszam, wejdź”.

Odtąd głos gospodyni zawsze brzmi miło i ciepło.

Zaproszona, wchodzę do nieznanego mi wcześniej wnętrza. Jest duże, przestronne. W salonie siedzi on.

Zaprasza mnie na górę.

Kiedy mnie dotyka, pytam, dlaczego to robi. I dodaję, że tego nie chcę. Ustępuje i odchodzi za duże biurko. Jestem zmieszana, gubię się w tym, co czuję. Ale nawet nie przechodzi mi przez myśl, co może stać się dalej. Że w owczej skórze kryje się wilk.

Mijają tygodnie i mam się z nim spotkać po raz kolejny. Idę spokojnie, nie mam żadnych obaw. Jest sam w domu. Zaprasza mnie do kuchni. Siadam u szczytu stołu. Czuję się nieswojo, jestem skrępowana i zawstydzona. On, coraz bardziej świadomy swoich kroków, wyciąga rękę w moją stronę i sadza mnie na kolanach. Tłumaczę sobie, że to nic takiego, choć czuję się dziwnie. Wtedy jego dłoń zaczyna mnie gładzić po plecach.

Nie mogę tego pojąć, ale przecież on musi wiedzieć, co robi.

Nieoczekiwanie, pewnie trochę za wcześnie, wraca gospodyni z zakupami. Wtedy on szybko mnie żegna i odprowadza do wyjścia.

Wkrótce zakończenie roku szkolnego. Czerwcowy upał. Dzisiejsze spotkanie jest inne od pozostałych – tym razem rozmawiamy na dworze. Zapamiętuję tylko dwa przeklęte słowa. Wbija we mnie przeszywający wzrok, a z wypełnionych po brzegi śliną ust wydobywa się: „Kocham cię”. Oblizuje się niczym głodne cielę. Chcę, żeby to, co właśnie usłyszałam, nie było skierowane do mnie. Ale nie, nie przesłyszałam się. Mam tylko nadzieję, że na tym wszystko się zakończy.

Brak reakcji z mojej strony. A w głowie walka. Pada pytanie. Jego głos zmienia się w przywódczy: „A czy ty mnie kochasz?”. Odpowiadam: „Nie”, zgodnie z moimi odczuciami. Mam nadzieję, że on nigdy już do tego nie wróci.

Jestem nastolatką. Wkraczam w świat z niezwykłym zaciekawieniem, zaintrygowana niczym dziecko, które dopiero zaczyna chodzić. Zaczynam zwracać uwagę na przystojnych chłopców. Przeżywam pierwsze zauroczenie. Czuję motylki w brzuchu. Stopniowo odkrywam swoje piękno.

I – jak się okaże – ten czas to idealny moment na rozpoczęcie gry, której jeszcze nie rozumiem.

On działa bardzo delikatnie i powoli, żebym nie zdołała wyczytać między wierszami, że z tą miłością, którą mi ofiarowuje, jest coś nie tak.

Żył w dwóch światach. Nie łączył molestowania z kapłaństwem.

Wciąż mówił o Bożym Miłosierdziu, wprowadził praktykę pierwszych piątków miesiąca, zachęcał do uczestnictwa w nabożeństwach. Twierdził, że najwyższą wartość stanowi dla niego Chrystus. Ale nauki głosił z wiedzy, nie z mądrości, a nikt nie był w stanie tego odróżnić. Był przyjacielem rodziny. W naszym domu czuł się jak u siebie. Przyjeżdżał do niego, kiedy chciał. Dziś wiem, że lubił być chwalony i lubił, gdy mu usługiwano.

Zaczął pokazywać swoje prawdziwe oblicze, kiedy należałam już do niego. Najpierw niemal na każdym kroku pokazywał mi, jaka jestem dla niego ważna. Potrafił być spokojny i łagodny. Potem częściej bywał przywódczy i impulsywny. Zaszczepiał we mnie tematy tabu. Chciał uczyć mnie miłości od podstaw. A ja… wielu rzeczy nie rozumiałam, a zarazem zauważałam, ile jest do odkrycia. Opowiadał mi najróżniejsze historie, które miały być naszymi tajemnicami; historie, o których nikt poza nami miał nie wiedzieć. Od początku chciał zdobyć moje zaufanie. W końcu je zdobył.

I to był punkt zwrotny, przez który dokonał się cały proces.Otoczyć troską

Z psychoterapeutą Barbarą Smolińską
rozmawia Dominika Rychel

Barbara Smolińska – certyfikowany psychoterapeuta i superwizor Polskiego Towarzystwa Psychologicznego oraz Europejskiego Stowarzyszenia Psychoterapii. Prowadzi ośrodek psychoterapii Pracownia Dialogu w Warszawie. Zaangażowana w inicjatywę świeckich katolików „Zranieni w Kościele”.

„Czy mi Pani wierzy?”

Jak brzmią pierwsze słowa, które słyszy Pani od osób doświadczonych przemocą seksualną?

Pracuję w zawodzie psychoterapeuty ponad trzydzieści lat i nie zdarzyło mi się, żeby na pierwszej konsultacji skrzywdzony w ten sposób człowiek powiedział, że został wykorzystany seksualnie i to z tego powodu zgłasza się na terapię. Myślę, że taka sytuacja ma miejsce niezwykle rzadko. Z reguły ktoś zgłasza się na terapię z powodu rozmaitych trudności, których doświadcza w swoim obecnym życiu – na przykład nie może stworzyć dobrego, trwałego związku lub cierpi na stany depresyjne. I dopiero po wielu miesiącach lub nawet latach terapii – wtedy, gdy rozwinie się dobra, bliska relacja z terapeutą i mój pacjent poczuje się bezpiecznie – ujawnia się doświadczenie wykorzystania seksualnego.

W zależności od wieku dziecka, od tego, czy to było zdarzenie jednorazowe, czy wszystko trwało dłużej, czy doszło do gwałtu, czy mniej drastycznego przekraczania granic cielesnych, uruchamiają się różne mechanizmy obronne. I czasem, już gdy przemoc się zakończy, człowiek zupełnie wypiera ten fakt ze świadomości. I przypomina sobie o wszystkim dopiero później – podczas terapii jako dorosła już osoba. Często też człowiek skrzywdzony nie zapomina na dobre, ale swoje wspomnienia zatrzymuje w pudełku, zamyka je na kluczyk, a kluczyk wyrzuca daleko za siebie. Czasem trauma wraca w snach, lękach, różnych innych uczuciach, których doświadcza ofiara przemocy seksualnej, ale są one w pewien sposób oderwane od tego, co się zdarzyło.

W telefonie wsparcia w ramach inicjatywy „Zranieni w Kościele” jest inaczej – to linia skierowana bezpośrednio do osób wykorzystanych seksualnie przez osoby duchowne, zatem dzwonią do nas kobiety i mężczyźni właśnie z takim doświadczeniem. Pierwsze słowa brzmią bardzo różnie. Zdarza się, że ktoś spokojnie opowiada o tym, co mu się przydarzyło. A czasem nasz rozmówca nie jest w stanie wykrztusić nic poza tym, że jednak nie może rozmawiać, i płacze. Niektórzy są w stanie opowiedzieć swoją historię dość szczegółowo, inni – bardzo enigmatycznie. Jedno ich łączy – dzwoniące do nas osoby najczęściej nikomu wcześniej nie powiedziały o tym, co je spotkało.

Chcą to wreszcie z siebie wyrzucić? Czy raczej potrzebują usłyszeć od osoby po drugiej stronie słuchawki słowa: „Rozumiem. Wierzę ci”?

Zarówno jedno, jak i drugie. Do niedawna w Polsce niewiele się mówiło o traumie przemocy seksualnej. Fakt, że temat pojawia się w debacie publicznej, oraz anonimowość, którą gwarantuje telefon wsparcia, sprawiają, że osoby skrzywdzone ośmielają się mówić o swoich przeżyciach. To trochę tak jak podczas długiej podróży pociągiem – zdarza się, że pasażerowie w przedziale się sobie zwierzają, opowiadają sobie czasem całe życie. Zatem dziś człowiek skrzywdzony może poczuć się nieco bezpieczniej i nagle okazuje się, że dzwoniąc do nas, po raz pierwszy próbuje zwerbalizować to, czego doświadczył; opisać swoją historię. I tu tak ważna okazuje się reakcja osoby słuchającej – pokrzywdzony, który zdecydował się na taki ważny krok, potrzebuje usłyszeć, że się mu wierzy. Niektórzy wprost nas pytają: „Czy pani mi wierzy?” albo stwierdzają: „Pan na pewno mi nie wierzy”. Drugą ważną informacją, którą musi usłyszeć osoba z traumą wykorzystania seksualnego, jest zapewnienie, że to nie jej wina – że nie na niej spoczywa odpowiedzialność za to, co się stało; wina leży wyłącznie po stronie człowieka, który ją wykorzystywał.

Ważne jest, żeby postawić sprawę jasno: nie ma absolutnie żadnej winy po stronie skrzywdzonego dziecka, zranionej nastolatki czy wykorzystanej osoby dorosłej.

Co jeszcze powinna usłyszeć osoba, która po raz pierwszy zwierza się z traumy wykorzystania?

Sam fakt, że zdecydowała się powiedzieć o tym, czego doświadczyła, jest niezwykle ważny – należy go docenić. Człowiek skrzywdzony powinien wiedzieć, że krok, który właśnie zrobił, jest czymś dobrym. Musi też usłyszeć, że wykorzystanie seksualne jest czynem karalnym, że to przestępstwo, istnieje więc możliwość je zgłosić do odpowiednich instytucji państwowych (na policji lub w prokuraturze) i kościelnych. Często okazuje się, że krzywda już się według prawa państwowego przedawniła. W tej sytuacji pozostaje tylko zgłoszenie się do kurii, i do tego powinno się wtedy zachęcać.

Najczęściej osoba, która wyjawia traumę wykorzystania seksualnego, potrzebuje więcej czasu na decyzję o zgłoszeniu przestępstwa. Czasem słyszy się, że przecież ten ksiądz już nie żyje albo że skrzywdzony musi się jeszcze zastanowić. Inicjatywa „Zranieni w Kościele” oferuje wsparcie asystentów wolontariuszy, którzy mogą towarzyszyć osobie doświadczonej wykorzystaniem seksualnym podczas zgłaszania sprawy. Trzeba pamiętać, że sytuacja przedstawiona w filmie braci Sekielskich Tylko nie mów nikomu, w której osoba skrzywdzona zostaje zupełnie sama podczas przesłuchania w kurii, nie powinna się wydarzać. Ważne, aby na każdym etapie zgłaszania przestępstwa był przy skrzywdzonym drugi człowiek – mąż, siostra, wolontariusz. Zresztą prowadzone są rozmowy z biskupami, aby zgłoszenie niekoniecznie przyjmował ksiądz, a na przykład pani psycholog, jeśli osobą skrzywdzoną jest kobieta. Bo przecież cały czas chodzi o to, by jak największą troską otoczyć osobę wykorzystaną.

„Zranieni w Kościele” to też grupa wolontariuszy prawników, gotowych służyć poradą prawną. Dzwoniące do nas osoby często nie korzystały dotąd ze wsparcia psychologicznego – wówczas i do tego je zachęcamy.

Wszystkie te informacje, może trochę techniczne, są ważne dla człowieka, który pragnie wejść na drogę uporania się z traumą.

Czego w procesie wychodzenia z traumy potrzebuje skrzywdzony?

Droga radzenia sobie z traumą to trudny, poważny proces. Pojawiają się bardzo różne emocje, które wcześniej zostały stłumione: smutek, rozpacz, wstyd, żal (również do rodziców), złość, wściekłość, chęć zemsty. Dlatego tak potrzebna jest profesjonalna pomoc – te wszystkie zamknięte w człowieku uczucia zostają uwolnione i chodzi przede wszystkim o to, żeby się z nimi skontaktować w bezpiecznych warunkach terapii. Trzeba je sobie uświadomić i wyrazić, by przestać się czuć ofiarą, móc zacząć żyć pełniej, poczuć swoją siłę i stanąć na własnych nogach. Uzmysłowić sobie, że już nie jest się dzieckiem – byłam dzieckiem, byłam bezradna, gdy to się zdarzyło, ale teraz nadszedł już inny czas.

Osoby wykorzystane seksualnie w dzieciństwie często żyją w pewnym zatrzymaniu – mogą mieć trzydzieści, czterdzieści lat, a wciąż czują się wobec innych ludzi, zwłaszcza silnych, niczym małe, słabe dzieci, z którymi wszystko można zrobić. Terapia prowadzi do tego, by przeżywszy wszystkie trudne uczucia, poczuć: jestem kimś dorosłym, kto sam może się o siebie zatroszczyć; mogę stawiać granice. Mogę robić to wszystko, czego wtedy nie umiałem.

Bardzo często u osoby skrzywdzonej funkcjonuje mechanizm pozostawania w pozycji ofiary – nie jest on dobry. Bywa, że bez przepracowania tej krzywdy podobne sytuacje, nawet niekoniecznie na tle seksualnym, znowu się zdarzają.

Czy do przepracowania traumy niezbędne jest przebaczenie osobie, która skrzywdziła?

Na ogół w którymś momencie terapii pojawia się kwestia przebaczenia – ale jest niezwykle ważne, żeby nie było ono w żaden sposób przyspieszane lub wymuszane. Wtedy dzieje się kolejna trauma. Słyszałam o sytuacji, w której dziewczynka podczas spowiedzi zwierzyła się, że jakiś ksiądz naruszył jej granice, i usłyszała: „Przebacz i zapomnij”. To absolutnie niedopuszczalne.

To zmuszanie do wymazania czegoś, czego wymazać się nie da. A przecież nie o to chodzi.

Rzeczywiście, w pewnym sensie rana zawsze będzie – chodzi jednak o to, żeby to już nie była rana, która krwawi, bo wprawdzie pozostała zakryta, ale wciąż jest otwarta. Ta rana powinna się powoli zabliźniać.

Przebaczenie to kwestia niezwykle delikatna, tu trzeba bardzo uważać.

Każdy do potrzeby przebaczenia dochodzi w swoim tempie i nie można nikogo do przebaczenia przymuszać, nakłaniać, pospieszać. Wplątywanie w ten proces motywacji religijnej – powtórzę – jest niedopuszczalne.

„To ja, inny, ale ten sam”. Czy można przekuć to, co się stało, w coś dobrego?

Nawet bardzo ciężkie traumy, również te przepracowane częściowo – swoją drogą: czy można powiedzieć, że się coś w pełni przepracowało, skoro mamy na to przecież całe życie? – prowadzą do większej dojrzałości. Nasze nawet najbardziej przerażające doświadczenia, z którymi w pewnym momencie decydujemy się stanąć twarzą w twarz, i fakt, że próbujemy zintegrować swoją historię, sprawiają, że dojrzewamy, a mam tu na myśli pewną mądrość, wiedzę o świecie, ale również rozwijającą się mocniej zdolność empatii, rozumienie cierpienia innych ludzi.

Tyle że to wszystko trwa i trzeba dać sobie na to czas. Potrzeba również, aby cały taki proces przechodzić pod opieką psychoterapeuty – mądra książka tu nie wystarczy.

Uważność

Zbyt często dzieci zranione przemocą seksualną w Kościele nie mówią, co im się przydarza. Dlaczego?

Małe dzieci, które przeżywają coś tak strasznego, nie potrafią opowiedzieć o swoich doświadczeniach, bo często nie mają odpowiedniego aparatu, żeby te doświadczenia nazwać. W naszych rodzinach rzadko rozmawia się na tematy związane z seksualnością, sześcio- czy ośmiolatki często nie znają nazw narządów płciowych – to niestety wciąż jest w polskich domach temat tabu. Jak dziecko ma to powiedzieć, skoro nie ma tej wiedzy?

Kluczowy jest jednak inny problem, dobrze zilustrowany w filmie braci Sekielskich – problem manipulacji. Bo przecież w sytuacji przemocy seksualnej, o której tu mówimy, nie jest tak, że ktoś napada na dziecko na ulicy – o takiej gwałtownej napaści inaczej się opowiada, po przyjściu do domu rodzice widzą ślady przemocy na ciele, siniaki, roztrzęsienie dziecka. Tymczasem musimy pamiętać, że w wypadku wykorzystania seksualnego dokonywanego przez osoby duchowne mamy do czynienia z zupełnie inną sytuacją. Krzywdziciel to ktoś najczęściej dobrze znany rodzinie – taki ksiądz bywa wręcz z nią zaprzyjaźniony.

Zwłaszcza gdy rzecz dzieje się w małych miejscowościach, jest to osoba, która cieszy się prestiżem, odgrywa ważną rolę w lokalnej społeczności – w tych okolicznościach dziecku albo nastolatkowi jest niezwykle trudno mówić o swojej krzywdzie. Duchowny manipuluje swoją ofiarą, korzystając z faktu, że jest przewodnikiem duchowym, spowiednikiem. I dziecko nie wie, co ma myśleć, nie wie, co naprawdę czuje, wszystko mu się miesza. Pojawia się również element tajemnicy: „Nie mów nikomu”, „To jest nasze”, z którego może zrodzić się szantaż – gdy dziecko słyszy od sprawcy, że przecież nikt mu nie uwierzy. „Uwierzą mnie, a nie tobie” – zwykle straszy krzywdziciel. Dziecko jest złapane w straszną pułapkę, w sieć, i nic nie może zrobić, żeby się z niej wydostać.

Czy dlatego to dzieci częściej padają ofiarą takiej przemocy ze strony osoby duchownej – ponieważ łatwiej je zmanipulować? Łatwiej utrzymać w sieci? I wobec tego wcale nie jest to przede wszystkim problem pedofilii w tym środowisku?

Obserwuję, że wciąż panuje duża niewiedza na ten temat. Pedofilia jest zaburzeniem preferencji seksualnych, w którym popęd seksualny jest skierowany wobec dzieci. Czasem w dyskusjach podnosi się, że pedofile zdarzają się wszędzie, nie tylko wśród księży. Tymczasem ogromna liczba przestępstw seksualnych ze strony duchownych wobec dzieci wynika nie stąd, że są oni pedofilami. Dopuszczający się wykorzystania seksualnego nieletnich księża najczęściej są osobami niedojrzałymi, którym łatwiej uwieść dziecko – dziewczynkę czy chłopca – niż dorosłego. To wydaje im się bezpieczniejsze i prostsze, również łatwiejsze do utrzymania w tajemnicy. Bywa, że są to mężczyźni, którzy boją się dorosłych kobiet.

Czy widzi Pani w tym poważny sygnał do zmiany sposobu kształcenia przyszłych księży?

Myślę, że seminaria mają przed sobą konieczność pewnej reformy. Najważniejsza jest dobra formacja ludzka – i to przed formacją duchową. Osoby, które przygotowują się do święceń, a borykają się z jakimiś problemami, powinny być zachęcane do podjęcia psychoterapii; powinny pracować nad sobą, żeby stawać się ludźmi coraz dojrzalszymi, a nie pozostawać w niedojrzałości. Od młodych lat powinniśmy starać się iść drogą ku dojrzałości, księża nie są z tego wyłączeni.

Pomówmy jeszcze o relacji rodzic–dziecko.

Tu dużo się w ostatnich latach zmieniło – chociażby dlatego, że inaczej wychowuje się dzieci teraz niż dwadzieścia, trzydzieści i więcej lat temu. Myślę, że wiele zmian idzie w dobrą stronę. Dziś sporo mówi się o tym, że z dzieckiem trzeba rozmawiać, trzeba go słuchać, uważniej na nie patrzeć – również dlatego, że mamy większą wiedzę psychologiczną. Przestaliśmy wychowywać dzieci w sposób głównie nakazowy; uczymy je, że mogą powiedzieć „nie”. Uczymy je również uważności na swoje własne granice – dziś już na przykład nie zachęca się tak często dzieci, żeby całowały wszystkich członków rodziny. Pewnie więc dobra rodzina znaczy dziś trochę coś innego niż dziesięć czy więcej lat temu. Jednak jakiś rodzaj przemocy może dotknąć dziecka z każdej rodziny, również tej dobrej.

Jeżeli dziecko jest wykorzystywane seksualnie, to następują zmiany w jego zachowaniu, podobnie jest zresztą przy innych traumach, na przykład kiedy jest gnębione, doświadcza przemocy w szkole. Te zmiany widać. Dziecko się zamyka, pogarszają się jego oceny, dość nagle staje się agresywne albo przeciwnie – nad wyraz spokojne. Dobrze byłoby, aby rodzice pozostawali uważni na to, co się dzieje.

Oczywiście nastolatki często przeżywają dość burzliwie okres dojrzewania, nie można przechylić się więc w taką stronę, że w reakcji na każdą inną niż dotychczas emocję dziecka rodzic będzie pytał, czy nie jest krzywdzone. Czasem jednak takie pytanie trzeba zadać wprost.

Najważniejsze jest budowanie relacji z dzieckiem od najmłodszych lat, słuchanie jego pytań, zaciekawienie jego światem – im te relacje między dzieckiem a rodzicami będą głębsze, tym większa szansa, że dziecko powie mamie lub tacie, że dzieje się coś nieodpowiedniego. Dziś dziecko słyszy: „Masz prawo powiedzieć komuś, żeby cię nie dotykał, nie całował” – a na pewno nie mówiono tego dwadzieścia, trzydzieści lat temu. Kiedyś dziecko miało słuchać dorosłych, a już na pewno autorytetów – a w grupie najwyższych autorytetów pozostawał właśnie ksiądz.

Stąd wciąż często pokutuje przekonanie, że skrzywdzenie ze strony osoby duchownej jest niemożliwe – nie tylko najbliżsi, ale i całe społeczności nie mogą czasem uwierzyć, że coś takiego w ogóle się wydarzyło.

I to jest poważny problem, przez który osoby skrzywdzone są marginalizowane i w pewien sposób powtórnie traumatyzowane. Zamiast znaleźć wsparcie i współczucie swoich środowisk, spotykają się z niezrozumieniem. Tu upatruję roli mediów, również katolickich, żeby poważnie i częściej o tym mówić.

Nie lubimy słuchać o rzeczach trudnych. Myślę, że im mniej jesteśmy dojrzali, tym bardziej pragniemy czarno-białego obrazu świata, bo wtedy życie jest – czy wydaje się – nieco prostsze. Ale świat nie jest czarno-biały. Nie jest tak, że dzieci wykorzystują jacyś straszni pedofile, których natychmiast rozpoznamy, chociażby po wyglądzie. Może być naprawdę trudno uwierzyć w przemoc seksualną – podobnie jak ciężko uwierzyć, że miły, kulturalny pan, uprzejmy wobec kolegów w pracy, bije swoją żonę. I trudno nam uwierzyć, że ksiądz, który głosi piękne homilie, tak bardzo krzywdzi dzieci.

A największe wyzwanie w tej kwestii stoi przed Kościołem. Wystarczy powiedzieć o obecnym w Kościele w Polsce klerykalizmie – za który odpowiedzialni są nie tylko duchowni, ale i świeccy. Zarówno jedna, jak i druga grupa potrafią tworzyć bardzo wyraźne podziały na osoby duchowne i lud Boży. I co tu istotne – w relacji między duchownym a świeckim ten pierwszy ma zazwyczaj z góry uprzywilejowaną pozycję.

Odpowiedzialność

Dla wielu osób Kościół okazuje się dziś innym miejscem, od kiedy dostrzegli tyle zła, które się w nim dzieje. Jak człowiek, który nadal chce trwać w tym Kościele, może odnaleźć się w nim na nowo?

To wciąż kwestia procesu dojrzewania. Człowieka dojrzałego cechuje dostrzeganie złożoności świata, a więc złożoności wspólnoty, w której się jest, i wchodzenie na drogę budowania osobistej relacji z Bogiem, a nie ze strukturą – która, rzecz jasna, musi funkcjonować, musi być materialna, bo żyjemy w materialnym świecie. Jako wierzący dostrzegamy jednak, że duchowny jak każdy z nas jest człowiekiem; że księża różnią się między sobą, tak jak różnią się między sobą wszyscy inni ludzie. Naiwnością byłoby sądzić, że jest inaczej. Jako dojrzali stajemy się bardziej roztropni, uważni, może w obliczu wielu ostatnich wydarzeń nie dajemy już księżom pełnego kredytu zaufania, ale nie uciekamy w skrajność, wrzucając wszystkich do jednego worka.

Usłyszałam ostatnio: „Już nigdy nie wyślę syna na obóz dla ministrantów”. Taka reakcja wydaje się przesadna – droga środka jest z pewnością rozsądniejsza. Czyli przez cały rok obserwuję, jak wyglądają spotkania, czy ksiądz nie zaprasza do siebie pojedynczych dzieci, przyglądam się własnemu dziecku, rozmawiam z nim. A na końcu ufam – bo przecież nie o to chodzi, że od teraz będę trzymać swoje dzieci pod kloszem.

Tym bardziej że dziecko, tak jak i dorosły, funkcjonuje w życiu w różnych grupach społecznych – na końcu okazałoby się, że najbezpieczniej zamknąć syna lub córkę w czterech ścianach.

Oczywiście. Myślę więc, że to bardzo oczyszczające dla całego Kościoła, by przestać być już naiwnym, a stawać się dojrzałym i brać na siebie odpowiedzialność.

Takim wzięciem odpowiedzialności jest również, jak sądzę, telefon wsparcia „Zranieni w Kościele”. Można było czekać, aż biskupi wykonają taki lub inny krok, i po kątach narzekać, że wciąż nie robią tego, co sami uważamy w tej sytuacji za potrzebne. Można też było zrobić coś samemu. To jest miarą dojrzałości – wiem, że w każdej sytuacji mogę wziąć odpowiedzialność, najczęściej nie za wszystko, nie w pełni, ale za taką część, jaka jest dla mnie możliwa.

A wracając do Kościoła: im większy jest brak przejrzystości, odwracanie oczu od tego, co się dzieje, tym bardziej sprzyja to skrajnym reakcjom – zaprzeczaniu albo demonizowaniu. Na przykład sposób, w jaki przez lata „radzono” sobie w Kościele z problemem wykorzystania seksualnego małoletnich, czyli przenoszenie księży do innych parafii bez żadnej oficjalnej informacji, mógł przecież – i nierzadko niestety tak się działo – prowadzić do kolejnych przestępstw wobec dzieci i młodzieży. To sprawiło, że dziś bardzo trudno jest spokojnie rozmawiać na ten temat i skupić się na rozwiązaniach.

Jak wziąć odpowiedzialność za świadomość seksualną własnego dziecka?

Od lat przetaczają się u nas rozmowy na temat wychowania seksualnego, odpowiedzialności rodziców oraz szkoły – myślę, że pora spojrzeć na to realistycznie. Dobrze byłoby, żeby to przede wszystkim rodzice byli odpowiedzialni za tę sferę, ale i badania, i proste obserwacje pokazują, że w wielu domach nie rozmawia się o seksualności. Rodzice często pytają, kiedy zacząć wychowywanie dziecka w tej sferze. Odpowiedź jest jedna: chcąc nie chcąc, zaczynamy to wychowanie w momencie przyjścia dziecka na świat. Od urodzenia jest na nie miejsce. Człowiek, gdy się rodzi, jest już przecież istotą seksualną. To, jak będziemy reagować na jego ciało, gdy jest malutki – na przykład gdy chłopczyk dotyka rączki albo stópki, to się śmiejemy, a gdy dotyka penisa, to się przerażamy – już jest wychowaniem seksualnym.

Jak najwcześniejsze mądre, taktowne rozmowy zarówno w domu, jak i w szkole będą chroniły dzieci przed złym dotykiem i ewentualnym wykorzystaniem seksualnym. Wiele przykładów pokazuje, że jeżeli dziesięcio- czy dwunastoletnia dziewczynka nigdy nie rozmawiała z mamą na temat swojej seksualności, to łatwiej tę nastolatkę wykorzystać. Być może i tu jest potrzeba nowego roztropnego rozwiązania.

A czego potrzebuje dziś inicjatywa „Zranieni w Kościele”?

Nie zdarzają się nam milczące dyżury, podczas których nikt nie dzwoni. Pokazuje to, że uruchomienie takiego telefonu było bardzo potrzebne. Niezwykle nam zależy, żeby informacja o takiej formie pomocy mogła dotrzeć do jak największej liczby osób – wielkim naszym pragnieniem byłoby, żeby w każdej parafii wisiał nasz plakat. Na razie to raczej odległa perspektywa. Jednak zgłaszają się do nas osoby świeckie, które usłyszały o „Zranionych w Kościele”, gotowe wziąć plakaty i zaproponować swoim proboszczom, zaprzyjaźnionym księżom umieszczenie ich na parafialnych tablicach ogłoszeń. Zachęcamy do takiego wspierania naszej inicjatywy. Ogromnie nam zależy, aby ludzie wiedzieli, że jest takie miejsce, w którym można szukać pomocy. Skorzystanie z telefonu wsparcia „Zranieni w Kościele” może być pierwszym krokiem ku temu, aby skrzywdzony nie pozostał sam ze swoim cierpieniem. Chcę to mocno pokreślić – osoba wykorzystana seksualnie w dzieciństwie zostaje zraniona w swojej najgłębszej ludzkiej istocie. Powinniśmy więc dołożyć wszelkich możliwych starań, żeby pomóc jej uporać się z tą traumą.

Potrzebujemy wciąż prawników, którzy mogliby z nami współpracować pro bono. Powoli myślimy też o tworzeniu grup wsparcia dla osób, które doświadczyły wykorzystania seksualnego ze strony duchownego. Takie grupy, w których spotykają się ludzie mający podobne doświadczenia, wspierane przez psychoterapeutę, są bardzo pomocne w wychodzeniu z przeżytej traumy.

800 280 900

zranieni.info
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: