Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Niżyński. Bóg tańca - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
17 września 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Niżyński. Bóg tańca - ebook

Wacław Niżyński – uważany za jednego z najwybitniejszych tancerzy XX wieku – odmienił oblicze baletu. Kariera Niżyńskiego wprawdzie nie trwała długo, ale jego układy choreograficzne – jak choćby kontrowersyjnie Święto wiosny – miały ten sam szokujący wpływ na balet, co dzieła Pabla Picassa na malarstwo. Krytycy i publiczność nazywali Niżyńskiego bogiem tańca. Uwielbiali go. Czcili.

Burzliwy związek Wacława z impresariem Siergiejem Diagilewem przyczynił się do jego sławy. Ale kiedy Niżyński wymknął się spod kontroli Diagilewa i podczas tournée po Ameryce Południowej ożenił z młodziutką tancerką Baletów Rosyjskich, ich relacje osobiste i zawodowe legły w gruzach. Świat Niżyńskiego się zawalił, gdy Diagilew odwrócił się od niego, przez co Wacław nie mógł pracować ani tworzyć. Zaczęła się choroba psychiczna…

W pierwszej od trzydziestu lat biografii Niżyńskiego, znana historyk Lucy Moore opowiada o tym geniuszu sceny i najbardziej wpływowych postaciach sztuki, pozwala spojrzeć na proces twórczy i relacje osobiste wielkich postaci kultury XX wieku.

Wybitna biografia. Moore opowiada o Niżyńskim ze znawstwem, lekko i z wyobraźnią.

„Sunday Times”

W tej pięknie napisanej i wzruszającej biografii legendarnego tancerza i choreografa Lucy Moore ukazuje Niżyńskiego jako postać tragiczną – ale także jako jednego z największych rewolucjonistów dwudziestowiecznego modernizmu.

Rosamund Bartlett

Lucy Moore (ur. 1970) – pisarka i dziennikarka. Autorka m.in. bestsellerowej sagi o czterech indyjskich królowych Maharanis (2004), a także książek Liberty: The Lives and Times of Six Women in Revolutionary France (2007) czy Anything Goes: A Biography of the Roaring Twenties (2008). Mieszka w Londynie.

 

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-64700-02-6
Rozmiar pliku: 2,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Od autorki

Nie opisałam wszystkich baletów, w których wystąpił Niżyński, skoncentrowałam się na tych, które zdawały mi się ważne zarówno w jego życiu, jak i w dorobku artystycznym. Uznałam bowiem, że nadmiar szczegółów technicznych zakłóci narrację. Richard Buckle, pierwszy biograf tancerza, był jednak pod tym względem niezwykle skrupulatny, toteż każdy czytelnik, który chce się czegoś dowiedzieć o niewielkich rolach Niżyńskiego, może sięgnąć do tej szczegółowej pracy.

W trosce o ciągłość narracji nie zagłębiałam się również zbytnio w drobne kontrowersje dotyczące na przykład tego, kto po premierze Święta wiosny naprawdę uczestniczył w kolacji i przejażdżce powozem. Zawsze starałam się przedstawić najbardziej prawdopodobną wersję wydarzeń. W przypadku kwestii spornych podaję w przypisach źródła, które wykorzystałam (lub nie), i wskazówki dotyczące dalszych lektur.

Na przełomie dziewiętnastego i dwudziestego stulecia rubel był wart szesnaście pensów (siedemdziesiąt sześć centów)*.

------------------------------------------------------------------------

* Około siedemdziesiąt obecnych groszy – przyp. red.2

Ulubiony niewolnik

1906–1909

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

Przez całą jesień i część zimy 1908 roku drogi Niżyńskiego i Diagilewa splatały się coraz częściej w miarę krystalizowania się decyzji impresaria, że w drugim sezonie opery rosyjskiej w Paryżu skupi się na operze i balecie. Najbardziej pragnął pokazać tam Pawilon Armidy z wyjątkową rolą Niżyńskiego. Prawdopodobnie była to pierwsza jego rola, którą Diagilew widział. Zabranie tego baletu do Francji gwarantowałoby Niżyńskiemu uczestnictwo w planowanej podróży.

Wiosną 1908 roku do Petersburga wróciła Isadora Duncan, a Wacław i Bronia oglądali ją w Maryjskim z loży księcia Lwowa razem z Tamarą Karsawiną i jej mężem. Przy ponownym spotkaniu Rosjanie okazali się bardziej krytyczni wobec jej techniki. Z typową dla siebie rozwagą Karsawina podziwiała pomysły, które jej zdaniem mogłyby wzbogacić balet, nadal uważała jednak Duncan za „dziecko, które zna alfabet, ale jeszcze nie umie przeczytać książki”. Wacław był bardziej surowy. Twierdził, że „dziecinne podskoki i wyskoki Duncan na bosaka nie mogą być uważane za sztukę”. Zauważył także w jej występie pewien ogromny brak: choć czasami towarzyszyły jej tancerki i choć stworzyła szkołę tańca dla dziewcząt, tancerze w jej twórczości się nie pojawiali.

Od początku XIX stulecia w balecie dominowały kobiety. Tancerze płci męskiej wychodzili na scenę tylko po to, by uwypuklić urok partnerek, a nie wystąpić jako pełnowartościowi artyści: według dziewiętnastowiecznego krytyka Jules’a Janina byli zaledwie „zielonymi drzewkami w doniczkach otaczającymi ogrodowe kwiaty”. Dlatego właśnie użycie przez Tomasza Niżyńskiego słowa porteur w stosunku do syna brzmiało tak pogardliwe, choć jak na ironię to właśnie dzięki Wacławowi widownia zaczynała inaczej niż dotąd postrzegać tancerzy. Po raz pierwszy publiczność wywoływała nazwisko Niżyńskiego równie głośno jak kolejne primabaleriny, jeśli nie głośniej. Za ten trend, podobnie jak za silne wpływy stylu Duncan, odpowiedzialny był Fokin, który układał choreografię zarówno dla mężczyzn, zwłaszcza dla Niżyńskiego, jak i dla kobiet.

Połączenie innowacyjnej choreografii Fokina, tańca Niżyńskiego i Pawłowej oraz wspaniałej scenografii Benois pozwalało Diagilewowi przedstawić coś świeżego i magicznego, a duszna atmosfera carskich teatrów pod dyrekcją Tielakowskiego i niezrealizowane pragnienie, aby w większym stopniu wpłynąć na własną karierę, dawały tancerzom powód do wyjazdu, przynajmniej na część roku. Adolf Bolm opisał swoje poczucie beznadziei związane z chęcią skrytykowania reakcyjnej dyrekcji teatrów czy choćby zasugerowania jej czegoś. Jeszcze zanim Diagilew zaplanował swój sezon baletowy, niektórzy artyści wyjeżdżali na Zachód w czasie urlopu w Maryjskim. Pawłowa i Bolm odbyli tournée po Niemczech i Skandynawii w latach 1907–1908, a Krzesińska tańczyła w Paryżu w 1908 roku (Wacław nie mógł jej wówczas towarzyszyć z powodu choroby).

10 października 1908 roku Wacław podpisał umowę na rosyjski sezon Diagilewa w Paryżu, latem 1909 roku złożył zaś podpis nie raz, ale znaczących pięć razy. Miał dostać dwa i pół tysiąca franków za dwumiesięczny sezon i bilet kolejowy drugiej klasy; wszystkie pozostałe wydatki zobowiązywał się pokryć Diagilew. Dla porównania, choć Niżyński należał do najlepiej opłacanych tancerzy, słynny bas Fiodor Szalapin, który miał być gwiazdą operowego programu Diagilewa, otrzymywał za sezon pięćdziesiąt pięć tysięcy franków.

Jest bardziej niż prawdopodobne, że mniej więcej w tym czasie Niżyński i Diagilew zostali kochankami. W swoich dziennikach Niżyński wspomina, że Lwow przedstawił go Diagilewowi przez telefon. Co prawda pisze tak, jakby przed tym telefonem nigdy Diagilewa nie spotkał, ale jego zapiski są dość niejasne i niewykluczone, że zanim się ze sobą związali, mogli się parę razy spotkać (Lwowa Wacław znał wówczas już całkiem dobrze). Wacław poznał Lwowa nie wcześniej niż jesienią 1907 roku, a zimą tegoż roku wielokrotnie jedli kolację z Diagilewem, być może więc został jego kochankiem dopiero wczesną jesienią 1908 roku.

Diagilew poprosił Wacława przez telefon, żeby odwiedził go w hotelu Europejskim, w którym mieszkał. Niżyński opisuje to spotkanie w często cytowanym fragmencie swojego dziennika:

Nienawidziłem go za zbyt stanowczy głos, ale poszedłem szukać szczęścia. Znalazłem tam szczęście, gdyż od razu go pokochałem. Drżałem jak liść osiki. Nienawidziłem go, ale udawałem, gdyż wiedziałem, że moja matka i ja umrzemy z głodu. Poznałem się na Diagilewie od pierwszej chwili i dlatego udawałem, że zgadzam się ze wszystkimi jego poglądami. Zrozumiałem, że żyć trzeba, i dlatego było mi wszystko jedno, na jakie poświęcenie się godzę. ale Diagilew kochał chłopców i dlatego było mu trudno mnie zrozumieć.

Słowa te zostały napisane ponad dziesięć lat po tamtym spotkaniu, kiedy Niżyńskiego trapiły problemy seksualne i moralne, brzmią jednak autentycznie. Mocno przesadzał ze śmiercią głodową, bo nawet dla kogoś tak niedoświadczonego i niepraktycznego jak on musiało być jasne, że bogaty kochanek w rodzaju Lwowa zapewniłby mu lepsze utrzymanie niż obiecujący mecenas; nie ulega jednak wątpliwości, że mówi o poświęceniu, i chociaż z wielu powodów gotów był się na nie zdobyć, traktował to jednak właśnie jako poświęcenie. W innym miejscu dziennika wspomina, że w tym czasie (miał dziewiętnaście lat) znowu musiał ograniczyć onanizm (do poziomu, który uważał za dopuszczalny, czyli raz na dziesięć dni), ponieważ widywał „wiele pięknych kobiet, które kokietowały”, przez co stawał się nerwowy. Kobiet, nie mężczyzn. Nie ma dowodów, by jego fantazje kiedykolwiek dotyczyły mężczyzn, i dlatego on i Diagilew nigdy nie byli do końca zgodni.

Żyjąc szczęśliwie z Lwowem i podziwiając Diagilewa, Niżyński wiedział jednak, że potrafi dać Diagilewowi to, czego tamten chce, wiedział też, co dostanie w zamian, i przywykł do swojej roli. Coś podobnego wydarzyło się, kiedy w latach dwudziestych Diagilew zatrudnił młodego tancerza Antona Dolina i podczas podróży koleją do Monako jego bagaże przeniesiono z pojedynczego przedziału drugiej klasy do podwójnego przedziału Diagilewa w jedynce. „Doskonale wiedziałem, czego się ode mnie oczekuje”, pisał Dolin.

Niżyński i Diagilew nie od razu zamieszkali razem. Wciąż trwał związek Diagilewa z jego sekretarzem Mawrinem i choć w drugiej połowie 1908 roku romans Niżyńskiego z Lwowem stał się mniej intensywny, nadal się widywali. Wreszcie w końcu kwietnia 1909 roku Niżyński wyjechał do Paryża z Diagilewem, Aleksiejem Mawrinem i Walterem Nuwelem. Stworzyli miły kwartecik na dwudniową podróż.

Incydent, który zapamiętał Wacław z tej pierwszej zagranicznej podróży, świadczył o jego skrępowaniu w obecności wytwornych i często niechętnych mu nowych osób, a także o dzielącej ich towarzyskiej przepaści. Eleonora z obawy, że ukochany synek zgłodnieje w podróży, upiekła mu kurczaka i zawinęła w pergamin razem z bułkami, masłem i pomarańczami. Dopiero od niedawna mogła sobie pozwolić na taką ucztę. Ani ona, ani Wacław nie mieli pojęcia, że pasażerowie slipingu mają do dyspozycji wagon restauracyjny. Niżyński chciał wszystkich poczęstować, ale był zbyt nieśmiały, zresztą Eleonora zapakowała mu tylko jeden talerz, jeden widelec i jeden nóż.

Kiedy Diagilew wstał i oznajmił, że idzie do restauracyjnego, Wacław – zawstydzony brakiem obycia w świecie i pełen obaw, że będą się z niego wyśmiewać – poczekał, aż zostanie sam, i wyrzucił przez okno z taką czułością przygotowany pakunek, wściekając się przy tym na Bogu ducha winną matkę. Później się z tego śmiał, ale wtedy palił się ze wstydu.

Zaraz po ich wyjeździe książę Pawieł przyszedł odwiedzić Eleo­norę; jego wizyta trwała dosyć długo. Wyznał jej, że Diagilew prosił go, żeby zrezygnował z Wacława. Powiedział też, że jeśli rzeczywiście zależy mu na sukcesie chłopca, nie powinien towarzyszyć mu do Paryża. Lwow zgodził się na to z wielkim smutkiem i dał Diagilewowi pieniądze na jego paryski sezon. Bronia zastała księcia stojącego samotnie w gabinecie, który wcześniej urządził dla Wacława.

– Przyszedłem się pożegnać. Wyjeżdżam.

– Kiedy księcia znowu zobaczymy?

– Nie wiem. Pewno nie zobaczymy się bardzo długo.

Jego oczy wypełniły się łzami, pocałował ją w rękę i wyszedł.

Niżyński w Paryżu w 1909 roku. Wraz z resztą kolegów z Baletów Rosyjskich niezdarny chłopiec znalazł się w „nierealnym, zaczarowanym świecie”.3

Bóg tańca

1909–1910

Pierwszy kontakt z Paryżem okazał się obezwładniający. W następnym roku, 1910, Lidia Łopokowa zemdlała natychmiast po przybyciu na widok „cudownego Gare du Nord”; musiał ją cucić Léon Bakst, z którym przyjechała. Paryż był pięknym, tętniącym życiem i nowoczesnym miastem; metro kursowało już od dziesięciu lat, a na zatłoczonych bulwarach samochody pędziły pomiędzy „plątaniną dorożek, których woźnice mieli na głowach błyszczące cylindry, a konnymi piętrowymi autobusami”. Zapach benzyny mieszał się z dobrze znanym zapachem końskich odchodów. Kiedy wyjeżdżali z Petersburga, trwała zima, ale w Paryżu słońce grzało, na wszystkich drzewach pojawiły się liście, a Karsawina twierdziła, że nie pamięta, by podczas całego pobytu na niebie pokazała się choćby jedna chmurka.

Diagilew uczynił swoją kwaterą główną Hotel de Hollande w pobliżu opery. Niżyński mieszkał za rogiem w przytulniejszym hotelu Daunou, a inni tancerze, którzy przyjechali na początku maja – w tym Bronia i Eleonora w charakterze przyzwoitki – zamieszkali w mniejszych hotelikach wokół bulwaru St. Michel. Bronia, podekscytowana przyjazdem do Paryża, miała wrażenie, że ledwo zdążyła kupić kapelusz w Galeries Lafayette, a już zaczęły się próby.

Przez marzec i kwiecień zespół odbywał próby w Petersburgu. Diagilewowi jeszcze raz udało się urazić swoją starą przeciwniczkę Matyldę Krzesińską, tym razem dlatego, że zaproponował Pawłowej lepsze role w Paryżu. Obrażona Krzesińska w ogóle wycofała się z programu i nalegała, by car zabronił trupie Diagilewa prób w Teatrze Ermitażu, aby nie pozwolił zabrać do Paryża kostiumów i dekoracji z Maryjskiego albo wstrzymał hojne subwencje państwa na sezon. Patron Diagilewa, wielki książę Włodzimierz, stryj cara Mikołaja, właśnie umarł, a impresario nie miał na dworze żadnych przyjaciół gotowych się za nim wstawić. Szybko załatwił więc dla swojego niewielkiego zespołu próby w sali przy Kanale Jekatierińskim i pomknął do Paryża, by znaleźć źródła finansowania, które umożliwiłyby zorganizowanie sezonu rosyjskiego zgodnie z planem.

W Rosji Diagilew zbierał pieniądze, przedstawiając bogatych kupców spragnionych tytułów wielkim książętom, takim jak Włodzimierz, którzy mieli dostęp do dyplomów szlachectwa. Przyjaciele podkpiwali, że jego przedsięwzięcia finansują gumowi baronowie (galoszisty, czyli producenci gumy). W Paryżu dzięki wielkiemu księciu Włodzimierzowi i jego małżonce zaprzyjaźnił się z niewielką grupką bogatych wielbicieli muzyki, szczególnie opery, którzy staną się sponsorami Baletów Rosyjskich. Należały do nich Misia Edwards, hrabina de Chevigné oraz hrabina Greffulhe, które stały się pierwowzorami Proustowskiej księżnej de Guermantes (Proust zaczął pisać W poszukiwaniu straconego czasu w 1909 roku), i Winnaretta Singer, amerykańska dziedziczka producenta maszyn do szycia, zagorzała wielbicielka Wagnera, żona księcia de Polignac.

Te kobiety były niezwykle bogate, a przy tym nietuzinkowe. Można księżna de Polignac została żoną człowieka stanowiącego jeden z filarów francuskiego społeczeństwa; było to białe małżeństwo, przyjaciele znali ją jako ciocię Winnie. Madame Greffulhe wywodziła się od termidoriańskiej piękności Thérèse Tallien, miała klasyczne wykształcenie muzyczne, była przewodniczącą Societé des Grandes Auditions Musicales de France. Kiedy jej mąż zaczął bywać w towarzystwie „damulek, które lubią skakać po materacach”, jak je nazywała, uniosła jedynie brwi i oznajmiła zaprzyjaźnionej osobie, że uważa za zupełnie nieistotne, czy ktoś „sypia z kobietą, mężczyzną czy z kanarkiem”. Początkowo wzięła Diagilewa za hochsztaplera, ale przekonała ją jego wiedza o sztuce i cudowna gra na fortepianie.

Zmysłowa, płomiennie ruda Misia Edwards (później i lepiej znana jako Misia Sert) była najważniejszą z dam, z którymi Diagilew nawiązał relacje na początku wieku, najzagorzalszą zwolenniczką Baletów Rosyjskich i do końca życia najbliżej zaprzyjaźnioną z nim kobietą, pod wieloma względami zastępującą mu ukochaną macochę. Jako muza licznych artystów, takich jak Vuillard, Bonnard, Renoir i Toulouse-Lautrec, zaprzyjaźniona z Verlaine’em i Mallarmém, studentka Liszta i patronka Faurégo i Ravela, miała nieskazitelne referencje artystyczne, musiała więc zrobić wrażenie nawet na Diagilewie.

Lekceważyła konwenanse tak jak Diagilew, była dwukrotnie zamężna (po raz drugi z niezwykle bogatym magnatem prasowym Alfredem Edwardsem), a od 1909 roku rozwiedziona; żyła w konkubinacie z hiszpańskim malarzem Josém-Marią Sertem, który miał zostać jej trzecim mężem. Tak samo jak w przypadku Diagilewa przyjaciele równocześnie wielbili ją i tracili co do niej wszelką nadzieję. W jednej chwili była „dobrą wróżką, a w następnej czarownicą, przerażająco złośliwą, cudownie wspaniałomyślną”, co inspirowało przezwiska typu Brutus czy Morderczyni, przyczyniło się także do powstania upiornej madame Verdurin Prousta, choć najlepsze cechy Misi przejęła inna jego postać, księżna Jurbeletiewa, wspaniała patronka Baletów Rosyjskich. Codziennie rano spiskowali z Diagilewem przez telefon, salon w apartamencie Misi przy rue de Rivoli z olbrzymim muralem Bonnarda stawał się jego nieoficjalną kwaterą główną, ilekroć zjawiał się w Paryżu.

Jeśli chodzi o stronę biznesową, w przedsięwzięciu Diagilewa z 1909 roku zasadniczą rolę odgrywali także dwaj mężczyźni: baron Dmitrij de Ginzburg poznany za pośrednictwem Waltera Nuwela, który zaoferował znaczne sumy, gdy car wycofał swoje poparcie dla Baletów Rosyjskich, i Gabriel Astruc, francuski impresario, który sprowadził do Paryża Artura Rubinsteina i Matę Hari i wyasygnował po sto tysięcy franków z każdego tournée des mécènes, jak to nazywał, na sezon operowy Diagilewa w 1908 roku. Astruc znał wszystkich, jak o nich mawiał, chers snobs, bez których nie mogło się udać w Paryżu żadne przedsięwzięcie, i załatwił na rosyjski sezon 1909 obskurny, raczej niemodny Théâtre du Châtelet, znany głównie jako siedziba operetki.

W Petersburgu komitet Diagilewa cienko prządł od poprzedniej jesieni, kiedy jego członkowie planowali sezon. Diagilew z nieodłącznym zeszytem był wszechobecny. Regularnie stawiali się też artyści miriskusnicy: Aleksander Benois, Nikołaj Roerich i Léon Bakst; Walter Nuwel, uzdolniony muzyk amator, i Michaił Fokin, który wymyślał choreografię do każdego nowego libretta. Fokin zasugerował kandydaturę swojego przyjaciela Siergieja Grigoriewa na stanowisko regisseur, czyli menedżera zespołu. Grigoriew, „dobroduszny olbrzym”, widział wszystko, co działo się w zespole, i zapisywał to (wraz z odpowiednią karą) w niewielkim notesiku, z którym się nie rozstawał.

„Zebranie przypominało naradę wojenną”, napisał jeden z obserwatorów tych spotkań. „Każdy dorzucał swoje pomysły do wspólnej puli, ale to Diagilew – co do tego nie ma wątpliwości – był wodzem, to on narzucał jedność formy i koncepcję estetyczną, to on przekształcał masę błyskotliwych projektów w uporządkowane i spójne dzieło sztuki”, inspirując tym samym swoich współpracowników do jak najlepszej pracy. „Nie sposób było stwierdzić, gdzie zaczyna się praca jednego, a kończy praca drugiego”.

Kiedy w następnym roku Karsawina podpisała kontrakt z Diagilewem, zaprowadził ją do sypialni, żeby mogli porozmawiać na osobności, a ją zafascynowało to, że w pokoju nie było żadnych ozdób. „Nie mogłam wtedy zrozumieć”, pisała, „że jego błyskotliwa osobowość wyczerpuje się w tworzeniu niezwykłości”. Diagilewa nie interesowało posiadanie. Jego przyjaciel, krytyk Michel Calvocoressi, zapytał go, dlaczego nie kupił kilku objets d’art, które podziwiał, na co Diagilew odpowiedział: „Nie chcę być ich właścicielem. Nie mam niczego i niczego nie pragnę. Posiadanie przedmiotów jest męczące i nudne. Kilka kufrów z osobistymi rzeczami to wszystko, co mam na świecie”. Już wtedy wiedział, że to, co stworzył, będzie ważniejsze od wszystkiego, co mógłby posiadać: jego powołaniem była ulotność.

Benois pamiętał, że na próbach zespołu wiosną 1909 roku panował nastrój pikniku, atmosfera przygody i ekscytacji, radości i nadziei, że obserwuje się dojrzewanie czegoś, co „zadziwi świat”. Fokin, tworząc Tańce połowieckie do opery Kniaź Igor (zajęło mu to dosłownie kilka godzin), był w szczytowej formie i inspirował wszystkich. „Krzyczał aż do zachrypnięcia, wyrywał sobie włosy i tworzył cuda”. Benois, który przez ostatni rok spotykał Diagilewa prawie codziennie, nigdy wcześniej nie widział go w towarzystwie Niżyńskiego i zaskoczyła go bliskość ich obu, jaką zauważył podczas prób.

W Paryżu ten niemal świąteczny nastrój trwał nadal przez dwa tygodnie gorączkowych prób przed premierą w Châtelet. W teatrze było tak gorąco, że, jak twierdziła Karsawina, można tam było hodować salamandry; tańczyli w kurzu, wdychali zapach schnącej farby, podczas gdy robotnicy konstruowali zapadnie, powiększali kanał dla orkiestry, wyjmowali siedzenia, dobudowywali loże, kładli nowe sosnowe deski na scenie i nowe grube dywany w korytarzach. Zamiast robić przerwy na obiad, Diagilew wolał zamawiać u Larue pieczonego kurczaka, pasztet i sałatę; zespół jadł, siedząc na paczkach na scenie, jak na pikniku, wśród pastelowych kolorów zaczarowanego ogrodu Armidy – zieleni, różu i błękitu.

Diagilew był niestrudzony. Potrafił wypatrzeć pojedynczą przepaloną żarówkę w oświetleniu sceny, słyszał, że druga trąbka w orkiestrze gra o pół tonu za nisko. Z towarzyszącym mu jak duch Grigoriewem nadzorował kostiumy, fryzury, makijaż, muzyków, dekoracje, spotkania z prasą i sesje fotograficzne, czuwał nad bezpłatnymi zaproszeniami dla ewentualnych sponsorów i wszystkim, co należało zrobić. Karsawina opowiadała: „ japońskiego aktora, który demonstrował sztukę poczwórnej koncentracji. Na mnie to nie zrobiło wrażenia, bo ja widziałam Diagilewa przy pracy”.

Kilka dni przed próbą generalną Anna Pawłowa, ukazana we wdzięcznej arabesce na rozlepionych w całym Paryżu plakatach Baletów Rosyjskich, poinformowała Diagilewa, że przyjedzie dwa tygodnie później, niż ustalono, i nie zdąży na premierę. Być może chciała się przekonać, jak zespół zostanie przyjęty, zanim sama do niego dołączy. Jeśli tak, był to błąd taktyczny, jej role przejęła bowiem Karsawina, a Diagilew miał idealny pretekst, by podekscytowanym dziennikarzom przedstawić Wacława Niżyńskiego jako gwiazdę swojego zespołu.

Na przedstawienie 19 maja 1909 roku w Théâtre du Châtelet wykupiono komplet biletów. Astruc zaaranżował wszystko tak, by najładniejsze paryskie aktorki zasiadły w pierwszym rzędzie balkonów, blondynka na przemian z brunetką. (Prasa nazwała je następnego dnia corbeille Astruca, czyli koszem kwiatowym, i od tamtego czasu balkon w teatrach francuskich znany jest jako corbeille). Bronia obserwowała brata czekającego za kulisami na początek swojego występu w Pawilonie Armidy; był to pierwszy utwór na premierze. „Jego ciało ożywia jakiś wewnętrzny ruch, cała istota promienieje wewnętrzną radością”, pisała później. Na zakończenie pas de trois Niżyński (według Karsawiny wyglądało to jak eksplozja zachwytu), zamiast zejść ze sceny, wyskoczył tak daleko, że wylądował poza zasięgiem wzroku widzów, zupełnie jakby odfrunął. Publiczność głośno wstrzymała dech, po czym „wybuchła burza oklasków, orkiestra musiała przestać grać”.

Kolejny punkt programu stanowiły Tańce połowieckie, których akcję Nikołaj Roerich umieścił w obozie nomadów na stepach południowej Rosji – z długich, niskich, ciemnych namiotów unosiło się ku ogromnemu żółtawemu niebu kilka smużek dymu. Przeniósł widownię z finezyjnego, urokliwego, rokokowego pałacu Armidy w barbarzyńską głuszę. Wojenne tańce połowieckich wojowników i ich kobiet pod przewodem Adolfa Bolma wywołały taki entuzjazm publiczności, że podczas najbliższej przerwy tłum ruszył za kulisy. Na scenie zrobił się taki tłok, że Niżyński i Karsawina nie mogli ćwiczyć podnoszeń w pas de deux, zaplanowanych jako część baletu Le festin (była to adaptacja wariacji Błękitnego Ptaka, którą w poprzednim sezonie Niżyński tańczył z Pawłową w Petersburgu).

Kiedy po raz ostatni opadła kurtyna, rozpętało się pandemonium. „Pękły bariery pomiędzy sceną a widownią”. Podekscytowana Karsawina nawet nie zauważyła, że podczas tańca skaleczyła się o ozdoby przy kostiumie Niżyńskiego, pamiętała tylko, że za kulisami ktoś „wspaniale ubrany” wycierał jej pokrwawioną rękę „chusteczką cienką jak pajęczyna”. „Ktoś pytał Niżyńskiego, czy trudno jest utrzymać się w powietrzu, tak jak on to robi podczas skoków, a on początkowo nie zrozumiał pytania , a potem odpowiedział uprzejmie «Nie, nie. Łatwo. Trzeba tylko wyskoczyć i na chwilę zatrzymać się w górze»”. Od tamtego wieczoru, wspomina Karsawina, dumny Diagilew nazywał ją i Niżyńskiego swoimi dziećmi.

Premiera drugiego programu odbyła się 4 czerwca. Pawłowa i Niżyński unosili się zwiewnie w melancholijnym pięknie Sylfid, w mistrzowskim ballet blanc Fokina, hołdzie złożonym epoce romantycznej. Niżyński olśniewał jako jedyny tancerz płci męskiej na scenie oświetlonej księżycem, wypełnionej uduchowionymi pannami w długich spódniczkach, z delikatnymi skrzydłami z gazy. Była to demonstracja bezbłędnej postawy, w której „każdy ruch był tak pełen wdzięku, że wydawał się idealny, niemal boski”. Pisząc wiele lat po obejrzeniu Niżyńskiego w roli poety, jeden z krytyków nadal pamiętał „wydymanie się białego jedwabnego rękawa, w miarę jak tancerz zginał i prostował rękę”.

Przed przybyciem Rosjan do Paryża balet postrzegano jako w zasadzie martwą dziedzinę sztuki. Tancerki, które malował Edgar Degas w starej Operze Paryskiej, znane były powszechnie jako Małe Szczurki (uczyła je madame Rat). Z pewnością w oczach współczesnych nie wzbudzały podziwu z racji swojej piękności, widziano w nich raczej bezbarwne, żałosne istotki, które na scenie zdecydowanie przypominającej burdel czekają, by jacyś zamożni mieszczanie wybrali je na swoje metresy. Nawet rozkład pomieszczeń w Operze Paryskiej sprzyjał kojarzeniu baletu ze sprzedażnym seksem: zainteresowani panowie mogli obejrzeć oferowane towary w foyer de la danse, gdzie tancerki rozgrzewały się przed występem.

Pełna dystansu, świadoma elegancja La Karsaviny (jak wkrótce zaczęto ją nazywać) daleko odbiegała od popularnego wyobrażenia tancerki, a ponieważ poza Rosją nie było tancerzy płci męskiej z klasycznym przygotowaniem baletowym, więc Niżyński, Fokin, Bolm i inni tancerze z trupy Diagilewa stali się rewelacją. Do ich przybycia taniec uważano w Paryżu za zajęcie tak niemęskie, że nawet role mężczyzn tańczyły kobiety en travesti. Od czasu Auguste’a Vestrisa na początku XIX stulecia na europejskich scenach nie widywano tancerzy tej klasy. Krytyk Henry Gauthier-Villars (mąż Colette) nazwał Niżyńskiego „cudem cudów”, a „Le Figaro” ochrzcił go mianem boga tańca, który to tytuł Francuzi wcześniej nadali Vestrisowi.

Rosja stała się już pewnym sojusznikiem Francji i obiektem wyraźnej fascynacji Paryża. Wielkich rosyjskich powieściopisarzy XIX wieku tłumaczono na francuski i zachłannie czytano. Wystawy rosyjskich sztuk i rzemiosł w 1900 i 1907 roku okazały się wielkim sukcesem, a koncerty i sezony operowe Diagilewa jeszcze zwiększyły to zainteresowanie. Rosyjskie tańce ludowe pod koniec lat dziewięćdziesiątych XIX wieku pokazano we Francji na filmie (a Degas je malował), w 1908 roku Krzesińska wystąpiła w operze. A jednak to, co zespół Diagilewa podarował Paryżowi w 1909 roku, było czymś całkowicie nowym. „Niczego podobnego nigdy tu nie widziano”, powiedział pianista Artur Rubinstein. „Muzyka, śmiałe kolory dekoracji, wybuchowa zmysłowość tańców – wszystko to sprawiało na publiczności nieodparte wrażenie i rychło stało się tematem rozmów w całym Paryżu”. Szczególnie dotyczyło to Kleopatry Baksta, największego chyba sukcesu sezonu, której premiera odbyła się tego samego wieczoru co pierwsze przedstawienie Sylfid.

Choć główną rolę niewolnicy Ta-Hor, która widzi, że jej ukochany Amoun (Fokin) spędza miłosną noc z Kleopatrą, i wie, że rankiem zostanie zabity, tańczyła Pawłowa, to gwiazdą przedstawienia okazała się Ida Rubinstein w roli rozwiązłej królowej. Rubinstein była bogatą ekscentryczną pięknością, która postanowiła zostać sławna. Dlatego właśnie w wieku lat dwudziestu mianowała zachwyconego Baksta swoim osobistym scenografem, a on przedstawił jej Michaiła Fokina, który nauczył ją Tańca siedmiu zasłon do przygotowywanego przez nią wystawienia Salome (odbyło się ono w Petersburgu w 1908 roku).

Rubinstein jako Kleopatra nie miała wiele do roboty, wystarczyło ociekać seksapilem, co było dla niej naturalne. Sześciu niewolników wniosło na scenę złoto-hebanową skrzynię. Wyjęli z niej mumię, postawili na sztorc i zaczęli odwijać. Kolejne warstwy błyszczących materiałów – czerwień haftowana w srebrne krokodyle, jaskrawy pomarańcz i głęboki błękit – zdejmowano tak długo, aż ukazała się półnaga Rubinstein w bujnej niebieskiej peruce, z ciałem pomalowanym na turkusowo. Rękę bogato ozdobioną klejnotami wsparła na ciemnej głowie ulubionego niewolnika, Niżyńskiego (któremu zaczynało grozić zaszufladkowanie), przycupniętego u jej boku niczym wierna pantera. Publiczność zafascynowały „jej pusty wzrok, blade policzki, otwarte usta” i wielkie wyczucie dramatyzmu.

Rubinstein, podobnie jak Pawłowa, nie spełniała obowiązujących wówczas kryteriów urody (Jean Cocteau opisał jej nogi jako „tak cienkie jak u ibisa na Nilu”), wydzielała jednak fluidy, którym nie można było się oprzeć. Stała się obsesją Paryża; widziano ją owiniętą w futra, z umalowanymi powiekami, na spacerze z małym lampartem na łańcuchu; mówiło się, że pije tylko szampana i jada wyłącznie biszkopty; oświadczyła, że prosto z Paryża jedzie do Afryki polować na lwy; włoskiemu poecie d’Annunziowi związanemu z bohemą podarowała żywego żółwia z pozłoconą skorupą. Jej romantyczne podboje obejmowały rzekomo nie tylko mężów, ale i żony.

Powiązania Diagilewa i Baksta z orientalną niepohamowaną zmysłowością nie były niczym nowym. Od czasu egipskiej kampanii Napoleona sprzed przeszło stu lat Francuzów fascynowała nasycona barwami egzotyka. W 1909 roku projektant Paul Poi­ret ubierał swoje klientki w tuniki w stylu orientalnym. Henri Matisse od lat malował w Tangerze, mniej więcej w tym samym czasie wyszło też nowe francuskie wydanie Baśni z tysiąca i jednej nocy. Nawet w Petersburgu podążający za modą książę Lwow miał pokój orientalny z wykafelkowanymi ścianami, w którym stały roś­liny tropikalne, w fontannie pływały złote rybki, a na niebieskim suficie mrugały gwiazdy.

O ile dla Francuzów Orient był czymś obcym, o tyle dla Rosjan stanowił część dziedzictwa kulturowego. W końcu ich imperium obejmowało Bucharę, Kaukaz i Syberię. W 1908 roku, kiedy Bakst i Diagilew rozglądali się za kostiumami do Kniazia Igora, znaleźli wszystko, czego szukali – brokatowe szale, haftowane kołnierze, kolorowe kurtki, fantastyczne nakrycia głowy – na tatarskim rynku w Petersburgu. Fokin zgromadził kolekcję islamskich miniatur podczas wizyty na Kaukazie w 1900 roku. A w oczach Francuzów rosyjska kultura ludowa, nawet przetworzona w warsztatach księżnej Tieniszewej w Tałaszkinie, była niewyobrażalnie egzotyczna.

Zrozumienie i wchłonięcie tych tendencji stanowiło jeden z aspektów szczególnego geniuszu Diagilewa. Łopokowa opisuje „zręczność, z jaką potrafił połączyć doskonałe z modnym, piękne z szykownym, rewolucyjną sztukę z atmosferą starego reżimu”, przy równoczesnej obsesji dotyczącej sprzedaży biletów. A co najważniejsze, „nie mógł ścierpieć niczego, co nie było bezapelacyjnie pierwszej klasy”.

Prawdziwą siłę osiągnięć artystycznych Diagilewa stanowiła jednak ich spójność. Cudowna sceneria i kostiumy, muzyka, umiejętności tancerzy, innowacyjna choreografia łączyły się niezauważalnie, tworząc w każdym kolejnym balecie wrażenie indywidualnego dzieła sztuki, które osiągało nieznane dotąd wyżyny doskonałości, w którym całość przewyższała sumę cudownych części branych osobno: jak wspominał Benoit, „nie to, tamto czy coś innego, ale wszystko razem”. „My naprawdę poruszyliśmy świat”, przyznawał mu rację nieskory do przesady Siergiej Grigoriew. O tamtych tygodniach późnej wiosny 1909 roku pisał: „Żyliśmy wszyscy w nierealnym, zaczarowanym świecie, dostępnym nie tylko dla naszych bliskich, ale i dla publiczności, na którą, jak się zdawało, rzuciliśmy urok”.

Bywalcy paryskich salonów prześcigali się w pochwałach dla Baletów Rosyjskich. „Od razu się zorientowałam, że jestem świadkiem cudu... zawładnęli naszymi duszami”, pisała Anna de Noailles. Wytworna madame Greffulhe, jedna ze sponsorek sezonu, mogła być oburzona tym, „jak rozpaczliwie prowincjonalni i nieobyci” okazali się tancerze, kiedy wydała dla nich obiad w hotelu Crillon (Bronia słusznie martwiła się o swój kapelusz), ale podczas próby generalnej podbili oni jej serce. Może najlepiej podsumował ten nastrój modny wówczas kompozytor salonowy Reynaldo Hahn: „Kiedy widziało się, jak tańczy Niżyński, nic więcej się nie liczyło”.

Dzień Wacława bez względu na miejsce pobytu zaczynał się od ćwiczeń i w Paryżu też nie było inaczej. Po kilku filiżankach herbaty w hotelu szedł do Châtelet, gdzie wykonywał codzienną porcję ćwiczeń pod bystrym, krytycznym okiem maestra Cecchettiego, który wybijał laską rytm na podłodze i wykrzykiwał instrukcje swoją sławną ekscentryczną mieszaniną włoskiego, francuskiego i rosyjskiego. Tancerze mówili, że mógł przejść wyprostowany między nogami Niżyńskiego, kiedy ten unosił się w skoku.

Bronia, która doskonale znała ćwiczenia brata i rozumiała ich intensywność, opowiadała, jak ćwiczył przy drążku w przyspieszonym tempie, dwa razy szybciej niż pozostali tancerze. Wacław „maksymalnie napinał każdy mięsień”, ćwiczył z przesadną mocą każdy ruch, jaki miał wykonać na scenie, „budując rezerwę siły”, żeby w trakcie występu wszystkie ruchy zdawały się łatwe i niewymagające wysiłku. Ale nawet Bronia swoim doświadczonym okiem nigdy nie zobaczyła, jak brat przygotowuje się do piruetów i skoków.

Celem Niżyńskiego była doskonałość. W 1986 roku Susan Sontag napisze: „W żadnej innej dziedzinie sztuki nie znajdzie się porównywalnego rozziewu pomiędzy tym, co świat myśli o gwieździe, a tym, co myśli o sobie sama gwiazda, pomiędzy uwielbieniem z zewnątrz i nieustannym niezadowoleniem, które sączy się od wewnątrz. Bycie tancerzem sprowadza się częściowo do tego okrutnie samobiczującego obiektywizmu wobec własnych niedociągnięć widzianych z perspektywy idealnego obserwatora, który jest bardziej wymagający od każdego prawdziwego widza: z perspektywy boga tańca”.

Wiele lat później będzie uczył swoją córeczkę Kirę tego, co sam wiedział: „że doskonałość kryje się w sile dużego palca, w idealnej poincie; że sekret lekkości na podobieństwo piórka polega na sposobie oddychania”. Uważał, że taniec „powinien być tak prosty jak oddychanie i chociaż każdy krok jest odrębnym ruchem, musi się wydawać naturalną i harmonijną konsekwencją wszystkich wcześniejszych ruchów”.

Nie potrzebował lustra, by korygować swoje błędy, ponieważ doskonale kontrolował mięśnie. Ktoś powiedział mu kiedyś, że to wielka szkoda, że nie może zobaczyć, jak tańczy. „Mylisz się”, odpowiedział. „Zawsze widzę, jak tańczę. Potrafię tak dokładnie to sobie uzmysłowić, że doskonale wiem, jak wyglądam, zupełnie jak gdybym siedział pośrodku widowni”. Po treningu indywidualnym jeszcze przez godzinę lub dwie ćwiczył z Fokinem i innymi tancerzami.

Obiad zawsze wypadał późno, koło czwartej po południu, kiedy Diagilew wyłaniał się z hotelowego pokoju, w którym paliła się lampa, a okna były zasłonięte. „Niczym stara markiza, która boi się światła dziennego” pił tam kawę w łóżku, czytał, wysyłał telegramy, przeglądał gazety i prowadził równocześnie kilka rozmów telefonicznych. Kiedy pojawiał się na próbach, często w otoczeniu niewielkiej grupki przyjaciół, tancerze milkli, a ci, którzy siedzieli, wstawali z miejsc. Biła od niego niemal królewska pewność siebie. „Grigoriew kroczył dyskretnie metr czy dwa za nim, a on przedzierał się przez tłum, zatrzymując się tu i ówdzie, by wymienić powitania. Każdy tancerz, do którego odezwał się Diagilew, stukał obcasami i zginał się w ukłonie”. Oczywiście Niżyński był jedynym wyjątkiem od tej reguły, co potwierdzało (gdyby ktokolwiek potrzebował potwierdzenia), że od reszty tancerzy oddziela go przepaść.

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.Podziękowania

Początkiem tej książki stał się artykuł o Baletach Rosyjskich, który miałam nadzieję napisać, ale nigdy tego nie zrobiłam, więc osoby, którym chcę podziękować w pierwszej kolejności, nie będą wiedziały, dlaczego to robię. A są to: Charlotte Sinclair z „Vogue’a”; Elinor Hughes i Tom Morley, którzy w ramach promowania wystawy Diagilewa w Muzeum Wiktorii i Alberta w 2010 roku podbudowali moje rosnące zainteresowanie Niżyńskim, mimo że nie mogłam znaleźć nikogo, kto zamówiłby u mnie tekst o nim, a także Deirdre Fernand, która niechcący przesądziła o mojej decyzji, dając mi do zrozumienia, że choć nie jestem ani krytykiem baletowym, ani tancerką, napisanie książki o balecie nie musi pozostać moim niedościgłym marzeniem.

Podczas pracy nad książką pomagało mi i służyło radą bardzo wiele osób. Jestem wdzięczna personelowi British Library, biblioteki Muzeum Wiktorii i Alberta i jej oddziału w Blythe House, w którym mieszczą się zbiory teatralne; na moją wdzięczność zasłużyli też Bob Kosovsky i Amy Schwegel z Nowojorskiej Biblioteki Publicznej z działu muzyki i tańca, Tom Clark, Fiona Porter, Pieter Symonds i Arike Oke z Rambert Ballet Company, a także Ann Stewart, którą dzięki nim poznałam, a Marc Farah zasłużył na moje podziękowania przede wszystkim za to, że skontaktował mnie z Pieterem. Nuala Herbert udzieliła mi cennych informacji o Święcie wiosny, a Pell Mountain pożyczył mi rosyjskie książki, których inaczej nigdy bym nie zobaczyła. Mój ojciec John Moore, ojczym Josh Miller i lady Bateman przeczytali książkę w rękopisie i dokonali ważnych poprawek.

Dzięki zamieszkaniu u Simona i Lucy Harrisonów podczas pisania książki miałam do dyspozycji gabinet, którego drzwi mog­łam za sobą zamknąć. A Haydee Dallas postarała się, żebym podczas rozmyślań o Niżyńskim nigdy nie musiała się troszczyć o dzieci. Przede wszystkim jednak mam dług wdzięczności wobec mojego męża, którego miłość dająca poczucie bezpieczeństwa i wsparcie umożliwiają wszystko, przy czym praca nie jest tu najważniejsza.

Wdzięczność należy się Andrew Franklinowi, Danielowi Crewe, Penny Daniel, Valentinie Zance i wszystkim w Profile Book, a także Jane Robertson, która przygotowywała mój tekst, praca z nimi na każdym etapie była przyjemnością. Pryor Dodge z Dodge Collection i dr Hans-Michael Schafer z Fundacji Neumeiera dostarczyli większość wspaniałych zdjęć i rysunków, które zdobią książkę. Andrew Kidd, zgodnie z oczekiwaniami, okazał się najlepszym z agentów, mam nadzieję, że w przyszłości czeka nas jeszcze wiele podobnych projektów.

Jedną z największych przyjemności, jakie przyniosła mi ta książka, była ponowna możliwość współpracy z nieżyjącym już Peterem Carsonem, który ją zamówił, czuwał nad nią i wspierał ją nawet po przejsciu na emeryturę. Uważam za wielki przywilej to, że byłam jedną z grona jego pisarzy.Przypisy

1. Japończyk, 1889–1905

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

2. Ulubiony niewolnik, 1906–1909

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

59 Po raz pierwszy balet ten znalazł się na liście, którą sporządzili z Astrukiem w czerwcu 1908. Obejmowała ona pozycje, które zamierzano pokazać w sezonie 1909. Por.: R. Buckle, Nijinsky, London 1971, s. 63.

60 T. Karsavina, Theatre Street, dz. cyt., s. 170.

61 B. Nijinska, Early Memoirs, dz. cyt., s. 224.

62 Cyt. za: R. Burt, The Male Dancer. Bodies, Spectacle, Sexualities, London 1995, s. 13. Burt dodaje, że w tamtych czasach męski akt jako temat malarstwa czy rzeźby także zniknął, a zwykły ciemny garnitur stał się nijakim i bezpłciowym mundurkiem dla mężczyzn ze wszystkich klas.

63 N. Macdonald, Diaghilev Observed by Critics in England and the Unites States, 1911–1929, London 1975, s. 6.

64 W. Niżyński, Dziennik, dz. cyt., s. 131.

65 Tamże, s. 213.

66 A. Dolin, Autobiography, dz. cyt., s. 44.

67 B. Nijinska, Early Memoirs, dz. cyt., s. 262. Niektórzy świadkowie sugerują, że Lwow próbował poznać Wacława z Diagilewem powodowany chęcią pozbycia się kochanka, który zaczął go nudzić, ale wydaje mi się, że relacje Broni i Nuwela lepiej do siebie pasują w mojej interpretacji faktów.

3. Bóg tańca, 1909–1910

1 T. Karsavina, Theatre Street, dz. cyt., s. 219.

2 D. Milhaud, Notes without Music, London 1952, s. 19.

3 E. de Gramont, Years of Plenty, dz. cyt., s. 24–25.

4 V. Gross, cyt. za: F. Steegmuller, Cocteau: A Biography, London 1970, s. 69.

5 A.L. Haskell, Ballet Russe: The Age of Diaghilev, London 1968, s. 11.

6 M. Rambert, cyt. za: J. Drummond (red.), Speaking of Diaghilev, dz. cyt., s. 110.

7 A. Khan, The Memoirs of Aga Khan, London 1953, s. 109.

8 R. Nijinsky, Nijinsky, taż, The Last Years of Nijinsky, dz. cyt., s. 120.

9 T. Karsavina, Theatre Street, dz. cyt., s. 215.

10 M. Calvocoressi, Music and Ballet: Recollections of M.D. Calvocoressi, New York 1978, s. 226.

11 A.S. Benois, Reminiscences of the Russian Ballet in London, dz. cyt., s. 282.

12 T. Karsavina, Theatre Street, dz. cyt., s. 201.

13 Tamże, s. 214.

14 B. Nijinska, Early Memoirs, dz. cyt., s. 270.

15 T. Karsavina, Theatre Street, dz. cyt., s. 197.

16 Tamże, s. 198–199.

17 C.W. Beaumont, The Diaghilev Ballet in London, dz. cyt., s. 16–17.

18 Grupka tych mężczyzn założyła Jockey Club w 1833 roku na działce przylegającej do opery. „Rzekomo miał się zajmować anglofilskimi sprawami jeździectwa, ale działalność jego członków była ukierunkierowana raczej na plotki i «opiekę» nad tancerkami” (J. Homans, Apollo’s Angels, dz. cyt., s. 145).

19 Cyt za: „Commedia”, 20 maja 1909.

20 Po latach Fokin w swoich wspomnieniach będzie się upierał, że w sezonie 1909 najbardziej oklaskiwane były występy Bolma w Tańcach połowieckich, Kuglarzy w Armidzie i Bachantki (tańczonej przez jego żonę) w Kleopatrze – w żadnym z tych baletów nie tańczył Niżyński. Relacje Karsawiny, Grigoriewa i Benois, a także sprawozdania prasowe zaprzeczają temu twierdzeniu.

21 A. Rubinstein, Moje młode lata, przeł. T. Szafar, Kraków 1976, s. 257–258.

22 M. de Cossard, Ida Rubinstein, Liverpool 1987, s. 17.

23 J. Cocteau, Journals, dz. cyt., s. 55.

24 M. Keynes, Lydia Lopokova, dz. cyt., s. 215.

25 Cyt. za: J. Drummond (red.), Speaking of Diaghilev, dz. cyt., s. 244.

26 J. Bowlt, Z. Tregulova, N.R. Giordano (red.), Feast of Wonders: Sergei Diaghilev and the Ballets Russes, Milan 2009, s. 21

27 A.S. Benois, Reminiscences of the Russian Ballet in London, dz. cyt., s. 284.

28 S. Grigoriev, The Diaghilev Ballet, 1909–1929, Harmonsworth 1953, s. 25.

29 Jak zauważył najnowszy biograf Diagilewa Sjeng Scheijen, musimy dać wiarę oczarowaniu pierwszych widzów Baletów.

30 S. Kahan, Music’s Modern Muse, New York 2003, s. 159, S. Lifar, Serge Diaghilev, dz. cyt., s. 161.

31 Tamże, s. 155.

32 T. Nijinsky, Nijinsky and Romola, London 1991, s. 376.

33 A. Oliveroff, Flight of the Swan, dz. cyt., s. 163.

34 B. Nijinska, Early Memoirs, dz. cyt., s. 401.

35 Cyt za: francuski „Vogue”, grudzień 1986; R. Gottlieb (red.), Reading Dance, New York 2008, s. 336–337.

36 T. Nijinsky, Nijinsky and Romola, dz. cyt., s. 258.

37 R. Nijinsky, Nijinsky, taż, The Last Years of Nijinsky, dz. cyt., s. 93.

38 Tamże, s. 115.

39 Tamże, s. 89.

40 L. Sokolova, Dancing for Diaghilev, London 1960, s. 39.

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

4. Pietruszka, 1910–1911

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

16 To założenie jest takie samo jak w pierwszej scenie Sylfidy, jednego z klasycznych dziewiętnastowiecznych baletów, tyle że role męskie i żeńskie zostały odwrócone: na początku przedstawienia bohater, James, śpi w fotelu, śniąc o sylfidzie nie z tego świata (A. Macaulay, Matthew Bourne and his Adventures in Dance, dz. cyt., s. 192).

17 T. Karsavina, Theatre Street, dz. cyt., s. 240.

18 A.S. Benois, Reminiscences of the Russian Ballet in London, dz. cyt., s. 340.

19 R. Nijinsky, Nijinsky, taż, The Last Years of Nijinsky, dz. cyt., s. 137.

20 C.W. Beaumont, The Diaghilev Ballet in London, dz. cyt., s. 28.

21 M. Rambert, cyt. za: J. Drummond (red.), Speaking of Diaghilev, dz. cyt., s. 115.

22 C.W. Beaumont, The Diaghilev Ballet in London, dz. cyt., s. 26.

23 E. Cecchetti, O. Racster, The Master of the Russian Ballet, London 1922, s. 217.

24 M. Fokine, Memoirs of a Ballet Master, dz. cyt., s. 182.

25 Trzy lata później w Londynie taniec Niżyńskiego sprowokował pełen oburzenia list do „Timesa”, który kończył się tak: „Oczywiście, nie można nic zarzucić samemu Niżyńskiemu. Jest sumiennym artystą oddanym swojej pracy. Ale czy wpływ jego tańca nie jest degenerujący? Pociąga i budzi niepokój. Typ młodego człowieka, któremu to się podoba, i typ, jaki z tego wyrośnie, kocha nastrój rozleniwienia w apartamencie oświetlonym na różowo, z zasłonami zasuniętymi przez cały dzień, z kółkami dymu z opium i ciężkim zapachem dziwnych perfum. A to oznacza zgniliznę!” (John Julius Norwich, Christmas Cracker – za przekazanie cytatu dziękuję Peterowi Carsonowi).

26 V. Gross, Nijinsky on Stage, dz. cyt., s. 67.

27 D. Monteux, It’s All in the Music, London 1966, s. 77.

28 M. Rambert, Quicksilver, dz. cyt., s. 57.

29 K. Kopelson, The Queer Afterlife of Vaslav Nijinsky, San Francisco 1997, s. 113; zob. także: F. Steegmuller, Cocteau, dz. cyt., s. 84 i J. Cocteau, The Cock and the Harlequin, przeł. R.H. Myers, London 1921, s. 42.

30 V. Stravinsky, R. Craft, Stravinsky in Pictures and Documents, London 1960, s. 26.

31 Por. J. Homans, Apollo’s Angels, dz. cyt., s. 290.

32 M. Fokine, Memoirs of a Ballet Master, dz. cyt., s. 194.

33 M. Sert, Two or Three Muses, London 1953, s. 129.

34 D. Monteux, It’s All in the Music, dz. cyt., s. 76.

35 A.S. Benois, Reminiscences of the Russian Ballet in London, dz. cyt., s. 337.

36 B. Nijinska, Early Memoirs, dz. cyt., s. 373.

37 Tamże.

38 E. Denby, cyt. za: P. Magriel, Nijinsky, Pavlova, Duncan: Three Lives in Dance, New York 1977, s. 19–20.

39 V. Stravinsky, R. Craft, Stravinsky in Pictures and Documents, dz. cyt., s. 67.

40 R. Nijinsky, Nijinsky; and, The Last Years of Nijinsky, dz. cyt., s. 128.

41 C.W. Beaumont, The Diaghilev Ballet in London, dz. cyt., s. 45.

42 Por. L. Garafola, Diaghilev’s Ballets Russes, dz. cyt., s. 29, 32 i 48.

43 M. Keynes, Lydia Lopokova, dz. cyt., s. 211.

44 R. Buckle, Nijinsky, dz. cyt., s. 159.

45 W. Briusow, cyt. za: L. Garafola, Diaghilev’s Ballets Russes, dz. cyt., s. 27.

46 R. Nijinsky, Nijinsky, taż, The Last Years of Nijinsky, dz. cyt., s. 129.

47 I. Stravinsky, R. Craft, Memories and Commentaries, dz. cyt., s. 37.

48 R. Gathorne-Hardy (red.), Ottoline: The Early Memoirs of Lady Ottoline Morrell, London 1964, s. 227.

49 S. Grigoriev, The Diaghilev Ballet, 1909–1929, Harmonsworth 1953, s. 55.

50 T. Beecham, A Mingled Chime, London 1973, s. 149.

51 C. Ricketts, cyt. za: R. Buckle, Diaghilev, dz. cyt., s. 232.

52 Lady Diana Cooper naprawdę to zrobiła. Zob. na ten temat J. Melville, Diaghilev and Friends, dz. cyt., s. 122.

53 M. Green, Children of the Sun: A Narrative of „decadence” in England after 1918, New York 1977, s. 30.

54 M. Draper, Music at Midnight, Surrey 1929, s. 143.

55 Tamże, s. 188.

56 S. Lifar, Serge Diaghilev, dz. cyt., s. 299.

57 R. Nijinsky, Nijinsky, taż, The Last Years of Nijinsky, dz. cyt., s. 113.

58 F. Steegmuller, Cocteau, dz. cyt., s. 89.

59 I. Stravinsky, R. Craft, Memories and Commentaries, dz. cyt., s. 35.

60 B. Nijinska, Early Memoirs, dz. cyt., s. 339.

61 H. Kessler, Kuzmin, cyt. za: S. Scheijen, Diaghilev, dz. cyt., s. 238.

62 W. Niżyński, Dziennik, dz. cyt., s. 60.

63 Tamże, s. 62.

64 Tamże.

65 T. Karsavina, Theatre Street, dz. cyt., s. 285, R. Buckle, Nijinsky dz. cyt., s. 156. Miało to miejsce w 1910 roku. Zakładam, że Diagilew użył zaimka żeńskiego, ponieważ zaimek męski byłby nie do przyjęcia. Bez względu na to, co według niego Karsawina wiedziała o jego życiu prywatnym, nigdy w jej obecności nie mówiłby o tej relacji. Gdyby nawet, co jest mało prawdopodobne, użył zaimka „on”, Karsawina niemal na pewno zmieniłaby to przed publikacją.

5. Faun i Gry, 1911–1913

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

6. Święto wiosny, 1910–1913

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

7. Róże, 1913–1914

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

8. Walc Mefisto, 1914–1918

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

9. Duch, 1918–1950

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

10. Wybrany

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.Źródła ilustracji

Stiftung John Neumeier – Dance Collection

© adoc-photos / Corbis / Fotochannels

Fot. Roger Pryor Dodge Collection

Fot. Roger Pryor Dodge Collection

Fot. Roger Pryor Dodge Collection

Fot. Roger Pryor Dodge Collection

Stiftung John Neumeier – Dance Collection

Muzeum Bourdelle’a. © Roger-Viollet / TopFoto

Fot. © RIA Novosti / Alamy

Stiftung John Neumeier – Dance Collection

Fot. Roger Pryor Dodge Collection

© Gianni Dagli Orti / Corbis / Fotochannels

Stiftung John Neuemeier – Dance Collection

Fot. © The Granger Collection / TopFoto

Fot. © 2004 TopFoto / Fotomas

Fot. Roger Pryor Dodge Collection

Fot. Roger Pryor Dodge Collection

Fot. Bibliothèque musée de l’Opera – Fonds Kochno: Album portraits N – Album 2, planche 12 Nijinsky

Fot. Roger Pryor Dodge Collection

Fot. Roger Pryor Dodge Collection

Fot. Roger Pryor Dodge Collection

Fot. © 1999 Topham Picturepoint

Fot. Roger Pryor Dodge Collection

Wydawnictwo Marginesy dołożyło należytej staranności w rozumieniu art. 335 par. 2 kodeksu cywilnego w celu odnalezienia aktualnych dysponentów autorskich praw majątkowych do zdjęć opublikowanych w książce.

Z uwagi na to, że przed oddaniem niniejszej książki do druku nie odnaleziono niektórych autorów zdjęć, Wydawnictwo Marginesy zobowiązuje się do wypłacenia stosownego wynagrodzenia z tytułu wykorzystania zdjęć aktualnym dysponentom autorskich praw majątkowych niezwłocznie po ich zgłoszeniu do Wydawnictwa Marginesy.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: